Jesse Eisenberg
Ziemowit Szczerek
Amerykańska żydowskość to po prostu jedna z setek albo i tysięcy tożsamości składających się na amerykański naród. I podoba mi się, że Jesse Eisenberg potrafi zaproponować to samo i Polakom
Poszedłem na „Prawdziwy ból” Jessego Eisenberga, przez samego reżysera określanego jako „list miłosny do Polski”, z nadzieją na dobre kino drogi, tyle że z neurotycznymi nowojorczykami z żydowskim pochodzeniem zamiast zaprawionych w trudach podróży awanturników.
Zapowiadało się coś w stylu młodego Woody’ego Allena w dwóch wariantach: grzecznym (David, grany przez samego Eisenberga) i niegrzecznym (Benjamin zwany Benjim, grany – brawurowo – przez Kierana Culkina. Tak, też się kiedyś zastanawiałem, z tych Culkinów – to brat Macaulaya „Kevina samego w domu” Culkina i jeden z szerokiego wachlarza rodzeństwa Culkinów, a przy okazji brawurowy Roman Roy z serialu „Sukcesja”).
No i z nadzieją, jaką żywi każdy Polak, że wreszcie tę Polskę Hollywood pokaże pełną gębą i nie poprzez egzotyczne i stereotypowo wschodnioeuropejskie klisze, lecz taką, jaka prawie już jest – czyli w sumie całkiem niemiecko-duńsko-holenderską. A nie, jak zwykle bywa w filmach, których twórcy opowiadają o „zauroczeniu Polską” i że ich prababcie pochodziły spod Tarnopola, mignie Polską za pomocą polskiego akcentu bohatera trzeciego planu, wątku pierogów albo w dwóch 10-sekundowych kadrach.
Nadzieję karmiłem, jak wszyscy, deklaracjami „miłości do Polski” Jessego Eisenberga, wiarygodnymi, bo, czym zachwycają się wszyscy, w Polsce bywa od dawna dość często i wystąpił był nawet o obywatelstwo.
Babcia uciekła przed antysemityzmem, on popala marihuanę
Niech nas nie zwiedzie fakt, że podróżników przez Polskę jest dwóch. Tak naprawdę to opowieść wyłącznie o doświadczeniu Davida, który jest alter ego samego Eisenberga. Który nie ukrywa, że inspiracją do powstania filmu są jego własne perypetie i zmagania z żydowską – albo i żydowsko-polską – tożsamością.
A Benji – cóż. Niby we dwóch snują się, popalając blanty, po Polsce w poszukiwaniu śladów po ich wspólnej babci, Żydówce, która uciekła przed antysemityzmem i Holokaustem do Stanów Zjednoczonych.
Benji jest rezolutny, trochę pieprznięty, ale charyzmatyczny, nieobarczony rodziną ani problemami oraz trywialnością i nudą codzienności i „zwyczajnej”, średnioklasowej pracy. Wiecznie upalony – przed podróżą wysłał sobie trawę ze Stanów do Warszawy, żeby nie musieć jej przewozić samolotem czy ogarniać dilerów na miejscu – niekonformistyczny, buntowniczy, idący pod prąd. Słowem – absolutnie nie taki, jakim jest poukładany i poczciwy David. Raczej taki, jakim David chciałby być.
‘Prawdziwy ból’, reż. J. Eisenberg (2024) – kadr ze zwiastuna Materiały promocyjne 20th Century Studios Polska i Disney Polska
Rzecz w tym jednak, że kuzyn Benji najprawdopodobniej nie istnieje poza głową Davida. I jest dla niego tym, czym dla głównego, bezimiennego bohatera klasycznego już „Fight Clubu” był Tyler Durden: manifestacją własnych fantazji, marzeń i mokrych snów o sobie samym.
Bo tak: Benji tak naprawdę pojawia się dopiero na lotnisku, z którego David leci do Warszawy i na tym lotnisku, po powrocie zostaje. Jak się okazuje w międzyczasie, to Benji, a nie David, miał dobrą relację z ich zmarłą babcią, polską Żydówką, której śladem jadą razem z żydowską „heritage tour” na wschód obecnej Polski. David, jak się można domyślać, babci prawie nie znał, a do Polski jedzie w ramach „guilt tripu”, podróży przepełnionej poczuciem winy, że nie zdążył się do niej zbliżyć i z nią porozmawiać.
I dlatego wymyślił sobie Benjego. Wersję siebie, którą wyposażył we wszystko, czego u niego samego mu brakuje: odwagę, bezpośredniość, charyzmę. Oraz historię relacji z osobą, której zawdzięcza wielką część własnej tożsamości. Co, notabene, pokrywa się w pewnym sensie z opowieściami samego Eisenberga o relacjach z polsko-żydowskimi krewnymi i polsko-żydowską spuścizną.
Podczas wycieczki przez ćwierć Polski zamykają się w żydowskiej bańce
No i to Benji robi rzeczy, które David chciałby zrobić, ale brak mu odwagi. By łamać społeczne konwenanse, przyzwyczajenia zachodniej klasy średniej czy wreszcie – własne opory, barykady, które postawił sam sobie we własnej głowie.
Dlatego to Benji, nie David, podejmuje dziwaczny dialog z polską męczenniczą i napuszoną tradycją w celu jej odbrązowienia przez odgrywanie scen rodem z filmu wojennego przy pomniku Powstania Warszawskiego („czy to w ogóle jest legalne?” – pyta wystraszony David), to Benji wścieka się na żydowską wycieczkę, która jedzie pierwszą klasą pociągu tą samą trasą, którą ich przodkowie pokonywali bydlęcymi wagonami, że robi coś niezbyt moralnego (David przeprasza wszystkich za Benjego i idzie z nim „poważnie porozmawiać”).
‘Prawdziwy ból’, reż. J. Eisenberg (2024) – kadr ze zwiastuna Materiały promocyjne 20th Century Studios Polska i Disney Polska
To Benji na żydowskim cmentarzu w Lublinie opierdala wszystkich z góry na dół, że podczas wycieczki tożsamościowej przez ćwierć Polski zamykają się w żydowskiej bańce i nie rozmawiają wcale z Polakami ani nawet nie mają ochoty ich znać (David znów przeprasza wszystkich).
To Benji otwarcie wyje i złorzeczy ślepemu światu i ślepym oczom wszelkich bóstw wyjeżdżając z Majdanka, czyli robi to, co pozostali członkowie wycieczki robią wyłącznie wewnątrz siebie, nie pozwalając emocjom, jak na porządną klasę średnią przystało, wyjść zanadto na zewnątrz.
I to Benji nawiązuje lekki romans z jedną z uczestniczek wycieczki, na co David, wierny żonie, którą kocha, nigdy by się nie zdecydował. Zresztą nie wiedziałby nawet jak zagadać. A Benji wie.
Żydów „wyrzucono ich z Polski” za to, że…
Jeśli więc Benji jest przez Davida wymyślony, to ich dialogi są wewnętrzną rozmową Davida z samym sobą. A w ramach tej rozmowy pojawia się bardzo interesujący wątek: żydowska tożsamość. Zawieszona pomiędzy jego (ich) oczywistą amerykańskością a równie oczywistą polskością ich babki.
Zresztą o polskich Żydach mówi się na ich wycieczce po prostu jako o „Polakach” i nawet jeśli to skrótowiec, pod którym mieści się nie tyle Polak etniczny, co tak zwany „polski Żyd”, to jednak pokazuje pewną perspektywę, z której widać wyraźnie prostą rzecz:
w Polsce i Żydzi, i Polacy byli ludźmi poruszającymi się w tym samym kręgu cywilizacyjnym, nawet jeśli nie zawsze kulturowym, ich poeci opiewali tę samą ziemię, te same drzewa i te same rzeki,
legendy i pieśni jednych i drugich powstawały w tych samych krajobrazach, w tych samych wsiach i tych samych miastach.
Jasne, amerykańska żydowskość nie jest naznaczona tym, czym zawsze była naznaczona w Europie: prześladowaniami, nieufnością, rolą ciągłej ofiary, postrzeganej często i wulgarnie jako „krwiopijca”, jeśli nie mordujący chrześcijańskich dzieci na macę, to przynajmniej wysysający z nich pieniądze. Tak na marginesie – to Benji oczywiście, nie David, mówi żartem coś,co nie przeszłoby przez usta nikomu poza antysemitami, że Żydów „wyrzucono ich z Polski” za to, że nie zawsze byli w porządku, wobec, by tak rzec, ludności „tytularnej” tego kraju, tak, żart jest edgy, ale takie edgy żarty bywają wyzwalające.
Amerykańska żydowskość to po prostu jedna z setek albo i tysięcy tożsamości składających się na amerykański naród. I podoba mi się, że David, przepraszam, Jesse Eisenberg, potrafi zaproponować to samo i Polakom: czy mogę być, po prostu, Żydem i – jeśli zachcę – to i Polakiem? Normalnym człowiekiem, nie piątą kolumną, nie „Żydkiem”, ale i nie ofiarą?
Polacy ani antysemici, ani wspaniali
A gdy w końcu pojawiają się Polacy, Eisenberg nie kreśli ich w stereotypowy wśród żydowskiej diaspory i wielu mieszkańców Izraela posób – jako prymitywnych antysemitów. Nie przegina też w drugą stronę, jak to czasem robią ludzie chcący być za bardzo mili: Polacy nie są tu pokazani z przesadną sympatią. Po prostu są.
I mówią mniej więcej coś takiego:
fajnie, chłopaki, że kładziecie te symboliczne, tradycyjne kamienie na progu domu żydowskiej babci, to jest urocze, ale weźcie je stąd jednak, bo historia się toczy dalej.
I inna starsza pani, która teraz mieszka w tym mieszkaniu, może się o nie potknąć i sobie nogi połamać. A David/Benji kiwają głowami, że okej, jasne. I David zabiera swój kamień do Ameryki.
Jesse, witaj w Polsce, stary. Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby naszym przodkom udało się dogadać i stworzyć wspólny naród. Na przykład polityczny. Nie udało się, okej, trudno. Ale to nie znaczy, że nie warto nadal próbować.
“Tatuaż z tryzubem” i “Wymyślone miasto Lwów”, czyli Szczerek opisuje Ukrainę od środka. Książki dostępne na stronie wydawnictwa Czarne i w formie ebooków na Publio.pl.
‘Wymyślone miasto Lwów’ i ‘Tatuaż z tryzubem’, Ziemowit Szczerek Fot. materiały prasowe