Dobry książę i umowa z Iranem

Dobry książę i umowa z Iranem

Vic Rosenthal
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Stało się już truizmem, że nienawiść i nękanie indywidualnych Żydów i społeczności żydowskich, jakie kiedyś panowało w krajach diaspory przed odrodzeniem się państwa żydowskiego, przekształciło się w odrazę i prześladowanie tego państwa.

Istnieją inne paralele. Żydowskie społeczności w Europie, Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie miały niepewne życie, zależne od dobrej woli lokalnego księcia lub emira. Jeśli władca lubił Żydów – lub, prawdopodobnie bardziej poprawnie – jeśli uważał ich za bardziej użytecznych niż nikczemnych, mogli żyć w stosunkowym spokoju. Z drugiej strony, jeśli – no cóż, znacie historię.

Dzisiaj sytuacja państwa żydowskiego także zależy od potężnych ludzi i rządów, całkowicie poza kontrolą Żydów. W szczególności na państwo Izrael silnie wpływa polityka i działania USA. W Ameryce polityka zagraniczna, a szczególnie praktyczne działania i reakcje na wydarzenia na arenie międzynarodowej, są głównie w rękach prezydenta i osób przez niego mianowanych. W tych dniach prezydent Stanów Zjednoczonych jest „księciem”, którego postawa najbardziej decyduje o tym, czy Izrael kwitnie, czy usycha.

Izrael mógłby usilniej próbować zmniejszyć swoją zależność od USA i podatność na naciski amerykańskiego rządu. Powinien to zrobić. Chciałbym wierzyć, że konieczność tego staje się ewidentna dla izraelskich oficjeli, ale trudno ignorować powab „darmowego” wyposażenia militarnego. I jest nieco prawdy w tym, że Izraelczycy po prostu podziwiają USA i cenią swoje bliskie z nimi stosunki.

W ostatnich czasach Chamenei odgrywa rolę Hamana wobec Aswerusa amerykańskiego prezydenta. Irański scenariusz wzywa do równoczesnego ataku na Izrael ze strony sił rakietowych Hezbollahu i Hamasu oraz inwazji zarówno z północy, jak z południa. Reżim irański pracuje nad zwiększeniem liczby, ładunku wybuchowego, obronności i celności rakiet w rękach swoich marionetek, jak również w samym Iranie. Równocześnie rozwija siłę nowych marionetek przez zainstalowanie w Syrii irackich milicji szyickich, organizowanych na wzór libańskiego Hezbollahu. Wszystko to ma być chronione nuklearnym parasolem, którego rozwój posuwa się do przodu.

Wygląda na to, że wojna między Izraelem a Iranem jest gwarantowana. Jest jednak jeszcze jedna możliwość – jedyna alternatywa, jaką umiem sobie wyobrazić przy tych celach, jakie ma obecny reżim irański. A jest nią obalenie reżimu przez wewnętrzną opozycję zachęcaną ekonomicznymi naciskami USA.

Jest to bardzo niepewne, ponieważ reżim, który jest ewidentnie gotowy strzelać do antyrządowych demonstrantów na ulicach, który wspierają paramilitarne milicje i który terroryzuje i morduje ludzi z opozycji, trudno jest obalić. Ten reżim jest całkowicie gotowy kontrolować przydział zasobów w taki sposób, by ogólna populacja gorzko cierpiała, jak długo pozostaje on przy władzy, a więc presja ekonomiczna musi być surowa i długotrwała.

Alternatywą jest bardzo destrukcyjna wojna tak dla Izraela, jak Iranu. Jeśli do tego dojdzie, to mam nadzieję, że Izrael uderzy prewencyjnie i mocno. Ale to jest temat na inną dyskusję.

Teraz więc możemy zobaczyć bezpośredni efekt postawy amerykańskiego prezydenta, dobrego lub złego ”księcia”, który trzyma w swoich rękach los społeczności żydowskiej – w tym wypadku, państwa Izrael. Barack Obama, realizując jawnie antyizraelski scenariusz pierwotnie naszkicowany w Iraq Study Report z 2006 roku (napisany częściowo przez późniejszego bliskiego doradcę Obamy, Bena Rhodesa), ułatwiał wykonanie irańskiego planu. Administracja Obamy wynegocjowała umowę z Irańczykami, która usunęła sankcje ekonomiczne, chroniła irański projekt nuklearny, a nawet dostarczała palety gotówki, które poszły na wsparcie irańskich inicjatyw terrorystycznych w Libanie i w Syrii. Równocześnie karał izraelskiego premiera Netanjahu, gdy tylko było to możliwe, nieustannie naciskał na Izrael, by czynił ustępstwa wobec Palestyńczyków, które osłabiłyby możliwość obrony Izraela i – wraz z takimi członkami swojej administracji jak sekretarz stanu Kerry – bezpośrednio przyczyniał się do demonizacji żydowskiego państwa.

Prezydent Trump, z drugiej strony, jest Dobrym Księciem. Uznał izraelską suwerenność w Jerozolimie i na Wzgórzach Golan, przeniósł ambasadę USA do Jerozolimy, zmniejszył subsydia dla Palestyńczyków i – jak się wydaje – nie będzie wymuszał stworzenia suwerennego państwa palestyńskiego jako sztyletu tuż obok serca Izraela. Co najważniejsze, wycofał USA z umowy z Iranem i ponownie narzucił sankcje – jedyną możliwą drogę do pokojowego zakończenia irańskiej agresji.

Wiem, że nie przesadzam, kiedy mówię, że prezydent Trump jest kontrowersyjną postacią w USA. Nie jest on jednak kontrowersyjny w Izraelu, gdzie niemal wszyscy zgadzają się, że jest on najbardziej proizraelskim prezydentem – jeśli chodzi o rzeczywiste działania, a nie tylko słowa – od czasu Trumana. I większość Izraelczyków byłaby szczęśliwa, gdyby wybrano go ponownie w 2020 roku.

O tym jednak decydują amerykańscy wyborcy. I, niestety, być może częściowo dlatego, że Trump jest tak proizraelski, wielu jego przeciwników poszło w odwrotnym kierunku. Sześciu z najbardziej prawdopodobnych kandydatów na przeciwstawienie się Trumpowi powiedziało, że jeśli zostaną wybrani, przywrócą uczestnictwo USA w umowie nuklearnej – to jest, usuną sankcje narzucone ponownie przez prezydenta Trumpa. Democratic National Committee także uchwalił rezolucję wzywającą USA do powrotu do tej umowy. Fałszywa „proizraelska” organizacja, J Street, lobbuje kandydatów, by przemawiali na rzecz umowy, a co bardziej złowrogie, grupa zwolenników Obamy, National Security Action, której współprzewodniczy wszędzie obecny Ben Rhodes, działa na rzecz przywrócenia niebezpiecznej polityki irańskiej administracji Obamy.

To może być skuteczne jako polityka przeciwko Trumpowi i przeciwko Izraelowi, ale nie leży to w interesie Ameryki. Irański reżim grozi raz za razem, że zaatakuje amerykańskie aktywa lub nawet dokona zamachów terrorystycznych w samych USA. “Śmierć Ameryce” nie jest tylko hasłem i Irańczycy nie mówią o USA „Wielki Szatan” z pragnienia przyjaźni. Polityka zbliżenia prowadzona przez administrację Obamy została zaksięgowana i wykorzystana przez reżim, który nie odstąpił od swoich celów totalnej kontroli nad Bliskim Wschodem i jego zasobami, od ustanowienia światowego kalifatu szyickiego i – celu ostatecznego – zastąpienia USA jako dominującego na świecie supermocarstwa.

Jeśli umowa z Iranem stanie się znaczącą kwestią w wyborach 2020 roku, to będzie to złe dla Izraela, który nie chce, by go widziano jako ”zajmującego stronę” w wyborach amerykańskich. Trump jednak prawdopodobnie powoła się na bezpieczeństwo Izraela jako część powodów ponownego narzucenia sankcji, podczas gdy jego przeciwnicy będą oskarżali „izraelskie lobby” o nadmierne wpływy na politykę USA. Wszystko, co Izrael zrobi lub powie w związku z Iranem, będzie interpretowane jako niewłaściwa ingerencja w wybory.

I tak samo jak nieszczęśni Żydzi z Rosji i z żydowskich dzielnic Aleksandrii lub Bagdadu, państwo żydowskie znajdzie się znowu nieumyślnie i niechętnie zamieszane i poturbowane przez konflikty książąt.


Vic Rosenthal

Urodzony w Stanach Zjednoczonych, studiował informatykę i filozofię na University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Mieszka obecnie w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com