Państwo polskie ratowało Żydów. Polemika z dr Agnieszką Haską

Państwo polskie ratowało Żydów. Polemika z dr Agnieszką Haską

Jakub Kumoch


Hotel Polski przy ul. Długiej 29 na fotografii anonimowego autora wykonanej najprawdopodobniej w 1941 r. Podczas powstania warszawskiego wybudowany w 1808 r. budynek został niemal całkowicie zniszczony, ocalał tylko front. Odbudowano go po wojnie, dziś również jest hotelem i zachował starą nazwę

Operacja berneńska, w wyniku której dzięki paszportom państw południowoamerykańskich udało się wydostać z okupowanej Polski wielu Żydów, była akcją państwową, a nie, jak się dotąd uważało, indywidualną inicjatywą kilku dyplomatów

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem wywiad Pawła Smoleńskiego z dr Agnieszką Haską („Ale Historia”, nr 49 (358), 17 grudnia 2018 r.) ponieważ dotyczy on – po części – sprawy, którą moja placówka i ja badamy od ponad roku. Wywiad ciekawy i bolesny, pokazujący jedną z mało znanych akcji ratunkowych z czasów Zagłady i niewątpliwie udzielony przez badaczkę, która się na sprawie zna. Jednakże wymagający paru zastrzeżeń.

Dr Haska jest wybitną ekspertką, która poświęciła wiele czasu badaniom tzw. afery paszportowej – wyprodukowania przez Poselstwo RP w Bernie i organizacje żydowskie kilku tysięcy paszportów Ameryki Łacińskiej dla ratowania Żydów. Była też jedną z prekursorek tego tematu i jako jedna z pierwszych dokonała odkrycia, że za tą historią w dużej mierze stał mój poprzednik, polski poseł w Bernie Aleksander Ładoś.

Niekiedy jednak jej wnioski są w mojej opinii krzywdzące dla bohaterów tamtych dni.

Przede wszystkim w wywiadzie zabrakło jakiegokolwiek śladu istnienia Konstantego Rokickiego, polskiego konsula w Bernie, który odręcznie sfałszował prawie wszystkie paszporty Paragwaju, a więc najprawdopodobniej większość ratujących życie dokumentów. Po odtajnieniu szwajcarskich archiwów sprawa jest więcej niż jasna, tym bardziej że na stronach Instytutu Yad Vashem jest dostępna online korespondencja Rokickiego z organizacjami żydowskimi dotycząca tego bezprecedensowego fałszerstwa (widać m.in. okoliczności powstania paszportów dla pisarzy Georga Hermanna Borchardta oraz Stanisława Wygodzkiego, widać też „obrabianie” przez Rokickiego całych długich list nazwisk, można też rozpoznać na paszportach jego styl pisma).

Nie wspomnieć o Konstantym Rokickim, to tak jak – mówiąc o ratowaniu żydowskich dzieci – nie wspomnieć o Irenie Sendlerowej.

Jest to zupełnie niezrozumiałe, tym bardziej że raptem dwa miesiące temu sami ocaleni oddali hołd Rokickiemu na cmentarzu w Lucernie, gdzie przez 60 lat spoczywał w nieoznakowanym grobie w sekcji dla ubogich.

Dużym błędem jest również sugerowana nieskuteczność akcji paszportowej. W wywiadzie bezkrytycznie przyjęta została liczba „kilkudziesięciu” ocalonych. Problem w tym, że Agnieszka Haska, znakomita znawczyni sprawy Hotelu Polskiego, nigdy nie publikowała badań na temat innych miejsc, dokąd trafiały paszporty – przede wszystkim obozów koncentracyjnych w Westerbork (Holandia) i Bergen-Belsen (Niemcy), a także wielu innych miejsc w okupowanej Europie. Akcja Silberscheina, Ładosia, Rokickiego, Kühla, Ryniewicza, Eissa i ich wielu pomocników była akcją ogólnoeuropejską.

Od wielu miesięcy pracuję nad bazą danych, tzw. Listą Ładosia. Opublikowana ma być na wiosnę, ale już we wcześniejszych publikacjach podawałem dane i metodologię ich obliczeń. Dziś znamy z imienia i nazwiska 433 ocalonych żydowskich obywateli państw europejskich, posiadaczy paszportów. Wśród nich jest konkretnie 132 Polaków, 130 Holendrów, 126 Niemców, 23 Austriaków, a ponadto m.in. liderzy żydowskiego ruchu oporu z Francji, Słowacji i Włoch oraz wielu innych. Liczba ta wkrótce wzrośnie, bo badacze z Instytutu Pileckiego pracują nad listą posiadaczy paszportów Hondurasu i Peru. Ponadto rzeczywistej liczby nie poznamy zapewne nigdy, ponieważ brakuje nam około 50 proc. nazwisk, a los wielu spośród znanych nam osób jest nie do ustalenia. I to pomimo znakomitej współpracy ze strony Żydowskiego Instytutu Historycznego, Muzeum Auschwitz-Birkenau, IPN (który sprawdza dla nas zawartość bazy danych w Bad Arolsen), wspomnianego Instytutu Pileckiego oraz wielu indywidualnych badaczy i potomków ocalonych.

Wielokrotnie w ciągu roku pokazywałem te dane oraz towarzyszące im dokumenty – jestem otwarty na ich krytykę, ale nie na przemilczanie.

Operacja berneńska nie była też, jak się dotąd uważało, indywidualną inicjatywą kilku dyplomatów. Była to – według wszelkich dokumentów – operacja państwowa, a nie indywidualna. Tak postrzegał ją zresztą Abraham Silberschein, lider RELICO, który przesłuchiwany we wrześniu 1943 r. przez policję zeznał, że został „zadaniowany” przez dwóch polskich dyplomatów – Rokickiego oraz Stefana Ryniewicza, zastępcę posła Ładosia. Na centralną rolę Poselstwa RP wskazywali również Hügli i Eiss, a także Juliusz Kühl, wszyscy przesłuchani między styczniem i majem 1943 r. Stenogramów przesłuchań brakuje w bibliografii artykułu pani doktor z 2015 r., ale od tego czasu były one publikowane choćby przez Ambasadę RP w Bernie i cytowane przez innych autorów.

Ponadto z dokumentów z 1943 r. wynika jasno, że to polska dyplomacja interweniowała w obronie zwolnionego za podrabianie paszportów konsula Peru (późniejszego Sprawiedliwego wśród Narodów Świata), to Ładoś z Ryniewiczem (kolejny nieobecny w wywiadzie) wyciągali z aresztu Abrahama Silberscheina i wreszcie to MSZ – ustami posła Ładosia – skutecznie zaszantażowało Szwajcarię, mówiąc, że walka z paszportami oznaczać będzie skandal międzynarodowy.

To Polska w grudniu 1943 r. przekonała Stany Zjednoczone do interwencji wobec rządu Paragwaju. Również i na ten temat publikowaliśmy dokumenty.

Dlatego negatywna ocena MSZ RP pod kierownictwem Tadeusza Romera, bardzo przychylnego sprawie ratowania Żydów, jest – w mojej ocenie – niesprawiedliwa. W tysiącach dokumentów nie dostrzegam nic, co – w sprawie ratowania życia za pomocą paszportów – byłoby zrobione źle lub opieszale. Dostrzegam natomiast bezprecedensową zgodę na fałszerstwo paszportów z maja 1943 r. motywowaną – jak to ujął w depeszy wysoki urzędnik MSZ – „momentami natury ściśle humanitarnej”.

Niekiedy MSZ domagało się bezpośrednio ratowania poszczególnych rodzin. Na jednym z dokumentów widnieje podpis Romera, na innym – ambasadora w USAJana Ciechanowskiego. Znam osobiście potomków rodziny Kruskal uratowanej w ten sposób, podobnie jak znam Eve Brandel, Amerykankę, córkę pani Suchestow ze Lwowa, w sprawie której MSZ kazało Ładosiowi jechać do Zurychu i interweniować w konsulacie Kostaryki, by ratować ją z Vittel.

Traktowanie operacji berneńskiej jako indywidualnej akcji ratunkowej jest karkołomne, bo w sprawę walki o uznanie paszportów zaangażowanych było kilkanaście polskich placówek, w tym wszystkie ambasady i poselstwa w państwach Ameryki Łacińskiej.

W Instytucie Hoovera i Archiwum Akt Nowych są nawet dokumenty pokazujące polską interwencję także wobec rządu Haiti.

Niewątpliwie akcja berneńska jest akcją polsko-żydowską, a wielu jej bohaterów nigdy nie zostało upamiętnionych. Jak chociażby około setki szwajcarskich Żydów i nie-Żydów, którzy finansowali paszporty dla swoich bliskich, znajomych i nieznajomych. Wśród nich jest anonimowy darczyńca, który przekazał 1000 franków – dwie miesięczne pensje lekarza – by wyciągnąć z Westerbork rodzinę z dwuletnim dzieckiem. Dziś ten wówczas mały chłopiec jest izraelskim emerytem. Znam go i jestem z nim w kontakcie.

Co ciekawe, roli polskich dyplomatów nigdy nie bagatelizowali działacze żydowscy. Recha Sternbuch napisała po wojnie, że bez „ambasadora Ładosia nie uratowałby się prawie nikt”, i jako jedyna udzieliła mu pomocy, gdy klepał biedę we Francji, zaś Chaim Eiss nazwał go Sprawiedliwym wśród Narodów Świata na wiele lat wcześniej, zanim termin ten przyjął Instytut Yad Vashem. Wreszcie po ponad 70 latach nasi dyplomaci odnaleźli w Londynie podziękowania od Agudat Israel dla polskich dyplomatów – wymieniają one na równi Ładosia, Kühla, Rokickiego i Ryniewicza jako osoby, bez których nie uratowano by setek (tego słowa użyto) ludzkich istnień.

Niedawno prezentowałem wyniki naszych badań w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych i na sali było kilkoro badaczy Zagłady, w tym dr Agnieszka Haska. Wszystko, o czym piszę, omawiałem, pokazywałem dokumenty i – przyzwyczajony do norm akademickich – byłem gotowy na krytykę, której notabene bardzo mi brakuje. Czekałem na pytania o liczby, o sposób dotarcia do danych, zaznaczałem też, że nie każdy posiadacz paszportu ocalał dzięki paszportowi. Pytany byłem o to, czy dyplomata powinien kierować się prawem czy moralnością i dlaczego badania prowadzimy tak późno. Żadne merytoryczne pytanie nie padło.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com