Nowa cenzura, czyli powrót Policji Myśli?

Nowa cenzura, czyli powrót Policji Myśli?

Phyllis Chesler
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


W  Roku 1984, George Orwell napisał: “Partia ma dwa cele: podbić całą powierzchnię ziemi i raz na zawsze wymazać możliwość niezależnej myśli. Kiedy ludzie ‘znikają’, nikomu nie wolno o tym wspomnieć, nie ma po nikim żałoby, ważna jest tylko Partia i Wielki Brat”.

Dzisiaj, Policja Myśli Orwella jest wszędzie. W powietrzu unosi się zdecydowany chłód. Z przestrzeni publicznej niemal całkowicie zniknęły rozsądek i uprzejmość. W ich miejsce mamy obelgi, zawstydzanie, cenzurę i autocenzurę, które mają uchodzić za myśl. Żarliwie internalizowana propaganda rządzi w Internecie. Spotkaliśmy Wielkiego Brata i my nim jesteśmy. 

Sądzę, że ludzie tworzą jakiś rodzaj psychologicznego przeniesienia do swoich grup Listserv. W pewnym sensie jest to jak związek pępowinowy. Nietrudno znaleźć ciemniejsze strony tego związku. Internetowe grupy Listserv zastraszają i dokonują czystek członków  o odmiennym zdaniu – to zdarzyło się mnie i wielu innym. Czasami mała grupa ludzi (nastoletnie „wredne dziewczyny” i ich matki, akademicy, dziennikarze) atakuje raz za razem tego samego człowieka, dzień za dniem, przez miesiące, a nawet lata. Tymczasem setki obserwatorów milczą. Nikt nie zatrzymuje ataków i nie wzywa do bardziej cywilizowanej walki.

Inaczej niż fizyczny motłoch, napastnicy w mediach społecznościowych atakują i natychmiast znikają. Często ludzie atakują jeden po drugim, po kolei, nawet jeśli są ich setki. W rezultacie osoby w cyberprzestrzeni mogą nadal widzieć siebie jako jednostki raczej niż członkowie linczującego tłumu lub osoby, tworzące atmosferę, w której systematycznie zniechęca się lub ucisza ludzi.

Ta Nowa Nietolerancja i Nowa Cenzura, jaką fanatycznie narzuca tłuszcza w internetowej sieci, jest skupiona w sposób, którego trudno nie zauważyć, jeśli jest się członkiem atakowanej grupy. Z mojego doświadczenia bycie obiektem potępienia przez tłuszczę ma wiele wspólnego ze stanowiskiem w sprawie etnicznej bigoterii wobec narodu żydowskiego, Izraela/Palestyny i islamu. Tymczasem bratobójstwo sunnitów i szyitów, afrykańskie ludobójstwa, niewolnictwo seksualne na całym świecie, potworności w strefach wojny, prześladowania dysydentów i niewiernych w świecie islamskim przechodzą niezauważone i nieskomentowane. To jest świadome. Jedyne wydarzenia, które liczą się, to te, które mogą nakarmić patologiczną obsesję Żydami.

Jeśli raz zajęłaś ”niesłuszne” stanowisko w sprawie Izraela, twoja reputacja poprzedza cię wszędzie. Niezależnie od tego, na jakie inne tematy możesz mówić i pisać (ogrodnictwo, gotowanie, wnuki, feminizm lub wojna krymska) to stanowisko zawsze będzie cię prześladować i blokować drogę. To także jest świadome; jest to umyślna strategia blokowania argumentów i wolnej myśli przez kierowanie tłuszczy do ataku na tych, którzy ośmielają się wystąpić z szeregu. Dlatego też tak niewielu ludzi głosi takie stanowisko. Wyraźnie widzą, co zdarza się tym, którzy to robią.

W zeszłym tygodniu autentyczna, a nie fałszywa feministka, prowadziła wywiad ze mną. Chwaliła moją pracę, ale potem powiedziała: „Tak, ale teraz muszę poprosić cię o wyjaśnienie twojego stanowiska w sprawie Izraela”. Izrael nie miał nic wspólnego z tematami naszej rozmowy, ale nagle stał się najważniejszym punktem wywiadu. Tym, co miałam „wyjaśnić”, było  moje odejście od linii partyjnej. Dopóki tego nie zrobiłabym, niczego z tego co mówiłam na inne tematy, nie można wysłuchać lub chwalić

Jakiś miesiąc temu redaktor naczelny lewicowego magazynu powiedział, że jedyni recenzenci, jakich mógł znaleźć do napisania recenzji o mojej nowej książce A Politically Incorrect Feminist, upierali się przy użyciu moich wspomnień o ruchu feministycznym w Nowym Jorku w latach 1960. i 70. jako okazji, by postawić wyzwanie mojemu stanowisku w sprawie Izraela i Palestyny.

“Ale ja o tym nie piszę w tej książce” – powiedziałam.

“To nie ma znaczenia. Nie mogę znaleźć nikogo, kto napisałby recenzję bez poruszenia tego tematu”.

Kiedyś jeden z moich wydawców powiedział mi, że powinnam wynająć pewną „postępową” publicystkę. Początkowo była zachwycona, kiedy zobaczyła moje nazwisko w swojej poczcie i powiedziała, że natychmiast obejrzy moją stronę internetową. Następnego dnia była zdecydowanie zbyt zajęta, by rozmawiać ze mną, pracować ze mną lub przyjmować ode mnie pieniądze.

Jestem tylko jedną osobą. Przeżyłam setki podobnych sytuacji, kiedy próbowałam pisać i rozważać o ideach, którym poświęciłam życie. Nadal będę mówić i pisać tak, jak muszę to robić. Chodzi mi o zilustrowanie sposobu, w jaki polityczna cenzura działa w praktyce tu i teraz.  

Oczywiście jest więcej. Podobnie jak inni niezależni myśliciele w tym co dzisiaj uchodzi w Ameryce za publiczny dyskurs, doświadczyłam niemal zamieszek, kiedy mówiłam na kampusach, gdzie moja obecność często wymaga policyjnej ochrony. Po raz pierwszy zdarzyło się to w 2003 roku, kiedy mój wykład nie dotyczył żadnego z tych gorąco kwestionowanych tematów. Niemniej natychmiast polityczna aktywistka zażądała odpowiedzi na pytanie, “o moje stanowisko w sprawie kobiet w Palestynie”. Zaczęła się burda i musiano mnie pospiesznie wyprowadzić z sali ze względu na moje bezpieczeństwo. Teraz wiem, że ceną za publiczne wyrażanie odmiennych idei jest prawdopodobieństwo, że grupa rozognionych politycznych „organizatorów” będzie próbowała zagrozić mojemu bezpieczeństwu i bezpieczeństwu tych, którzy ośmielają się zgadzać z moimi poglądami.

Mojej wspaniałej sojuszniczce i siostrze, Ayaan Hirsi Ali, wiele razy odwoływano ustalone już wykłady i ceremonie przyznania nagród; te haniebne odwołania zaproszeń czasami inicjowały feministki. Mnie także haniebnie odwoływano zaproszenia i to niejeden raz. Celem tych rytuałów ”zdejmowania z trybuny” jest oczywiście zademonstrowanie różnicy między Zbrodnią Myśli a Linią Partii. Raz za razem uniwersytety i instytucje, które rzekomo oddane są swobodnej wymianie myśli, nie zdają tego podstawowego egzaminu, wzmacniając ekstremistów i cenzorów przez wręczanie im zwycięstw, do których dążą.  

Także w Ameryce cenzurowano, wycofywano z druku lub nigdy nie przyjmowano do druku z powodu tematów widzianych jako ”islamofobiczne”, ”syjonistyczne” lub ”bluźniercze”. Jest zrozumiałe, że wydawcy nie chcą mieć spalonych bombami zapalającymi biur, porwanych pracowników, ani też nie chcą pokrywać kosztów zwiększonej ochrony. Zamiast tego cenzurują autorów przez odmowę publikowania prac w kwestiach o oczywistej wadze dla społeczeństwa. Przez lata izraelskie konsulaty i ambasady, jak również synagogi i ośrodki żydowskie były celem gróźb i bomb, i muszą instalować coraz bardziej wymyślne środki ochrony, by bronić się przed przemocą. Za tym podążyły wszystkie lotniska na całym świecie.

Zagrożenie, które wymusza te środki, nie pochodzi od oszalałych, palących książki neonazistów ze skrajnej prawicy. Są reakcją na dziesięciolecia  zamachów bombowych, porywania samolotów i strzelanin dokonywanych przez palestyńskich Arabów, porywania samolotów przez Al-Kaidę i sponsorowanych przez państwo kampanii terroru prowadzonych bezpośrednio przez wysokich rangą funkcjonariuszy irańskiego reżimu, który często grozi ludobójstwem Izraelowi i jego obywatelom. Czy to, co mówię, jest „islamofobiczne”? Niedawne praktyki Wielkiego Brata stosowane przez Google, Facebook i Twittersugerują, że jest.

Europa jest strefą zero dla Nowej Cenzury. Niedawno mój szanowany kolega, Bruce Bawer, dostał zaproszenie na wygłoszenie wykładu w Göteborgu w Szwecji. Miał mówić o wolności słowa na „Alternatywnych” Targach Książki, jako że ci, którzy piszą o islamie, nie są zapraszani na  zwykłe Targi Książki. Alternatywne Targi odwołały jednak zaproszenie z powodu gróźb tamtejszej Antify. Potem odwołano całe „Alternatywne” Targi Książki.

Bawer opublikował przemówienie, które miał tam wygłosić, jest to pełen smutku artykuł o tym, jak „mury zacieśniają się wokół wolności słowa”. Pisał w duchu tego, co brytyjski minister spraw zagranicznych, Sir Edward Grey, powiedział w przeddzień przystąpienia Wielkiej Brytanii do I Wojny Światowej, i co Sir Winston Churchill powiedział w 1938, a mianowicie, że “światła gasną w całej Europie” i że “zamykają się miejsca niecenzurowanego słowa”.

W Europie wielu tych, którzy mówili prawdę, postawiono przed sądem (Geert Wilders), uznano, że obrazili sąd i zmuszono do emigracji (Oriana Fallaci), obłożono grzywną (Elisabeth Sabaditsch-Wolff), zmuszono do ukrywania się lub strzelano (Salman RushdieLars VilksLars Hedegaard) – i/lub potrzebowali nieustannej ochrony policyjnej (Seyran AtesMagdi Allam). Kiedyś, jak mi opowiedziała żona Magdi Allama, Valentina Colombo, Allam, który publicznie przeszedł z islamu na katolicyzm, musiał mieć sześciu ochroniarzy.

25 października 2018 r. , Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że Sabaditsch-Wolff nie wolno powiedzieć, że prorok Mahomet był pedofilem, mimo że ożenił się z Aiszą, kiedy miała 6 lat i skonsumował małżeństwo, kiedy ona miała 9 lat, a on miał 53 lata. Powiedzenie tego zakłóca „pokój” w Europie.  

Wspólne dla tych wszystkich dysydentów jest to, że ośmielili się wyrazić (pozytywne) poglądy o Izraelu i (mniej niż pozytywne) poglądy o islamie, islamizmie, muzułmańskiej imigracji, islamskim apartheidzie płci i religii oraz dżihadzie. Chociaż islam nie jest rasą, takie idee są uważane za rasistowskie, nawet jeśli są prawdziwe, a może szczególnie, kiedy są prawdziwe.

Moim zdaniem europejscy przywódcy i obywatele zachowują się jak ludzie, których przeraża sprowokowanie mieszkających w ich krajach barbarzyńskich zwolenników supremacji. Uważają także, że mają wiele do odpokutowania za swoje minione awantury kolonialne i rasistowskie ludobójstwa zarówno w Europie, jak globalnie. Cenzurowanie prawdy, bo może sprowokować przemoc, bo może ujawnić Europejczyków jako ludobójczych rasistów, jakimi byli oni lub ich przodkowie, także stoi za tą Nową Cenzurą w Europie.

Ale zagłuszanie prawdy z powodu minionych zbrodni Europy nie jest sprawiedliwością i wszędzie szkodzi ludzkiej wolności. Jest to tani unik, za który Europa płaci coraz wyższą cenę. Nie popełnijmy tego samego błędu tutaj, w Ameryce.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com