BDS jest zagrożeniem dla całego wolnego świata

BDS jest zagrożeniem dla całego wolnego świata

Richard Landes
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Tradycyjne media, takie jak AP i Time, oraz nowsze, takie jak Voxco i raz przedstawiają szerszej publiczności ruch BDS (który oręduje na rzecz bojkotu Izraela). Często ma to postać ogólnej informacji (“co musisz wiedzieć”) i jest nieco przeformułownym komunikatem prasowym samej organizacji z odrobiną sprzeciwu z „drugiej strony”, który jest następnie minimalizowany.

Niepoinformowani po przeczytaniu tych artykułów sądzą, że BDS jest grupą palestyńskiego społeczeństwa obywatelskiego, nieużywającą przemocy, NGO z sojusznikami, która broni palestyńskich praw i używa moralnego protestu w postaci bojkotu, by sprzeciwić się odbieraniu im tych praw przez Izrael. Nie próbuje zniszczyć Izraela, ale zmusić go do zachowywania uniwersalnie uznanych standardów moralnych. Syjoniści, którzy skarżą się na BDS jako na grupę antysemicką, próbują uciszyć uprawnioną krytykę, a i tak nie wszyscy Żydzi są syjonistami: progresywni Żydzi nie mają zastrzeżeń do BDS. Niektórzy się nawet przyłączają.

Następnie przychodzi spodziewany odpór ze strony syjonistów, którzy skarżą się, że to nie jest dziennikarstwo i że BDS nie jest obywatelską grupą. Po czym obalają twierdzenia BDS przypominając, że nie zaczęli tego Palestyńczycy w 2005 roku, zaczęło się to w 2001 roku na festiwalu nienawiści w Durban jako broń do zniszczenia Izraela; jest to forma prawnej i informacyjnej wojny próbująca zniszczyć Izrael; zachowuje się jak kult religijny; jest antyintelektualna; nie są ruchem propalestyńskim, są antyizraelscy; mają rozległe związki z otwarcie terrystycznymi grupami; są antysemiccy; używają fake news i dezinformacji, by wprowadzić ludzi w błąd; i wszędzie, gdzie są aktywni, wzrasta nienawiść do Żydów.

I tak to się powtarza, a obie strony wyciągają argumenty, które krążą od lat. Zarówno zwolennicy BDS, jak syjoniści wydają się mieć niewyczerpaną energię, wszyscy oskarżają  drugą stronę o wyrafinowane plany oszukania outsiderów.

Dlaczego miałoby nas to obchodzić?

Oto dlaczego.

To nie jest walka, która dzieje się w jakimś odległym kraju. To dzieje się tutaj, dzisiaj, w Ameryce i w Europie. To weszło do waszych domów. Czy wam się to podoba, czy nie, kiedy wasze dzieci pójdą na uczelnię, znajdą BDS wśród najbardziej wojowniczych i dominujących grup na kampusie. Kiedy pójdą na zajęcia lub wykłady, BDS będzie miało znaczący wpływ na to, co będą mogły przeczytać, wysłuchać lub dyskutować. Kiedy patrzycie na najbardziej radykalne głosy w dzisiejszej polityce amerykańskiej, znajdziecie BDS i wielu ich wyznawców w mediach społecznościowych, którzy pragną rozpocząć amerykańską intifadę (powstanie.) Kiedy patrzycie na najbardziej fundamentalne zmiany w programach amerykańskich liceów, znajdziecie narrację BDS. Czy więc wam się to podoba, czy nie, sprawa dotyczy was.

Przyznaję, jestem jednym z ich celów ataku: wychowany w Ameryce syjonista, który przeniósł się do Izraela. Chociaż jest prostą rzeczą zdemolowanie argumentów BDS, radzę nie tyle zwracać uwagę na to, co BDS mówi lub na jego wpływ na jego domniemany cel – Izrael – a bardziej na wpływ, jaki ma na wasze społeczeństwa.


BDS używa języka praw człowieka, by anulować prawa człowieka. Używa języka demokracji, by promować antydemokratyczną agendę. BDS używa nowoczesnych, liberalnych pojęć, by propagować bardzo nieliberalną postawę. A to, co BDS chce zrobić Izraelowi, jest tym, co chce zrobić wszystkim wolnym, demokratycznym społeczeństwom. 

BDS-owi nie chodzi o sprawiedliwość. Chodzi o wymazanie z mapy najbardziej liberalnego, wolnego społeczeństwa na Bliskim Wschodzie. Aby zrobić to skutecznie, musi apelować do liberalnych, demokratycznych społeczeństw z argumentami, których może i będzie używać przeciwko kulturom wystarczająco niemądrym, by reagowały na jego „moralną atrakcyjność”.

Dlatego ma znaczenie to, że cel BDS – bojkotowanie izraelskich Żydów – jest praktycznie klonem nazistowskiego bojkotu niemieckich Żydów. Dlatego ma znaczenie to, że BDS twierdzi, iż Izrael jest winny czystki etnicznej, co jest tylko zasłoną dymną dla ich pragnienia oczyszczenia Bliskiego Wschodu z Żydów – lub relegowania ich do tego samego prawnie podrzędnego status, jaki mieli przez 1400 lat pod rządami islamu.


Noura Erekat, amerykańska prawniczka palestyńskiego pochodzenia, twierdzi
: “Jeśli mówisz, że antysyjonizm jest antysemityzmem, to zasadniczo potępiasz wszystkich Palestyńczyków jako antysemitów, ponieważ postanowili istnieć”. Ważne jest zrozumienie tego, co mówi. Czy mówi, że wszystko, czego chcą Palestyńczycy, to istnieć, a syjoniści nazywają nawet to fundamentalne prawo człowieka antysemityzmem? Czy też mówi, że Palestyńczycy definiują swoje istnienie w kategoriach nie pozwolenia Żydom na posiadanie własnego państwa? Nie tylko istotna jest tu odpowiedź, ale ma dużo szersze znaczenie dla obywateli demokratycznych państw na całym świecie.

Jeśli palestyńscy przywódcy definiują możliwość swojego istnienia jako likwidację jedynego państwa żydowskiego na planecie, jedynego w ostatnich dwóch tysiącleciach, to nie walczą o jakieś palestyńskie prawa, których respektowania żądają od Izraela. W rzeczywistości oferują podręcznikowy przykład strategii hipokryzji: żądają szacunku dla palestyńskich praw człowieka od tych, którym pragną odmówić tych praw.

Każda sensowna i postępowa zmiana w historii miała u swojej podstawy odrzucenie oszukańczej, odwetowej, autorytarnej strategii. Jeśli BDS lub sprawa palestyńska zasługują na potępienie, to nie jest to za “pragnienie istnienia”, ale za utrzymywanie, że ich narodowe istnienie wymaga nieistnienia narodu żydowskiego. A jeśli BDS przedstawia tego rodzaju fałszywe moralnie twierdzenia, to jakie inne ekstremistyczne grupy pójdą ich śladem, jeśli będą wyglądali jak zwycięzcy?

Jeśli jest jedna rzecz, której nauczyło nas doświadczenie dwóch tysięcy lat nienawiści do Żydów, to jest nią to, że ludzie, którzy poddali się urokowi tej nienawiści, nie mają się dobrze: przypomnijcie sobie XVI-wieczną Hiszpanię i świat arabski drugiej połowy XX wieku. Faktycznie, szerzenie nienawiści jest niezawodną receptą na społeczną porażkę, a im rozleglejsza nienawiść, tym większe szkody. Bo to, co zaczyna się od Żydów, nigdy nie kończy się na Żydach.

Kiedy przesuniemy uwagę na to, co BDS rzeczywiście robi, znajdujemy silne i spójne dziedzictwo. Rozpatrzmy, na przykład, świat uniwersytecki, gdzie ten ruch od dawna jest najżyczliwiej przyjmowany. Na kampusach BDS prowadzi nieustającą kampanię oczerniania i demonizacji, podkreślaną przez doroczną orgię dezinformacji i propagandy nazywaną “Israel Apartheid Week”. Odmawia udzielania głosu, czasami przemocą, każdemu, kto ośmiela się kwestionować ich dogmaty. Tymi technikami udało im się upolitycznić i spolaryzować zarówno kampusy, jak akademicką dyskusję, by uczynić zachodnie uniwersytety miejscami indoktrynacji zamiast uczenia się. W imię liberalnych wartości stworzyli głęboko nieliberalną pedagogikę.

Ich brakowi rzeczywistego sukcesu przeciwko Izraelowi dorównuje jedynie ich sukces we wrogiej okupacji zachodnich uniwersytetów i uczelni, z naciskiem na studentów, profesorów i administratorów, by albo dołączyli, albo milczeli. W wyniku, wydziały badań bliskowschodnich, często solidnie finansowane przez kraje arabskie, oferują problematyczne badania, jednostronne programy nauczania, pełne propagandy programy szkolne dla liceów i niemal bezużyteczne informacje i analizy o Bliskim Wschodzie i islamie.

Wszędzie, gdzie BDS odnosi sukces, czy to na kampusie, czy w liceum, scena staje się głęboko wroga dla Żydów, tak studentów, jak i dla personelu nauczycielskiego. Nie jest to włączająca doskonałość; jest to wykluczająca miernota. Jeśli ten ruch odniesie sukces, nie tylko wyprodukuje więcej tendencyjnych, monotonnych i wprowadzających w błąd badań, ale także wygna główne źródła nowoczesnej i post-nowoczesnej myśli intelektuialnej. Rewolucja, porwana przez fanatyków, pożera własne dzieci, zaczynając od olbrzymiej większości Żydów, którzy są winni nowoczesnej zbrodni bycia syjonistami.

BDS nie ogranicza się do kampusów. Ma wielkie wpływy w organizacjach “praw człowieka”. Wkracza do sal Kongresu i parlamentów świata. Kiedy BDS dominuje, jest nietolerancyjny wobec każdej innej opinii – oraz ludzi wyznających te opinie.

To jest bardzo niepokojący rozwój sytuacji. Ci, których niepokoi proto-faszyzm Trumpa, powinni zrozumieć, że ma on zaledwie ułamek tej „woli dominowania”, jaką znajdujemy u BDS i jego sojuszników. Kiedy tylko przywódcy używają języka liberalizmu, by deptać liberalne zasady, musicie zapytać siebie, czy wasze opinie umieszczają was na liście ich wrogów.


Richard Allen Landes– Amerykański historyk, wykładowca na Boston University, dyrektor bostońskiego Center for Millennial Studies. Autor szeregu książek o średniowieczu i ruchach apokaliptycznych. Obserwator konfliktu na Bliskim Wschodzie (to on ukuł pojęcie „Pallywood” na wyprodukowane ze statystami filmy mające być „dowodami” przeciwko Izraelowi). Jest również autorem dwuczęściowej druzgoczącej analizy tzw. „Raportu Goldstone’a”.

“Goldstone’s Gaza Report, Part I: A Failure of Intelligence”, Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.
“Goldstone’s Gaza Report, Part II: A Miscarriage of Human Rights,” Middle East Review of International Affairs (MERIA), January 2010.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com