Nie zostawiliśmy milionów uchodźców bez pomocy. “Tylko dzięki mieszkańcom udało się zapanować nad sytuacją”

Uchodźcy z Ukrainy na Dworcu Centralnym (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl)


Nie zostawiliśmy milionów uchodźców bez pomocy. “Tylko dzięki mieszkańcom udało się zapanować nad sytuacją”

Katarzyna Jaroch


Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę przez Warszawę przewinęło się w sumie 797 tys. uchodźców. Połowa z nich została. Z miejskich punktów pobytowych skorzystało ponad 151 tys. osób.

.
W modernistycznym wnętrzu Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy ul. Pańskiej w centrum Warszawy duży ruch. Przy dwóch długich stołach ponad 20 osób osób szykuje kanapki. Kolejne przygotowują składniki, myją sałatę, kroją ogórki i pomidory. Każdego dnia prawie trzy tysiące kanapek wysyłanych jest dla uchodźców na stołeczne dworce. Chleby przyjechały z lokalnych piekarni, warzywa dostarczyli właściciele sklepów albo mieszkańcy stolicy. Niegdyś dom sztuki, od ostatnich dni lutego pełnił funkcję centrum pomocy humanitarnej.
.
Warszawa ludniejsza o 10 proc.

Taras Gembik, Ukrainiec mieszkający w Warszawie, pracuje w dziale edukacji MSN-u od 2018 r., zajmuje się m.in. włączaniem imigrantów do tkanki miejskiej Warszawy. Od początku wojny wraz z kilkoma innymi osobami zamienili tę przestrzeń w centrum organizacyjne. Już w sobotę, 26 lutego, czyli dwa dni po rozpoczęciu wojny, wysłali do Kijowa 30 kartonów leków. W poniedziałek zaczęli wozić kanapki na dworce. 

W Cafe Kulturalna w Pałacu Kultury od drugiego dnia wojny gotowano zupy dla uchodźców. Tysiąc porcji dziennie. Zupa trafiała w dzień i w nocy na dworce kolejowe, do punktów recepcyjnych i informacyjnych oraz na granicę. – Obok nas miasto na kilka dni otworzyło punkt informacyjny. Mnóstwo głodnych przyjezdnych czekało tam godzinami. Nosiliśmy im zupę w wielkich garach, rękami opatulonymi w rękawiczki. Zaczęło się więc spontanicznie – mówi Agnieszka Łabuszewska, założycielka Kulturalnej. – Termosy dostaliśmy od ludzi, produkty na zupy w większości też. To jest suma energii wielu osób. U nas cała kuchnia to Ukrainki, więc czujemy się, jakbyśmy gotowali dla swoich – dodaje Łabuszewska.

Od 24 lutego do Polski trafiło prawie 4 mln ludzi z Ukrainy. Do Warszawy przyjechało najwięcej – 797 tys. osób, z czego 330 tys. planuje zostać na dłużej. – Populacja Warszawy zwiększyła się o 10-15 proc. Osiągnęliśmy liczbę ludności, którą przewidywaliśmy, że osiągniemy dopiero w 2050 r. – mówi Włodzimierz Karpiński, sekretarz miasta.

Co kilka godzin na dworce przyjeżdżały kolejne wypełnione uchodźcami pociągi i autobusy. W szczytowym momencie (1-3 marca) każdej doby przez miejskie punkty przewijało się ok 6,5 tys. osób.

Warszawiacy wspierają ratusz

Warszawiacy zareagowali od razu. Wolontariusze rejestrowali się przez miejski system i byli przydzielani do różnych punktów informacyjnych oraz recepcyjnych. Wiele osób pomagało także poza systemem. Przyjeżdżali na dworce, zakładali żółte kamizelki i zabierali się do pracy. Do 8 marca ponad 8 tys. osób zarejestrowało się w miejskim systemie. – Tylko dzięki mieszkańcom stolicy w pierwszych dniach wojny udało nam się choć trochę zapanować nad przerastającą wszystkich sytuacją – mówi Gembik.

To też wielka zasługa Grupy Zasoby, oddolnej grupy wolontariuszy, którzy już w dniu wybuchu wojny skrzyknęli się, by przyjmować do domów uchodźców. Członkowie Zasobów zainstalowali biura na dworcach i łączyli ludzi oferujących mieszkania i gości. Wolontariusze sprawdzali oferty noclegów, które spływały online. Dla bezpieczeństwa gości zaznaczali w systemie sprawdzonych gospodarzy. – Pomogliśmy znaleźć nocleg dla prawie 5 tys. uchodźców z Ukrainy – mówi Zofia Jaworowska, założycielka Grupy Zasoby. – Apogeum przyjazdów do Warszawy jest już za nami – zauważa. Z tego powodu Grupa Zasoby z końcem marca zamknęła działalność i pozostawiła pomaganie uchodźcom władzom miasta.

Drugiego dnia wojny ratusz informował o otwarciu punktu informacyjnego w Pałacu Kultury i Nauki. W kolejnych dniach otwierały się inne punkty informacyjne: na dworcu Wschodnim i Zachodnim. Od trzeciego dnia wojny osoby legitymujące się ukraińskim dowodem mogły podróżować bezpłatnie komunikacją miejską w Warszawie.

1 marca ratusz musiał jednak zamknąć punkt informacyjny w Pałacu Kultury. – Skala nas przerosła. Ludzie się tu nie mieścili, nie można było przyjmować ich w takich warunkach – mówiła wtedy wiceprezydentka Aldona Machnowska-Góra.

– Całe swe siły skupiliśmy na punktach na dworcach Wschodnim i Zachodnim oraz w Arenie Ursynów. Nie jesteśmy w stanie obsłużyć kolejnego punktu, nie mamy do tego ludzi i zasobów – tłumaczyła rzeczniczka ratusza Monika Beuth-Lutyk. Wtedy sytuacja na Centralnym była najpoważniejsza. Ratować ją próbowali ochotnicy z Warszawy. Przez kilka dni zdezorientowanym i przemęczonym uchodźcom pomagali spontanicznie wolontariusze. 

Na Dworcu Centralnym oddolnie zawiązała się Grupa Centrum, skupiająca prawie 8 tys. członków. Codziennie szkolili nowych wolontariuszy. – Przyszliśmy ze znajomymi na dworzec w nocy i zobaczyliśmy, jak wiele rzeczy nie działa. Postanowiliśmy przychodzić codziennie i tak powstała grupa pomocowa – mówi Julia, wolontariuszka Grupy Centrum. Zorganizowali przestrzeń tak, że znalazło się tam miejsce dla matek z małymi dziećmi, poczekalnie dla rodziców z dziećmi do 12 lat, osób starszych i niepełnosprawnych. Gdy nad dworcem zarządzanie przejął wojewoda, Grupa Centrum oficjalnie weszła z nim we współpracę. Zakończyła działalność 14 kwietnia. 

Krytyczny moment za nami?

Dopiero 3 marca wojewoda otworzył punkt informacyjny przy dworcu Warszawa Centralna. Tego samego dnia urząd wojewódzki otworzył centrum recepcyjne na Torwarze przy Łazienkowskiej. Na płycie boiska ustawiono 500 polowych łóżek w dziesięciu rzędach. 8 marca wojewoda znalazł jeszcze 10 tys. miejsc noclegowych w centrum targowym Ptak Warsaw Expo w Nadarzynie pod Warszawą. – Cały obiekt potraktowaliśmy jako wielki humanitarny hub do relokacji uciekinierów – mówił Tomasz Szypuła, prezes PTAK. Stamtąd autokarami kierowane były transporty do innych miast.

Równolegle ratusz szukał miejsc noclegowych. W sumie były to 33 punkty w różnych dzielnicach Warszawy. Powstały w hotelach, ośrodkach sportowych i innych nieruchomościach samorządu. Pierwszy taki punkt, w sportowej hali Arena Ursynów, zaczął działać 3 marca, czyli ósmego dnia wojny. Hala kojarzona z koszykarskimi emocjami zmieniła się nie do poznania.

W cichym i przyciemnionym wnętrzu na 230 ustawionych obok siebie łóżkach polowych odpoczywali uchodźcy. – Przyjeżdżali ranni, z obrzękami kości i licznymi otarciami, zmęczeni wielogodzinnym marszem, oczekiwaniem na mrozie. Byli odwodnieni i przemęczeni. Dzieci wyziębione, z infekcjami – mówi lekarka, która wolontaryjnie udzielała pomocy medycznej w Arenie Ursynów.

Takich miejsc organizowanych przez miasto było więcej. – W najbardziej kryzysowych momentach uruchamialiśmy po kilkadziesiąt miejsc w szkołach, montowaliśmy tam na szybko łóżka lub materace, a następnego dnia próbowaliśmy zorganizować uchodźcom pobyt w innych miejscach, także poza Warszawą – mówi Aldona Machnowska-Góra. – Obecnie miasto nocuje ok. 2 tys. osób uchodźców w 9 miejskich punktach.

Ratusz stworzył też system udostępniania prywatnych mieszkań dla uchodźców. Od 28 lutego chętni mogli się włączyć do miejskiego programu pomocy, udostępniając lokal przybyłym do Warszawy uchodźcom. W ciągu zaledwie doby od ogłoszenia programu do ugoszczenia uchodźców zgłosiło się aż 2879 osób. – W marcu do systemu zostało zgłoszonych 5 tys. mieszkań – mówi Wojciech Staszewski z urzędu miasta. – Jako miasto staraliśmy się ostrożnie podchodzić do proponowania mieszkań. Weryfikowaliśmy każde zgłoszenie i zapoznawaliśmy obie strony ze sobą. Stawialiśmy na maksymalne bezpieczeństwo obu stron.

Wydaje się, że krytyczny moment, gdy do stolicy każdego dnia przyjeżdżało kilkadziesiąt tysięcy uchodźców, Warszawa ma już za sobą. Zamykają się kolejne punkty recepcyjne, zarówno miejskie, jak i marszałkowskie. 8 kwietnia wojewoda zamknął ośrodek na Torwarze. Działanie niektórych punktów recepcyjnych zawiesił także ratusz. Zawiesiły działalność oddolne grupy tworzone przez mieszkańców, jednak, jak zaznaczają, jeżeli zaszłaby taka potrzeba – wrócą.

– Teraz nastał czas integracji. Wdrażamy uchodźców w normalne życie w mieście, zapewniamy im nowy start w Warszawie. Gdyby sytuacja znów miała się zaostrzyć, możemy natychmiastowo na powrót uruchomić ok. 4 tys. miejsc – zapewnia Aldona Machnowska-Góra, wiceprezydentka Warszawy. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com