Reunion 68

Roman Dmowski był realistą. Częścią realizmu był antysemityzm

26 czerwca 2009 r. Warszawa, ul. Tłomackie, Żydowski Instytut Historyczny, demonstracja Obozu Wielkiej Polski przeciw historykowi ŻIH dr Alinie Całej. Powiedziała ona ‘Rzeczpospolitej’, że Polacy nasiąknięci przedwojennym antysemityzmem łatwo strawili Holocaust, a niemałą… (Fot. Grażyna Jaworska / AG)


Roman Dmowski był realistą. Częścią realizmu był antysemityzm

Paweł Stachowiak


John Connelly ocenia Romana Dmowskiego, przyjmując jako podstawę swych ocen dzisiejsze rozumienie poprawności. Owszem, można tak robić, ale wtedy trzeba potępić i “wygumkować” Lincolna, Lutra i wielu innych.
.

„Roman Dmowski, szkodnik stulecia” pisze John Connelly, formułując zasadniczą i bezkompromisową krytykę człowieka, którego zwykliśmy uważać za jednego z najważniejszych architektów naszej, odrodzonej po I wojnie światowej, państwowości. Zwycięstwo w walce o kształt polskiej pamięci o „Polonia restituta” odniósł bez wątpienia Józef Piłsudski. Roman Dmowski, jego wielki adwersarz, pozostaje ważnym jedynie dla środowisk kultywujących dziś tradycje nacjonalistyczne. Nazwisko Piłsudski jest wciąż żywo obecne w pamięci Polaków, trudno powiedzieć to samo o Dmowskim.

Moi studenci na użytek zajęć o Dmowskim zrobili prowokacyjną ankietę. Pytali przechodniów np. o „wybitnego skoczka narciarskiego Romana Dmowskiego i czy może w tym sezonie zwyciężyć w turnieju czterech skoczni?”. Niemal wszyscy starali się jakoś tego skoczka Dmowskiego osadzić w kontekście skoków, w zasadzie nikt nie pojął prowokacji.

Ten stan rzeczy powinien satysfakcjonować Johna Connelly’ego. Ów szkodnik zdaje się w pamięci współczesnych Polaków niemal nieobecny. To Piłsudski dominuje w polskiej pamięci zbiorowej, Dmowski istnieje jedynie w świadomości środowisk nacjonalistycznych, które aczkolwiek głośne, pozostają na marginesie polskiej sceny politycznej. Może to zmieni ofensywa ministra Czarnka, choć pozwalam sobie wątpić.

„Szkodnik stulecia”, pisze o Dmowskim Connelly, formułując szereg zarzutów, które ukazują go jako rasistowskiego antysemitę, niczym istotnym nieróżniącego się od Mussoliniego, Maurrasa oraz Goebbelsa i Hitlera. Nawet szczyt kariery Dmowskiego, jego udział w konferencji pokojowej w Paryżu, zostaje „zdekonstruowany”, jest „szkodnikiem”, bez niego Polska zapewne uzyskałaby więcej, jego antysemityzm spowodował, że Polska straciła szanse np. uzyskania Gdańska i Górnego Śląska. Doprawdy?

Nikt nie wywalczyłby więcej

Mało kto w Polsce pamięta, co realnie chciały nam dać anglosaskie mocarstwa w chwili, gdy zaczynała się konferencja pokojowa w Paryżu na początku roku 1919. Orędzie prezydenta USA Wilsona sprzed roku interpretowano w Polsce jednoznacznie. Wszak mówił: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa powinna być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową”. Zatem niepodległe państwo posiadające dostęp do Bałtyku. Niestety diabeł, jak zwykle, ukrywał się w szczegółach.

Jeden z niewielu polskich historyków, niezapomnianej pamięci prof. Janusz Pajewski w swej nieco zapomnianej pracy „Budowa Drugiej Rzeczypospolitej: 1918–1926″, pokazał, jak naiwne były polskie rachuby na dobrą wolę Zachodu. Co w istocie oferowali nam Brytyjczycy i Amerykanie? Umiędzynarodowienie biegu Wisły i swobodny dostęp do portu w Gdańsku, do Polski przecież nienależącego. Patrząc z tej perspektywy, kształt traktatu wersalskiego, przez wielu ocenianego jako klęska, musi być oceniony inaczej. Być może nie dało się wtedy zdobyć niczego więcej? 

Uczestnicy marszu narodowców niosą m.in. portret Romana Dmowskiego, Wrocław, 11 listopada 2011 r.Uczestnicy marszu narodowców niosą m.in. portret Romana Dmowskiego, Wrocław, 11 listopada 2011 r. Fot. Maciej Świerczyński/AG

Dmowski w Paryżu wspiął się na wyżyny, skalę jego wysiłku poznajemy, czytając choćby „Dzienniki Paryskie” Eugeniusza Romera, wybitnego geografa, członka polskiej delegacji na kongres paryski w 1919 r. Nie sposób sobie wyobrazić, że ktokolwiek inny mógłby więcej dla Polski wywalczyć. Obawiam się to napisać, ale jeśli ktokolwiek uważa, iż traktat wersalski mógłby być dla Polski korzystniejszy, a nie stało się tak, bo główny polski negocjator cieszył się opinią antysemity, to powiela opinie o wszechwładnym żydowskim spisku, podąża szlakiem „Protokołów mędrców Syjonu”.

Kościół był gwarancją „narodowej etyki”

Dmowski był antysemitą, jakkolwiek definiowane bywa to pojęcie. Jego antysemityzm był jednak zmienny, ewoluował. Pierwotnie, u początków XX stulecia, zawierał w sobie wiele elementów pragmatycznych, nawiązywał do rosnącego antagonizmu między społecznością żydowską i Polakami, którzy pozbawieni możliwości prowadzenia tradycyjnej szlachecko-dworskiej egzystencji, szukali szans zaistnienia w sferach dotąd zdominowanych przez Żydów: produkcji, finansów i handlu. „Lalka” Bolesława Prusa i „Ziemia Obiecana” Stanisława Reymonta są tego świadectwem.

Gra kartą polsko-żydowskiego antagonizmu ekonomicznego była wtedy gwarancją zyskania popularności.

Dmowski nie był religijny. Kościół był dla niego gwarancją porządku, hierarchii, tradycji, „narodowej etyki”. Pewnie podpisałby się pod słowami Charlesa Maurrasa: „ja nie jestem chrześcijaninem, ja jestem katolikiem”. Był katolikiem pozbawionym wiary. Jednak wbrew opiniom przypisującym Dmowskiemu jedynie ekonomiczno-społeczną, pragmatyczną motywację antysemityzmu, nie można negować faktu, że popadał on w coraz większą paranoję, głosił poglądy, w których próżno byłoby szukać pragmatyzmu.

Pod koniec życia wziął się za twórczość literacką, opublikował kilka powieści, w jednej z nich, „Dziedzictwo”, znajdziemy takie słowa: „Żydówka zawsze pozostanie Żydówką, Żyd-Żydem. Mają skórę inną, zapach inny, sieją zepsucie wśród narodów”. Cóż, przy najlepszej woli trudno nie dostrzec w nich przejawów rasizmu. Nie można zatem sprzeczać się z Johnem Connellim, gdy pisze: „to była totalna obsesja, ideologia wyjaśniająca niemal każdy problem ówczesnego świata”. Czy jednak zrównywanie Dmowskiego z Hitlerem, owo skompromitowane w poważnej dyskusji „reductio ad Hitlerum”, nie jest uproszczeniem, dyktowanym naszym, współczesnym, postholocaustowym wyczuleniem?

Holocaust stał się próbą człowieczeństwa, określił, na ile wyznawana głośno katolickość jest faktycznie chrześcijańska. Wiemy, że podczas okupacji wielu radykalnych antysemitów wobec tragedii Żydów angażowało się w pomoc dla nich, ryzykując swoim życiem. Niechęć wobec Żydów, ich roli w życiu gospodarczym, społecznym i kulturalnym Polski ustępowała przed chrześcijańską powinnością pomocy bliźniemu. Było tak w przypadku Zofii Kossak, współtwórczyni „Żegoty”, i prawdopodobnie Jana Mosdorfa, przywódcy ONR ABC. Co myślałby i co uczyniłby Dmowski, gdyby ujrzał, jakie są konsekwencje działań nazistów, które początkowo z taką przychylnością witał? Nie miał szansy zdać testu przyzwoitości, a ten fakt nie upoważnia nas, obdarzonych łaską późnego urodzenia, do ferowania wyroków, od których nie można się odwołać.

Wygumkować Lincolna i Lutra?

Obawiam się, że jeśli będziemy stosować współczesne normy, uzasadniane dzisiejszą wiedzą, świadomością, do czego może prowadzić szerzenie narodowej, społecznej i wyznaniowej niechęci, to trudno będzie nam znaleźć wzorce, które całkowicie odpowiadałyby naszym dzisiejszym wymaganiom.  Wszak Abraham Lincoln, ikona walki o równość praw człowieka, uważał, że Czarny nigdy nie będzie równy Białemu. To jego słowa: „Powiem więc, że nie jestem ani nigdy nie byłem zwolennikiem wprowadzenia jakkolwiek rozumianej równości społecznej i politycznej białej i czarnej rasy; nie jestem ani nigdy nie byłem zwolennikiem tego, by czarni uzyskali prawa wyborcze, zostawali sędziami, urzędnikami czy też zawierali związki małżeńskie z białymi (…). A ponieważ nie wolno im tak żyć, gdy dwie rasy pozostają razem, jedna z nich musi być wyższa, a druga niższa; ja zaś, podobnie jak wszyscy, zgadzam się z tym, że owa nadrzędna pozycja przeznaczona jest dla rasy białej”. Rasista, jakżeż inaczej moglibyśmy go dziś określić? Czy nie powinny budzić moralnej odrazy te wszystkie poświęcone mu miejsca pamięci, które możemy spotkać w różnych miejscach świata?

Drozdowo, uroczystości 79. rocznicy śmierci Romana DmowskiegoDrozdowo, uroczystości 79. rocznicy śmierci Romana Dmowskiego AGNIESZKA SADOWSKA

A co począć z Marcinem Lutrem, którego pomniki stoją w licznych niemieckich miastach? Wszak to on nakazywał swym wyznawcom: „podpalać ich synagogi i szkoły, a co nie da się spalić, na to narzucić ziemi i przysypać, żeby żaden człowiek na wieki nie oglądał ani kamienia, ani żużlu”, „niszczyć i burzyć ich domy”, „zabierać im wszystkie ich modlitewniki i Talmudy”, „ich rabinom pod karą śmierci zabronić nauczania”. „Tak beznadziejna, na wskroś zła, na wskroś diabelska rzecz jest z tymi Żydami związana, że przez te 1400 lat naszą plagą, naszą zarazą i wszelkim nieszczęściem byli i nadal są” konstatował. Szkodnik już nie stulecia, ale tysiąclecia, chciałoby się powiedzieć.

Dmowski nigdy nie był chrześcijaninem

Nie idzie mi tu o wybielanie poglądów Romana Dmowskiego ani o relatywizację jego obsesji. One zatruły polską myśl polityczną i dały usprawiedliwienie wielu naszym fobiom i kompleksom. Czy jednak należy uznać, że zdeterminować winny całkowicie ocenę dorobku tego człowieka? Proszę mi wierzyć, wiem nieco na ten temat. Opublikowałem niegdyś książkę: „U źródeł katolicyzmu endeckiego. Obóz Narodowy wobec religii i Kościoła” i jestem świadom, jak odległe od chrześcijaństwa były poglądy Dmowskiego.

Ciekawą relację o nich przynosi niepublikowany dotąd „Diariusz” endeckiego działacza młodego pokolenia Jerzego Drobnika. Relacjonując rozmowę z Dmowskim z 30 VII 1926 r., pisze: „Powiada mianowicie (Dmowski) że: *chrystianizm to nie jest teologia*. Była to tylko i miała być wyłącznie reforma etyczna dokonana na pniu judaizmu. Tymczasem na tym pniu się nie przyjęła, a za to się przyjęła w Rzymie. Chrześcijaństwo, a ściślej mówiąc katolicyzm, jest więc właściwie dzisiaj przetworzeniem pierwiastka rzymskiego przez etyczną reformę Chrystusa. *Co by pan powiedział – rzekł Dmowski – gdyby tak Pana uczono zamiast tego wstrętnego Starego Testamentu w nauce religii w szkołach zasad rzymskich*. Wg Dmowskiego należałoby odrzucić Stary Testament i zamiast niego wprowadzić Rzym”.

Kościelni apologeci Dmowskiego powinni znać jego poglądy i zastanowić się, na ile są one wyrazem akceptacji zasad chrześcijańskich, na ile zaś kultem hierarchii, ortodoksji i tradycji. „Nie jestem żadnym chrześcijaninem, jestem katolikiem” mówił Charles Maurras, Dmowski mógłby te słowa zapewne powtórzyć, wszak Kościół był dla niego przede wszystkim „instytucją narodową”, wzmacniającą poczucie narodowej tożsamości, budującą „narodowa etykę”, która rozróżniała w sensie moralnym to, co indywidualne, od tego, co narodowe. Naprawdę, nigdy nie był Dmowski chrześcijaninem, choć zapewne mógł się uważać za katolika.Billboard reklamujący ideę budowy pomnikaBillboard reklamujący ideę budowy pomnika Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Dmowski potrafił odczytać znaki czasu

Piszę to i zastanawiam się, dlaczego mimo wszystko nie potrafię zaakceptować do końca poglądów Johna Connelly’ego. Pewnie nie jest najistotniejszym to, że brak w nich odniesienia do książek Romana Wapińskiego i Krzysztofa Kawalca, którzy potrafili, jak na historyków przystało, przedstawić poglądy Dmowskiego w kontekście epoki.

Connelly, cokolwiek by nie deklarował, feruje opinie, ocenia etyczną postawę postaci takich jak Dmowski, przyjmując jako podstawę swych ocen dzisiejsze rozumienie poprawności.

Owszem, można tak robić, ale wtedy trzeba potępić i „wygumkować” Lincolna, Lutra i wielu innych, trzeba zapomnieć o zmienności ludzkich postaw i ocen, przyjąć za miarę słuszności to, co uznajemy dziś, po wszelkich doświadczeniach, szczególnie wieku XX.

Powtórzę, nie wiem, co Dmowski uznałby za słuszne, gdyby miał szczęście, a może nieszczęście, zobaczyć na własne oczy rzeczywistość Zagłady. Nie wie tego również John Connelly, choć jego tekst brzmi tak, jakby wiedział. Roman Dmowski nie jest bohaterem mojej historycznej wyobraźni, wykreował obraz Polski ksenofobicznej, ograniczonej etnicznie, odrzucającej polskość jako wybór kulturowy. Tym niemniej była to wizja atrakcyjna, przekonująca dużą część polskiego społeczeństwa. Być może jedyna, która mogła być zrealizowana w epoce tryumfujących nacjonalizmów. Piękna idea federacji równorzędnych grup etnicznych, pospołu budujących wspólne państwo, nawiązująca do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, nie miała wtedy szans realizacji. Początek XX stulecia był czasem, gdy młode narody szukały samorealizacji w postaci własnych, suwerennych, narodowych państw; powrót do dawnych wieloetnicznych, politycznych wspólnot, takich jak Rzeczpospolita czy monarchia Habsburgów zdawały się należeć do przeszłości. Litwini i Ukraińcy byli przekonani, że powrót do państwowości wspólnej z Polakami oznacza zagładę ich tożsamości, która rozpłynie się, jak niegdyś, w oceanie silniejszej polskości. Nie było szans na wejście do tej rzeki, która wyschła u schyłku XVIII stulecia, nierealnym był powrót do polskości mickiewiczowskiej, do idei „narodu” (jednego) Polski, Litwy i Rusi, co wydawało się jeszcze realnym powstańcom styczniowym.

Uczestnicy marszu narodowców niosą m.in. portret Romana Dmowskiego Uczestnicy marszu narodowców niosą m.in. portret Romana Dmowskiego  Fot. Maciej Świerczyński/AG

Dmowski potrafił odczytać znaki czasu, rozumiał, że idea walki o „wolność naszą i waszą” jest wyrazem braku realizmu. Jego program terytorialny, aktywność na kongresie pokojowym w Paryżu, wyraźnie to pokazują. Był realistą lepiej odczytującym znaki czasu niż jego wielki adwersarz – Józef Piłsudski.

Niestety i na nieszczęście elementem tego realizmu był potęgujący się antysemityzm, najpierw pragmatyczny, ale później coraz bardziej obsesyjny, wreszcie rasistowski.

Jest Dmowski przykładem tego, do czego wiedzie nienawiść, niechby najpierw tylko wykoncypowana. Zawsze miałem wątpliwości, gdy ktoś mówił, że polski antysemityzm był jedynie ekonomiczno-społeczny, że miał w odróżnieniu od niemieckiego realne podstawy. Nawet jeśli tak było, to ciągłe propagowanie poglądów nienawistnych wobec Żydów, niechby tylko społeczno-ekonomiczno-religijnych, tworzyło fundament dla zaakceptowania poglądu o ich obcości, znieczulającej na przypadający im los.

Niełatwo odnieść się jednoznacznie do jednej z najważniejszych postaci w najnowszych dziejach Polski. „Szkodnik stulecia”, ten tytuł sugeruje wszelako, iż żadnej trudności tu nie ma. Dmowski powinien spocząć w tej części cmentarza bohaterów przeszłości, do której zaglądać nie warto. Mimo wszelkich zastrzeżeń i krytyk wobec przywódcy polskiego nacjonalizmu, trudno mi się zdobyć na opinię tak bezwzględnie jednoznaczną.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com