20 lat temu zmarł Jan Karski

Państwo stoi wyżej niż naród. 20 lat temu zmarł Jan Karski

Igor Rakowski-Kłos


Jan Karski (1914-2000) – pracownik MSZ, żołnierz kampanii wrześniowej, emisariusz Polskiego Państwa Podziemnego. Przekazał na Zachód informacje o terrorze hitlerowskim. Po wojnie wykładał nauki polityczne na Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie. Sprawiedliwy wśród Narodów Świata… (Fot. Archiwum)

Jan Karski był wolny od potrzeby autokreacji. Nie zabiegał, by o nim mówiono, a nawet gdy ktoś do niego przyszedł, był sceptyczny co do swej roli. Przy tym bardzo samotny. 13 lipca 2000 r. zmarł Jan Karski – kurier Polskiego Państwa Podziemnego, który poinformował Zachód o Holocauście.

.

IGOR RAKOWSKI-KŁOS: Drugi tom biografii „Jan Karski. Jedno życie” pokrywa się czasowo z wydarzeniami opisanymi przez niego w „Tajnym państwie”, książce, która po wydaniu w 1944 r. w Stanach Zjednoczonych sprzedała się tam w nakładzie ok. 400 tys. egzemplarzy. Do dziś na jej podstawie powstają filmy animowane, komiksy i inne dzieła popularyzujące działalność Karskiego. W drugim tomie przytacza pan jego słowa, że podczas pisania został „zgwałcony”, aby powstało dzieło propagandowe.

.

WALDEMAR PIASECKI: Książka to była opcja rezerwowa. Rząd londyński chciał nakręcić film hollywoodzki o polskim podziemiu i był już nawet przygotowany scenariusz, który podrasowała Martha Gellhorn, żona Ernesta Hemingwaya. Film jednak nie powstał, dlatego „Tajne państwo” było produktem propagandowym na zamówienie rządu londyńskiego. Premier Stanisław Mikołajczyk chciał za pomocą książki zdobyć poparcie aliantów dla państwa polskiego i parasol ochronny przed Stalinem. Osobiście zdecydował, by nie tłumaczyć „Tajnego państwa” na polski, mimo że chciało to zrobić emigracyjne wydawnictwo Rój Mariana Kistera. Autor uważał, że wywołałoby zdumienie Polaków. Są w nim takie sytuacje jak ta, gdy Józef Cyrankiewicz otwiera klapę w kuchni, wskakuje do kanału i wychodzi dwie ulice dalej po przejściu tunelem. Fantastyka. Albo propagowanie wersji, że sanacja doprowadziła do całkowitej katastrofy i w kampanii wrześniowej nikt nie mógł się skutecznie bić.

Dlatego Karski napisał, że 1 września bomby spadły na koszary w Oświęcimiu, rozbiły jego 5. Dywizjon Artylerii Konnej przed poranną toaletą, wszystko poszło w rozsypkę, a żołnierze uciekli bezładnie na wschód. Prawda jednak była taka, że Karski 1 września już był na pozycjach, a kampanię skończył 25 września na Lubelszczyźnie, w okolicy Krasnobrodu, gdzie wraz z oddziałem został wzięty do niewoli przez Armię Czerwoną.

Dlatego było embargo na przekład. W latach 70. Karskiego do polskiej edycji bezskutecznie namawiał Jerzy Giedroyc. W końcu „Tajne państwo” po polsku ukazało się w 1999 r. za zgodą Profesora w moim tłumaczeniu i opracowaniu, ale uważałem, że powinna się ukazać także biografia, która pokazywałaby prawdziwą perspektywę. Profesor się zgodził, ale odszedł w 2000 r. i z pracą musiałem się zmagać już sam.

Jan Karski w 1999 r. w Warszawie. Obok siedzą: Jacek Kuroń i Waldemar PiaseckiJan Karski w 1999 r. w Warszawie. Obok siedzą: Jacek Kuroń i Waldemar Piasecki Fot. Michał Mutor / Agencja Gazeta

Jaki był stosunek Karskiego do rządów sanacji?

– Nie był do nich wrogo nastawiony. Z dumą podkreślał, że rok 1935 był rokiem największego rozwoju Polski. Ze stolic europejskich Warszawa była na trzecim czy czwartym miejscu pod względem konsumpcji energii elektrycznej. W mieście nocą było widno jak w Paryżu czy Londynie. W 1939 r. zaawansowane były prace nad uruchomieniem telewizji. Oczywiście, zawiodły kalkulacje polityczne, system sojuszów, złudne nadzieje Józefa Becka, że wszystko zdoła pozałatwiać z Niemcami. Były nie tylko obszary głupoty, ale też wielkiego sukcesu – przemysłowego i cywilizacyjnego. Karski był realistą. Widział jedno i drugie.

Profesor był przejęty sprawiedliwością społeczną – pojęciem, które zostało zdeprecjonowane w PRL. Uważał, że obowiązkiem państwa jest zadbanie o warstwy biedne i pokrzywdzone, które bez pomocy ulegną kryminalizacji. Wyrażała to idea socjalistyczna, co nie miało nic wspólnego z komunizmem. Innym socjalistą okazał się Józef Cyrankiewicz, a innym Kazimierz Pużak.

W pańskiej książce Karski wyraża się z uznaniem o okupacyjnej działalności Cyrankiewicza. Spotkał się z nim nawet w 1974 r. w Polsce.

– To, kim stał się Cyrankiewicz po wojnie, rozczarowało i bolało Karskiego, ale nie wyobrażał sobie, aby w biografii nie oddać prawdy i nie napisać, co robił dobrego. W końcu Cyrankiewicz uratował mu życie.

W czerwcu 1940 r. Niemcy złapali Karskiego na Słowacji, gdy przeprawiał się na Zachód przez Węgry. Po brutalnym przesłuchaniu i próbie samobójczej znalazł się w szpitalu w Nowym Sączu, skąd został odbity. Rola Cyrankiewicza w tej akcji nie jest przesadzona?

– W żadnym razie. Pierwszy plan był taki, żeby uwolnić Karskiego siłą: wpaść z pistoletami i go odbić. Skończyłoby się to ofiarami i być może fiaskiem. Dlatego powstała koncepcja, aby użyć pieniędzy i przekupić strażników. Szczegóły ustalali ówczesny dowódca krakowskiego ZWZ Tadeusz Komorowski, wówczas jeszcze używający pseudonimu nie „Bór”, ale „Korczak”, oraz Józef Cyrankiewicz kierujący krakowskim PPS-WRN. ZWZ miał wtedy pustą kasę, a Cyrankiewiczowi udało się zebrać potrzebną sumę. Każdy ma w głowie Komorowskiego i Cyrankiewicza jako postaci z zupełnie innych bajek, ale wtedy działali wspólnie. Zresztą ZWZ uważał, że największe polityczne poparcie ma wśród socjalistów z PPS-WRN Kazimierza Pużaka.

Jan Karski na zdjęciu wykonanym w Warszawie w 1935 r. Przyszły Jan Karski miał wtedy 21 lat i studiował prawo oraz dyplomację na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie.Jan Karski na zdjęciu wykonanym w Warszawie w 1935 r. Przyszły Jan Karski miał wtedy 21 lat i studiował prawo oraz dyplomację na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Fot. Instytut Hoovera

Karskiemu udało się dwa razy wejść do getta warszawskiego i do getta tranzytowego w Izbicy koło Krasnegostawu, z którego Żydów transportowano do obozu zagłady w Bełżcu. Uzyskał od żydowskich działaczy informacje o Holocauście i przekazał je na Zachód. Od początku wojny szczególnie interesował się sytuacją Żydów?

– Uważał, że nikt łaski Żydom nie robi, bo to są obywatele polscy i przed wojną mieli reprezentację w Sejmie. Tak samo jak ludowcy, socjaliści i narodowcy mają prawo raportować, co chcą i komu chcą.

U Karskiego państwo było wyżej niż naród i był to rezultat formowania w duchu piłsudczykowskim. Nosił Boga w sercu, ale uważał, że państwo jest dla Polaków najważniejsze. To był katolicki państwowiec.

Karski został przyjęty przez Franklina Delano Roosevelta na audiencji 28 lipca 1943 r. O tym, że ma stanąć przed prezydentem, dowiedział się tego samego dnia. Później opowiadał o tym spotkaniu dość swobodnie. Miał 29 lat i twardy polski akcent. Nie stresował się?

– Nad spotkaniem z Rooseveltem pracowano od miesięcy. Pierwszą osobą, która zainteresowała prezydenta młodym kurierem, był Anthony Drexel Biddle, wieloletni ambasador amerykański w Warszawie. Profesor znał go jeszcze sprzed wojny, gdy pracował w MSZ. Karski był przygotowany od wielu tygodni na wizytę w Białym Domu i tylko czekał na wezwanie. Ćwiczył przedstawianie raportów z polskim ambasadorem Janem Ciechanowskim i odpowiedzi na możliwe pytania. Gdy przy śniadaniu dowiedzieli się, że wreszcie jadą do Białego Domu, to w zasadzie się ucieszyli. Karski wyobrażał sobie Roosevelta jako człowieka, który wszystko może. Gdy wychodził od niego tyłem jak od cesarza czy od króla, potknął się i prawie przewrócił.

Ale odniósł też wrażenie, że Roosevelt nie bardzo potrafi się skoncentrować i wysłuchanie kwestii dłuższej niż trzy minuty sprawia mu trudności. Przerywał i zadawał pytania uzupełniające. Potem wszedł w ogólnikowe deklaracje: że Ameryka jest przyjacielem Polski i że nie zapomni o Polakach. W drodze powrotnej Ciechanowski stwierdził gorzko, że chociaż Roosevelt dużo mówił, to nie powiedział zbyt wiele. Rozentuzjazmowany Karski uważał, że wizyta przyniesie wiele dobrego dla Polaków i Żydów. Tak się nie stało.

Jan Karski podczas uroczystości z okazji 50. rocznicy pogromu kieleckiego przed kamienicą, przy której zamordowano 4 lipca 1946 roku 37 Żydów. Lipiec 1996 rokuJan Karski podczas uroczystości z okazji 50. rocznicy pogromu kieleckiego przed kamienicą, przy której zamordowano 4 lipca 1946 roku 37 Żydów. Lipiec 1996 roku Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Misja nieudana, misja nieukończona – tak się dziś mówi o działaniach Karskiego.

– Te hasła są nieprawdziwe. Misją Karskiego było przekazanie konkretnej wiedzy konkretnym ludziom, by na jej podstawie podjęli decyzje. Co z nią zrobili Franklin Roosevelt czy Anthony Eden, brytyjski minister spraw zagranicznych, oraz jego szef Winston Churchill to już inna kwestia. Nie można obarczać Karskiego winą za ich decyzje czy ich brak. O misji Karskiego często rytualnie mówi się, że dotyczyła tragicznej sytuacji Żydów, pomijając dyskretnym milczeniem jej cel zasadniczy. Przede wszystkim chodziło o rzetelną prezentację projektu Państwa Podziemnego jako unikalnego, dobrze zorganizowanego i cieszącego się poparciem społeczeństwa okupowanej Polski. Moskwa robiła wszystko, aby Londyn i Waszyngton myślały inaczej, bo tak naprawdę przyszłością dla Polski są PPR i Gwardia Ludowa. Prezentacja Państwa Podziemnego była głównym celem misji Karskiego i w tym odniósł sukces.

Jaki był tego skutek?

– Pod wpływem raportu Karskiego została przyznana pomoc amerykańska w wysokości 12 mln dol. z przeznaczeniem przede wszystkim dla Armii Krajowej. To było poważne wsparcie.

Jednak dla sprawy żydowskiej alianci zrobili niewiele lub zgoła nic.

Trzeba też pamiętać, że pod koniec lipca 1943 r. eksterminacja była zaawansowana, a większość Żydów została wymordowana. Była koncepcja, by wykupywać Żydów masowo z obozów albo by wystawić paszporty państw neutralnych in blanco. Były koncepcje stosowania odwetu zbiorowego na Niemcach przez aliantów czy bombardowania torów kolejowych do KL Auschwitz. Były różne pomysły, ale albo spóźnione, albo nierealne. Główna fala już przeszła.

Warszawa, ulica Lubelska, rok 2014. Odsłonięcie muralu Jana KarskiegoWarszawa, ulica Lubelska, rok 2014. Odsłonięcie muralu Jana Karskiego Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Jak wtedy wyglądał stosunek Żydów amerykańskich do Holocaustu?

– Karski wiedział, że mogą być skłóceni podobnie jak Polacy, ale zaskoczyło go, że są aż tak zantagonizowani. W USA działali syjoniści rewizjoniści, na czele z Zeewem Żabotyńskim, twórcą Bejtaru, prawicowej młodzieżówki żydowskiej, który zmarł na zawał serca w 1940 r.; jego misję kontynuował Hillel Kook, znany jako Peter Bergson. Cała jego grupa starała się mobilizować do pomocy Żydom, organizując ogromne przedsięwzięcia masowe – wiece, a nawet musicale, które oglądało po kilkadziesiąt tysięcy osób.

Krytykowali Światowy Kongres Żydów za to, że stojący na jego czele rabin Wise stara się nie denerwować Roosevelta sprawą żydowską. Obawiał się, że może to spowodować falę antysemityzmu w Ameryce – jakoby Żydzi popychali USA do wojny, by biły się za nich.

Część syjonistów ogólnych, czyli o poglądach takich jak Chaima Weizmanna, którzy później mieli największy wkład w budowę niepodległego Izraela, uważała, że nie ma co się awanturować o ten ratunek, a nawet w pewnych okolicznościach taka danina krwi może się przysłużyć sprawie wykreowania państwa żydowskiego. Syjoniści rewizjoniści uważali, że to nieludzkie. Nawoływali do natychmiastowej pomocy. Z powodu tego konfliktu przez wiele powojennych lat nie udawało się sprowadzić ciała Żabotyńskiego z Nowego Jorku.

Maj 2000, Łódź, Jan Karski na ławeczce Tuwima przy Piotrkowskiej Maj 2000, Łódź, Jan Karski na ławeczce Tuwima przy Piotrkowskiej  FOT. TOMASZ STAŃCZAK/AGENCJA GAZETA

Dziś w Tel Awiwie jest ulica jego imienia.

– Owszem, ale po ilu latach… Karski od początku podzielał stanowisko syjonistów rewizjonistów. Żabotyńskiego znał sprzed wojny. Uważał, że potrzebna jest natychmiastowa akcja. Całą duszą był za tym, żeby coś zrobić. Niestety stanowisko oficjalne było takie, że największą pomocą dla Żydów będzie szybkie wygranie wojny, a wtedy rozliczy się Niemców.

Karski był gotów wrócić do Polski w 1945 r.?

– Gdyby tak mu polecił Mikołajczyk, to zapewne tak. Wtedy skończyłby pewnie – jak wielu – w więzieniach albo uciekł z ekipą przywódcy PSL. Ale ludzie, którzy decydowali o jego przyszłości, mieli więcej realizmu i wiedzieli, że to by się nie mogło dobrze skończyć. Sowieci chodzili za nim jeszcze w Londynie. Prawie zabili jego kumpla, myśląc, że to Karski, a miesięcznik „Soviet Russia Today” napisał o nim paszkwil.

Czy wyobrażałby pan sobie Karskiego walczącego w kraju z reżimem promoskiewskim?

– Bardziej jak organizuje zamach na Bieruta, a nie wychodzi z lasu i rozbija posterunek MO w jakiejś wiosce.

Pamiątkowe monety upamiętniające Jana Karskiego Pamiątkowe monety upamiętniające Jana Karskiego  Fot. materiały prasowe

Karski odbiega od propagandowego stereotypu bohatera.

– Jeżeli tak samo rozumiemy stereotyp, to istotnie nie był to bohater od świtu do nocy myślący nad tragicznym losem ojczyzny. Był pogodny, korzystał z życia. Bywał w lokalach w Warszawie, gdzie podczas okupacji kwitło życie towarzyskie, a w Paryżu chodził oglądać Edith Piaf i Josephine Baker. Starał się żyć i nie zwariować. Dlatego tak długo zwlekał ze zgodą na rozpoczęcie prac nad swoją biografią. Był absolutnie wolny od potrzeby autokreacji. Nawet wycofany. Nie wychodził z inicjatywą i nie zabiegał, by o nim mówiono, a nawet gdy ktoś do niego przyszedł, był sceptyczny co do swej roli. Przy tym bardzo samotny.


Jan Karski urodził się w Łodzi w 1914 r. Ukończył prawo i studium dyplomatyczne na Uniwersytecie Lwowskim. Pracował w dyplomacji. W czasie wojny zasłynął jako kurier przenoszący informacje między polskim rządem na uchodźstwie a strukturami Polskiego Państwa Podziemnego. Jako pierwszy Polak przekazał światu szczegółową i naoczną relację o eksterminacji Żydów w gettach i obozach Zagłady. Jako antykomunista po wojnie pozostał w Stanach Zjednoczonych. Od 1952 r. był profesorem Uniwersytetu Georgetown w Waszyngtonie. W 1994 r. otrzymał honorowe obywatelstwo Izraela. Cztery lata później był nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Zmarł w 2000 r. W 2012 r. Barack Obama, prezydent USA, pośmiertnie odznaczył go Prezydenckim Medalem Wolności – najwyższym amerykańskim odznaczeniem cywilnym. “Jego praca w służbie Polskiego Państwa Podziemnego, która rozkwitała pod nosami nazistów, zasługuje na znalezienie się w świetle jupiterów” – uważa historyk Norman Davies.

* Waldemar Piasecki – dziennikarz i pisarz mieszkający w Nowym Jorku, w ostatnich latach życia Jana Karskiego jego sekretarz. Jest autorem książek „Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść 1914-1939. MADAGASKAR” i „Jan Karski. Jedno życie. Kompletna opowieść 1939-1945. INFERNO”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com