Niemiec idzie, będzie lepiej. Radzieccy chłopi poczuli ulgę, gdy zaczęła się okupacja

Niemieccy żołnierze witani na ukraińskiej wsi, lato 1941 r. (domena publiczna)


Niemiec idzie, będzie lepiej. Radzieccy chłopi poczuli ulgę, gdy zaczęła się okupacja

Bartłomiej Gajos


Możemy sobie wyobrazić zaskoczenie chłopa ukraińskiego, któremu Niemcy zapłacili trzykrotność ustalanej odgórnie w systemie sowieckim ceny za świnię.

7 listopada 1941 r., w dniu 24. rocznicy rewolucji październikowej, „wystąpiły u nas pierwsze poważne straty spowodowane przez mrozy” – zapisał w swoich wspomnieniach dowodzący Grupą Pancerną nacierającą na Moskwę gen. Heinz Guderian. Dziesięć dni później Stawka, czyli Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych ZSRR, wydała słynny rozkaz nr 428 podpisany przez Józefa Stalina i gen. Borysa Szaposznikowa. Nakazywał niszczyć wszelkie zabudowania na niemieckich tyłach, żeby zima stała się nieznośna dla „faszystowskich najeźdźców” szukających schronienia w chłopskich chatach. Dokonywać miały tego 20-30-osobowe grupy dywersantów ochotników.

Jedenaście dni później w Pietriszczewie, wsi położonej 100 km na zachód od Moskwy, doszło do wydarzeń, które stały się nieodłącznym elementem kultu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej podtrzymywanego i dziś przez rosyjskie władze. Kultu podkreślającego bohaterską postawę mieszkańców ZSRR.

Osiem godzin po przekroczeniu przez Niemców sowieckiej granicy Wiaczesław Mołotow, ludowy komisarz spraw zagranicznych, w wystąpieniu radiowym przekonywał, że cały naród będzie walczył za „ojczyznę, chwałę, wolność”. Jednocześnie wzywał obywateli, by „jeszcze ciaśniej” zwarli szeregi wokół „sławnej partii bolszewickiej, rządu sowieckiego”. Dziś powinniśmy odczytywać słowa sugerujące niedostateczne „zwarcie szeregów” jako oznakę niepewności co do postawy społeczeństwa, które przez 24 lata rządów bolszewików doświadczyło wojny domowej, głodu, kolektywizacji i wielkiego terroru.

Przeżyć

Pietriszczewo pozostałoby jedną z tysięcy wiosek nazywanych przez Rosjan Uriupinsk (odpowiednik naszego wygwizdowa), gdyby nie 18-letnia Zoja Kosmodemjanska. Pierwsza kobieta, która otrzymała tytuł Bohatera Związku Radzieckiego, stała się dla władz uosobieniem tego, czego oczekiwały od wszystkich obywateli sowieckich: całkowitego oddania państwu i wypełniania rozkazów, choćby wymagały niemożliwego. W propagowanej przez Kreml opowieści o młodej komsomołce nie było miejsca na półcienie: pomijano zarówno chorobę na tle nerwowym, jaką miała przejść w 1939 r., jak i zapalenie opon mózgowych w 1940. Obserwując jej koniec – śmierć na szubienicy – „lud rosyjski płakał”, jak zapisał Piotr Lidow w „Prawdzie”. Jego tekst przyniósł Zoi sławę w całym kraju.

Zoja Kosmodemjanska prowadzona na egzekucję. Niemcy udokumentowali kaźń młodej komsomołki na serii zdjęćZoja Kosmodemjanska prowadzona na egzekucję. Niemcy udokumentowali kaźń młodej komsomołki na serii zdjęć BUNDESARCHIV

Śledztwo w jej sprawie przeprowadzone przez NKWD jeszcze w czasie wojny – o jego rezultatach nie pisały, rzecz jasna, gazety – pokazuje jednak, że przynajmniej część mieszkańców Pietriszczewa nie wykazywała, mówiąc delikatnie, entuzjazmu z powodu dokonań Kosmodemjanskiej. Ich postawa jest dobrą ilustracją wyników najnowszych badań nad postawą obywateli podczas Wojny Ojczyźnianej.

Pokazują one, że około 90 proc. ludności, która znalazła się pod niemiecką okupacją, daleko było zarówno do kolaboracji spod znaku Andrieja Własowa, jak i gotowości do poświęcenia życia „za ojczyznę i Stalina”. Chcieli po prostu przeżyć.

By te postawy zrozumieć, konieczne jest przypomnienie historii Kosmodemjanskiej.

Zoja dywersantka

Urodzona w 1923 r. w wiosce Osino-Gaj guberni tambowskiej Zoja należała do pierwszego pokolenia, które całą edukację przeszło w szkołach sowieckich. Uczennica moskiewskiej szkoły nr 201, która dzisiaj nosi jej imię, do Komsomołu – młodzieżówki partii bolszewickiej – wstąpiła 9 lutego 1939 r. Po agresji niemieckiej zgłosiła się wraz z rówieśnikami jako ochotniczka gotowa przeprowadzać działania dywersyjne na tyłach wroga. Za pierwszym razem – jak głosi jedna z licznych wersji jej biografii, które badacze nie zawsze potrafią zweryfikować – mieli jej nie przyjąć ze względu na drobną budowę ciała. Jednakże upór Zoi sprawił, że wysłano ją na szkolenie. Proces rekrutacyjny młodych dywersantów nadzorował Aleksandr Szelepin, sekretarz moskiewskiego Komsomołu, późniejszy szef KGB. Pod koniec października Zoja, przeszedłszy szkolenie w Kuncewie, trafiła do grupy dowodzonej przez Borysa Krajnowa.

Niemieccy żołnierze wśród ukraińskich chłopów, okolice Połtawy, późne lato 1941 r.Niemieccy żołnierze wśród ukraińskich chłopów, okolice Połtawy, późne lato 1941 r. Bundesarchiv

Podczas pierwszej akcji pod koniec listopada 1941 r. grupa miała spalić 10 miejscowości na tyłach wroga. Rozkazu nie udało się w pełni wykonać. Oddział został rozbity przez Niemców przy próbie zniszczenia jednej z wiosek. To sprawiło, że Kosmodemjanska przejęła inicjatywę i postanowiła wykonać rozkaz do końca. Kolejne na liście było Pietriszczewo.

Za pierwszym razem Zoja zdołała podpalić jedynie część zabudowań, co wzmogło czujność Niemców. Mieszkańcy mieli trzymać od tego momentu wartę i nie dopuścić do kolejnych podpaleń. To właśnie jeden z nich – S.A. Swiridow – zobaczył Kosmodemjanską przy kolejnej próbie podpalenia i powiadomił okupantów. Dywersantka została schwytana.

W wersji propagandowej koncentrowano się na torturach, którym została poddana, i śmierci na szubienicy z tabliczką „Podpalacz”. Podkreślano jej ostatnie słowa, które – im więcej czasu upływało od jej śmierci 29 listopada 1941 r. – zmieniały swój sens. Wedle Lidowa – autora tekstu w „Prawdzie” – miała wykrzyczeć: „Teraz mnie powiesicie, ale ja nie jestem jedyną, jest nas dwieście milionów, wszystkich nie powiesicie”. Z kolei Wasilij Kulik składający zeznania przed komsomolską komisją powstałą po odbiciu Pietriszczewa w lutym 1942 r. twierdził, że ostatnie słowa Kosmodemjanskiej brzmiały: „Obywatele, nie stójcie, nie patrzcie, trzeba pomagać w walce! Moja śmierć jest moim osiągnięciem”.

Zelżona bohaterka

To właśnie dzięki temu dochodzeniu i późniejszemu procesowi karnemu przed Wojennym Trybunałem Wojsk NKWD Moskiewskiego Okręgu możemy odtworzyć to, co myśleli mieszkańcy Pietriszczewa. Ich zeznania w wielu miejscach podważają wersję przedstawioną w „Prawdzie” o powszechnym poparciu dla działań Kosmodemjanskiej.

Oskarżona Agrafiena Smirnowa zeznała przed trybunałem, że to ona wskazała właścicielce jednego ze spalonych domów już schwytaną przez Niemców Kosmodemjanską. Obie zwyzywały dywersantkę, a Teodozja Solina ją uderzyła. Smirnowa dodała także, że gdy komsomołkę prowadzono na egzekucję, uderzyła ją po nogach drewnianą pałką. Wersje Soliny i Smirnowej potwierdziła Praskowia Kulik. To pod jej domem, gdzie przetrzymywano Kosmodemjanską, miał się zebrać „naród”, z którego wyrwały się Solina i Smirnowa, „obrażając wszelkimi niedobrymi słowami” partyzantkę.

Dochodzenie zakończyło się dwoma wyrokami śmierci: dla Teodozji Soliny i Agrafieny Smirnowej.

Zachowanie obu mieszkanek Pietriszczewa można tłumaczyć rozgoryczeniem i złością z powodu straconych domów. Ale czy za ostatnimi słowami komsomołki („Obywatele! Nie stójcie, nie patrzcie, trzeba pomagać w walce!”) nie kryła się krytyka „ludu rosyjskiego”? Co naprawdę mogli myśleć mieszkańcy Pietriszczewa i kim w ich oczach była Kosmodemjanska?

Mieszkańcy ukraińskiej wioski witają kwiatami żołnierzy Wehrmachtu. W pierwszych tygodniach po ataku na Związek Radziecki nastawienie części ludności do Niemców nie było wrogieMieszkańcy ukraińskiej wioski witają kwiatami żołnierzy Wehrmachtu. W pierwszych tygodniach po ataku na Związek Radziecki nastawienie części ludności do Niemców nie było wrogie BUNDESARCHIV

Precz z kołchozami!

„Ukraińskie wsie w kwestii materialnej za Niemców miały lepiej niż wcześniej: u chłopów było więcej słoniny, jajek itd.” – mówił żołnierz Armii Czerwonej w 1950 r. ankieterom realizującym Harwardzki Projekt o Sowieckim Systemie Społecznym (The Harvard Project on the Soviet Social System). Przepytywali obywateli ZSRR, którzy w zawierusze wojennej znaleźli się pod niemiecką okupacją. Badanie, za którym stało m.in. CIA, miało ustalić, czy w przypadku ewentualnego konfliktu światowego sowieckie społeczeństwo stanie po stronie partii bolszewików. Innymi słowy, czy Stalin i wierchuszka sowiecka byli traktowani przez obywateli jako swoi. To retrospektywne „badanie opinii publicznej” jest niedoskonałym, ale jednak nieocenionym źródłem wiedzy o tym, co o swoich i obcych myśleli zwykli ludzie, z których większość (114 ze 170 mln) żyła na wsi.

Żołnierze Waffen-SS witani przez ukraińskie dziewczęta, lato 1941 r.Żołnierze Waffen-SS witani przez ukraińskie dziewczęta, lato 1941 r. domena publiczna

Dla sowieckiej wsi kluczowym doświadczeniem były kołchozy. Od momentu rozpoczęcia kolektywizacji do agresji niemieckiej minęło 11 lat. Przez ten czas kołchoz zdążył w życiu chłopów – szczególnie pamiętających Rosję carską – zająć pierwsze miejsce wśród najbardziej znienawidzonych elementów w ZSRR. 53-letnia Ukrainka – uczestniczka harwardzkiego projektu – mówiła o tym, jak rok przed wojną, będąc w ciąży, musiała pracować aż do rozwiązania. Po porodzie dostała jedynie dwa tygodnie wolnego i musiała wracać na pole. Warunki pracy w kołchozach – takich jak ten w Pietriszczewie – przypominały najgorsze opowieści o doświadczeniach chłopa pańszczyźnianego.

Nie powinno zatem dziwić, że atak Niemiec wzbudził wśród mieszkańców nadzieję na polepszenie swojej sytuacji.

„Lud przyjacielsko oczekiwał rozwiązania kołchozów” – mówił inny z uczestników harwardzkiego projektu. Gdy te nadzieje nie zostały ziszczone, rozczarowanie bywało ogromne. Do tego stopnia, że chłopi – jak wspominał ten sam respondent – sami wymogli na przedstawicielu okupanta obietnicę rozwiązania tego konkretnego kołchozu w przyszłości. Tak się jednak nie stało: dla Niemców kołchoz, choć obarczony wieloma wadami, pozostawał sprawnym „ośrodkiem administrującym”.

Za Niemca lepiej

Ale choć Niemcy nie spełnili oczekiwań wieśniaków, to ich obecność w pierwszych miesiącach była niejednokrotnie odczuwana jako „lżejsza” do zniesienia niż swoich. Z banalnych powodów: okupanta łatwiej można było, mówiąc kolokwialnie, zrobić w konia przy oddawaniu kontyngentu niż urzędnika partyjnego, który znał fortele chłopów i zabierał często wszystko, co udało się w danym roku zebrać na polu. Możemy sobie wyobrazić zaskoczenie chłopa ukraińskiego, któremu Niemcy zapłacili trzykrotność ustalanej odgórnie w systemie sowieckim ceny za świnię.

Niemieccy żołnierze witani kwiatami na ukraińskiej wsi, lato 1941 r.Niemieccy żołnierze witani kwiatami na ukraińskiej wsi, lato 1941 r. domena publiczna

To zapewne dlatego większość mieszkańców Pietriszczewa pozostała w swoich domach po rozpoczęciu wojny: trudno było im sobie wyobrazić coś gorszego niż urzędnicy stalinowscy. Kosmodemjanską postrzegali jako przedstawicielkę sowieckiej władzy, która podpala ich domy i stodoły w imię – obcego chłopom – sowieckiego patriotyzmu wyniesionego przez nią ze szkoły i Komsomołu. 

Wkrótce Niemcy ze swoją polityką eksterminacyjną napędzaną antysemickimi i antyslawistycznymi przekonaniami z wielu obojętnych chłopów stworzyli sobie bezwzględnych wrogów.

Joseph Goebbels 12 kwietnia 1942 r. w swoim dzienniku zapisał: „(…) nie możemy dopuścić, aby przy naszej wschodniej granicy żył 190-milionowy naród, który się modernizuje i organizuje według standardów europejskich”. I dodawał: „Ten problem to właściwy powód kampanii wschodniej. Musi on zostać rozwiązany w trakcie zbliżającego się lata i jesieni, jeśli ma nie dojść do dramatycznego zaostrzenia się wydarzeń wojennych”.

Niemiecki generał dywizji z ukraińskimi dziewczętami w strojach ludowych, 1942 r.Niemiecki generał dywizji z ukraińskimi dziewczętami w strojach ludowych, 1942 r. domena publiczna

„Zabij go!”

Trzy miesiące później, 18 lipca 1942 r., na łamach gazety „Krasnaja Zwiezda” ukazał się wiersz Konstantina Simonowa „Zabij go!”. Przyszły autor powieści czasu wojny „Żywi i martwi” (1959-71), w której swoje losy odnajdywali kombatanci z drugiej wojny, znakomicie uchwycił istotę tego, co mobilizowało mieszkańców ZSRR do oporu przeciwko Niemcom: miłość do własnego domu, matki, żony, pól i łąk, które zbrukał swoim buciorem esesman. Wiersz – co szczególnie ciekawe – pozbawiony był jakichkolwiek ideologizujących wersów o wielkości Stalina i partii. Simonow jakby skłonny był przyznać, że de facto naziści poprzez swoje zbrodnie przekształcali czerwonoarmistów w maszyny do zabijania gotowe poświęcić wszystko. Utwór kończył się strofami: 

„(…)
A więc zabij go! zabij! – by on
Czarną ziemię gryzł, a nie ty.
Nie twój dom, ale jego dom
Niech zaleją sieroce łzy.
Nie ty chciałeś tej wojny, lecz on,
Jemu zdychać za winę, nie tobie,
Jego zwłokom pogrzebny dzwon,
Jego żona niech chodzi w żałobie,
Jego matka niech szlocha w rozpaczy.
A więc zabij go! – zgładź go ze świata,
Ile razy psubrata zobaczysz,
Tyle razy go zabij, psubrata!”
(przekł. Julian Tuwim)

Początkowe miesiące okupacji wypełnione nadzieją wkrótce przerodziły się w gehennę, którą – w realiach białoruskich – najlepiej oddaje film „Idź i patrz!” Elema Klimowa (1985). Nadal nie wiemy, kiedy dokładnie ten stosunek z sympatii podszytej ostrożnością zaczął się zmieniać na niekorzyść Niemców. Badacze wskazują najczęściej połowę 1942 lub 1943 r. To zbiega się z obserwacjami czynionymi w Berlinie. Goebbels w swoim dzienniku pod datą 25 kwietnia 1942 r. zanotował: „To nastawienie zmieniło się całkowicie w ciągu kilku miesięcy.

W naszej polityce za mocno biliśmy po głowie Rosjan, a przede wszystkim Ukraińców.

Pałka na głowie to akurat zarówno wobec Ukraińców, jak i Rosjan nie zawsze przekonujący argument”.

Niemieccy żołnierze witani na ukraińskiej wsi, lato 1941 r.Niemieccy żołnierze witani na ukraińskiej wsi, lato 1941 r. domena publiczna

Rosnąca nienawiść do Niemców za popełnione zbrodnie paradoksalnie jednak nie sprawiała, że obywatele masowo dołączali do oddziałów partyzanckich. Albo inaczej: zaczęli dołączać, gdy szala wojny zaczynała jednoznacznie przechylać się na korzyść Armii Czerwonej. Widać to po obwodzie leningradzkim, w którym dopiero jesienią 1943 r. – gdy front zaczął coraz dynamiczniej przesuwać się na zachód – nastąpił znaczący wzrost rekruta. Podobnie było na Białorusi: 63 proc. partyzantów z całego tamtejszego ruchu dołączyło w tym właśnie roku, 15 proc. w kolejnym. Odwaga powszechniała, im bardziej zwycięstwo wydawało się bliższe.

Nieziszczone obawy

Obawy sowieckiego kierownictwa co do pasywnej lub, co gorsza, wrogiej postawy sowieckiego społeczeństwa potwierdzają także wytyczne Kremla, przede wszystkim słynny rozkaz nr 227 „Ani kroku wstecz!”, oraz raporty spływające do centrum. W październiku 1941 r. generał Sołomon Milsztejn, który przyłożył rękę do zbrodni katyńskiej, raportował Ławrentijowi Berii, że do 10 października zatrzymano 654 364 dezerterów, z czego aresztowano 25 878, a rozstrzelano 10 201. Resztę odesłano z powrotem na front.

Władzom konflikt z Niemcami kojarzył się w pierwszej kolejności z okresem wojny domowej. Wówczas bolszewicy walczyli przede wszystkim nie z wrogiem zewnętrznym, lecz z białymi generałami, chłopami chcącymi „rad bez komunistów/bolszewików” i przedstawicielami ruchów narodowych. Leninowi i jego współpracownikom udało się wyjść z tej batalii zwycięsko, lecz niepewność co do poglądów znacznej części społeczeństwa pozostała. Kolejny „wojenny” test przyszedł w 1927 r., kiedy sytuacja międzynarodowa – przede wszystkim zerwanie stosunków z Moskwą przez Londyn po wybuchu afery szpiegowskiej związanej z działalnością misji handlowej w sowieckiej ambasadzie – była dostatecznym dowodem dla Stalina i jego otoczenia, że państwa kapitalistyczne szykują kolejną agresję. Podniesione wówczas „larum wojenne” wykazało nie tylko fatalne przygotowanie techniczne i zaopatrzeniowe, ale przede wszystkim małą chęć chłopstwa – stanowiącego większość żołnierzy Armii Czerwonej – do obrony socjalistycznej ojczyzny.

Te doświadczenia zrodziły wśród elity sowieckiej niepewność i zapewne miały wpływ na to, że Stalin zniknął z życia publicznego w pierwszych dniach wojny. Musiał czuć, że klęska jest realna.

Niemieccy żołnierze witani kwiatami na ukraińskiej wsi, lato 1941 r.Niemieccy żołnierze witani kwiatami na ukraińskiej wsi, lato 1941 r. domena publiczna

Dramatyczną sytuację udało się jednak opanować. Jedną z najważniejszych metod mobilizacji stały się represje na własnej ludności i rozkazy, które nie pozostawiały ludziom wyboru: jesteś z nami albo z nimi. Obojętność i postawa „chcę jedynie przeżyć” były traktowane jako zdrada.

Czyje zwycięstwo?

Jeśli powiemy, że znaczna część obywateli nie odpowiedziała entuzjastycznie na radiowy apel Mołotowa o „jeszcze ciaśniejsze” zwarcie szeregów, to nie miniemy się zanadto z prawdą. Walkę na śmierć i życie z Niemcami Związek Radziecki wygrał dlatego, że zdołał przetrwać kryzys, w jakim się znalazł w pierwszych miesiącach konfliktu, zmobilizować – z wydatną pomocą nazistów i represji – ludzi do walki oraz produkować na masową skalę broń.

Gdyby Niemcy prowadzili inną politykę na okupowanych terytoriach, to z pewnością wojna potoczyłaby się inaczej. Ale czy to mogło przeważyć szalę zwycięstwa na ich stronę – tego nie zdołamy się dowiedzieć.

Takich obywateli jak mieszkańcy Pietriszczewa – chcących przeżyć – było więcej niż Zoj Kosmodemjanskich. Opowieść o nich nie mieściła się jednak w heroicznej wersji historii o wojnie propagowanej w czasie istnienia ZSRR. Nie ma dla nich miejsca również dzisiaj w polityce historycznej Kremla. Jak zauważył były minister kultury Federacji Rosyjskiej historyk Władimir Miedinski, obecny doradca prezydenta Putina, Kosmodemjanska „jest świętą, tak jak świętymi jest 28 panfiłowców [żołnierzy z dywizji gen. Iwana Panfiłowa, którzy polegli na przedmieściach Moskwy, niszcząc rzekomo uprzednio 18 z 54 nacierających na nich niemieckich czołgów; w rzeczywistości ich historia została po części zmyślona i spreparowana na potrzeby propagandy], setki tysięcy naszych przodków, którzy oddali swoje życie i ponieśli straszliwą śmierć za nasze życie. Do ich życia można odnosić się jedynie jak do żywotów świętych”. Świętych, których namaścił Stalin.


Bartłomiej Gajos – historyk, pracuje w Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, konsultant naukowy czasopisma „Nowaja Polsza”, na YouTubie prowadzi program historyczny „Polihistor” 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com