Puściły tamy plugastwa. Polski antysemityzm wstaje z kolan

Puściły tamy plugastwa. Polski antysemityzm wstaje z kolan

Zuzanna Kowalczyk


Mikołaj Grynberg (MARCIN STĘPIEŃ)

Po katastrofie zawsze się wydaje, że wydarzyło się dość zła, by przekonać ludzi do rozsądku. Ale Żydzi słyszeli i słyszą: “To Hitler z wami nie skończył?”

Mikołaj Grynberg – pisarz, fotograf. Jego zbiór opowiadań „Rejwach” został nominowany do tegorocznej Nagrody Literackiej „Nike”.

Zuzanna Kowalczyk: Po lekturze „Rejwachu” pomyślałam: Zagłada się nie skończyła.

Mikołaj Grynberg: Skończyła się Zagłada rozumiana jako Holocaust. Nie skończył się za to antysemityzm, który wstaje dziś z kolan. Zwłaszcza polski antysemityzm, z którym widuję się regularnie na spotkaniach autorskich i w skrzynce mailowej.

Współczesny antysemityzm nie zabija ludzi, ale tożsamość.

– Niszczy nas wszystkich: Żydów, Polaków, tzw. polskich Polaków i żydowskich Polaków, świadków tych wszystkich haniebnych słów, które padają w przestrzeni publicznej. Antysemityzm jest jak trucizna, spod działania której naród wygrzebuje się latami – zawsze tylko do następnego razu. Bo nie mam wątpliwości, że to będzie się powtarzać.

Z czego wynika ta niezdolność do skutecznego wyplenienia antysemityzmu? Po Holocauście wydawało się, że pogrzebała go wojna, po Marcu ’68 – że PZPR.

– No właśnie, wydawało się. Antysemityzm jest szalenie żywą figurą w polskiej kulturze. Był obecny również po wojnie, pokazują to pogromy w Kielcach i Krakowie czy pogromy w żydowskich sierocińcach w Otwocku i Rabce. Po katastrofie zawsze się wydaje, że wydarzyło się dość zła, by przekonać ludzi do rozsądku, ale Żydzi, którym udało się przeżyć, słyszeli i słyszą: „To Hitler z wami nie skończył?”.

Paradoks polskiego antysemityzmu polega na tym, że wcale nie potrzebuje Żydów – sam ich sobie mianuje.

Powstają listy ludzi, którzy rzekomo ukrywają swoje pochodzenie. Najczęściej to bzdury, ale w ten sposób antysemityzm samodzielnie generuje przedmiot swojej nienawiści. Polacy wzajemnie mianują się Żydami tylko po to, by podtrzymać mechanizm krzywdzenia.

To możliwe, że antysemityzm się kiedyś skończy?

– Tak. Nawet dokładnie wiem kiedy: wtedy, gdy z Polski wyjadą wszyscy antysemici. Nie wszyscy Żydzi.

Nowelizacja ustawy o IPN jest pokłosiem tego zapętlenia?

– Antysemityzm w Polsce był obecny zawsze, w ostatnich latach nie wylewał się tylko tak brutalnie na zewnątrz. Ustawa mu w tym pomogła, uprawomocniła jego obecność w mediach i polityce, wszedł do języka debaty publicznej i został w niej zaakceptowany.

Państwo usankcjonowało prawnie mowę nienawiści, więc tama, za którą gromadziły się plugastwa, puściła. Wystarczył mały przesmyk, by przelać przez nią całe morze kłamstw i inwektyw.

Po 1989 r. nie wystąpiła tak silna fala antysemityzmu, ale pojawiały się silne głosy. Choćby wtedy, gdy kandydaci na prezydenta pokazywali swoje drzewa genealogiczne, co w Polsce ma jednoznaczny wydźwięk – nie chodzi o to, żeby pokazać, że jest się Polakiem, ale o to, że nie jest się Żydem.

Najbrutalniejsza twarz antysemityzmu ujawniała się w internecie, który nie był traktowany jako pełnoprawna część sfery publicznej. Posługiwanie się w sieci mową nienawiści teoretycznie było karalne, ale w praktyce – nie.

Facebook zaczął blokować treści rasistowskie i antysemickie; ostatnio konta ONR i NOP.

– Ale to wciąż działania Facebooka, nie Polski. Weto wobec faszyzmu powinno stawiać państwo, tymczasem u nas tendencja jest odwrotna. Rząd wstrzymuje finansowanie dla organizacji walczących z mową nienawiści, homofobią, antysemityzmem czy rasizmem.

Będzie gorzej?

– Tam, które puszczą, będzie więcej, bo obecny obóz władzy nie zajmuje się rozwiązywaniem konfliktów, ale ich podgrzewaniem. Widać, że ten mechanizm spełnia funkcję jednoczenia środowisk nacjonalistycznych. Niezależnie od tego, czy ktoś to zaplanował, czy po prostu się ulało, nienawiść odgrywa dziś rolę integracyjną.

A jeśli wahadło wychyla się tak daleko w jedną stronę, to nigdy nie opada powoli, ale uderza z wielką mocą i niszczy wszystko na swojej drodze. Znamy to dobrze z historii. Przez lata radykalne wychylenia powstrzymywał strach przed kolejną wojną, ale dziś ponownie zaczyna dominować mit, że największym honorem jest zginąć za ojczyznę. Ginąć za sprawę, zamiast ją rozwiązać. To przecież narracja bliska idei dżihadyzmu, któremu nacjonalizm chce się przeciwstawiać.

W takich okolicznościach dialog jest jeszcze w ogóle możliwy?

– Do dialogu niezbędna jest chęć rozmowy i słuchania. Dziś na prawicy ci, którzy byliby gotowi do podjęcia dialogu i szukania kompromisów, są przez swoje środowisko nazywani zdrajcami.

Czy w takim razie systemy ochrony praw człowieka, które stworzono po wojnie, a później rozwijano w ramach Unii Europejskiej, rzeczywiście chronią dziś mniejszości? Sytuacja w Polsce odkrywa ich słabość.

– Te systemy okazały się niewydolne wobec problemu wielokulturowości i fal imigranckich. Najdobitniej pokazał to kryzys uchodźczy, ale w Europie powszechna jest gettyzacja mniejszości etnicznych i religijnych w miastach i na przedmieściach.

Poważną krzywdę wyrządziła niektórym państwom – przykładem Szwecja – zbyt daleko posunięta poprawność polityczna, która przysłoniła ważne fakty i podała w wątpliwość, czy zasadne jest karanie lub inwigilowanie przez państwo ludzi, których jako grupę uważano za autonomiczną.

Obecna sytuacja jest pokłosiem lat strachu i unikania konfrontacji z problemem, który jest i zawsze był. Europa nie umiała znaleźć równowagi między wpuszczaniem wszystkich a niewpuszczaniem nikogo. Pozwoliła rodzić się kolejnym społecznym fobiom.

Europa przestaje być bezpiecznym miejscem dla mniejszości? Czy nigdy nim nie była?

– Mniejszości były dotychczas podporządkowane większości, ale te proporcje zaczęły się zmieniać.

Współczesny kryzys to tak naprawdę wyraz dylematu, jak pogodzić bycie porządnym człowiekiem, który nie opuszcza innych, z zapobieganiem sytuacji, w której wydaje się nam, że utoniemy wszyscy razem.

Poszukiwaniom rozsądnego kompromisu szkodzą populiści. Powinniśmy uczyć się tych reakcji z historii, ona wciąż się odnawia.

Jak z tym odnawianiem walczyć? Kultywowaniem pamięci i pisaniem książek?

– Moje przemyślenia na ten temat radykalnie się zmieniły. Pisząc „Ocalonych z XX wieku”, wierzyłem, że tak długo, jak długo będziemy pamiętać o wszystkim, co się zdarzyło, taki dramat się nie powtórzy. Dziś uważam to za intelektualny infantylizm; gdybym miał wówczas rację, nie wydarzyłyby się rzezie na Bałkanach, w Rwandzie czy innych miejscach.

W „Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne” nie chciałem już zbawiać świata, tylko pokazać tym, którzy na podtrzymywanie tej pamięci reagowali hasłami „po co do tego wracać?” czy „przecież wojna się skończyła 70 lat temu”, że ta wojna trwa dalej.

W „Księdze wyjścia” chciałem już tylko oddać głos tym, których historie nie zostały opowiedziane, choć powinny. Nie myślałem już o czytelniku, tylko o moich rozmówcach.

Skąd zatem przejście w „Rejwachu” od rozmów do opowiadań?

– Potrzebowałem opowiedzieć to swoimi słowami. W projektach dokumentalnych, jakimi były wcześniejsze książki, nie miałem takiej możliwości. Byłem wierny wypowiedziom moich rozmówców, bo tak właśnie powinno się spisywać rozmowy. Wiedziałem jednak, że gdybym sam miał opowiedzieć te historie, to zrobiłbym to inaczej. „Rejwach” dał mi tę wolność.

„Rejwach” znalazł się na liście książek nominowanych do tegorocznej nagrody Nike. Gdy w zeszłym roku nagrodę zdobył reportaż „Żeby nie było śladów”, w laudacji Tomasz Fiałkowski powiedział, że to m.in. wynik aktualności książki Łazarewicza w kontekście dzisiejszej sytuacji politycznej. Myśli pan, że „Rejwach” ma szansę na wygraną z tych samych powodów?

– Książka z pewnością wpisała się w ducha bieżących zdarzeń. Nie mogłem tego precyzyjnie przewidzieć, podejmując się pracy nad nią. W kwestii nagrody – proszę mi wierzyć, to żadna kokieteria – bardzo się cieszę z nominacji. „Rejwach” to mój prozatorski debiut, bardzo cienka książeczka.

W objętości – mam nadzieję, że w treści już nie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com