Spytał, czy chcę przeczytać list od Hanny Krall.

Spytał, czy chcę przeczytać list, jaki dostał 40 lat temu od Hanny Krall. Chciałem! [SZCZYGIEŁ POLUJE NA PRAWDĘ]

Mariusz Szczygieł


Hanna Krall (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)

Ciekawiły mnie rady od Hanny Krall, czy były takie, jakie ja dostawałem od niej dziewięć lat później

Spytał na FB, czy chcę przeczytać list, jaki dostał niemal 40 lat temu od Hanny Krall. Chciałem! W maju 1981 roku napisał do znanej reporterki „Polityki”. Był studentem, miał zebraną dokumentację o robotnicach w pewnym zakładzie, który zatrudniał inwalidki. – Wielka krzywda im tam się działa – mówi – bardzo to wtedy przeżywałem. Ale byłem młody i ten temat mnie przerósł.

Krall mu odpisała: „Drogi Panie Tomaszu, dziękuję za dobre słowo. Pana listem nie rozczuliłam się: za wcześnie chyba na taki weltszmerc. Prawdę mówiąc – w ogóle nie rozumiem tych Pańskich nastrojów. Należy pójść, zebrać materiał (temat o robotnicach – świetny), napisać, przysłać mi – to wszystko. Jeśli trzeba, przyślę pisemko z Polityki, że upoważniamy Pana do zebrania materiału prasowego. Sądząc po tych paru zdaniach w Pana liście – może Pan próbować pisania – o reportażu myślę. Tylko, na Boga, bez tego roztkliwiania się nad swoją dolą! Będę w Olsztynie 18 b.m. od rana (odbieram nagrodę w Warmii i Mazurach ). Proszę się dowiedzieć w redakcji, w którym hotelu będę mieszkała i zadzwonić, to pogadamy jeszcze. Pozdrawiam Pana, Hanna Krall”.

Chciałem bardzo przeczytać ten tekst i ciekawiły mnie rady od Hanny Krall, czy były takie, jakie ja dostawałem od niej dziewięć lat później.

„Tamten reportaż nie powstał – odpisał. – Nie poszedłem na spotkanie. Stchórzyłem. I tu tkwi odpowiedź na pytanie o weltszmerc i roztkliwianie się. Nie wierzyłem w siebie, chyba słusznie. Zawsze się nad sobą użalam. Uciekam, chowam się. Polski reportaż na tym nie stracił. Poszedłem zupełnie inną drogą. Ale i na tej drodze Krall była obecna. Jedna z moich uczennic wygrała centralną olimpiadę polonistyczną, pisząc o literackości reportaży Krall. Potem u Janion obroniła magisterium na podobny temat. To takie wymierne efekty. Niewymierne też są. Chyba umiałem mówić o Zagładzie i wzbudzać ŻAL. Zdarzało się, że uczniowie płakali. Mam też nadzieję, że nikt z nich nie zasili kręgów nazistowskich”.

Przeczytałem to wszystko H.K. i doszliśmy do wniosku, że pan Tomasz został nauczycielem polskiego lub historii.

– Polonistą jestem – odparł. – Historycy nie znają się na żalu. To spod ich ręki prędzej wyjdą naziole.

– Żal jest ważny?

– Ważny! Zabito wspaniałą cywilizację. Nikt nie zasługuje na taką śmierć bezimienną, bez grobu i pamięci. Trzeba tych wymordowanych chociaż opłakać. Tyle im jesteśmy winni jako ludzie, nic więcej dla nich nie zrobimy. Reporter może zapisać pamięć, zwykły człowiek nie. Więc żal to podstawa. Ale potem trzeba się wysmarkać i wyciągnąć wnioski. Im prawdziwszy żal, tym mądrzejsze wnioski. Trzeba się z tym zmierzyć, trzeba zadawać sobie pytania: jak bym się zachował pod płonącą stodołą? czy wziąłbym do ręki siekierę? czy poszedłbym na gestapo? czy bałbym się kogoś ukryć? czy rozdrapałbym zawartość czyjegoś kufra? Jakoś wierzę, że taka refleksja uczyni nas lepszymi, głęboko uwewnętrzniona umocni nas po jasnej stronie. Gdy widziałem wzruszenie na twarzach swoich uczniów, a bywało, że łzy, wiedziałem, że dobrze wykonałem zadanie. Że opłakujemy i że to jakiś początek. I chwała Wielkiemu Scenarzyście, że mogłem to robić jako polonista, a nie historyk. Historia, źle u nas nauczana od dawna, to daty, liczby, przyczyny i skutki – w punktach. Tam nie ma emocji, więc trudno o żal.

Ogarnął mnie po słowach pana Tomasza lekki weltszmerc.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com