Kościelny indeks ślubnych pieśni zakazanych: Cohen, Beatlesi, Rubik. W pełni się solidaryzuję

Kościelny indeks ślubnych pieśni zakazanych: Cohen, Beatlesi, Rubik. W pełni się solidaryzuję

Krzysztof Varga


Piotr Rubik (Fot. Piotr Augustyniak / Agencja Gazeta)

Zakładam się o sto lat odpustu, że wielu w osłupienie wprawiło pojawienie się na liście zapisu na “Ave Maria” Jana Sebastiana Bacha

Hierarchowie diecezji płockiej ułożyli krótką, acz treściwą listę piosenek, jakich nie winszują sobie na nabożeństwach ślubnych udzielanych w podległych im kościołach. Informacja ta wywołała pewne poruszenie, a nawet rytualną podnietę, że oto Kościół znów coś cenzuruje, gdyż na liście znalazły się tak niewinne utwory jak „Serce matki” Mieczysława Fogga czy „Niech mówią, że to nie jest miłość” Piotra Rubika. Może zdziwić na tej czarnej liście religijna przecież w wyrazie, znana wszystkim „Hallelujah” Leonarda Cohena, ale mnie nie dziwi, bo Cohen nie dość, że śpiewa, iż „miłość to nie zwycięski marsz”, to na dodatek wyraża pretensje do Boga, że ten nie przepada za muzyką. Trudno wymagać od płockich duchownych, aby wsłuchiwali się w pretensje Cohena do Boga, kościół to nie jest miejsce, żeby w ogóle z Bogiem się wadzić, szczególnie o muzykę.

Szokujące wybory młodych

Choć o tym, czy Bóg przepada za muzyką, czy nie znosi jej szczerze, można toczyć niekończące się dialektyczne i teologiczne spory, ale mija się to z celem. Ja akurat stoję na niewzruszonym stanowisku, że Bóg za muzyką wręcz szaleje. Ale zakładam się o sto lat odpustu, że wielu w osłupienie wprawiło pojawienie się na liście zapisu na „Ave Maria” Jana Sebastiana Bacha, pieśni zdawałoby się wymarzonej na ślubne wzmożenie. Otóż i w tym wypadku płocka kuria ma zupełną rację, jest tam przecież znana każdemu niemowlęciu fraza „Teraz i w godzinę śmierci naszej”, niestosowna, jak mi się zdaje, akurat na ślub. Stoi na liście także „All you need is love” Beatlesów. Wychwalająca to fundamentalne dla wiary chrześcijańskiej uczucie piosenka też jest nie do końca pobożną, z katolickim ślubem nijak się ona nie rymuje. Na marginesie – gdybym usłyszał na własnym ślubie „All you need is love”, natychmiast pierzchnąłbym sprzed ołtarza, bo organicznie nie trawię tej melasy beatlesowskiej. Z poczciwiną Foggiem sprawa jeszcze bardziej jasna – „Serce matki” to song o tym, że świat jest zły, pełen obłudy, fałszu, sztucznych łez (o sztucznych łzach na ślubie słuchać?!) i że „miłości szczerej nie ma”, a jedyne prawdziwe uczucie pochodzi od matki, jeno ona nasz ból zrozumie. Słuchać w rozrzewnieniu na ślubie, że nie istnieje prawdziwa miłość, a jedynie fałszywa, udawana, jakoś niełacno. Szokujące zdaje mi się jedynie to, że młodzi ludzie mogli zamawiać na ślub Mieczysława Fogga. Czyżby napór rodziny, nacisk dziadków państwa młodych?

Test na niedojrzałość

Co do pamiętnego, a może już nawet zapomnianego Piotra Rubika, swego czasu króla kiczu i tandety, to pieśń jego opowiada o tym, że wszyscy wokół dwojga zakochanych uważają ich za ciężkich frajerów, którzy uwierzyli w zwykły fantazmat, bajer i ściemę, bo tak naprawdę ich uczucie to ułuda na granicy niedorozwoju umysłowego. Bohaterowie tego przerażającego produktu (ze słynnym klaskaniem!) powinni mieć absolutny zakaz zawierania małżeństw, bo potem trzeba się natrudzić przy załatwianiu kościelnego unieważnienia małżeństwa, motywując to klauzulą niedojrzałości psychicznej małżonków do życia w tym sakramencie. Zawsze załatwianie rozwodu kościelnego było zejściem do emocjonalnych i biurokratycznych piekieł, choć akurat ostatnio w tej kwestii bardzo się poprawiło, sądy papieskie rozwiązują małżeństwa kościelne na potęgę. Może nie w Płocku, ale w reszcie kraju, szczególnie w Krakowie, księża masowo i od ręki dają drugie śluby kościelne rozwodnikom, rzecz kiedyś nie do pomyślenia.

Doprawdy, trudno mieć pretensje do płockiej diecezji, że zakazała puszczania tych utworów przy udzielaniu sakramentu małżeństwa. Osobiście w pełni solidaryzuję się z diecezją płocką jak z żadną inną ostatnio, w żadnej innej sprawie. To raczej nowożeńcy domagający się na kościelnych uroczystościach tych przebojów o klęskach miłości, względnie o frajerskim zakochaniu, musieli mieć fundamentalny problem ze zrozumieniem tekstów. Najwidoczniej młode pary, zaczadzone egzaltacją, żądały owych piosenek, przekonane, że pasują one nastrojem i wymową do najważniejszej w ich życiu uroczystości, nie zdając sobie sprawy z ich wymowy. Od dawna mówimy o tym, że Polacy nic nie czytają, a jak czytają, to i tak nic nie rozumieją, najwidoczniej nic nie rozumieją także z tekstów, które słyszą w piosenkach. Jak widać, wtórny analfabetyzm postępuje w szaleńczym tempie, głównie wśród nowożeńców. Heroiczna postawa diecezji płockiej zasługuje na najwyższe uznanie, ale niestety ogólnej sytuacji w Polsce nie uratuje.

Ze swej strony postulowałbym w takim razie zamiast zupełnie nie do zniesienia „Marsza weselnego” Mendelssohna na uroczystość zaślubin wybrać raczej „Marsz żałobny” tegoż kompozytora – nastrój wzniosły i adekwatny do ślubu, bo nawet radosny, w porównaniu z „Marszem żałobnym” Chopina wręcz frywolny, a powiedziałbym że muzycznie lepszy od jego (Mendelssohna) upiornego, by nie rzec obrzydliwego weselnego evergreenu.

Skryte marzenia o indeksie dzieł zakazanych

Niektórzy obłudnie się oburzają na te zakazy, ale kto z was, czytelniczki i czytelnicy, nie pragnąłby stworzyć indeksu książek zakazanych, kto z was, słuchaczki i słuchacze, napisać indeksu piosenek zakazanych, wreszcie kto z was, kinomanki i kinomani, nie marzy skrycie o indeksie filmów zakazanych?

Watykański „Index librorum prohibitorum” to prawdziwy kanon arcydzieł, to lista wszechdziejowych bestsellerów, każdy ambitny pisarz czy naukowiec marzyłby o tym, żeby się na nim znaleźć, nie każdy miał to szczęście, ale mnogość wielkich umysłów się załapała, trochę szkoda, że ów „Index” formalnie został zniesiony. Kłopot prawdziwy na tym oczywiście polega, że im się bardziej zakazuje, tym znany ze swej niezłomnej niepokorności lud polski usilniej do zakazanej pieśni lgnie i usta jego wraz z gardzielą do śpiewu się aż rwą.

Ja bardziej niż ksiąg zakazanych boję się książek i piosenek nakazanych. Póki zakazują, czynią rzecz pociągającą, kiedy jednak zaczyna się książki nakazywać, gdy śpiewać te, a nie inne pieśni przykazuje – rzecz robi się poważna. Jak zbadano, lektury obowiązkowe zabijają czytelnictwo, pieśni nakazane – zniechęcają do śpiewu, obrazy nachalnie przed oczy pchane – od wielkiej sztuki malarskiej odepchnąć mogą na zawsze, bo skoro Matejko wielkim malarzem był, to człowiek do końca życia na żadne płótno nie chce spojrzeć. Jak go Kossakami karmi się jak gęś tuczną, to na widok konia, osobliwie z ułanem na wierzchu, torsji dostaje natychmiast i zarówno konie, ułani, jak i całe malarstwo batalistyczne, patriotyczne i hipiczne odrzucać go będzie aż do chwili, gdy nad jego trumną wybrzmią dźwięki „Marsza żałobnego” Chopina.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com