Reunion 68

Herzlich willkommen in Lodz

Herzlich willkommen in Lodz

Adam Czerwiński


9 września 1939 roku w Łodzi. Niemieccy mieszkańcy miasta witają żołnierzy Wehrmachtu. W kwietniu 1940 r. Hitler kazał przemianować Łódź na Litzmannstadt – na cześć Karla Litzmanna, jednego z niemieckich generałów dowodzących w bitwie z Rosjanami stoczonej w listopadzie… (Fot. akg-images akg-images)

Wężykiem, jak pijany, bo przeciska się przez ogarnięty euforią tłum, jedzie na rowerze niemiecki żołnierz. Ludzie krzyczą i rzucają kwiaty. Niektórzy płaczą ze szczęścia. Był 9 września 1939 roku. Powitanie w Łodzi niemieckiej armii

Niemiecka kronika filmowa z września 1939 roku. Pierwsze ujęcie: żniwiarze układają snopki żyta. W kolejnych przygotowania do wojny: szkolenia sanitariuszek, kobiety pracujące w fabryce amunicji, piekarze piekący chleb dla wojska. Potem widzimy samoloty Luftwaffe lecące nad zbombardowanymi polskimi lotniskami. Polskich żołnierzy widać, jak rozbrojeni idą do niewoli eskortowani przez Niemców. Niektórzy Polacy idą boso…
W kolejnym kadrze widzimy zwycięzców z Wehrmachtu karmiących polskich cywilów. Do kuchni polowej ustawia się kolejka, a niemiecki żołnierz z własnej menażki nakłada jedzenie starszemu mężczyźnie. Inny rozdaje cukierki dzieciom.

Są też Żydzi wyglądający jak na antysemickich karykaturach: z haczykowatymi nosami, pejsami i brodami do pasa. Ktoś zagonił ich do roboty. Budują drogę, jakby chcieli, a nie mogli.

Potem oglądamy kolumny Wehrmachtu jadące przez polskie drogi, a właściwie bezdroża, z błotem sięgającym kolan. Dojeżdżają do Łodzi. Widzimy maszerujący Wehrmacht, żołnierze na ramieniu trzymają karabiny, a za pazuchy mają powtykane bukiety kwiatów. Tłumy rozradowanych cywilów z rękami uniesionymi w hitlerowskim geście pozdrowienia. Kolumna idzie, a jakaś kobieta wciska żołnierzom kwiaty do rąk.

Kolejne ujęcie. Piotrkowska. Na chodniku po obu stronach wiwatujący tłumek, a środkiem jadą wojskowe ciężarówki i motocykle z przyczepami. Obok stojącego tramwaju przejeżdża czołg, a kamera przeskakuje na wiwatujący tłum. Pani w kapeluszu co chwilę hajluje. Cięcie. Na pierwszym planie żołnierz na rowerze. Kamera się oddala i widać, że ledwo może się przecisnąć przez szalejący tłum. Lecą kwiaty. Kolejne cięcie. Na pierwszym planie przed kamerą trzy osoby. W środku kobieta w czarnym kapeluszu. Wszyscy mają w charakterystyczny sposób uniesione ręce. Chyba płaczą ze szczęścia.

Cukierków zabrakło

Oglądam kronikę z historykami z łódzkiego Muzeum Tradycji Niepodległościowych. Ryszard Iwanicki i jego kolega nie mają wątpliwości, że zdjęcia z Łodzi są autentyczne. – Na pewno zostały nakręcone w Łodzi.

Rozpoznają budynki na Piotrkowskiej, zwracają uwagę na charakterystyczne ułożenie torów na jednym ze skrzyżowań. Uważnie oglądają tramwaj. – Tak, to Łódź – wyrokuje historyk. – W żadnym innym polskim mieście nie jeździły takie tramwaje.

Kolejną projekcję urządzam w biurze senatora Ryszarda Bonisławskiego (PO). Nim Bonisławski został parlamentarzystą, dał się poznać jako znawca dziejów Łodzi i ceniony przewodnik po mieście.

– Oczywiście, że to Łódź – mówi. W jednym z kadrów rozpoznaje plac Wolności, w innym zwraca uwagę na charakterystyczną kamienicę przy Piotrkowskiej. – Tu widać, że jest około tysiąca osób – mówi o kadrze z wiwatującym tłumem. – Proszę zwrócić uwagę, że ci ludzie raczej biegną w kierunku kamery. A więc film jest reżyserowany. Widziałem już podobne zdjęcia z wejścia wojsk niemieckich do Łodzi i też był tam uwieczniony ten entuzjazm. Czytałem wspomnienia Niemki, która pisała, że 9 września jej ojciec ubrał się odświętnie i poszedł witać wkraczające wojsko.

Bonisławski zwraca uwagę, że miejsca, w których kręcono film, dość łatwo jest zapełnić. – Co za problem ustawić ludzi na wąskim chodniku, sfilmować i wykorzystać do celów propagandowych? – mówi. – Bo przecież autorom zależało na pokazaniu, że ktoś się cieszy, bo Niemcy wreszcie wyswobodzili Łódź. Ale choć film jest ewidentną propagandą, pokazuje obraz w 100 proc. autentyczny. Nie mam żadnych wątpliwości: Wehrmacht był witany w Łodzi kwiatami.

W książkach historycznych o powitaniu niemieckiej armii w Łodzi można przeczytać jeszcze więcej. Że na rogatkach miasta ustawiono bramy wjazdowe, które miały pełnić funkcję prowizorycznych łuków triumfalnych. Ktoś przygotował napis: “Herzlich willkommen” (serdecznie witamy).

Historyk Ryszard Iwanicki: – 9 września, czyli w dniu wejścia Niemców, powstał przenośny bufet dla niemieckich żołnierzy. Częstowano ich jedzeniem i cukierkami. Czytałem też relację, że jeszcze tego samego dnia w różnych miejscach przemarszu wojsk rozdano żołnierzom tyle cukierków i owoców, że zabrakło ich w polskich sklepach. To chyba informacja przesadzona, ale wpisuje się w panującą wówczas atmosferę. Na pewno było spontaniczne powitanie, ale nie chce mi się wierzyć, by zabrakło towaru w sklepach.

Koniec miasta trzech kultur

Kto i dlaczego witał w Łodzi Niemców kwiatami? Przecież Łódź to nie Gdańsk. I nie Górny Śląsk.

– Ale miasto zostało w wielkiej mierze zbudowane przez Niemców – zwraca uwagę Bonisławski. – Osadnictwo niemieckie zaczęło się tu po drugim rozbiorze, kiedy Łódź i okolice znalazły się pod panowaniem pruskim. Po trzecim rozbiorze te tereny przeszły pod panowanie rosyjskie, ale Niemcy byli tu mile widziani. I to oni byli pierwszymi lodzermenschami, ludźmi, którzy zrobili tu majątek i zapuścili korzenie. To oni budowali fabryki, to oni byli majstrami, to oni dawali pracę Polakom z okolicznych wsi.

W 1939 roku w 670-tys. Łodzi mieszkało 67 tys. Niemców. W przylegającym do miasta powiecie – kolejne 45 tys. W okolicznych miastach – Zgierzu, Ozorkowie, Tomaszowie, Pabianicach – były też ich spore skupiska – po kilka tysięcy osób. I to właśnie Niemcy w 1939 roku kwiatami witali Wehrmacht.

– Naprawdę się cieszyli z wejścia swoich – mówi Iwanicki. – Pierwszy niemiecki patrol wkroczył do Łodzi już wieczorem 8 września. A już o poranku następnego dnia zaczęły się antypolskie demonstracje. Na jednym z głównych skrzyżowań miasta demonstrowała młodzież z Niemieckiego Gimnazjum Reformowanego, po ulicach paradowali członkowie paramilitarnej organizacji Selbstschutz. Tego dnia zaczęło się bicie Polaków na ulicach i pierwsze napaści na Żydów. Symboliczny koniec miasta trzech kultur.

Druga mniejszość

Dlaczego potomkowie budowniczych ziemi obiecanej, którzy przez ponad wiek poczuwali się do wspólnoty z Łodzią i godzili się być najpierw poddanymi państwa rosyjskiego, a po 1918 roku obywatelami II Rzeczypospolitej, tak ochoczo wyrzekli się Polski?

Mówi prof. Przemysław Waingertner, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego: – To nie byli rdzenni Niemcy, jak w Gdańsku czy na Górnym Śląsku. Ci ludzie byli lojalni wobec państwa, które pozwalało im się bogacić, a Łódź była ich małą ojczyzną. Więź z nią to poczucie związku przez sukces. Tu się osiedliłem, tu wybudowałem dom, założyłem rodzinę. Obok są moi sąsiedzi, Żydzi, Polacy, Niemcy, i tak jest dobrze. Do 1914 roku nad nimi byli Rosjanie, jako administracja. Potem nastało państwo polskie i inna etniczna grupa stała się narodem panującym. W latach 20. Niemcy nie żywili specjalnej niechęci do państwa polskiego, ale też nie okazywali mu specjalnej miłości. Nadal wszyscy się znali i robili interesy. Ani Polacy nie mieli szczególnych powodów, by Niemców gnębić, ani Niemcy, by Polakom nie ufać. Tym bardziej że wcześniej jakoś Niemców nie ciągnęło do państwa, które opuścili ich przodkowie. Nikt ich za niemieckość nie prześladował. A Republika Weimarska nie była państwem marzeń.

Prof. Waingertner twierdzi, że układ, w którym łódzcy Niemcy byli drugą po Żydach mniejszością (w 1939 roku w mieście mieszkało prawie 230 tys. Żydów), zaczął się psuć po dojściu Hitlera do władzy. – Państwo, które jest pariasem Europy, które nie ma armii, jest przegranym w wielkiej wojnie, trawione przez kryzys, raptem błyskawicznie zaczyna z kryzysu wychodzić i się zbroi – mówi historyk. – Wszyscy w Europie muszą się z nim liczyć. To oddziałuje na wyobraźnię. I zaczyna się proces identyfikacji z III Rzeszą. Dotyczy on zresztą całej mniejszości niemieckiej zamieszkującej Europę Środkowo–Wschodnią. Organizacje polityczne Niemców (na przykład sudeckich) zaczynały się glajszachtować, czyli łączyć i się ujednolicać.

W II Rzeczypospolitej tak nigdy nie było, organizacje niemieckie pozostały rozproszone, ale podobnie jak gdzie indziej zaczynały nasiąkać nazistowską ideologią. Wielka polityka prowadzi do tego, że Polska stawiająca Hitlerowi opór zaczyna być stopniowo postrzegana jako przyszły przeciwnik w ewentualnym konflikcie zbrojnym.

W roku 1938 Niemiec nie tylko w Łodzi, ale w całej Polsce był już wrogiem.

Śmiejecie się, będziecie płakać

– Zaczynała królować logika nadchodzącej wojny – opowiada Waingertner. – Efekt jest taki, że mieszkający w tym samym domu ludzie najpierw przestają się sobie kłaniać, a potem jak się widzą, to przechodzą na drugą stronę ulicy. Aż wreszcie gotowi są donieść na sąsiada. Przed 1 września 1939 roku Polak donosi na Niemca, że ten trzyma coś podejrzanego w piwnicy. Po wejściu wojsk niemieckich ten mu odpłaca. Bo ten doniósł na niego polskiej policji.

W 1939 roku polscy politycy licytują się, kto jest bardziej antyniemiecki. W Łodzi robotnicy i majstrowie niemieccy są masowo zwalniani z pracy. Nikt nie patrzył, kto jakie miał poglądy. Wystarczyło, że człowiek był Niemcem. Rządowy Obóz Zjednoczenia Narodowego zupełnie oficjalnie nawoływał do takiej akcji.

Łódzkie gazety donoszą o nielojalnym zachowaniu się Niemców, a do sądów trafiają podejrzani “o obrazę Państwa i Narodu Polskiego”.

Iwanicki: – Przed sądem grodzkim i sądem apelacyjnym mnożą się sprawy o wystąpienia antypolskie. Oskarżeni mieli głośno i pozytywnie wypowiadać się na temat Hitlera, lżyć Polaków. Tego typu spraw było w lipcu 1939 roku co najmniej kilkadziesiąt.

Na przykład na polecenie prokuratury trwało postępowanie przeciw Hermanowi Mundtowi, robotnikowi z fabryki przy ul. Łąkowej, bo miał powiedzieć polskim kolegom z pracy: “No, no, panowie, teraz się śmiejecie, ale przyjdzie niedługo czas, że będziecie płakać”.

Po słynnym sejmowym wystąpieniu ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z 5 maja 1939 roku, gdy powiedział on, że Polska nie ugnie się przed żądaniami Hitlera, inny robotnik Gustaw Rychter miał stwierdzić: “Gdańsk był niemiecki i jest niemiecki. Jeśli Gdańska tak nie oddacie, to go inaczej oddacie. Cóż ci Polska dała przez 20 lat niepodległości, że sami suchotnicy po ulicach chodzą?”.

Robotnicy Polacy donieśli na Rychtera szefostwu fabryki, a ono wezwało policję. Wszczęto postępowanie. Rychter nie czekał na jego wyniki, tylko zabrał syna i uciekł do Niemiec.

Bić Niemca

Iwanicki wylicza, że tylko w drugim kwartale 1939 roku z Łodzi do Niemiec uciekło około 3 tys. Niemców. Masowo prosili oni o paszporty emigracyjne, a gdy ich nie dostawali, uciekali przez zieloną granicę. Jeśli zbieg został złapany, do sądu kierowany był wniosek o pozbawienie go obywatelstwa polskiego. Uchodźców można było karać również konfiskatą majątku i pozbawieniem prawa do dziedziczenia i otrzymywania darowizn.

Wiosną i latem 1939 roku w regionie łódzkim wybuchły zamieszki antyniemieckie. 13 maja w Tomaszowie Mazowieckim 1500 osób zgłosiło się do starosty z żądaniem zwolnienia z pracy “nielojalnych Niemców”. Pochód poszedł do jednej z fabryk, gdzie kilku Niemców zostało poturbowanych. Tłum powiększył się do 6 tys. osób i zaczęło się wybijanie szyb w domach oraz grabież niemieckich sklepów. Policja wyparła tłumy na przedmieścia, ale zamieszki trwały jeszcze dwa dni. Zdemolowano 207 mieszkań i sklepów.

Historycy opisują podobne zajścia w innych miastach wokół Łodzi, m.in. w Ozorkowie i Pabianicach.

W Łodzi rozruchów nie było, ale niewiele brakowało, by do nich doszło 18 maja. Polacy przyglądający się pogrzebowi na cmentarzu ewangelickim byli przekonani, że w trakcie uroczystości pastor podniósł rękę w geście hitlerowskiego pozdrowienia, a za nim zrobili to pozostali uczestnicy ceremonii. Pod bramą cmentarza zaczął się gromadzić tłum. Zbiegowisko rozgoniła policja, która musiała zatrzymać kilka osób. Okazało się, że tłum zwołali pijani mężczyźni wcześniej notowani za kradzieże i bójki.

Wreszcie będzie spokój

Iwanicki: – Do 9 września Niemcy byli stroną słabszą, ale oczywiście nie wszyscy z założonymi rękami przyglądali się temu, co się dzieje. Prasa łódzka (“Echo” i “Głos Poranny”) pisała, że w 1939 roku znaleziono kilka magazynów z niemieckim umundurowaniem i bronią, a nawet jedną radiostację.

Senator Bonisławski wspomina o prohitlerowskich grupach z Łodzi, które jeszcze przed wojną uważały, że żyją na terenie niemieckim, i każdy ślad archeologiczny traktowały jako potwierdzenie niemieckich pretensji do tych ziem.

– Byli też Niemcy, którzy 9 września na ulice nie wyszli. Kilku znanych fabrykantów – m.in. Guido John i Robert Geyer – odmówiło współpracy z rodakami – dodaje prof. Waingertner. – Obydwaj zostali skrytobójczo zamordowani. Ci, którzy wyszli na ulice witać Wehrmacht, mieli powody. Wielu ludzi z tej kroniki przynajmniej kilka miesięcy żyło w trudnym klimacie. Nawet jak ktoś nie był hitlerowcem, to miał poczucie, że jest wrogiem. Natomiast rzucający kwiaty już wcześniej musieli głęboko nasiąknąć nazizmem i tylko czekali na tę chwilę. Pozostali pewnie stali z boku i machnęli ręką, myśląc: wreszcie będzie spokój, Polacy nie będą mi stali pod szybą sklepu.

19 stycznia 1945 roku do miasta wkroczyły wojska radzieckie. Witały je tłumy.

Na zdjęciu zrobionym na placu Wolności widać ludzi machających rękami kolumnie czołgów. – Ludzie ich witali, bo po pięciu latach okupacji to dla nich było wyzwolenie – mówi Iwanicki. – Na pewno była euforia. Przecież dla nich wojna się skończyła.


Korzystałem z książki wydanej przez IPN: ”Łódź w 1939 roku. Studia i szkice”,
Łódź 2011


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com