W Nowym Roku 2020 Wszystkim Rodzinom Reunion’68 “Wszystkiego Najlepszego”
Rami Dabbas
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Król Jordanii Abdullah (po lewej) z izraelskim premierem Benjaminem Netanyahu w 2014 r. / Zdjęcie: Kobi Gideon/GPO.
Jordania stoi przed poważnym ekonomicznym kryzysem, którego początki były widoczne ponad 20 lat temu, kiedy odbyła się koronacja króla Abdullaha II.
Najważniejszymi czynnikami, które doprowadziły do tego kryzysu, było złe zarządzanie, szalejąca korupcja i brak kontroli oraz egzekwowania odpowiedzialności. Dług zagraniczny Jordanii dochodzi obecnie do 50 miliardów dolarów, a stopa bezrobocia wynosi ponad 20% – co jest rekordem w kraju.
Jordania stała przed podobnym kryzysem w czasach poprzedniego króla, Husseina bin Talala. Tamten kryzys zakończył się podpisaniem izraelsko-jordańskiego traktatu pokojowego, co skłoniło ówczesnego prezydenta USA, Billa Clintona, do umorzenia części zagranicznego długu Jordanii wobec Ameryki i do zwiększenia wsparcia USA dla Jordanii oraz utworzenia strategicznego sojuszu Jordanii z Ameryką.
Obecnie Jordania znowu musi zająć się wewnętrznym kryzysem.
Jest kilka kroków, jakich musi dokonać, jeśli ma wyjść z obecnej sytuacji, powrócić do statusu państwa bez długu i nie doprowadzić do takiego samego kryzysu za kilkadziesiąt lat.
Po pierwsze, Jordania musi pójść za przykładem saudyjskiego następcy tronu, księcia Mohammada bin Salmana, który rozprawia się ze skorumpowanymi funkcjonariuszami państwowymi w Arabii Saudyjskiej.
Po drugie, Jordania musi mianować właściwą osobę z odpowiednimi kwalifikacjami na stanowisko premiera w celu ustanowienia z czasem konstytucyjnej monarchii w Jordanii. To doprowadzi do pełnej demokracji w Jordanii, w której jordańscy obywatele będą wybierali premiera. Równocześnie Jordania musi zakazać działalności Bractwa Muzułmańskiego w celu zapewnienia, że Jordania pozostanie państwem pokojowym.
Po trzecie, musi nastąpić rekonstrukcja Ministerstwa Planowania i Kooperacji Międzynarodowej, ponieważ duża część kryzysu ekonomicznego Jordanii jest spowodowana złym planowaniem w kraju. Podobnie, niezbędne będą właściwe mianowania właściwych ludzi do właściwych zadań, by zarządzać sprawami administracyjnymi we wszystkich ministerstwach i urzędach.
Po czwarte, przypomnijmy ważny punkt wspomniany powyżej – kiedy Jordania podpisała traktat pokojowy z Izraelem w 1994 roku, prezydent Clinton umorzył część zagranicznego długu Jordanii do USA. Obecnie Jordania musi zainterweniować, by w kooperacji z Autonomia Palestyńską rozwiązać konflikt izraelsko-palestyński.
Jordania powinna stać się ojczyną dla zarówno Jordańczyków, jak Palestyńczyków, kończąc w ten sposób izraelsko-palestyński konflikt przez stworzenie domu dla Palestyńczyków.
Jordania jest Palestyną i Palestyna jest Jordanią – to właśnie powiedział niegdyś król Hussein bin Talal.
W zamian musi istnieć gwarancja amerykańskiego i izraelskiego pośrednictwa w całkowitym umorzeniu zagranicznego długu Jordanii, co jest częścią ceny, jaką powinna zapłacić Jordanii społeczność międzynarodowa za rozwiązanie jednego z najtrudniejszych konfliktów na świecie. Społeczność międzynarodowa musi także podnieść pomoc międzynarodową i finansowe wsparcie z arabskich krajów Zatoki dla Jordanii, by zapewnić, że Jordania nie upadnie. Dla zapewnienia bezpieczeństwa Bliskiego Wschodu w przyszłości muszą zapewnić przetrwanie Haszymidów na tronie Jordanii, odgrywają oni bowiem rolę w ustanowieniu regionalnego i międzynarodowego pokoju.
Trzeba podjąć wszystkie te kroki, aby z jednej strony, wydostać Jordanię z duszącego i śmiertelnego kryzysu, jak też, z drugiej strony, zagwarantować, że nie załatwi kolejnego takiego kryzysu ekonomicznego w przyszłości. Rozwiąże to także jeden z najstarszych i najbardziej skomplikowanych konfliktów na świecie i da Jordanii status jednego z krajów, które najbardziej przyczyniły się do światowego pokoju.
Rami Dabbas – Jordański inżynier i publicysta działający na rzecz pokoju z Izraelem.
Od redakcji ”Listów z naszego sadu”
Utopia? Oczywiście, że utopia, szczególnie, że pierwsza wersja tego artykułu ukazała się w ”The Jerusalem Herald”, a nie w jordańskiej prasie. Utopią jest idea, że można z dnia na dzień zwalczyć korupcję w arabskim społeczeństwie przy pomocy próśb i gróźb. Utopią jest idea, że z dnia na dzień znajdą się w Jordanii kompetentni politycy, jeszcze większą utopią jest pomysł, że Jordania uzna, iż jest również „domem Palestyńczyków”. A czy utopią jest pomysł, żeby USA spisały na straty jordańskie długi? No cóż, gdyby tamte elementy Utopii się spełniły, to pewnie wszystko byłoby możliwe. Te głosy dysydentów warto jednak zauważać.
Ofer Aderet
About 100 years ago, the last Jew left Shfaram, now a predominantly Muslim city in northern Israel. Last month, its mayor hosted descendants of the Jewish community at an event that was part history, part coexistence
The Jewish tour group enters Shfaram’s 17th-century synagogue, November 21, 2019.rami shllush
When the Samoni family of Tel Aviv embarked on a journey last month to find “a connection with our family history” and to discover its “roots” – they didn’t board a flight to Morocco or Poland. They didn’t go through border control or cross oceans. What separated them from the site of their origins was a distance of a mere 110 kilometers (69 miles).
Of all places, the Samonis’ search took them to Shfaram – an Israeli Arab city with a Muslim majority and Christian and Druze minories, but no Jews. Up until 100 years ago, however, Jews were living in the Galilee locale, 20 kilometers east of Haifa. They were remnants of an ancient community going back to the end of the Second Temple period (between 516 B.C.E. and 70 C.E.).
“We’re the descendants of the Jews who lived in Shfaram for generations,” boasted Eliran Samoni, adding that the last member of his family to leave there was Yitzhak Samoni, whom he described as “somewhere between my great-great-grandfather and a great-great-great grandfather,” who left due to financial problems.
Since his family “consists only of girls today and I’m the only son,” he added with a smile, “in effect, the entire future of the Samonis is me.”
Dozens of Jewish Israelis from around the country – all with roots in Shfaram – joined this unusual journey on November 21. As befits Jews, they argued among themselves as to who was the very last to go and to hand over the keys to his house to his Arab neighbors. According to some accounts, something like that happened in 1919, exactly 100 years ago.
Descendants of Shfaram’s Jewish families tour the city, November 21, 2019.rami shllush
Hosting the group was Shfaram Mayor Ursan Yassin, described on websites of media outlets in the north and in social media as the person who “has invited descendants of the Jewish community that lived in the past in Shfaram to attend a gathering of a rainbow of colors and of brotherhood.”
Agriculture and anecdotes
At a ceremony in the local community center, Yassin excitedly told the participants: “This is your city. Your parents lived here along with our parents as one family. Welcome to your city, Shfaram.”
Listening attentively to the mayor’s remarks – and swapping anecdotes – the group sat around tables and enjoyed eating lamb that had been slaughtered in their honor and generous helpings of knafeh (a traditional Middle Eastern dessert).
“When I was a child, my father told me stories that I haven’t forgotten until this day, when I’m 65,” said Yassin, adding that he remembers descriptions of a shared life “of Jews, Christians, Druze and Muslims, who lived like one family.”
Everyone, he continued, “worked here together, in agriculture. There was no difference between them. After a hard day’s work in the field they sat together on the ground, each one took out the food he had brought from home, and everyone ate some of the other’s food. One told a joke, another told a story, and that’s how they passed time pleasantly. They liked one another, they laughed and cried together.”
Eliran Samoni said that when he first heard about the gathering in Shfaram, he realized that it might be a good opportunity for him to look for forgotten relatives – to help him bear the responsibility for preserving his family’s legacy.
“I want to expand our family tree and to look for other Samoni families who are part of the ‘dynasty,’” he said. “Who needs citizenship in Portugal or Spain?” a reference to a law whereby Jews who can prove they are descendants of Sephardi families forcibly expelled by those countries during the Inquisition, can apply for citizenship. “We have history here, in Shfaram.”
Unfortunately, Samoni didn’t find any long-lost relatives at the event last month, but there is still hope: A WhatsApp group of descendants of the Jews of Shfaram is gaining momentum and members by the day.
The person spearheading the efforts to reconnect descendants of the Jewish community with Shfaram is Danny Levy, an 80-year-old Haifa resident and scion of the Hassan family who lived there; he was also the one who asked Yassin about arranging the gathering. The mayor responded warmly, explaining that it would be an opportunity to help forge closer connections and mutual respect between his city and the Jewish families. Indeed, local residents also took part in the events that day.
Descendants of Shfaram’s Jewish families tour the city, November 21, 2019.rami shllush
Levy, for his part, said that originally, he had “turned to the radio show called the Search Bureau for Missing Relatives, and received a few addresses of descendants. And then one of them posted everything on Facebook and we also published a notice in the Haifa digital newspaper. The result was a flood of phone calls,” he said, adding proudly, “We are an ancient family.”
Along with members of the Hassan and Samoni families, others participating in the November event included descendents of the Cohen, Bonan (Al-Jali), Zeut, Atari and Almani families.
The group also toured the remains of the 17th-century Mahaneh Shekhina synagogue, which some say was built on the ruins of an earlier synagogue. They walked to the site where the Jewish cemetery was once located, but is today empty of any tombstones.
In addition to the family roots aspect of the day, another goal, as mentioned by the mayor, was to bring together Jews and members of the local population. The nadir in those relations came during an incident in 2005 when an Israel Defense Forces deserter named Eden Natan-Zada shot and killed four Arab residents, after which he himself was lynched by a local crowd.
For his part, Mazen Ayoub, an educator who lives in Shfaram, said he preferred to see the silver lining in the fragile relationship, and to cultivate the shared roots “so that new seeds will sprout and new fruit will grow from them,” as he put it. “I’m aiming for a large tree, in whose shade the two of us will sit.”
Ayoub’s remarks were echoed by the chief rabbi of Acre, Yosef Yashar, who was also in attendance.
“How good and how pleasant it is, when brothers live together in unity,” he said from the dais, quoting a verse from Psalms, noting the “unique atmosphere” in which members of different religions have coexisted in Shfaram “like one family,” in “brotherhood,” “peace” and “friendship.”
“We want to demonstrate the possibility of a good connection among the inhabitants of this country, which is dear to all of us,” said Yael Fogelman, a peace activist who helped to arrange the gathering in Shfaram. (A few weeks later, this connection was evident when several local residents were among those who attended the funeral of Fogelman’s father, Israeli intelligence officer Avraham Dar.)
Site of Sanhedrin
According to tradition, following the destruction of the second Temple, during the eras of the Mishna and Talmud, Shfaram was a large Jewish city. In the second century the Sanhedrin (the supreme legislative Jewish body) was transferred there and it was also home to Rabbi Yossi Haglili, a famous sage. During the following generations Christians and Muslims also moved there, and the Jews became a minority.
There is historical evidence that the Jewish community continued to live in Shfaram for many centuries. After the expulsion of the Jews from Spain in 1492, a number of families reached the city, among them some from Oran, Algeria, and others from Tehran. The sources state that in 1525 there were only three Jewish families living in Shfaram, and in 1533, 10 Jewish households.
The community expanded during the rule of Daher al-Omar, the Bedouin governor of the Galilee in the 18th century, who brought in Jews from all over the Ottoman Empire to strengthen the local economy. In 1839, when Sir Moses Montefiore toured Jewish communities in Palestine, there were 197 Jews in Shfaram – all of them Sephardim. In the 1870s a British delegation that conducted research in the country reported that there were 100 Jews residing there; their numbers decreased during World War I and a decade ago, none remained.
A local hero
At the event in November, a number of stories of respected Jewish sons of Shfaram were recounted – among them that of an eye doctor named Zerubbabel Mizrahi, son of the doctor of the Persian sheikh, who immigrated from Tehran and settled in Shfaram in the 19th century. There was also a tale told concerning another local Jew, who was said to have used his bare hands to strangle a tiger that was frightening city residents and devouring their livestock.
“When my husband’s family told me their stories from Shfaram, I thought they were pretty weird,” said Dalia Shahaf of Kiryat Ono, in central Israel, who attended the gathering with her husband Shmulik. “How is it possible that you were never exiled from here?” she asked them in surprise.
Shahaf said local Jewish history has been preserved in anecdotes and memories, but a comprehensive and serious study must be conducted: “This is history that is really worth pursuing – there are many living descendants who know stories from their grandparents’ homes.”
The Shahafs have made several visits to Shfaram, during which they met an 80-year-old cobbler who answers to the name Benjamin. He told them that he reads the Jewish Bible in Arabic translation every day – which, they said, supports their “suspicion” that some locals may have Jewish blood in their veins.
“They say that the Jews disappeared from many places, but they didn’t disappear,” asserted Dalia. “They simply converted to Christianity or Islam.” Her husband said he hoped the renewed interest in the Jewish roots of Shfaram will lead to restoration of the Jewish homes and workshops there, as in Jewish communities abroad.
“There are organizations of people with origins in Lublin and in Warsaw – and now there are also people with origins in Shfaram,” he summed up. “We come from a Jewish community in the State of Israel who are returning to visit it as guests – and that’s lovely.”
Ofer Aderet – Haaretz Correspondent
Bassam Tawil
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Palestyńczyków w syryjskich więzieniach prawdopodobnie niezbyt obchodzi, jakie napisy Europejczycy każą naklejać na butelkę wina wyprodukowaną przez Żydów. Europejczycy jednak wydają się postrzegać produkty osiedli jako bardziej niebezpieczne niż represyjne i brutalne kroki podejmowane przez władze syryjskie wobec Palestyńczyków. (Zdjęcie: iStock)
Kiedy wszystkie oczy są zwrócone na najnowsze napięcia w Strefie Gazy, gdzie palestyńskie grupy terrorystyczne strzelały rakietami na Izrael w odwecie za zabicie przez Izrael dowódcy Islamskiego Dżihadu, Bahaa Abu al-Ata, liczba Palestyńczyków zabitych w Syrii od początku wojny domowej w 2011 roku wzrosła do 4006.
Los Palestyńczyków w Syrii nie obchodzi jednak palestyńskich przywódców na Zachodnim Brzegu [Judea i Samaria. przyp. tłum.] i w Strefie Gazy, których obsesją nadal jest zniszczenie Izraela. Społeczność międzynarodowa, włącznie z Organizacją Narodów Zjednoczonych i organizacjami praw człowieka, także zupełnie nie są zainteresowane cierpieniami Palestyńczyków w Syrii – ani w żadnym innym kraju arabskim.
4006 Palestyńczyków w Syrii nie było ofiarami Izraela; ewidentnie jest to wystarczający powód dla międzynarodowej społeczności i ONZ, by odwrócić wzrok.
Europejczycy najwyraźniej uważają, że mają wystarczająco dużo czasu, by martwić się o produkty żywnościowe z izraelskich przedmieść, ale nie mają ani chwili czasu na wyrażenie zatroskania o brutalną śmierć ponad 500 Palestyńczyków rocznie w Syrii przez ostatnie siedem lat.
W tym tygodniu, zamiast zauważyć rosnącą liczbę palestyńskich ofiar śmiertelnych w Syrii, Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że państwa członkowskie muszą zobowiązać sprzedawców do identyfikowania produktów z izraelskich osiedli specjalnymi nalepkami.
Decyzja europejskiego sądu w żaden sposób nie pomaga Palestyńczykom w Syrii. Tych Palestyńczyków zupełnie nie obchodzi czy Europejczycy naklejają specjalne nalepki na izraelskie produkty, czy nie. Obchodzi ich pozostanie przy życiu – i doceniliby, gdyby ludzie w Europie wspierali ten cel zamiast skupiać się na debacie o opakowaniach produktów izraelskich.
Czy, na przykład, ta decyzja sądu europejskiego wpływa na nagłośnienie sprawy trzech Palestyńczyków, którzy zmarli w wyniku tortur w październiku w syryjskim więzieniu rządowym? Tych trzech ludzi, Said Mustafa Amarin, Ziad Lutfi Amarin i Fadi Fuad Al-Sotari, władze syryjskie aresztowały kilka lat temu. Ich śmierć podnosi do 611 liczbę Palestyńczyków, zmarłych w wyniku tortur w syryjskich więzieniach w ciągu ostatnich ośmiu lat, jak podaje niedawny raport.
Według Action Group For Palestinians of Syria (AGPS), innych ośmiu Palestyńczyków zostało zabitych w Syrii w różnych wybuchach przemocy w październiku.
Te ofiary prawdopodobnie nie wiedziały nic o działaniach europejskiego sądu, by oznakowywać produkty osiedli – ale nadal mogły być żywe, gdyby Europejczycy zwrócili część uwagi na potworności popełniane przez syryjski reżim przeciwko Palestyńczykom zamiast próbować zablokować produkty Żydów, żyjących spokojnie w swoich społecznościach na Zachodnim Brzegu. Europejczycy dowiedli jednak, że jedynymi Palestyńczykami, którzy ich obchodzą, są ci, którzy żyją na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy i o których cierpienia można w jakiś sposób obwinić Izrael.
Sąd Europejski wyświadczyłby większą przysługę Palestyńczykom, gdyby orzekł, że syryjskie władze muszą ujawnić los 329 Palestyńczyków, którzy zaginęli w Syrii w ostatnich latach. Sąd wyświadczyłby także Palestyńczykom większą przysługę, gdyby orzekł, że syryjskie władze muszą uwolnić 1768 Palestyńczyków, od lat gnijących w syryjskich więzieniach.
Palestyńczyków w syryjskich więzieniach prawdopodobnie niezbyt obchodzi, jakie napisy Europejczycy każą naklejać na butelkę wina wyprodukowaną przez Żydów. Europejczycy jednak, którzy nigdy nie przestają prawić morałów reszcie świata, uważają inaczej: wydają się postrzegać produkty osiedli jako bardziej niebezpieczne niż represyjne i brutalne kroki podejmowane przez władze syryjskie wobec Palestyńczyków.
Również palestyńscy przywódcy wydają się śmiertelnie obojętni na cierpienia ich ludzi w Syrii. Kiedy liczba ofiar przekroczyła 4 tysiące, Autonomia Palestyńska i przywódcy Hamasu nadal sprzeczali się o to, czy powinni zorganizować nowe i bardzo opóźnione wybory prezydenckie i parlamentarne. Te dwie strony walczą ze sobą od ponad 10 lat i jedyną rzeczą, co do której zgadzają się, jest dławienie swoich lokalnych, arabskich oponentów.
Szczegóły, takie jak 4000 Palestyńczyków, którzy zginęli z rąk syryjskich katów, są zbyt błahe, by zdobyć uwagę palestyńskich przywódców. Hamas wraz ze swoimi sojusznikami z Islamskiego Dżihadu wydaje się zdecydowany na kontynuowanie walki przeciwko Izraelowi, niezależnie od ceny jaką muszą za to płacić Palestyńczycy w Strefie Gazy. Autonomia Palestyńska i jej prezydent, Mahmoud Abbas, są tymczasem zbyt zajęci ściganiem krytyków z Facebooka, by zwracać jakąkolwiek uwagę na Palestyńczyków w Syrii.
Za dwa miesiące Abbas ukończy 85 lat. Prezydent Autonomii Palestyńskiej wydaje się zdecydowany na pozostanie u władzy do ostatniego oddechu. W minionym tygodniu jego funkcjonariusze z Fatahu publicznie oznajmili, że Abbas będzie ich jedynym kandydatem w wyborach prezydenckich, jeśli i kiedy się odbędą. Nie mogli oznajmić tego bez zatwierdzenia przez Abbasa. Innymi słowy, Abbas jest zbyt zajęty trzymaniem się władzy, by zauważyć, że jego ludzie, szczególnie ci, którzy żyją w Syrii i w Strefie Gazy, są zajęci całymi dniami, patrząc w otwory luf karabinów maszynowych, skierowanych na nich przez ich arabskich braci.
Wyraźnie antysemickie zaabsorbowanie Europejczyków walką z produktami z osiedli – nie oznakowują przecież produktów z Chin, chociaż Chiny okupują Tybet – zamiast ratowania życia Palestyńczyków, musi uszczęśliwiać Abbasa i Hamas. Jak to jest możliwe, by prezydent AP i Hamas nie byli ani odrobinę zażenowani tym, że Arabowie zabijają Palestyńczyków? Z ich punktu widzenia jest znacznie lepiej, że społeczność międzynarodowa spędza czas na pluciu nienawiścią do Izraela i Żydów; to przecież służy Palestyńczykom w ich prawdziwym projekcie delegitymizacji i zniszczenia jedynego w regionie wolnego i demokratycznego państwa.
Bassam Tawil – Muzułmański badacz i publicysta mieszkający na Bliskim Wschodzie.