„Cywilizacja i islam to dwie różne rzeczy”

Fathi Muhammad z rzeźbą Abu al ‘Alaa al Ma’arri, 1944


„Cywilizacja i islam to dwie różne rzeczy”

Anjuli Pandavar
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Słowa cytowane w tytule to słowa ajatollaha Alego Sistaniego, skierowane do kanadyjskiego naukowca, „umiarkowanego muzułmanina”, który był na tyle naiwny, że odbył specjalną podróż do Nadżaf, żeby prosić o dyspensę i móc mówić o islamie w swoich wykładach[1]. Relacja Abdulaziza Sachediny o jego nieumyślnym poddaniu się inkwizycji ajatollaha Alego Sistaniego ocieka patosem. 20 sierpnia 1998 r. Sachedina starał się wyjaśnić drobne nieporozumienie dotyczące jego wykładów na Uniwersytecie w Toronto.

Gdyby Sachedina wiedział o starciu Galileusza z papieżem, mógłby pomyśleć, że lepiej byłoby w ogóle nie wdawać się w takie kłopoty. Przynajmniej Galileusza trzeba było zaciągnąć siłą przed Stolicę Apostolską; nie stawił się na chłostę z własnej woli. W serii pogłębiających się upokorzeń w ciągu „w sumie trzech godzin i dziesięciu minut” rozciągających się na dwa dni, Sachedina próbował wyjaśnić ajatollahowi swoją pracę jako naukowca, podczas gdy ten niegrzecznie i z rosnącą irytacją i niegrzecznością, zabraniał Sachedinie wypowiadania się na temat islamu. Sachedina, coraz bardziej zirytowany, wspomina:

Poinformowałem ajatollaha, że jestem jednym z siedmiu amerykańskich profesorów, którzy zostali zaproszeni… do udziału w warsztatach w Teheranie… na temat społeczeństwa obywatelskiego i dialogu cywilizacyjnego… On [ajatollah Sistani] przerwał mi, mówiąc, że mogę wypowiadać się na temat cywilizacji, ponieważ „to nie jest Islam”. „Cywilizacja i islam to dwie różne rzeczy”.

W dzisiejszych czasach nierzadko słyszy się określenie Izraela jako „kanarka w kopalni”. Ludzie tacy jak Abdulaziz Sachedina, którzy podtrzymują marzenie o reformach islamskich i machają zgniłą marchewką „dialogu cywilizacyjnego [lub międzywyznaniowego]”, dostarczają tej małej bańki tlenu, która utrzymuje kanarki przy życiu, podczas gdy życie dookoła jest dławione. Izrael jest w istocie „ostatnim bastionem cywilizacji” i jeśli można przyjąć, że następuje implozja cywilizacji na Zachodzie i trwa ślepa, uparta odmowa (również części Izraelczyków), przyznania tego, kim jest ich prawdziwy wróg, to naprawdę jest to nasz ostatni bastion.

Cywilizacja i islam to nie tylko dwie różne rzeczy, to dwie przeciwstawne rzeczy. Jedno może istnieć tylko zamiast drugiego. Islamu nie można urzeczywistnić bez ostatecznego aktu barbarzyństwa:

Ostatnia godzina nie nadejdzie, aż muzułmanie nie będą walczyć z Żydami i muzułmanie ich zabiją, a Żydzi ukryją się za kamieniem lub drzewem, a kamień lub drzewo powie: muzułmaninie lub sługo Allaha, tam jest za mną Żyd; przyjdź i zabij go; lecz drzewo gharkad nie powie tego, bo jest to drzewo Żydów.

Oczywiście jest to cieszący się złą sławą hadis o ludobójstwie, (Sahih Muslim 6985). My, ex-muzułmanie, znamy ten hadis. Wiemy również, że nie ma sensu być muzułmaninem, jeśli nie można dotrzeć do Ahiry, życia pozagrobowego. Według tego hadisu pomiędzy muzułmanami a życiem pozagrobowym stoją Żydzi. Wiemy, że ten hadis jest traktowany bardzo poważnie przez każdego muzułmanina, a nie tylko przez „ekstremistów”. Największą tragedią jest niestety to, że Żydzi znający ten hadis nie wierzą, że ktokolwiek mógłby go potraktować poważnie, bo jest tak groteskowy, poza tym wszyscy znają jednego lub dwóch miłych muzułmanów, więc hadis musi być błędny. Z jakiegoś powodu uważają, że tylko jedna grupa ludobójców może wpaść na pomysł ostatecznego rozwiązanie. Nikt poza nami, ex-muzułmanami, nie jest w stanie wyprowadzić Żydów z błędu, z ich fatalnego islamskiego romantyzmu.

To prowadzi nas do gatunku tytułów w mediach, które pojawiały się w ciągu ostatnich kilku dni: „Samotny Izrael”, „Izrael stoi sam”, „Izrael pójdzie sam” itp. Co prawda, nie niesie to za sobą takiej samej rezygnacji jak, powiedzmy, „Izrael izolowany” lub „Izraelskie państwo-parias”. Myślę, że mogło być gorzej. Ale czy jest tak źle, jak się wydaje, a jeśli tak, to czy musi tak być? To, drogi ex-muzułmaninie, zależy w dużym stopniu od nas.

Innym zjawiskiem w świecie po 7 października są szanowani dziennikarze wątpiący w to, czy Hamas da się wykorzenić. To uczciwe pytanie, ale posłuchaj uważniej, a szybko zauważysz, że podstawą wątpliwości jest to, czy „ideologię” można wykorzenić. Czasami „ideologię” określa się jako „ideologię Hamasu”. Co za tajemnica. Czym mogłaby być ta „ideologia Hamasu”? Nikt ci nie powie, że Hamas to w rzeczywistości arabski akronim Islamskiego Ruchu Oporu (tu słychać zgrzyt zębów). Trochę to zbyt bezpośrednie; bardzo mało dwuznaczności, za którą można się ukryć. Trzymajmy się raczej ideologii akronimu niż ideologii pełnej nazwy.

Taki unik, jeśli chodzi o islam, niestety dotyka także Izrael, gdzie dostępna jest cała gama różowych okularów, od „islamu politycznego” po „islamistyczny dżihadyzm”. Bardzo niewielu chce otwarcie powiedzieć „islam”, więc Islamski Ruch Oporu pozostaje ukryty za Hamasem. W rezultacie muszą zawsze ukrywać „muzułmanina” za „Arabem”, w ten sam sposób, w jaki Brytyjczycy podczas epidemii gangów gwałtów w ich miastach bardzo starali się ukryć „muzułmanina” najpierw za „Azjatą”, a gdy to się nie udało, utknęli za „Pakistańczykami”, co też nie zadziałało. Ukrywanie gwałtu za określeniem „grooming gangs” (gangi podgłaskiwaczy) nadal wydaje się mniej lub bardziej skuteczne.

W ten sam sposób, w jaki Islamski Ruch Oporu zbyt niewygodnie zbliża się do słowa „islam”, tak określenie „ex-muzułmanin” lub „były muzułmanin” za bardzo zbliża się nie tylko do słowa „muzułmanin”, ale także do sugerowania, że jest coś złego w byciu muzułmaninem. Porzucenie islamu oznacza, że z islamem jest coś nie tak. Jeśli uzna się porzucenie islamu, to co stanie się z islamizmem? Musimy mieć nasz islamizm. Jak inaczej ochronimy naszych miłych muzułmanów, za którymi kryjemy nasz sentymentalizm i tchórzostwo? Z jakiegoś niezgłębionego powodu ex-muzułmanie nie chcą jednak nazywać siebie ex-islamistami.

W głębi duszy stroniący od ex-muzułmanów niechętnie przyznają, że ci apostaci nie robią tego ze złośliwości, mogą być po prostu bardziej uczciwi, niż muzułmanie, którzy handlują „islamizmem” i „politycznym islamem”, chcą lub mogą być. Ex-muzułmanie powodują  plamy na różowych okularach, dlatego Żydzi w ogóle, a Izraelczycy w szczególności, nie są w stanie przyznać, że jedynym przyjacielem, na którego unikanie nie mogą sobie pozwolić, jest właśnie ten, kto zna islam od środka i ten, który ma wyjątkowe możliwości, aby obnażyć ludobójcza ideologię tkwiącą w religii.

Nie wszyscy ex-muzułmanie dotarli już do tego i wielu nie dotrze, ale jeśli nie będziemy się bać uczciwości, nie będziemy potrzebować ani „wspólnoty”, ani kultu, w których moglibyśmy szukać pocieszenia (z całą pewnością nie potrzebujemy lewicy), i jasno zobaczymy, że porzuciliśmy największe zagrożenie dla cywilizacji. Przekonamy się, że teraz, gdy jesteśmy ex-muzułmanami, naszym największym wkładem w dobro świata jest obrona cywilizacji.

Zastanówcie się nad tym pytaniem, a stanie się jasne, dlaczego istnieje ludobójczy hadis i dlaczego my, odstępcy od islamu, musimy udostępnić Żydom naszą wiedzę i doświadczenie tej przerażającej ideologii, aby mogli chronić siebie i Izrael przed tym, co my wiemy, że nadchodzi, nawet jeśli oni tego nie wiedzą. Będziemy odrzucani, czasem nawet niegrzecznie. Ale to pytanie jest ważniejsze niż irytacja z powodu jakiegoś żydowskiego ignoranta, naiwnego czy tchórzliwego Żyda. Oto dlaczego odstępstwo od islamu kończy się niezachwianym poparciem dla Izraela. My, ex-muzułmanie, możemy pomóc Żydom ocalić cywilizację.


Przypis:

  1. Abdulaziz Sachedina, “What happened in Najaf?” [no date, presumed late August 1998] http://islam.uga.edu/sachedina_silencing.html

Anjuli Pandavar – Urodzona w RPA w muzułmańskiej rodzinie, czarna Brytyjka, pisarka, która porzuciła islam i którą wyrzucono z jednego z forów dyskusyjnych amerykańskich ateistów pod zarzutem rasizmu, bigoterii i kilku innych grzechów głównych, z których kroplę goryczy przelało jej stwierdzenie, że czarny bandyta to nadal bandyta.

Anjuli Pandavar przedstawia się czasem jako obywatelkę świata. Faktycznie jeździ po świecie, wykłada literaturę angielską, czyta lokalną, pasjonuje się historią, a ta pasja towarzyszy jej od dziecka. Na polskim rynku księgarskim jest dostępna jej książka „Islam. Wiara a człowieczeństwo. Wydana przez wydawnictwo „Stapis” .


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Studenci Uniwersytetu Mikołaja Kopernika odmówili spotkania z żydowskim pisarzem, bo odkryli, że popiera zabijanie cywilów w Gazie.

olicja przed ambasadą Izraela w Warszawie (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)


Studenci Uniwersytetu Mikołaja Kopernika odmówili spotkania z żydowskim pisarzem, bo odkryli, że popiera zabijanie cywilów w Gazie

Janusz Milanowski


Ambasador Izraela Yacov Livne zarzucił antysemityzm toruńskiemu UMK. Powód: odwołanie przez uczelnię spotkania z pisarzem Yakovem Shechterem, który w mediach społecznościowych pochwalał zabijanie palestyńskich kobiet i dzieci, co odkryli toruńscy studenci. Uczelnia zdecydowanie dementuje zarzuty dyplomaty.
Urodzony w 1956 r. w Odessie Yakov Schechter jest uznawany za jednego z najwybitniejszych prozaików żydowskich, wraz ze Szmulem Josefem Agnonen czy Isaakiem B. Singerem. Dwa lata temu warszawskie wydawnictwo POZNANIE, jako pierwsze w Polsce, opublikowało jego powieść “Biesy i demony” oraz zbiór opowiadań “Niegdyś w Galicji”. Leszek Mazan, w przedmowie do drugiej z książek, napisał o nim tak:

“Dziś mieszka on w Izraelu, wcześniej w rodzinnej Odessie, w domu, który rodzina zajmowała od 150 lat. Prababka pochodziła z Lublina, a odeska babka – jak opowiada – znała dobrze nawet samego Benię Krzyka, legendarnego żydowskiego króla tamtejszych opryszków, bohatera opowiadań Izaaka Babla. Shechterowi jednak znacznie bliższy jest klimat Galicji i Lodomerii (czyli, jak mówiono, Golicji i Głodomerii) (…) Jakov Shechter opowiada tak, że słyszymy libretto do galicyjskiego Koncertu Jankiela”.  Pisarz jest też założycielem i przewodniczącym klubu literatów Tel-Awiwu, członkiem zarządu Związku Pisarzy Izraela i należy do PEN Clubu.

Po debiucie na polskim rynku, swoje galicyjskie opowieści snuł choćby w Dolnośląskiej Bibliotece Publicznej i na kilku wyższych uczelniach. Na promujących je plakatach wyglądał jak słynny Tewje Mleczarz ze “Skrzypka na dachu”.

W lutym Shechtera zaprosił  wydział humanistyczny UMK w Toruniu. Magnesem była m.in. jego rosyjskojęzyczna proza – gratka dla slawistów i rusycystów. Schechter miał opowiadać o tradycjach kulturowych Galicji. Tak się jednak nie stało, bo studenci odnaleźli jego posty w mediach społecznościowych. Jak twierdzą, przeżyli szok, bowiem odkryli, że oczy wielokulturowego pisarza cieszył widok palestyńskich dzieci ginących pod bombami w Gazie. Sprawę zgłosili władzom uczelni, wskutek czego uniwersytet odwołał spotkanie.

“Decyzja ta zapadła niezależnie od kwestii literackich, historycznych, narodowościowych, politycznych czy religijnych. Jej przyczyną była aktywność pisarza w sieci, niezgodna z przyjmowanymi powszechnie zasadami humanitaryzmu” – czytamy w oświadczeniu władz toruńskiej uczelni. Podobnie postąpił Uniwersytet Warszawski, zaalarmowany przez Toruń. Pisarz szeroko odniósł się do tego na Fb.

“Nie pierwszy raz przemawiam na polskich uczelniach – czytamy na jego stronie. – Moje spotkania ze studentami zazwyczaj były bardzo uważne. W swojej naiwności zakładałam, że tym razem będzie tak samo. Niestety wyszło zupełnie inaczej. Grupa studentów Uniwersytetu Kopernika, 3-4 lub pięć osób odwiedziła moją stronę na Facebooku i zobaczyła, że popieram wojnę w Gazie i napisała list do dziekana. Nie chcą się zadawać z faszystami i rasistami”.



Dalej zarzucił dziekan Wydziału Humanistycznego UMK, prof. Violetcie Wróblewskiej upolitycznienie uczelni, zastrzegając, że osobiście nie popiera ani faszyzmu, ani rasizmu. “To wstyd dla kraju!” – tak skomentował decyzję władz toruńskiej uczelni. I podał adres mailowy dziekan Wróblewskiej, z apelem do internautów by pisali “do tej pani”.

Bulwersujące wpisy pisarza na temat Gazy zostały już skasowane. – Mamy screeny, ale nie będziemy ich udostępniać – powiedziała dr Ewa Walusiak-Bednarek, z zespołu prasowego UMK, która nie chce ujawniać szczegółów ich treści. – Chodziło w nich o wyraz zadowolenia z tego, że w Gazie giną cywile w tym kobiety i dzieci. Takie coś jest nie do przyjęcia i nie chodziło nam o to, czy wojna jest słuszna, czy nie, tylko o zasady moralne.

Interweniuje ambasador Izraela

W związku z zaistniałą sytuacją, ambasador Izraela Yacov Livne spotkał się 20 marca z władzami UMK i otrzymał od nich szczegółowe wyjaśnienia. Zapewniano go także o otwartości i tolerancji uniwersytetu dla wszelkich kultur. – Spotkało nas niezrozumienie z jego strony – mówi dr Walusiak-Bednarek. – Pan ambasador stwierdził, że nie powinniśmy dopuszczać do tego, żeby na naszym uniwersytecie byli studenci popierający Hamas. Nie przyjmował naszych argumentów do wiadomości. 

Sprawa na tym się nie skończyła. Ambasador Livne, w niedawnej rozmowie z Robertem Mazurkiem na Kanale Zero, w wątku o zaszłościach antysemityzmu wymienił toruński uniwersytet, który “odmówił przyjęcia delegacji izraelskiej”. 

– To nieprawda – oświadcza zdecydowanie Walusiak-Bednarek. – Żadna izraelska delegacja się do nas nie wybierała. Chodziło tylko o pisarza, który zamieszczał w sieci treści niezgodne z zasadami humanitaryzmu.  

Oświadczenie władz rektorskich UMK w Toruniu 

Władze uniwersytetu wydały w sprawie Yakova Shechtera oświadczenie, które przytaczamy w całości:

W lutym tego roku władze dziekańskie Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w porozumieniu z władzami rektorskimi podjęły decyzję o odwołaniu spotkania z izraelskim pisarzem Yakovem Shechterem. Decyzja ta zapadła niezależnie od kwestii literackich, historycznych, narodowościowych, politycznych czy religijnych. Jej przyczyną była aktywność pisarza w sieci, niezgodna z przyjmowanymi powszechnie zasadami humanitaryzmu. Ambasador Izraela, pan Yacov Livne, pomimo wcześniejszych wyjaśnień tej decyzji udzielonych mu listownie i podczas spotkania z rektorem, publicznie sformułował wobec uczelni zarzut antysemityzmu, który nie znajduje potwierdzenia w faktach. 

Jesteśmy uczelnią, dla której tolerancja, otwartość i szacunek dla różnych kultur i narodowości stanowią fundament działania. Stanowczo protestujemy przeciwko pomawianiu naszego Uniwersytetu”. 

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel Supporters Back Zara After Brand Faces Boycott Threats for Featuring Israeli Model

Israel Supporters Back Zara After Brand Faces Boycott Threats for Featuring Israeli Model

Shiryn Ghermezian


Shoppers carry bags as they leave a Zara store in a shopping thoroughfare in Jerusalem on October 24, 2022. Photo: Ammar Awad

Supporters of Israel have been taking to social media to defend the Spanish fashion company Zara after it was bombarded with hate messages and boycott threats for hiring an Israeli to model its designs.

On Saturday, Zara posted on Instagram a carousel of photos featuring Israeli model Sun Mizrahi in some of its new lingerie looks. Zara’s Instagram account has 61.1 million followers and soon after the post went live, haters of Israel — including backers of the boycott, divestment, and sanctions (BDS) movement against the Jewish state — flooded the comments section. They wrote “boycott Zionism” and “Free Palestine,” called on shoppers to stop purchasing Zara goods, accused the fashion retailer and model of supporting genocide, and shared the emoji of the Palestinian flag.

“In [sic] sure she k!lled babies every single Zionist has to join IDF [the Israel Defense Forces] for some time men and women,” wrote one Instagram user on Tuesday. Another comment said, “I guess after trying to turn Gaza slaughter & genoside [sic] into a fashion statement, makes sense to be supporting an apartheid model. Anyone has any doubt left the level of complicity here & what role Zara would have placed back during holocaust & SA [South Africa] apartheid?!”

However, pro-Israel activists refused to remain silent and also took to the comments section. Some shared the emoji of the Israeli flag, while others said “I stand proudly with Israel” and applauded Zara for working with Mizrahi. Many additionally noted that the model’s nationality should be irrelevant.

“Great photoshoot that makes me want to buy the whole collection. And to all the commenters from both sides: who gives a flying fk about the origin of the model?” wrote one Instagram user on Sunday. “Let beauty be beauty, wherever it comes from.”

“She is just human being, a woman, and not a nationality or ethnicity or a political statement,” wrote another Instagram user. “She is just a woman with Zara clothes on. All of you who comment any kind of flag project your racism on her and your dichotomy narrow perspective.”

.

Photo: Screenshot

Zara and Mizrahi have both remained silent regarding the controversy.

A Tel Aviv native, Mizrahi is the daughter of Israeli former professional soccer player Alon Mizrahi. She was first a fashion design student before becoming a model and was ranked by Vogue as number one on a a list of 11 “standout models” for the spring-summer 2023 season. She has worked with many top designers, including Fendi, Dior, Chanel, Hermes, Bottega Veneta, Jacquemus, Versace, Tom Ford, Michael Kors, and Tommy Hilfiger.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Fotografowie, którzy dołączyli do pogromu z 7 października, zasługują na krytykę, a nie nagrody

Shani Louk, obywatelka izraelsko-niemiecka zamordowana przez Hamas 7 października 2023 r. Źródło: za zgodą Nissima Louka.


Fotografowie, którzy dołączyli do pogromu z 7 października, zasługują na krytykę, a nie nagrody

Jonathan S. Tobin
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Od redakcji „Listów z naszego sadu”

Jonathan Tobin przywołuje historię zdjęć robionych przez niemieckich nazistów, którzy z dumą dokumentowali swoje zbrodnie. Nikt nie zamierzał po wojnie nagradzać autorów tych zdjęć. Byli również inni dziennikarze i fotoreporterzy, którzy w najtrudniejszych warunkach i z narażeniem życia dokumentowali zbrodnie, żeby poinformować o nich świat. Gereth Jones był pierwszym dziennikarzem, który poinformował o wielkim głodzie na Ukrainie. Został zamordowany (prawdopodobnie przez agentów NKWD w Mongolii w 1935 roku. (Jego doniesienia były żarliwie podważane przez ówczesne media głównego nurtu.) Innym fascynującym przykładem dokumentowania zbrodni był Jan Karski. Jeszcze inny przykład to John Roy Carlson, amerykański dziennikarz i fotograf ormiańskiego pochodzenia, który w 1948 roku, udając amerykańskiego faszystę pojechał dokumentować arabski nazizm. Spotkał się w Kairze z przywódcą Bractwa Muzułmańskiego i opisał powiązania tego ruchu z niemieckim nazizmem, jako fotograf dołączył do ochotników BM, którzy poszli na wojnę z Żydami. W swojej książce Cairo to Damascus pokazywał zarówno ideologię, jak i dokumentację zdjęciową. Jest zasadnicza różnica między dziennikarstwem ujawniającym i dokumentującym zbrodnie i dziennikarstwem szukającym sensacji, które w efekcie zbrodnie gloryfikuje, już chociażby przez fakt nagradzania fotografa będącego wspólnikiem zbrodniarzy.


Jaki jest obowiązek reportera lub fotografa wiadomości relacjonującego akt terroryzmu lub działań wojennych? Czy chodzi tylko o udokumentowanie tego, co się wydarzyło? A może istnieją jakieś ograniczenia dotyczące tego, co dziennikarz powinien zrobić, żeby zdobyć materiał lub obraz? Jak dziennikarz godzi prawo opinii publicznej do wiedzy i potrzebę dokumentowania momentów, które można uznać za część pierwszego szkicu historii, z innymi względami? Granica pomiędzy byciem przysłowiową muchą na ścianie obserwującą wydarzenia, w których reporter/fotograf nie jest aktorem, w odróżnieniu od aktywnego uczestnictwa w nich, bywa czasem cienka jak włos. I jest mnóstwo sytuacji, kiedy niełatwo rozpoznać tę granicę.

Jednak w przypadku „niezależnych” fotografów w Gazie, którzy 7 października udali się na przejażdżkę z Hamasem, pogląd, że produkt ich codziennej pracy powinien być postrzegany jako po prostu normalny reportaż, jest wypaczeniem wszelkich koncepcji uczciwego i etycznego dziennikarstwa.

Potencjalny współudział tych fotografów i głównych mediów, takich jak Reuters, „New York Times” i Associated Press, które opublikowały ich zdjęcia okrucieństw popełnionych przez Palestyńczyków, był przedmiotem burzy protestów po opublikowaniu badania HonestReporting na ten temat.


Jadąc razem z mordercami

W publikacjach tych zaprzeczano, jakoby redakcje miały jakąkolwiek wcześniejszą wiedzę o atakach Hamasu, podobnie jak fotografowie. Ci ostatni twierdzili, że jedynie podążali za tłumem terrorystów i zwykłych Palestyńczyków, którzy przekroczyli granicę, by wziąć udział w orgii morderstw, gwałtów, tortur, porwań i szaleństwa niszczenia w 22 społecznościach żydowskich, które zostały zaatakowane tego dnia, zanim siły izraelskie rozpoczęły kontratak.

Sprawa powróciła na pierwsze strony wraz z ogłoszeniem, że Instytut Dziennikarstwa im. Donalda W. Reynoldsa na Uniwersytecie Missouri przyznał prestiżową nagrodę za „Zdjęcie roku” wykonane przez Alego Mahmuda. Widać na nim terrorystów Hamasu, siedzących z tyłu pickupa, wymachujących bronią i pokazujących półnagie ciało 22-letniej Shani Louk, niemiecko-izraelskiej artystki, która brała udział w festiwalu muzycznym Nova zaatakowanym przez hordę ciężko uzbrojonych Palestyńczyków.

Nie wiadomo, czy Louk jeszcze żyła, kiedy robiono zdjęcie. Początkowo pojawiały się doniesienia, że widziano ją, choć w strasznym stanie, w Gazie. Później jednak siły izraelskie znalazły kość podstawy jej czaszki na drodze prowadzącej z terenu festiwalu, co oznacza, że oficjalnie uznano ją za zmarłą. Niezależnie od tego, czy była martwa, czy umierająca, zdjęcie przedstawia terrorystów pokazujących jej ciało jako trofeum podczas triumfalnego powrotu do Gazy wśród wiwatów Palestyńczyków, którzy wtedy i obecnie, według wielu badań, wspierali okrucieństwa z 7 października.

Aby dosypać soli do rany, podpis na nagrodzie – sam w sobie stronniczy dokument, w którym zaniża się liczbę porwanych Izraelczyków i akceptuje mocno przesadzone i fałszywe statystyki Hamasu dotyczące ofiar palestyńskich – nawet nie wspomina o Shani Louk. Dla AP, Uniwersytetu Missouri i Instytutu Reynoldsa była jedynie rekwizytem wystawianym przez jej morderców, niewartym nawet wspomnienia jej imienia.

Nagroda ponownie wywołała falę gniewu Izraelczyków, Żydów i każdego, kto ma choć odrobinę przyzwoitości w związku z postępowaniem tych konkretnych fotografów i wykorzystaniem ich prac przez szanowane serwisy informacyjne.


Zasługujący na pogardę


Jak napisał 
angielski historyk Simon Sebag Montefiore na koncie X, nagroda wydaje się „złowrogim i przerażającym żartem”. Jak dalej zauważył, AP zasługuje na naszą pogardę „za wykorzystanie produktu bestii, która podróżowała z terrorystami i gwałcicielami, gdy mordowali kobiety i dzieci, a potem zatrzymała się, by upozować i sfotografować ten obraz bezdusznego, diabelskiego triumfu: zabójców i sprawców przemocy wobec niewinnej dziewczyny, pozujących z jej nagim, pokaleczonym ciałem jako trofeum”. To, że ten ewidentny skandal został uhonorowany, sugeruje, stwierdził Montefiore, że organy przyznające nagrody „mają głęboką pustkę tam, gdzie powinna być ich moralność, człowieczeństwo i choćby odrobina taktu”.

To, co AP, która z radością przyjęła nagrodę, oraz ci, którzy ją przyznali, robią, to „celebrowanie pozowania do zdjęcia zrobionego pomiędzy schwytaniem, gwałtem i zabiciem, a następnie radosnej parady nagiego ciała niewinnej dziewczyny w środku procesu niewypowiedzianego bestialstwa i szyderstwa, gdzie samo fotografowanie jest aktem niewybaczalnego znęcania się i nieludzkiej postawy. Nie mówiąc już o przerażającym zepsuciu etyki dziennikarskiej.”

Ale nie wszystkich to oburza. 


Cytowano
, że ojciec Shani Louk, Nissim Louk, powiedział, że jest zadowolony z nagrody, ponieważ utrwala ona chwilę, o której należy pamiętać jako o straszliwej niegodziwości, i dlatego jest jednym z najważniejszych zdjęć ostatnich 50 lat. Chociaż ma rację co do wagi tego, co wydarzyło się 7 października, myślę, że nie rozumie, że nagrodę przyznano nie tyle genialnemu przykładowi kompozycji fotograficznej – bo zdjęcie tym nie było – ale fotografowi za bycie tam, mimo że żadna przyzwoita osoba nie powinna się na to zgodzić. Zamiast dokumentować deprawację, jest to jej celebracja.

Ron Kampeas, szef Biura Waszyngtońskiego Jewish Telegraphic Agency, również bronił nagrody, pisząc, że „reporterzy i fotografowie, którzy podejmują ryzyko, aby ujawnić okrucieństwa, zasługują na uznanie… ponieważ podejmują ryzyko, aby ujawnić okrucieństwa. Ponieważ powinniśmy mieć dowody okrucieństw. Nie rozumiem, jak ktoś, kto ma cokolwiek wspólnego z reportażem, nie może tego zrozumieć”.

Być może w obecnej kulturze dziennikarskiej wielu pracowników liberalnej prasy zgadza się z Kampeasem. Ale jego komentarz nie wytrzymuje krytyki. Ci, którzy przyłączyli się do orgii okrucieństw 7 października, nie podejmowali ryzyka. W najlepszym wypadku, jeśli przyjąć ich twierdzenie, że nie wiedzieli z góry, co wydarzy się tego dnia, po prostu przyłączali się do krwiożerczego tłumu dokonującego pogromu. A biorąc pod uwagę, że osoby dopuszczające się tych zbrodni same robiły zdjęcia i nagrywały filmy kamerami Go-Pro podarowanymi im przez Hamas, pogląd, że potrzebowaliśmy tych zdjęć, aby dostarczyć dowodów tych wydarzeń, jest śmieszny. W każdym razie fotografowie starali się uczcić te zbrodnie w podobny sposób, w jaki wielu nazistów fotografowało żydowskich mężczyzn, kobiety i dzieci, których mordowali podczas Holokaustu.


Naruszenia zasad etycznych

Nie jest to jedynie normalizacja tego, co nie powinno być normalizowane. Jest to, jak napisał Montefiore, naruszenie etyki dziennikarskiej. Istotnie, postępowanie fotografów współpracujących z Hamasem naruszało liczne postanowienia Kodeksu Etyki Stowarzyszenia Dziennikarzy Zawodowych.

W kategorii „Nie szkodzić” zdjęcia te naruszały zasady nakładające na dziennikarzy obowiązek traktowania swoich bohaterów jako „istot ludzkich zasługujących na szacunek”. Nie okazano takiego szacunku Shani Lauk. Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę, że prawdopodobnie była ofiarą – o czym fotografowie musieli wiedzieć, ponieważ byli na miejscu – przestępstw na tle seksualnym, które zgodnie z kodeksem SPJ należy traktować z „podwyższoną wrażliwością”. Kodeks wymaga także, by fotografowie „unikali zaspokajania chorej ciekawości” – to przynajmniej można powiedzieć o robieniu, a następnie publikowaniu zdjęcia półnagiej ofiary (bez zgody jej rodziny) zarówno ataku terrorystycznego, jak i gwałtu.

Kolejne kluczowe naruszenie etyki dziennikarskiej wiąże się z działem kodeksu dotyczącym niezależnego działania. W kontrolowanej przez Hamas Gazie nie było niezależnych dziennikarzy. Jak często dokumentowano, wszyscy wolni strzelcy w Gazie, z których zatrudniały media zachodnie, byli w taki czy inny sposób zniewoleni przez ruch terrorystyczny, który tyrańsko rządził Strefą jako pod każdym względem niezależnym państwem palestyńskim. Wszystko, co napisali lub sfotografowali, było tylko tym, o czym Hamas chciał, aby świat się dowiedział. 

Każdy z tych fałszywych dziennikarzy towarzyszących pogromom Hamasu był już skompromitowany, a ich rola tego dnia – w którym wielu z nich świętowało wraz z terrorystami – jedynie potwierdza, że byli oni częścią zbrodni, a nie niezależnymi dziennikarzami, którzy zbrodnię dokumentują. Byli tak samo współwinni tych okrucieństw, jak każdy, kto dołączył do jakiejkolwiek innej grupy przestępców, aby robić zdjęcia ich barbarzyńskim czynom.

Ale problemem nie jest tylko brak etyki ze strony AP i innych, którzy zatrudniali Mahmuda oraz wielu fotografów, którzy przyłączyli się do ataku terrorystycznego, czy nawet dają im niezasłużone nagrody. Mówi o zepsuciu moralnym, które jest tak powszechne w kulturze współczesnego dziennikarstwa.


Utrata naszego zaufania

Tylko w czasach, w których wielu, jeśli nie większość osób pracujących w dziennikarstwie, uważa je za formę aktywizmu politycznego, a nie poszukiwanie prawdy, coś takiego jak obrzydliwe zdjęcie z Shani Louk można uznać za godne uhonorowania jako zdjęcie roku.

Tylko w środowisku dziennikarskim, w którym Izraelczycy są rutynowo delegitymizowani i oczerniani przez „przebudzonych” ideologów, ponieważ fałszywie nazywa się ich „białymi ciemiężycielami” lub „osadnikami/kolonialistami” w kraju, w którym rdzenną ludnością są wyłącznie Żydzi, mógłby ktoś, kto był częścią ataków terrorystycznych 7 października, otrzymać nagrodę główną.

Tylko w czasach, gdy krytyczna teoria rasy i intersekcjonalność zawładnęły głównymi instytucjami dziennikarstwa, ten gatunek „dziennikarstwa” może być nagradzany.

Tylko w momencie w historii, kiedy antysemityzm nie tylko nasilił się, ale został włączony do głównego nurtu przez strażników dziennikarstwa, obraz poniżania Żydówki przez terrorystów można uznać nie tylko za akceptowalny, ale za przykład wybitnej pracy fotoreportera.

Decyzja Instytutu Reynoldsa jest zgodna ze sposobem, w jaki znaczna część prasy stała się tubami Hamasu i jego towarzyszy na amerykańskiej lewicy. To tylko kolejny sygnał dla opinii publicznej, że prasa liberalna zasługuje nie tylko na naszą nieufność, ale także na naszą odrazę z powodu jej nikczemnej aprobaty dla masowych mordów.


Jonathan S. Tobin jest redaktorem naczelnym amerykańskiego magazynu JNS (Jewish News Syndicate).



Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Tożsamość szefa izraelskiego wywiadu elektronicznego była ścisłą tajemnicą. Aż sam przypadkowo ją ujawnił

Od wejścia do Strefy Gazy izraelska armia odkryła już około 800 tuneli. Większość została zniszczona – podały w niedzielę Siły Obronne Izraela. (03-12-2024)


Tożsamość szefa izraelskiego wywiadu elektronicznego była ścisłą tajemnicą. Aż sam przypadkowo ją ujawnił

Robert Stefanicki


Dowódca izraelskiej Jednostki 8200, zajmującej się m.in. wykorzystaniem sztucznej inteligencji do namierzania celów w Gazie, wydał książkę na ten temat, ale przy okazji powiązał ją ze swoim prywatnym kontem Google.

O bezprecedensowej wpadce napisał “Guardian”. Opublikowana w 2021 r. książka “The Human Machine Team” omawia wykorzystanie w kampanii wojennej systemów sztucznej inteligencji, tych samych, które  używane są obecnie przez Siły Obronne Izraela (IDF) podczas wojny w Strefie Gazy. Autor podpisany jest jako „generał brygady YS”. 
Elektroniczna wersja książki dostępna na Amazonie zawierała anonimowy adres e-mail, który jednak można łatwo powiązać z imieniem i nazwiskiem Yossi Sariel – kontem Google na to nazwisko, wraz z unikalnym identyfikatorem oraz linkami do map i kalendarza. “Guardian” potwierdził w wielu źródłach, że autorem książki jest Sariel. 
Tożsamość dowódcy izraelskiej Jednostki 8200 jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Pełni on jedną z najbardziej wrażliwych ról w wojsku, kierując jedną z najpotężniejszych agencji nadzoru na świecie, porównywalną z Agencją Bezpieczeństwa Narodowego USA. 
Dzięki mediom społecznościowym, usługom lokalizacyjnym, śledzącym plikom cookie i wszelkiego rodzaju identyfikatorom osobistym dostępnym obecnie w internecie ochrona prywatności jest trudna. Można by jednak zakładać, że specjalista ds. bezpieczeństwa narodowego będzie o tym lepiej wiedział”, komentuje “The New Republic”.

Z doniesień izraelskiej prasy wynika, że Sariel do 2017 r. był szefem wywiadu centralnego dowództwa IDF. Jego późniejsze wyniesienie na stanowisko dowódcy Jednostki 8200 było równoznaczne z poparciem przez wojskowy establishment jego technologicznej wizji. 

“7 października będzie mnie prześladował do końca życia”

Ujawnienie naruszenia bezpieczeństwa następuje w trudnym momencie dla szefa wywiadu. W lutym izraelska gazeta “Maariv” doniosła o sporze wewnątrz społeczności wywiadowczej Izraela. Krytycy Sariela (nie wymienionego w artykule z nazwiska) uważają, że do katastrofy z 7 października, kiedy to Hamas wtargnął do Izraela i zabił 1,2 tys. ludzi – doprowadziło to, że Jednostka 8200 nadała priorytet „uzależniającej i ekscytującej” technologii, zaniedbując bardziej staroświeckie metody wywiadowcze. 

Ze swej strony Sariel miał powiedzieć swoim kolegom, że 7 października „będzie go prześladował” aż do ostatniego dnia jego życia. „Przyjmuję odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, w najgłębszym tego słowa znaczeniu” – powiedział. „Zostaliśmy pokonani. Zostałem pokonany.” 

AI selekcjonuje cele, dowództwo określa limit ofiar cywilnych

Ostatnio do prasy wyciekły wyznania pracowników Jednostki 8200 o tym, jak praktycznie wygląda identyfikacja celów w Gazie. Mówią oni o silnej presji na masową “produkcję” podejrzanych przy pomocy algorytmów (opisanych w książce Sariela), na których następnie spuszcza się zwykłe bomby, najlepiej kiedy są w budynkach, bo wtedy najłatwiej o skuteczność.

Informatorzy podają, że ich przełożeni w pierwszych tygodniach wojny przyzwalali na zabicie do 15–20 cywilów podczas pojedynczych nalotów na zidentyfikowanych bojowników Hamasu niższej rangi. 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com