Na osiem milionów zaszczepionych na ospę Polaków zmarło dziewięć osób

Dzień po ogłoszeniu alarmu ospowego władze nakazały przychodniom organizację punktów szczepień (Fot. Polska Press/East News)


Na osiem milionów zaszczepionych na ospę Polaków zmarło dziewięć osób

Beata Maciejewska


Strach był duży. Uzbrojone w widły oddziały pilnowały, żeby karetka ze szczepionkami do wsi nie dojechała, babcie klozetowe sprzedawały lewe zaświadczenia o szczepieniu, ale i tak akcję szczepienia przeciw ospie przeprowadzono błyskawicznie.

.

– Miałem sześć lat i pamiętam, że w centrum Wrocławia, na placu Kościuszki, na trawniku za okrąglakiem stały namioty, w których pracowali lekarze i pielęgniarki. Byłem grzeczny, więc już po wszystkim poszliśmy kupić czekoladę do pobliskiego sklepu firmy Wawel – wspomina pan Robert, który jak 95 proc. wrocławian i mieszkańców województwa wrocławskiego został zaszczepiony latem 1963 r. W całym kraju szczepionkę dostało ponad 8 mln osób.

Epidemia ospy, która wybuchła we Wrocławiu 58 lat temu, tylko dlatego mogła być zduszona w zarodku, że lekarze mieli skuteczną broń – szczepionkę. Trzeba było ją jednak szybko podać, co wymagało dużej sprawności organizacyjnej i propagandowej. Albo przymusu. Bo nie wszyscy chcieli się szczepić.

Trzeba się szczepić

Szczepionka przeciw ospie została opracowana już w 1796 r. przez angielskiego lekarza Edwarda Jennera, który zauważył, że dojarki zakażone krowianką – ospą krów, mało inwazyjną chorobą wymion – nie chorowały na ospę prawdziwą. Przeprowadził więc szokujący dziś eksperyment, zakażając ośmioletniego chłopca najpierw krowianką, a potem ospą prawdziwą. Dziecko krowiankę przechorowało bez większych problemów, a na ospę prawdziwą okazało się odporne.

Wydawało się, że to dar z nieba, bo ospa była sprawnym mordercą – średnio umierało 30 proc. zakażonych, a bywały postacie choroby, które zabijały 95 proc. chorych. Na elewacji wrocławskiego kościoła Marii Magdaleny wciąż wisi epitafium, którym bogaty mieszczanin Joachim Luck von Boguslavitz i jego żona Regina upamiętnili 11 swoich dzieci: ośmiu synów i trzy córki. Zmarły na ospę. Epidemia wybuchła we wrześniu 1599 r. i szalała we Wrocławiu do stycznia, zabrała 2 tys. ofiar. Potem się na kilka miesięcy wycofała, by ponownie zaatakować i uśmiercić 1200 osób.

Takie epidemie powtarzały się wielokrotnie, ospa budziła wielką grozę, ale okazało się, że szczepionka jeszcze większą. Wieści o tym, że zamienia ludzi w bydło, sprawia, iż wyrastają im rogi i muczą jak krasule, rozchodziły się po całej Europie.

Część krajów zaczęła forsować przymusowe szczepienia. Bawaria zrobiła to w 1807 r., Austria – rok później, a w Księstwie Warszawskim obowiązkowe i bezpłatne szczepienia dzieci wprowadzono w 1811 r.

Tę decyzję podjął rządzący polskim państwem król saski Fryderyk August. Stanowczo stwierdził, że tylko „zaniedbania i przesądy” powstrzymują ludność Księstwa przed skorzystaniem z dobrodziejstw szczepionki, a przecież to ona sprawiła, że „znacznie już zmniejszyły się w większej części Europy klęski, które sprawiała zaraźliwa ospa”.

Szczepienia były bezpłatne i trudno było się wymknąć z sieci, które władza zarzuciła. Kto nie był zaszczepiony, nie mógł być przyjęty do szkoły, a administracja lokalna czuwała, żeby wszystkie maluchy do roku otrzymały szczepionkę, również sieroty w przytułkach musiały ją dostać. Kategoria osób uprawnionych do szczepienia została bardzo rozszerzona – nie tylko lekarze i akuszerki, lecz także osoby „nietrudniące się sztuką lekarską”, ale „zdatne” do podjęcia się tego zadania mogły szczepić.

Wojsko musi, cywile mogą

Prusy z kolei zostawiły obywatelom wolność decyzji, co drogo kosztowało. Król pruski Fryderyk Wilhelm III wydał w lipcu 1801 r. dekret skierowany przede wszystkim do kolegiów lekarskich, w którym zachęcał do szczepień.

Dekret był ostrożnie sformułowany, monarcha zwracał uwagę na to, że wokół szczepionki wciąż toczy się dyskusja uczonych, ale nikt nie podał argumentów, które ją dyskwalifikują. Wyznaczono lekarzy uprawnionych do szczepień, którzy mieli obowiązek ścisłej kontroli zaszczepionych i prowadzenia dokładnej dokumentacji. Za przekonywanie pacjentów do takiej formy ochrony przed chorobą otrzymywali atrakcyjne nagrody.

Władza była zdecydowanie przekonana: w 1802 r. powstał w Berlinie instytut szczepienia przeciwko ospie, a do 1817 r. zaszczepiono w stolicy Prus 25 tys. osób.

Mało, więc państwo pruskie wprowadziło w 1834 r. obowiązek szczepień dla rekrutów. Cywile dalej nie musieli tego robić, choć epidemie ospy nie wygasały. „Donoszą z Wrocławia, że ospa od niejakiego czasu rozszerza się tak nadzwyczajnie, iż lekarze nie mogą dać rady w jej uśmierzeniu. Napastuje ona nie tylko dzieci, ale nawet i dorosłe osoby, a szczególnie panny” – pisał w 1843 r. „Kurier Warszawski”.

Siłę szczepionki cywile zobaczyli w 1870 r. podczas wojny prusko-francuskiej. Armia pruska była zaszczepiona, Francuzi nie mieli takiej ochrony. Z milionowej armii francuskiej zachorowało 125 tys. żołnierzy, z tego ponad 23 tys. umarło. Armia pruska zarejestrowała 8,6 tys. chorych i 500 zgonów.

Gdy jeńcy francuscy trafili do Prus, przywlekli ze sobą ospę. W 1871 r. zmarło 60 tys. osób, a rok później – 65 tys.

W 1874 r. wprowadzono więc przymusowe szczepienia, w całej Rzeszy doszło już tylko do 65 przypadków ospy.

Nie lubimy obowiązku

Polacy we własnym kraju od początku postawili na przymus – obowiązkowe szczepienia przeciw ospie wprowadzono w 1919 r., Polska Ludowa też utrzymywała je w kalendarzu szczepień.

Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia z 1951 r. (w którym powoływano się na ustawę o zwalczaniu chorób zakaźnych z 21 lutego 1935 r., bo późniejszej nie było) należało szczepić dzieci w wieku 2-6 miesięcy i powtórzyć szczepienie w wieku 7 lat. Szczepionka przyjęta w dzieciństwie nie gwarantowała wiecznej ochrony, więc gdy w 1962 r. odnotowano w Gdańsku przypadki ospy prawdziwej, władze zobowiązały pracowników służby zdrowia do szczepień przeciwospowych co trzy lata.

Zaszczepili się nieliczni. Rok później okazało się, że tym razem posłuszeństwo władzy bardzo się opłaciło. Wybuchła największa w Polsce i ostatnia w Europie epidemia ospy.

Alarm ogłoszono 15 lipca, a już następnego dnia Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej PRN przesłał telefonogram do podległych urzędów i przychodni obwodowych, nakazując organizację punktów szczepień.

Miały być czynne w godzinach 9-20, w pierwszej kolejności zatrudniano w nich osoby, które się zaszczepiły po gdańskim ostrzeżeniu.

Pierwsze ogłoszenie o szczepieniach ukazało się 17 lipca na ostatniej stronie wrocławskiego „Słowa Polskiego”. Niewielkie, ostrożnie sformułowane informowało o pięciu przypadkach choroby, która może być ospą prawdziwą. Podpisał je dr Andrzej Ochlewski, kierownik miejskiego wydziału zdrowia, zalecając jednocześnie, aby na wszelki wypadek wszyscy, którzy nie szczepili się przeciw ospie, otrzymali szczepionkę dawniej niż przed trzema laty lub wiedzą, że się nie przyjęła (w miejscu ukłucia nie było guzka, zaczerwienienia, obrzęku lub strupa), udali się do przychodni.

W dniu ukazania się ogłoszenia w gotowości czekały już przychodnie obwodowe, a następnego dnia można się było szczepić w przychodniach rejonowych i ambulatoriach zakładów pracy. Szybko też zorganizowano punkty szczepień na dworcach.

Na Dworcu Głównym lekarz z pielęgniarką dyżurowali całą dobę.

Za czym kolejka ta stoi

W zbiorach Archiwum Państwowego we Wrocławiu zachowała się instrukcja, jak należy szczepić, wydana już po rozpoczęciu akcji. Napisana na maszynie, z literówkami, ilustrowana odręcznymi rysunkami, bo szczepienie „metodą licznych ucisków” (w użyciu była też metoda skaryfikacji) wcale takie proste nie było. Po nałożeniu szczepionki na odkażoną skórę należało wykonać 30 ucisków igłą używaną do wstrzyknięć domięśniowych, przy czym „igła powinna być ustawiona równolegle do powierzchni skóry, ściętym końcem zwrócona ku górze, uciski wykonane prostopadle”, ale tak, żeby nie wywołać krwawienia.

Trochę czasu to zajmowało, służba zdrowia na bieżąco się szkoliła, a do punktów szczepień szły tłumy.

Początkowo dobrowolnie. Tylko służba zdrowia i od 27 lipca także milicja musiały się zaszczepić, resztę obywateli władze tylko zachęcały. Nie bez powodu. Polska miała zapas zaledwie 155 tys. szczepionek, a już w ciągu pierwszych dwóch dni zaszczepiono 100 tys. osób. Osobno szczepieni byli pracownicy PKP, których przejęła Kolejowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna, a także milicja i wojsko.

Sąsiedzi obiecali jednak użyczyć swoich szczepionek – zapowiedziano dostawy z Węgier, Czechosłowacji i ze Związku Radzieckiego. Główny inspektor sanitarny prof. Jan Kostrzewski, epidemiolog, zapewniał, że do 24 lipca przyleci samolotem z Moskwy 0,5 mln szczepionek.

Jak wspominał Jerzy Bogdan Kos, lekarz i pisarz, kronikarz epidemii, dostawy były nieregularne, kulał transport, brakowało pojemników i sprzętu medycznego – strzykawek, igieł i sterylizatorów. Kierowcy, konwojenci, referenci prowadzący ewidencję zamówień i pracownicy utrzymujący kontakt telefoniczny z Warszawą (co w tamtych czasach proste nie było) pracowali non stop, ale wciąż balansowano na granicy ryzyka.

Sytuacja poprawiła się na początku sierpnia 1963 r., kiedy Zjednoczenie Wytwórni Surowic i Szczepionek w Warszawie wyprodukowało 4 mln dawek i zapowiedziało następne dostawy.

Zespół Szczepień pod wodzą dr. Stanisława Simlata analizował dobowe raporty wysyłane przez wrocławski sanepid do Ministerstwa Zdrowia: 29-30 lipca: 12 326 zaszczepionych. 31 lipca – 1 sierpnia: 10 372 po raz pierwszy i 3621 powtórnie, bo pierwsze szczepienie się nie przyjęło. Ogółem: 374 455.

„Gazeta Robotnicza” wydrukowała 1 sierpnia optymistyczną relację z konferencji prasowej Bolesława Iwaszkiewicza, przewodniczącego Prezydium Rady Narodowej miasta Wrocławia, czyli ówczesnego prezydenta, który ogłosił, że ospa jest w odwrocie.

Tego samego dnia wiceminister Kostrzewski wprowadził obowiązek szczepień dla osób przebywających we Wrocławiu, który kilka dni później zaczął obowiązywać także na terenie województw wrocławskiego i opolskiego. Przymusowe szczepienia objęły również uczestników imprez zbiorowych na terenie reszty kraju. Obóz wędrowny czy pielgrzymka – trzeba się było szczepić.

Mus to mus

Przeciwwskazania do szczepień zostały ograniczone do minimum, za to śrubę przymusu coraz mocniej dokręcano, co budziło opory. Nie wszyscy chcieli iść pod igłę.

Jak pisze Jerzy Bogdan Kos, jeden z wrocławskich punktów szczepień odwiedziła grupa pijanych wyrostków ze szkoły zawodowej, która zdemolowała szafy i pojemniki ze szczepionką. Pobito pielęgniarkę, która sprawdzała listy w domu zamieszkanym przez Romów.

Zbrojni w widły antyszczepionkowcy nie wpuścili do wsi karetki z ekipą medyczną i szczepionkami.

Wszyscy kontrolowali wszystkich, administratorzy domów, dyrektorzy i kierownicy zakładów pracy musieli sporządzać listy opornych, którzy zaszczepić się nie chcieli, a aktyw partyjny uświadamiał, jaką szkodę wyrządzają sobie i krajowi. Milicja wyłapywała bezdomnych i włóczęgów, a potem doprowadzała ich na wybrane posterunki, które raz dziennie odwiedzała ekipa medyczna.

Żeby pomóc obywatelom w podjęciu właściwej decyzji, zakazano wpuszczania niezaszczepionych do autobusów, tramwajów i taksówek. Kto chciał kupić bilet na pociąg czy samolot, musiał pokazać zaświadczenie, że ospa mu już niestraszna. Na głównych trasach wylotowych z miasta stała milicja, która kontrolowała kierowców. Niezaszczepieni nie byli wpuszczani, ale władza wszystkich dróg nie była w stanie blokować.

Droga wjazdowa do Wrocławia, 1963 r. Fot. Polska Press/East News

Jerzy Bogdan Kos wspomina, że babcie klozetowe handlowały zaświadczeniami – za stówę można było dostać glejt uwalniający od konieczności poddania się „operowaniu igłą w okolicy ramienia”. Ale wpadka słono kosztowała.

Niezaszczepionych można było wsadzić do aresztu na trzy miesiące lub wymierzyć grzywnę do 4,5 tys. zł, co stanowiło równowartość prawie trzech przeciętnych pensji. A jeśli zachorowali i narazili na zakażenie drugą osobę, to groziła im nawet kara do 15 lat więzienia.

Jak pisze dr Grażyna Trzaskowska, kary zaczęły się sypać pod koniec sierpnia, czyli właściwie pod koniec epidemii. Prasa pouczała, że złośliwe uchylanie się od zaszczepienia zasługuje na potępienie, bo „służba zdrowia stworzyła ze wszech miar korzystne warunki powzięcia udziału w akcji, co uzyskano dzięki poważnym wydatkom państwa”. W jednej tylko dzielnicy ukarano 40 osób, organizując w tym celu specjalną sesję kolegium karno-administracyjnego.

Jedna z wezwanych kobiet tłumaczyła, że nie szczepiła się z powodu przewlekłej choroby oraz dlatego, że w dzieciństwie przeszła ospę wietrzną. Po kontroli się zaszczepiła, więc dostała tylko grzywnę w wysokości 500 zł. Druga obwiniona musiała jednak zapłacić aż 1,5 tys. zł, bo była ekspedientką w sklepie spożywczym i mogła stanowić duże zagrożenie. Osoby, które nie stawiły się na kolegium, otrzymały maksymalną grzywnę: 4,5 tys. zł, bo władzy lekceważyć nie wolno.

Jak to zrobili

Alarm ospowy trwał zaledwie dwa miesiące, wszystkie blokady zniesiono 19 września. Trudno uwierzyć, że w tak krótkim czasie zdołano zaszczepić w całym kraju ponad 8 mln osób, w tym niemal wszystkich wrocławian. Bez sprawnej komunikacji z urzędami i obywatelami (urzędy porozumiewały się m.in. za pomocą telegramów, obywatele musieli czytać gazety), przy dramatycznych brakach kadry i sprzętu.

A nie wystarczyło tylko zaszczepić, lekarze musieli też pilnować zaszczepionych – niepożądane odczyny poszczepienne zarejestrowano u blisko tysiąca osób, bo przeciwwskazania ograniczono przecież do minimum. Dla tych najciężej chorych trzeba było wydzielić łóżka w i tak przepełnionych szpitalach.

Niestety, dziewięć osób umarło, więc antyszczepionkowcy mogliby ogłosić, że ospa zabiła mniej osób niż szczepionka chroniąca przed chorobą.

Siedem ofiar ospy pochodzi jednak z grupy 99 osób, które zachorowały, co oznacza, że Variola vera zabrała 7 proc. zakażonych. Gdyby wszyscy zaszczepieni zachorowali, zgony liczylibyśmy w setkach tysięcy.

Obowiązkowe szczepienia przeciw ospie stosowano w Polsce do 1980 r., gdy WHO oficjalnie potwierdziło eradykację tej choroby. Epidemie się jednak nie skończyły, w akcjach masowych szczepień nadal musimy brać udział.


Korzystałam m.in. z:

J.B. Kos, „Ospa 1963. Alarm dla Wrocławia”, Wrocław 2017; G. Trzaskowska, „Na drugiej linii. Epidemia ospy prawdziwej w Polsce z 1963 r. w świetle dokumentów Służby Bezpieczeństwa” (https://www.archiwa.gov.pl/images/docs/referaty/AP_Wroclaw_-_G__Trzaskowska.pdf); G. Trzaskowska, „Epidemia czarnej ospy we Wrocławiu w 1963 r.”, Wrocław 2008; E.M. Ziółek, „Akcja szczepienia przeciwko ospie w Księstwie Warszawskim w świetle źródeł kościelnych”, Teka Komisji Historycznej 2014.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com