..Kolbe “ewangelizuje Żydów”, Polska sama wygrała wojnę

Muzeum II Wojny Światowej w nowej odsłonie: Pilecki urósł, Kolbe “ewangelizuje Żydów”, Polska sama wygrała wojnę

Estera Flieger


RENATA DĄBROWSKA

Zwiedzamy Muzeum II Wojny Światowej. Sprawdzamy, jak zmieniła się wymowa wystawy głównej, od kiedy Karol Nawrocki, nowy dyrektor, zaczął ją “demolować” – czym sam się chwali

Muzeum w Gdańsku było celem ataków prawicy, jeszcze zanim powstało. Miesiąc po otwarciu minister kultury Piotr Gliński pozbawił stanowiska dyrektora jednego z twórców wystawy głównej prof. Pawła Machcewicza i zainstalował dr. Karola Nawrockiego. Nowy dyrektor zapowiedział kilkanaście zmian, by pokazać „polski punkt widzenia”.

Sprawdzamy na miejscu, jak zmieniła się wymowa wystawy. Oprowadza nas współtwórca i były wicedyrektor dr. Janusz Marszalec.

1. Bo tekst „The House of the Rising Sun” jest o prostytutce

Nawrocki najpierw zmienił film podsumowujący wystawę główną. Wchodzimy do sali podzielonej murem zwieńczonym drutem kolczastym. Przypomina ten w Berlinie. Kończy się wojna. Zapada żelazna kurtyna. Zniszczona Warszawa na eksponowanych zdjęciach przypomina Kabul, Damaszek, Aleppo.

Do listopada oglądaliśmy tu zrealizowany specjalnie dla Muzeum film Matta Subiety.

W tle filmu Subiety słychać „The House of the Rising Sun”. Ballada The Animals opowiada o popełniającym wciąż te samy błędy człowieku. Po lewej stronie ekranu oglądamy migawki z zachodniego bloku, a po prawej – ze wschodniego: wydarzenia polityczne i przemiany w kulturze. Narracja nie kończy się na 1989 r. Na całym ekranie widzimy znane z dzienników telewizyjnych kadry: Korea Północna, Ukraina, Syria. Wychodzimy, myśląc o tym, że 73 lata od zakończenia II wojny historia nie jest nauczycielką życia.

Wszystko to nie spodobało się nowej ekipie. Zarzuty: głośna muzyka, ballada jest o burdelu, w scenie o wydarzeniach w Stoczni Gdańskiej nie ma Anny Walentynowicz, są Lech Wałęsa i młody Paweł Adamowicz – dziś znienawidzony przez PiS prezydent miasta.

I pacyfistyczna wymowa, bo zwiedzający ma wychodzić z Muzeum przekonany, że wojna to przygoda. Dlatego film Subiety zastąpiono przypadkową, stworzoną nie na potrzeby Muzeum animacją IPN „Niezwyciężeni”.

Gitarowe brzmienia musiały ustąpić inwazyjnemu dźwiękowi, który przeszkadza w zwiedzaniu, zanim nawet dotrze się do ostatniej sali. Lektor rzuca hasła: „Ratujemy Żydów”, „Oddajemy życie w imię godności i wolności”, „Zostajemy zdradzeni”, „Papież daje nadzieje na wygraną”, „Komuniści przegrywają”, „Wojna zakończona”, „Zwyciężyliśmy”, „Nie błagamy o wolność, my o nią walczymy”. Bezkrytyczna propaganda, z której nie dowiadujemy się niczego o losie cywilów, choć był to główny temat wystawy głównej. Ta zmiana jest szczególnie bolesna, bo wystawa straciła uniwersalne, humanistyczne przesłanie. – Znikło ostrzeżenie przed źródłem wojen: nienawiścią, nacjonalizmem, łamaniem zasad demokracji, nieszanowaniem drugiego człowieka – mówi Marszalec.

 

2. Irena Sendlerowa nigdy nie była „za hydrantem”

Od otwarcia Muzeum irytację prawicy budziło miejsce na wystawie głównej nowej bohaterki prawicy Ireny Sendlerowej – socjalistki, feministki i pielęgniarki, która uratowała kilkaset żydowskich dzieci. Kolejni dziennikarze i politycy powtarzali słowa Glińskiego o ukryciu jej „za hydrantem”.

Wchodzimy do sali poświęconej Polskiemu Państwu Podziemnemu. Na jednej ze ścian zaprezentowano jego złożoną strukturę. Wajchy, przekładnie, rury: jesteśmy w głębokiej piwnicy. W wydzielonych za metalową ścianą małych pomieszczeniach zapoznajemy się z historią Ireny Sendlerowej i Władysława Bartoszewskiego, których działalność – jak mówiła ta pierwsza – była „konspiracją w konspiracji”. Wejścia do pomieszczeń za ścianą nie sposób pominąć.

Ale w marcu Nawrocki „zdekonspirował” Bartoszewskiego i Sendlerową: wybił w ścianie dwa wąskie prostokątne okienka.

– Przytoczę uwagę jednego ze zwiedzających, że to skromne, wyciszone miejsce odpowiada najlepiej pracy tej skromnej osoby – odpowiadał Marszalec na zarzut ukrycia Sendlerowej „za hydrantem”.

Minister nie przyjął zaproszenia twórców wystawy na jej otwarcie, nie widział więc na własne oczy realizacji.

3. Szukamy kapitana Kasztelana

Kapitan Antoni Kasztelan w kampanii wrześniowej kierował kontrwywiadem Obrony Wybrzeża. Został stracony przez Niemców w 1942 r. Ciało zostało przekazane Instytutowi Anatomii Uniwersytetu Królewieckiego. Dlatego jego kurtkę oglądaliśmy w części wystawy opowiadającej o bezczeszczeniu zwłok polskich wojskowych przez Niemców.

Przed zwiedzaniem wiedzieliśmy, że została przeniesiona. Szukaliśmy jej bardzo długo. Okazało się, że gablotę poświęconą kapitanowi minęliśmy wcześniej. Kasztelan został wepchnięty w róg sali, w której uwaga zwiedzającego skupia się na ogromnym zdjęciu ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Jest 5 maja 1939 r., Beck odmawia Hitlerowi eksterytorialnego korytarza w poprzek polskiego Pomorza – wojna wybuchnie za cztery miesiące, Kasztelan zginie za trzy lata. Zaburzono porządek chronologiczny, a układ sali sprawia, że bohatera łatwo przeoczyć. Z poprzedniej sali wychodzimy wprost na zdjęcie Becka – Kasztelana nawet nie zauważamy, choć jesteśmy historykami.

4. Ile osób zginęło w czasie wojny?

Zwiedzamy rekonstrukcję zniszczonego miasta. Pytamy o tablicę ze statystyczną liczbą ofiar wojny w poszczególnych krajach z rozbiciem na żołnierzy i ludność cywilną. Wiemy, że znikła – bo straty ofiar Niemiec i Rosji w liczbach bezwzględnych były większe niż Polski.

Dlatego Machcewiczowi i Marszalcowi zarzucono „niegodną manipulację”. Miała pojawić się nowa, lepiej wyeksponowana i „oddająca rzeczywiste straty osobowe poszczególnych narodów”, czyli taka, w której Polska będzie ukazana jako kraj najbardziej poszkodowany. 17 kwietnia jeszcze jej nie widzieliśmy.

5. Polacy ratowali Żydów – koniec kropka

„»Zdemolowaliśmy« właśnie z Markiem Szymaniakiem [kier. działu naukowego] kolejną część ekspozycji…” – chwalił się w marcu Nawrocki na Facebooku. Chodziło o dołożenie nowego elementu – wielkoformatowego zdjęcia rodziny Ulmów, która uratowała Żydów, ale bez informacji, że nazistom wydał ich Polak.

Nad zdjęciem jest hasło: „Polacy wobec Zagłady”. Niżej opis: „Ratowali sąsiadów za cenę własnego życia”. Zwiedzający opuszcza budynek w przeświadczeniu, że była to jedyna postawa Polaków wobec Żydów w trakcie wojny. Jednak prof. Barbara Engelking wyróżniła ich siedem, w tym: pomoc jednorazową, pomoc długotrwałą, odmowę pomocy, obojętność i mordowanie.

6. Polska partyzantka ma być największa

Kolejną obsesją Glińskiego, Nawrockiego, a ostatnio również premiera Morawieckiego jest partyzantka. W sali jej poświęconej nowy dyrektor „wygumkował” liczbę żołnierzy, którzy przewinęli się przez szeregi radzieckich oddziałów – a były o wiele liczniejsze od polskich. Te zaś urosły, bo zsumowano liczbę partyzantów z żołnierzami Armii Krajowej.

Dyrektor usunął też informację o ogólnej liczebności francuskiego ruchu oporu. Zwiedzającemu ma towarzyszyć wrażenie, że Polska sama wygrała wojnę.

7. Kolbe „ewangelizował Żydów”

Zarzutem wobec Machcewicza i Marszalca było też niedostateczne wyeksponowanie roli Kościoła podczas wojny. Dlatego Nawrocki postawił stanowisko multimedialne poświęcone o. Maksymilianowi Kolbemu.

Z dr. Marszalcem uważnie czytamy biogram Kolbego. Dowiadujemy się, że przed wojną nie był antysemitą, ale w swoim „Małym Dzienniku” „ewangelizował Żydów”.

– Na łamach zarówno tego, jak i innych pism wydawanych (m.in. „Rycerza Niepokalanej”) przez Kolbego nikt nie ewangelizował Żydów, nie znajdzie się tam wiele informacji o judaizmie. Żydzi byli traktowani jako czynnik nieodmiennie wrogi, działający metodycznie wedle szkodliwego dla Polski i całego chrześcijańskiego świata planu. Autorzy ekspozycji, zdaje się, chcieliby definitywnie odkleić tę postać i jej dzieło od tego, co się stało na ziemiach polskich kilka lat później – tak tekst umieszczony na wystawie przez Nawrockiego analizuje dr Grzegorz Krzywiec, historyk PAN, autor książki „Polska bez Żydów”. – Nowa ekspozycja nie tyle jednak wyjaśnia rolę ojca Kolbego, w tym jego tragicznej śmierci, ile preparuje jego wykrzywiony, poręczny, hagiograficzny obrazek.

8. Pilecki w centymetrach

Na prawicy zarzucało się twórcom Muzeum, że powierzchnia zdjęcia rotmistrza Pileckiego na wystawie głównej jest za mała – trwał spór o centymetry. Dlatego również w części obozowej powstało stanowisko multimedialne poświęcone rotmistrzowi i jego większy portret, ale z okresu przed wojną.

Ale wciąż o wiele większe wrażenie robi na nas maleńka obozowa fotografia wyniszczonego Pileckiego, bo ilustruje jego bohaterstwo.

Inne zmiany

Niedawno umieszczono w Muzeum fototapetę z cichociemnymi. Nowe gabloty i stanowiska mają teraz mjr Henryk Dobrzański „Hubal” i Marian Rejewski, matematyk, który brał udział w rozpracowywaniu Enigmy. Zapełnia się w ten sposób przestrzenie, które pozwalały zwiedzającemu na refleksję oraz dubluje treści.

W sali poświęconej propagandzie w Związku Sowieckim dodano planszę „Sowieckie ludobójstwo na Polakach”. Wcześniej dobrze ilustrującą mechanizmy propagandy grę planszową zastąpiono dosłownym rewolwerem Nagan. Przewodnik myli jego nazwę i opowiada zwiedzającym o „nogancie”.

Nowa ekipa robi więcej błędów – niedawno wisiał tu plakat, na którym pomylono oryginalne nazwisko Jana Karskiego.

Jak film: początek, rozwinięcie i zakończenie

Proszę o opinię profesor UMCS Annę Ziębińską-Witek, historyczkę, autorkę książki „Historia w muzeach. Studium ekspozycji Holokaustu”:

– Wśród współczesnych ekspozycji historycznych zaznaczają się dwa rodzaje, tzw. wystawy tradycyjne i narracyjne. Na tych pierwszych nośnikami informacji są głównie eksponaty (obiekty, artefakty), w drugich, jak w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, najważniejsza jest opowieść, a eksponaty umieszcza się w szerszym kontekście – wyjaśnia profesor. – Wystawa narracyjna ma większą siłę, bo oddziałuje na emocje i angażuje uwagę na wielu poziomach. Można ją porównać do filmu. Ma początek, rozwinięcie i zakończenie. Każda, choćby najdrobniejsza poprawka narusza strukturę opowieści i może zmienić jej sens. Ingerencja jest tym samym, czym mogłoby być zamienienie konkretnych scen w dziele filmowym.

Historyczka podaje przykład wzorcowej ekspozycji, czyli Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie. Od lat 90., kiedy powstało, nic się w niej nie zmieniło.

Zapytaliśmy ministerstwo, czy zmiany są z nim uzgadniane i czy mają jego akceptację. Okazuje się, że Nawrocki ma wolną rękę. „Dyrektor kieruje instytucją kultury i ponosi odpowiedzialność za jej działania, w tym za wystawę i jej ewentualne zmiany. Minister nie uzgadnia treści wystaw w żadnym z polskich muzeów. Co do zmian dokonywanych przez dyr. Nawrockiego, jak wynika z informacji napływających z Muzeum, mogą być uznane za właściwie dopełniające narrację wystawy otwartej na początku 2017 r.” – odpowiedziało centrum informacyjne resortu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com