Wyzwolenie KL Dachau.

Wyzwolenie KL Dachau. “Masz swój proces, gnoju. Jesteś winny”. I strzelił mu w głowę

Marta Grzywacz


Samosąd na jednym z esesmanów w składzie węglowym. Więźniowie zaatakowali swych oprawców natychmiast po wkroczeniu Amerykanów do obozu. Zwłoki wielu zlinczowanych esesmanów wrzucili do okalającego obóz kanału (Fot. archiwum)

– Nie mieliśmy żadnych wyrzutów sumienia, zabijając ich – mówił jeden z amerykańskich żołnierzy o samosądzie dokonanym na esesmanach przez wyzwolicieli obozu koncentracyjnego Dachau 29 maja 1945 r. – To nie byli jeńcy wojenni, tylko bestie.

Pewnej nocy w szpitalu Queens General w Nowym Jorku jeden z pacjentów zaczął krzyczeć i majaczyć po niemiecku. Cierpiał na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Miał gorączkę. Kiedy atak minął, zaniepokojony doktor Alvin „Doc” Weinstein zapytał, co mu się stało. Mężczyzna wyjaśnił, że 10 lat wcześniej, w 1933 r. był liderem partii, która przeciwstawiła się nazistom, i trafił do obozu koncentracyjnego w miejscowości Dachau. W 1938 r. udało mu się przekupić komendanta i uciekł. Opowiadał o rzeczach tak strasznych, że „Doc” z trudem mu wierzył.

Dwa lata później, 29 kwietnia 1945 r., lekarz wojskowy Alvin „Doc” Weinstein podążał utwardzoną, bawarską drogą razem z „Tęczą” – 42. Dywizją Piechoty Armii Amerykańskiej, gdy zobaczył przed sobą drogowskaz: „5 km nach Dachau”. Przypomniał sobie wówczas niemieckiego więźnia i opowiedział o nim dowódcy. Generał major Harry J. Collins wysłał na miejsce grupę zwiadowczą pod dowództwem generała brygady Henninga Lindena. Była godz. 11, gdy żołnierze podeszli pod główną bramę obozu.

Tymczasem od strony miasta zbliżała się 45. Dywizja Piechoty, znana jako „Zwiastun Burzy”. Jedną z jej kompanii dowodził płk Felix Sparks. Bohaterowie tych wydarzeń, a po nich historycy będą się spierać, która dywizja 7. Armii Amerykańskiej zdobyła Dachau, ale nie ma wątpliwości, że obie wzięły udział w wydarzeniach, które się tam rozegrały.

KL Dachau – wzorcowy obóz koncentracyjny

Dwa tygodnie wcześniej do ostatniego komendanta Dachau Wilhelma Weitera przyszła depesza. Żaden więzień nie może wpaść żywy w ręce nieprzyjaciela – pisał Heinrich Himmler, świadomy, że Amerykanie dotrą do Bawarii lada chwila. W razie konieczności należy uśmiercić więźniów za pomocą bomb gazowych. Weiter w obawie przed aliantami zignorował rozkaz, oznajmił swoim ludziom, że Dachau należy oddać Amerykanom za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, i uciekł. A za nim reszta esesmanów, która nie wyszła wcześniej w marszach śmierci.

Obóz koncentracyjny w Dachau powstał w 1933 r. na terenie zamkniętej po I wojnie światowej fabryki amunicji. Miasto wdzięczne za tę inwestycję – w perspektywie był zbyt na towary i usługi – chętnie pomogło przy budowie. Ze swoimi równo ustawionymi barakami, placem apelowym i okrucieństwem, od którego nie było ucieczki, Dachau stał się wzorcowym obozem dla innych, które wkrótce powstały w całych Niemczech, a potem w krajach okupowanych. Po 12 latach zadawania tortur i śmierci powoli przechodził do historii.

Więźniowie KL Dachau cieszą się z odzyskanej wolności. 29 kwietnia 1945 r. obóz koncentracyjny wyzwolili żołnierze amerykańscy Domena publiczna

Na miejscu zostały niedobitki esesmanów i oddział Waffen-SS, który miał poddać obóz, a także wypuszczeni z karnych cel niemieccy żołnierze przetrzymywani tam za niesubordynację albo inne przestępstwa. Wielu Niemców przebrało się w pasiaki i czekało na Amerykanów.

Jednak gdy grupa więźniów, widząc wyzwolicieli, pobiegła w ich stronę, esesmani z wieży wartowniczej B zaczęli do nich strzelać. Na moment przed kapitulacją postanowili mimo wszystko udaremnić tę rzekomą ucieczkę. Amerykanie od razu otworzyli ogień. Wartownicy, którzy nie zginęli na wieży, zeszli na dół z podniesionymi rękoma i zostali rozstrzelani na miejscu.

Nie chcąc czekać, aż ktoś otworzy bramę, na rozkaz dowódcy szeregowy John Degro przestrzelił kłódkę i wszedł na teren obozu. Reszta żołnierzy ruszyła za nim. Wszyscy mieli w pamięci słowa generała George’a Pattona, który ostrzegał przed „brudnymi trickami” Niemców: Pamiętajcie, oni mogą tylko udawać, że się poddają, rzucą broń, będą podnosić do góry ręce, wymachiwać białą flagą, a gdy się zbliżycie, druga grupa wyskoczy z ukrycia i otworzy ogień. W Dachau nic takiego nie nastąpiło. Niemcy nie stawiali oporu.

W Dachau zobaczyliśmy rzeczy straszne, straszne

Amerykanie nie byli przygotowani na to, co zastaną na miejscu. Mówili nam, że będą wszy, ale to wszystko – wspominał Dan Dogherty z 45. Dywizji. Nawet jeśli niektórzy mieli więcej informacji, to co innego opowieści z drugiej ręki, a co innego zobaczyć to na własne oczy. Parę dni przed wyzwoleniem Dachau, 4 Dywizja Pancerna weszła do podobozu Ohrdruf przy Buchenwaldzie.

Żołnierze znaleźli tysiące wychudzonych, okaleczonych zwłok rozrzuconych na placu apelowym, sterty ciał oblanych ługiem i stosy niedopalonych szczątków w otwartych dołach.

Byli tak przerażeni, że wezwali wyższe dowództwo, żądając wytłumaczenia, co się tu właściwie wydarzyło. Na miejsce przybyli generałowie Dwight Eisenhower, Omar Bradley i George Patton. Ten ostatni najpierw się pochorował, a potem zaczął kląć: „Widzicie, co te sukinsyny zrobiły?! Nie zamierzam brać jeńców!” Wściekły Eisenhower wysłał depeszę do Departamentu Stanu w Waszyngtonie, żeby na miejsce przysłano dziennikarzy i przedstawicieli rządu. Mieli obejrzeć niemieckie obozy i opowiedzieć o nich światu. Nie wiadomo, czy ta informacja dotarła do żołnierzy Sparcka i Lindena.

„Doc” Weinstein wspominał: W Dachau zobaczyliśmy rzeczy straszne, straszne. Dużo straszniejsze niż najgorsze senne koszmary, ale nic nie mogło się równać ze smrodem, który roznosił się po obozie i przyćmiewał zmysły.

Na terenie Dachau leżało kilka tysięcy ciał w różnym stopniu rozkładu, a pomiędzy nimi przemieszczali się na wpół żywi ludzie-szkielety. Część trupów była już wrzucona do dołów, ale jeszcze nie została pogrzebana.

– Szliśmy dalej – wspominał Ron Doda – gdy trafiliśmy na dwa duże pokoje, które były wypakowane, dosłownie, od podłogi po sufit nagimi ciałami. Wiedziałem już, z kogo zdarto te pasiaste ubrania, których całe góry widziałem wcześniej. Ciała leżały także w barakach, na łóżkach, zakrwawione, we własnych ekskrementach, pomiędzy żywymi jeszcze więźniami. Inne w stertach przy krematorium, niektóre częściowo w piecach. Żołnierze szacowali, że było ich około 10 tysięcy. Wliczając pociąg.

Pociąg śmierci

Pierwsza dotarła do niego prawdopodobnie 45. Dywizja, która poruszała się wzdłuż torów, gdzie stało 39 wagonów, częściowo bez dachów. Jeden z żołnierzy – mówi się, że był to John Lee – odsunął zasuwę jednego z nich i broń wypadła mu z ręki. Upadł na kolana, zaczął wymiotować. Stojący obok reagowali podobnie. Inni stali bez ruchu, w kompletnej ciszy.

W środku leżały tysiące martwych więźniów. Część z nich była rozerwana na kawałki, ponieważ pociąg jechał przez strefę frontu, część ciał nosiła ślady kanibalizmu. Spomiędzy trupów dochodziły jęki jeszcze żywych.

W wagonach odkryto ponad 5 tys. więźniów. Około 1,3 tys. znajdowało się w stanie agonalnym. Był to transport z Buchenwaldu, który z powodu bombardowania torów jechał do Dachau przez trzy tygodnie. W tym czasie więźniowie nie dostali jedzenia i picia. Uciekając, Niemcy zostawili wagony na torach.

Półprzytomny ze złości porucznik William Walsh po wejściu na teren obozu pisał: Jest tu wielka brama, przez którą wychodzi do nas ten Niemiec. Ma może ze 190 cm wzrostu, piękne blond włosy. I ten przystojny sukinsyn obwieszony jest plakietkami cholernego Czerwonego Krzyża, a wręku trzyma białą flagę… Chciałem zapytać: „Ty skurwysynu, gdzie byłeś jeszcze pięć minut temu, zanim weszliśmy?”. Cóż, wszyscy byliśmy bardzo przygnębieni. I jeszcze musieliśmy patrzeć na tego wielkiego, przystojnego skurwysyna, który wyszedł do nas obwieszony tym całym gównem z Czerwonego Krzyża.

Gdy przed Walshem pojawiło się czterech esesmanów z podniesionymi rękoma, poprowadził ich w stronę pustego wagonu i opróżnił magazynek. Zdążył wrócić, gdy usłyszał za plecami głos: – Nazywam się Heinrich Skodzensky, SS-Obersturmführer. Po ucieczce swojego poprzednika pełnił prawdopodobnie funkcję komendanta. – Melduję, że na terenie obozu jest 30 tys. więźniów, z czego 2340 chorych… Nie udało mu się dokończyć zdania, bo Walsh splunął mu w twarz, wsadził do jeepa, wywiózł poza bramę obozu i zastrzelił.

W tym czasie cały plac apelowy powoli zapełniał się więźniami. Na widok zagłodzonych, półżywych ludzi wielu Amerykanów zaczęło płakać.

Żołnierze w zależności od tego, do której części obozu weszli, mówili później, że przywitał ich krzyk radości z kilku tysięcy gardeł, który trwał około 10 minut i był trudny do zniesienia, albo – wręcz przeciwnie – kompletna cisza. Jimmy Gentry z 42. Dywizji wspominał: Wszyscy ci ludzie wyglądali jak nieżywi. Naszemu pojawieniu się nie towarzyszyły żadne krzyki, wycie ani nic takiego. Przywitały nas twarze bez wyrazu, jakby zdziwione. Po chwili więźniowie zaczęli podchodzić i obejmować nas. Nie chcieliśmy sprawiać im przykrości, ale okropnie cuchnęli. Ktoś z mojego oddziału powiedział: „Nie pozwólcie, żeby całowali was w usta, są chorzy na tyfus”. A oni padli na kolana, obejmowali nas za nogi i całowali nasze buty. Nie wiedzieliśmy, co mówią ani w jakim języku, wiedzieliśmy tylko, że są szczęśliwi. To był bardzo smutny widok. A potem szliśmy przez cały obóz, przeczesując po kolei wszystkie miejsca w poszukiwaniu ukrywających się Niemców (…). Żaden nie miał prawa nam uciec.

Ciała esesmanów, którzy na moment przed kapitulacją obozu w Dachau otworzyli ogień do więźniów z wieży wartowniczej B (jej fragment widać po prawej). Wartownicy, którzy nie zginęli na wieży, zeszli na dół z podniesionymi rękoma i zostali rozstrzelani na miejscu Fot. Hulton-Deutsch Collection/CORBIS/Corbis via Getty Images

Wyzwolenie KL Dachau – więźniowie się budzą

Złapanych zaczęto gromadzić na placu przed składem węgla. Pod ścianą stanęło około 50 Niemców. Pilnowało ich kilku żołnierzy amerykańskich z karabinami gotowymi do strzału. Pułkownik Sparks: Stałem tam z nimi przez kilka minut, a potem odszedłem w stronę sektora dla więźniów. Zdążyłem zrobić parę kroków, kiedy usłyszałem strzały z karabinu maszynowego. Podskoczyłem do tego, który strzelał, kopnąłem go, wytrącając karabin, złapałem za kołnierz i wrzasnąłem: „Co ty do cholery robisz!?”. Miał może 19 lat i krzyczał histerycznie: „Pułkowniku, oni próbowali uciec!”. Nie wierzyłem w to.

Młody żołnierz William C. Curtin tego dnia zabił według Sparksa 12 Niemców.

Według innych relacji żołnierzy rozwścieczyła postawa Niemców, którzy kpili z nich, obrażali i śmiali się arogancko, więc strzelali do nich, dopóki nie opróżnili magazynków.

Więźniowie, widząc esesmanów w kałużach krwi, jakby się przebudzili. Zaczęli odzyskiwać siły. Kilku z nich podeszło do żołnierzy amerykańskich i poprosiło o broń. Amerykanie wręczyli im parę naładowanych pistoletów i ofiary ruszyły na poszukiwanie swoich oprawców. Dwóch Polaków złapało jednego ze strażników i przestrzeliło mu oba kolana, a potem rozpłatało głowę łopatą. Ci, którzy nie dostali broni, zaczęli zabijać tym, co im wpadło w ręce – siekierami, motykami, stalowymi prętami. Z rąk więźniów ginęli także kapo i donosiciele. Kilku najbardziej znienawidzonych utopili w latrynach. Jeden ze strażników zaczął uciekać. Amerykanie go złapali. – Oddajcie go nam – prosili więźniowie zza płotu. Widząc złośliwy uśmiech na twarzy Niemca, jeden z żołnierzy amerykańskich otworzył bramkę i popchnął go w stronę tłumu.

W amerykańskich archiwach znajduje się zdjęcie, które przedstawia mężczyznę w mundurze, leżącego na stercie wychudzonych nagich ciał. To przypuszczalnie Heinrich Wicker, który wraz z Victorem Maurerem z Czerwonego Krzyża formalnie poddał obóz Henningowi Lindenowi. On także został wydany w ręce więźniów, którzy – według szacunków – w dniu wyzwolenia Dachau zabili w sumie około 40 Niemców.

Zemsta Indianina

Tymczasem pod inną ścianą, w innej części obozu, ustawiono kolejnych esesmanów znalezionych na terenie. Jeden z nich krzyczał: „To niezgodne z konwencją genewską! Należy nam się uczciwy proces!” Któryś z żołnierzy – wspominał Paul Averitt, fotograf, który jako jeden z pierwszych robił zdjęcia w wyzwolonym Dachau – odwrócił się w jego kierunku.

“Masz swój proces, gnoju. Jesteś winny”. I strzelił mu w głowę.

Flint Whitlock z 45. Dywizji mówił później: Strzelanie do nieuzbrojonych jeńców wojennych nie sprawiało nam trudności, uważaliśmy, że esesmani nie zasługują na taką ochronę jak żołnierze wroga złapani po uczciwej walce. Dla większości ludzi z mojej kompanii byli tylko dzikimi, złymi zwierzętami, których rola w czasie wojny sprowadzała się do głodzenia, brutalnego traktowania, torturowania i mordowania bezbronnych cywili.

Komitet zawiązany przez więźniów poprowadził tymczasem swoich wyzwolicieli do lasu, gdzie znajdowała się dwupokojowa izba tortur z ponad tysiącem poskręcanych ciał i miejscem egzekucji, gdzie klęczącym więźniom strzelano w tył głowy. Żołnierze „Tęczy” spotkali także więźniarki z oddziału kobiecego, które opowiadały, że były gwałcone przez esesmanów. Jedna miała na twarzy woalkę. Gdy ją podnieśli, cofnęli się na widok tego, co z niej zostało. Jeden ze strażników siedział w stołówce i jadł. – Jak mogliście robić takie rzeczy – zapytał go któryś z żołnierzy. – Te ludzkie świnie… – zaczął esesman. Podnosił do ust łyżkę, kiedy go zastrzelili.

Rozstrzeliwanie esesmanów przez żołnierzy amerykańskich w składzie węgla w obozie Dachau. Raport, który powstał wkrótce po wyzwoleniu obozu, stwierdza, że zabito około 50 Niemców, ale według świadków liczba ta przewyższała 560 osób Fot. archiwum

Płk Jack Bushyhead, jedyny rdzenny Amerykanin w 7. Armii, pochodził z plemienia Czirokezów i był spokojnym człowiekiem, dopóki – jak mówił później pułkownik Howard A. Buechner, lekarz 45. Dywizji – nie obudził się w nim instynkt przodków. Na rozkaz Bushyheada wyciągnięto ze szpitala 358 rannych jeńców niemieckich i ustawiono na dziedzińcu. Sparks miał wówczas wystrzelić w powietrze z pistoletu, żeby przerwać samosąd, ale krótko potem, uznawszy, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, opuścił obóz. Także generał Linden próbował uniknąć międzynarodowego skandalu. Przez kilkanaście minut rozmawiał z żołnierzami, więźniami i SS, wydawało się, że odniósł sukces, ale gdy i on się oddalił, żądza zemsty rozgorzała na nowo. Wydarzenia, które nastąpiły dwie godziny później opisał Howard Buechner w książce „The Hour of the Avenger” („Czas mściciela”). Więźniowie sprowokowani widokiem esesmanów zaczęli strzelać. Żołnierze się do nich przyłączyli, a wreszcie Bushyhead ustawił karabin na dachu szopy i strzelał całymi seriami, dopóki żaden z Niemców nie dawał już znaku życia. Było po godz. 15, gdy w obozie zaległa cisza.

Puścić wolno!

Następnego dnia na rozkaz gen. Eisenhowera do Dachau przybyły tysiące amerykańskich żołnierzy, którzy mieli zobaczyć komory gazowe i piece krematoryjne. Rozkładające się ciała celowo leżały tam, gdzie je porzucono. Po kilku dniach większość pochowano, ale te w piecach krematoryjnych zostały zastąpione gumowymi manekinami. Eisenhower chciał, żeby Amerykanie dowiedzieli się jak najwięcej o nazistowskim okrucieństwie.

Mamo i tato – pisał do domu sierżant Robert Parker Woodruff – wczorajszego dnia, 1 maja, gdy przekroczyłem bramę obozu koncentracyjnego w Dachau, nie zapomnę do końca życia. To małe miasteczko, wielkości Baldwin. Prowadzą do niego tory kolejowe, na których stoją wyładowane wagony. Wyładowane to dobre słowo – po brzegi wypełniają je trupy więźniów zagłodzonych na śmierć. Mogłem objąć dłonią ich uda. A nogi i ramiona mieli jeszcze cieńsze. Łopatki wystawały im z pleców na jakieś 6 cali, a kości biodrowe nawet bardziej, bo nie mieli na sobie odrobiny ciała. Byli różnych narodowości: Francuzi, Polacy, Rosjanie, Żydzi, Amerykanie. Jego list został opublikowany w lokalnej gazecie.

8 czerwca 1945 r. pułkownik Joseph Whitaker, asystent Inspektora Generalnego przy 7. Armii Amerykańskiej, zakończył dochodzenie w sprawie wydarzeń w Dachau i opublikował raport, znany jako I.G. Report. Stwierdzał w nim, że porucznik William Walsh, szef Kompanii I, zastrzelił czterech żołnierzy w wagonach kolejowych. Następnie on i porucznik Bushyhead oddzielili żołnierzy Wehrmachtu od SS i zastrzelili tych ostatnich. Odpowiedzialnością miał być także obarczony pułkownik Felix Sparks – za brak nadzoru – i Howard Buechner za nieudzielenie rannym pomocy. Wszystkich czekał sąd wojskowy. Jednak nowo mianowany gubernator Bawarii generał George Patton oddalił skargę.

Nigdy nie doszło do przesłuchania przed sądem świadków tamtych wydarzeń.

Raport został utajniony i ujrzał światło dzienne dopiero w 1991 r. Oficjalnie stwierdza, że śmierć z rąk amerykańskich żołnierzy poniosło w Dachau około 50 Niemców. Według świadków liczba ta przewyższała 560 osób.

Do grzebania ciał więźniów Amerykanie sprowadzili mieszkańców Dachau, zarówno notabli, jak i chłopców z Hitlerjugend. Peter Wyden, autor książki „The Hitler Virus”, pisał, że niektórzy mdleli, inni płakali. Według pogłosek Amerykanie chcieli zrównać z ziemią miasto, ale miał je uratować katolicki ksiądz Friedrich Pfanzelt, na kolanach błagając o litość. Wyzwoliciele Dachau nie wiedzieli, że Pfanzelt był stałym gościem w obozie, odprawiał tam coniedzielne msze i dobrze żył z nazistami. Wyden pisał, że po wyjeździe Amerykanów Pfanzelt, wypowiadając się przeciwko nim, spowodował, że mieszkańcy Dachau zaczęli mieć poczucie krzywdy i zaprzeczali swojej winie.


Korzystałam m.in. z książek „Sprawiedliwość w DachauJohna Greena i „The Hitler VirusPetera Wydena


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com