Armia Radziecka z tobą od dziecka. Układ Warszawski przygotowywał się do III wojny światowej

Armia Radziecka z tobą od dziecka. Układ Warszawski przygotowywał się do III wojny światowej

Piotr Osęka


Żołnierze Układu Warszawskiego z Bułgarii, NRD, Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, Czechosłowacji, Węgier Polski i ZSRR

W razie wybuchu III wojny światowej polskie wojska miały walczyć na północnym teatrze działań wojennych. Przez lata armia PRL-u ćwiczyła desanty na duńskie i niemieckie plaże. Przygotowane były nawet rozporządzenia dla władz okupacyjnych Kopenhagi i Hamburga. 65 lat temu powstał Układ Warszawski.

*

Jego pełna nazwa brzmiała Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej, ale świat po obu stronach żelaznej kurtyny mówił w skrócie: Układ Warszawski. Został bowiem podpisany 14 maja 1955 r. w Warszawie, w ówczesnym pałacu Rady Ministrów przy Krakowskim Przedmieściu, dzisiejszej siedzibie prezydenta. Pretekstem do powołania go do życia było przyjęcie do NATO Republiki Federalnej Niemiec i plany jej remilitaryzacji.

Przez następne z górą trzy dekady zimnej wojny oba bloki przygotowywały się do wojny. Kilka razy świat stanął na jej krawędzi. Wyścig zbrojeń ostatecznie okazał się zabójczy dla Związku Radzieckiego i bloku państw socjalistycznych. Wydatki na armię w ogromnym stopniu przyczyniły się do upadku systemu, który Stalin narzucił po wojnie państwom, które „wyzwoliła” Armia Czerwona.

Najważniejszy członek

W Układzie Warszawskim znalazły się prawie wszystkie (oprócz Jugosławii) europejskie państwa socjalistyczne. O sile bloku decydował oczywiście potencjał militarny Związku Radzieckiego, ale Polska niewątpliwie była drugim najważniejszym jego członkiem. Nie tylko dlatego, że była największym, najludniejszym i najsilniejszym ekonomicznie państwem regionu, ale też ze względu na strategiczne położenie – nie można było prowadzić wojny z Zachodem, omijając jej obszar. W razie III wojny światowej przez PRL miały przemaszerować na zachód nawet 3 mln czerwonoarmistów – NATO mogło ich powstrzymać jedynie atakami jądrowymi…

Zaraz po II wojnie w Polsce stacjonowało pół miliona radzieckich żołnierzy i dopiero w 1953 r. ich liczba spadła do 60-70 tys. A do 17 września 1993 r., gdy zakończyła się operacja wycofywania z Polski tzw. Północnej Grupy Wojsk, najważniejszej i najsilniejszej części sił Układu Warszawskiego w Europie Środkowo-Wschodniej, wyjechało z naszego kraju 56 tys. radzieckich żołnierzy, setki czołgów, transporterów, dział i moździerzy, a także ponad 200 samolotów i śmigłowców. Ostatni radzieccy żołnierze opuścili Polskę w 1994 r. – były to liczące 7 tys. osób oddziały zabezpieczające tranzyt Zachodniej Grupy Wojsk z dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej.

8 kwietnia 1991 r., Borne Sulinowo – początek wycofywania się wojsk radzieckich z Polski. Z Bornego Sulinowa wyjeżdża brygada rakiet operacyjno-taktycznych S3AWOMIR SIERZPUTOWSKI

Sowieckie garnizony w Polsce znajdowały się daleko od miast i osiedli, najczęściej w gęsto zalesionych i trudno dostępnych obszarach. Były otoczone kilkoma rzędami zasieków, w tym ogrodzeniem pod napięciem. I naturalnie nie widniały na mapach – zbieraczy grzybów lub zabłąkanych turystów ostrzegały jedynie tablice z napisem: „Teren wojskowy, wstęp wzbroniony”.

Sowieci nie ufali przedstawicielom Ludowego Wojska Polskiego. Dowództwo okręgów wojskowych, na terenie których stacjonowały jednostki radzieckie, nie miało możliwości wglądu w ich garnizony – wspominał gen. Tadeusz Pióro: W latach 60., kiedy byłem szefem sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego, owszem, zaproszono mnie jeden raz (w ciągu pięciu lat) do Bornego Sulinowa, największego w Polsce garnizonu radzieckiego. Dowódca stacjonującej tam 6. Witebsko-Nowogrodzkiej Dywizji Gwardii pokazał mi koszary jednego batalionu, wypucowane na tę okazję i obwieszone hasłami o przyjaźni polsko-radzieckiej. A potem podjął obiadem, na którym ilość jadła i alkoholu wielokrotnie przekraczała możliwości największych obżartuchów i pijaków. Ale ilu żołnierzy znajduje się w tym garnizonie, ile czołgów, co zawierają nowo pobudowane i otoczone drutem kolczastym składy – tego mi nie powiedziano i nie wiedział tego również pełnomocnik rządu do spraw pobytu wojsk radzieckich w Polsce.

To właśnie w Bornem Sulinowie rozpoczął się proces oficjalnego wychodzenia wojsk radzieckich z Polski. 9 kwietnia 1991 r. z garnizonu wyjechał eszelon transportujący w kilkudziesięciu wagonach jednostkę rakietową. Fot. Sławomir Sierzputowski / AG

Przyjaciele okupanci

W początkowym okresie stacjonująca w Polsce Północna Grupa Wojsk miała de facto charakter armii okupacyjnej – jej obecność sankcjonował jedynie rozkaz Józefa Stalina. Zmiana nastąpiła dopiero z październikową odwilżą, już po utworzeniu Układu Warszawskiego. 18 listopada 1956 r. polska delegacja z Władysławem Gomułką na czele podpisała w Moskwie umowę „O statusie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących na terytorium Polski”. Ustalono w niej, że w kwestii przebywania radzieckich jednostek w Polsce oraz ich liczebności i składu strony będą się konsultować stosownie do rozwoju sytuacji międzynarodowej.

W rzeczywistości władze PRL-u miały niewiele do powiedzenia – to Moskwa decydowała, gdzie i w jakiej liczbie będą rozlokowane oddziały Północnej Grupy. Były to jednostki doborowe: w kilkudziesięciu garnizonach stacjonowało ponad 600 nowoczesnych czołgów; z ukrytych w lesie lotnisk w każdej chwili mogło się wzbić w powietrze kilkaset myśliwców i bombowców.

W skład Północnej Grupy wchodziła także jedna z najlepszych w całym ZSRR brygad specnazu. Sowieccy żołnierze mieli w Polsce stacje radarowe, składy paliw, własne szpitale, szkoły i kina.

Dowództwo i sztab wojsk radzieckich w Polsce od lutego 1945 r. mieściły się w Legnicy nazywanej małą Moskwą. Sowieci zajmowali w mieście blisko 400 budynków; w tzw. kwadracie, czyli wydzielonej i ogrodzonej części Legnicy, były m.in. dwa sklepy, trzy hotele, osiem klubów oficerskich i dziewięć szpitali (na wypadek wojny). W 1984 r. znaczenie Legnicy jeszcze wzrosło, ponieważ do miasta przeniesiono siedzibę dowództwa Układu Warszawskiego (tzw. Zachodniego Kierunku Strategicznego) – stąd miały iść rozkazy dla sił uderzających na Europę Zachodnią.

Okupacja w imię sojuszu. Armia Radziecka w Polsce 1956-1993. Źródło: Mariusz Lesław Krogulski

Najważniejsza była jednak rola polityczna – doraźnym zadaniem sił Północnej Grupy była nie tyle obrona kraju przed imperialistyczną agresją, ile przypominanie polskim towarzyszom o ich zobowiązaniach sojuszniczych. Radzieckie dywizje były gwarantem, że sytuacja wewnętrzna nie wymknie się spod kontroli, a rządzący PRL-em pozostaną całkowicie lojalni wobec Moskwy.

Wyjścia z koszar

Sowieci dwukrotnie wprowadzili swe wojska do akcji w Polsce. Pierwszy raz w październiku 1956 r., kiedy w Warszawie zbierał się Komitet Centralny PZPR, żeby bez zgody radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa wybrać nowe władze partii.

Radzieckie czołgi z garnizonów w Bornem Sulinowie i Bolesławcu pokonały wówczas kilkaset kilometrów, zrywając asfalt z szos, i zatrzymały się kilkadziesiąt kilometrów przed Warszawą.

Do ataku nie doszło dzięki porozumieniu zawartemu w ostatniej chwili między polskim i radzieckim kierownictwem.

Przywódcy partii, generał Wojciech Jaruzelski i Stanisław Kania, na 1-majowej manifestacji na Placu Teatralnym, 1980r. Fot. Anna Brzezińska

Czołgi i transportery z czerwoną gwiazdą ruszyły ponownie w 1981 r. Marszałek Wiktor Kulikow od początku tamtego roku w tajemnicy przed polskimi władzami rozpoczął serię spotkań z dowódcami Ludowego Wojska Polskiego, podczas których przekonywał ich, że rządzący Polską tandem Stanisław Kania – Wojciech Jaruzelski powinien zostać zastąpiony przez pewniejszych towarzyszy.

Kontrwywiad LWP zaobserwował wzmożoną aktywność radzieckich żołnierzy, którzy opuścili koszary i rozpoczęli koncentrację w pobliżu strategicznych szlaków komunikacyjnych, a także przystąpili do budowy polowych ośrodków łączności.

Jak raportował CIA płk Ryszard Kukliński, marszałek Kulikow nie krył nadziei, że odbywające się na początku czerwca plenum KC PZPR dokona zmiany rządzącej ekipy. Gotowe były samoloty transportowe z komandosami, które miały wystartować z baz w Legnicy i Bornem Sulinowie do Warszawy, by wesprzeć nową ekipę po spodziewanym wyborze Tadeusza Grabskiego na I sekretarza PZPR. Ostatecznie jednak rokoszanie przegrali głosowanie i wydane rozkazy trzeba było odwołać.

Ryszard Kukliński w mundurze oficera LWP Fot. Maciej Swierczynski / AG

Niebezpieczni sołdaci…

Północna Grupa była kłopotliwym gościem – w latach 40. sowieccy żołnierze dopuszczali się rabunków na taką skalę, że groziło to ucieczką z ziem zachodnich większości świeżo tam przybyłych polskich osadników. Pijani żołnierze gwałcili i napadali, a kierowcy sowieckich ciężarówek stale powodowali wypadki drogowe.

Ale największe zagrożenie dla ludności stanowiły manewry i ćwiczenia, podczas których zdarzało się, że radzieccy oficerowie wyprowadzali czołgi poza granice poligonów, tratując lasy i pola, naddźwiękowe samoloty latały tuż nad dachami domów, a źle prowadzony ostrzał artyleryjski wywoływał pożary lasu.

Niekiedy konsekwencje lekkomyślności bywały bardziej dramatyczne.

Siły radzieckie pilnowały w Polsce politycznych interesów Moskwy, ale także miały odegrać kluczową rolę na wypadek wybuchu III wojny światowej.

W planach Układu Warszawskiego wojna z NATO podzielona została na dwa etapy. Na początku z zachodnimi wojskami miały się zetrzeć sowieckie dywizje stacjonujące w NRD i stanowiące tak zwany pierwszy rzut strategiczny. Ich zadaniem było związanie przeciwnika walką do czasu nadejścia odsieczy ze wschodu, czyli wojsk drugiego rzutu. Blisko 3 mln żołnierzy, głównie z radzieckich okręgów wojskowych: bałtyckiego, białoruskiego, kijowskiego i karpackiego, miało błyskawicznie pokonać ponad 1 tys. km dzielących ich od linii frontu, a następnie wedrzeć się w głąb Niemiec Zachodnich, Francji i krajów Beneluksu.

Polskim wojskom przydzielono północną część teatru działań wojennych – przez lata armia PRL-u ćwiczyła desanty na duńskie i niemieckie plaże. Przygotowane były nawet rozporządzenia dla władz okupacyjnych Kopenhagi i Hamburga.

Centralny odcinek natarcia sztabowcy zarezerwowali dla trzech potężnych armii radzieckich, które miały wtargnąć w głąb Francji i zepchnąć dywizje NATO do Atlantyku. A flanka południowa została powierzona armiom: czechosłowackiej, bułgarskiej i węgierskiej. Zaplanowane równolegle uderzenie nuklearne stanowiło raczej uzupełnienie ofensywy lądowej – to czołgi miały rozstrzygnąć przyszłą wojnę.

– Wszyscy oni byli ludźmi wychowanymi na II wojnie światowej – mówił o radzieckich generałach jeden z polskich dowódców. Dlatego też nie potrafili myśleć w kategoriach współczesnych. – U nich było uderzenie, czołgi, przełamanie, przygotowanie artyleryjskie i poszli! To, że zginęło tysiąc ludzi, to nic nie znaczyło. Człowiek się nie liczył.

Północna Grupa miała odegrać decydującą rolę w globalnym konflikcie. Zgodnie z planem operacyjnym Układu Warszawskiego sowieckie dywizje rozlokowane w zachodniej części Polski ruszyłyby na odsiecz jednostkom w NRD, pilnując jednocześnie tras przemarszu drugiego rzutu.

Przez Polskę miały przejść miliony żołnierzy i przejechać dziesiątki tysięcy czołgów, co dla władz PRL-u oznaczało kolosalne wyzwanie logistyczne – koordynację ruchu dziesiątków dywizji, zapewnienie łączności, wody, zaplecza sanitarnego, szpitali. Latami infrastrukturę kraju budowano z myślą o wojnie.

Atomowa perspektywa

Ze strategicznego znaczenia Polski świetnie zdawali sobie sprawę planiści NATO, którzy wiedzieli, że jedyną szansą na zatrzymanie radzieckiej ofensywy pancernej było przerwanie szlaków komunikacyjnych wiodących przez Wisłę i Odrę. Mosty (a więc i miasta) leżące nad tymi rzekami stanowiły zatem najważniejszy cel strategicznych ataków nuklearnych.

Uderzenie byłoby również wymierzone w znajdujące się na terenie Polski arsenały jądrowe – ich istnienie przez lata stanowiło jedną z pilnie strzeżonych tajemnic PRL-u, niemniej jest mało prawdopodobne, aby Sowieci zdołali je ukryć przed zachodnimi wywiadami.

W sztabowych sejfach okręgów wojskowych LWP przechowywano koperty oznaczone kryptonimem „Wisła”. Była w nich dokładna lokalizacja magazynów z głowicami nuklearnymi zarządzanymi przez Północną Grupę Wojsk. Takich obiektów, czyli zamaskowanych podziemnych bunkrów, było co najmniej cztery: w Templewie, Brzeźnicy-Kolonii, Podborsku i na terenie wojskowego lotniska pod Szprotawą. W połowie lat 80. znajdowało się w nich 178 ładunków jądrowych – od taktycznych głowic o sile rażenia 0,5 kilotony aż po półmegatonowe ładunki strategiczne.

W razie wybuchu wojny nuklearnej polskim siłom przypadała rola kuriera.

Na rozkaz Naczelnego Dowództwa Układu Warszawskiego należało odebrać głowice z punktów składowania i przetransportować je do jednostek rakietowych stacjonujących częściowo w Polsce, a częściowo w NRD. Kontrola nad tymi ładunkami jądrowymi, a także kody niezbędne do uzbrojenia głowic cały czas były w rękach radzieckich oficerów.

Symulacje dotyczące III wojny światowej prowadzone przez sztabowców Układu Warszawskiego raziły naiwnością i brakiem realizmu. Zakładano, że wojska Układu Warszawskiego będą codziennie wdzierać się na 100 km w głąb pozycji nieprzyjaciela, a zaopatrzenie – mimo zniszczeń nuklearnych – będzie funkcjonować bez zakłóceń.

W gruncie rzeczy radzieccy planiści mieli mgliste pojęcie o tym, dokąd skierować armię po przekroczeniu Renu. Niekiedy zawodziła ich znajomość geografii. Podczas pierwszych wspólnych ćwiczeń Paktu w 1961 r. dowodzący manewrami marszałek Iwan Jakubowski polecił zdobycie Luksemburga, uważając, że to stolica Belgii.

Możemy dostać w kuper

Jak się wydaje, polscy oficerowie zachowali większe poczucie realizmu i niespecjalnie wierzyli w możliwość konfliktu. Powszechne też było przekonanie, że zwycięstwo w wojnie nuklearnej jest nieosiągalne, a dewastacja wywołana użyciem broni nuklearnej wstrzyma ruchy wojsk.

– Przygotowywaliśmy się, że możemy dostać w kuper – przyznał w rozmowie z historykami gen. Tadeusz Tuczapski, główny inspektor Obrony Terytorialnej w latach 70. – Kiedyś na odprawie szkoleniowej w Sztabie Generalnym nie wytrzymałem, (…) wstałem i do Jaruzelskiego powiedziałem: „Panie generale, trzeba dać więcej na Obronę Cywilną, żeby można było wybudować dobry, porządny bunkier, zamknąć w tym bunkrze stu Polaków, takich je…ków z prawdziwego zdarzenia, i dwieście kobiet, żeby mogły odbudować naród polski. Dajcie pieniądze na to”. Oczywiście Jaruzelski się obraził.

“Złoty chłopiec”. Tak o Kuklińskim miał mówić Wojciech Jaruzelski. Na zdjęciu: Moskwa, luty 1980 r., posiedzenie Układu Warszawskiego. Płk Ryszard Kukliński stoi przy gen. Jaruzelskim Archiwum prof.Józefa Szaniawskiego

Przeciwdziałanie skutkom ataku nuklearnego i walka z amerykańskimi spadochroniarzami nie wyczerpywały listy zadań wojsk Obrony Terytorialnej – miały one także bronić kraju przed wojskami drugiego rzutu i siłami Północnej Grupy.

– Uważaliśmy, że jak wejdą tu wojska radzieckie, to będą robiły, co zechcą – wyjaśniał Tuczapski. – I że trzeba mieć w ręku jakąś siłę, która będzie się mogła w jakimś sensie przeciwstawić. Żeby zdawali sobie sprawę, że nie mogą hulać, jak chcą.

Pohandlować? Czemu nie

Żołnierze Północnej Grupy różnie zapisali się w pamięci ludności polskiej mieszkającej w pobliżu baz radzieckich, ale nie wszyscy traktowali ich jak okupantów. Zdarzało się, że jednostki z pobliskich garnizonów pomagały budować szkoły lub obiekty sportowe.

Pod koniec lat 80., kiedy wśród radzieckich żołnierzy osłabł strach przed kontaktami z okoliczną ludnością, zaczęły się rozwijać kontakty handlowe: za jedzenie i dolary można było kupić od nich benzynę, materiały budowlane, kable, transformatory, a nawet – jeśli ktoś chciał – kałasznikowa z wiadrem naboi.

Chociaż na początku lat 90. Północna Grupa była już bezzębnym tygrysem, jej ostateczne wycofanie w symboliczny sposób przypieczętowało odzyskanie przez Polskę niepodległości. Prześmiewcze hasło Pomarańczowej Alternatywy z lat 80.: „Armia Radziecka z tobą od dziecka”, wreszcie przestało być aktualne.

1 lipca 1991 r. Układ Warszawski został oficjalnie rozwiązany.


Korzystałem m.in. z książek Mariusza Lesława Krogulskiego “Okupacja w imię sojuszu. Armia radziecka w Polsce 1956-1993” oraz Vojtecha Mastny’ego “The Cardboard Castle? An Inside History of the Warsaw Pact, 1955-1991”, a także z dokumentów i relacji zebranych przez polskich historyków w ramach “The Parallel History Project on NATO and the Warsaw Pact”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com