Rosyjski żołnierz do rodziny: trochę zwinąłem kosmetyków, adidasy, tu mieszkała sportowa rodzina

Uzbrojeni rosyjscy żołnierze w swoich pojazdach wojskowych w pobliżu Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej, 1 maja 2022 r. (Fot. Alexander Zemlianichenko / AP Photo)


Rosyjski żołnierz do rodziny: trochę zwinąłem kosmetyków, adidasy, tu mieszkała sportowa rodzina

Wiktoria Bieliaszyn


Rosyjscy żołnierze wywodzą się z biednych regionów, mają podstawowe wykształcenie. Łatwo ich otumanić, więc mordują, gwałcą, kradną.

.

Rosyjska armia jest niezwyciężona, nie podskoczy jej żadna inna. Rosyjska armia nie rozpoczyna wojen, ona jedynie je kończy. Rosyjscy żołnierze są najbardziej ludzcy na świecie, z szacunkiem traktują żołnierzy przeciwnika, ludności cywilnej zapewniają bezpieczeństwo, a nawet udzielają jej pomocy – taki obraz rosyjskich sił zbrojnych ma przeciętny Rosjanin. Usłyszał to z ust polityków, dziennikarzy, w cerkwi – z ust samego patriarchy.

A co pokazują niezależni dziennikarze? Piekło.

„Zabili, zastrzelili, nasrali”

Ciało mężczyzny ze śladami tortur znaleziono w garażowym kanale. Ukrywał się tam w czasie okupacji Trościanki? Może. Rosyjscy żołnierze go tam odnaleźli, a może uznali, że to najłatwiejszy sposób na pozbycie się zwłok. Fotograf Paweł Dorogoj, obecny w grupie osób, które odnalazły ciało na początku kwietnia, kiedy miasto zostało uwolnione po niemal miesięcznej okupacji, opisuje, że mężczyzna został najprawdopodobniej najpierw skrępowany sznurem, później dotkliwie pobity, bo na jego twarzy widoczne były ślady tortur, a następnie zastrzelony. Na koniec, choć nie wiadomo, czy doszło do tego już po zgonie, czy kiedy mężczyzna jeszcze żył, rosyjscy żołnierze się na niego wypróżnili. „Zabili, zastrzelili, nasrali”, podpisał zdjęcia z Trościanki fotograf.

Tego rodzaju „ślady” rosyjscy żołnierze zostawili też w lokalnym komisariacie policji. „Urządzili sobie performance, srali w każdym gabinecie”, opisuje fotograf, na dowód pokazując zdjęcia. „Świnie to przy nich szlachetne zwierzęta. Na tablicy napisali: »Nie chcieliśmy tej wojny, ale to wy milczeliście przez osiem lat«”, relacjonuje Dorogoj, zwracając przy tym uwagę na znaczenie hasła pozostawionego przez Rosjan. Potwierdza ono, że znaczna część rosyjskich żołnierzy głęboko wierzy kremlowskiej propagandzie, utwierdzającej ich w przekonaniu, że wtargnęli do Ukrainy, by „wyzwolić rosyjskojęzyczną ludność”.

Powtórka z historii

Do egzekucji ludności cywilnej dochodziło też w innych miejscach w Ukrainie. Eksperci i przedstawiciele władz Ukrainy podkreślają, że o wielu wciąż jeszcze nie wiemy. W chwili śmierci skrępowane ręce miało wielu mieszkańców Buczy czy Irpienia, o czym alarmowały nie tylko ukraińskie władze, ale i niezależni dziennikarze obecni podczas ekshumacji. Z kolei mężczyźni pochowani w masowym grobie odkrytym przez władze 29 kwietnia w obwodzie buczańskim mieli mieć związane ręce, zasłonięte oczy i zakneblowane usta, a część przestrzelone uszy. Ta ostatnia tortura to podobno fantazja 35-letniego Białorusina dowodzącego pododdziałem rosyjskiej Gwardii Narodowej. Ci, którym udało się przeżyć okres okupacji Buczy czy Trościanki, opowiadali dziennikarzom, że jedną z form tortur stosowanych przez rosyjskie wojska było zmuszanie do wąchania rozkładających się ciał osób zabitych wcześniej.

Kiedy pytam Andrieja Kolesnikowa, eksperta moskiewskiego centrum Carnegie, z czego wynika nie tylko brutalność rosyjskich żołnierzy, ale i jawna chęć upokorzenia ofiar, słyszę, że mamy do czynienia z powtórką z historii. Mnożące się przykłady zbrodni przeciwko ludzkości, których dopuszczają się rosyjscy żołnierze, to zwyczajna „banalność zła”. Rosyjskie władze, podobnie jak niespełna sto lat temu władze III Rzeszy, dokładają wszelkich starań, by społeczeństwo przestało widzieć w obywatelach innych krajów ludzi. Dla tych Rosjan, których Kremlowi udało się otumanić najbardziej agresywną i toporną propagandą, osiągającą dzisiaj bezprecedensową w historii współczesnej Rosji skalę, Ukraińcy nie są dzisiaj pełnowartościowymi ludźmi, zaś sam kraj – należy „deukrainizować”.

– Rosyjskie władze rozwijają w społeczeństwie poczucie, że przedstawiciele innych narodowości, a już zwłaszcza Ukraińcy, nie powinni być traktowani jako pełnowartościowy naród. A skoro nie jest on pełnowartościowy, to z jego przedstawicielami można robić, co tylko się podoba. Przekaz jest taki, że trzeba ich „wybić do ostatniego”. Część rosyjskiego społeczeństwa, z którego wywodzą się przecież też żołnierze, podkreśla Kolesnikow, traktuje Ukraińców z pogardą. Mówią o nich nie tylko „banderowcy” czy „naziści”, ale też np. „ukropy” [koper]. To przykład wojennej dehumanizacji – tłumaczy.

Zombi

Najszybciej przemawia ona do osób o niskim poziomie wykształcenia, co działa na korzyść władz, które rosyjską armię tworzą w głównej mierze z mężczyzn pochodzących z prowincji i biednych regionów. Nie znają języków obcych, nie byli nigdy za granicą, nie posiadają umiejętności weryfikowania informacji sączonych im przez państwowe media, którym bezkrytycznie wierzą. Dla wielu z nich zawód żołnierza był jedyną możliwością uzyskania stałego zatrudnienia. Pokrywa się to ze słowami Władimira Zołkina, współpracującego z władzami Ukraińca, który przeprowadza wywiady z rosyjskimi jeńcami wojennymi i publikuje w internecie. Działacz w jednej z rozmów z dziennikarzami scharakteryzował wziętych do niewoli żołnierzy tak: „Mam wrażenie, że to ludzie, którzy żyją na zasadzie: obudzić się rano, pójść do roboty, wypić wieczorem i pójść spać. Chyba z takich rodzin najwięcej mamy jeńców”. Andriej Kolesnikow kwituje: „Takich ludzi łatwo jest otumanić, zrobić z nich zombi, sprawić, że zaczną święcie wierzyć, iż ich zadaniem jest uwolnienie Ukrainy z rąk banderowców, których pełno jest też wśród ludności cywilnej”.

Rosyjskim żołnierzom walczącym przeciwko Ukraińcom dehumanizacja wroga jest szczególnie potrzebna. W Ukrainie zabijają ludzi, z którymi mówią w tym samym języku i z którymi nierzadko łączą ich więzy krwi. „Przeciwko Ukraińcom nikt by nie poszedł walczyć, przeciwko chochłom też nie, ale przeciwko faszystom czy nazistom – już tak”, pisała w 2014 r. dziennikarka „Nowej Gaziety” Jelena Kostiuczenko.

„Tu mieszkała sportowa rodzina”

Zabójstwa i tortury ludności cywilnej to niejedyne zbrodnie wojenne, których dopuszczają się Rosjanie. Od początku wojny ukraińska strona alarmowała, że rosyjscy żołnierze grabią, a następnie wysyłają łupy do Rosji. Za potwierdzenia posłużyły nie tylko relacje mieszkańców Ukrainy, ale też przechwycone rozmowy. W jednej z nich, opublikowanej na kanale YouTube Służb Bezpieczeństwa Ukrainy, słyszymy żołnierza informującego żonę, że jego koledzy „wynoszą całe torby”, a on sam „troszeczkę zwinął”, np. próbki kosmetyków, damskie adidasy i ubrania. „Tu mieszkała sportowa rodzina”, tłumaczył.

W połowie kwietnia niezależna redakcja Meduza ustaliła, że największa ilość skradzionych przedmiotów została wysłana do Rubcowska, miejscowości w Kraju Ałtajskim. W rozmowach z lokalnymi mediami mieszkańcy skarżą się głównie na „brak jakiejkolwiek pracy” i „bardzo niskie pensje”, które – jak pisze Meduza – rzadko przekraczają 250 dolarów na głowę.

Największa „paczka”, wysłana na początku kwietnia do Rubcowska przez jednego żołnierza, ważyła ponad 400 kg, najmniejsza – 3. Żołnierze wysyłali pralki, meble, telewizory, instrumenty, ale też namioty, umywalki i toalety.

Mieszkańcy Czernihowa, którzy przeżyli okupację, opisywali emocje rosyjskich żołnierzy tak: „Dla niektórych to był prawdziwy szok, gdy zobaczyli toalety. Pytali ludzi, co to za cud, a potem zabierali je ze sobą”. Żołnierze z Dalekiego Wschodu mieli być w szoku, że z toalety można korzystać w domu. „Zabrali. Pewnie teraz postawią sobie w pokoju i będą korzystać”, ze zgorszeniem opowiadała dziennikarzom jedna z kobiet.

Żołnierzy okupujących Borodziankę miały zadziwiać domy z cegieł, laptopy, które znajdowali w wielu mieszkaniach, a nawet nutella i słodycze. „Dla nas to normalne rzeczy, a dla nich oznaka bogactwa”, dziwiła się kobieta, która opublikowała nagranie rozmowy dwóch rosyjskich żołnierzy.

Anna Rywina, rosyjska działaczka na rzecz praw człowieka, tłumaczy: – W rosyjskiej armii służą ludzie z najbiedniejszych regionów Federacji Rosyjskiej. Niewykształceni, nieobyci, zainfekowani agresywną propagandą i pozbawieni zdolności krytycznego myślenia. Ludzie nie uciekają do armii od dobrego życia, raczej w jego poszukiwaniu. Jednocześnie przyznaje, że nawet ją, mimo świadomości nierówności społecznych w Rosji, pewne kwestie zaskoczyły. „Kiedy usłyszałam zdziwienie żołnierzy toaletami, byłam w szoku. A potem przypomniałam sobie raport »Nowej Gaziety«, która zwracała uwagę, że w wielu miejscach Rosji ludzie wciąż nie mają dostępu do bieżącej wody w domu, nie mają toalet. To dziesiątki milionów ludzi”.

Okrucieństwo stosowane wobec Ukraińców, przyzwolenie na ich dehumanizację i przeświadczenie o słuszności ich krzywdzenia wielu rosyjskim żołnierzom nie przeszkadza w trosce o swoich bliskich. Z rozmów, które – jak twierdzą Siły Zbrojne Ukrainy – udało się przechwycić, wynika, że rosyjscy żołnierze kradną w Ukrainie jedzenie i alkohol, sprzęt AGD, meble czy elektronikę, dziecięce zabawki, sukienki i kosmetyki. Te ostatnie dla dzieci i żon.

Ale nie tylko o troskę, chęć wzbogacenia się czy poprawienie standardu życia chodzi.

Gwałt, czyli ponury flirt?

– To dla nich trofea, symbole zwycięstwa. W naszej kulturze silny ma prawo odbierać słabszemu, bo w ten sposób manifestuje swoją przewagę. Przed laty żony przedstawicieli radzieckich elit chodziły w koszulach nocnych ukradzionych przez Armię Czerwoną w Niemczech. I nikt nie uważał, że to powód do wstydu – mówi Anna Rywina. Zapytana o symbol zakrwawionej zabawki, przywiezionej z Ukrainy przez rosyjskiego żołnierza własnemu dziecku, mówi tak: – Najstraszniejsze jest to, że to wszystko już było i znów się powtarza. Przed laty z Niemiec radzieccy żołnierze przywozili dziecięce sukieneczki z dziurkami po wystrzale na plecach.

Powtarzają się też gwałty wojenne, a także, jak mogłoby się wydawać, powszechne przyzwolenie na nie. Światem wstrząsnęła rozmowa opublikowana przez ukraińskie służby bezpieczeństwa, podczas której słyszymy, jak młoda Rosjanka zachęca swojego męża, żołnierza rosyjskiej armii, by „gwałcił ukraińskie baby”. „Tylko nic mi nie mów. I się zabezpieczaj”, podkreślała. Niezależny rosyjski dziennikarz Radia Swoboda Mark Krotow, któremu udało się potwierdzić, że ta rozmowa rzeczywiście się odbyła, a nie jest – jak podejrzewano początkowo ze względu na szokujący charakter wypowiedzi kobiety – prowokacją władz, tłumaczy: – Chcę podkreślić, że nie możemy twierdzić, iż ten człowiek rzeczywiście kogoś zgwałcił, a rozmowa z żoną nie była koszmarnym żartem.

Podobnego zdania jest Anna Rywina, która również „ma nadzieję”, że była to jedynie „okropna forma flirtu” między małżonkami, rodzaj czarnego humoru, który trudno jest zrozumieć, podobnie jak popularną – jak mówi – w Rosji anegdotę, w której żona pozwala mężowi „iść do prostytutki, byle się nie przyznawał”. Działaczka pracująca na rzecz praw kobiet i walcząca z przemocą domową w Rosji dodaje przy tym jednak, że takie reakcje kobiet wynikają z tego, że w patriarchalnym rosyjskim społeczeństwie mężczyźni mogą sobie pozwolić na wiele. – Od dekad nasze społeczeństwo naznaczone jest wojną, co zaburza proporcje w społeczeństwie. Dlatego Rosjanki w przeważającej większości wiele mężczyznom wybaczają, na wiele są w stanie przyzwolić i wychodzą z założenia, by lepiej był ktokolwiek niż nikt. Niestety, nasze kobiety nauczone są posłuszeństwa oraz tego, że nic od nich nie zależy.

Radość kobiet, wyraźnie cieszących się – jak wynika z przechwyconych przez władze ukraińskie rozmów – na myśl o „prezentach” z Ukrainy, zarówno Rywina, jak i Kolesnikow tłumaczą agresywną propagandą, która nie tylko żołnierzy, ale i ludzi podatnych nawet na najbardziej toporne kłamstwa przekonała, że Ukrainę zamieszkują nie ludzie, tylko „zagrażający Rosji naziści i banderowcy”.

Szaleństwo autodestrukcji

Faszyści, raszyści, orki. Tak o rosyjskich żołnierzach mówią najczęściej Ukraińcy. Wielu z nich używa tych słów nie tylko pod wpływem nienawiści odczuwanej wobec armii wroga, od ponad dwóch miesięcy usiłującej w brutalny sposób podbić Ukrainę, zagarnąć ją, pozbawić prawa do niezależności i państwowości. Przedstawiciele ukraińskich władz wyraźnie podkreślają, że sposób działania rosyjskich wojsk uniemożliwia traktowanie ich jako zawodowej armii. Komendant kijowskiej policji Andriej Niebitow mówił niedawno na antenie radia Swoboda: „Armia rosyjska to nie są żołnierze, których widzimy w pięknych mundurach na paradzie 9 maja w Moskwie. Tutaj widzimy, że tworzą ją recydywiści, osoby nadużywające narkotyków, bankruci, żyjący od jednego kredytu do drugiego. Podpisane na kolanie kontrakty nie zrobiły z nich żołnierzy. Ani nawet normalnych ludzi. Bo to osoby, które są skłonne do agresji, stosowania przemocy wobec ludności cywilnej”.

Tego samego zdania są też Rosjanie, którzy nie dali się władzom zastraszyć ani nie poddali się państwowej propagandzie, jak choćby reporter Andriej Loszak, który – w ramach protestu przeciwko wojnie w Ukrainie – wyjechał z Moskwy do Gruzji. Na początku kwietnia, w emocjonalnym wpisie opublikowanym na Facebooku tuż po ujawnieniu przez dziennikarzy śledczych licznych aktów szabrownictwa, którego dopuszczają się w Ukrainie rosyjscy wojskowi, podkreślał: „To są orkowie. Na czele ze swoim prezydentem wypowiedzieli wojnę cywilizacji i zgodnym szeregiem maszerują w kierunku nowego barbarzyństwa. Te śmiecie trzeba traktować teraz jak bohaterów? Zdegenerowani nauczyciele będą zmuszać nasze dzieci do dumy z Buczy czy Mariupola? Nietrudno sobie wyobrazić, do jakiego stanu ten gang doprowadzi Rosję. I nic nie powstrzyma ich w tym szaleństwie autodestrukcji”.

Ze zgorszeniem o rosyjskiej armii myślą dzisiaj nawet ci, którzy jeszcze do niedawna sami byli częścią putinowskiego systemu. Kiedy pytam byłych profesjonalnych wojskowych, służących niegdyś w armii Federacji Rosyjskiej, za każdym razem słyszę, że publikowane przez media informacje dowodzą tego, że wśród walczących w Ukrainie Rosjan wielu nie zasługuje na tytuł żołnierza. Jeden z nich, pełniący kilka lat temu w ramach kontraktu zawodową służbę wojskową, uważa, że inwazji na Ukrainę dokonują przede wszystkim nieznający prawa wojennego maruderzy, dopuszczający się licznych zbrodni i wierzący, że wojna oznacza brak jakichkolwiek zasad i całkowitą bezkarność.

Z oficjalnych informacji przekazanych przez ukraińskie władze wynika jednak, że wielu rosyjskich żołnierzy doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo poza skalę wychodzą ich działania. Deputowany Ukrainy Ołeksij Honczarenko opublikował zdjęcie znalezionego w Trościance dziennika jednego z rosyjskich wojskowych, który prowadził zapiski najprawdopodobniej w marcu, podczas trzydziestodniowej okupacji miasta. „My, jak faszyści, okradliśmy wszystkie sklepy, wybiliśmy szyby”, miał pisać Rosjanin. Wzięty przez Ukraińców do niewoli Maksim Czernik na konferencji prasowej powiedział zaś: „Jesteśmy faszystami. Cywile, dzieci, starcy umierają, ponieważ możni tego świata tego chcieli”.

Wprowadzenie w Rosji, której władze od lat uzurpują sobie prawo do hucznego świętowanego 9 maja „zwycięstwa nad faszyzmem”, kar za – de facto – krytykę faszyzmu, skłoniło zachodnich oraz niezależnych rosyjskich ekspertów do porównania metod żołnierzy Wehrmachtu i dzisiejszej armii Władimira Putina. Analityk ze Sztokholmskiego Centrum Studiów Europy Wschodniej Andreas Umland twierdzi np., że rosyjskim żołnierzom bliżej do terroryzmu niż faszyzmu. „To żołnierze imperialistycznego kraju, którzy chcą zająć obce terytoria i odtworzyć stare imperium. W tym celu stosują metody terrorystyczne, które częściowo noszą znamiona ludobójstwa, stosując masowe mordy, tortury, represje. To najeźdźcy, terroryści”, tłumaczył w audycji radia Swoboda.

Obrońca praw człowieka Siergiej Kriwienko, dyrektor niezależnej organizacji Obywatel. Armia. Prawo, wyjaśnia, że jedną z przyczyn popełniania przez Rosjan licznych zbrodni wojennych jest niemalże całkowita bezkarność żołnierzy i ich dowództwa. Potwierdza to znana moskiewska prawniczka Mari Dawtian, broniąca ofiar przemocy domowej: „W Rosji nie będzie żadnych trybunałów dla ludzi, którzy brali udział w tej wojnie. Statystyki jasno wskazują, że pociągnięcie do odpowiedzialności karnej żołnierza jest niemalże niemożliwe. Ci ludzie nie odpowiedzą w Rosji nie tylko za zbrodnie w Ukrainie, ale i za to, czego będą dopuszczać się wobec swoich bliskich po powrocie do kraju. Wojna pozostawia w ludziach głębokie traumy, osoby skłonne wcześniej do stosowania przemocy staną się prawdopodobnie jeszcze bardziej agresywne”. Adwokatka podkreśla, że już teraz apeluje do żon i partnerek przemocowców walczących w Ukrainie, by jak najszybciej się z nimi rozstały.

Z kolei Siergiej Kriwienko zwraca uwagę, by przez pryzmat zbrodniczych działań żołnierzy rosyjskiej armii nie patrzeć na wszystkich Rosjan. – To, co robią ci ludzie, nie mieści się w głowie. Przekracza wszelkie granice. Rosyjską armię tworzy margines społeczny. Wielu żołnierzy to ofiary zdemoralizowania, zepsucia, biedy. To często też ludzie, którzy nie mieli środków, by się od armii wymigać, bo nie mają dobrej pracy, nie uczyli się. Nie reprezentują całości społeczeństwa.

Najlepsza robota w kraju

W grudniu 2021 r. Putin wyznaczył ministerstwu obrony zadanie: ma zapewnić żołnierzom kontraktowym podwyżki. Oznajmił, że lejtnant (porucznik) ma zarabiać 81,2 tysiące rubli. (5500 zł). Dotychczas średnia pensja żołnierza kontraktowego utrzymywała się na poziomie 30-50 tys. (2000-3400 zł). Niewiele powyżej 55 tys. (3700 zł) miesięcznie zarabiali żołnierze z ponad 10-letnim stażem. Obietnica ta, jak podkreślał minister obrony Siergiej Szojgu, miała “zwiększyć atrakcyjność armii”.

W kwietniu armia zaczęła masowo umieszczać ogłoszenia o rekrutacji w internecie; wcześniej werbowano niemal wyłącznie za pośrednictwem komisji wojskowych.

Średnio żołnierzom oferuje się ok. 50 tys. rubli (3400) miesięcznie, ale na początku kwietnia w Archangielsku pojawiły się liczne ogłoszenia, w których żołnierzom kontraktowym proponowano “od 210 tysięcy rubli miesięcznie” (14 tys. zł). Proponowany stopień oraz oczekiwanie doświadczenie nie zostały określone.

Jak zarobki wojskowych wypadają na tle zarobków Rosjan? W tym samym grudniowym wystąpieniu Putin obiecywał też podwyżki dla cywilów: średnia pensja w kraju ma oscylować w okolicach 55 tys. rubli (ok. 3700 zł), średnia pensja w wiodących gałęziach gospodarki – 63,2 tysiące rubli (4200 zł).

Dziś przeciętny Rosjanin zarabia miesięcznie ok. 47 tys rubli (ok. 3150 zł). Ale pensje różnią się znacząco w zależności od regionu, a ogólnorosyjską średnią znacznie zawyża Moskwa i dwa inne regiony, w których zarobić można średnio ok. 90-100 tysięcy rubli (ok. 6500 zł). Dla porównania, mieszkaniec Dagestanu, Inguszetii, Czeczenii, obwodu Iwanowskiego i wielu innych rosyjskich regionów, zarabia – oficjalnie – średnio ok. 27 tysięcy rubli (ok. 1800 zł).

W styczniu określono nową pensję minimalną: 13 890 rubli (904 zł). Z danych państwowej organizacji Rosstat wynika, że poniżej poziomu biedy żyje ponad 16 milionów Rosjan, których dochód nie przekracza 12 tysięcy rubli (ok. 780 zł) miesięcznie.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com