Brud, smród i prostytucja, czyli jak wyglądały hotele robotnicze w PRL-u

Katowice, październik 1969 r. Mężczyźni zakwaterowani w hotelu robotniczym Przedsiębiorstwa Budownictwa Miejskiego oglądają wystawę w klubie Kalejdoskop Młodych z okazji Dnia Trzeźwości (Fot. Kazimierz Seko / PAP)


Brud, smród i prostytucja, czyli jak wyglądały hotele robotnicze w PRL-u

Jacek Hołub


Pod koniec lat 40. XX w. w PRL-u budowniczowie Nowej Huty mieszkali w barakach, w których panowały tak podłe warunki, że powszechnie nazywano je “małym Oświęcimiem”. W 1953 r. inspektorzy wizytujący hotele robotnicze alarmowali, że rozwija się tam pijaństwo i kolportowane są pornograficzne zdjęcia.

.

Zarzygane schody, powybijane szyby, połamane stoły, brudna, zalana tanim winem pościel. Cerber w portierce – stara, otyła baba – długo oglądał moją legitymację. Były to bowiem purytańskie czasy, z aparatu wyrzucano dziewczynę za to, że na wycieczce zakładowej przespała się z chłopcem. Więc oczywiście do tego Domu Młodej Robotnicy mężczyzn nie wpuszczano. Na pierwszym piętrze pijana dziewczyna, jaskrawo umalowana, w waciaku powiedziała do mnie: „U, malutki, lalunia, pójdziemy w gruzy”. A potem przez wielkie sale pełne leżących dziewczyn, które piszczały, krzyczały, zgłaszały mi różne propozycje – tak wizytę w hotelu robotniczym dla dziewcząt przy ul. Ogrodowej w Warszawie opisywał Jacek Kuroń, na początku lat 50. kierownik wydziału propagandy zarządu stołecznego Związku Młodzieży Polskiej.

W 1953 r. w Polsce było 218 domów młodego robotnika (DMR), w których mieszkało 21,7 tys. dziewcząt i chłopców w wieku od 17 do 21 lat. Poza nimi działały setki zwykłych hoteli pracowniczych.

Najwięcej DMR-ów działało w województwach stalinogrodzkim (katowickim) oraz wrocławskim – po 78. Pokoje były zatłoczone, brudne i zapluskwione, a ich mieszkańcy słynęli z pijaństwa, skłonności do bitki, złodziejstwa i swobody seksualnej.

Wolny czas, który ma po pracy robotnik, brak rodziny i sąsiedztwa, brak zorganizowanej kontroli społecznej, która działa w wiejskiej społeczności lokalnej – to przyczyny demoralizacji – konkludował w 1957 r. socjolog Stefan Nowakowski. Młodzi i niewykształceni ludzie z prowincji nie byli przyzwyczajeni do dbania o wspólne mienie i odkładania pieniędzy z wypłaty. Większość przepijali i przejadali.

Który hotel robotniczy nazywano “małym Oświęcimiem”?

Zasady użytkowania hoteli regulowało zarządzenie ministra pracy i opieki społecznej z 7 maja 1951 r. Zgodnie z nimi każdy hotel – osobno dla kobiet i mężczyzn – powinien mieć sypialnie o rozmiarach w zasadzie nie większych niż 30 m kw. każda (…), obliczając na jednego mieszkańca 4,5 m kw. powierzchni podłogi, umywalnie powinny być urządzone w taki sposób, aby przypadał jeden kurek (kran) na 5-8 osób i jeden natrysk na 15-20 osób. W hotelu powinny być również ustępy o ilości nie mniejszej niż jeden otwór na 16 osób dla mężczyzn i nie mniejszej niż 12 osób dla kobiet. Noclegownie miały być ogrzewane, wyposażone w pralnie, izbę chorych oraz bibliotekę i świetlicę.

Jednak realia często odbiegały od założeń. Inspektorzy ZMP w 1953 r. alarmowali: W DMR przy Hucie im. Dzierżyńskiego w Dąbrowie Górniczej przez dłuższy czas nie zmieniano pościeli i nie opalano pokoi, mimo że dyrekcja bezpodstawnie potrącała z wypłat każdemu mieszkańcowi po 40 zł miesięcznie za węgiel. Chłopcy niszczyli taborety, stoły i szafy i używali tych przedmiotów jako podpałki do pieca. W DMR przy Głuchołaskich Zakładach Papierniczych brak jest misek, taborety, łóżek, widelcy [pisownia oryginalna] – kilku mieszkańców zmuszonych jest jeść z jednego talerza i jedną łyżką.

Pierwsze hotele robotnicze przy budowie kombinatu metalurgicznego w Nowej Hucie powstały pod koniec 1949 r. Latem 1955 r. mieszkało w nich już niemal 18 tys. osób, z czego 17 proc. stanowiły kobiety.

Ciasnota i fatalne warunki sanitarne sprawiały, że władze obawiały się wybuchu epidemii. Słomę w siennikach zmieniano czasem raz na rok, co było główną przyczyną wszawicy. Kontrolerzy z ZMP opisywali: Brud i smród, który powoduje stojąca woda na podłodze w jadalni powstała na skutek pęknięcia rur i podskórnej wody nie uprzątana przez nikogo oraz istniejące różne komórki, które są używane jako ubikacje, powoduje, że ochotnicy wolą jeść na zewnątrz budynku niż w jadalni.

W barakach dla nowohuckich robotników w Łęgu mieszkańcy przez dwa miesiące się nie kąpali, bo nie było łaźni. Miejsce to nazywano „małym Oświęcimiem”. Sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR w Krakowie alarmował o fatalnych warunkach, ale jego monity ignorowano.

Warunki w hotelach robotniczych przerażały, ale były lepsze niż w domach rodzinnych robotników

Pracownicy nie dbali o hotele: zakwaterowani niszczą stolarkę, urządzenia wodociągowo-kanalizacyjne, instalacje świetlne, centralnego ogrzewania, częste jest wybijanie szyb, wyrywanie zamków itp. – odnotowano w 1951 r. w Wydziale Przemysłu Ciężkiego KC PZPR.

Na 771 kradzieży odnotowanych w milicyjnych kartotekach w 1954 r. w Nowej Hucie większość dokonały „elementy zdemoralizowane” w hotelach robotniczych. Minister hutnictwa Kiejstut Żemaitis wydał zarządzenie o odpowiedzialności zbiorowej za kradzieże. Jak komuś ukradną jakąś rzecz, wszyscy mieszkańcy muszą ją odkupić. Opłaca się niejednemu ukraść za zł 100, a dać składkę 15 czy 20 zł. Milicja Obywatelska jest bezradna w walce z kradzieżami – czytamy w notatce o sytuacji w Nowej Hucie z 1955 r.

W tym samym roku milicjanci interweniowali ponad 1,5 tys. razy podczas chuligańskich wybryków połączonych z upilstwem sprawców. W Nowej Hucie obowiązywała prohibicja, ale wódkę i samogon można było kupić w melinach. W hotelach Stoczni Gdańskiej co miesiąc po wypłacie około 15 proc. młodzieży nie przychodziło do pracy, urządzając w pokojach pijatyki, awantury, dopuszczano się kradzieży.

Choć warunki w hotelach mogły przerażać, często były lepsze niż w domach rodzinnych robotników.

Chłopskie chaty w większości były stare, ciasne i kryte strzechą. W 1947 r. 95 proc. mieszkańców powiatu kozienickiego nocowało w bunkrach, szałasach i prymitywnych barakach. Do 1956 r. aż 64 proc. gospodarstw nie miało elektryczności.

Dziewczęta, które przyjeżdżały do pracy w Zambrowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego (ZZPB), chwaliły sobie nowe życie. Nie musiały pracować w polu i przy zwierzętach, gotować ani sprzątać w obejściu. Jedna z nich, choć spała w łóżku z koleżanką, wymianę pościeli i obskurną stołówkę uważała za luksus.

Opłaty za nocleg nie były wysokie. Od 1956 r. – przez 20 lat – w zależności od kategorii hotelu i liczby osób w pokoju wynosiły od 30 do 210 zł miesięcznie, a przeciętne wynagrodzenie sięgało wtedy 1118 zł.

Osobnym problemem była prostytucja

Reportażysta Salomon Łastik z tygodnika „Nowa Kultura” krytykował separację małżeństw – mężowie mieszkali w hotelach dla mężczyzn, żony – dla kobiet: Należałoby wszystkim naszym dyrektorom odpowiedzialnym za zapewnienie dachu nad głową robotnikom zaproponować, by wstąpili do warszawskiego hotelu wieczorną porą i zobaczyli, jak mężowie siedzą skuleni na oknie koło portierni na Ogrodowej i chłepczą z garnuszka strawę, którą im żony ugotowały, by zobaczyli, jak zabiegają bez tchu do hotelu mężów, by im zanieść jedzenie, którego nie sądzono im w ciągu lat spożywać razem, po ludzku, przy stole. Może wówczas zrozumieliby, dlaczego młode, fizycznie i moralnie zdrowe dziewczęta rezygnują z myśli o zamążpójściu i godzą się często świadomie na dziecko pozamałżeńskie, by dać upust swoim macierzyńskim uczuciom, dlaczego tak wiele młodzieży obojga płci się zdeprawowało.

Mężowie czasem waletowali w domach dla pań. W notatce z Nowej Huty władze alarmowały, że przyczyną demoralizacji jest zamieszkiwanie w hotelach 600 małżeństw we wspólnych pomieszczeniach z samotnymi kobietami. Mężowie odwiedzają żony w hotelu, gdzie najintymniejsze współżycie odbywa się na oczach dzieci i współmieszkanek – odnotowano. W jednym z pokoi kontrolerzy zastali matkę z pięciorgiem dzieci. Cała szóstka spała na piętrowym łóżku – na górze kobieta z dwójką maluchów, na dole troje pozostałych. Razem z nimi mieszkały dwie inne robotnice.

Osobnym problemem była prostytucja.

Komendant milicji w Nowej Hucie szacował, że może ją uprawiać nawet 10 proc. lokatorek.

Mieszkańcy Zambrowa niechętnie patrzyli na młode prządki, które na początku lat 50. przyjeżdżały do pracy w kombinacie. Mówili na nie „szpule”, co – jak tłumaczyła jedna z aktywistek na łamach „Sztandaru Młodych” – oznaczało niepiękne słowo na literę „k”. Jesienią 1954 r. dyrektor zakładu narzekał, że część pracownic jest już w ciąży i trzeba wzmóc wysiłki, aby tej rzeczy zapobiec. Miejscowe kobiety oskarżały przyjezdne o demoralizację mężczyzn i roznoszenie chorób wenerycznych. Komitet PZPR i ZMP zalecał rozmowy z rodzicami źle prowadzących się prządek. Te z kolei narzekały, że są w niewybredny sposób zaczepiane przez stacjonujących w miasteczku żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Hoteli robotniczych przybywa z każdym rokiem

Hotele miały też wychowywać „nowego człowieka” oddanego sprawie socjalizmu. W świetlicach ZMP-owscy aktywiści mieli prowadzić „pracę polityczno-wychowawczą”. W DMR-ach przy Fabryce Papieru w Jeziornie organizowali zbiorowe czytanie prasy, dyskusje na aktualne tematy. W hotelu przy Chodakowskich Zakładach Włókien Chemicznych prowadzili szkolenia ideologiczne, organizowali wyjazdy do teatru i kina oraz wydawali gazetki ścienne, tzw. błyskawice.

W latach 1951-71 ze wsi do miast przeniosło się 2,2 mln Polaków. W 1971 r. w całym kraju działało już 1660 hoteli, w których mieszkało ponad 182 tys. osób, w tym ponad 3,5 tys. małżeństw. Zdecydowana większość małżonków mieszkała jednak osobno. Choć warunki się ucywilizowały – w niektórych hotelach działały nawet gabinety lekarskie i stomatologiczne – wciąż co czwarty budynek nie miał centralnego ogrzewania i ciepłej wody. Jak wyliczył GUS, na sto miejsc przypadało przeciętnie 2,8 wanny, 5,3 natrysku i 8,4 ustępu. Niemal 40 proc. lokatorów nocowało w pokojach czteroosobowych, co czwarty – w trójce, a ponad 7 proc. – w pomieszczeniach dla sześciu i więcej osób.

Dwie szafy i dwa kicze malarskie

Naukowcy z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (IPiSS), którzy w 1975 r. odwiedzili hotele dziewięciu zakładów i zapytali lokatorów o warunki, usłyszeli długą listę skarg. Większość chciała mieć warunki przypominające własne mieszkanie, a nie „cele z numerami”. Marzyło im się wyposażenie pokoi według własnego uznania, a nie odgórnego rozdzielnika: 2 łóżka, 2 szafy, 2 krzesła, 2 stoliki nocne + 2 kicze malarskie. Dyrekcja noclegowni – pod groźbą kar – zabraniała nawet wieszania plakatów.

Robotnicy narzekali na niewygodne łóżka, brak mebli, lampek nocnych, firanek, zasłon i ciepłej wody. Jednak najbardziej dotkliwy był brud w łazienkach i kuchniach oraz mała liczba pryszniców i ustępów.

Lokatorzy skarżyli się też na współlokatorów nadużywających alkoholu i wszczynających awantury. Część osób unikała kontaktów. Nie piję, a oni takich nie lubią. Nawiązana znajomość sprowadza się do picia alkoholu – tłumaczyli badaczom z IPiSS. Polem do konfliktów był także zupełny brak kultury współżycia, niski poziom intelektualny. Odnośnie utrzymania porządku, dbania o przedmioty i urządzenia ogólnego użytku króluje ohydna zasada – przecież to nie moje własne, a dlaczego musiałbym dbać o państwowe?

W czerwcu 1976 r. minister pracy ustalił cztery kategorie hoteli i w zależności od warunków wprowadził nowe stawki opłat. Doba w pokoju dwuosobowym kosztowała od 2 do 4 zł, w cztero- lub pięcioosobowym – od 1,50 do 1,80 zł. Pensja wynosiła 4,3 tys. zł. Władze dopuściły wreszcie możliwość wspólnego mieszkania młodych małżeństw.

Z takiej możliwości skorzystali młody inżynier z żoną i dwiema córeczkami, którzy zamieszkali w czteropiętrowym hotelu Olsztyńskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego przy ul. Kętrzyńskiego 5. Byliśmy jedynym małżeństwem w całym hotelu – wspomina inżynier. – Ponieważ byłem z ” kadry technicznej”, dostaliśmy dla siebie duży pokój z umywalką, nad stołówką, z dala od innych lokatorów.

Małżeństwo zrobiło przepierzenie, by wydzielić kuchnię, ale musiało korzystać ze wspólnej toalety. Tego smrodu nie da się opisać. Trauma została mi do dzisiaj – opowiada żona budowlańca.

Po 1989 r. hotel robotniczy przy Kętrzyńskiego w Olsztynie – jak wiele innych – został sprywatyzowany, a potem upadł. Budynek został zaadaptowany na normalne mieszkania, na dole są sklepy.


Korzystałem m.in. z książek i opracowań: D. Jarosz, „Notatka o sytuacji w Nowej Hucie z października 1955 roku” oraz „Notatka o sytuacji w Domach Młodego Robotnika” w „Polska 1944/45-1989. Studia i materiały”, tom 2, Warszawa 1997; B. Balcerzak, „Warunki życia młodzieży i młodych małżeństw w hotelach pracowniczych”, Warszawa 1977; J. Kuroń, „Wiara i wina. Do i od komunizmu”; M. Fidelis, „Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce”, Warszawa 2015


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com