O konflikcie arabsko-izraelskim i lewicowych grupach żydowskich

O konflikcie arabsko-izraelskim i lewicowych grupach żydowskich

Kamel Amin Thaabet


Podporządkowane porezydentowi Abbasowi militarne oddziały Fatahu zapowiadają kolejne akcje terrorystyczne przeciw Izraelowi. (8 grudnia 2017)

Nie jest to coś, co często robię, ale tutaj publikuję tu wątek z mojego Twittera z kilkoma refleksjami na temat konfliktu arabsko-izraelskiego i krótkowzroczności grup takich jak IfNotNow i J Street.

Ja wiem, że upraszczam, ale są 3 główne wymiary tego konfliktu.

Pierwszy, konflikt o ziemie przejęte przez Izrael w 1967 roku.

Drugi, konflikt o stworzenia państwa Izrael w 1948 roku.

Trzeci, konflikt między otwartymi społeczeństwami a wstecznymi siłami radykalnego islamu.

Pierwszy konflikt w zasadzie jest do rozwiązania przez wymianę ziemi za pokój. Chociaż pokój z Egiptem jest chłodny, Izrael wymienił Synaj za pokój jakieś 40 lat temu i pokój utrzymał się. Choć nie wchodziły w grę duże obszary ziemi, umowa pokojowa z Jordanią także wytrwała od 1994 roku.

Drugiego konfliktu nie da się rozwiązać wymianą ziemi za pokój. Celem jest tu anulowanie stworzenia państwa Izrael albo siłą, albo przez stworzenie dwunarodowego państwa, co byłoby śmiertelnym ciosem dla samostanowienia narodu żydowskiego.

Również trzeciego konfliktu nie da się rozwiązać przez wymianę ziemi za pokój. Organizacje takie jak Hamas, Islamski Dżihad i Hezbollah uważają Izrael za rakową narośl i wycięliby go, gdyby mieli po temu środki. Ich maksymą jest myślenie globalne, ale działanie lokalne – Dar-al-Harb.

Zasadniczo jest to gra na trzech poziomach. Jeśli Izrael ustąpi z każdego centymetra ziemi zajętej w 1967 roku, zakończy to konflikt o te ziemie, ale byłby to błąd w konfliktach 2 i 3, bo wzmocni siły ustawione przeciwko Izraelowi (które nie będą liberalne i demokratyczne).

Konflikty są także asymetryczne, bowiem wymagają od Izraela oddania czegoś namacalnego – ziemi – za coś abstrakcyjnego – obietnica pokoju. A to ma być w sytuacji, kiedy region jest w kompletnej zawierusze i gdzie koncepcja arabskiego państwa narodowego nie działa zbyt dobrze.

Nawet zakładając, że takie organizacje jak IfNotNow i J Street mają dobre intencje (co jest wątpliwe), popełniają błąd mówiąc o konflikcie wyłącznie w kategoriach „okupacji” – tj. konfliktu o ziemie zajęte w 1967 roku. Choć zgadzam się, że obecność Izraela podburza Palestyńczyków (mimo że większość żyjąca na „Obszarze A” jest pod pełnym panowaniem palestyńskim), ta obecność nie jest przyczyną konfliktu. Samo istnienie Izraela jest dla nich kością w gardle.

IfNotNow / J Street i im podobni ignorują to, że wycofanie się Izraela z każdego centymetra Gazy w 2005 roku w żaden sposób nie uspokoiło Gazy. Dowiodło to empirycznie wszystkim tym, którzy wzywali, by Izrael „podjął ryzyko na rzecz pokoju”, że ten konflikt nie toczy się w rzeczywistości o 1967 rok.

Ci surowi krytycy Izraela ignorują fakt, że blokada Gazy przez Izrael nie jest przyczyną wojowniczości Gazy, ale jej rezultatem. Gazańczycy zniszczyli szklarnie i zbudowali tunele przeznaczone do terrorystycznych ataków.


Ci krytycy ignorują fakt, że OWP założono w 1964 roku i że logo Fatahu obejmuje cały Izrael i ma dwa skrzyżowane karabiny.

Ignorują „3 nie” Ligi Arabskiej w Chartumie w 1967 roku: nie dla pokoju z Izraelem, nie dla uznania Izraela, nie dla negocjacji z Izraelem.

Ignorują to, że do końca zimnej wojny arabsko-izraelski konflikt był czynnym frontem w tej wojnie. Palestyńczycy byli sprzymierzeni ze Związkiem Radzieckim. Nie jest przypadkiem, że proces madrycki rozpoczął się w 1991 roku.

Zasadniczo od końca zimnej wojny (podczas której tworzenie państwa związanego sojuszem ze Związkiem Radzieckim byłoby czystym szaleństwem) Izrael szczerze starał się zakończyć konflikt o ziemie zdobyte w 1967 roku. Oslo opierało się na założeniu, że konflikt dotyczył terytoriów zajętych w 1967 roku.

Izrael poszedł na daleko idące ustępstwa. Pozwolił Arafatowi (mimo ogromu żydowskiej krwi na jego rękach) na wjazd do kraju z oznakami głowy państwa. Pozwolił Palestyńczykom na samodzielne pilnowanie bezpieczeństwa. Palestyńczycy zdobyli coś, czego nie mieli nigdy w historii – terytorium, nad którym sprawowali kontrolę.

To im jednak nie wystarczyło. Palestyńczycy uznają tylko swoje prawa, nie zaś swoje obowiązki. I uznają tylko obowiązki Izraela, nie zaś prawa Izraela. Porażka Oslo, empirycznie, powinna była uczynić pozostałe wymiary konfliktu jaskrawo oczywistymi.

Mówiąc prosto: fetyszyzowanie obecności Izraela na Zachodnim Brzegu jako przyczyny konfliktu przez organizacje takie jak IfNotNow i J Street wzmacnia rękę tych, którzy starają się anulować rok 1948, i rękę tych, którzy chcieliby wznieść nad krajem flagę wojowniczego islamu.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Izrael nie powinien – we własnym interesie – próbować osiągnąć jakieś porozumienie z Palestyńczykami na Zachodnim Brzegu, polepszyć warunki w Gazie i wykonać swoją część przez dostarczanie marchewki, a nie tylko kija. Ale krótkowzroczne skupianie się na „Okupacji”, ignorowanie trudnych prawd i podejmowanie na nowo bojkotu postulowanego przez Ligę Arabską od 1945 roku, nie służy sprawie pokoju.

Przeciwnie, dostarcza osłony powietrznej skrajnym wrogom Izraela, by zwyciężali w konflikcie o 1948 rok i odmawiali prawa nie-muzułmanom na suwerenność na Bliskim Wschodzie, drapując się równocześnie w togę obrońców postępu i praw człowieka.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com