Klub Poszukiwaczy Sprzeczności. Andrzej Titkow: Gomułka powiedział mojemu ojcu, że źle wychowuje dzieci

1962, Warszawa. Spotkanie Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności w Staromiejskim Domu Kultury przy ul. Krzywe Koło. Wśród uczestników od lewej Lusia Holtzman, Adam Michnik, Jozef Blass (w głębi), Klaudiusz Weiss. (Fot. Irena Jarosińska / zbiory Ośrodka KARTA / Fundacja Ośrodka KARTA)


Klub Poszukiwaczy Sprzeczności. Andrzej Titkow: Gomułka powiedział mojemu ojcu, że źle wychowuje dzieci

Marcin Wójcik


O Adamie Michniku usłyszałam od przyjaciół. Byli na koloniach z dziwnym chłopakiem, który czytał Trybunę Ludu oraz Życie Warszawy i nosił zmięte gazety w tylnej kieszeni spodni. Mieliśmy po dwanaście lat.

W 1962 roku mieli od 14 do 17 lat. Kończyli podstawówkę lub zaczynali liceum. Założyli Klub Poszukiwaczy Sprzeczności. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, kim będą.

Włodzimierz Kofman to dziś profesor fizyki.
Andrzej Titkow – reżyser, poeta.
Aleksander Perski – psychoterapeuta.
Adam Michnik – redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”.
Irena Grudzińska-Gross – historyczka literatury i idei.
Krzysztof Topolski – biznesmen, który adoptował czworo dzieci, a pomaga trzydzieściorgu.

I co najmniej 140 innych, których rodzice w 1963 roku musieli tłumaczyć się w kuratorium, dlaczego źle wychowali dzieci.

DZIWNY CHŁOPAK Z GAZETAMI W KIESZENI

Zaczęło się od paczki przyjaciół.

Andrzej Titkow: – Raczej od wrażliwości, którą zaszczepiło w nas harcerstwo Jacka Kuronia. Na obozy jeździła młodzież z różnych domów, biednych i bogatych, partyjnych i bezpartyjnych. Jedni przywozili ze sobą kanapki z szynką, drudzy z dżemem i serem. Jacek zbierał je od wszystkich, kładł na środku stołu i było losowanie, kto jakie kanapki dostanie. A później chodziliśmy razem do warszawskiego Liceum Batorego: ja, Adam Michnik, Janek Gross, Olek Perski. Niewątpliwie liderem był Adam. Wpadł na pomysł, aby wydawać gazetkę szkolną. Nie wiem, dlaczego nigdy o tym potem nie wspominał. Chciał, aby to była gazetka rozprowadzana do innych liceów. To był 1961 rok. Złożyliśmy pierwszy numer, nie pamiętam tytułu. Napisałem esej na temat Baczyńskiego, którego wtedy nad życie kochałem. Olek Perski napisał coś o doktorze Freudzie, Adam przygotował wstępniak. Poszliśmy do dyrekcji. Dyrektor nie zgodził się na gazetkę. Ale z myślenia o niej zrodził się pomysł klubu dyskusyjnego. Nie nazywaliśmy tego Klubem Poszukiwaczy Sprzeczności, taką nazwę wymyślili później nasi oponenci, nie wiem kto. Mówili też, że jesteśmy Klubem Raczkujących Rewizjonistów albo Klubem Michnika. A dla nas miał to być Międzyszkolny Klub Dyskusyjny. Nie występowaliśmy wtedy przeciwko komunizmowi, chcieliśmy tylko go ulepszyć. Adam chodził do Krzywego Koła i pewnie stamtąd wyniósł pomysł na młodzieżowy klub dyskusyjny.

Klub Krzywego Koła powstał w 1955 roku w Warszawie. Miał charakter wolnomyślicielski, dyskusyjny, krytykował władze komunistyczne. Należeli do niego dziennikarze, pisarze, artyści, wykładowcy akademiccy. Spotykali się co tydzień – najpierw w prywatnym mieszkaniu, później w Staromiejskim Domu Kultury. Swoje odczyty mieli tu: Władysław Bartoszewski, Leszek Kołakowski, Paweł Jasienica, Tadeusz Kotarbiński, Stefan Kisielewski, Melchior Wańkowicz i Jan Józef Lipski, który był jednym z kierowników. W 1962 roku władze PRL rozwiązały klub.

Aleksander Perski: – Chodziłem z Adamem do Krzywego Koła, mieliśmy może po 13, 14 lat. Byliśmy jedynymi dzieciakami w klubie. Brakowało nam czegoś na naszym poziomie, dla młodych. Pomyśleliśmy o własnym klubie, kiedy byłem w pierwszej liceum, a Adam w drugiej.

Irena Grudzińska-Gross: – Spotkanie organizacyjne odbyło się albo u Adama, albo piętro wyżej, u Janka i Włodka Kofmanów. Jak poznałam Adama? Mieliśmy po 12 lat. Usłyszałam o nim od przyjaciół, którzy z nim byli na koloniach. Opowiadali mi, że był taki dziwny chłopak, który czytał „Trybunę Ludu” oraz „Życie Warszawy” i nosił zmięte gazety w tylnej kieszeni spodni.

DZIECI PROMINENTÓW

Stoją: Irena Grudzińska, Jan Lityński, Adam Michnik. Siedzą z przodu: Jan Tomasz Gross w objęciach Aleksandra Smolara. Z tyłu: Jan Kofman, Barbara Skowrońska. Warszawa, 1967 r.Stoją: Irena Grudzińska, Jan Lityński, Adam Michnik. Siedzą z przodu: Jan Tomasz Gross w objęciach Aleksandra Smolara. Z tyłu: Jan Kofman, Barbara Skowrońska. Warszawa, 1967 r. Archiwum Włodzimierza Kofmana

Międzyszkolny Klub Dyskusyjny po raz pierwszy spotkał się w marcu 1962 roku w sali na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Przyszło około 20 uczniów.

Aleksander Perski: – Adam miał 15 lat, ale liczne kontakty w świecie dorosłych. Załatwił salę na UW. Za namową Jana Lipskiego, którego poznał w Krzywym Kole, poszedł do profesora filozofii, członka KC PZPR Adama Schaffa. Jemu spodobał się pomysł klubu i otworzył drzwi UW dla uczniów. Po kilku spotkaniach okazało się, że potrzebujemy więcej miejsca, przychodziło około 150 uczniów warszawskich szkół. Stąd aula Staromiejskiego Domu Kultury.

Włodzimierz Kofman: – Byłem jednym z najstarszych klubowiczów. Właśnie zdałem maturę i zostałem przyjęty na politechnikę. Nasze spotkania odbywały się co czwartek.

Aleksander Perski: – Chcieliśmy zapraszać ideologów partyjnych, by się z nich ponabijać i zadawać podstępne pytania. Przed prelekcją przygotowywaliśmy pytania i dzieliliśmy je między sobą. Minęło tyle czasu, że nie pamiętam już, z kogo się nabijaliśmy.\

Irena Grudzińska-Gross: – Gomułka jeszcze nie dokręcał tak mocno śruby. Była atmosfera odwilży po październiku 56 roku. Mieliśmy poczucie, że świat idzie w dobrym kierunku, tylko trzeba ten kierunek ulepszać, byliśmy za demokratyzacją systemu, przesunięciem komunizmu w stronę socjalizmu. To było szalenie dla mnie ciekawe, bo mówiło się o książkach, które się przeczytało – plus wydarzenia bieżące. Choć miałam problem, bo mama zabraniała mi wychodzić. To był ten czas w życiu młodej osoby, kiedy zaczęłam palić papierosy, przestałam się uczyć. Do tego towarzysze partyjni uprzedzali moich rodziców, że Adam jest buntownikiem.

Aleksander Perski: – To była ambitna młodzież z centrum Warszawy, gdzie mieszkali partyjniacy i trochę starej inteligencji – mówi.

Wielu członków klubu pochodziło z rodzin prominentów partyjnych. Ojciec Krzysztofa Topolskiego kierował budową Stadionu Dziesięciolecia i Torwaru, później został wiceministrem budownictwa; ojciec Andrzeja Titkowa był sekretarzem Komitetu Warszawskiego PZPR, później wiceministrem zdrowia; ojciec Ireny Grudzińskiej-Gross wiceministrem leśnictwa i przemysłu drzewnego; ojciec Włodzimierza Kofmana sekretarzem Centralnej Rady Związków Zawodowych.

PO RAZ PIERWSZY O KATYNIU

Klub miał sekcje: socjologiczną, filozoficzną, ogólną, ekonomiczną. Ta ostatnia szybko się rozwiązała, bo nie było nią zainteresowania. Planowano otworzyć sekcje: pedagogiczną, rusycystyczną, romanistyczną. Najwięcej osób przychodziło na dyskusje o filozofii. Czytali wydany właśnie w Paryżu „Kolumbowy błąd: szkice z historii, teorii i praktyki sowieckiego »komunizmu«” Wiktora Sukiennickiego, „Światopogląd i życie codzienne” Leszka Kołakowskiego, „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza, roczniki „Nowej Kultury” i „Po Prostu”.

Prelegenci pochodzili z różnych światów.

Bronisław Minc, ekonomista marksistowski, mówił o warstwach i klasach.

Witold Dąbrowski, poeta i tłumacz literatury rosyjskiej, o nowej fali poezji w Związku Radzieckim.

Andrzej Walicki, historyk idei i filozofii, o społeczeństwie i jednostce.

Zygmunt Bauman, filozof i socjolog, definiował pojęcie społeczeństwa.

Włodzimierz Brus, ekonomista, o ideałach gospodarczych socjalizmu.

Ks. Bronisław Dembowski, kapelan Klubu Inteligencji Katolickiej, o kryteriach wiary współczesnego katolika.

Janusz Zabłocki, publicysta i działacz katolicki, o personalizmie Mouniera.

Janusz Kuczyński, filozof i wykładowca na UW, o sensie życia w chrześcijaństwie.

Krzysztof Topolski: – Zapamiętałem jeden wykład. Nie wiem, kto go wygłosił. Po raz pierwszy usłyszałem o Katyniu. Że nie Niemcy, ale Rosjanie zabili Polaków. Po wykładzie poszedłem się napić. Wróciłem do domu pijany, obudziłem ojca i wykrzyczałem mu, że jest odpowiedzialny za Katyń. Ojciec był rosłym facetem, a ja nie byłem chucherkiem. Dał mi takiego ciosa, że poleciałem dobre trzy metry. Pierwszy i ostatni raz mnie uderzył. To nie było w jego stylu, poniosło go. Nie miał nic wspólnego z Katyniem, ale byłem na niego wściekły, bo reprezentował komunistów. Tata był wierzącym komunistą od lat 30. Katyń był dla niego wypaczeniem tego wszystkiego, w co wierzył.

HERBATKI, PRYWATKI

Krzysztof TopolskiKrzysztof Topolski Fot. Agata Grzybowska / Agencja Wyborcza.pl

Po spotkaniach chodzili na herbatę do kawiarni, czasami urządzali prywatki.

Aleksander Perski: – Aspekt towarzyski, romantyczny, przyjacielski był równie silny, co polityczny. Choć moi koledzy na pewno będą się teraz silić na powagę i tylko o polityce powiedzą.

Andrzej Titkow: – Nie interesowała mnie polityka. Dla mnie to było miejsce, w którym mogę się spotkać z rówieśnikami. Interesowała mnie sztuka. W klubie odbył się mój pierwszy wieczór autorski.

Krzysztof Topolski: – Przyznaję, nie byłem intelektualnym motorem klubu. Chodziłem na spotkania najbardziej w celach towarzyskich. Kiedyś poszliśmy na prywatkę do Andrzeja Titkowa, jego rodzice wyjechali na sobotę i niedzielę do ośrodka rządowego w Jadwisinie pod Warszawą. Mieli wrócić w niedzielę wieczorem. Wrócili w sobotę. Nie zapomnę tej konsternacji, gdy zobaczyliśmy ich w progu.

Włodzimierz Kofman: – Zorganizowaliśmy tygodniowe zimowisko w Rozalinie pod Warszawą. Przyjechało kilkadziesiąt osób. W programie były codzienne dyskusje.

Irena Grudzińska-Gross: – Odwiedzili nas z wykładem Jacek Kuroń i Karol Modzelewski. Modzelewski mówił o włoskim ruchu robotniczym.

Włodzimierz Kofman: – Były nocne posiadówki. Jako najstarszy z grupy pełniłem funkcję przyzwoitki. W skrócie powiem tak: pilnowałem, aby każdy trafił do swojego pokoju.

Krzysztof Topolski: – Włodek przyzwoitką?! Mam policzyć wszystkie jego dziewczyny z tamtego czasu? Jest żonaty z dziewczyną, w której byłem zakochany.

NIE BYLIŚMY BANANOWĄ MŁODZIEŻĄ

Na jedno ze spotkań klubu przyszedł Władysław Bieńkowski, były minister oświaty.

Krzysztof Topolski: – Przyszedł, by wybrać cztery osoby do programu telewizyjnego pod siermiężnym tytułem „Dla rodziców i nauczycieli”. Telewizja emitowała go po godzinie 22. W odcinku miała wystąpić młodzież w kontrze do nauczycieli i rodziców. Do programu wybrali Olę Fryszman, Włodka Rabinowicza, Olę Braniecką i mnie. To miała być szeroka dyskusja, pamiętam, że roznieśliśmy nauczycieli i rodziców. Program wyemitowali. Ale publicznie stało się jasne, że nie ma przelewek z poszukiwaczami sprzeczności. Nie byliśmy bananową młodzieżą. Byli nią synowie i córki oficjeli partyjnych, którzy jedli banany, jeździli samochodami i mieli gdzieś intelektualne rozmowy o przyszłości kraju.

Andrzej Titkow: – Bananowa młodzież nie kontestowała systemu, tylko spijała śmietankę.

NAGLE CZUJĘ SILNEGO KOPA POD STOŁEM

Andrzej TitkowAndrzej Titkow Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Nieformalnym opiekunem klubu był reżyser, dziennikarz i socjolog Stanisław Manturzewski. W 1962 roku komentowano dwa jego dzieła: reportaż o gangach chuligańskich „W zaklętych kręgach drętwej mowy” oraz książkę, której był współautorem „Niebezpieczne ulice. U źródeł chuligaństwa. Materiały i refleksje”.

Andrzej Titkow: – Byliśmy zorganizowaną grupą młodych, choć nie chuliganów. Manturzewski działał też w Krzywym Kole. Odegrał ważną rolę w moim życiu. Pracował w Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Odwiedził nas na zimowisku w Rozalinie. Przywiózł zestaw filmów, które powstały w latach 1955-1956. Podczas projekcji zdecydowałem, że będę reżyserem.

Stanisław Manturzewski zrobił dokument o Klubie pt. „Poszukiwacze sprzeczności”. Został wyemitowany w telewizji w listopadzie 1962 roku. Ale już kilka miesięcy później SB pisała o nim „krzywokolec”, bo należał do rozwiązanego przez władze Klubu Krzywego Koła.

Na wykłady i dyskusje przychodzili ludzie z Klubu Inteligencji Katolickiej, m.in. ks. Bronisław Dembowski. Był też ks. Witold Marciszewski z duszpasterstwa akademickiego. Kontakty z katolikami i byłymi członkami Klubu Krzywego Koła mocno zaniepokoiły Służbę Bezpieczeństwa: dzieci oficjeli powinny się spotykać i dyskutować co najwyżej w strukturach Związku Młodzieży Socjalistycznej.

Andrzej Titkow: – Zaprosili nas do biura związku. Poszedłem z Adamem. Chcieli, żebyśmy robili to, co robimy, ale pod szyldem ZMS. Ja na to, że czemu nie, że to świetny pomysł. I nagle czuję pod stołem silnego kopa. Adam na drugą turę rozmów już mnie nie wziął, bo byłem słabym ogniwem. Nie zgodził się na przejęcie nas przez ZMS. Niedługo potem zakazali nam spotkań w Staromiejskim Domu Kultury, co było równoznaczne z rozwiązaniem klubu.

Aleksander Perski: – W lipcu 1963 roku na plenum KC PZPR działalność klubu i Michnika skrytykował sam Władysław Gomułka.

Andrzej Titkow: – Gomułka wezwał mojego ojca i powiedział, że źle wychowuje dzieci. Na dowód pokazał ojcu moje wiersze. Nie pamiętam ich. Gdy już klub został rozwiązany, tata mnie wezwał i powiedział, że życzy sobie, abym więcej nie spotykał się z Michnikiem. Wzruszyłem tylko ramionami. Rodzice poszli spać, a ja spakowałem plecak i wymknąłem się na obóz studencki, gdzie czekał już Adam.

NARODZINY BUNTU

Irena Grudzińska GrossIrena Grudzińska Gross Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Krzysztof Topolski: – Klub Poszukiwaczy Sprzeczności był początkiem naszej działalności. Zdaliśmy maturę, poszliśmy na studia, zaangażowaliśmy się jeszcze bardziej w życie społeczne. Stworzyłem w 1965 roku Studenckie Ośrodki Dyskusyjne (SOD). Pozwolono mi na to, ale pod auspicjami ZMS, ZSP i ZMW. Niecałe dwa lata później zostały rozwiązane, bo poszły w „złą stronę”. Potem w marcu 1968 roku braliśmy udział w protestach studenckich. Wielu z nas trafiło do więzienia, wielu musiało wyjechać z kraju przez kampanię antyżydowską Gomułki.

Aleksander Perski: – Zostałem wyrzucony z kraju razem z dyrektorem mojego gimnazjum, który mnie prześladował, był poprawny politycznie, sprzyjał władzy, ale nic mu to nie pomogło, bo był Żydem.

Irena Grudzińska-Gross: – W 1962 roku już czułam, że jesteśmy ograniczani, że państwo jest opresyjne. Znałam języki, chodziłam więc do Klubu Prasy Międzynarodowej, czytałam tam gazety, widziałam, jak jest gdzie indziej. Buntowałam się przeciwko zamknięciu. Ten bunt wyrażał się buntem wobec rodziców, choć oni również wiedzieli, że system nie jest dobry.

Aleksander Perski: – Poddałem pomysł moim dzieciom, kiedy chodziły do gimnazjum w Sztokholmie, by

zrobiły w szkole Klub Poszukiwaczy Sprzeczności. Prowadziła go filozofka. Ale nie przetrwał. Dla nich to było zbyt abstrakcyjne – nie to miejsce, nie te czasy.

Krzysztof Topolski: – Historia zatoczyła koło. Polska to znowu miejsce i czas dla poszukiwaczy sprzeczności.

RZUCILI WŁADZY WYZWANIE

Historyk Andrzej Friszke pisał o klubie w „Anatomii buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi”.

– W 1956 roku powstawały różne kluby, ich celem były dyskusje o kulturze, ideach, książkach, filmach – tłumaczy. – Utworzony w 1962 roku Klub Poszukiwaczy Sprzeczności był jedynym klubem dyskusyjnym, który zrzeszał młodzież szkolną, przedmaturalną. Pomysłodawcą i niewątpliwie motorem organizacyjnym był Adam Michnik. Nadzwyczaj energiczny, zdeterminowany, potrafiący zbudować grupę.

W 1962 roku trwało dokręcanie śruby po październikowej odwilży. Władza rozwiązywała ostatnie wolnomyślicielskie kluby dorosłych, a młodzież miała się uczyć, a nie dyskutować. Chodziło też o to, kogo zapraszają. Część prelegentów już była w niełasce. Zaczynając od Jacka Kuronia, który w tym czasie był przez partię eliminowany z ZHP, Leszka Kołakowskiego, który był krytykowany przez partię jako rewizjonista, skończywszy na Januszu Zabłockim, który miał prelekcję o współczesnej myśli chrześcijańskiej. Kontakty z KIK-iem stały w sprzeczności z wdrażaną energicznie zasadą świeckości szkoły. Więc lista zapraszanych gości świadczyła o tym, że to nie ten kierunek, w którym partia chce wychowywać młodzież.

W tle była wewnątrzpartyjna walka w PZPR – moczarowcy, czyli narodowcy, kontra bardziej inteligenccy puławianie. Dzieci puławian, zamiast się uczyć, chodzą na podejrzane dyskusje i sieją ferment. Sam Władysław Gomułka chciał rozwiązać klub, co głośno powiedział w czasie plenum partyjnego w 1963 roku. Dostało się sekretarzowi Warszawskiego Komitetu PZPR Walentemu Titkowowi, że pod nosem urósł mu niebezpieczny klub młodzieżowy.

Rozwiązanie klubu zacieśniło więzi wśród klubowiczów. Przeszli chrzest bojowy. Nie miało to tak dramatycznego przebiegu jak później, nie było przesłuchań, zatrzymań. Ale młodzi ludzie zostali z poczuciem, że rzucili władzy wyzwanie, a władza ich skopała.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com