Reporter “Wyborczej” incognito na kongresie salafitów w Norwegii

Kliknij, by zostać wyznawcą. Reporter “Wyborczej” incognito na kongresie salafitów w Norwegii

Maciej Czarnecki


Fahad Qureshi, współtwórca i niekwestionowany lider Islam Net, największej organizacji salafickiej w Norwegii

Wzywam wszystkich muzułmanów, by zakładali firmy, kreowali własne produkty, kupowali domy! Ułatwi to nasze wysiłki na rzecz wprowadzania islamu – woła ze sceny kaznodzieja.

– As-salam alejkum wa rahmatu’llahi wa barakatu – mówi ciepłym głosem Fahad Qureshi.

Pokój niech będzie z wami i łaska, i błogosławieństwo boże.

Wysoki mężczyzna w długiej, brązowej szacie zwanej dżalabiją stoi przy mównicy, wodząc wzrokiem po wypełnionej sali. Tym razem zrezygnował z kufi, modlitewnej czapeczki, w której występuje na większości filmów z przemówieniami na YouTubie. Ma gładko ogoloną głowę i długą, czarną brodę.

Qureshi jest współtwórcą i niekwestionowanym liderem Islam Net, największej organizacji salafickiej w Norwegii. W sieci można znaleźć nagranie z organizowanej przez nią corocznie „konferencji pokojowej” – serii spotkań i dyskusji z kaznodziejami USA, Wielkiej Brytanii, Bliskiego Wschodu czy Afryki.

– Zawsze, gdy organizujemy konferencję, gdy zapraszamy mówcę, wysuwają te same oskarżenia. Ten mówca popiera karę śmierci dla homoseksualistów, tamten za inne przestępstwo, ten jest homofobem, poniża kobiety i tak dalej. Próbuję odpowiadać, że to nie ten zaproszony gość ma, jak mówicie, „ekstremalne, radykalne poglądy”. To poglądy każdego muzułmanina – przekonuje Qureshi.

 

Powinien dodać: każdego salafity. Salafici mają być jak Salaf as-Salih – trzy pierwsze pokolenia muzułmanów po Mahomecie. Ich ruch nawołuje do powrotu do korzeni i literalnego odczytywania Koranu i hadisów. Narodził się dawno temu, ale zyskał na znaczeniu w ostatnich dziesięcioleciach dzięki gotówce z Arabii Saudyjskiej.

Popularny jest też klip z programu telewizyjnego, do którego oprócz szefa Islam Net zaproszono b. minister ds. migracji i integracji Sylvi Listhaug z prawicowej Partii Postępu. Listhaug wyciąga rękę na powitanie. Qureshi, zamiast ją uścisnąć, podaje jej bukiet kwiatów. Tłumaczy, że islam zakazuje dotykania osób przeciwnej płci.

 

– Czy widzieliście komentarze od niemuzułmanów pod tym nagraniem? 99 proc. to pozytywne. Jeśli odmówicie podania ręki w miły sposób, zrozumieją – przekonuje teraz ze sceny.

Na sali znajduje się może 200-250 osób (część, w której są kobiety, odgrodzono zasłoną).

Siedzący obok mężczyźni mają najczęściej po dwadzieścia kilka lat. Kilku, tak jak prelegenci, przywdziało dżalabije, spod których wyzierają spodnie z nogawkami przed kostkę – to kolejny religijny wymóg. Większość ma na sobie zwykłe bluzy i czapeczki z daszkiem. Jest wielu norweskich Somalijczyków. Inni uczestnicy mają bliskowschodnie rysy. Widzę też paru jasnowłosych konwertytów.

Ci ostatni zapewniają mi alibi – wszedłem do środka, rozmawiając z poznanym na ulicy rudzielcem w kufi, najwyraźniej kojarzonym przez obsługę. Konferencja ma stronę internetową, ale nie dowiemy się z niej, gdzie odbędą się obrady. Są tylko daty: 30 września – 2 października 2018 r. Organizatorzy wysyłali adres osobom, które wpłaciły im 100 koron za pomocą vipps, popularnej w Norwegii aplikacji do płacenia telefonem komórkowym. Wyszperałem go na Facebooku.

Salafitom udało się wynająć lokal na przedmieściach Oslo. Jak na ironię nazywa się Engel Paradis i ma w logo skąpo odzianą kobietę ze skrzydłami anioła. Z zewnątrz wygląda jak przydrożny dom schadzek.

Na stolikach przy wejściu darmowe broszury: „O islamie – krótkie wprowadzenie”, „Hidżab – refleksje muzułmańskich kobiet”, „Prawda o Jezusie”. W barze można kupić pizzę, ciasto i kawę. Pod ścianą rozwinięto dywany modlitewne. W przerwach między wykładami uczestnicy konferencji zdejmują buty i biją pokłony, zwracając się w stronę Mekki. Z głośników przeciągle śpiewa muezzin. W toalecie powstały małe kałuże, bo wszyscy rytualnie obmywają nogi w umywalkach.

– Allahu Akbar, a teraz szejk Alaa as-Said opowie o przebudzeniu duszy – kończy wstęp Qureshi, a widownia nieśmiało bije brawo.

Mianem szejka określa się nie tylko śpiących na ropie potentatów z Bliskiego Wschodu, lecz także osoby starsze albo powszechnie szanowane. W białej sali Engel Paradis szejkiem jest każdy mówca.

Kaznodzieja jak showman

Mieszkający w Kanadzie As-Said rzuca od niechcenia, że właśnie wrócił z tournée po RPA.

– Tam, w górze, będziesz chodził dokładnie tak jak tu, na ziemi. Jeśli tu upadniesz, upadniesz i tam. Jeśli kroczysz prosto w dunja, będziesz kroczył prosto w ahira! – mówi As-Said.

Dunja to po arabsku ziemia, tu – życie doczesne, ahira – ostateczność, tu – życie pozagrobowe. Kaznodzieja często wplata arabskie słowa. Cytuje w oryginale ustępy z Koranu, by zaraz je przetłumaczyć. Ma to dowodzić, że wszystko, co mówi, bazuje na surach świętej księgi.

Zarazem As-Said przypomina amerykańskiego showmana, islamską wersję Phila Collinsa z „Jesus he knows me”. Miesza arabski ze slangiem, gestykuluje, uśmiecha się do widowni spod gęstej brody.

– „Bad boys, bad boys, co zrobisz, gdy po ciebie przyjdą?”. Anioły śmierci! – podśpiewuje szlagier Inner Circle.

Mówi, że „ludzie, którzy się nie modlą, są gorsi od szatana”. Przekonuje, by wcielać Koran w codzienne życie.

 

 

– Możesz oszukać mnie, ale Allaha nie oszukasz. Rozmawiam niedawno z jednym z moich uczniów. „Jak leci, Mo? Dlaczego cały czas rozmawiasz z siostrą Susu?”. „Bo pożycza mi notatki” – odpowiada. „Taaak? A ja myślę, że to dlatego, że ma niebieskie oczy i długie blond włosy. Dlaczego nie pożyczysz notatek od kolegi? – opowiada As-Said, na sali słychać ciche śmiechy.

W opowieściach szejków wszyscy są „braćmi” i „siostrami”.

Siostry, podajcie cukierki

Program konferencji jest mieszanką tematów poważnych („Islam w XXI wieku”, „Intelektualne wątpliwości dotyczące islamu”) i lżejszych, skrojonych pod młodzież: „Jak znaleźć miłość swojego życia”, „Jak dostać najwięcej lajków”. Następny punkt jest dla niej.

– Niech wszyscy wyciągną smartfony i zalogują się na Kahoot.it. Będziemy rozwiązywać quiz – zapowiada Qureshi.

Uczestnicy odpowiadają na pytania, wybierając jedną z czterech odpowiedzi. Statystyki natychmiast pojawiają się na telebimie jak w pytaniu do publiczności w „Milionerach”. „Jak nazywamy tego, który nie praktykuje salat [modlitwy]?”, „Kogo powinniśmy najpierw ocalić przed ogniem?”, „Jak traktować Koran?”.

77 proc. wybrało „jako przekaz skierowany wprost do mnie”. Ale parę osób zaznaczyło „jako księgę historyczną”.

– Dajcie spokój, really? – nie dowierza Qureshi.

Wygrywa „aisha”, zdobywając 9595 punktów. Qureshi wzywa siostrę, by się pokazała. Jednak nie schodzi ze sceny, tylko rzuca nagrodę – paczkę cukierków – w stronę pierwszego rzędu. Dotknięcie zwyciężczyni byłoby haram, zabronione.

– Gratuluję. Siostry, podajcie cukierki dalej!

Kliknij, by zostać wyznawcą

Gdy do mównicy podchodzi poeta Ibrahim Jaaber, siostry milkną. Wysoki mężczyzna ma szarą dżalabiję i przepasany na torsie plecak. Naciągnął na czoło kaptur i wygląda trochę jak pustynny wędrowiec.

– Chcę znać księgę, jakbym miał ją wypisaną w sercu/ Chcę wiedzieć, jak czuł się Noe, gdy zbudował arkę – recytuje drżącym głosem.

Jaaber zamyka oczy. „Jeśli Twitter jest nową Torą/ A Facebook nową Biblią/ Po prostu kliknij ‘lubię to’, by zostać wyznawcą”. Gdyby amerykański raper próbował recytować Koran, brzmiałby właśnie tak: „Error, error! Powtarzaj za mną: strach, terror, strach, terror…”.

 

Pochodzący z New Jersey poeta był profesjonalnym koszykarzem. Ocierał się o NBA, przez kilka sezonów grał w Europie w Lottomatice Rzym, Egaleo, Żalgirisie Kowno. Po przyznaniu obywatelstwa załapał się do kadry narodowej Bułgarii.

Na początku 2013 r. nagle uciekł z Kowna. W liście pożegnalnym wytłumaczył, że nie może znieść półnagich czirliderek na parkiecie. „Mam świadomość, być może już nigdy nie pozwoli mi to zarabiać na życie koszykówką, ale jestem gotów na poświęcenia z powodu mojej wiary” – napisał Jaaber.

Zwrócił się ku poezji i studiom koranicznym. Obecnie uczy się w Egipcie.

– Jak możemy stworzyć ummę, jeśli nie mamy domu? – pyta, wbijając wzrok w sufit.

Umma to wspólnota muzułmanów na świecie. Jeśli przeciągnie się m, po angielsku od biedy rymuje się z home.

Po występie Jaaber dostaje gromkie brawa, zwłaszcza od żeńskiej części sali.

Właśnie takie postaci – stanowcze, uduchowione i nieco tajemnicze – zafascynowały Ayan i Aishę, somalijskie nastolatki, których losy opisała w książce „Dwie siostry” reporterka Asne Seierstad. Ayan i Aisha udzielały się w Islam Net. Pewnego dnia spakowały manatki i pojechały do Syrii, by poślubić bojowników ISIS.

Gotowe recepty i poczucie wspólnoty

Islam Net utworzyła mniej więcej dekadę temu grupa studentów szkoły wyższej w Oslo. Od początku przewodził im Qureshi, wówczas student budownictwa.

Młodzi muzułmanie zaczęli od pogadanek na uczelni i publikowania w sieci ściągniętych z YouTube’a klipów indyjskiego salafity Zakira Naika. Właśnie z Indii zaczerpnęli pomysł religijnych konferencji, na których żarliwi kaznodzieje czarują publikę.

Pomysł trafił na podatny grunt. W 2011 r. składki na organizację płaciło już 1,4 tys. członków. Qureshi i spółka stronili od określania siebie mianem salafitów, bo ten termin źle się kojarzył. Ale też chcieli interpretować Koran dosłownie, wzywali studentki do noszenia hidżabów, oddzielali na spotkaniach mężczyzn od kobiet. Oferowali młodym zestaw gotowych recept na życie i poczucie wspólnoty.

Niektórym młodym muzułmanom w Norwegii udaje się łączyć tradycyjne wartości norweskiego społeczeństwa z islamem (bodaj najlepiej ilustruje to postać Sany Bakkoush z popularnego również w Polsce serialu „Skam”). Inni zupełnie odrzucają religię rodziców. Jeszcze innych – właśnie ich przyciągał Islam Net – religijna żarliwość odgradza od rówieśników. Poczucie alienacji wzrosło po 11 września, o czym pisała Seierstad:

„Niektóre nastolatki wrzucały wszelkie swoje klęski i cierpienia związane z okresem dorastania do jednego worka: ponieważ jestem muzułmaninem. Uważały, że media są przeciwko nim, że traktuje się ich z uprzedzeniami, bez zrozumienia, a społeczeństwo zachodnie pragnie ich poniżyć. Debata wokół karykatur Mahometa wybuchła w okresie, kiedy ci, którzy mieli zostać przywódcami Islam Net, byli nastolatkami. Musieli się bronić. Po co być Norwegiem drugiego sortu, skoro można być muzułmaninem pierwszego?”.

Salafizm jest czymś innym niż dżihadyzm. Ale wielu terrorystów inspiruje się właśnie ideologią salaficką. Wśród członków i sympatyków Islam Net były osoby, które wyjechały walczyć w Syrii w szeregach ISIS lub innych radykalnych grup. Arfan Batti, były członek młodzieżowego gangu Young Guns. Hiszam Husajn Ahmed, który rozdawał ulotki Islam Net na Karl Johans Gate w Oslo, a potem zaciągnął się w Syrii do dżihadystycznej grupy Dżabhat an-Nusra. Bastian Vasquez, wychowany w Norwegii konwertyta z Chile, który nakręcił film o norweskich żołnierzach w Afganistanie zakończony słowami: „O, Allahu, zniszcz ich i niech będzie to bolesne”.

Z czasem radykałowie zerwali więzi z organizacją Qureshiego, bo uznali ją za zbyt umiarkowaną, i dołączyli do salafistyczno-dżihadystycznej grupy Profetens Ummah. Niektórzy, jak Vasquez, już nie żyją. Inni, jak Batti, tkwią w więzieniu.

Kiedy słucham kolejnych szejków w Engel Paradis, nie mogę się pozbyć myśli, że część siedzących obok może podążyć ich drogą.

Wspólna piątkowa modlitwa muzułmańskich więźniów z udziałem imama. Norweskie więzienie Halden, lipiec 2014 r. Fot. Knut Egil Wang/Moment/INSTITUTE

O wyższości islamu nad zachodnimi izmami

Qureshi i ekskoszykarz Jaaber są niemal równi wzrostem. Na sali jest tylko jeden wyższy człowiek: Muhammad Hidżab.

Potężnie zbudowanego Brytyjczyka z egipskimi korzeniami można czasem spotkać w słynnym Speaker’s Corner londyńskiego Hyde Parku, gdzie przekonuje donośnym głosem o wyższości islamu nad liberalizmem, feminizmem i innymi zachodnimi izmami.

– W XVIII wieku brytyjskie ustawodawstwo przyznało kobietom prawo do posiadania majątku. Islam dał je już 1,5 tys. lat temu! Koran naciska na opiekę nad żeńskimi sierotami bardziej niż jakikolwiek inny starożytny tekst – przekonuje ze sceny Hidżab.

Zamiast dżalabiji ma granatową marynarkę i jasną koszulę. Cytaty ze świętej księgi przeplata takimi słowami jak „ontologiczny”, „ekwiwalent”, „dyskurs”. Funduje publiczności przyspieszony kurs historii feminizmu od XVIII w. do współczesności. Jego zdaniem postulaty sufrażystek były słuszne, ale potem „wszystko się poplątało”.

– Czemu nie możemy się podpisać pod feminizmem? Bo islam wyraźnie oddziela role mężczyzn i kobiet. Druga fala feminizmu była atakiem na macierzyństwo. Simone de Beauvoir napisała, że małżeństwo jest opresyjne, ale sama nigdy nie miała dziecka! W latach 80. przekonywała: „Żyjemy w wygodnym obozie koncentracyjnym”. Ale jak obóz koncentracyjny może być wygodny? To sprzeczność! – rozkłada ręce Hidżab.

W kolejnym wykładzie „Islam i liberalizm” w pół godziny rozprawia się z Davidem Hume’em, Karolem Darwinem i Richardem Dawkinsem. Często wybucha śmiechem, kiwając głową z politowaniem. – Jak powstało życie? Jest teoria, że chemia w jakiś sposób stała się biologią. Nie wiadomo jak. Naukowcy opisują nam, co się działo 13,9 mld lat temu, jakby tam byli. Mają teorię statyczną, a potem nagle zmieniają ją na Wielki Wybuch. Pomylili się o miliard lat? Co tam! Allah mówi: „Nie pozwoliłem im doświadczyć stworzenia Ziemi”.

Małżeństwo – lek na pornografię

Po kilku wykładach Qureshi zaprasza wszystkich mówców na scenę. Widzowie mogą zadawać pytania, prosząc o mikrofon lub wysyłając je przez Facebooka.

– Żyję w małym mieście, gdzie nie ma dobrej uczelni. Chciałabym się przenieść do Oslo. Co islam mówi o wynajęciu mieszkania z innymi siostrami bez męskiego opiekuna?

– Dlaczego muzułmanin może poślubić niemuzułmankę, a muzułmanka nie może poślubić niemuzułmanina?

– Dlaczego niektórzy muzułmanie wydają tak stanowcze sądy na temat ożenku z chorymi, np. na cukrzycę? Nie jesteśmy gorsze.

– Jak podchodzić do sufizmu?

– Przeprowadziliśmy się do małego miasta w Szwecji. Jak nie stracić kontaktu ze wspólnotą?

– Jak mamy awansować społecznie, skoro tyle rzeczy jest haram [zabronione]? Mówimy tylko: tego nie wolno, tamtego nie wolno, ale co z pozytywnymi rozwiązaniami?

Duchowni odpowiadają na przemian, raczej ogólnie. Widać, że lepiej czują się, rozprawiając o wielkich sprawach niż przyziemnej codzienności.

Ożywiają się w następnym panelu poświęconym w całości obronie przed pornografią. Przyznają, że to ogromny problem.

– Prowadzę terapie z tego powodu dla wielu małżeństw. Powtarzam: twoje oczy są jak obiektyw kamery. Wszystko, co widzą, Allah ściągnie na swój komputer i obejrzy w dzień sądu ostatecznego. Czy będziesz dumny z tego, co zobaczy? – mówi As-Said.

– Jeden człowiek opowiadał mi, że ogląda filmy pornograficzne przez sześć-siedem godzin dziennie. Inny musiał się rozwieść z żoną, bo od młodości był w nałogu. Nie wmawiaj sobie, że małe haram uchroni cię do wielkiego haram. To tak nie działa – dodaje Hajsam al-Haddad, Brytyjczyk palestyńskiego pochodzenia.

Al-Haddad radzi, by cały czas się czymś zajmować i nie myśleć o seksie. W żadnym wypadku nie zabierać do toalety smartfona.

– W dzisiejszych czasach to takie łatwe! – wzdycha. – Pewna siostra opowiadała mi, że jej mąż spędził w toalecie godzinę. Potem sprawdziła jego telefon i okazało się, że oglądał porno! Szatan będzie cię kusił: kliknij, no dalej, to takie zabawne, no spróbuj…

As-Said przytacza opowieść o cnotliwym Abu Bakrze, który bronił się przed złem. Pewnego dnia występna kobieta poprosiła, by wniósł jej po schodach walizki. Abu Bakr spełnił jej prośbę, bo pomagał ludziom. W mieszkaniu kobieta rzuciła się nań. Gdy ją odepchnął, powiedziała, że jeśli się z nią nie prześpi, zacznie krzyczeć, że próbował ją zgwałcić. Abu Bakr znalazł się w pułapce. W końcu powiedział, że zgadza się na seks, lecz najpierw musi skorzystać z toalety. Tam rozebrał się i wysmarował fekaliami. Gdy wyszedł, kobieta aż krzyknęła. Niewiele myśląc, wyrzuciła go za drzwi. Abu Bakr uniknął grzechu.

– Jednak wieczorem, leżąc w swoim łóżku, zapłakał. Wiecie dlaczego? Nie, nie żałował straconej okazji. Ubolewał, że rano zjawi się w meczecie na porannej modlitwie i będzie śmierdział – dodaje As-Said.

Qureshi odczytuje pytanie nadesłane przez Facebooka: ktoś skarży się, że przez myślenie o seksie nie może się skupić na modlitwie. Czy powinien sobie ulżyć, by móc spokojnie się modlić? As-Said radzi, by się ożenił. Żona zaspokoi go w sposób halal.

Pytanie z żeńskiej części sali: czy etyczne jest sugerowanie małżeństwa z kimś, kto jest uzależniony od pornografii?

– Wszyscy mamy swoje demony, ale nie powinniśmy o nich dyskutować z osobą, z którą chcemy się pobrać. Tak długo, jak trzymamy je w środku i kontrolujemy, jest dobrze. Niektóre rzeczy pozostają między mną a Allahem. A małżeństwo może wywrzeć zbawienny wpływ na takie problemy – odpowiada jeden z amerykańskich imamów.

W przerwie zaczepiam norweskiego Somalijczyka, który zadał pytanie o liczne haram. Opowiada, że najbardziej frustruje go zakaz pożyczania na procent. Jego rodzina przyjechała do Norwegii w latach 70. Domy były wtedy tanie, ale ojciec nie wykorzystał okazji, bo nie chciał wziąć kredytu. Dziś ceny nieruchomości są wyższe, a on nadal nie wie, co zrobić.

– Kończymy jako obywatele drugiej kategorii. Na dodatek nasze kobiety nie pracują, więc mamy tylko jedną pensję – opowiada.

Przerywa nam głos muezzina z głośnika. Nadchodzi czas maghrib, modlitwy odmawianej po zachodzie słońca. Mój rozmówca wstaje z krzesła, zdjąwszy buty, wraz z innymi klęka na dywaniku. Zwrócony w stronę Mekki bije pokłony Allahowi. Rzędy głów pochylają się i podnoszą w tym samym momencie. Na twarzy chłopaka, przed chwilą rozżalonej i gniewnej, pojawia się spokój. Wiele osób wydaje się autentycznie przeżywać wspólne modły.

Zrzutka na Islam Net

Wieczór jest zarezerwowany dla gwiazd konferencji z USA. Na scenę wchodzi Siradż Wahhadż, czarnoskóry imam meczetu at-Takwa w Nowym Jorku. W białej szacie i z krótką, siwą brodą wygląda jak czarnoksiężnik.

– W tym roku zmarł 110-letni duchowny z Mauretanii. Wiecie, z czego zasłynął? Przez trzy lata szedł na piechotę do Mekki. Odbył pielgrzymkę do dżanny [raju]. Allah chce, by wszyscy trafili do dżanny. Ale uważajcie, piekło naprawdę istnieje!

Przed przyjęciem islamu Wahhadż nazywał się Jeffrey Kearse i uczył w szkółce niedzielnej baptystów. Zmienił imię pod koniec lat 60., gdy przystąpił do grupy Nation of Islam łączącej religijne przesłanie z hasłami supremacji czarnych. Głosił wtedy, że „biali to diabły”.

W latach 70. został sunnitą jak wcześniej słynny Malcolm X. W kolejnej dekadzie zorganizował na Brooklynie patrole antynarkotykowe. Ich członkowie przez 40 dni wystawali na mrozie w dzień i noc, doprowadzając do zamknięcia 15 melin.

Wahhadż był wiceprzewodniczącym Islamskiego Stowarzyszenia Ameryki Północnej – bodaj największej organizacji muzułmańskiej w USA. Media wytykają mu, że głosił wyższość islamu nad liberalną demokracją i popierał kamienowanie lub obcinanie rąk za przestępstwa.

 

Teraz kaznodzieja przekonuje, by zawczasu zadbać o miejsce w niebie. Dunja to test, a jak mawiał Martin Luther King, „najbardziej palącym pytaniem w życiu jest: co możemy zrobić dla innych?”. Jednym z pięciu filarów islamu jest zakat, dzielenie się majątkiem.

– Steve Jobs miał 19 mld dol., a teraz nie ma nic. Nie zabrał ich do zaświatów. Masz tylko to, co jesz, nosisz na sobie i dajesz innym – mówi Wahhadż.

To idealny wstęp do zbiórki pieniędzy na Islam Net.

Kwesty organizowane są każdego dnia, tę prowadzi Amerykanin. Sam chce przekazać organizacji 10 tys. koron norweskich (ok. 4,5 tys. zł). Kto pójdzie w jego ślady?

Na banerach za jego plecami widnieje numer vipps, na który można przelać pieniądze smartfonem. Są stanowiska do płacenia kartą kredytową. Kto ma puste kieszenie, może wypełnić formularz, zgadzając się na comiesięczne potrącenia z pensji. Czymże jest te kilkaset koron miesięcznie wobec możliwości wykupienia sobie miejsca w niebie?

– Ilu z was ma samochody? A ilu domy? No, kto ma dom? – pyta Wahhadż.

Gdy tylko kilka osób podnosi ręce, wydaje się zbity z tropu.

– Nie macie domów? Wszyscy wynajmują?

Więcej osób zgłasza się, gdy pyta, kto przekaże 10 tys. koron dla Allaha. „Raz, dwa, trzy, cztery…” – liczy. W części męskiej 20 osób, w żeńskiej – 23.

Po chwili kwestujący obniża poprzeczkę: a kto da chociaż 5 tys. koron? Znów znajduje się kilku ochotników. Zbiórka kończy się na 500 koronach. Gdy pobudzony Wahhadż schodzi ze sceny, na ekranie pojawia się wynik: 544 tys. 650 koron.

Bogaćcie się i nawracajcie

Drugim Amerykaninem jest Chalid Jasin, obecnie żyjący w Manchesterze. On też urodził się i wychowywał w Nowym Jorku. Zanim odkrył islam, był członkiem gangu. Wiele lat później przekonywał do islamu młodych gangsterów w Danii. W 2017 r. Duńczycy zakazali mu wjazdu do kraju z uwagi na kontrowersyjne wypowiedzi o niewierzących, kobietach i homoseksualistach.

– Muzułmanie obwiniają o swoje problemy rządy, polityków, media. Tymczasem przyczyna tkwi w nas samych – grzmi Jasin.

Przyjechał do Oslo z wykładami „Islam w XXI wieku” i „Globalne wzmocnienie pozycji muzułmanów”. Ma surową, ascetyczną twarz i nie sili się na żarty. Wzywa, by oddzielić islam od więzów kulturowych i stworzyć prawdziwą ummę.

– Trzeba myśleć globalnie: kim jesteśmy, jakie mamy środki i jak możemy ich użyć w konkurencji z innymi grupami. 2 proc. populacji świata kontroluje 67 proc. zasobów. Dlaczego? Bo ludzie im pozwalają. My, muzułmanie, nie pijemy alkoholu, nie bierzemy narkotyków, nie kradniemy. Jesteśmy etyczni, ale jeśli chodzi o biznes, istne z nas osły.

 

Kaznodzieja twierdzi, że w USA jest ok. 5 tys. meczetów. Wylicza, że w każdym zużywa się ok. 35 tys. butelek wody miesięcznie. Dlaczego muzułmanie jej nie produkują? Każdy wierny ma co najmniej jeden telefon. Dlaczego nie ma założonej przez muzułmanów sieci komórkowej? W Stanach jest kilka milionów mormonów i muzułmanów. Ale to ci pierwsi są bogaci. W Utah „należy do nich cała infrastruktura”. Wyznawcy islamu nie powinni narzekać, że nie mają posad, tylko sami je tworzyć. Być potentatami, nie niewolnikami.

– Wzywam wszystkich muzułmanów, by zakładali firmy, kreowali własne produkty, kupowali domy! Ułatwi to nasze wysiłki na rzecz wprowadzania islamu. Musimy się angażować politycznie i społecznie. W każdym należy zbudować organizacyjną strukturę na bazie obywatelstwa i religii. Prorok po przybyciu do Medyny najpierw nawiązał relacje z mieszkańcami. Przebywał z nimi i badał, jak najlepiej zaznajomić ich ze słowami Allaha. Dzielcie się jedzeniem, akceptujcie zaproszenia, pozdrawiajcie ludzi i bądźcie im życzliwi! Jeśli będziecie z nimi wchodzić w interakcje, z czasem wam zaufają. Zyskacie platformę do szerzenia religii.

Jasin przekonuje, że pozycję w społeczeństwie można zbudować tylko dzięki ciężkiej pracy i mądrym inwestycjom. Zbyt wielu muzułmanów żyje w Europie z zasiłków. Pogodzili się z tym, że nie mają wpływów.

– Jak nazywacie w Norwegii zasiłki? – pyta kaznodzieja.

– NAV, NAV! – odkrzykuje widownia (to nazwa urzędu).

– No więc, jeśli bierzecie NAV na kobietę, na dziecko, na to czy tamto, a potem przesiadujecie w jakimś lokalu przy herbacie, nie jesteście mężczyznami. Jesteście alfonsami!

Przez salę przebiega szmer oburzenia.

– Jak się komuś nie podoba, możemy wyjść na zewnątrz! – zaperza się Jasin.

Po chwili wprawia słuchaczy w osłupienie. Opowiada, że jeśli Norwegowie mają poznać islam, nie można cytować im tekstów po arabsku ani bez przerwy się na nich obrażać. Jego zdaniem reakcja muzułmanów w Skandynawii na publikację karykatur Mahometa w duńskiej gazecie „Jyllands Posten” w 2005 r. była przesadzona.

– W Europie mają coś takiego jak satyra. Słyszeliście o tym? Tu nabijasz się z króla, polityka, ważnej persony, a ona śmieje się razem z tobą. Karykatury były naszą winą, bo nie zapoznaliśmy Europejczyków z postacią proroka – mówi Jasin.

Schodzi ze sceny pobudzony jak zawodnik po walce na ringu.

Konferencja kończy się późno, ok. godz. 23. Kobiety i mężczyźni opuszczają lokal oddzielnymi wyjściami, ale na ulicy, bez czujnego oka duchownych, suną niedaleko siebie w kierunku metra.

Pociąg w stronę centrum i Gronland, imigranckiej dzielnicy Oslo, jest pustawy. Poza mną i grupką Somalijczyków podróżuje nim młoda muzułmanka w hidżabie. Wpatruje się w szybę. Wydaje się pogrążona w innym świecie, o którym opowiadali duchowni.

Salafici mają być jak Salaf as-Salih – trzy pierwsze pokolenia muzułmanów po Mahomecie. Ich ruch nawołuje do powrotu do korzeni i literalnego odczytywania Koranu i hadisów. Na zdjęciu: wspólne czytanie Koranu podczas ramadanu, miesiąca postu, w meczecie imama Alego w świętym irackim mieście Nadżaf Koran i wnętrze meczetu HAIDAR HAMDANI/EAST NEWS

Wolność słowa po norwesku

W 5,3-milionowej Norwegii muzułmanie stanowią 5,7 proc. (dane Pew Research Centre z 2016 r.). Salafici to wśród nich zdecydowana mniejszość. Są jednak widoczni.

Pytam w mailu norweskie ministerstwo sprawiedliwości i bezpieczeństwa publicznego, dlaczego pozwala Islam Net organizować konferencje, czy je monitoruje i czy nie obawia się radykalizacji młodzieży.

Resort odpowiada, że wolność słowa jest chroniona norweską konstytucją. W niektórych przypadkach, np. podżegania lub mowy nienawiści, można ją ograniczać. Ale prewencyjna cenzura nie wchodzi w grę – „w konstytucyjnych ramach uprzednie ocenzurowanie konferencji nie jest możliwe”.

Autor pracuje nad książką o muzułmanach w Skandynawii, która ukaże się wkrótce nakładem Wydawnictwa Agora


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com