Breżniew ostatnie lata bełkotał i przysypiał. Trwał u władzy w epoce starców

Leonid Breżniew i Erich Honecker (z tyłu) w drodze na polowanie, 1971 r. (Bundesarchiv, Bild 183-W0910-327 / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 DE)


Breżniew ostatnie lata bełkotał i przysypiał. Trwał u władzy w epoce starców

Andrzej Brzeziecki


Śmierć Leonida Breżniewa 40 lat temu i wybór na jego następcę szefa KGB Jurija Andropowa nie zapowiadał wielkich zmian w Związku Radzieckim. A jednak uruchomiła proces, który zaowocował rozpadem “imperium zła”.


Wiktoria Petrowna Breżniewa obudziła się wcześniej od męża – ten spał na boku. Poszła do pielęgniarki, by zrobiła jej zastrzyk przed śniadaniem. Żona przywódcy ZSRR cierpiała na cukrzycę. Poprzedniego wieczoru Leonid Breżniew przed snem włączył wentylator i gdy w nocy naciągał na siebie kołdrę, Wiktoria Petrowna narzekała: „najpierw włączasz wentylator, bo ci gorąco, a potem ściągasz ze mnie kołdrę i będę odkryta”. Była to ostatnia małżeńska pretensja, jaką w pożyciu z Leonidem miała okazję wygłosić. Nie wiedziała, że gdy ona wstawała z łóżka, ciało jej męża już stygło.

Gdy kilkanaście minut później pani Breżniew jadła samotnie śniadanie, do sypialni na daczy w Zarzeczu weszli ochroniarze. Była godzina 8:58, 10 listopada 1982 r. Zdziwiło ich, że szef jakoś nienaturalnie leży w łóżku, ale jeszcze bardziej ich zdziwiło, że nie obudził się, gdy rozsuwali zasłony – a właśnie wtedy zazwyczaj otwierał oczy. Ochroniarz Władimir Miedwiediew potrząsnął ciałem Breżniewa, ale nie było żadnej reakcji. Powiedział do kolegi: „Wołodia! Leonid Iljicz jest gotów…”. Ten zapytał, w jakim sensie. „Zdaje się, że umarł” – odparł Miedwiediew.

Ochroniarze zadzwonili gdzie trzeba, sami jeszcze próbowali reanimować Breżniewa. Wkrótce zjawił się Jurij Władimirowicz Andropow, druga osoba w państwie i wieloletni szef służb specjalnych. Twarz miał bladą. Ku zdziwieniu ochroniarzy nie zadawał wielu pytań. Poszedł szukać żony Breżniewa, która wciąż jadła śniadanie. Wkrótce przyjechali lekarze, ale ich starania także na nic się nie zdały. Osiemnastoletnie panowanie Breżniewa nad imperium radzieckim właśnie się kończyło – przyczyną był zawał serca. Ale Leonid był tak schorowany, że umrzeć mógł już na cokolwiek. O jego stanie zdrowia krążyły okrutne dowcipy.

Pijany czy tylko schorowany?

Epoka Breżniewa różnie jest oceniana – dla jednych to czas „zastoju”, czyli stagnacji, dla innych, choćby dla jego biografa i zwolennika Borysa Sokołowa, była to złota epoka. Czas, gdy skończyły się ideologiczne szaleństwa i czystki, które nieobce jeszcze były Nikicie Chruszczowowi, a zapanowała stabilność i pewność jutra. Sympatia dla Breżniewa, analogicznie do nostalgii za Gierkiem, najsilniejsza była, gdy Rosjanom doskwierał dziki kapitalizm w latach 90. XX w.

Breżniew był zwolennikiem polityki odprężenia w Europie. To za jego czasów Związek Radziecki zaczął na wielką skalę eksportować surowce i budować rurociągi. Co prawda, w 1968 r. najechał na Czechosłowację, a dekadę później na Afganistan. Ale w pierwszym przypadku uważał, że broni imperium zewnętrznego, w drugim zakładał, że daleki kraj w sercu Azji niezbyt interesuje najważniejszych politycznych partnerów w Europie. Nie mylił się – atak na Afganistan zirytował Waszyngton, ale nie Niemcy, Francję czy Włochy.

Leonid Breżniew i Richard Nixon, 1973 r.

Leonid Breżniew i Richard Nixon, 1973 r.  The Central Intelligence Agency, Public domain, via Wikimedia Commons

.

Właśnie nadzieje na ożywienie détente miały powstrzymać Breżniewa przed najechaniem Polski, w której od lata 1980 r. „szalała kontrrewolucja” w postaci “Solidarności”. Ponadto Moskwa, czego nikt wówczas nie wiedział, nie była w stanie wziąć na siebie kosztów zaprowadzenia porządków nad Wisłą. Ten sam Jurij Andropow, który straszył polskich towarzyszy, przekonywał na posiedzeniach Biura Politycznego w Moskwie, że o żadnej interwencji nie może być mowy. Martwiły go nastroje w samym Związku Radzieckim. „Niepokoiła go możliwość niepokojów podobnych do tych, które miały miejsce w Nowoczerkasku w 1962 r. Bunt polskich robotników kazał Andropowowi zastanowić się, na ile starczy cierpliwości radzieckiej klasie pracującej” – pisał rosyjski historyk Władysław Zubok. Szef KGB, który wcześniej optował za interwencjami na Węgrzech, w Czechosłowacji i w Afganistanie, teraz mówił, że limit interwencji zagranicznych został wyczerpany. Szykował się do przejęcia schedy po Breżniewie i nie chciał, by ten zostawił mu w spadku jeszcze jedną kosztowną wojenną awanturę. Teraz był zwolennikiem umiarkowania i delikatnej liberalizacji – trochę jak Ławrientij Beria po śmierci Stalina.

Inna sprawa, czy Breżniew był na siłach podejmować jeszcze jakieś decyzje. Tu relacje są sprzeczne. Jedni twierdzą, że ostatnie lata gensek był właściwie warzywem. Podczas rozmów coś bełkotał, często przysypiał. Inni zaś, że w ostatnich miesiącach odzyskał kondycję. Borys Sokołow uważa, że śmierć Breżniewa przyspieszył wypadek w Taszkiencie wiosną 1982 r. Tam na Breżniewa, podczas odwiedzin w jednej z fabryk, pod naporem tłumu zwaliła się drewniana trybuna. Breżniew wyszedł z tego ze złamanym obojczykiem. Był także w szoku. Gdy wkrótce potem wygłaszał transmitowane przez telewizje przemówienie – dziwnie się ruszał i dziwnie mówił. Wszyscy wokoło pytali – ile dał w szyję? Bo że dał – wszyscy byli pewni.

Stara gwardia odchodzi

Nawet krytycy Breżniewa przyznają, że jego zasługą był brak walki o schedę po nim. Rzeczywiście, Jurij Andropow płynnie przejął stery państwa. Wcześniej to się nie zdarzało. Po śmierci Stalina brutalnie rozprawiono się z Ławrientijem Berią, Chruszczowa też trzeba było zmusić do odejścia.

Breżniew jednak wcześniej namaścił Andropowa i zapewnił mu poparcie najważniejszych polityków. Gdy z początkiem 1982 r. zmarł Michaił Susłow, Breżniew poprosił Andropowa, by wygłosił referat z okazji urodzin Lenina. Taki przywilej był namaszczeniem go na stanowisko drugiego sekretarza KC, w przyszłości na następcę – Leonid Iljicz swoją wolę objawił, polecając Andropowowi prowadzić posiedzenia Sekretariatu KC.

Andropow utrzymał się u sterów ZSRR bardzo krótko. Od końca 1982 roku do początku 1984
Andropow utrzymał się u sterów ZSRR bardzo krótko. Od końca 1982 roku do początku 1984  domena publiczna

Co prawda pojawiła się teoria, że to Andropow stał za śmiercią Breżniewa, ale nie została ona udowodniona. Tym bardziej że po śmierci Breżniewa wszystko poszło zgodnie z planem. Był za to inny problem: Andropow był tylko osiem lat młodszy od poprzednika, ale przejmował władzę w wieku już znacznie poważniejszym. Breżniew w 1964 r. był dziarskim 58-latkiem, Jurij Władimirowicz w czerwcu 1982 r. skończył 68 lat. I był ciężko chory na nerki.

Zmarł dwa lata później, a jego następca, starszy odeń o trzy lata Konstantin Czernienko, rządził jedynie 14 miesięcy.

Trzy pogrzeby w trzy lata – to najlepiej oddawało stan państwa.

Tak naprawdę początek epoki starców zapoczątkowały śmierci premiera Aleksieja Kosygina w 1980 r. oraz ideologa partyjnego i strażnika doktryny Michaiła Susłowa. Obaj byli na szczytach władzy od czasów Stalina. Jak pisał Andriej Graczow, „śmierć Susłowa nie tylko przypomniała pozostałym członkom Biura Politycznego, jego rówieśnikom, o kruchości ich ziemskiego istnienia, ale postawiła pytanie o następcę generalnego sekretarza”.

To pytanie odsuwano, jak długo tylko się dało. Miało to swoje przyczyny. Najbliższe otoczenie Breżniewa stanowili jego rówieśnicy. Pytanie o jego sprawność fizyczną i umysłową w takim samym stopniu dotyczyło więc ich. Dlatego woleli nie dostrzegać niedomagań kolegi.

Leonid Breżniew na otwarciu XVIII Zjazdu Komsomołu. Kremlowski Pałac Kongresów, 25 kwietnia 1978 r.

Leonid Breżniew na otwarciu XVIII Zjazdu Komsomołu. Kremlowski Pałac Kongresów, 25 kwietnia 1978 r.  RIA Novosti archive, image #417888 / Yuryi Abramochkin / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0

Nie jest tak, że w ocenie historyków ludzie ci nie mieli żadnych zasług. Zubok uważa, że po inwazji na Czechosłowację właśnie oni zrozumieli, iż możliwości imperium są ograniczone. „Pomimo grożącego »starej gwardii« starczego uwiądu, zdołała ona dokładnie zweryfikować radzieckie interesy i cele polityki zagranicznej. Jednak dokonawszy tego, dalej już nie była w stanie pójść. W poszukiwaniu wyjścia z sytuacji starzejący się liderzy ZSRR wciąż patrzyli wstecz, a nie do przodu i wyjścia nie dostrzegli”.

Strach przed Reaganem

Nie widział go też Andropow, który od 12 listopada 1982 r. oficjalnie przejął stery w partii i w państwie. Ten wieloletni szef KGB stał się symbolem wszechmocy służb. Co prawda, nie stosował już masowych represji i rozstrzeliwań, ale cofnął zmiany, które dokonały się za Chruszczowa. W pełnej inwigilacji społeczeństwa pomagała mu technika, której Beria nie miał. Ponoć wpadł na pomysł, by podsłuchiwać wszystkie telefoniczne rozmowy w Moskwie. Specjaliście mieli jednak mu powiedzieć, że choć technicznie to byłoby wykonalne, to jednak na spisywanie tych rozmów z taśm potrzebny byłby personel większy, niż KGB ma w całym kraju.

Andropow największe zagrożenie widział w Ronaldzie Reaganie i jego antykomunistycznej retoryce. To właśnie wtedy prezydent USA nazwał Związek Radziecki „imperium zła” i ogłosił nowy wyścig zbrojeń. Waszyngton po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce wprowadził sankcje wobec Związku Radzieckiego i namawiał do nich kraje Europy Zachodniej. To zagrażało budowie rurociągów, a więc bezpośrednio finansom Kremla.

W Moskwie bano się Reagana – Andropow widział w nim zwolennika nowej krucjaty Zachodu. Już Breżniew i Ustinow w 1982 r. publicznie zapewniali, że nie zamierzają pierwsi użyć broni jądrowej, a Amerykanie, ignorując to, szykowali się do wojny. Nie była to prawda – Reagan wysyłał pokojowe sygnały, ale zaślepiony Andropow ignorował je. Sytuację pogorszyło zestrzelenie 1 września 1983 r. południowokoreańskiego samolotu pasażerskiego, który obrona radziecka wzięła za amerykański samolot szpiegowski. Zginęło wówczas 269 pasażerów.

Andropow początkowo chciał sprawę wyjaśnić. Był wściekły na tępych wojskowych, którzy spowodowali tragedię, ale Ustinow miał go przekonać, że nikomu nie uda się dojść prawdziwych przyczyn katastrofy. Cały Zachód jednak obwiniał Moskwę za śmierć niewinnych ludzi. Ameryka przodowała w moralnym potępianiu „imperium zła”. W odpowiedzi Andropow – niewychodzący właściwie już ze szpitala i szykujący się na tamten świat – pod koniec września 1983 r. opublikował w „Prawdzie” tekst, w którym oskarżył USA o pozbawioną wszelkich hamulców politykę imperialną, która lada chwila może przekroczyć granicę i przed którą powinien zatrzymać się każdy myślący człowiek.

„Było to uznanie przez Biuro Polityczne i Andropowa, że obecny kryzys w relacjach radziecko-amerykańskich jest największym od czasów kryzysu kubańskiego” – ocenia Zubok.

I choć Reagan wysyłał pojednawcze sygnały, na Kremlu wciąż uważano, że ten prowadzi przeciw Związkowi Radzieckiemu krucjatę. Już po śmierci Andropowa Andriej Gromyko, który spotkał się z prezydentem USA, twierdził, że „faszyzm podnosi głowę w Ameryce”, a Reagan chce zniszczyć obóz socjalistyczny. Wytworzyła się poniekąd śmieszna sytuacja, w której obie strony chciały złagodzenia napięć, ale do tego stopnia nie ufały sobie nawzajem, że tylko eskalowały konflikt.

Andriej Gromyko przemawia w Sztokholmie na konferencji na temat środków budowy zaufania, bezpieczeństwa i rozbrojenia w Europie, 1984 r.Andriej Gromyko przemawia w Sztokholmie na konferencji na temat środków budowy zaufania, bezpieczeństwa i rozbrojenia w Europie, 1984 r.  RIA Novosti archive, image #404643 / Sizov / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0

Amerykański program zbrojeń wyglądał efektownie w zapowiedziach. W rzeczywistości „gwiezdne wojny” pozostawały kwestią przyszłości. Tego jednak radzieccy przywódcy nie wiedzieli. Wiedzieli natomiast, że nie mają już środków, by odpowiedzieć adekwatnie.

To idzie młodość

Andropow wiedział, że gospodarka ledwo zipie. Jego pomysły czasem przełamywały ideologiczne ramy narzucone przez ludzi takich jak Susłow. Na początku urzędowania ogłosił kilka kampanii społecznych mających na celu zwiększenie dyscypliny w pracy, zwalczanie korupcji i ogólne patriotyczne wzmożenie. Poniósł jednak porażkę, bo nowe pokolenia obywateli radzieckich już nie traktowały serio partyjnych haseł i wezwań. Nawet jego image srogiego kagiebisty nie sprawił, by obywateli ogarnął zapał. Bardziej zajmowały ich kłopoty z zaopatrzeniem.

Andropow nie zreformował Związku Radzieckiego, za to przeszedł do historii jako ten, który namaścił Michaiła Gorbaczowa na przywódcę ZSRR. Znał młodszego towarzysza od dawna i poniekąd przyuczał go do wielkiej polityki. Wiosną 1983 r. wskazał młodego sekretarza ze Stawropolu jako mówcę podczas kolejnej rocznicy Lenina. Ale przyszły twórca pierestrojki nie był jedynym. „Nie można zaprzeczyć, że główną zasługą krótkich rządów Jurija Władimirowicza było pozyskanie dla kierownictwa kraju nowego pokolenia” – uważa Andriej Graczow. Ludzie ci „byli gotowi zerwać z breżniewizmem” i posunąć się dalej niż sam Andropow obarczony brzemieniem dawnych czasów.

Czas młodego pokolenia nie przyszedł od razu – na następcę Andropowa wybrano 70-letniego Konstantina Czernienkę. Dopiero jego śmierć sprawiła, że aparat partyjny dojrzał do pokoleniowej zmiany.

Andropow po śmierci miał więcej szczęścia od swego poprzednika, a także następcy. Jeszcze w 1982 r. imieniem Breżniewa nazwano miasto Nabierieżnyje Czełny, w którym produkowano słynne Kamazy, oraz wiele różnych fabryk. Jednak jeszcze w czasach pierestrojki przywrócono starą nazwę, zaś samego Breżniewa pozbawiono pośmiertnie wielu odznaczeń. Podobnie było z Czernienką. Po śmierci Andropowa przemianowano na jego cześć miasto Rybinsk i choć wkrótce przywrócono starą nazwę, to były szef KGB dalej jednak ma swoje ulice w miastach Rosji z Moskwą na czele. „Za Gorbaczowa i Jelcyna z Jurija Władimirowicza robiono reformatora, za Putina zaś zaczęto podkreślać obraz Andropowa jako władcy z silną ręką. Za każdym razem przeciwstawiano go Breżniewowi, choć przecież należał do jego ekipy, a gdy został gensekiem, był tak samo schorowany jak Breżniew” – pisał z goryczą Sokołow.

Sokołow, pisząc swą książkę 20 lat temu, nie mógł zrozumieć, dlaczego w demokratycznej Rosji czczono człowieka, który prześladował dysydentów i zaostrzał cenzurę. Dziś by się temu już nie dziwił.


Korzystałem m.in. Andrzej Graczow, “Gorbaczow: (Warszawa 2001), Borys Sokołow, “Leonid Breżniew. Zołotaja epocha” (Moskwa 2004), Władisław Zubok, Nieudawszajsja Imperja. Sowietskij Sojuz w chołodnoj wojnie ot Stalina do Gorbaczewa (Moskwa 2011).


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com