Królowe kosmetyków

Królowe kosmetyków

Marta Grzywacz


Pielęgnacja stóp, dłoni i włosów w nowojorskim salonie piękności Heleny Rubinstein na zdjęciu zrobionym we wrześniu 1943 r. Rubinstein i Elizabeth Arden ostro ze sobą konkurowały i bardzo się nie lubiły. Kiedy koń Elizabeth ugryzł ją w palec, Helena skomentowała: Jaka szkoda!… (Fot. Getty Images/FPM)

W epoce, gdy kobiety mogły być co najwyżej pielęgniarkami, pannami sklepowymi, pokojówkami lub sekretarkami, zbudowały imperia kosmetyczne i przez pół wieku dzierżyły w nich władzę absolutną. Przez prawie całe życie rywalizowały ze sobą, ale nigdy się nie spotkały

Helena Rubinstein niewątpliwie wyprzedziła Elizabeth Arden, kiedy jako pierwsza odeszła z tego świata. Na ostatnie pożegnanie w nowojorskim zakładzie pogrzebowym Campbella cesarzową piękna ubrano w kostium z brokatem od Yves’a Saint Laurenta i ulubione czarne perły. Makijaż zrobiła zmarłej chlebodawczyni najlepsza wizażystka z nowojorskiego salonu. Słynne perły zauważono jednak parę miesięcy później na szyi jednej z kuzynek Heleny podczas przyjęcia w Nowym Jorku – w czym więc ostatecznie pochowano Madame Rubinstein, pozostało tajemnicą. 

Półtora roku później w tym samym zakładzie pogrzebowym żegnano Elizabeth Arden. Ponieważ uwielbiała kolor różowy, pochowali ją w różowej sukni od Oscara de la Renty. Wizażysta z jej salonu Włoch Pablo był tak przerażony perspektywą robienia makijażu nieboszczce, że zwrócił się do adwokata. Gdy usłyszał, że nie straci pracy, bo kontrakt nie przewidywał malowania do trumny, odmówił tej ostatniej posługi. 

Lustereczko, powiedz przecie…

Odwieczne rywalki, które odeszły prawie w tym samym czasie, bardzo wiele łączyło. Obie urodziły się w drugiej połowie XIX wieku (Elizabeth w 1878 r., Helena była o osiem lat starsza) w biednych rodzinach. Obie były pracoholiczkami ze skłonnościami do wybuchów złości i tyranizowania podwładnych. 

Helena wyrzucała każdego, kto jej się nie spodobał – jeśli delikwent nie rozumiał polecenia, jego biurko wynoszono z pokoju. 

Elizabeth potrafiła doprowadzać do łez nawet mężczyzn, a etat w jej firmie nazywano spacerem przez drzwi obrotowe, bo pracę można było łatwo stracić, a potem – w zależności od humoru chlebodawczyni – odzyskać. 

Nie były zbyt ładne, ale uważały, że uroda to kwestia wysiłku i pieniędzy. – Każda kobieta ma prawo być piękna – mawiała Elizabeth, której atutem była szczupła figura. 

– Nie ma brzydkich kobiet, tylko leniwe – brzmiało hasło Heleny, która ze względu na nieposkromiony apetyt (wyjadała nawet resztki z talerzy znajomych) ciągle zmagała się z nadwagą. 

Obie były bardzo oszczędne – pracownicy Rubinstein często siedzieli w półmroku, bo szefowa chodziła i gasiła światło. Miała też zwyczaj zabierać z domu lunch w papierowej torebce, a potem przy biurku w apartamencie za miliony dolarów ogryzała udko kurczaka i dziwiła się, że pracownicy jedzą poza biurem. Madame, jak nazywano Rubinstein, z zasady nie dawała podwyżek. 

Arden, choć płaciła nieco lepiej, uważając, że szkolenie nowych pracowników może kosztować więcej, domagała się pracy na okrągło. Cierpiała na bezsenność i potrafiła w środku nocy wezwać kierownictwo na “naprawdę krótką pogawędkę” – w efekcie kadra chodziła notorycznie niewyspana. 

Poza pracą miały inne pasje – Elizabeth konie wyścigowe, Helena sztukę. Kolekcjonowała obrazy, rzeźby, sztukę afrykańską, nieruchomości i biżuterię, która była niemal jej obsesją. Kupowała wszystko: od drogich kamieni i pereł, po tanie odpustowe błyskotki. Pewnego dnia pod łóżkiem Rubinstein szefowa marketingu odkryła kartonowe pudło wypełnione skarbami, które posegregowała według alfabetu: a jak ametysty, d jak diamenty, r jak rubiny itd., a potem schowała w osobnych szufladach. – Jakaś ty mądra! – powiedziała pracownicy zachwycona Madame. 

Samotne

Obie, choć otoczone współpracownikami, znajomymi i – jak Rubinstein – rodziną, były samotne i żadna z nich nie spełniła się uczuciowo. 

Ich pierwsi mężowie ciężko pracowali, pomagając przy rozkręcaniu firm. Mąż Heleny Edward Titus, dziennikarz, który pisał dla niej znakomite teksty reklamowe, miał połowę udziałów w firmie. Natomiast Elizabeth oświadczyła narzeczonemu w dniu ślubu: firma jest moja, a ty tu tylko pracujesz. Thomas Jenkins Lewis, bankowiec, który zajął się sprzedażą hurtową, po rozwodzie został z niczym. O kolejnych mężach – za chwilę. 

Miss Arden – chciała, żeby ją tak tytułowano – nie miała dzieci i całe życie poświęciła firmie. Madame Rubinstein urodziła dwóch synów, ale obaj uważali, że firma ma dla niej znacznie większe znaczenie. 

Kłamliwa Helena

Helena miała zwyczaj mijania się z prawdą. – Urodziłam się w dzień Bożego Narodzenia 1872 r. w Krakowie, w dużym domu przy Rynku, nieopodal Uniwersytetu Jagiellońskiego – pisała w pamiętnikach. Nie w dużym domu, tylko w skromnej izbie przy Szerokiej 14, nie na Rynku, ale na krakowskim Kazimierzu, i nie obok Uniwersytetu, ale niedaleko starej żydowskiej łaźni. 

Bez skrępowania koloryzowała swoją przeszłość. – Matka była bardzo piękna – mawiała. W rzeczywistości Augusta Rubinstein była spracowaną i mało urodziwą kobietą, ale to ona przekonywała córki, że warto dbać o urodę, jeśli chce się być kochaną przez mężczyzn. 

Ojciec Heleny (a właściwie Chai) Natali Hercel Rubinstein miał wyłącznie córki. Chaja była najstarsza z ośmiu dziewcząt mających pomagać Natalemu w sklepie żelaznym przy ulicy Józefa, a potem wyjść za mąż za człowieka, którego wybierze ojciec. Chai przypadł mężczyzna mało atrakcyjny i dużo starszy, więc sprzeciwiła się małżeństwu. Ponieważ było to nie do pomyślenia w tradycyjnej żydowskiej rodzinie, Chaja opuściła dom. Nigdy więcej już nie zobaczyła ojca, z którym też się nie pogodziła. 

W 1892 r. wyjechała do rodziny w Wiedniu, a cztery lata później ruszyła do Australii. Na statku zmieniła imię – stała się Heleną Rubinstein. 

Wyprawa po złote runo

Wkrótce się okazało, że nienawidzi Coleraine, dwutysięcznej osady pionierów, gdzie pracowała w sklepie wuja, i niszczącego jej cerę słońca. Ale to tam odkryła powołanie. Zachwycone jej cerą sąsiadki domagały się, aby sprowadziła im z Polski krem, którego używała. Wuj ponoć się nie zgodził na import i sprzedaż kremu w swoim sklepie, więc obrażona Helena zaczęła pracować u aptekarza. 

Nie mogła trafić lepiej. Bardzo szybko się nauczyła, że podstawowym składnikiem jej cudownego kremu jest lanolina, czyli wyciąg z owczego łoju, którego w słynącej z hodowli owiec Australii nie brakowało. 

Nie jest do końca jasne, jak zdobyła pieniądze na produkcję kremu – po przeprowadzce do Mel- bourne podczas pracy w herbaciarni poznała Johna Thompsona, importera herbaty, który stał się jej mentorem i prawdopodobnie kochankiem. I być może z jego pomocą w 1903 r. otworzyła w Melbourne pierwszy salon i rozpoczęła produkcję kremu Valaze. Miała 31 lat. 

Ponieważ lanolina ma nieprzyjemny zapach, krem Valaze wzbogacano olejkami zapachowymi. Dzięki temu Helena odniosła pierwszy sukces.Valaze, specyfik doktora Lykusky’ego, najsławniejszego w Europie dermatologa, jest najlepszą odżywką dla skóry – głosiły reklamy. 

Doktor Lykusky był legendą stworzoną przez Helenę na użytek marketingu, natomiast jeden słoiczek kosztował równowartość tygodniowej pensji pracującej kobiety. 

Z Kanady pachnącej biedą

Kiedy w 1905 r. Helena wyruszyła do Europy, żeby zlustrować tamtejszy rynek kosmetyczny, jej przyszła rywalka przygotowywała się do opuszczenia szkoły w Toronto. 

Florence Nightingale Graham miała być pielęgniarką. Pochodziła z Woodbridge pod Toronto, gdzie kąpiel brało się w soboty wieczorem, żeby schludnie wyglądać na niedzielnym nabożeństwie. 

Florence i jej siostry myły głowę co cztery tygodnie, korzystając z tej samej wody, cerowały pończochy, a zapinane na guziki botki nosiły przez kilka lat. Być może dlatego największą wartością stały się dla Florence luksus i snobistyczna nowojorska socjeta, do której chciała należeć. W roku 1907, mając lat 29, zaczytująca się w romansach Kanadyjka bez wykształcenia wyjechała do Nowego Jorku i dostała pracę jako recepcjonistka w salonie kosmetycznym Eleanor Adair. 

W tym czasie i jeszcze wiele lat później kobieta z makijażem na twarzy mogła być przedstawicielką tylko jednej profesji. Damy z towarzystwa myły twarz mydłem, stosowały maseczki z płatków owsianych i mleka, a jedynym kosmetykiem upiększającym był puder ryżowy. 

Na to dziewicze pole wkroczyła Florence Graham marząca o firmie kosmetycznej. Po kilku latach pracy, najpierw ze wspólniczką, a potem samodzielnie, otworzyła salon piękności i przyjęła pseudonim Elizabeth Arden. Mówi się, że pierwsze pieniądze na ten cel pożyczyła od brata. Jej znakiem rozpoznawczym stały się czerwone drzwi, które prowadziły do każdego z salonów, i – podobnie jak u Rubinstein – wysokie ceny kosmetyków. 

Na początku Elizabeth robiła niemal wszystko sama, oszczędzała na sprzątaczce, a wieczorami własnoręcznie napełniała kremem o nazwie Wenecki słoiczki, które opatrywała nalepkami i obwiązywała różową wstążką. Dbała o wytworne opakowania. – Z jej opakowaniami i moją zawartością podbiłybyśmy świat – miała kiedyś powiedzieć Rubinstein. 

Kierowała swe produkty do kobiet, które miały być zwiewne, delikatne i dobrze urodzone. Kiedy jednak wpadała w szał, klęła jak szewc i zapominała o tym, że parę godzin wcześniej brała lekcje dykcji. 

Już po paru latach odniosła sukces i przeniosła salon na Piątą Aleję, najbardziej prestiżową ulicę Nowego Jorku. Siedem lat po Helenie również Elizabeth wyruszyła na Stary Kontynent, żeby szukać inspiracji. Brytyjska królowa Elżbieta, żona Jerzego VI i matka obecnej władczyni, będzie kiedyś jedną z klientek Elizabeth Arden. 

Madame Rubinstein także nie próżnowała. Zamieszkała w Paryżu, miała już filie salonów w pięciu krajach, a teraz zamierzała zdobyć Nowy Jork, czyli teren Miss Arden. Był rok 1915. W Europie trwała wojna, a w Nowym Jorku do batalii przygotowywały się koncerny Arden i Rubinstein. 

Zazdrość i kosmetyka

W nadchodzących latach 20. obie zaoferują nowatorskie zabiegi: dotlenianie skóry, głęboki masaż twarzy, peeling, depilację woskiem, sztuczną opaleniznę, badania przemiany materii, jogę, gimnastykę i ćwiczenia antystresowe. 

Hitem salonów Arden stała się diatremia, czyli podgrzewanie twarzy za pomocą prądu o niskim natężeniu, jako recepta na obwisłe mięśnie. 

Klientki Rubinstein uwielbiały jej masaże w paryskim salonie Maison de Beauté. – To nie był zwykły masaż, były tam pewne rzeczy ekstra – wspominała Helena. Te rzeczy ekstra to zapewne wibratory – na przełomie XIX i XX wieku lekarze zalecali ich stosowanie jako antidotum na damską histerię powodowaną – jak sądzono – napięciem seksualnym. 

Jeśli Rubinstein zatrudniała artystów, żeby jeszcze bardziej rozkręcić interes, Arden wykorzystywała imprezy sportowe, żeby nawiązać kontakt z bogatą klientelą. 

Kiedy Elizabeth otwierała salony gimnastyki i zachęcała do uprawiania jogi, Helena przywoziła z Niemiec przebój dietetyki, czyli tabletki odchudzające. Kiedy Arden otworzyła farmę piękności Maine Chance w stanie Maine, gdzie za 500 dolarów dziennie można było otrzymać pakiet zabiegów kosmetycznych, Rubinstein w tym czasie oferowała w swych salonach lekcje gracji i porady, jak się zachować w czasie rozmowy o pracę.

Były o siebie potwornie zazdrosne. Obie też obawiały się nowych, coraz mocniejszych firm kosmetycznych. Kiedy pojawił się Charles Revson, twórca firmy Revlon, Miss Arden z pogardą mówiła o nim per “ten człowiek”. Revson miał poczucie humoru i swój płyn po goleniu nazwał That Man, czyli Ten Człowiek. 

Prześcigały się w wymyślaniu nowych produktów, dzięki czemu o lata świetlne wyprzedzały konkurencję. To one wypuściły kremy nawilżające, odświeżające toniki, sypkie pudry i róże do policzków odpowiednie do karnacji, ołówki do brwi, cienie w kamieniu i szminki do ust w metalowym etui na wzór łuski do naboju. Rubinstein jako pierwsza wprowadziła na rynek wodoodporny tusz do rzęs i kremy hormonalne. 

Przeżyć mężów…

W czasie I wojny światowej Helena Rubinstein porzuciła męża – Edward Titus był intelektualistą, podziwiał ludzi wykształconych i uwielbiał seksowne kobiety. Żonę, która nie była ani wykształcona, ani seksowna, cenił, lecz jej nie pożądał. Helena leczyła frustrację zakupami, ale nie umiała znosić zdrad męża. Rozstali się, choć formalnie ich małżeństwo trwało jeszcze wiele lat, a Helena wyszła w końcu za gruzińskiego księcia Artchila Guriellego-Thkonia. Przeżyła go, choć był młodszy o 25 lat. 

Thomas Jenkins Lewis wydawał się znakomitym kandydatem na męża Arden – był uroczy i świetnie tańczył, a Elizabeth uwielbiała taniec. No i jako ekonomista wiedział, jaka jest wartość jej firmy. Ich ślub w 1915 r. nie zakończył się hucznym przyjęciem, bo panna młoda zaraz udała się do pracy i spędziła w salonie resztę popołudnia. Małżeństwo z powodu licznych zdrad Lewisa nie przetrwało. 

…i Wielki Kryzys

Obie natomiast przetrwały Wielki Kryzys, który wybuchł w 1929 r., a nawet wyszły z niego zwycięsko. Tuż przed krachem na giełdzie Helena za ogromne pieniądze sprzedała akcje swej nowojorskiej filii bankowi Lehman Brothers. Bankowcy obniżyli ceny jej produktów, co nie miało sensu, bo mniej zarabiających klientek i tak nie było na nie stać. Świetnie wiedziała to Arden, która ani na moment nie spuściła z tonu, a bogate klientki w Ameryce i Europie nadal zasilały jej kasę. Nie mogąc patrzeć na to, co Lehman Brothers zrobił z jej firmą, Helena po kilku latach odkupiła akcje. Za dużo mniejszą kwotę. 

Imperia kontratakują

W 1938 r. walka pomiędzy Arden i Rubinstein wkroczyła w najostrzejszą fazę. Arden zwerbowała głównego menedżera rywalki Harry’ego Johnsona i jego 12 współpracowników. Wściekła Rubinstein poczekała z zemstą, aż do pracy mógł wrócić Thomas Jenkins, były mąż Arden – temu znakomitemu szefowi sprzedaży klauzula rozwodowa zabraniała pracy u konkurencji przez pięć lat. Rubinstein zatrudniła go z dziką satysfakcją. 

Arden musiała wyrównać rachunki i też znalazła sobie nowego męża. Także księcia, Rosjanina Michaela Evanoffa, i chwaliła się, że “jej Michael” ma lepszy rodowód niż Gurielli Heleny. Kazała się tytułować księżną. To małżeństwo zakończyło się już po kilku miesiącach, bo Evanoff okazał się utracjuszem i homoseksualistą. I nie był księciem! 

Znowu wojna

II wojnę światową obie spędziły w Nowym Jorku. Rubinstein pomagała żołnierzom walczącym na pustyniach, dostarczając im płyn do zmywania twarzy, krem przeciw oparzeniom i podkład do kamuflażu. Arden oferowała czerwoną szminkę o nazwie Montezuma Red, bo taki kolor miały wypustki na kobiecych mundurach, a w jej londyńskim laboratorium powstał krem na poparzenia i rany. 

Obie wspomagały Czerwony Krzyż – Rubinstein oddział w Polsce, a Arden w Wielkiej Brytanii. Mimo wysiłków Helenie nie udało się uratować z Holocaustu wielu krewnych, a jej paryskie mieszkanie zdewastowali Niemcy. 

Siostrę Arden Gladys, która w Paryżu prowadziła jej firmę, Niemcy oskarżyli o szpiegostwo i wywieźli do Ravensbrück. Jak później opowiadała, przy życiu utrzymywało ją uprawianie gimnastyki. 

Starsze panie nie rezygnują

W latach 50. starzejące się władczynie imperiów piękna traciły też słynny instynkt reklamowy. Rubinstein, nie dostrzegając potencjału telewizji, odrzuciła propozycję poprowadzenia programu, którą przyjął… “ten człowiek”, czyli Charles Revson. To on zrobił show “Pytanie za 64 tysiące dolarów”, przeciągając na stronę firmy Revlon tysiące kobiet. 

Na scenie pojawili się już nowi bohaterowie, którzy powoli przejmowali stery: wspomniany Revson i Max Factor, czyli pochodzący z Łodzi Maksymilian Faktorowicz. 

W maju 1964 r. Helena leżała w sypialni na ogromnym łożu w kształcie sań z przezroczystego pleksi, gdy zaatakowali ją włamywacze. Nawrzeszczała na nich: Jestem stara i nie boję się śmierci. Możecie mnie zabić, ale nie okraść. Złodzieje w pośpiechu zabrali tylko 200 dolarów. 

Wydawało się, że 92-letnia Madame ma jeszcze sporo siły – wciąż potrafiła dyktować sekretarkom 64 listy dziennie. Umarła niespodziewanie na wylew, którego doznała 1 kwietnia 1965 r. w swojej fabryce na Long Island. 

Majątek wart 100 mln dolarów podzieliła między krewnych, ale nikt nie dostał gotówki – stworzyła fundusz powierniczy, zmuszając wszystkich do pracy, którą uważała za eliksir młodości. Po latach firma HR przeszła w ręce L’Oréal. 

Elizabeth Arden przeżyła rywalkę o kilkanaście miesięcy. Zmarła 18 października 1966 r. po udarze, a spadkobiercom zostawiła ogromny kłopot w postaci niezapłaconych podatków. Jej firma także zmieniła właściciela – przejął ją koncern Unilever, który w pierwszej kolejności zamknął salony Miss Arden. Kto miałby zdrowie, żeby w wielkiej korporacji dbać o pojedynczych klientów. 

Na pogrzebie Miss Arden pojawiła się kobieta, z której twarzy ponoć nie schodził uśmiech. Była to Estée Lauder, kolejna królowa kosmetyków.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com