Archive | 2022/04/23

Do kogo należały po wojnie osierocone żydowskie dzieci?

Siostry Mina i Liwsza Fuchsberg z Borysowa (fot. archiwum rodzinne)


Do kogo należały po wojnie osierocone żydowskie dzieci?

Anna Bikont


Do kogo należały po wojnie osierocone żydowskie dzieci? Do polskich opiekunów, którzy je przechowali w czasie wojny? Do bliskich i dalekich krewnych, którzy się po nie zgłaszali z zagranicy? Do instytucji żydowskich, które głosiły, że są własnością narodu żydowskiego i że trzeba je odebrać nawet wbrew ich woli?

.

Nie było na to jednej dobrej odpowiedzi.

„W tym przypadku – pisze Marian Turski w przedmowie do książki Lili Fuchsberg „Listy do mojej siostry”– byłem po stronie przybranych rodziców”.

Ten przypadek to rozpisana w listach historia sióstr Fuchsberg z Borysławia. Obie zostały uratowane przez rodzinę Grzegorczyków, ale każda zapamiętała wojnę inaczej. Malutka Liwsza jako Zdzisia (czyli Zdzisława) wyrastała szczęśliwie u boku uwielbiających ją rodziców Heleny i Władysława Grzegorczyków. Nie miała pojęcia, że miała kiedyś innych rodziców. Starsza Mina wszystko wiedziała i dużo widziała. Pamiętała getto w Borysławiu, ukrywanie się z rodzicami i bratem w lesie, śmierć rodziców wskutek denuncjacji i jak ją starszy brat – ona miała wtedy 11, on 13 lat – zaprowadził do Grzegorczyków, gdzie od dwóch miesięcy była już jej młodsza siostra oddana jako niemowlę. Minę ukryli na strychu, gdzie chowali już 17 Żydów. Czasem wieczorami mogła zejść po wąskiej drabinie i pobawić się z młodszą siostrą, która uchodziła za córkę swoich opiekunów.

„Mama mi opowiedziała – pisze 11-letnia Zdzisia do Miny – że jeden raz jedna sąsiadka doniosła do policjanta, że jestem Żydówką i nie jestem ich dzieckiem. On znał Tatę i go uprzedził, a Tato poleciał do niej z siekierą i jej powiedział: »Jak mojemu dziecku spadnie jeden włos z głowy, to twoje zostaną bez głowy!«. A potem szybko mnie ochrzcili na ich nazwisko. To nas uratowało. Tato zawsze mówił: »Niemcy nigdy ze mną nie wygrają!«” (list z 20.06.1953).

Wszyscy ukrywający się u Grzegorczyków przeżyli. Mina wyjechała do Palestyny, Liwsza-Zdzisia została u opiekunów. Ale to nie było oczywiste. Jej ciotka poruszyła niebo i ziemię, żeby odebrać dziewczynkę, uznała, że spełnia wolę ukochanego brata. Sprawa toczyła się w sądach w kolejnych instancjach.

„Jak ciotka Hela złożyła odwołanie do Najwyższego Sądu – pisała Helena Grzegorczyk do Miny – to musieliśmy schować Dzidzię, żeby jej nie ukradła. Władka posadzili do więzienia, bo nie chciał powiedzieć, gdzie schował dziecko! Nasza ucieczka z Nowej Rudy była dla Dzidzi chyba przygodą, bo wyjechaliśmy dorożką i dziecko było schowane pod ławą. Potem pociągiem całą noc do koszarów wojskowych w Radomiu, gdzie mąż mojej siostry jest majorem. (…) Co nam też dużo pomogło na tej rozprawie, to, że nasi przyjaciele Żydzi, którzy się przechowali u nas, świadczyli za nami. A Ty też w końcu wysłałaś zaświadczenie, że się zgadzasz, żeby dziecko wychowywało się u nas. Mimo tej wygranej rozprawy do tej pory się boimy, że ktoś ukradnie nasze dziecko na konto ciotki, tak że kupiliśmy dużego wilczura, co idzie z nią do szkoły i ją nie odstępuje na krok” (list z 20.03.1951).

***

Zdzisia wiedziała, że ma siostrę, która uczy się w Izraelu, ale nie wiedziała, że tam mieszkają Żydzi.

O tym, kim jest, uświadomiła ją – jak to często bywało – życzliwa sąsiadka, która zaczęła ją wyzywać od Żydówek, ale to było już długo po wojnie, w 1952 r.

Mina nigdy nie żałowała, że wyjechała. Zdzisia nigdy nie miała wątpliwości, iż dobrze się stało, że została po wojnie w Polsce i dzięki temu rosła otoczona miłością i troską. Czasami tylko miała dość i myślała o wyjeździe do siostry (ale tylko razem z Grzegorczykami), jak w 1956 r.:

„Miniu, napisz, choć jedno słowo, bo już dłużej nie mogę wytrzymać. Po prostu dostaję szału.

Wiesz chyba, jak straszny jest teraz w Polsce antysemityzm. Ciągle jakieś wypadki, że aż strach. Nusiek już kilkakrotnie nam mówił, żeby wyjechać na stałe i oto niedawno przypadek sprawił, że zdecydowana jestem natychmiast wyjechać. Wolę Cię nie smucić i nie daję opisu. Po prostu już nie mogę wytrzymać, ciągle mi dokuczają, że jestem Żydówką. A po drugie, dlaczego nie mogłybyśmy być razem i dlaczego nie miałabym mieszkać w ojczyźnie, gdzie nikt by mi nie zarzucał mego pochodzenia? Oczywiście powiedziałam o tym Mamusi, ale Mama jeszcze się waha” (list z 30.12.1956).

Jej polska matka nie zdecydowała się na wyjazd do Izraela, więc ona nie wyjechała. Ojciec był gotów, twierdził, że „mógłby do Was jechać pociągiem towarowym, bo tylko w jedną stronę będzie się męczyć, potem ma zamiar zostać już na stałe!” (list z 08.11.1962).

***

Wyemigrowała w późnych latach 60., ale dlatego, że zakochała się i wyjechała za mężem Francuzem do Paryża, gdzie mieszka do dziś. Opisywała siostrze noc po porodzie swego pierwszego dziecka:

„Nie wiem, jak sobie poradziłaś, mając cztery dziewczynki, i czy zaraz myślałaś o naszej MAMIE, która musiała mnie oddać na przechowanie zaledwie kilka tygodni po porodzie. Nie mogę odpędzić o tym mysśli, o JEJ i TATY aresztowaniu, torturach i śmierci. Byłam pewna, że moje szczęście pokryje te wszystkie wspomnienia i zostanie tylko radość, że jestem matką. Ale niestety tej nocy miałam tak straszny koszmar, że muszę Ci go opisać zaraz, bo inaczej z tego się nie wyzwolę, a muszę przecież być zrównoważoną matką. Do tej pory popłakuję i mam dreszcze, zupełnie jakbym była w lodowni. W nocy się zbudziłam stukaniem niemieckich cholew zbliżających się do mnie coraz bliżej i zobaczyłam ich buty przy moim łóżku. Wzięłam szybko dziecko i schowałam się pod łóżko (tak jak Ty byłaś schowana na początku w naszym domu). Tam znalazły mnie rano na pół przytomną pielęgniarki, odebrały dziecko i zadzwoniły po lekarza” (list z 17.09.1973).

***

Do Zdzisi, już wtedy Catherine Ravet, przyjechał zaraz po porodzie Władysław Grzegorczyk.

„Jak przyleciałem do Paryża, Dzidzia już czekała z córeczką. Piąta wnuczka! – pisał do Miny, bo jej cztery córki uważał też za swoje wnuczki. – Może mi nie uwierzysz, ale mówię Ci prawdę, to dziecko jest zupełnie do mnie podobne. A wpatrzona we mnie jak w obrazek i jak ją biorę na ręce, zaraz się uśmiecha. (…) Mówię Ci, Minciu, nie ma nic lepszego na świecie jak niemowlak na rękach. Moja kochana Minciu, na pewno pamiętasz, jak byłaś u nas ukrywana, to zawsze Ci mówiłem: »Wszystko będzie dobrze, oni z nami nie wygrają«. I teraz widzisz, to prawda, obie siostry macie rodzinę i dzieci, a ja mam piękne wnuczki. Władek, co was kocha” (30.10.1973).

Możemy przeczytać tylko listy, które Zdzisia i jej polscy rodzice wysyłali do Miny, trzymała je w swoim domu w kibucu Gan Shmuel w pudełku na buty. Grzegorczykowie przechowywali listy Miny w drewnianym szkatułkowym pudełku, na który połasili się złodzieje, gdy kiedyś ogołocili ich dom, i tak listy przepadły. Co za strata!

„Kiedy dostałem te listy do ręki, nie mogłem się od nich oderwać. Aż do świtu czytałem je ze ściśniętym gardłem – pisze Marian Turski. – To najlepsza z powieści, jakie ostatnio czytałem, to najsilniejszy z dramatów, jakie ostatnio widziałem”.

Tylko się pod tym podpisać.

Lili Fuchsberg
Listy do mojej siostry 19461973
Austeria, 2021

Lili Fuchsberg, Listy do mojej siostry 1946-1973Lili Fuchsberg, Listy do mojej siostry 1946-1973 Austeria


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Why does NYC still honor two French Nazi collaborators? – opinion

Why does NYC still honor two French Nazi collaborators? – opinion

MENACHEM Z. ROSENSAFT/JTA


Two people honored by New York City were accused of dispatching tens of thousands of people to be killed in gas chambers.

A Nazi armband with a swastika displayed in the Deutsches Historisches Museum, Berlin, Germany / (photo credit: Wikimedia Commons)

Statues of Presidents Thomas Jefferson and Theodore Roosevelt were recently removed from, respectively, the New York City Council chamber at City Hall and the entrance to the American Museum of Natural History on Central Park West. Municipal officials, acting amidst a wave of sensitivity to historical slights, noted Jefferson’s role as a slaveholder and the Roosevelt statue’s demeaning depiction of Native Americans.

Regardless of their shortcomings, neither US president has ever been accused of dispatching tens of thousands of people to be killed in gas chambers. But two people honored by New York City have been.

For most of the past two decades, plaques honoring Philippe Pétain and Pierre Laval, under whose watch as leaders of the Hitler-allied Vichy regime approximately 77,000 Jews living in France were murdered, have been on prominent display in New York City.

The Pétain/Laval government promulgated draconian antisemitic laws, “aryanized” or seized Jewish property and rounded up thousands of Jews for deportation from France to Nazi death camps in German-occupied Poland.

Yet black granite markers engraved with Pétain’s and Laval’s names remain untouched on Broadway’s Canyon of Heroes in lower Manhattan.

The Pétain and Laval plaques and 204 others embedded in the sidewalks between Battery Park and Chambers Street commemorate individuals and groups celebrated with ticker-tape parades beginning in 1886. On Oct. 22, 1931, Laval, then prime minister of France, starred in his parade. Four days later, Marshal Pétain, the French army’s commander-in-chief at the end of World War I, was escorted up Broadway by 2,000 uniformed men and three bands.

At that time, neither of them had yet descended into ignominy; that happened during World War II. Both were tried for treason in 1945, found guilty and sentenced to death. Laval was executed but Pétain’s sentence was commuted to life imprisonment.

The plaques, however, were installed in 2004 — not 1931 — by which time Pétain and Laval had been notorious for over 60 years. Imposing these blights on the New York City landscape in the first place didn’t appear to ring alarm bells — a fact that speaks volumes in and of itself.

Serge Klarsfeld, one of France’s most prominent authorities on the Holocaust, revealed in 2010 that Pétain, the chief of state of Vichy France from 1940 until 1944, had personally and significantly worsened conditions for Jews in France: A draft of his government’s first Law on the Status of the Jews (“Statut des Juifs”) of October 1940, which defined who was Jewish and which excluded Jews from large segments of French public life, included Pétain’s handwritten notations making the law ever more strict.

For his part, Laval, the head of the Vichy government, told German and other correspondents at a news conference in September 1942 that he intended to continue deporting alien Jews — that is, refugees and other Jews who did not hold French citizenship — from France. “No man and nothing,” Laval declared, “can sway me from my determination to rid France of alien Jews and send them back where they came from.”

What’s more, while most of the Jews sent from France to the Nazi death camps were indeed foreign or stateless Jews, large numbers of native French Jews were deported and killed as well.

Symbolism matters. A lot. And for better or worse, Pétain and Laval have come to epitomize Nazi collaboration at its worst. In France, no one except for ultra-right political extremists like Éric Zemmour — a reactionary (and, unfortunately, Jewish) fringe candidate who finished a distant fourth in Sunday’s first round of French presidential elections — wants to have anything to do with either of them. The last French street bearing Pétain’s name, in the village of Tremblois-lès-Carignan, was renamed in 2011.

In 2017, with Confederate monuments coming down across the United States, attempts were made to have the Pétain and Laval plaques removed from Lower Manhattan. At first, then-Mayor Bill de Blasio agreed, tweeting that “the commemoration for Nazi collaborator Philippe Pétain in the Canyon of Heroes will be one of the first we remove.”

His resolve did not last. In January 2018, the Mayoral Advisory Commission on City Art, Monuments, and Markers recommended that the Pétain plaque should stay where it is, arguing that “if a marker is accurate, and not celebratory of egregious values or actions, it should not be removed.”

The commission did throw a bone of sorts to those who were offended by the Pétain plaque. It suggested “re-contextualizing” it by adding explanatory texts so as to “reframe” the markers “as a teachable moment.” It is not clear whether the commission discussed the Laval plaque at all.

Four years later, not only are the Pétain and Laval markers still there, but no “contextualizing” content has been added. These two Holocaust enablers with blood on their hands continue to receive equal billing with the likes of Winston Churchill, Dwight D. Eisenhower, David Ben-Gurion, Queen Elizabeth II, Charles de Gaulle and Nelson Mandela.

I am not taking issue here with the removal of the Jefferson and Roosevelt statues. But if they were taken away, what possible rationale can there be for not doing the same to the Pétain and Laval plaques?

Petain and Laval, incidentally, are not the only World War II villains to be glorified in the United States. The Von Braun Center in Huntsville, Alabama, is named for Wernher von Braun, who, prior to reinventing himself as a key architect of the American space program in the 1950s and 1960s, was a Nazi major who lethally exploited inmates at the Dora-Mittelbau concentration camp to manufacture the Third Reich’s V-2 ballistic missiles. A large bust of von Braun stands prominently outside NASA’s Marshall Space Flight Center, also in Huntsville. My father, who was imprisoned at Dora for several months, said that conditions there were worse than he experienced at Auschwitz.

As the son of two survivors of Auschwitz and Bergen-Belsen, I urge Mayor Eric Adams to take a fresh, hard look at the obscenity of heroizing two antisemitic Nazi collaborators on the streets of New York City, and fervently hope that he will have these markers removed without further delay. It’s the morally right thing to do.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Liev Schreiber to Star in Series on Dutch Woman Who Sheltered Anne Frank’s Family During Holocaust

Liev Schreiber to Star in Series on Dutch Woman Who Sheltered Anne Frank’s Family During Holocaust

Shiryn Ghermezian


Actor Liev Schreiber. Photo: Gage Skidmore/Wikimedia Commons.

Jewish actor Liev Schreiber will co-star in an upcoming Disney+ and National Geographic limited series about the true story of Miep Gies, the Dutch woman who sheltered Anne Frank and her family during World War II and also hid the young Holocaust victim’s diary from the Nazis.

Schrieber will play Otto Frank, Anne’s father, in the upcoming series “A Small Light,” which will also star Joe Cole (“Peaky Blinders”) and Jewish actress Bel Powley (“The Diary of a Teenage Girl”) in the lead role, according to Deadline. The eight-episode series is being backed by ABC Signature and Israel’s Keshet Studios. Work will begin on the limited series over the summer in Prague and Amsterdam.

Powley will play Gies, Otto’s faithful secretary who agreed to hide him and his family from the Nazis in Amsterdam. Gies and her husband Jan (played by Cole) cared for the Franks and four others as they hid for two years in a secret annex in the attic of Otto’s company Opekta. The couple told no one of their efforts while living under Nazi occupation in the Netherlands, as they coped with the struggles of daily life and a new marriage.

Gies found Anne’s diary after the Frank family was arrested by the Nazis, and kept it until she could return it to Otto after World War II. Otto was the only member of his family to survive the Holocaust.

The show’s title references a quotation by Miep, who said, “I don’t like being called a hero because no one should ever think you have to be special to help others. Even an ordinary secretary or a housewife or a teenager can turn on a small light in a dark room.” She died in 2010 at the age of 100.

The series’ co-writers, “Grey’s Anatomy” veterans Joan Rater and Tony Phelan, will also serve as co-executive producers and showrunners, according to Deadline. Susanna Fogel will direct the pilot and other episodes, and will executive producer with Keshet Studios’ Peter Traugott; Keshet International’s Alon Shtruzman; and Keshet Media Group’s Avi Nir.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com