Marsze śmierci wyruszyły 78 lat temu z niemieckiego obozu Auschwitz

Pociąg z ewakuowanymi więźniami KL Auschwitz. Styczeń 1945 r. Kolin, Czechy. Fot. Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau


Marsze śmierci wyruszyły 78 lat temu z niemieckiego obozu Auschwitz

Marek Szafrański


78 lat temu Niemcy rozpoczęli ewakuację obozu Auschwitz i jego podobozów. Od 17 do 21 stycznia w marszach śmierci wyprowadzili do obozów w głębi Rzeszy ok. 56 tys. więźniów. Po drodze życie straciło co najmniej 9 tys. z nich.

Wydarzenia sprzed 78 lat upamiętni w czwartek Fundacja Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau z Brzeszcz. Jej prezes Agnieszka Molenda-Kopijasz przypomniała, że od 17 do 21 stycznia główną drogą przez tę miejscowość przeszło około 25 tys. więźniów.

„Wielu z nich nie wytrzymało już na początku. Ginęli z wycieńczenia lub od kul esesmanów. 19 stycznia 1945 r. niemiecki burmistrz Brzeszcz nakazał mieszkańcom pochowanie zwłok zmarłych więźniów leżących na trasie ewakuacji, począwszy od Rajska przez Brzeszcze aż po koniec Jawiszowic. Zebrano 18 ciał. Brzeszcze stały się miejscem pochówku i pierwszej zbiorowej mogiły ofiar ewakuacyjnego marszu śmierci. Następna mogiła znajduje się w Miedźnej” – powiedziała Molenda-Kopijasz.

W czwartek przedstawiciele fundacji wspólnie z władzami Brzeszcz złożą kwiaty na miejscowym cmentarzu, gdzie jest mogiła ofiar. 19 stycznia 1945 r. pochowano tam 18 więźniów: Alfreda Kohna, Balthasara Sauera, Richarda Wernera, Annę Weiss i 14 bezimiennych więźniów kompleksu obozowego Auschwitz.

Niemcy przygotowywali ewakuację kompleksu obozowego już pod koniec 1944 r. Zadecydowali, że rozpocznie się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia wkroczeniem armii sowieckiej. Kolumny więźniów miały się składać wyłącznie ze zdrowych ludzi, którzy podołają trudom długiego marszu. Wśród ewakuowanych było jednak sporo chorych, którzy obawiali się, że pozostanie w obozie będzie oznaczało śmierć.

Niemcy przygotowywali ewakuację kompleksu obozowego już pod koniec 1944 r. Zadecydowali, że rozpocznie się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia wkroczeniem armii sowieckiej. Kolumny więźniów miały się składać wyłącznie ze zdrowych ludzi, którzy podołają trudom długiego marszu. Wśród ewakuowanych było jednak sporo chorych, którzy obawiali się, że pozostanie w obozie będzie oznaczało śmierć.

Pierwsze kolumny wymaszerowały 17 stycznia z podobozów Neu Dachs w Jaworznie oraz Sosnowitz. Ostatnia wyszła 21 stycznia z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy marszów wiodły do Wodzisławia i Gliwic. Najdłuższą, która liczyła 250 km, pokonało 3,2 tys. więźniów z podobozu w Jaworznie. Szli do KL Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Kolumny konwojowali uzbrojeni esesmani.

„Szliśmy całymi dniami (…). Nocą zatrzymywaliśmy się w wioskach i osadach. (…) Wielu umierało z zimna, na ogół nocą, część miała odmrożone stopy. Jeśli ktoś nie mógł iść, był zabijany przez Niemców. Powłóczyliśmy nogami, chciało nam się pić, byliśmy wygłodzeni, ale musieliśmy iść, iść, iść” – mówił po wojnie Szlomo Venezia, były więzień, członek Sonderkommando, specjalnej grupy więźniów, głównie Żydów, wykorzystywanych przez SS do usuwania ciał ofiar zagłady.

Podczas marszów zginęło co najmniej 9 tys. więźniów. Umierali z zimna, zmęczenia lub zostali zastrzeleni przez Niemców. Wśród zabitych był Stanisław Bytnar, więziony w Auschwitz II-Birkenau ojciec Jana Bytnara “Rudego”, żołnierza Szarych Szeregów, jednego z bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego “Kamienie na szaniec”. Został aresztowany przez Niemców wraz z synem w marcu 1943 r. Z więzienia na Pawiaku trafił do obozu. Zastrzelili go konwojenci SS.

W kompleksie KL Auschwitz Niemcy pozostawili ok. 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 r. oswobodzili ich żołnierze Armii Czerwonej.

Na trasie dochodziło do masakr. W nocy z 21 na 22 stycznia na stacji kolejowej w Leszczynach koło Rybnika został zatrzymany pociąg z Gliwic z 2,5 tys. więźniów. Po południu rozkazano im opuścić wagony. Z powodu wycieńczenia część z nich nie była w stanie wykonać rozkazu. Niemcy zaczęli strzelać w otwarte drzwi wagonów. Zginęło ponad 300 osób. Ocalałych pognano na zachód.

Ofiary marszów chowano po drodze. Wśród nich były dzieci. Najmłodszą ofiarą marszu był Ireneusz Rowiński. Jego matka Leokadia uciekła z kolumny podczas nocnego postoju w Pszczynie i wraz z dwoma Żydówkami schroniła się u mieszkanki wsi. 21 stycznia urodziła. Dziecko było sine i źle oddychało. Chłopiec zmarł dziewięć dni później. W 2011 r. na pomniku przy zbiorowym grobie ofiar marszu śmierci na pszczyńskim cmentarzu wmurowano tablicę upamiętniającą Ireneusza.

Mieszkańcy okolic, przez które przechodziły marsze – Polacy i Czesi – pomagali więźniom, którzy zdołali zbiec z kolumny. Ukrywali ich i karmili.

Więźniowie, którzy doszli do Wodzisławia lub Gliwic, wywożeni byli – mimo trzaskającego mrozu – otwartymi wagonami kolejowymi do obozów Mauthausen i Buchenwald. Wielu z tych, którzy przeżyli marsze, zginęło w obozach w głębi Rzeszy.

W kompleksie KL Auschwitz Niemcy pozostawili ok. 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 r. oswobodzili ich żołnierze Armii Czerwonej. (PAP)


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com