Irena Lasota: Dwie zawady dla Trumpa

Irena Lasota: Dwie zawady dla Trumpa

Irena Lasota


Fotorzepa, Darek Golik

Na kilka dni przed wyborami do Kongresu Ameryka przeżywa szok za szokiem. Kilkanaście bomb rozesłanych do osób wymienianych przez prezydenta Trumpa jako jego przeciwnicy, morderstwo w synagodze w Pittsburghu, gorączka przedwyborcza – to wszystko tak różni się od marazmu sprzed kilku lat i od zagrożeń, którymi od dwóch lat prezydent Donald Trump karmił swoich zwolenników: Ameryka musi stać się na powrót silna, musi obronić się przed przeciwnikami otaczającymi nas ze wszystkich stron.

Z zewnątrz grozi nam Unia Europejska, Kanada, terroryści islamscy i imigranci z Meksyku i Ameryki Centralnej oraz Południowej. Od czasu do czasu przeciwnikami okazują się Rosja, Korea Północna czy Chiny, ale czasami płynnie przechodzą na pozycje przyjaciół. Od wewnątrz największym zagrożeniem są demokraci, a wśród nich George Soros, Hillary Clinton, Nancy Pelosi i Maxine Waters.

Dla Trumpa USA nie jest po prostu zagrożoną twierdzą, ale twierdzą, w której jest już koń trojański, z którego wyskakują uzbrojeni wojownicy. Demokraci, nie tylko ich wybrani liderzy, ale wszyscy, którzy ich popierają, chcą zguby Ameryki. George Soros zebrał i opłacił „armię najeźdźców”, którzy jak Hunowie zaleją naszą cywilizację chrześcijańską. Ponieważ owi Hunowie są jednak pobożnymi katolikami z Gwatemali, Hondurasu czy Salwadoru, Trump twierdzi, że ich szeregi zasilają bandyci z najstraszniejszego gangu na świecie, MS13, czyli Mara Salvatrucha 13, i – oczywiście – terroryści z Bliskiego Wschodu.

Nie ma na to żadnych dowodów i każdy może sprawdzić, że przepływ gangsterów M13 odbywa się bez kłopotów tunelami, a terroryści islamscy, jak na przykład większość z tych, którzy dokonali zamachu 11 września 2001 roku, przylecieli na ważne wizy z Arabii Saudyjskiej, jednego z najważniejszych partnerów strategicznych Stanów Zjednoczonych. „Armia najeźdźców” idzie na piechotę ponad tysiąc kilometrów i ci, którzy dojdą na granicę meksykańsko-amerykańską, dotrą tu za kilka tygodni, ale czekać na nich będzie 5 tysięcy amerykańskich żołnierzy wezwanych do działania na tydzień przed wyborami. W Stanach nie obowiązuje nic w rodzaju ciszy wyborczej i prezydent Trump miał zaplanowaną wielką ofensywę medialną na rzecz Partii Republikańskiej. Bo Trump – od początku właściwie – uznał, że nie jest prezydentem wszystkich obywateli USA, ale tylko tych, którzy go entuzjastycznie popierają.

Niestety – dla Trumpa – pochód Partii Republikańskiej do odparcia ataku Partii Demokratycznej na Kongres napotkał dwie nieprzewidziane przeszkody – jak Napoleon czy Hitler w marszu na Moskwę. Jedna z nich to Cesar Altieri Sayoc Jr z Florydy, urodzony w Brooklynie z filipińsko-włoskich rodziców. Mały przestępca i mitoman, utrzymujący czasami, że był piłkarzem AC Milan, a czasami, że był striptizerem. To on rozesłał 15 (może więcej, ale poczta w USA chodzi dosyć nieregularnie) bomb do przeciwników Trumpa. Najprawdopodobniej konstruował te bomby w swoim vanie, oblepionym ze wszystkich stron plakatami i ulotkami głoszącymi chwałę obecnego prezydenta.

Drugą zawadą na drodze do triumfu Trumpa jest Robert Bowers, który w ataku na synagogę w Pittsburghu zabił 11 osób. Trump i jego otoczenie energicznie zwracali uwagę, że Bowers nie był bezkrytyczny wobec Trumpa i że zięć, troje wnuków i nawet córka Trumpa Iwanka są religijnymi Żydami. Bowers rzeczywiście krytykował czasami Trumpa, ale za to, że nie jest dość silny w obronie przed żydowskimi mackami, które go oplatają.

Zarówno Cesar Altieri Sayoc, jak i Robert Bowers nie przypominają z wyglądu ani Latynosów, ani Lewantyńczyków. Przeciwnie, można by powiedzieć. Ktoś zwrócił uwagę, że obaj mają wygląd typowych entuzjastów Trumpa z wieców, które przypominają czasami seanse nienawiści. I rzeczywiście, na jednym z kadrów z wieców odnaleziono Cesara Altieri Sayoca, który wypina muskuły i wykrzykuje groźby pod adresem prasy, zwanej przez Trumpa „wrogami ludu”.

Niestety – dalszy ciąg nastąpi.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com