Archive | January 2022

Czy pogromy we wschodniej Europie przybliżyły decyzję o Holocauście?

Czy pogromy we wschodniej Europie przybliżyły decyzję o Holocauście?

Maciej Kozłowski


Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką (Domena publiczna)

Holocaust – początek. Wiele wskazuje na to, że pierwsze tygodnie po agresji III Rzeszy na Związek Radziecki miały wpływ na podjęcie przez nazistów decyzji o “ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.
.

7 stycznia – Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holocaustu

Operacja „Barbarossa” rozpoczęła się w nocy z 21 na 22 czerwca 1941 r. Na długim na ponad 3 tys. km froncie wojska niemieckie, węgierskie i rumuńskie szybko przełamały sowiecką obronę. Na wielu obszarach władze ewakuowały się jeszcze przed wkroczeniem agresorów. W ten sposób powstawała administracyjna próżnia, gdyż nowa władza okupacyjna nie powstała od razu, a jej budowa była skomplikowana. W państwach bałtyckich, na dawnych Kresach II RP oraz na Rusi Zakarpackiej, w Mołdawii i Besarabii ta próżnia trwała co najmniej do końca lata 1941 r. W tym czasie doszło tam do serii antyżydowskich pogromów i zajść, które w wielu przypadkach przybrały rozmiary masowych morderstw. Wydarzenia te pochłonęły dziesiątki tysięcy ofiar i przez wielu badaczy uważane są za początek zagłady europejskich Żydów.

To kluczowy okres dla historii Zagłady, gdyż najprawdopodobniej wtedy konkretyzowała się idea „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Dotąd nikt nie określił, w ilu miejscowościach doszło do pogromów, ani nie oszacował liczby ofiar. Powstało wiele monografii poszczególnych pogromów, niektóre, np. w Kownie czy Lwowie, nie tylko zostały szczegółowo opisane, istnieje też ich bogata niemiecka dokumentacja. Inne, jak pogrom w Jedwabnym, także zostały zbadane, jednak w wielu przypadkach szacunki ofiar, a także liczebność czy charakterystyka sprawców różnią się diametralnie. Tacy badacze jak Tomasz Szarota, Andrzej Żbikowski, Mirosław Tryczyk czy Witold Mędykowski wskazują na trudności w dotarciu do źródeł, a także problemy z ich wiarygodnością i weryfikacją.

Natomiast w wielkich monografiach poświęconych Holocaustowi ten szczególny okres przedstawiany jest wybiórczo i skrótowo.

Cechy zbrodni

Do pogromów doszło na wielkim obszarze zróżnicowanym geograficznie, ludnościowo i politycznie. Miały różny charakter: od grabieży, gwałtów, pojedynczych zabójstw aż po masowe mordy nawet tysięcy ludzi. Łączą je jednak pewne cechy i podobieństwa.

* Do wszystkich doszło między 23 czerwca a połową lipca 1941 r., gdy ustabilizowały się władze okupacyjne na podbitych terenach.

* We wszystkich głównymi wykonawcami była ludność miejscowa: Litwini, Łotysze, Polacy, Białorusini, Ukraińcy.

* Oddziały niemieckie – poza nielicznymi wyjątkami – były najczęściej bierne. Ograniczały się do zachęt, nieraz pomocy organizacyjnej, a także, jak we Lwowie i w Kownie, do dokumentacji fotograficznej czy filmowej.

Nie oznacza to, że – jak ujął to w podsumowaniu śledztwa dotyczącego zbrodni w Jedwabnym prokurator Radosław Ignatiew – nie byli w szerokim znaczeniu sprawcami tych zbrodni. Wszystkie bowiem odbywały się według podobnego schematu i były działaniem zaplanowanym.

Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemieckąAntyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką Domena publiczna

Bez zostawiania śladów

Już 13 marca 1941 r., ponad trzy miesiące przed atakiem na ZSRR, zapadła decyzja o użyciu na zapleczu przyszłego frontu podległych Heinrichowi Himmlerowi oddziałów Einsatzgruppen. Były to specjalne formacje o charakterze policyjnym, które wcześniej użyte zostały podczas anszlusu Austrii i kampanii wrześniowej w Polsce.

W kwietniu SS-Gruppenführer Reinhard Heydrich, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), oraz główny kwatermistrz armii gen. Eduard Wagner ustalili, jakie będą kompetencje dowódców tych oddziałów na zajmowanych przez Wehrmacht terenach. Einsatzgruppen miały zabijać komisarzy politycznych i wszystkie osoby zagrażające bezpieczeństwu Rzeszy. A ponieważ propaganda niemiecka nieustannie posługiwała się zbitką „judeobolszewizmu” czy „żydokomuny”, wśród wrogów wymieniano też Żydów.

Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemieckąAntyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką Domena publiczna

Zapewne taki był ton odprawy dla wyższych dowódców Einsatzgruppen 17 czerwca 1941 r. w siedzibie RSHA przy Albertstrasse w Berlinie. Nie zostały wydane żadne rozkazy pisemne, jednak Heydrich mówił o „akcjach samooczyszczających” (Selbstreinigungsaktionen), bowiem w dalekopisie z 29 czerwca odwołał się do swych wytycznych z tej odprawy. Jego instrukcja jest jednoznaczna:

„W nawiązaniu do już ustnie udzielonych 17 czerwca w Berlinie wskazówek przypominam co następuje:

Nie należy stawiać przeszkód dążeniom do samooczyszczenia, występującym w antykomunistycznych i antyżydowskich kręgach na nowo zajętych obszarach. Przeciwnie należy je wywoływać nie zostawiając śladów, intensyfikować, a jeśli to potrzebne kierować na odpowiednie tory (…)”.

Takie instrukcje znalazły się też w pisemnym rozkazie z 2 lipca. W obu dokumentach pojawia się słowo „spurenlos”, czyli „bez pozostawiania śladów”.

Prof. Szarota o roli Einsatzgruppen pisze tak: „Miały do wykonania dwa podstawowe zadania: pierwszym było oczyszczenie zaplecza, tyłów wojska z rzeczywistego i potencjalnego przeciwnika, drugim bądź udzielenie poparcia już wcześniej rozpoczętej przez miejscową ludność rozprawie z komunistami i Żydami czyli akcjom »samooczyszczającym« bądź zainicjowanie tych akcji i nadanie im »właściwego kierunku«.

Pogromowe nastroje

Jak rozkazy te były wykonywane, wiemy ze sprawozdania dowódcy Einsatzgruppe A SS-Brigadenführera Waltera Stahleckera z 15 października 1941. Szczegółowo opisuje on w nim zagładę Żydów w państwach nadbałtyckich:

„Już w pierwszych godzinach po wkroczeniu, chociaż nie bez znacznych trudności, nakłoniono miejscowe siły antysemickie do pogromów Żydów. Stosownie do rozkazu Policja Bezpieczeństwa była zdecydowana rozwiązać kwestę żydowską przy pomocy wszelkich środków i z całą stanowczością. Nie było jednak pożądane i konieczne jej objawienie się w trybie natychmiastowym, przy nadzwyczaj surowych środkach, które nawet w kręgach niemieckich musiały wywoływać oburzenie. Na zewnątrz musiano pokazać, że to ludność miejscowa sama z siebie podjęła pierwsze kroki w naturalnej reakcji przeciw trwającemu przez dziesięciolecia uciskowi ze strony Żydów oraz terrorowi komunistycznemu z minionego okresu”.

Niemcy mieli dobre rozeznanie w nastrojach ludności na terenach okupowanych przez Związek Radziecki. Wszędzie – choć z różnym natężeniem – dominowała chęć zemsty na okupancie, a także na tych, którzy z nim kolaborowali. Wielką rolę odgrywał mający tu długie tradycje antysemityzm.

Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemieckąAntyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką Domena publiczna

W krajach bałtyckich i na dużej części Ukrainy witano Niemców jak wyzwolicieli, którzy pomogą odbudować własną państwowość. Inni, jak Polacy czy Białorusini, takich nadziei nie mieli, niemniej poczucie bezkarności czy niemiecka zachęta wyzwoliły nastroje pogromowe.

Towarzyszyła im chęć zemsty za rzeczywiste czy wyobrażone krzywdy, wreszcie zwykła chęć rabunku.

Litwa i Łotwa już w ciągu kilku dni po ataku Wehrmachtu znalazły się pod okupacją niemiecką. Jako pierwsze stały się też widownią antyżydowskich akcji „samooczyszczających”. Niektóre z tych wydarzeń, np. w Kownie, są dobrze zbadane, inaczej jest w przypadku mniejszych miejscowości. W obu krajach główną rolę najpierw w spontanicznych pogromach, a później w systematycznej zagładzie odgrywały uzbrojone oddziały działające początkowo z przyzwoleniem i zachętą Niemców, a później zorganizowane w kolaboracyjne formacje zbrojne.

Kraje bałtyckie

W 1923 r. Litwę zamieszkiwało ok. 157 tys. Żydów, co stanowiło ponad 7,9 proc. całej populacji. W 1939 r., głównie z powodu emigracji, odsetek ten spadł poniżej 7 proc. Antysemityzm przed wojną był mniej widoczny niż w Polsce, nie było akcji pogromowych. Zmieniło się to po zajęciu kraju przez Armię Czerwoną. Skrajnie antysemicko nastawieni byli polityczni emigranci, którzy znaleźli schronienie w III Rzeszy.

Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemieckąAntyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką Domena publiczna / Bundesarchiv

Pogromy w Kownie i jego okolicach rozpoczęły się jeszcze przed wkroczeniem Niemców. Najwięcej morderstw popełniono jednak po 24 czerwca. Stahlecker pisał w raporcie, że w Kownie działało ponad 3360 „partyzantów”, którzy nie mieli jednak jednolitego dowództwa. Wszystkich wziął pod opiekę, zapewnił wyżywienie i środki transportu. Otrzymali legitymacje in blanco zaświadczające, że są członkami litewskiej jednostki partyzanckiej na służbie policji bezpieczeństwa. Wszystkie oddziały niemieckie miały zapewnić im opiekę i pomoc.

W lakonicznym raporcie z początku lipca czytamy, że „zlikwidowano 7800 Żydów częściowo przez pogromy, częściowo przez rozstrzelanie przez komanda litewskie. Wszystkie zwłoki usunięto”

Stahlecker podaje, że w innych miejscowościach pogromy odbywały się „według wzoru podanego w Kownie”. Po rozbrojeniu partyzantów zgodnie w rozkazem akcje samooczyszczające przerwano.

Łotwę zamieszkiwało około 96 tys. Żydów, którzy stanowili ponad 5 proc. ludności. Najwięcej, około 40 proc., mieszkało w Rydze. Tu również Niemcy zachęcali do pogromów, jednak ich skala nie była zadowalająca. Autorzy raportów tłumaczyli to słabością przywództwa organizacji nacjonalistycznych. Wyróżniało się Kommando Arajs (od nazwiska stojącego na jego czele byłego policjanta Victora Arajsa), podporządkowane SS-Sturmbannführerowi Rudolfowi Langemu z Einsatzkommando 2. Bojówka Arajsa spaliła m.in. w Rydze synagogę, w której schroniło się 300 uchodźców żydowskich z Litwy.

Łotewskie oddziały partyzanckie zostały w drugiej połowie lipca rozbrojone, a część wcielona do dowodzonej przez Niemców policji.

Estonia, gdzie mieszkało niecałe 5 tys. Żydów, znalazła się pod okupacja później. Tallinn został zajęty dopiero 27 sierpnia 1941 r. Połowa Żydów, w tym niemal wszyscy zdolni do służby wojskowej mężczyźni, się ewakuowała lub poległa w walkach z Niemcami, a także antykomunistyczną partyzantką.

Antyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemieckąAntyżydowski pogrom we Lwowie, do którego doszło w lipcu 1941 r., tuż po zajęciu miasta przez armię niemiecką Domena publiczna

Dowódcy pododdziałów Einsatzgruppe narzekali w raportach na trudności w organizowaniu akcji „samooczyszczających”. Partyzanci uczestniczyli jednak w aresztowaniach Żydów i wykorzystywaniu ich do prac przymusowych. Czy także w samych egzekucjach? Nie wiemy. Po wymordowaniu Żydów oddziały te zostały rozbrojone i rozformowane. Część zasiliła dowodzoną przez Niemców estońską policję.

We wszystkich krajach bałtyckich niemal natychmiast po akcjach pogromowych doszło do masowych rozstrzeliwań Żydów. Zaczęły też powstawać zamknięte getta. Ich likwidacja odbyła się wcześniej niż na terenie Generalnego Gubernatorstwa, zapewne jeszcze przed decyzją o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.

W przesłanym w styczniu 1942 r. raporcie Walter Stahlecker wymienia Estonię jako pierwszy kraj całkowicie „wolny od Żydów” (Judenfrei).

Ukraina

Spośród obszarów zajętych w 1939 r. przez Armię Czerwoną najwięcej Żydów mieszkało na terenach, gdzie przeważała ludność ukraińska: na Wołyniu, w Galicji Wschodniej, Bukowinie i Besarabii. Bardzo silny był tam ukraiński ruch narodowy, którego przywódcy i sympatycy liczyli na to, że Niemcy wesprą ich niepodległościowe dążenia. Wcześniej pomagali przecież ukraińskim emigrantom, pozwalając im tworzyć zalążek własnych sił zbrojnych, czyli bataliony Nachtigall i Roland. Długą tradycję na tych terenach miał też antysemityzm, oficjalnie propagowany przez nacjonalistów. W eskalacji nastrojów antyżydowskich dużą rolę odegrały również popełnione przez NKWD zbrodnie, a zwłaszcza wymordowanie więźniów politycznych tuż przed wkroczeniem Niemców.

To spowodowało, że w czerwcu i lipcu 1941 r. pogromy były tu najliczniejsze i najbardziej krwawe. Sprzyjał im też fakt, że w pierwszych tygodniach wojny doszło tu do swoistej próżni władzy. Największy pogrom we Lwowie rozegrał się według wytycznych Heydricha. Siły niemieckie były tu jednak zbyt szczupłe, by organizować pogromy, zwłaszcza w małych miejscowościach. Operująca na tym obszarze Einsatzgruppe C liczyła tylko około 700 ludzi. To nie znaczy, że formacje niemieckie nie brały bezpośredniego udziału w masowych morderstwach. Z zachowanych relacji wynika, że m.in. w Tarnopolu, Drohobyczu czy Skałacie aktywnie w nich uczestniczyli. Pogromy miały jednak też miejsce na terenach wiejskich, gdzie nie było żadnych formacji niemieckich.

Według Andrzeja Żbikowskiego w zajętej przez Niemców sowieckiej strefie okupacyjnej obejmującej dawną Małopolskę Wschodnią do pogromów doszło w 31 miejscowościach. Niemiecki Historyk Dietrich Pohl, autor opracowania o Einstatzgruppen, podaje, że na Ukrainie zginęło około 24 tys. Żydów. Jednak słabo zbadane i udokumentowane są mordy w mniejszych miejscowościach i na wsiach.

Antyżydowski pogrom w Kownie rozpoczął się prawdopodobnie 24 czerwca 1941 r., czyli jeszcze przed wkroczeniem do miasta Niemców. Trwał pięć dni. Oba zdjęcia przedstawiają masakrę 68 Żydów na terenie garaży spółdzielni Liet?kis przy prospekcie WitoldaAntyżydowski pogrom w Kownie rozpoczął się prawdopodobnie 24 czerwca 1941 r., czyli jeszcze przed wkroczeniem do miasta Niemców. Trwał pięć dni. Oba zdjęcia przedstawiają masakrę 68 Żydów na terenie garaży spółdzielni Liet?kis przy prospekcie Witolda Domena publiczna

Łomżyńskie i Białostocczyzna

Łomżyńskie i zachodnia Białostocczyzna zostały zajęte przez wojska niemieckie już w pierwszym tygodniu agresji. Pod względem demograficznym obszar ten nie odbiegał od reszty Polski – wsie zamieszkiwała tu ludność polska, a miasta i miasteczka mniej więcej po połowie Polacy i Żydzi. Bardzo silne były tu wpływy Narodowej Demokracji, a co za tym idzie, powszechny i radykalny antysemityzm. Podczas okupacji sowieckiej on się jeszcze pogłębił, ponieważ udział części Żydów w aparacie administracyjnym wpasowywał się w stereotyp „żydokomuny”.

Na wzrost nastrojów antysemickich wpłynęła też dekonspiracja bazy antysowieckiej partyzantki tuż przed niemiecką inwazją, po której nastąpiły represje. Notabene dekonspiracji dokonał Polak. Wreszcie, 20 czerwca, więc przed samym wkroczeniem Niemców, rozpoczęły się aresztowania i wywózki „elementów antysowieckich”, czyli Polaków.

W pogromach Żydów uczestniczyli potem często ludzie uwolnieni z sowieckich więzień lub transportów. Antyżydowskie zajścia miały różny charakter i przebieg. Dwie największe zbrodnie – w Radziłowie i w Jedwabnym – przypominały schemat z rozkazu Heydricha.

Bywały jednak przypadki, jak w Szczuczynie, gdy po pierwszych rabunkach i morderstwach wkraczające do miasteczka oddziały Wehrmachtu zaprowadziły porządek, kładąc kres pogromom. Bywało też, że niemieccy żołnierze zapobiegli im, jednak pojawiające się później oddziały policyjne czy SS dokonywały masowych mordów we współpracy z miejscową ludnością.

Różna była postawa polskich elit. W Knyszynie ksiądz wsparty przez przedstawicieli inteligencji nie dopuścił do pogromu na szerszą skalę. Podobnie było w Grajewie i Jasionówce.

Według prof. Żbikowskiego w Łomżyńskiem i na Białostocczyźnie doszło na pewno do 26 akcji pogromowych lub ludobójczych, ale zapewne to nie wszystko.

Liczba ofiar zbrodni w Radziłowie i Jedwabnym mogła sięgnąć wielu setek zamordowanych. Trudności z precyzyjnym odtworzeniem przebiegu wydarzeń, a także ogromne emocje i spory towarzyszące badaniu obu tych wydarzeń sprawiają, że pełnej ich skali zapewne nie poznamy nigdy.

Fundamenty decyzji o Holocauście

Przez lata badacze toczyli spór o to, czy zagłada Żydów była od początku elementem zaplanowanego przez nazistów nowego porządku świata, czy decyzja o jej dokonaniu dojrzewała stopniowo, w miarę rozwoju wydarzeń, a kluczowy okazał się wybuch wojny ze Związkiem Radzieckim. Jeśli przyjmiemy, że bliższa prawdy jest ta druga teza, do czego przychyla się większość młodszych badaczy, poznanie i zrozumienie tego, co wydarzyło się na zapleczu niemieckiego frontu w pierwszych tygodniach wojny, ma kapitalne znaczenie. Przybliży nas bowiem do odpowiedzi na pytanie, w którym momencie i w jaki sposób naziści zdecydowali o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.

Wiemy, że już w sierpniu 1941 r. Einsatzgruppen dokonywały masowych mordów mężczyzn kobiet i dzieci wyłącznie według kryterium rasowego, bez figowego listka w postaci „likwidacji wrogich elementów”. We wrześniu te zbrodnie były już masowe. A 13 października SS-Gruppenführer Odilo Globocnik, jeden z głównych wykonawców „ostatecznego rozwiązania”, otrzymał ustny rozkaz budowy pierwszego obozu Zagłady w Bełżcu.

Antyżydowski pogrom w Kownie rozpoczął się prawdopodobnie 24 czerwca 1941 r., czyli jeszcze przed wkroczeniem do miasta Niemców. Trwał pięć dni. Oba zdjęcia przedstawiają masakrę 68 Żydów na terenie garaży spółdzielni Liet?kis przy prospekcie WitoldaAntyżydowski pogrom w Kownie rozpoczął się prawdopodobnie 24 czerwca 1941 r., czyli jeszcze przed wkroczeniem do miasta Niemców. Trwał pięć dni. Oba zdjęcia przedstawiają masakrę 68 Żydów na terenie garaży spółdzielni Liet?kis przy prospekcie Witolda Domena publiczna

Pomiędzy drugą połową lipca a początkiem października zapadła więc polityczna decyzja o wymordowaniu Żydów. Konferencja w Wannsee, na której omawiano jej biurokratyczne, prawne i techniczne szczegóły, została zwołana na 9 grudnia 1941 r., ale z powodu japońskiego ataku na Pearl Harbor przeniesiono ją na 20 stycznia 1942 r.

Znamy ramy czasowe podejmowania decyzji, wiemy też, że dojrzewała ona stopniowo. To każe zadać ważne pytanie: czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu fala morderstw i pogromów w końcu czerwca i na początku lipca była czynnikiem, który uzmysłowił przywódcom III Rzeszy, że zagłady Żydów można dokonać przy milczącej zgodzie bądź obojętności świata.

I w skali powszechnej bez obawy o konsekwencje.


Korzystałem m.in. z: Tomasz Szarota „U progu Zagłady. Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie”, Warszawa 2000, Peter Longerich „Vom Massenmord zur»Enlosung«” w „Zwei Wege nach MoskauVomHitlet-Stalin Pakt zum Unternehmen Barbarossa” Munchen-Zurich 1991, Witold Mędykowski „W cieniu gigantów. Pogromy w 1941 r. w byłej sowieckiej strefie okupacyjnej”, Warszawa 2018, Andrzej Żbikowski „Pogromy i mordy ludności żydowskiej w Łomżyńskiem i na Białostocczyźnie latem 1941 w świetle relacji ocalałych i dokumentów sądowych” w „Wokół Jedwabnego” pod red. Pawła Machcewicza i Krzysztofa Persaka, Warszawa 2002, Mirosław Tryczyk „Miasta śmierci. Sąsiedzkie Pogromy Żydów” Warszawa 2015.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israeli Spacetech Startup Asterra Is Looking to the Stars for Answers

Israeli Spacetech Startup Asterra Is Looking to the Stars for Answers

Yafit Ovadia / CTech


The Earth from space. Photo: NASA

 Israeli spacetech startup, Asterra, has a complex mission ahead: convincing the big leagues that its technology can be used to not only detect water leaks from space using complicated machinery onboard international satellites otherwise known as synthetic aperture radar (SAR), but how to use that data from space to predict the next natural disaster.

The company specializes in infrared-sensing resiliency technology for certain utilities — such as highways, roads, or mining — to help them better understand what areas they need to fix or focus their efforts. Many take for granted that simply turning on a faucet will yield a stream of water, but the path that water travels is lengthy. Water companies are responsible for treating, buying, and collecting wastewater at their facilities, but suffer from one major issue: non-revenue water (NRW) that is lost due to leakage or left unprocessed.

“It could be between a 15-45 percent gap,” Asterra CEO Elly Perets told CTech in an interview, while in underdeveloped countries that number could rise to 60 percent. “We’re simply wasting water. There’s a resourcing shortage, and water really gets lost in that last mile as it travels to you,” he said.

This has a huge effect on carbon emissions as well, since water is directed by electricity. Aside from leaks, the cost of water rises too. Traditionally, identifying leaks was done by listening to pipes with acoustic equipment, but Asterra uses satellite imagery to see what’s going on underground. The company’s SAR operates on an L-band wavelength, which can penetrate the ground, and enable satellites to detect water leaks from space.

“Water in the ground is a major cause for many disastrous events such as potholes, sinkholes, or dams and levees that can be breached and cause catastrophic contamination events or impact natural disasters such as landslides. Our technology helps the mining and construction industries focus their efforts on areas that are more vulnerable or in hazardous locations.”

Looking to the stars

The company, which was formerly branded as Utilis, went through a recent name-change at the end of 2020. The reason behind that, explained Perets, was to realign its goals. “We used to be considered as simply a leak-detection company, but realized that any infrastructure that is underground fits our bill. We want to expand to different markets, and that name change reflects that.” Asterra, he relayed, is a combination of the Greek words “asteri” (star), and “terra” (ground).

“From the stars to the ground, our mission is to help humanity better understand reality using synthetic aperture radar,” he added. “Visible light only comprises some 0.03 percent of the overall light spectrum. We perceive our reality through that minute wavelength. If you think about it, we know nothing. Synthetic aperture radar enables us to see 15 percent of the spectrum. Asterra’s mission is to become humanity’s eyes through SAR.”

Asterra was founded in 2013 by CTO Lauren Guy, a geophysicist who was in the midst of a project at Ben-Gurion University of the Negev, searching for signs of water on Mars by penetrating the clouds with SAR technology. After Guy ventured to work at a water company, the idea struck: water leaks could be identified through remote sensing. “We work in the Earth observation spectrum, where not many Israeli space tech companies operate. We really want to help people understand what is happening here on Earth,” Perets added. And thus Asterra was born.

Asterra is working to provide construction and utility companies with comprehensive maps of underground areas instead of relying on acoustic technology. “We can deliver a solution that can dramatically increase the efficiency of solving that problem, and it’s highly-accurate since we use satellites,” he added. “We want to help those people who have boots on the ground, and are dealing with real issues, enabling them to find more leaks, easier, faster, and at a lower cost.”

Perets said that satellites are crucial not only from a utility standpoint, but from an overpopulation standpoint.

“Policymakers aren’t implementing the right solutions to improve our situation here on Earth. Resources and spaces are dwindling, and we’re seeing that with our data. Humanity is growing and exploiting nature in a way that has never been done before. We need to be smarter on how we go about that, and strive to be more efficient. We need to base our activity on large scale-data, and translate that data into action: that’s true Earth observation. If the space industry doesn’t take action, and find solutions, then we can’t resolve these issues.”

Utilizing data to help the Earth

The company’s products include different leak protection systems, there’s Asterra: Recover — its main leak protection product — and Masterplan: a condition assessment that helps companies locate vulnerabilities in infrastructure based on trivial or “small” data. For example, in a 200-mile road, it can focus on a specific 10-mile area. Its Earth Works product provides a detailed saturated map for infrastructure in terms of terrain, topography, and provides an in-depth map for highways and roads in hazardous areas, such as certain angles or slopes which could create potential landslides during the next rainfall event.

For this venture, the company uses three commercial satellites, one from ESA (the European Space Agency), another from Argentina and a third from Japan. While the latter was launched to monitor forestry and large water bodies, Asterra approached the Japanese Space Agency with its unique solution. “They didn’t realize technology was capable of providing these insights.”

To that end, the company has employed Prof. Masanobu Shimada of Tokyo Denki University and a JAXA researcher, who designed the radar equipment on the ALOS-2 (the Japanese Advanced Land Observing Satellite) and works closely with Asterra’s R&D teams to solve problems. Coming from a large space agency, Shimada shared that many often don’t consider ways to use data for the commercial market, and hoped companies would utilize radar to better manage Earth’s precious resources. “We’re constantly on the lookout how we can improve humanity’s situation with the limited resources we have,” he added.

But satellites aren’t the only method to obtain such data. Asterra has also utilized Cessna planes equipped with SAR to cover smaller regions, such as in Italy. And bureaucratic red tape was cut back by the Italian government’s bill to reduce non-revenue water, enabling Asterra to take action. The company’s lightweight aircraft also provide higher resolution, but can also struggle with obtaining commercial flight licenses in foreign countries.

Transatlantic talent

Asterra is partnering with a multitude of companies and municipalities around the globe including with Californian-Esri and EBMUD, Inter-American Development Bank, French-Suez, the European Bank for Reconstruction and Development (EBRD), Oregon-based Innovyze, humanitarian group IsraAID, Brazilian-CAESB, and the cities of New Braunfels, Texas and Toyota City, Japan. Aside from Rosh Haayin, the company has offices in San Diego, California, the UK, Japan, and China, and is looking to expand to Oakland and San Antonio, Texas. Perets noted the water loss from the Colorado River, which supplies water to five US states, and how Asterra is planning on resolving that problem by focusing its efforts on medium and large utility companies.

So far, Asterra has raised $10 million in total, with $6 million coming in a March 2021 round from the UK venture capital firm Beringea. It completed its Series A from Maverick Ventures between 2016-2017. Currently, the company has no intention of going public but plans to launch a Series C in 2022, aiming to raise $20 million to help further expansion.

Perets believes there are a few reasons why Israel stands out in the satellite application arena. He recalled the steadfast interest at both Ben-Gurion and Tel Aviv Universities where professors are training the next generation of talented geophysicists and remote sensing engineers to enter the market. “Israel really is a homebase for that knowledge,” he added.
In terms of satellite availability, the Israel Space Agency is quite limited in number, but Israeli experts know how to translate satellite data. Lastly, he lauded the impressive ecosystem of machine learning/artificial intelligence experts, who are now adding their expertise to Earth observation technologies. “We’re taking that data, and making commercial use of it.”

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Is the Ark of the Covenant in Ethiopia?

Is the Ark of the Covenant in Ethiopia?


DAN SHAPIRA


Priest on his way to the St. Mary Church of Zion in Aksum, Ethiopia, on Jan. 25, 2011MATJAZ KRIVIC/GETTY IMAGES

Not even the head of the Ethiopian church is allowed to see it

.

Every four or five years, one can read an article in a newspaper or watch a report on TV or YouTube that the Ark of the Covenant, the sacred object of the ancient Hebrews roughly modeled on the Egyptian barque that transported souls into the afterlife, is kept somewhere in Ethiopia, where it has resided for the past 3,000 years. So where is it?

Today, every Ethiopian church is built according to the same tripartite model: In the center, there is the Holy of the Holies (meqdes), where a replica of the Ark of the Covenant is kept; only priests are allowed into this part; then there is the Holy Place, qedest, where communion is given; and the outer space, qene māḥelet, “modulated poetry,” where the “scribes” acting as Levites chant praises and worship. As such, the structure of the church is modeled on the Jewish Temple in Jerusalem. The Ark of the Covenant, whose replicas are kept in every Ethiopian church, is said to be in Aksum, in the Head Church of the Churches, Holy of Holies, the Virgin Mary of Zion. There, a priest appointed for life watches over the holy receptacle. He is not permitted to leave the precincts, and he appoints his own deputy while still in life. No one, not even the head of the Ethiopian church, the Abuna, “our Father,” is allowed to see the Ark.

It is hard to say exactly when the Ark of the Covenant was last seen. The original might have been lost during the later period of Solomon’s life when he turned to the Egyptian gods of his wife (of whom it was said, “the king’s daughter is all glorious within”). Soon after Solomon’s death, when the Pharaoh Shishak came to Jerusalem to help his son-in-law, Jeroboam, split Solomon’s realms, King Hezekiah is said to have hidden the Ark (Steven Spielberg’s first Indiana Jones movie, Raiders of the Lost Ark, is based on this plausible assumption).

During the reigns of Hezekiah’s evil son and grandson, Menasseh and Amon, there was no Ark in the Jerusalem Temple. Amon’s son, King Josiah, instigator of the Deuteronomist reform, had the Ark returned to the Temple (2 Chronicles 33-35:3), but then hid it again, according to the Babylonian Talmud. Alternately, Jeremiah hid it, according to 2 Maccabees 2:4-5.

Either way, when the Babylonians destroyed Jerusalem and robbed the Temple in 587 BCE, the Ark is not mentioned among the Babylonians’ spoils. The Ark is not mentioned among the remnants of the spoils given back to Judaeans by Persian kings. There was no Ark in the Second Temple, either. No Ark appears on the Titus Arch in Rome.

In early Islam, some Yemenite transmitters of the Israʾiliyāt traditions pretended to have had the Ark in Yemen since the days of Abraham. This tradition indicates that in the pre-Islamic Yemen—which happened to be mostly Jewish—veneration of the Ark had been known.

In Aksum, the present-day Eritrea and the adjacent parts of northern Ethiopia, where the current Ethiopian war has been fought for more than a year, the local pagan king, Ezana, converted to Christianity about 330 CE. We have his inscriptions both before and after his conversion. No mention of the Ark survived from his Christian state of Aksum, which began to disintegrate in the seventh century when the population migrated southwards.

The earliest attestation of the Ethiopian tradition of keeping a replica of the Ark in every church was that by the Coptic monk Abu l-Makārim Saʿdullāh who died in 1208 (Copts, Armenian, Syro-Orthodox/Jacobites and Ethiopians share the same denomination). In his book written about a decade prior to his death, Abu l-Makārim wrote that “the Abyssinians possess also the Ark of the Covenant.”

The story of the Ark of the Covenant being kept in Ethiopia is based on Kebra Nagast, the Glory of the Kings. In that text, the Queen of Saba, Makeda, visited Solomon in Jerusalem; the daughter of the Pharaoh, Solomon’s wife, became nervous and jealous; Solomon sleeps with Makeda and she leaves back home; a son, Menelik (a problematic name) is born to her, who visits his father, Solomon, at the age of 20; he brings with him Solomon’s ring, so that the king could identify him. Solomon wants Menelik to stay, but Menelik wants to go to Ethiopia, for he knows that this country will be the most blessed of all other countries and the true religion will thrive there. Solomon sends Menelik back with a suite of the firstborn sons of the Jerusalemite nobility and priesthood. Some of them steal the Ark replacing it by a replica (!), with Menelik discovering their trick only once it became too late to tell his father. This is how the Ark came to Ethiopia.

In this story, the nobility of Ethiopia are Israel in the flesh. When the Savior came, the Ethiopians became Israel in spirit, too. When all the Christians, except for Ethiopians, Copts, Armenians, and Jacobites, went astray from the true religion of pre-Chalcedon, the Ethiopians became Israel for the third time—as the physical descendants of the Chosen people, as the believers in Christ, and as the only true Christians left in the world. In the end, according to this mythology, the Ethiopians will vanquish the Jewish kings of Yemen and divide the world with the Last Roman Emperor (Heraclius, R. 608/610-641; in his days Arab Muslims arose and captured Jerusalem).

Kebra Nagast presents itself as the narration and prophesying by Gregory the Illuminator of Armenia during the First Council of Nicaea in 325 (Ethiopia was to become Christian in about a decade; Gregory did not attend the council, but his son, Aristaces, did). The Kebra Nagast tells that it was originally written in Coptic, then translated into Arabic, and then translated into Ge’ez in 1321; though the Arabic substratum can be traced, no Coptic can be detected.

The Kebra Nagast is often considered to have been written, using some older materials, in order to legitimize the new usurper dynasty, ruling from 1270 until the Derg came to power. This usurper dynasty overthrew the Zagwa dynasty (c. 900-1270) of such great kings as Lalibela (1181-1221), and pretended to be a restored Solomonic dynasty of Menelik I. Indeed, there was no mention of the Ark in Ethiopia under the Zagwa, and their churches were built in a quite different way without a replica of the Ark in the center.

The likely last non-Ethiopian person who saw the Ark of Aksum was the most important Ethiopiologist of the 20th century, Edward Ullendorff (1920-2011). A Christian from Zürich, Ullendorff did his Semitic and Ethiopic studies at the Hebrew University in Jerusalem, where he met and married his Jewish neighbor, Dina; the Second World War cut his studies short and he joined the British army, serving in Ethiopia, of course. There, Ullendorff became a close friend of Haile Selassie, the 225th monarch descended from Menelik, son of Solomon (see above) whose autobiography he would later translate. After the war he helped to establish the Ethiopian school system, which has been the best in the Third World and one of the best in the world. Unfortunately, the system covered only three cities.

In 1941, while a British officer, Ullendorff had a rare chance to examine the Ark kept in Aksum; in an interview with the LA Times from 1992, he said flatly: “I’ve seen it. There was no problem getting access when I saw it in 1941 … You need to be able to speak their language, classical Ge’ez … they have a wooden box, but it’s empty. Middle- to late-medieval construction, when these were fabricated ad hoc.”


Dan Shapira is an interdisciplinary historian and philologist at Bar-Ilan University. He is working presently on medieval and early modern Jewish minority communities, the Crimea, and the Khazars.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Antoni Słonimski, Julian Tuwim, “W oparach absurdu”

Antoni Słonimski, Julian Tuwim, “W oparach absurdu”

Janusz R. Kowalczyk


Tom satyrycznych tekstów Antoniego Słonimskiego i Juliana Tuwima z lat 1920–1936 to jedno z najwspanialszych dzieł humorystycznych. Wykorzystując znane prasowe formy: ogłoszenia, porady, przepisy kulinarne, reklamy, autorzy skłaniali czytelników do euforycznego śmiechu.

Zarazem Antoni Słonimski i Julian Tuwim    uczyli nas dostrzegania absurdu w codziennym życiu. Po raz pierwszy zbiór tekstów z cyklu “W oparach absurdu” został wydany w 1958 roku, w niezapomnianej serii “Biblioteka Stańczyka” wydawnictwa Iskry. Warto dodać, że po latach ukazał się również tom zatytułowany “Cyganka oraz inne satyry i humoreski prozą, teksty kabaretowe i aforyzmy”, Iskry 2011, niejako uzupełniający literackie zabawy skamandrytów, choć tym razem autorstwa wyłącznie Tuwima.

We wstępie do zbioru “W oparach absurdu” Antoni Słonimski pisał:

Od pierwszych dodatków primaaprilisowych “Kuriera Porannego” do ostatniej naszej wspólnej wyprawy w krainę bzdury i absurdu minęło bez mała piętnaście lat. Nie była to więc sporadyczna zabawa, a raczej stała potrzeba, dla której odchodziliśmy co pewien czas na stronę, przerywając normalną pracę literacką. 

Antoni Słonimski, fot. Archiwum Fotograficzne Władysława Miernickiego / Narodowe Archiwum Cyfrowe

Antoni Słonimski

Pomijając aspekt edukacyjny i wychowawczy, a więc chęć nauczenia krytycznego podejścia do słowa drukowanego w codziennej prasie, ujawniony w ten sposób nonsens przełamywał czytelniczą rutynę przyjmowania za dobrą monetę wszelkich mniej lub bardziej utartych poglądów.

W swoich parodiach, czy wyławianiu absurdów dnia powszedniego, autorzy unikali bieżących tematów, co nadało ich dziełku waloru ponadczasowości, z pożytkiem dla wszystkich czytelników, wrażliwych na ten rodzaj przewrotnego, diablo inteligentnego humoru. W ostatnim zdaniu wstępu Słonimski przyznaje, iż:

Nie wszystkie zebrane w tym tomie utwory stoją na tym samym poziomie, są tu żarty słabsze i lepsze, ale zaletą ich niewątpliwą jest to, że nie udają czegoś, czym nie są, nie bałamucą i nie mistyfikują.

Julian Tuwim, rep: Wojciech Kryński / Forum

Julian Tuwim

Z kolei Tuwim – w skrócie przedrukowanego eseju, zaczerpniętego z jego książki “Pegaz dęba” – dał do zrozumienia, że chwile, kiedy wraz ze Słonimskim zdarzało im się pławić w czystym absurdzie spraw nieistniejących, rozbudzały w nich ogień równie świętego co szalonego natchnienia do tego stopnia, że kiedy w końcu wracali do spraw codziennych i rzeczywistych: kto co pisał, czytał czy oglądał na scenie, ich wcześniejszy zapał – “żar, patos, żywioł” – z nagła dziwnie stygł. Autorskie przesłanie tekstów tomu “W oparach absurdu” najkrócej można by streścić przytoczonym przez poetę zdaniem: “Ach, żeby było inaczej, na przekór, wbrew”! W jawnym sprzeciwie wobec wszystkiego, co “wiadome”, co “utarte” i co nieodmiennie wkrótce wróci, nudząc rutynowym porządkiem.

Fascynujący wydał się Tuwimowi fakt, że dzieci bzdurzą: “Maleństwo się rodzi. Po pewnym czasie zaczyna mówić – i od razu, bez przygotowania mówi nieprawdę. To znaczy, że fantastyka jest zjawiskiem przyrodzonym. Potem dopiero głupiejemy, my, smutni dorośli ludzie”. Jeśli jednak któremuś z pełnoletnich ludzi bzdurzenie nie przechodzi, “zostaje poetą”. Pod koniec wstępu autor “Kwiatów polskich” przypomniał słynną maksymę Tertuliana: “Wierzę, bo to absurd”, uznając ją za jedno “z najpiękniejszych i najmądrzejszych zdań, jakie człowiek na ziemi powiedział”.

Już pierwszy dodatek primaaprilisowy w “Kurierze Polskim” [1 kwietnia 1920] obok nonsensownych wieści z kraju i ze świata (“Z Wisły – Woda jak woda”) czy parodystycznego omówienia nieistniejących książek, zawiera zgrabny pastisz ówczesnej gazetowej reklamy. Na wzór “Reformackich z zakonnikiem”, tradycyjnych tabletek o działaniu “łagodnie przeczyszczającym”, pada propozycja skorzystania z innego wyrobu: “Tamare indienne – Łagodnie przeczyszcza nie przerywając snu”. To do dziś niedościgniony wzór inteligentnego, zabawnie ironicznego podejścia do wciskanych nam, nikomu niepotrzebnych, pozbawionych sensu reklam.

Intrygująco przedstawiała się również rubryka “Z ostatniej chwili”, z sensacyjną informacją o posmaku kryminalnym: “W Neandertalu odkryto zwłoki człowieka przedhistorycznego. Śledztwo w toku. Władze są już na tropie mordercy”. Bo jakżeby inaczej.

W “Poradniku kulinarnym” znajdujemy między innymi przepis na eskalop z cielęciny: “Wziąć dwa funty cielęciny, wstrząsnąć obrać, zaprawić i zrobić eskalop. Dla smaku można dodać szczyptę soli”. Słowem, dziecinnie proste danie.

Z ogłoszeń różnych warto odnotować (w układzie alfabetycznym) pierwszy anons: “Chrześcijanin sprzeda spodnie. Krucza 38”, oraz ostatni: “Żyd kupi spodnie. Krucza 38”.

Jak na pierwszy numer wcale nieźle. Rok później [“Kurier Polski”, 1 kwietnia 1921] – nie inaczej. Można uznać, że autorzy nieco się rozbrykali, donosząc choćby o tym, że: “Fryzjer damski »Emilio« czesze wszędzie”. Hmm… Skoro istnieje zapotrzebowanie…

Atrakcyjnie zapowiada się także: “»PTWUM« (Pierwsze Polskie Tow. Wzajemnych Ubezpieczeń od Mordobicia)”, które ” p o l e c a pp. recenzentom polisy premiowe i w ogóle teatralne, w p r o w a d z i ł o specjalny dział ubezpieczeń sejmowych, k i e r u j e sprawy honorowe na drogę sądową”. No proszę. I komu to szkodziło?

Dołączony na tenże rok “Kalendarzyk encyklopedyczno-informacyjny”, zbożnie zatytułowany “Pracowita pszczółka”, zawierał comiesięczne “Wskazówki dla rolników” (między innymi – w sierpniu: “W ogrodach dojrzewa sośnina, a dąb, król drzew rzuca cień na skoszoną murawę”); ponadto “Wspominki historyczne” (1 marca 1754: “Walezjusz, jako małe dziecko, odkrywa głowę przed pomnikiem swego następcy”; 11 kwietnia 1812: “Napoleon Wielki udaje się do Moskwy”); czy menu na kolejny miesiąc zawierające trzy potrawy – nieodparcie z grzybów: (“Menu na maj”: “Rosół na grzybkach. Grzybki à la admirał Nelson. Kompocik grzybowy”); a także “Ważniejsze imiona słowiańskie i żydowskie” (listopad: “Somowir, Samowar, Lassota, Lewita, Wyszosław, Wyszogrod, Kopyciński, Hipek, Wolidar i Konarek”).

Autorzy nie kryją, że się niekiedy wzorowali na innych, na przykład na Marku Twainie: “Pootrząsaj drzewa z ogórków (jak to zaznaczył znany agronom amerykański M. T.), a czyń to w ten sposób, aby od razu spadały do kadzi z kiszoną wodą i koprem. Należy uważać, aby kłusownicy nie zastawiali sieci na pozostałe ogórki”. Rok wcześniej, w cyklu wieści z ostatniej chwili, informowali, że: “Wiadomości o śmierci królowej Bony są mocno przesadzone”, odwołując się niechybnie do znanego aforyzmu amerykańskiego pisarza, iż: “The reports of my death are greatly exaggerated” – “Doniesienia o mojej śmierci są mocno przesadzone”, co było jego reakcją na nekrolog o nim samym, który nagle a nieoczekiwanie ukazał się w prasie.

Równie ciekawych informacji jest dostatecznie wiele, jak choćby ostrzeżenie, że nadając list polecony możemy z poczty odejść z kwitkiem. Warto o tym pamiętać, podobnie jak o szkodliwości spożywania napojów wyskokowych: (“W.Z. Brunet z Pragi Czeskiej. Nie pijał nigdy. Po śmierci żony zaczął pić. Tegoż roku skradziono mu cenny pamiątkowy zegar i futro (szenszyle [sic!] na multonie)”. I co wy na to?

Są “wrażenia szczególne” z “Obrad Sejmu Walnego”, sprawozdawane w stylistyce pokrewnej językowi Wiecha. Jest też “Teatr i muzyka” – tekst zapoczątkowujący serię kilku innych, w duchu spastiszowanego “Gwałtu na Melpomenie” Antoniego Słonimskiego:

W i e l k i. Dziś nuda, jutro nuda, co dzień dzika nuda.

R o z m a i t o ś c i. Dziś nuda, jutro nuda, co dzień potworna nuda.

P o l s k i. Dziś i jutro ponura, beznadziejna nuda.

R e d u t a. Straszna, zgrozą przyjmująca nuda co dzień.

K o m e d i a, M a ł y, i m. D o m o s ł a w s k i e g o, N o w o ś c i, N o w y, P r a s k i, N i e t o p e r z, D r a m a t y c z n y – co dzień groźna nuda.

Z wyliczeń widzów na sali wychodzi na to, że nie grzeszą one szczególną frekwencją: (“W i e l k i. Dziś Kościński z żoną. Olszewski. Rajzman. Siostra Wajcmana. Brat biletera. Dwu braci Koszun i Kolman z żoną i córką. Jutro »Deficyty«, opera Gounoda”). Nie inaczej w pozostałych przybytkach Melpomeny: (“R e d u t a. Dziś nikogo. […] S t a ń c z y k. Nikogo”) etc., etc.

Zabawnie wychodzi pastiszowe zestawienie recenzji z piętnastotysięcznego jubileuszowego przedstawienia “Don Juana” w Teatrze Narodowym w… 1974 roku: Władysław Rabski: (“Jak grali, co grali, nie wiem, nie chcę wiedzieć, nie pamiętam. Czuło się tylko, że tam na scenie święci się wielkie misterium dusz, triumf artyzmu zakuty w jedno wielkie, przepotężne, zniewalające »credo« tytanów talentu”). Fragment pióra – jakoby – Antoniego Słonimskiego: (“Mimo ogromnego wzruszenia artyści mówili chwilami zupełnie wyraźnie i tylko kilkanaście osób nie umiało swych ról”). I jeszcze niejaki Kornel Makuszyński: (“Patrzę przez łzy, a przed sobą słyszę dialog: – Te, mikrus, jak się nazywa ten, co beszta Węgrzyna? – Taż to Roland, batiaru! On ma do niego ansę. Kochane, drogie chłopaki, pewnie z Jarosławia!”).

Można jeszcze długo cytować obu arcymistrzów ostrego satyrycznego pióra – okazjonalnie wspieranych przez Jana Lechonia i Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego) – kiedyś jednak trzeba postawić końcową kropkę. Stąd też nie omówię szerzej książki Ireny Krzywickiej, zatytułowanej “Jak odpowiadać dzieciom na drażliwe pytania”, poza odpowiedzią na niewinne zagajenie: “Mamusiu, z czego się robią dzieci?”. Otóż przed młodzieżą w wieku dojrzewania nie powinno się kryć, że: (“Dzieci powstają z zaniedbania i lekkomyślnego zapuszczenia ciąży”). Mniejsze pociechy zbywamy natomiast jakowymś troskliwym acz stanowczym stwierdzeniem: (“Nie garb się”), na przykład.

Prawdziwe ciarki natomiast mogą, nawet dziś, przejąć czytelników drobnego ogłoszenia: (“Malarz pokojowy chciałby zostać malarzem wojennym. Błaga pp. dyplomatów o zamieszki i powikłania międzynarodowe. Chętnie będzie malował bitwy, potyczki itp.”). Kilka zdań z kwietnia 1925 roku, wkrótce, zrazu niepostrzeżenie, zaczęło się dojmująco urzeczywistniać. A poeci, cóż? Ostrzegali, jak umieli, ale kto by ich tam słuchał…


  • Antoni Słonimski, Julian Tuwim
    “W oparach absurdu”
    ilustracja na obwolucie: Jerzy Zaruba
    opracowanie graficzne: Andrzej Barecki
    przedmowa: Jerzy Bralczyk
    wydawnictwo: Iskry, Warszawa 2008
    wymiary: 110 x 215 mm
    oprawa: twarda z obwolutą
    liczba stron: 188
    ISBN: 978-83-244-0067-6


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Auction Set for Nobel Prize Given to Late Jewish Physicist Who Was Saved From Nazis by Kindertransport

Auction Set for Nobel Prize Given to Late Jewish Physicist Who Was Saved From Nazis by Kindertransport

Shiryn Ghermezian


Walter Kohn with his family in Vienna in circa mid-1930’s. Photo: Nate D. Sanders Auctions.

A Nobel Prize medal in chemistry won in 1998 by late Jewish physicist Walter Kohn, who was among the roughly 10,000 children saved from Nazi-occupied territories during World War II by the Kindertransport, will be auctioned next week.

The Nobel Prize medal is made of 18kt gold and plated in 24kt gold, and bears a plaque engraved with Kohn’s name and 1998 in Roman numerals. Also written is an abbreviation for The Royal Swedish Academy of Sciences, which is responsible for selecting the laureates in economic sciences.

The Los Angeles-based Nate D. Sanders Auctions said bidding on the Nobel Prize begins at $275,000. The auction will take place on Jan. 27, which is also International Holocaust Remembrance Day.

Born in 1923 in Vienna, Austria, Kohn and his older sister was taken to the United Kingdom in 1938 through the Kindertransport. The children were placed in homes throughout Britain, and Kohn was ultimately put in a home in Canada. He and his sister survived, but their parents died in the Holocaust.

Kohn later studied applied mathematics at the University of Toronto and eventually earned a PhD from Harvard in physics. He became a a research professor of physics at UC Santa Barbara and was the founding director of the campus’s Institute for Theoretical Physics. He also taught at the University of California San Diego from 1960-1979. He died in 2016 at the age of 93.

The auction house is also selling three science books that Kohn purchased at a temporary internment camp in Canada, all of which are still in their homemade dust jackets.

“The books are a foreshadowing to the incredible achievements that Kohn made to the world through his Nobel Prize winning work,” the auction house said. “As the architect of density functional theory (DFT), Kohn devised the computational quantum mechanical modeling system that has allowed scientists to understand the nuclear structure of microscopic matter. Though the underlying structure of NFT is complex, the actual equations are now commonplace among scientists, with countless practical results from discovering trace impurities in chemicals, to modeling planetary systems.”

Auction owner Nate Sanders said, “To think what would have been lost to the world had Walter Kohn not made it to the UK during WWII is incomprehensible.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com