Archive | 2020/07/08

Dla Rosjan Lenin jest jak superbohater. Pomnik ma nawet na Antarktydzie

Dla Rosjan Lenin jest jak superbohater. Pomnik ma nawet na Antarktydzie

Zbigniew Rokita


Turystka fotografuje posągi Lenina w Muzeum Zabytków Realizmu Socjalistycznego we wsi Frumuszyka-Nowa, ok. 170 km od Odessy. Ukraiński biznesmen Ołeksandr Palarijew zebrał tam blisko 128 pomników Władimira Iljicza Lenina zdemontowanych po przyjęciu przez parlament ukraiński w 2015 r… (Fot. East News)

Na świecie wciąż stoi ponad 7 tys. pomników wodza rewolucji – najpewniej żaden niezwiązany z religią człowiek nie doczekał się ich tak wielu.
*

Jaki jest twój ulubiony Lenin? – pytam Dmitrija Kudinowa, twórcę portalu Leninstatues.ru, na którym Rosjanin od lat monitoruje, co dzieje się z pomnikami Włodzimierza Iljicza.

– Ten moskiewski, na skrzyżowaniu ulic Krupskiej i Lenina. Jest tam ławeczka, a na niej siedzą Krupska z Leninem. Pomnik powstał tuż przed upadkiem Związku Radzieckiego, nie obowiązywał już socrealizm, więc Lenin myśli nie o światowej rewolucji, ale o żonie, są młodzi, blisko siebie – opowiada.

Gdy znikał ZSRR, było w nim ponad 14 tys. pomników Lenina. Ustawione co 500 m tworzyłyby upiorny korowód od Grodna po Władywostok lub co 800 m od Lizbony do Seulu. Dziś na obszarze poradzieckim wciąż stoi ich około 7 tys., są też te w Stanach Zjednoczonych, Indiach czy na Antarktydzie.O wodzu rewolucji, który 22 kwietnia będzie obchodził 150. urodziny, wciąż można więc mówić: „wiecznie żywy”.

Iljicz na Antarktydzie

– Mój portal jest nie o Leninie, ale o pewnym obliczu radzieckiej rzeźby – opowiada Kudinow. – Ludziom się wydaje, że wszystkie pomniki Lenina są takie same. A ja pokazuję, że istnieje mnóstwo wariantów, że to sztuka.

Choć wariantów jest kilkaset, wymienia najbardziej popularne: najczęstszy jest Lenin kroczący z betonu, rzadziej granitu, później wariant wskazujący kierunek (pierwszy stanął na cokole obalonego monumentu cara Aleksandra II – wiele Leninów zajęło miejsca carskich bohaterów). Uljanow przedstawiany jest też na wiecu, jako chłop, dziecko, z czapką, z płaszczem, ze Stalinem, spokojnie tłumaczący coś z prawą ręką wyciągniętą do nieba.
– Masowo zaczęto stawiać Leniny krótko po jego śmierci, ale wówczas nie było jeszcze obowiązujących wzorów. Panowała dowolność. Artystami mieli być robotnicy i chłopi: rano obrób pole, wieczorem zrób dla wsi pomnik wodza. Wyjdzie, jak wyjdzie, ważne, że się starałeś. Monumenty z lat 20. i początku 30. są zupełnie inne niż późniejsze. Najwięcej jego pomników powstało między śmiercią w 1924 a wybuchem wojny w 1941 r. – opowiada Kudinow.
W latach 30. nastaje socrealizm, władze tłumaczą, jak należy rzeźbić. O ile w poprzedniej dekadzie na ogół powstawały pomniki autorskie, konkretnych rzeźbiarzy o konkretnym stylu, o tyle w kolejnej to już produkcja przemysłowa.

Powstają fabryki, w których rzeźbi się Leniny. Komórka partyjna wsi czy dzielnicy zbiera środki, po czym składa zamówienie na pomnik wodza.

Moskwę obsługuje na przykład zakład Monument Skulptura w miejscowości Mytiszcze. Leniny pojawią się też szybko w miastach dawnych polskich Kresów zajętych w 1939 r. przez Armię Czerwoną, wódz stanie np. przed białostockim pałacem Branickich. Leniny będą powstawać w Polsce również po wojnie, a u schyłku PRL będzie ich kilkanaście – znacznie mniej niż w NRD, na Węgrzech czy w Czechosłowacji. Wciąż istnieje Lenin z Legnicy: opuszczający ją rosyjscy żołnierze zabrali go i przewieźli do jego rodzinnego miasta Uljanowska.

Najdziwniejszy Lenin stoi jednak na Antarktydzie, na tzw. biegunie niedostępności, gdzie średnia temperatura wynosi blisko -60 stopni Celsjusza. Radziecka ekspedycja badawcza przybyła tam pod koniec lat 50. i założyła tymczasową stację. Na jej dachu, na wysokim cokole, polarnicy zainstalowali popiersie Lenina i po krótkim pobycie wyruszyli dalej. Gdy pół wieku później w to miejsce dotarła ekspedycja brytyjsko-kanadyjska, jej uczestnicy już z odległości kilku kilometrów spostrzegli punkt na horyzoncie. Gdy się zorientowali, że to Lenin, byli w szoku, wybuchnęli gromkim śmiechem. Radziecka stacja dawno zniknęła pod śniegiem, znad którego wystawał już tylko Iljicz.

Zgniły kompromis i niezły interes

Z 14 tys. Leninów 7 tys. stało w Rosji, 5,5 tys. na Ukrainie. Ich liczba spadała z północy na południe, na Kaukazie Południowym i w ogromnej Azji Środkowej Leninów było raptem kilkaset. Podróżując po Wschodzie, pytam, co zrobiono z tymi tysiącami Leninów.

W Kazachstanie popularne jest zwożenie komunistycznych pomników do parków. W alejce na uboczu w kazachstańskim Semipałatyńsku, nieopodal słynnego radzieckiego poligonu jądrowego, naliczyłem 10 Leninów, 2 Kirowów, jednego Marksa i kogoś, kto przypominał Dzierżyńskiego. Miejscowa komunistka Fatima opowiadała mi, że początkowo władze chciały pomniki wyrzucić, ale doszło do sporów i wybrano taki kompromis. Ani nie niszczą, ani nie czczą.

Długo próbowałem ustalić, co stało się z Leninem w Suchumi w Abchazji. Kiedy po rozpadzie ZSRR Abchazi walczyli o niepodległość z Gruzinami, ci ostatni na jakiś czas zajęli Suchumi. Gdy Abchazi odbili miasto, stojącego na głównym placu Lenina już nie było. Jak go obalono i czy gdzieś został ukryty, nie wiadomo. Padają różne odpowiedzi: że Gruzini przywiązali linę do czołgu, że obalili rękami, że coś jeszcze innego. Na tle ogromnego, spalonego podczas wojny budynku rządowego stoi sam cokół, czeka na jakiegoś bohatera. Zgodnie z aforyzmem Stanisława Jerzego Leca: „Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły. Zawsze mogą się przydać”.

Gdy na fali dekomunizacji na Ukrainie zlikwidowano ponad 1,3 tys. pomników Lenina, część wystawiono na aukcje. Osiągają ceny kilku tysięcy dolarów, np. władze leżącego na Zakarpaciu Czopu zdemontowanego Lenina sprzedały za blisko 10 tys. dol., które zainwestowały w poprawę jakości wody. Wioska Łysianka w obwodzie czerkaskim zdemontowała Lenina w 2014 r., kilka lat przeleżał pokątnie, aż niedawno na aukcji poszedł za 9 tys. dol. Za te pieniądze władze wsi obiecały zbudować pomnik ukraińskim żołnierzom, którzy zginęli w Donbasie.

Powstało też parę komercyjnych przedsięwzięć, gdzie można oglądać komunistyczne pomniki – położony nieopodal Suwałk litewski Park Gr?tas czy budapeszteński Memento Park. Park Gr?tas istnieje od 2001 r., na 20 hektarach prywatnej działki założył go przedsiębiorca Viliumas Malinauskas, który zwrócił się do władz z prośbą o przekazanie mu niepotrzebnych pomników. Zgromadził 86 rzeźb 46 twórców – w tym kilkanaście Leninów. Cena biletu: 7,5 euro.

Wódz w środku pusty

Przez Ukrainę przeszły dwa tzw. leninopady i oba miały wydźwięk dekolonizacyjny. Pierwszy u progu niepodległości w zachodniej i zachodnio-środkowej części kraju, drugi na fali rewolucji godności i wojny z Rosją w Donbasie. Ukraina dekolonizowała się z zachodu na wschód, choć na przykład na Krymie już na początku lat 90. trochę Leninów wyrzucono do morza – do dziś leżą na jego dnie przy Półwyspie Tarchankuckim.

Kudinow obalających spontanicznie Leniny na Ukrainie nazywa chuliganami. Gdy kilka lat temu padały jeden po drugim, spytałem znajomego ukraińskiego poetę, dlaczego nie zrobią tego w bardziej zorganizowany sposób. Odpowiedział mi, że teraz należy skorzystać z okazji, bo nie wiadomo, czy się powtórzy, gdy opadnie rewolucyjny pył. Pomyślałem wówczas o losie, jaki spotkał Leningrad, któremu przywrócono historyczną nazwę Petersburg jeszcze za Związku Radzieckiego, lecz obwód, w którym leży, wciąż nosi miano leningradzkiego. Nie jest pewne, czy gdyby zwlekano wówczas ze zmianą nazwy miasta, wciąż u ujścia Newy nie leżałby Leningrad. Nie wykorzystano momentu historycznego, by zdekomunizować miasto Kirow, i dziś szanse na to są już niewielkie.

Gdy Rosja anektowała Krym, najwięcej pomników Lenina na Ukrainie było w Charkowie (stolicy Ukraińskiej SRR do 1934 r.), na drugim miejscu były Kijów i Donieck. Natasza Kurdiukowa, miejscowa działaczka trzeciego sektora, opowiadała mi, jak kilka lat temu co chwilę podchodziła do okna w gabinecie gubernatora i nerwowo wyglądała, żeby zobaczyć, jak tłum obala Lenina.

– Gdy się zaczęło, pobiegłam z grupką aktywistów do gubernatora. Pomagaliśmy mu przygotować rozporządzenie, w którym miał zarządzić demontaż pomnika. Inaczej ktoś mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności za wandalizm, wszystkim zależało, żeby odbyło się to zgodnie z prawem.

Zyskali nieco czasu, bo tłum najpierw chciał za pomocą piły poszatkować dyktatora. Pod placem, na którym stał, znajduje się stacja metra i obawiano się, że gdy Lenin spadnie, przebije bruk i zabije podróżujących.

– Piłowali i okazało się, że pomnik jest w środku pusty. Radzieckie plany pokazywały co innego, ale widocznie ktoś dawno temu odwalił fuszerkę.

Uznano to za symbol komunizmu i zarzucono pętlę. Ciągnęli.

– „O uregulowaniu sytuacji wokół pomników totalitaryzmu”. Tak nazywało się rozporządzenie, które przygotowaliśmy w ostatniej chwili. Lenina obalił tłum wypełniający wolę państwa. Zdążyliśmy – wspomina Kurdiukowa.

Gdy obalili, ludzie wzięli po kawałku, na postumencie zostały tylko buty. Jakby zgubił je podczas ucieczki. Bo obalone Leniny często zostawiają buty.

Gdy jednak Lenin upada, znika z kadru. Niels Ackermann i Sébastien Gobert śledzą jego dalsze losy, a owocem ich dociekań jest znakomity album „Looking for Lenin”. Artyści próbują odczytać kierunek zmian politycznych i tożsamościowych nad Dnieprem przez pryzmat obalonych Iljiczów. W książce piszą: „Najlepszym sposobem, jaki znaleźliśmy, aby oddać ten proces, jest skupienie się na pierwszej rzeczy, o którą nikt już nie dba: dokąd trafiają Leniny, gdy upadną. Żyjemy na Ukrainie i podróżujemy intensywnie po tym wielkim kraju, aby znaleźć tych upadłych idoli i ich kawałki. W śmietnikach. Ogrodach. Muzeach. Prywatnych kolekcjach. Kuchniach”.

Sowiecki superbohater

W Rosji dekomunizacji nie było i nie sposób wyobrazić sobie tam „leninopadu”.

Wręcz przeciwnie, Lenin wciąż cieszy się tam estymą. Według badań Centrum Lewady z 2017 r. 56 proc. Rosjan uważa, że odegrał on pozytywną rolę, tylko co piąty jest przeciwnego zdania. Kilka procent jego ciała wciąż spoczywa w mauzoleum na placu Czerwonym, jest obecny w przestrzeni publicznej, wystarczy przejść się po Moskwie: metro imienia Lenina, biblioteka imienia Lenina, ogrom tablic.

– Ale musisz to zrozumieć: ludzie nie widzą w Leninie postaci historycznej, jest czymś przezroczystym, oczywistym jak choinka na święta. Kładą pod nim kwiaty nie dlatego, że go szanują, ale dlatego, że tak jest przyjęte, że taki gest uchodzi za patriotyczny. Te bukiety to nie wezwanie do powrotu do ZSRR. Nie trzeba mieć stosunku do Lenina. Rosjan interesuje, co Putin myśli o Stalinie, ale co myśli o Leninie – nikogo nie obchodzi. To tak, jakby pytać go, co sądzi o postaciach z XVII w. – opowiada Kudinow.

– A czy Stalin nie próbował walczyć z pamięcią o Leninie? – dopytuję.

– W żadnym razie, on starał się Lenina mitologizować. Chciał pokazać go nie jako realną polityczną figurę, ale postać legendarną, której on sam jest następcą. Wiele było pomników, na których Lenin i Stalin są razem – na przykład na ławce siedzi Lenin, niebawem umrze, a nad nim stoi Stalin – mówi Kudinow.

Kolekcjoner porównuje kult Lenina do dzisiejszego rosyjskiego kultu Aleksandra Puszkina: pomnik poety jest pierwszym, który się widzi, gdy wysiada się na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. Wszyscy go szanują, Putin cytuje w przemówieniach, Rosjanie wiedzą, że buntował się przeciw carowi, pięknie pisał, dla dorosłych, dzieci. Kudinow tłumaczy, że podobnie jest z Leninem – to mityczny bohater, który wyrwał Rosjan z caratu i poprowadził naprzód. Dla dzieci były książeczki o małym Leninie, który bawi się z braćmi, dla uczniów – opowieści o tym, jak się dobrze uczył itd. Przypominało to filmy o superbohaterach, którzy w pewnym momencie zdają sobie sprawę ze swoich mocy. Lenin to archetyp władcy idealnego, a Stalin nigdy nie miał być ideałem, nie mitologizowano jego przeszłości, miał być człowiekiem z ludu. Zadaniem Lenina miało być przygotowanie gruntu dla praktycznego polityka – Stalina.

Releninizacja Rosji

– Wiesz, zanim to wszystko wydarzyło się na Ukrainie, to tutaj nie dbano szczególnie o te pomniki. Upadał pomnik Lenina, wszyscy machali ręką. Prawdę powiedziawszy, myślałem, że prędko się rozpadną, nie trzeba będzie ich przenosić, demontować – mówi Kudinow.

Ukraiński „leninopad” wszystko zmienia. Jeszcze za rządów Wiktora Janukowycza, pod koniec 2013 r., odezwały się w Rosji głosy: „Nie jesteśmy Ukrainą, nie będziemy demolować monumentów, my szanujemy swoją przeszłość, odrzucamy metody Majdanu”.

Deleninizacja Ukrainy skutkuje leninizacją Rosji, gdzie nagle pojawiły się pieniądze i wola, żeby Leniny konserwować, czyścić, dbać o nie. Stawia się też nowe pomniki Lenina (i Stalina) – w ostatnich latach pojawiły się nowe monumenty Włodzimierza Iljicza. Odgrzebuje się je ze składów, zamawia nowe.

– Z Moskwy nie idą żadne odgórne instrukcje: „Teraz musicie budować Leniny”. To oddolne inicjatywy miejscowych władz. I takich przypadków jest dużo, w ostatnich latach dziesiątki, może i sto się nazbiera. Lenina odnawiają teraz na przykład tu, w fabryce ZIŁ-a. Może ludzie boją się, że władze pomyślą: demontujecie? Chcecie urządzić tu Majdan? – mówi Kudinow.

Pytam go na koniec, czy jest mu żal, że mimo wszystko Leniny w różnych zakątkach dawnego ZSRR znikają.

– Jeśli dzieje się to w cywilizowany sposób, nie jest mi żal. W Rosji musimy w końcu się określić, kim chcemy być, i osądzić komunizm. Nie tylko Ukraina była okupowana przez komunistów, Rosja również, Rosjanie nie powinni być sądzeni tylko jako agresorzy, oni są również ofiarami. To dziecinne opowieści, że polecieliśmy w kosmos i zbudowaliśmy fabryki, bo byliśmy komunistami. Amerykanie też polecieli, a byli kapitalistami – opowiada Kudinow. – Nie musimy od razu niszczyć wszystkich Leninów, ale powiedzmy: osądzamy to, co było złe, ale nie odżegnujemy się od całej naszej historii.


Zbigniew Rokita – reporter, specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The capital of Palestine – just 50 meters from a Jewish neighborhood

The capital of Palestine – just 50 meters from a Jewish neighborhood

SHIMON COHEN


A PANORAMIC view of east Jerusalem. /  (photo credit: Wikimedia Commons)

Jerusalem Deputy Mayor Arieh King reads the “Jerusalem” clauses in the Trump plan, and discovers a tragedy that is being played down.

Included in the “Deal of the Century” plan of the president of the United States, is a plan for the future of Jerusalem. Public attention is less focused on this issue, but when Arieh King, deputy mayor of Jerusalem studies US President Donald Trump’s outline of his plan for the capital of Israel, he is shocked.

According to the plan, the neighborhoods of Shuafat, Kafr Akab, Anata and environs will be designated as the capital of the Palestinian state, which is being planned. King views the concept of delivering these areas as the first stage of a moral – and conceptual – collapse. He totally rejects the argument, often put forward, “We are not there anyway,” adding “We are also not in Umm el-Fahm – but when we want to be there, we are there! Whoever talks about moving any borders of Jerusalem is on a slippery downward slope which will subsequently lead to discussions involving the surrender of more and more territory.”

In his remarks, King emphasizes that this involves handing over sovereign areas of the State of Israel and the political significance is to permit, and consent, to the opening of negotiations relating to anywhere in the country, including the Galilee or the Negev.

“Remember that Likud, and Netanyahu, were initially elected under the slogan ‘Peres will divide Jerusalem.’ It is now becoming clear that the Likud delivered Sinai, Likud supported and participated in the expulsion from Gush Katif and parts of Samaria – today, Likud is already dividing Jerusalem.”

He details the security implications of the decision to deliver these eastern Jerusalem neighborhoods to Arab sovereignty: “Whereas in Gaza, the distance between houses in Gaza and Jewish homes is a mile or a half to Nahal Oz, Erez and Kissufim, the reality involving the distance between Neveh Ya’acov, a neighborhood of 25,000 residents and the first home in what would be a Palestinian state is fifty meters. The distance between Eliyahu Meridor Street in Pisgat Ze’ev, with its 150,000 residents, and the neighboring Arab houses in what would be called a ‘Palestinian State,’ is just 120 meters. “Today, when there is a shooting in the air, or ‘fireworks,’ the police handle the situation. However, in the event of an independent Palestinian state, the police or the army cannot enter, because such an entry is actually a ‘declaration’ of war.”

KING REFERRED to his conversations with politicians from various parties when he revealed this simple data to them. “I talked to 12 supporters of this program, politicians from different parties, and not one single person was aware of these facts. They just refused to believe me. I was told I was a ‘demagogue’ at which point I told them to open their maps and see the facts for themselves. After checking out the facts they realized I was right, but what do they do? Nothing. They remain silent or, at best, say ‘We will not reach that stage.’ I remember those same words at the time of Oslo when they said, ‘We we will not reach Jericho and Abu Dis’ – but in the end we did!”

Is it possible that those who draw out the maps do not know the realities of the landscape? King presents examples in which he himself was involved in proving that this is indeed the case and that sometimes the agenda blurs reality:

“Two months ago, a message was issued by the Prime Minister’s Office to the Jerusalem Municipality that, due to the novel coronavirus and a concern that the illness could erupt in those areas that were not under Israeli scrutiny, Arabs were not to enter the neighborhoods beyond the fence into Jerusalem. The mayor of Jerusalem updated us on the subject and I asked him, ‘What are they talking about? What outbreak? There is no outbreak.’ But the mayor claimed that these were the instructions of the National Security Council. Two months passed and it turned out to be nonsense. In the presence of a few other people I asked the mayor, “This is our National Security Council? How can they prevent a citizen of Israel, with a blue identity card, who lives in Kafr Akab from entering? They obviously do not know their maps, for if the National Security Council did know their maps they would know that, the same Arab who lived in Kafr Akab, can drive, in his car, to Adam, to Beit El or to Ma’aleh Adumim through Hizma, throgh Azun or through any other crossing. With all due respect, they just don’t know what they’re talking about!”

KING REMEMBERS: “In 2000, while Barak was talking about dividing Jerusalem at Camp David. I was called to a meeting together with Matti Dan, the head of the General Security Services and others at the Intercontinental Hotel in Tel Aviv. We went up to the suite while Barak was at Camp David talking about Jerusalem. Also present was the IDF regional commander. I asked him if he knew what it was about. He scolded me for questioning him saying that he was the regional commander – and he knew everything. I asked him how they travel from the Knesset to Abu Dis, which they were discussing at the time. He knew nothing! The problem with the ‘right wing’ is that they regard anything from the military as sacred and indisputable. But these military men are politicians who have been ‘brainwashed’ throughout their military journey, without which, they would not have advanced. With a few exceptions, they have an agenda, and without the agenda involving ‘handing over land,’ they would have gone nowhere. We rely upon them to know what they’re talking about – but they don’t know. When they speak about a Palestinian State fifty meters from Neveh Ya’acov they know the significance as they know what is happening in the Gaza Strip and the Gaza envelope. But they do not say anything to the politicians as it does not fit the ‘Land for Peace’ agenda.” King says, adding: “In the Shuafat Refugee Camp and in Anata there are weapons that are plainly on view. They shoot at each other and they shoot in the air. That’s the way it is today, in Jerusalem under Israeli control. And when the Palestinians rule under the power of a state… ?

I know what will happen. Pisgat Ze’ev will empty out, as will French Hill and Neveh Ya’acov. The neighborhoods will be deserted as people will not stay there.”

He recalls the days of shooting into Gilo from Beit Jala, just 500-800 meters away – when it was not a state. “When it is a state you cannot call in the Duvdevan army unit or the police.”

Arieh King – who has for many years been fighting for the settlement of Jews in all parts of the city – has criticized Prime Minister Benjamin Netanyahu on a number of occasions and says directly and emphatically: “That’s Bibi. For the last twenty five years Netanyahu has been a danger to Jerusalem and its residents. I have been saying this about Bibi since 1997. From his very beginning he was against Jewish presence in East Jerusalem and all he did was either through lack of choice, or by lying. On Jerusalem Day I was in Mercaz Harav Yeshiva, and Bibi announced that we have started building in Givat Hamatos. It’s a lie. A week and a half before the election, he announced that he had issued tenders for Givat Hamatos.” Which tenders? There are no tenders. But the public believes him and he is the head of the right-wing camp.

There are a slew of politicians on the right who are far better than he is. As we face difficult decisions, it is imperative that every one of us remains informed and aware of the repercussions that can result from the “Deal of a Century” – as it stands at present.

The writer is the editor of the sovereignty journal, Ribonut. He also writes for Israel National News/Arutz 7


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


11 Things NOT to do in ISRAEL – MUST SEE BEFORE YOU GO!

11 Things NOT to do in ISRAEL – MUST SEE BEFORE YOU GO!


Cal McKinley



Israel is one of the most fascinating countries in the world. The food, the culture, the history… it’s an amazing place. That being said there are a few things to watch out for while you’re there. Here are 11 things not to do in Israel.

 


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com