Jordania podziela obawy Izraela

Jordania podziela obawy Izraela

Andrzej Koraszewski


Jego Królewska Mość Abdullah II.

Osławiona „Umowa stulecia” pozostaje nadal przedmiotem plotek i domysłów. Nie można wykluczyć, że jest to część planu i taktyka sondowania opinii w ramach prób ustalenia, co właściwie jest możliwe.

Rozwiązanie w postaci dwóch państw, nawet jeśli nie spadło jeszcze z wokandy, to z pewnością nie znajduje się na samym szczycie listy spraw, a konflikt izraelsko-palestyński postrzegany jest raczej jako element konfliktu izraelsko-arabskiego. Niewielu ludzi wierzy, że plan prezydenta Trumpa okaże się bardziej skuteczny niż plan Cartera, plan Clintona, plan Busha czy plan Obamy. Jest ciekawy z powodu zmiany paradygmatu i tego, że zamiast opierać się na  pobożnych życzeniach, wydaje się poszukiwaniem tego, co możliwe.

Wśród różnych domysłów pojawiła się również (nienowa) koncepcja, żeby Zachodni Brzeg wrócił do Jordanii i był jej odpowiedzialnością. Towarzyszy temu ciche domniemanie, że w obecnej sytuacji Palestyńczycy nie mają zdolności zbudowania funkcjonującego i pokojowego państwa.

Kiedy w czerwcu zapytano, doradcę Trumpa, Jareda Kushnera, czy Palestyńczycy zdolni są do samodzielnego sprawowania rządów, odpowiedział, że to jest coś, co trzeba sprawdzić, że „jest nadzieja, że z czasem będą zdolni do rządzenia”. Dodał, że muszą mieć najpierw działający system sprawiedliwości, wolność prasy, że  musi być tolerancja dla wszystkich religii. Wcześniej Kushner powiedział, że amerykańska administracja unika używania takich terminów jak „rozwiązanie w postaci dwóch państw”.

Kiedy mówisz »dwa państwa«, to znaczy co innego dla Izraelczyków i co innego dla Palestyńczyków. My mówimy, słuchajcie, przestańmy o tym tak rozmawiać. Zacznijmy od pytania, co to ma znaczyć. – powiedział Kushner w maju.

Na podstawie tego rodzaju sygnałów pojawiły się domysły, że Stany Zjednoczone mogą nalegać na jakąś formę połączenia społeczności arabskich na Zachodnim Brzegu i w Gazie z Jordanią.

Jak donosiła niedawno AFP, w Jordanii już pojawiły się głosy stanowczego protestu. Jordański politolog, Oraib Rintawi stwierdził, że „Jordania jest zaniepokojona, ponieważ ta umowa ignoruje samą ideę niepodległego palestyńskiego państwa”. Zdaniem tego politologa, „to może oznaczać, że zamiast dążyć do palestyńskiego państwa będzie się próbować tworzyć jakąś konfederację z Jordanią, a to oznaczałoby wpuszczenie do Jordanii więcej Palestyńczyków, co byłoby piekłem”.

Kiedy w 1950 roku Jordania anektowała Judeę i Samarię (zmieniając nazwę tego terytorium na Zachodni Brzeg), ówczesny rząd Jordanii deklarował:

Jako wyraz wiary ludności w wysiłki Jego Królewskiej Mości Abdullaha [pradziadka obecnego króla Jordanii, który nosi to samo imię] ku osiągnięciu naturalnych aspiracji i w oparciu o prawo do samostanowienia i istniejącą de facto sytuację między Jordanią i Palestyną oraz ich narodową, naturalną i geograficzną jedność i ich wspólne interesy i przestrzeń życiową, Parlament, który reprezentuje obie strony Jordanu, postanawia tego dnia i deklaruje:
Po pierwsze, popiera całkowitą jedność między dwiema stronami Jordanu i ich zjednoczenie w jedno Państwo, którym jest Haszymidzkie Królestwo Jordanii, na którego czele stoi Król Abdullah Ibn al Husain, na podstawie konstytucjonalnie przedstawicielskiego rządu i równości praw i obowiązków wszystkich obywatel

Od tego czasu upłynęło trochę wody w Jordanie i dziś sama myśl o jedności z arabskimi braćmi po drugiej stronie rzeki wydaje się Jordańczykom piekłem.

„Żadne gospodarcze propozycje nie mogą zastąpić politycznego rozwiązania okupacji” – powiedział AFP rzecznik jordańskiego ministerstwa spraw zagranicznych.

„To byłby koniec palestyńskiej sprawy i zagroziłoby jordańskiej tożsamości narodowej” powiedział dziennikarzowi Jordańczyk protestujący pod amerykańską ambasadą w Ammanie.

Nie można wykluczyć, że Jordańczycy zdają sobie sprawę z tego, jaki efekt przyniosły dziesięciolecia traktowania Palestyńczyków przez państwa arabskie jako psów muzułmańskiej wojny z Żydami.

Jak skomplikowana jest sprawa podziału Palestyny między Żydów i Arabów wyjaśniał niedawno w komentarzach pod artykułem Jerry’ego Coyne’a o BDS i prawnych aspektach dyskryminacji obywateli i przedsiębiorstw obcego państwa często komentujący na WEIT Roger Lambert. Sprawa Jordanii wyłoniła się na marginesie zdumienia jednego z czytelników, że Izrael przyjął jakichś Żydów z państw arabskich. (Uchodźcy i potomkowie żydowskich uchodźców z Bliskiego Wschodu stanowią dziś ponad połowę żydowskiej populacji Izraela).

Roger Lambert pisał:

Żeby to troszkę naświetlić – utworzenie Jordanii powiązane jest z przekazaniem Palestyńczykom pięciu szóstych ‘Palestyny’ (to znaczy muzułmańskim Arabom, którzy mieszkali w Palestynie, czyli dokładnie tym samym ludziom, którzy dziś określają się jako ‘naród palestyński’). Kiedy Transjordania uzyskała niepodległość wszyscy Żydzi, którzy mieszkali na tych 5/6 Palestyny zostali wysiedleni, niektórzy zabici, większość utraciła całą swoją własność nieruchomą i ruchomą.

Negocjujący w sprawie utworzenia nowego państwa Transjordanii, żądali, aby to nowe państwo arabskie było ‘Judenrein’, to znaczy, by żadnym Żydom nie było wolno tam mieszkać, ponieważ zakładali, iż żydowska Palestyna będzie wyłącznie dla Żydów. Obiecywali brytyjskim władzom, że powstanie arabskiego państwa w Palestynie zakończy dalsze arabskie roszczenia do ziemi w Palestynie. (Kłamali.)

[…] Przepraszam, że o tym piszę, ale mam wrażenie, iż jest to ważne, ponieważ popierający Palestyńczyków wpychają bzdurę, że Izrael to całość terytorium nazywanego Palestyną, podczas gdy prawdą jest, że Izrael stanowi zaledwie 1/6 Mandatu Palestyńskiego.A zatem 5/6 Palestyny już dano palestyńskim Arabom, palestyńskiemu narodowi. Równocześnie, w ciągu 71 lat od ogłoszenia niepodległości, Izrael przyjął około 850 tysięcy Żydów wysiedlonych z państw arabskich.

[…] Jestem przekonany, że Jordania ma dziś ogromny dług moralny, zarówno wobec Izraela, jak i wobec swoich Arabów, których porzucili. Jeśli ma powstać jakieś  nowe państwo arabskie w Palestynie (drugie państwo arabskie), tzw. państwo „Palestyna” – powinno być, gdyby miało to być sprawiedliwe, powiązane z Jordanią, a nie w granicach Izraela.

Nawet jeśli uznamy, że jest to logiczne i sprawiedliwe, rzeczywistość nastręcza pewne kłopoty. Palestyńczycy w krajach arabskich nie cieszą się sympatią, są prawnie dyskryminowani w Libanie, Syrii, Iraku, prawie pół miliona zostało wyrzuconych z Kuwejtu, rzekomo współczujący Palestyńczykom nigdy nie wspominają o dziesiątkach tysięcy zamordowanych Palestyńczykach w Syrii, ani o tym, że Abbas stanowczo odmówił przyjęcia palestyńskich uchodźców z Syrii.

Odzyskując w 1967 roku Judeę i Samarię Izrael nie tylko nie zamierzał wypędzać mieszkających tam Arabów, ale gotów był do negocjacji pod hasłem „ziemia za pokój”. Ani Jordania, ani Liga Arabska jako całość nie chciały słyszeć o uznaniu Izraela i o pokoju. Nie mogąc zniszczyć Izraela w drodze konwencjonalnej wojny najeźdźczej, postanowiono stworzyć naród palestyński, którego jedynym celem miała być nieustająca wojna terroru z Izraelem. Ten plan udał się znakomicie, stworzono społeczeństwo rządzone przez terrorystów i wychowujące swoich obywateli na terrorystów. Nic dziwnego, że dziś kraje arabskie obawiają się swoich palestyńskich braci jak zarazy.

Większość obserwatorów ocenia szanse powodzenia „umowy stulecia” jako znikome. Istotnie, wygląda to wszystko wręcz groteskowo. Podobno treść projektu tej „umowy” zna zaledwie kilka osób. (Plotka głosi, że zna ją cztery lub pięć osób). Co w niej jest, wnioskuje się na podstawie luźnych wypowiedzi i (zapewne kontrolowanych) przecieków. W tym czasie dokonują się pewne przetasowania. Część krajów arabskich wyraża ostrożne zainteresowanie, część gwałtownie się sprzeciwia. Najgłośniej protestują przywódcy terrorystycznej organizacji Hamasu i rządzący Autonomią Palestyńską przywódcy terrorystycznej Organizacji Wyzwolenia Palestyny (całej Palestyny). Nie dalej jak 25 lipca 2019 Mahmoud Abbas oświadczył, że wypowiada wszelkie porozumienia z Izraelem.

Na nagłym posiedzeniu kierownictwa OWP Abbas powiedział:

Nie będziemy się poddawać dyktatom ani narzuconym faktom dokonanym na mocy brutalnej siły, szczególnie w Jerozolimie. Wszystko, co robi okupacyjne państwo, jest nielegalne i bez znaczenia.

Abbas groził już wiele razy, że zerwie wszelkie porozumienia z Izraelem. Czy tym razem mówi poważnie? Prezydent nieistniejącego państwa, którego kadencja skończyła się wiele lat temu, nadal zapewnia, że wyciąga rękę do sprawiedliwego i trwałego pokoju (nie wspominając o tym, że dzieci, które urodziły się już po wygaśnięciu jego mandatu, dowiadują się z palestyńskich podręczników, że nie ma na mapach kraju, z którym rzekomo chciałby trwałego pokoju). Zapewnił, że nie ma mowy o żadnej akceptacji „umowy stulecia”, że Palestyna i Jerozolima nie są na sprzedaż.

Pozornie nie w pięć ni w dziewięć, wyciągnął „prezydent” Autonomii w tym momencie również rękę do zgody z terrorystyczną organizacją Hamas, która zamordowała już setki członków terrorystycznej organizacji OWP i w teatralnym pokazowym procesie skazała na śmierć samego Abbasa. Wezwał tym razem Hamas, by na poważnie potraktował to wezwanie do zgody.

Było widać, że „umowa stulecia” boli go szczególnie.

Powtarzam raz jeszcze, nie poddamy się, nie zamierzamy koegzystować z okupacją, nie zamierzamy się zajmować rozmowami o „umowie stulecia”, czy raczej policzku stulecia, czy może „umowie hańby” lub wszystkie te nazwy razem.

Dlaczego ta umowa, której treści nie znamy, wywołuje tak silne przerażenie Abbasa? Przez lata Arafat, a potem Abbas byli przez świat traktowani jako faktyczni i legalni przedstawiciele narodu palestyńskiego. Protesty własnego społeczeństwa tłumili brutalną siłą, ciche protesty zachodniej opinii publicznej na temat finansowania terroryzmu, podżegania do przemocy, płacenia za akty terroryzmu, podręczniki szkolne wzywające do przemocy, niebotyczną korupcję i odmowę rozmów o pokoju ignorowali, bo pieniądze płynęły i tak szerokim strumieniem z Zachodu i od państw muzułmańskich. Niespodziewanie ta rzeka pieniędzy zaczęła wysychać, a niektóre kraje arabskie zaczęły dochodzić do wniosku, że Izrael może być cenniejszy jako sojusznik niż jako wróg.

Izrael nie zamierza anektować Judei i Samarii, bo oznaczałoby to wchłonięcie kilku milionów zradykalizowanej ludności arabskiej, nie zamierza również pozwolić na to, żeby Zachodni Brzeg stał się taką samą (ale znacznie groźniejszą) bazą terrorystyczną jak Gaza. Wszystkie względnie optymistyczne scenariusze rozwiązania tego zawikłanego problemu wydają się mało realistyczne. Czy to oznacza, że obecna sytuacja będzie po prostu trwała nadal? Czort wie. Słabnące poparcie państw arabskich i wysychanie pieniędzy od państw zachodnich, a wreszcie nieuniknione odejście Abbasa może spowodować istotne zmiany. Mogą to być zmiany na gorsze, w postaci władzy Hamasu nad Autonomią Palestyńską, mogą być zmiany na lepsze w postaci pojawienia się ludzi gotowych do kompromisu. Powrót Jordanii na Zachodni Brzeg jest zapewne równie mało prawdopodobny, jak aneksja Judei i Samarii przez Izrael. Mało prawdopodobne jest również, żeby Organizacja Wyzwolenia Palestyny przypomniała sobie nagle swoją rezolucję z lutego 1971 roku:

Jordania jest powiązana z Palestyną przez związki narodowe i narodową jedność wykutą przez historię i kulturę od najdawniejszych czasów. Powstanie jednej jednostki w Transjordanii i drugiej w Palestynie nie ma żadnych podstaw w prawie ani w warunkach powszechnie uznawanych za podstawowe w jednostkach politycznych… Wznosząc hasło wyzwolenia Palestyny i przedstawiając problem palestyńskiej rewolucji, nie było zamiarem  Palestyńskiej Rewolucji oddzielania wschodu rzeki od zachodu, ani przekonania, że walka palestyńskiego ludu  może być oddzielona od walki mas jordańskich.

Jordańczycy mogą sobie jednak przypominać i Czarny Wrzesień i własne wysiłki wspierania palestyńskiego terroryzmu, kiedy był on skierowany przeciwko Izraelowi. Trudno się dziwić ich przekonaniu, że ci arabscy bracia mogą im urządzić piekło.

Konia z rzędem temu, kto przypadkiem poprawnie zgadnie, jaki będzie końcowy efekt „umowy stulecia” Chwilowo można powiedzieć, że spowodowała przeciąg na Bliskim Wschodzie, że szum wiatru obudził wielu z długiego snu i mają dziwne wrażenie, że nic już nie będzie tak samo. Nasze opinie nie mają ani znaczenia, ani wpływu na przebieg tego wszystkiego. Trudno się oprzeć wrażeniu, że nikt nie zdoła rozwikłać tego kłębka poplątanych oczekiwań i emocji. Szczerze żal tych Palestyńczyków, którzy chcieliby normalnego życia, pokoju z izraelskimi sąsiadami i tego, żeby piekło pochłonęło rządzące nimi terrorystyczne organizacje. Niewielu z nich pokłada dziś nadzieje w Jordanii. Wiedzą, że Jordania boi się Palestyńczyków tak samo, jak Izrael, albo nawet bardziej.

Władze Jordanii mogą jednak zacząć się zastanawiać nad wyborem strategii. Już dziś ich kraj jest uzależniony od współpracy z Izraelem w tak ważnej kwestii, jak zaopatrzenie w wodę. W 2016 roku podpisano umowę na 10 miliardów dolarów na budowę gazociągu i dostawy gazu. Niedawno jordański parlamentarzysta wzywał do wysadzania tego gazociągu w powietrze. Jordania ma problemy z silnie obecnym w tym kraju Bractwem Muzułmańskim, jest również zagrożona z powodu infiltracji przez bojowników ISIS. Może się więc poczuć zmuszona do zacieśnienia współpracy z Izraelem w kwestiach bezpieczeństwa. A to wszystko może prowadzić do przewartościowania spojrzenia na kwestię palestyńską, w szczególności, jeśli będzie to wsparte poważną pomocą gospodarczą.

Wielokrotnie większa od Izraela Jordania ma nieco ponad 9 milionów mieszkańców, pochodząca z Arabii Saudyjskiej rodzina królewska opiera się głównie na plemionach beduińskich, których lojalność bywa zmienna, a palestyńska większość domaga się równych praw. Kraj ma wysoką inflację i bezrobocie na poziomie 40 procent ludności w wieku produkcyjnym. Budżet państwowy jest w dużym stopniu zależny od pomocy zagranicznej, której lwia część pochodzi z USA. Część tej pomocy jest obecnie wstrzymana w oczekiwaniu na „umowę stulecia”. Podobno, lada dzień amerykański prezydent ma znów uchylić rąbka tajemnicy.


Andrzej KoraszewskiPublicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny

Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com