Archive | 2021/07/08

Jakie jest podejście judaizmu do kwestii migracji uchodźców?

W obliczu pytania o przyjmowanie uchodźców warto sięgnąć do podstawy religii żydowskiej i przeanalizować, co mówi Biblia.


Jakie jest podejście judaizmu do kwestii migracji uchodźców?

BOAZ PASH


EUROPA DZISIAJ MUSI SOBIE ZADAĆ PYTANIE, CO ZROBIĆ Z OGROMEM NAPŁYWU UCHODŹCÓW, PUKAJĄCYCH DO JEJ DRZWI. OPINIE NA TEN TEMAT OSCYLUJĄ MIĘDZY RÓŻNYMI SKRAJNOŚCIAMI I OBEJMUJĄ PRZEMIESZANE ZE SOBĄ KWESTIE ETYCZNE, POLITYCZNE, GOSPODARCZE I WIELE INNYCH.

.

Powszechnie wiadomo, że judaizm przedstawia odpowiedzi na niemal każde zagadnienie, z jakim się zetknie. Jakie jest zatem stanowisko żydowskie w tej kwestii?

Nie mam zamiaru wyjaśniać, co planuje się zrobić z imigrantami zarobkowymi – czyli tymi, którzy chcą poprawić swą sytuację bytową – jest to bowiem odrębna sprawa. Chcę odpowiedzieć na pytanie o uchodźców wojennych, którzy uciekają przed realnymi zagrożeniami wojny w Syrii, Sudanie i podobnych miejscach i starają się znaleźć schronienie w zamożnych krajach, by ocalić siebie i życie własnych rodzin.

Proszę potraktować poniższą wypowiedź jako krótki komentarz, który nie ma w zamierzeniu przedstawić odpowiedzi na wszystkie dylematy, pojawiające się w kontekście tak trudnego zagadnienia. Moim zamierzeniem jest jedynie rozjaśnić podejście, które proponuje w tej kwestii Tora i judaizm.

Zanim przejdę do sedna, pozwolę sobie przedstawić w kilku słowach ogólną metodologię żydowską.

Judaizm, jak wiadomo, nie stanowi abstrakcyjnej ideologii, lecz jest praktycznym kodeksem zachowań i praw, zwanych ogólnie halachą. Oczywiście, judaizm to nie tylko zbiór takich zaleceń praktycznych, lecz również określony światopogląd, ujmujący rzeczywistość w szerokiej perspektywie, powstały w oparciu o szereg wartości etycznych, pochodzących od Ha-Szem, i motywowany przez nie. Innymi słowy, to swego rodzaju połączenie ideologii z praktyką lub – nazywając to jeszcze inaczej – praktyka połączona z ideologią, czyli kodeks zachowań oparty na solidnym światopoglądzie.

W związku z tym znajdziemy w Torze i pismach mędrców zarówno bardzo ogólne wytyczne dla zalecanych zachowań moralnych, jak też mocno uszczegółowione (szczególnie w nauce mędrców przekazywanej w tradycji ustnej) praktyczne ich zastosowanie, tak, by Żyd mógł w każdym przypadku i przy każdym zdarzeniu odnieść się do nich. Dotyczy to również różnych dylematów społeczności żydowskiej i sposobów radzenia sobie z nimi, zgodnie z naukami pochodzącymi z Tory.

Oprócz tego mamy również osadzenie tych nauk w wymiarze historycznym – czerpiemy zasady i wytyczne życiowe z tego bagażu doświadczeń.

Tora odnosi się do kwestii uchodźców oraz ogólnie – do kwestii obcego, który przybywa do obozu Żydów – w trzech aspektach zaleceń: ogólnych, szczegółowych i wydarzeń historycznych.

Zacznijmy od wymiaru historycznego.

Tora mówi (Dwarim 23:4-5) o Moawie i Amonie, że nie przywitali chlebem i wodą ludu Izraela, który właśnie wyszedł z Micrajim – czyli nie ugościli Izraela tak, jak przyjęło się przyjmować w gościnie tych, którzy podróżowali przez pustynię: „Amonita i Moawita nie wejdzie do zgromadzenia Ha-Szem nawet w dziesiątym pokoleniu […] ponieważ nie przywitali cię chlebem i wodą podczas drogi, gdy wyszliście z Micrajim…”. Dlatego właśnie Tora ogranicza możliwość ich przyjęcia do ludu Izraela ze względu na zachowanie o wysoce niemoralnym charakterze.

Zaopiekowanie się drugim człowiekiem, gościnność oraz troska o niego stanowią jedną z podstawowych micwot przestrzeganych zwyczajowo przez lud Izraela – i podobnie, ofiarowanie chleba i wody przybyszowi przemierzającemu pustynię stanowiło powszechny zwyczaj pośród ludów pustyni. To przykazanie przyjmowania gości było szczególną cechą naszego praojca, Awrahama – Tora uznaje, że to właśnie szczególny sposób, w jaki traktował on gości czy wędrowców na pustyni, był o wiele ważniejszy niż wysublimowane myśli i poglądy filozoficzne, które propagował.

Wiele wieków po Awrahamie prorok Jeszajahu (Izajasz 16:4) pouczał lud Moawu, jak należy dobrze postępować w stosunku do prześladowanych uchodźców, mówiąc: „Niech znajdą gościnę u ciebie uchodźcy z Moawu. Uczyń dla nich opokę przed prześladującym ich”. Jak wyjaśnia rabin Hirsch (wielki komentator Tory, żyjący w Niemczech w XIX w.), prorok ostrzegał lud Moawu przed zagładą, czyhającą u bram ich państwa z powodu antagonizmów, jakie wytworzyli wobec sąsiadujących z nimi narodów – wszystkie one połączyły się, by zniszczyć Moaw. Powodem było niewłaściwe zachowanie i brak gościnności. Sąsiadujące z Moawem narody miały już dość ich okropnych czynów. Istniał tylko jeden sposób, aby uniknąć wyroku: Moaw musiał się zmienić i stać się narodem życzliwym – „i choć wówczas wciąż był u szczytu swego rozwoju, a słońce ich pomyślności świeciło wysoko, to niech zaczną przyzwyczajać się do tego, jak to jest być biednym uchodźcą w potrzebie”.

W księdze Sziftej Kohen (Raw Szabtai ha-Kohen Rappaport z Wilna, XVIII w.) ukazany został związek między tymi zagadnieniami: jeśli – zgodnie z zasadą „miara za miarę” – człowiek lub społeczność są gościnni i opiekują się przybyszem jak należy (pomimo że ten nie zachowuje się do końca tak, jak wypada i nie wychował się pośród wartości moralnych danej społeczności), wówczas sam Ha-Kadosz Baruch Hu postępuje z ludem Izraela identycznie i przyjmuje ich prośby, pomimo ich złych uczynków. Dzieje się tak, ponieważ, jak mówi Sziftej Kohen, gdy tylko porzucą swe złe zachowanie i powrócą do Ha-Szem, „Ha-Kadosz Baruch Hu nie wyda ich w ręce oprawców, lecz zapewni im Ha-Szem dobry zapis ukryty pod tronem chwały i przybliży ich do siebie”.

Królestwo Moawu stanęło na progu zniszczenia, ponieważ jego mieszkańcy nie przyjęli do swych serc cnoty troski o obcego – skoro nie pomogli przybyszowi, zostali postawieni przed karzącą ręką.


Tora wyróżnia podstawowe, powtarzane wielokrotnie, zasady, jak powinniśmy zachowywać się wobec „przybysza”, obcego – tego, który wchodzi do naszego kraju: należy go ugościć, okazać mu szacunek, nie oszukiwać go i zapewnić mu podstawowe potrzeby – jedzenie, picie, odzienie, itp. Tak właśnie przemawia Tora w wielu miejscach, np. „Obcy i przybysz będą żyli z tobą” (Wajikra 25:35); „Będziesz miłował przybysza” (Dwarim 10:19). Mówi też: „Byliście przybyszami w ziemi Micrajim”, i to uzasadnia, dlaczego Ha-Szem pochwala praktykowanie miary miłowania obcego. „Ponieważ Ha-Szem jest waszym Elohim, jest Elohei elohim i Panem panów… On miłuje obcego i daje mu chleb wraz z odzieniem” (Dwarim 10:17-18).

Zatem my również musimy zachowywać się wedle dobrej miary miłowania obcego, ponieważ powinniśmy trzymać się ścieżek wyznaczonych przez Ha-Szem.

Zauważalny jest tu również aspekt pouczający: człowiek oraz społeczność, w której żyje, poznają, że tak naprawdę są „gośćmi” na tym świecie, należącym w całości do Ha-Szem. Poczucie własności i posiadania czegoś w sposób tymczasowy na tym świecie jest zasadniczo fałszywe, jak głosi Ha-Szem: „Gdyż przybyszami i obcymi jesteście przy Mnie…” (Wajikra 25:23), lub też jak mówi król Salomon do Ha-Szem, przy okazji ustanowienia Bejt ha-Mikdasz: „Gdyż przybyszami jesteśmy przed Tobą i obcymi tak jak nasi praojcowie: nasze dni na ziemi są jak cień i nie ma niczego trwałego” (Diwrej ha-jamim I 29:15). Oznacza to, że każdy z nas tutaj, w tej rzeczywistości, jest tymczasowym gościem i żyje na koszt kogoś innego.

Nasi mędrcy naliczyli w Talmudzie 48 (!) przypadków, w których Tora mówi w sposób bardzo jasny, by szanować przybysza i opiekować się nim. To naprawdę bardzo duża liczba, jeśli porównamy ją do ilości powtórzeń innych, równie ważnych micwot, wymienianych czasem tylko raz lub tylko kilka razy.


Oprócz tego Tora wymienia także jasne dyrektywy do omawianej kwestii i przykłady ich praktycznego zastosowania. W kontekście opowieści o zbiegłym niewolniku, który ucieka od swego właściciela ze względu na nadużycia z jego strony, Tora mówi: „Nie oddasz niewolnika jego panu, który do ciebie uciekł od niego; będzie z tobą mieszkał, pośród twojego domostwa, w miejscu, które wybierze dla siebie pośród twoich bram, tak jak mu najbardziej będzie pasowało; nie popełnisz wobec niego nadużycia” (Dwarim 23:16-17).

Nauka płynąca z tego jednego spośród 613 przykazań jest jasna: nie tylko nie można zwrócić niewolnika z powrotem do jego pana, ale także należy zatroszczyć się o jego potrzeby – zapewnić mu warunki mieszkaniowe i bytowe, „pośród twoich bram” – może więc wybrać dowolne miejsce tam do mieszkania. I nie wolno go uciskać ani zatrudniać do niepłatnej pracy. My zaś powinniśmy traktować go z szacunkiem i zapewnić mu środki do życia, tak, żeby nie doszło „wobec niego do nadużycia”.

Ideę tego przykazania wyjaśnia Rambam w More Newuchim (3:39) w następujący sposób: „Te przykazania mają wielkie korzyści, a zasługi dla tego, który je wypełnia, są jeszcze większe – dokładając się do utrzymania tych, którzy chcą u nas się schronić i nie ujawniać ich jako zbiegów przed ich prześladowcami”.

Jednak nie tylko o niewolnikach Tora mówi. Sprawa dotyczy też kwestii uchodźcy wojennego oraz tego, który ucieka przed prześladowaniami – tak to objaśniają komentatorzy (R. ibn Ezra i Ramban) wspomnianego miejsca w Torze.

Jeśli jednak sprawa dotyczy też wszelkich uchodźców wojennych, czy też tych, którzy uciekli z powodu głodu, plagi lub innych nieszczęść, to dlaczego Tora mówi tylko o szczególnym przypadku „niewolnika”? Rambam wyjaśnia: „To prawo dotyczy ludzi znajdujących się na najniższym poziomie społecznym, jakim są niewolnicy. Jeśli człowiek szanowany i poważany prosi cię o jakąś przysługę i jest to micwą, to tym bardziej jakże ważne jest pomóc, gdy o schronienie prosi cię człowiek w wielkiej potrzebie!”

Wielu jednak wnosi zastrzeżenie, że owi uchodźcy pochodzą ze społeczeństw odmiennych kulturowo w stosunku do tego, które je przyjmuje. Niekiedy ci ludzie oszukują, ich poziom ucywilizowania jest niski, czasem nie znają zasad higieny osobistej, a ich zachowanie odbiega od wymogów społeczeństwa, które ich gości.

Mędrcy Tory odnoszą się do tego problemu także i w tym aspekcie.

Objaśniający Torę rabini mówią, że nawet jeśli zachowanie niewolnika nie jest zgodne z normami moralnymi społeczności żyjącej wedle zasad Tory, to i tak nie powinniśmy zamykać przed nimi bram, wręcz przeciwnie – to dodatkowy powód, by ugościć ich pośród naszej społeczności, bowiem pojawia się okazja, by nauczyć niewolnika zarówno Tory, jak i zasad moralnych i właściwej postawy etycznej, tym samym przekształcając go w wartościowego członka społeczności, postępującego godziwie i pragnącego przysłużyć się dla dobra swojej nowej wspólnoty.

Jednak nie jest to takie proste. Czasem bardzo trudno zachować się gościnnie wobec obcego, zwłaszcza jeśli pochodzi on z wrogiego ludu i wydaje się stanowić dla nas zagrożenie. Sprawia to, że trudno go ugościć i trudno, by zintegrował się z przyjmującą go społecznością.

Nie chcę przez to powiedzieć, że gościnność wobec obcych – niekiedy bardzo różnych od nas, niekiedy też prezentujących niższe postawy moralne – nie oznacza braku troski ze strony władz o miejscowych członków społeczności. Tora wymaga od przybysza, by przyjął nowe dla niego zasady i zachowywał się według obowiązującego w danym kraju kodeksu i wymogów moralnych.


W kontekście tego zagadnienia możemy również odnieść się do opowieści z naszej historii, gdy mowa jest o mądrości proroka Eliasza, odnoszącego się w następujący sposób do pewnego epizodu z wojny z wrogiem:

Kiedy Królestwo Izraela było w nieustannym konflikcie z najeźdźcami z północy, atakującymi z terytorium Królestwa Aramu, prorok postarał się pomóc wojskom przy pomocy pewnego cudu. Jak mówi Księga Królewska (Malachim 2, 6:18-20): „Zeszli do niego [wojownicy Aramu], a Eliasz zaczął się modlić do Ha-Szem, mówiąc: ‘Błagam Cię, uderz w tych ludzi, by oślepli’. I Ha-Szem sprawił, że przestali widzieć, wedle słów modlitwy Eliasza. A Eliasz rzekł do nich: ‘To nie jest właściwa droga, również nie jest to właściwe miasto; chodźcie za mną, a doprowadzę was do człowieka, którego szukacie’. I poprowadził ich do Samarii. A gdy dotarli do Samarii, Eliasz rzekł: ‘Ha-Szem, otwórz proszę ich oczy, by mogli ujrzeć’. I Ha-Szem otworzył ich oczy i ujrzeli – oto znajdowali się pośród terytorium Samarii”.
PRENUMERATA
A gdy król Izraela zapragnął zemścić się na nich, Eliasz go pouczał:

„Nie zabijesz ich! Czyż nie wziąłeś w niewolę swoim mieczem i swoim łukiem tych, których chciałbyś zabić? Postaw raczej przed nimi wodę i chleb, by mogli jeść i pić, a potem niech wrócą do swego pana” (tamże, wers 22 – 23).

Historia kończy się szczęśliwie: „I nigdy więcej już najeźdźcy z Aramu nie wkroczyli na ziemię Izraela” (w. 23).

Przy okazji, jest to również przykład skutecznej operacji dyplomatycznej.

Jak wspomniano powyżej, w tym krótkim tekście nie znajdziemy odpowiedzi na wszystkie dylematy, z jakimi boryka się obecnie świat zachodni. Nie stanowi również ów tekst próby odpowiedzi na pytanie, czy należy otwierać przed uchodźcami bramy – choć i dla tych dylematów i pytań halacha znajduje jasne odpowiedzi, którymi nie będziemy zajmować się w tym miejscu. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy należy bez końca wpuszczać do swoich społeczeństw napływ uchodźców, uciekających z terenów objętych działaniami wojennymi. Oraz czy i jak zapewnić zatrudnienie imigrantom, którzy nie chcą się integrować ze społeczeństwem – istnieje wiele, wiele innych zagadnień szczegółowych i dylematów związanych z tymi pytaniami. Odpowiedzi na nie znajdziemy w odpowiednim kontekście w prawie żydowskim, lecz w tym miejscu nie możemy tych wątków rozwinąć.

Powyższy tekst stanowi natomiast próbę ukazania żydowskiej moralności, która naucza, jak, wedle nauk Tory, powinno się postępować, na ile jest to możliwe, w wyżej wymienionych przypadkach.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Screamers

The Screamers

KATHRYN WOLF


When an ugly hatred arrives in your idyllic backyard, don’t say we didn’t warn you it was coming

.
Durham City Council meeting, April 16, 2018
YOUTUBE

You think it’s over? It’s not o-ver,” my Great-Aunt Lee used to warn me, in a singsong voice, her forced smile wrapped up with some sort of awful knowing. “Antisemitism isn’t over. It’s never o-ver.”

My dear Aunt Lee was clearly crazy, I’d think. Superstitiously spitting-after-compliments crazy. What antisemitism?

Then the mayor and city council of my hometown of Durham, North Carolina, enacted a resolution in support of what Jewish Voice for Peace dubbed “Deadly Exchange,” a toxic campaign to spook well-intentioned people into blaming Israel for policing issues in the United States. Suddenly, Durham Jews found themselves having to deny that Israeli Jews were instructing local cops on how to torture Black Americans. And deny that hating people of color was a Jewish thing. And deny that we were the most sinister, vile people on the planet. Anyone feel like going to the Hope Valley Diner while wearing a Jewish star necklace tonight?

We began hearing rumors that similar campaigns were afoot in cities nearby. So I plunked down the $600 AIPAC registration fee and bought a long Tory Burch dress at T.J.Maxx, figuring a serious dress would help me get taken seriously. Surely someone, someone, among the twinkling constellation of Jewish muckety-mucks at that conference would listen to my story and then help me fix what left me sitting in numb disbelief on my cold bathroom floor night after night, once the kids were asleep.

My husband designed business cards for me. “Fight Back Now,” they said, with a Jewish star. We printed an optimistic 200 cards on flimsy stock at FedEx, and then to Washington, D.C., I went. I didn’t care that I’d be spending my birthday alone. It was 2019. The world was on fire.

Walking through the soaring, glass-paneled lobby of the Walter E. Washington Convention Center, I somehow felt things might be looking up. The place was abuzz with some 20,000 AIPAC attendees. A veritable army! In one of the conference rooms, a star of the Jewish establishment was holding forth about he had converted an Israel critic into an Israel supporter by employing a few gentle talking points. The takeaway: Understatement can work for you, too.

I raced up to the front of the room the moment he was done. Deadly Exchange is spreading, I told him, breathlessly. How can we respond? What can we do?

He seemed flummoxed. A circle of people pressed in around us, anxious to pump his hand. I shifted uncomfortably in my black boots.

Surely, he had something for me. Anything, really. Could you give me a few sentences, I asked, that will help me fight back against the logic of Deadly Exchange, which is turning my family and other local Jews in Durham, North Carolina, into pariahs unless we publicly renounce the evils of Zionism? No, he said, he didn’t have those sentences. He turned away. I clamped my hand around the business card I held ready. It suddenly seemed so presumptuous.

That scene would become a loop in the three days I attended the conference. I’d sit tensely through the speeches or panels, waiting to make a beeline afterward to the People Who Mattered. Now clutching my Kleenex instead of my cards, I’d tell anyone who would listen that bad things were afoot in Durham. Really bad. We had to reverse the city’s boycott. We needed help. We needed a plan.

They sized me up. Shook their heads. Tsk, tsk, what a shame. Some handed me their business cards, thick card stock bearing the names of hefty organizations: Jewish Federations, American Israel Public Affairs Committee, Anti-Defamation League, Israel Action Network, Jewish Community Relations Council …

But somehow, that was it: a business card to cheer you through your troubles. A few times, someone would take me gently by the elbow and lead me to someone else. Maybe so-and-so will have some ideas, they said. So-and-so didn’t.

I plodded on: Anti-Zionist posters have gone up in Durham. Swastikas have come out. You really, really should care. Because, you know, what starts with us, might not end with us …

Someone suggested that I meet with my local officials, behind closed doors. Explain things. Don’t you get it? They laughed us out of municipal meetings! After the 20th fruitless exchange, I began to understand. No one was going to fix this. Maybe they didn’t know how. Maybe they couldn’t be bothered. Perhaps it was a combination of both. But one thing was increasingly clear: I’d be going back to Durham empty handed, the same old doomsayer as when I’d left.

As my despair grew, I began to take stock of the inverse relationship of my happiness to theirs. The AIPAC crowd was a chipper-looking one in 2019. The men in sharp ties and women in sensible heels all seemed to have somewhere to go, and usually someone to go with. In the evenings, they dashed off to some party or another, ducking into Ubers while taking very important calls.

Meanwhile, I’d go back to my room at the Embassy Row Hotel and study a cityscape of bleak roofs outside my window. “I’m such an extraneous presence here,” I wrote in my journal on March 25, 2019. “There’s no booth set up for people whose towns are crashing and burning. No kiosks in here to connect with other disbelieving, horror-struck Jews who see the schisms coming and need help to stop them.”

On my third and final day, an old friend from New York led me to a small table and introduced me to a dark-haired woman, the director of outreach at such-and-such organization. My last hope. Exhausted and frazzled, I told her that although we’d lost, I was still making blistering speeches at Durham City Hall, directly calling out the mayor and city council for legislating against the Jews.

Her exact words: “Please don’t take your show on the road. We would rather not have a vote than have a win vote.”

I found myself saying for maybe the 100th time that the city resolution mattered. That I had neighbors who thought Jews were out to get them. Who were being taught that their solidarity with other groups and their moral standing in their community depended on loudly opposing something called Zionism, which also meant opposing my very existence. That this was a programmatic, effortful campaign, supported by copious organizing energy and ideological manifestos and speakers flown in from out of town, targeting my neighbors, who aren’t Jewish.

“I would invite them over,” she began, speaking slowly and deliberately, because that is how one speaks to the witless.

I burst into tears. At the sight of a grown woman, publicly reduced to a weepy lump in a serious and very long dress, my friend was speechless. He finally said, “I guess we forget, living on the Upper West Side, what it’s like in regular America.”

Indeed. You there, the lucky ones, standing by the spotless windows of your multistory co-ops, peering down occasionally at us if you remember we’re there. From our perspective, you appear something akin to the “privileged Viennese bourgeois” of whom Herzl despaired.

And us?

Perhaps we are the wretched Eastern Europeans in the evolving story of America. We are the not-lucky people like Mel Waldorf, railing alone against the Alameda County school board; or John Kovac, battling the public library in Highland Park; or Andrew Pessin, thanklessly exposing BDS’ latest maneuvers; or Victor Muslin, chronicling which Columbia University professors whom students would do well to avoid; or Naomi Reinharz, penning a solitary howl against Israeli divestment at Brown University; or Deborah Friedman, Amy Rosenthal, and Josh Ravitch, persisting in the Sisyphean labor of holding accountable Durham’s most powerful civic leaders and the (usually sanguine and occasionally colluding) Jewish establishment here.

Some of us have been screaming for several years now about the urgency of awakening a slumbering Jewish world as to the dangers of dismissing, excusing, and normalizing anti-Zionism.

We are the ragged ranks of isolated objectors doing the dirty work of calling out anti-Zionism in America’s powerhouses and hinterlands. Because that’s the stuff that rots the floor joists, leading to the moral collapse of otherwise good Americans who will grow to favor Deadly Exchange, and reject things like funding the Iron Dome that protects innocent Israeli children from rocket fire. And once that happens, they’re just a breath away from justifying why someone might want to smash the face of, say, one Joseph Borgen, a red-headed accountant who had the misfortune recently to walk through Midtown while Jewish.

Dzieje społeczności żydowskiej Krakowa

Dzieje społeczności żydowskiej Krakowa

Wirtualny Sztetl


GALERIA
PRZEMYSŁAW PIEKARSKI PRZYGOTOWUJE ŻYDOWSKIE POTRAWY

Title of photo: Przemysław Piekarski przygotowuje żydowskie potrawy
Description of photo: Przemysław Piekarski przygotowuje żydowskie potrawy
Author of photo: Justyna Woźniak
Date of the photo: 23.08.2017
Place the photo was taken: Krasków
Source: Wieści Gminne z dnia 24.09.2009
Latitude and longitude: 50.9696° N / 18.1667° E
ID: 90334
Article: 13-20.09.2009 – Festiwal Kultur Krasków 2009


Gmina żydowska w Kraskowie powstała w 1765 roku. Posiadała drewnianą synagogę, cheder i mykwę. Cały ten zespół znajdował się w pobliżu cmentarza wyznaniowego. W 1872 r. powstał Związek Górnośląskich Gmin Synagogalnych (Oberschlesische Synagogen-Gemeinden), w skład którego weszła także kraskowska gmina żydowska. Jednak już w 1876 r. pożar zniszczył synagogę i mykwę. Większość Żydów przeprowadziła się wówczas do pobliskiego Kluczborka. 

W 1886 r. w Kluczborku wybudowano nową synagogę i wówczas tam przeniesiono siedzibę gminy. Wedle danych z 1925 i 1933 r. w Kraskowie nie było już Żydów. Pomimo spadku znaczenia i całkowitego wyludnienia przez ludność żydowską niektóre tutejsze instytucje wyznaniowe istniały aż do okresu rządów nazistów w Niemczech. Podczas „nocy kryształowej” hitlerowcy zdewastowali tutejszy cmentarz żydowski i spalili dom przedpogrzebowy.


NOTA BIBLIOGRAFICZNA

  • Arczyńska A., Żydzi w powiecie kluczborskim, „Kurier Kluczborski” 1999, nr 4/107.
  • Rademacher M., Landkreis Rosenberg in Oberschlesien, [w:] Deutsche Verwaltungsgeschichte [online] https://www.redaktionstest.net/verwaltungsgeschichte/ [dostęp: 18.11.2020].

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com