Orliński: W rosyjskich mediach – piękna Rosja kontra “zgniły Zachód”

Obchody Dnia Zwycięstwa w Rosji. (Fot. Denis Tyrin / AP Photo)


Orliński: W rosyjskich mediach – piękna Rosja kontra “zgniły Zachód”

Wojciech Orliński


Od czasów św. Augustyna filozofowie piszą, że Zachód jest w kryzysie. Więc Zachód jest zawsze gotowy na zmianę. W odróżnieniu od dzisiejszej Rosji.

.

Często zaglądam do rosyjskich mediów, bo ciekawi mnie, jak ich propaganda przedstawia zbrodniczą porażkę swoim obywatelom. Przecież wojna idzie im tak, jakby gangster się postrzelił w stopę, próbując obrabować bank.

Zapewniali w pierwszych dniach inwazji, że zniszczyli całe ukraińskie lotnictwo – a teraz się chwalą, że udało im się zestrzelić jakiegoś ukraińskiego miga albo suchoja.

Zapewniali, że Zełenski uciekł z Kijowa, a jego wystąpienia są fotomontażem. Jednocześnie zapowiadali też zniszczenie ukraińskich kolei, żeby zachodni politycy nie mogli odwiedzać Zełenskiego w Kijowie.

No i tak niszczyli i niszczyli, aż zabrakło im nowoczesnych rakiet. Obecnie ostrzeliwują Ukrainę z radzieckich rakiet Raduga Ch-22, które mają tyle lat co ja. A to dużo nawet jak na człowieka, nie mówiąc już o rakiecie czy czołgu (czołgi po pięćdziesiątce też już rzucili na front).

A ukraińskie koleje? Przy szczytowym nasileniu nalotów działały tak jak polskie w czasach pokoju. Czyli jakiś pociąg dojechał z trzygodzinnym opóźnieniem, a jakiś most zamknięto na miesiąc. A zachodni politycy oczywiście dalej przyjeżdżają do Kijowa.

Zważywszy, ile każda z tych rakiet kosztuje, i że Rosja nie jest w stanie wyprodukować nowej – jaki to wszystko miało sens? Jak to przedstawić swoim obywatelom?

Rosyjskie media po prostu nie wchodzą w szczegóły. O ile nasze media bombardują czytelników konkretami – jakie bomby spadły, na jakie miasto i ile osób przy tym zginęło, rosyjskie, jeśli w ogóle informują o sytuacji na froncie, to bardzo ogólnikowo.

Codziennie w nich za to przeczytamy o porażce i upadku Zachodu. Zachód się kończy, Zachód umiera, Zachód jest słaby i wyjałowiony.

Nie przeszkadza to oczywiście rosyjskim dziennikarzom płakać na wizji, że ten wstrętny Zachód zabrał im dostęp do willi we Włoszech. Albo że ten słaby i skończony Zachód zagraża Rosji, bo NATO rośnie w siłę, i w ogóle cała ta specjalna operacja była konieczna jako ostatnia szansa ratunku dla Rosji.

„Intelektualizm umiera na Zachodzie”, „Zachód nie rozumie Ukrainy”, „Kraje arabskie odwracają się od zachodniego »Titanica«” – to typowe nagłówki z „Prawdy”. Zawierają artykuły, z których wynika, że Zachód już właściwie upadł (nie bardzo więc wiadomo, jakim cudem nadal może być zagrożeniem).

Ten mit upadającego Zachodu jest w Rosji bardzo stary. Nie wymyślili go bolszewicy, choć często posługiwali się pojęciem „gniłyj Zapad” („zgniły Zachód”).

Określenie wylansował w 1841 na łamach pisma „Moskwiczanin” prawicowy filozof Stiepan Szewyriow. Pisał on: „Zachód jest jak człowiek zakaźnie chory, całujemy się z nim i nie (…) czujemy przyszłego trupa, którym już zalatuje”.

Według bolszewików i konserwatystów (to niby różne światopoglądy, a jednak się świetnie dogadują) Zachód od co najmniej dwóch stuleci tak gnije i umiera, umiera i gnije. Ale jednak oni też wolą wypoczywać w willi we Włoszech albo w apartamencie w Londynie niż w tej niby takiej pięknej Rosji.

Rosjanie teoretycznie wierzą w wyższość Rosji nad Zachodem, nie potrafią jednak tej wyższości niczym zilustrować. To wiara mistyczno-magiczna, jak bredzenia jurodiwego.

Zachód nie ma odpowiednika takiej wiary i to być może sekret jego potęgi. Zwróćmy bowiem uwagę na następujący paradoks: my na Zachodzie też często czujemy, że Zachód jest w kryzysie (rosyjskie media uwielbiają w swoich antyzachodnich tekstach powoływać się na zachodnich autorów).

Skoro jednak teraz jest w kryzysie – to kiedy nie był? 50 lat temu? 100 lat temu? 200 lat temu? 500 lat temu? 1000 lat temu?

Od świętego Augustyna po Sławoja Żiżka w każdej epoce czołowi europejscy filozofowie piszą traktaty, że Zachód jest w kryzysie, i co trzeba zrobić, żeby go uratować.

W związku z tym Zachód, w odróżnieniu od dzisiejszej Rosji, jest zawsze gotowy na elastyczną zmianę. I tak co najmniej od 1000 lat.

W X stuleciu cesarz Otton, który pośrednio przyczynił się do wciągnięcia Polski w zachodnią politykę, wysłał do Bizancjum biskupa Liutpranda z Cremony z misją dyplomatyczną, by znormalizować stosunki z cesarzem Bizancjum. Misja była trudna, bo cesarz Nikefor Fokas otwarcie gardził zachodnimi partnerami.

„Nie jesteście Rzymianami, jesteście Longobardami!” – wypalił w trakcie sprzeczki. Bizancjum uważało wtedy siebie za szczyt doskonałości, a Zachód za ruiny zasiedlone przez barbarzyńców.

I było w tym nawet trochę racji. Tylko że tysiąc lat później po Bizancjum nie ma śladu, a Zachód trochę jakby się od tego czasu jednak rozwinął.

Władcy Bizancjum, władcy kalifatów, władcy imperium osmańskiego, władcy Związku Radzieckiego uważali siebie za wcielenie doskonałości. Mieli nadwornych filozofów, dorabiających im uzasadnienie, że niczego nie muszą zmieniać, ich imperium jest prze-naj-doskonalsze na świecie.

Zachód miał (i ma) filozofów codziennie go krytykujących i nawołujących do zmian. I dlatego od dobrego tysiąca lat zawsze w końcu wygrywa.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com