Archive | 2021/10/04

Władza żywi Polaków historyczną papką. A im smakuje

Prof. Jan Grabowski, badacz Zagłady: Władza żywi Polaków historyczną papką. (Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta / Dawid Żuchowicz)


Władza żywi Polaków historyczną papką. A im smakuje

Jarosław Kurski,
Bartosz T. Wieliński


Problem nie polega u nas na fałszowaniu historii. Polega na tym, czy jesteśmy gotowi kupić te fałszerstwa. Z historykiem Janem Grabowskim rozmawiają Bartosz T. Wieliński i Jarosław Kurski.

.

Po udzieleniu „Wyborczej” wywiadu na temat zbrodni polskiego podziemia popełnionej w Sahryniu specjalizujący się w historii polsko-ukraińskiej historyk z IPN-u dr Mariusz Sawa został z IPN-u zwolniony. Pan profesor i prof. Barbara Engelking macie proces związany z waszą publikacją na temat Holocaustu. Prof. Janowi Tomaszowi Grossowi władza chciała odebrać odznaczenia państwowe. Jaka jest sytuacja historyków w Polsce?

Czy można napisać na nowo polską historię? Jakie są granice historycznej manipulacji? Czy polityka historyczna PiS-u zagraża wolności badań naukowych? Na te pytania będziemy szukać odpowiedzi z prof. Janem Grabowskim, znanym historykiem Holocaustu z Uniwersytetu Ottawskiego.

.

Realizacja wideo: Alicja Gardulska, zdjęcia: Anna Czuba, montaż i animacje: Marcin Urban.

.

Bartosz T. Wieliński, wicenaczelny „Wyborczej”: Czy zawód historyka, zwłaszcza zajmującego się najnowszą polską historią, to zawód wysokiego ryzyka?

Jan Grabowski, historyk Holocaustu z Uniwersytetu Ottawskiego: Jakiś czas temu wybrałem się – tutaj, w Warszawie – do lekarza i kiedy od niego wychodziłem, zapytał, co może dla mnie jeszcze zrobić. Powiedziałem, że jestem w dużym stresie, i zapytałem, czy może mi coś zapisać na nerwy. Spytał, kim jestem z zawodu. Wyjaśniłem, że historykiem, a on: „No jasne”. Obaj się uśmialiśmy.

Tak, badanie tych fragmentów XX wieku, o których pan mówił, to zajęcie podwyższonego ryzyka, jeżeli ma się ochotę wziąć za bary z mitologią, która stała się w Polsce jakby „acquis communautaire”, wspólnym dorobkiem, dobrem przyjętym za własne.

Jedną kwestię chciałbym od razu postawić jasno: nie jest tak, że władza znielubiła historyków XX wieku. To jest fragment większej całości, która się nazywa atakiem autorytarnego państwa na różne sfery życia. Atak na nauki historyczne jest fragmentem rozprawy ze społeczeństwem obywatelskim.

Jeżeli dzisiaj idzie atak państwa na sądy, na wolne media, to idzie również atak na historię, tę krytyczną. Jeżeli tego nie rozumiemy, to może się nam wydawać, że żyjemy nadal w normalnym kraju. Ja jestem w Polsce jedną nogą, pół roku na rok, ale ta moja polska noga tkwi w bolesnym potrzasku.

Jeżeli się zgodzimy, że rozprawa z krytycznym spojrzeniem na polską historię jest częścią destrukcji społeczeństwa obywatelskiego, niszczenia struktur demokratycznych i siania strachu, i w tym obecne władze się specjalizują, to nasza rozmowa może być owocna.

Polacy boją się tych tematów

Jarosław Kurski, pierwszy wicenaczelny „Wyborczej”: Nie bez powodu rozmawiamy właśnie z panem profesorem. Ta historyczna szkoła Polski niepokalanej już dawno intronizowała pana na pierwszego polakożercę. Zdetronizował pan królującego przez lata Jana Tomasza Grossa.

Droga do tej palmy pierwszeństwa nie była oczywiście usłana różami. Najpierw była praca „Judenjagd. Polowanie na Żydów, 1942-1945” (2011), wspaniałe studium z dziejów jednego powiatu Dąbrowa Tarnowska. Potem fantastyczna, dwutomowa, 1500 stron, kilkadziesiąt tysięcy przypisów, praca „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” (2018), napisana razem z Barbarą Engelking i zespołem rocznika „Zagłada Żydów”. Niedawno „Na posterunku” (2020), o współudziale granatowej policji w Zagładzie, oraz całkiem ostatnio zbiór pana publicystyki „Polacy, nic się nie stało! Polemiki z Zagładą w tle”.

Dlaczego, zamiast się zajmować zwycięstwem polskiej husarii pod Wiedniem, pan się zajmuje takimi problemami jak szmalcownictwo, rabunek mienia żydowskiego, kolaboracja, udział granatowej policji w Zagładzie czy wrogi stosunek polskiego podziemia do Żydów? Nie ma pan bardziej przyjemnych tematów? Skąd w panu taka złośliwa natura?

– Chodzi tu w części o zew nieznanego. Lista tematów, które pan wymienił, jest zresztą dłuższa. Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej i średniej, a potem studiowałem, wydawało się, że wszystko właściwie już zostało zrobione. Tymczasem okazuje się, że nie. A jeśli już się zajmować tematyką, którą się zajmuję, należy zacząć od terenów, które nie zostały jeszcze rozpoznane albo zostały słabo rozpoznane.

Do tego w pracy historyka Zagłady jest też element odpowiedzialności, jaką ogrom tego wydarzenia na nas składa, i spowodowana strachem pokusa uciekania od tych tematów blednie. Zapał, z jakim dzisiejsze polskie nacjonalistyczne władze chcą odpędzić od nich historyków takich jak ja, jest zwykle skazany na niepowodzenie.

Tematy z pana listy nie przypadkiem są nierozpoznane. Jako Polacy cofamy się przed nimi odruchowo. Cofaliśmy się wtedy, kiedy nie było wolno o nich mówić, cofaliśmy się, kiedy już było wolno, i cofamy się dzisiaj, kiedy znowu nie wolno. Tak więc bez względu na pogodę te tematy zawsze znajdowały się w strefie powodziowej.

B.W.: Ale chyba pewne rzeczy już przerobiliśmy. Spójrzmy, jaki poziom osiągnęła dyskusja na temat współudziału mieszkańców krajów okupowanych przez III Rzeszę w Holocauście na Zachodzie i w naszym regionie, np. w Rumunii, gdzie toczy się dyskusja o rzeczach potwornych, które zapewne u nas nie miały miejsca. Przez 20 lat wykonaliśmy wielką robotę. To było jednak bardzo mocne bicie się w piersi.

– Chodzi panu o Grossa?

B.W.: Tak, o Jedwabne. I nagle przychodzi rok 2015, trwa debata podczas kampanii prezydenckiej. Andrzej Duda kontra Bronisław Komorowski. Duda wypomina mu, że podczas uroczystości w Jedwabnem użył wobec Polaków określenia „naród sprawców”, i robi z tego olbrzymi zarzut, mrugając okiem do radykalnego elektoratu.

Mijają dwa lata, zostaje przyjęta nowelizacja ustawy o IPN-ie, która przewiduje karę do trzech lat więzienia za mówienie o jakimkolwiek współudziale Polaków w Holocauście. A zaraz potem premier Morawiecki jedzie do Monachium, mówi podczas konferencji prasowej o „żydowskich sprawcach”, „Jewish perpetrators”, a potem składa kwiaty na grobach żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, którzy przecież pod koniec wojny kolaborowali, przedostali się do Niemiec dzięki pomocy Wehrmachtu i SS.

Dlaczego pewną część prawicy tak mocno bolą kwestie żydowskie?

– Ten występ jedwabieński Dudy w 2015 r. był jak salwa. Jako historyk patrzę na dzisiejszą sytuację Polski jako na katastrofę dziejową, nie waham się używać tego typu sformułowania. Ale to się nie zaczęło w 2015 r. Ten rok był skutkiem wcześniejszych procesów.

Zobaczmy np., co z debaty jedwabieńskiej przeszło do podstaw programowych w polskich szkołach. I do jakiego stopnia ta wąska inteligencka debata przełożyła się na konkretną politykę państwa w sferze kształcenia młodych Polaków.

My, historycy, demokraci, nie pchnęliśmy tego do przodu, zaniedbaliśmy to. Zapomnieliśmy, że ta historia może wrócić i ugryźć nas w szyję pewnego dnia.

To, że kandydat Duda w 2015 r. mógł z takim stwierdzeniem wyskoczyć, świadczyło o tym, że coś w narodzie pękło, żeby po 15 latach rzekomych debat polityk ubiegający się o najwyższy urząd w państwie uznał, i słusznie, że mu się politycznie opłaci granie żydowską kartą.

J.K.: Pamiętam pierwsze wybory prezydenckie w 1990 r., kiedy Lech Wałęsa też użył tego argumentu: dlaczego tylu Żydów jest w rządzie Mazowieckiego i dlaczego nie chcą się przyznać, że są Żydami. I od tamtego czasu ta żydowska karta, niestety, nieprzerwanie działa.

Prześledziłem pańskie wspinanie się na szczyt polakożerstwa i doszedłem do wniosku, że stał się pan tym czarnym ludem w momencie, kiedy zajął się pan czymś, co ja nazywam estymacją ofiar Holocaustu. To znaczy doszedł pan do wniosku, że w tzw. trzeciej fazie Holocaustu ocalało mniej więcej 10 proc. polskich Żydów, tj. ok. 250 tys. ludzi, a wojnę przeżyło 50 tys.

Postawił pan pytanie badawcze: co się stało z tymi 200 tys. ludzi, których los całkowicie zależał od polskich gospodarzy, sąsiadów, szmalcowników, granatowych policjantów. I w momencie, kiedy nastąpiła ta estymacja, zaczęły się sypać na pana gromy: jakim prawem używa pan konkretnych liczb?

Dlaczego te liczby są tak ważne? Bo przecież można powiedzieć, że byli sprawiedliwi i byli szubrawcy, ale wtedy się mówi niekonkretnie.

– Polakożerca? Bardzo sobie cenię ten rzeczownik, nie potrafię go na angielski dobrze przełożyć, ale będę się starał, bo moi studenci w końcu powinni się dowiedzieć, z kim mają do czynienia.

Tak, to te szacunki liczbowe zerwały tamę, za którą kryła się nienawiść i ona wypłynęła. Ogłosiłem te szacunki już 11 lat temu. Moim celem było pokazanie ludzkiego cierpienia w sposób możliwie dokładny. Problem jest taki, że jeśli chodzi o polską historię etniczną, czysto polską, aryjską, nie mamy pojęcia, ile było etnicznych polskich ofiar II wojny światowej. Szacunki idą od 2,1 mln do 3 mln, to jest rozrzut prawie miliona ludzi i nigdy nie słyszałem o jakichś debatach czy awanturach z tego powodu.

Jeżeli pójdziecie państwo do Muzeum Powstania Warszawskiego, to zobaczycie, że szacunki ofiar powstania się wahają od 120 tys. do 200 tys. ludzi. Natomiast kiedy postawiłem ten ostrożny szacunek 200 tys. ofiar żydowskich, które zginęły w wyniku pośrednich albo bezpośrednich działań polskich, reakcja na to była, powiedziałbym, nienaukowa.

Te szacunki okazały się nie do przyjęcia nie tylko dla ludzi odległych ideologicznie, historycznie ode mnie, ale też dla ludzi dość mi bliskich.

Jestem gotów toczyć i toczę polemiki naukowe. Ale nie jestem gotów odpowiadać na nienawiść, kłamstwa i agresję, którymi to wszystko jest podszyte.

Notuję sobie oczywiście to, co się dzieje teraz wokół historii Zagłady. Będę o tym pisał, bo jestem historykiem i jedyną moją bronią jest pióro.

Powtórzę: to, co się dzieje wokół historii Zagłady, jest jedynie fragmentem walącego się państwa prawa, walącej się demokracji. Przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. ogłosiliście w „Wyborczej” ten bardzo mądry, dramatyczny apel – ostrzeżenie przed PiS-em. Czytałem go z przerażeniem, bo bałem się, że to jest właśnie to, co ku nam zmierza – przerażający walec, który rozniesie młodą polską demokrację. I rozniósł.

Protest przeciwko moim badaniom rodzi się z panicznego lęku, że to jest uderzenie w mit o polskiej niewinności, strachu, jak to będzie wyglądało za granicą. Bo trzeba powiedzieć jasno: Zagłada jest jedynym fragmentem polskiej historii, który kogokolwiek poza granicami Polski obchodzi.

A co to takiego dobre imię narodu?

B.W.: Ciekawe, jak będzie wyglądało za granicą to, że pani była premier Beata Szydło została członkinią rady muzeum w Auschwitz. Słyszymy, że ma ona doprowadzić do „przywrócenia równowagi” w ekspozycji muzealnej, żeby nie koncentrować się wyłącznie na martyrologii żydowskiej, bo przecież Auschwitz założono początkowo jako element terroru wobec Polaków. I te wątki mają być dodatkowo wyjaśniane, wzmacniane tak, jak by życzyła sobie tego obecna władza, której symbolem jest wicepremier i minister kultury Piotr Gliński.

Czy muzeum o takiej renomie i takiej historii, w takim miejscu, będzie można przemodelować, przeformatować, być może zakłamać? I jakie to będzie miało konsekwencje międzynarodowe?

– Od czasu do czasu jestem pytany o zdanie przez tzw. decision makers, czyli ludzi podejmujących decyzje w krajach, które mają bardziej sensowne podejście do własnej historii niż nasz. I często przez te pytania przebija zdumienie – proszą mnie, bym ja jako historyk wyjaśnił, co się u nas dzieje. Przecież polskie władze robią rzeczy, których nie muszą robić, a które w sposób trwały niszczą wizerunek Polski w świecie, podważają wiarygodność Polski jako partnera dyplomatycznego. Skąd się bierze ten zajadły upór? Być może spowodowany jest głupotą, a być może kalkulacją.

Nie jestem w stanie powiedzieć, że pani Szydło nie zostanie wielką mistrzynią zakonu oświęcimskiego. Bardzo możliwe, że zostanie. Widzieliśmy już działanie typu „na złość mamie odmrożę sobie uszy”, kiedy przyjmowano, z poparciem polskiej opozycji, nowelizację ustawy o IPN-ie, choć była to polityka pędzenia w kierunku samobójstwa z pełną świadomością tego, co się dzieje. Więc teraz oczywiście władze polskie mogą wyznaczyć panią Szydło albo kogokolwiek z jej rodziny do kierowania muzeum w Auschwitz.

Będzie ogromna cena do zapłacenia, ale polityka, historia Polski jest, co wiemy, zakładnikiem polityki wewnętrznej. Więc jeśli rządzący nacjonaliści uznają, że tzw. repolonizacja Oświęcimia będzie służyła ich strategii wyborczej w roku 2023 czy 2022, kiedykolwiek do głowy im przyjdzie zrobić wybory, to oczywiście mogą to zrobić. Nauczyłem się już, że jeżeli chodzi o absurdy, w Polsce wszystko jest możliwe. Myśmy stracili poczucie tego, co można powiedzieć, zrobić, co się godzi, a co nie. Tu chodzi o działania czysto polityczne. Auschwitz stało się już w polskiej świadomości polskim obozem.

J.K.: Polskim w tym znaczeniu, że ginęli tam głównie Polacy?

– Tak, to jest nasz obóz, bo tu nasi ginęli. W tej formie ta repolonizacja Auschwitz już daleko zaszła i nie widziałem ani jednego oświadczenia dzisiejszych władz muzeum w Auschwitz, które by przeciwstawiło się temu absurdalnemu trendowi, według którego blisko 50 proc. Polaków sądzi, że przede wszystkim cierpieli tam Polacy.

J.K.: Mówił pan, że historia stała się zakładnikiem polityki. Otóż 39 proc. Polaków chce cenzurowania historii polskiego współudziału w Zagładzie i stawiania pod sądem historyków, którzy o tym piszą. To jest sondaż przeprowadzony dla OKO.press przez IPSOS. Michał Bilewicz, psycholog społeczny, komentuje to jako efekt narcystycznej tożsamości narodowej. Ale skoro mamy takie wyniki badań, to chyba nie wyjdziemy z tego diabelskiego kręgu i politycy, zwłaszcza obecnej władzy, będą się do tego ogromnego rezerwuaru uparcie odwoływać.

– Ten sondaż był dla mnie szokiem. Z niego wynikało jeszcze, że 11 proc. respondentów nie było pewnych, jak odpowiedzieć na pytanie „Czy jest pan/pani za stawianiem przed sądem historyków piszących o polskim współudziale w Zagładzie?”. I nie chodziło o piszących kłamliwie, tylko o piszących w ogóle o tym współudziale. Z tego wniosek, że 50 proc. Polaków albo jest skłonnych stawiać takich historyków przed sądem za pisanie prawdy, albo w tej kwestii nie jest pewna.

To świadczy o tym, że proces, powtarzam, destrukcji państwa prawa zaszedł niesłychanie daleko. A problem drugi jest taki, że tak wielu Polaków występuje w obronie źle pojętego tzw. dobrego imienia narodu polskiego. Ja uważam, że robiąc to, co robię, walczę właśnie o jak najlepsze imię narodu polskiego. I wszyscy historycy piszący z otwartą głową i krytycznie też się do tego przyczyniają.

Więc kiedy widzę tego rodzaju wyniki sondaży, to wiem, że ta obrona źle pojętego dobrego imienia jest terenem, na którym spotykają się ludzie, po których niczego innego bym się nie spodziewał, z ludźmi, po których jednak spodziewałbym się czegoś więcej. I to jest najsmutniejsza konstatacja.

W głosowaniach parlamentarnych widać było, kto był za świętem tzw. żołnierzy wyklętych czy kto głosował za uznaniem żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej NSZ za prawdziwych patriotów. I to jest ostatni teren, na którym Polacy i Polki padają sobie w ramiona bez względu na to, czy głosują na lewicę, czy na prawicę.

B.W.: Może to jest efekt tego, że dyskusje na temat polskiej historii w latach 90. i na początku nowego wieku były zbyt radykalne, bo ich uczestnicy rozdrapywali rany, bili się we własne piersi i malowali tę historię w szarościach, a nie w czerni i bieli, jak to przywykło się robić. Całe pokolenie intelektualistów zajmowało się krytyczną analizą polskiej historii; nie brali pod uwagę tego, że suweren, ten przysłowiowy, nie chce czuć wstydu z jej powodu. On nie chce się bić w piersi, chce być z niej dumny. Chce mieć swoich bohaterów pozytywnych, uczy się w szkole o bohaterach powstania warszawskiego – w tym duchu chcieli ludzie funkcjonować. A intelektualiści po 1989 r. kazali się za tę historię wstydzić. PiS to po prostu wyczuł, wykorzystał.

J.K.: Przekładając to pytanie na prostszy język, można powiedzieć, że wszystkiemu winien jest prof. Grabowski, bo swoim radykalizmem wznieca w Polsce antysemityzm.

– Jeżeli spojrzymy na debaty lat 90., to nie było rozszarpywania ran, tego było niewiele. To było krytyczne, bo wreszcie można było zająć się tym, jacy niedobrzy byli Sowieci i jak to bolszewizm nam dokuczał.

U nas w domu, w Warszawie, od 1977 r. mieścił się punkt przerzutowy drugoobiegowego wydawnictwa NOWA. Rodzice przechowywali książki, które posyłali do Wrocławia. I mieliśmy pełen dom tej literatury, potykaliśmy się o stosy samizdatu. Podkradałem po jednym egzemplarzu każdej książki.

Zrobiłem sobie niedawno przegląd tego wszystkiego, co nasi pisarze, historycy ogłaszali w drugim obiegu i podziemiu, można było o wszystkim pisać w końcówce lat 70., w 80. – w stanie wojennym to już każdy pisał i drukował.

Więc jeśli chodzi o obronę dobrego imienia, to okazywało się, że naród polski był fajny. Ale o Zagładzie – jak na lekarstwo.

Można mówić: no dobrze, byliśmy w niewoli, kto w niewoli ma ochotę rozdrapywać rany? Ale ochoty nie było, kiedy niewoli już nie było. I tak się to ciągnie. I to jest dla mnie niesłychanie smutna konstatacja.

Spójrzmy na rok 1994, przecież to w końcu w „Wyborczej” Michał Cichy pisze o żołnierzach AK, którzy rozprawiali się z Żydami. Pamiętamy to absolutne wycie, jakie wtedy nastąpiło.

J.K.: Tak, ale bodaj wtedy ojciec pana profesora, prof. Zbigniew Grabowski, napisał list do redakcji, bardzo mocne osobiste świadectwo. Jest też inny jego list, do Kazimierza Koźniewskiego, reżimowego pisarza czasów PRL-u, który miał bardzo ładną akowską kartę.

Koźniewski popełnił tekst, z którym pański ojciec polemizował, takie twarde napisane świadectwo człowieka, który na własnej skórze przeżył to, co opisuje, i jakby dotyka istoty rzeczy, bo on tam pisze m.in., że w sprawie ukrycia partyzanta społeczeństwo polskie było solidarne, ale w sprawie ukrycia Żyda już nie. To takie trochę podobne do tego, co mówił Jan Karski o tej wąskiej kładce porozumienia Polaków i Niemców, że sprawa żydowska była właśnie taką wąską kładką, na której oni mogli to porozumienie znaleźć.

Te debaty są odwieczne i jak się dzisiaj czyta list pańskiego ojca, to ma się wrażenie, że tyle się musiało zmienić po to, żeby nie zmieniło się nic.

– Porządkując po śmierci ojca jego papiery, natrafiłem na ten list i od razu mnie uderzyła konstatacja, że wszystkie argumenty w tej sferze wracają. Ten list zachował taką aktualność, że bez wahania umieściłem go na pierwszym miejscu w tym zbiorze polemicznym moich tekstów, bo tam było: nic ująć, nic dodać.

W tym liście widać głębię odrzucenia, głębię negacji, jaka animuje nasze społeczeństwo, akceptowana także przez kręgi inteligenckie, i ta głębia jest wręcz, można powiedzieć, klinicznie zachwycająca: żeby można było w obliczu tak niesamowitej, przerażającej w końcu bazy dokumentowej, tysięcy świadectw, w dalszym ciągu twierdzić, że naturalną postawą Polaków było zawsze udzielanie pomocy Żydom.

Ta negacja trwa z pokolenia na pokolenie. Dzisiaj, w 2021 r., w dalszym ciągu o tym mówimy i jestem pewien, że w 2023 karta żydowska znowu będzie grana. A jeżeli nie będzie to karta żydowska, to przecież sposób, w jaki przedstawiciele obozu dziś rządzącego w Polsce odnosili się do uchodźców z południa, to całe imaginarium było żywcem wzięte z lat 30., 40.

J.K.: Parazyty i pierwotniaki, których mieli być nosicielami.

– Ta symbolika: wszy – Żydzi – tyfus plamisty została nam wryta głęboko w narodową psychikę.

Niby-sędziowie w niby-państwie

B.W.: Jest jeszcze inne zjawisko: władza stara się wypierać prawdę, fałszować, atakować tych, którzy mają czelność mówić o rzeczach nieakceptowalnych dla tej władzy. Zarazem pojawiło się pojęcie antypolonizmu – rzekomego światowego spisku, który ma właśnie z Polski czynić kata, sprawcę zbrodni II wojny światowej, jeszcze gorszego niż hitlerowskie Niemcy.

– To jest wielki sukces polskiej dyplomacji. O taki sukces, jak wiadomo, nie jest teraz tak łatwo. W czerwcu 2018 r. ogłoszona została wspólna deklaracja Morawieckiego i Netanjahu, w której postawiono znak równości między antysemityzmem – o którym wiemy niejedno, ideologii, która w końcu jest jedną z najstarszych ideologii nienawiści w historii ludzkości – i jakąś fantasmagorią wziętą z nietrzeźwych snów ludzi, którym się wydaje, że w świecie istnieje spisek, którego celem jest zniszczenie polskiego społeczeństwa.

To jest oparte oczywiście nie tyle na braku wiedzy, ile na życiu w sferze mitów. Czytam, że powstaje instytut do walki z antypolonizmem, finansowany z panów podatków przez ministra Ziobrę. Istnieją też organizacje, które składają doniesienia na niezależnych dziennikarzy i historyków. Wszystko pod egidą państwa.

I tak oto Polska przypomina z zewnątrz dziwny skansen, z dziwnymi postaciami i figurami.

J.K.: Ale dzisiaj mamy jednak do czynienia z pewnym novum, w związku z pana i Barbary Engelking książką „Dalej jest noc”. Zaprzęga się całą potęgę państwa, tworzy się nawet specjalną komórkę w IPN-ie, która ma przejrzeć tę książkę i na tych setkach stron znaleźć to jedno jedyne zdanie, którego będzie można się uczepić i wytoczyć Grabowskiemu i Engelking proces. Co zresztą miało miejsce w sprawie sołtysa Malinowskiego, a właściwie jego prawa do dobrego imienia.

Podczas tego procesu doszło do precedensowego wyroku, w którym chronione jest prawo do tożsamości i dumy narodowej czy też prawo do pamięci o Polakach ratujących Żydów i do niezakłamywania historii II wojny światowej. Czy teraz to sądy będą decydować, co jest prawdą historyczną, a co nie?

– Skutki tej sprawy mogą być dramatyczne dla różnych dziedzin wolnego słowa, nie tylko dla historii. Widać tutaj, do jakiego stopnia polskie państwo zaangażowało się w atak na naukę.

Oczywiście należy pamiętać, że w każdym dziele historycznym mogą zdarzyć się błędy. Ale czym innym jest zwracanie uwagi na nie, a czym innym próba niszczenia autorytetów naukowych z pomocą państwa. Ten wyrok będzie studiowany na wielu uniwersytetach na świecie, na wydziałach historii i prawa, bo to jest kuriozum, które nawet wśród absurdów polskich zaczyna przekraczać pewne granice.

Otóż pani sędzia Jończyk pouczyła historyków, jaka jest wartość źródeł historycznych: na czym my się możemy opierać, a na czym nie, nie mając żadnego pojęcia o tym, czym są te źródła. Tak jak ja nie mam pojęcia o orzecznictwie polskich sądów na temat np. bezpieczeństwa na budowach i nie śmiałbym w tę wiedzę wkraczać, tak sąd polski wkroczył tutaj, i to w sposób zdecydowany, mówiąc mi, historykowi z przekraczającym 30 lat doświadczeniem pracy, na jakiej podstawie źródłowej mogę wnioskować, a na jakiej nie. Przy okazji wprowadzając tylnymi drzwiami do tego wyroku pojęcia w rodzaju dumy, godności narodowej.

Czyli jeżeli Polkę czy Polaka, wszystko jedno, spokrewnionego czy nie z bohaterem książki, dotknie moja uwaga na temat takiej czy innej części polskiego narodu, to będą mogli teraz, w zgodzie z prawem, wytoczyć mi sprawę w sądzie cywilnym, rujnującą finansowo i zapewne rujnującą też autorytet naukowy – mój czy kogokolwiek innego.

Dzisiaj atak poszedł na mnie, jako tego czołowego “polakożercę”. Ale taka procedura to tępe narzędzie, które państwo sobie ufundowało, żeby przywalić, kiedy uzna za stosowne, komu trzeba będzie, czy to będzie filozof, socjolog, czy ktokolwiek inny. I to narzędzie będzie gotowe, i na tym też polega ogromne zagrożenie płynące z tego typu sytuacji.

My oczywiście się od wyroku odwołujemy. Ale, rzecz znacząca, w momencie ogłoszenia wyroku zabrał głos minister sprawiedliwości, pan Ziobro, i powiedział, że wyrok jest świetny. Jak na takie dictum zareaguje, miejmy nadzieję, niezależny sędzia w sądzie apelacyjnym, nie wiem. Wiem tylko, że w drugiej sprawie, którą mam, trzech sędziów już poszło na L4.

Mamy dzisiaj niby-historyków, urzędników od historii, których wysyła państwo, by atakowali historyków niezależnych. Mamy też niby-sędziów, żyjemy w niby-państwie i to jest właśnie ten fragment większej całości, która, jak się okazuje, nie wywołuje w społeczeństwie polskim odruchów wymiotnych, przynajmniej na razie.

Spotkanie z Janem Grabowskim i Barbarą Engelking w Centrum Premier Czerska 8/10 w 2018 roku: 

.

My Lechici, my husaria

B.W.: To, co pana spotkało, to etap pewnego procesu. Bo zaczęło się przecież od dewastacji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, gdzie władza zwierzchnia powiedziała, jak należy mówić o historii II wojny, czego nie wolno mówić, co jest błędem, a co jest słuszne. W efekcie ekspozycja została stworzona właściwie od nowa, została zniszczona cała koncepcja, jaka temu muzeum przyświecała.

Czy w czasach swobodnego dostępu do wiedzy, w czasach internetu, utrzymywania zdalnych kontaktów z badaczami z całego świata, da się jeszcze historię Polski pisać na nowo? Zafałszować? Czy to nie jest zadanie, które ten śmieszny rząd jednak przerasta?

– Uczestniczyłem w pewnej dyskusji kilka lat temu w Princeton i jeden z moich kolegów, dyrektor wielkiego muzeum pamięci w Polsce, powiedział, że on się nie martwi, bo przecież myśmy – on i ja – jako młodzi ludzie przeszli w końcu przez szkołę komunistyczną, przez uniwersytet komunistyczny i proszę, propaganda była taka silna, a przecież wiedzieliśmy, że nikt tego nie kupuje.

Odpowiedziałem, że problem nie polega na fałszowaniu historii, tylko na tym, czy my jako społeczeństwo jesteśmy gotowi przyjąć to fałszerstwo za dobrą monetę. I dzisiejsze władze żywią Polaków słodką, paskudną papką, która nie jest pożywna ani zdrowa, ale jest smaczna. To jest taki fast food, który tuczy i który będzie szkodził. A my go przyjmujemy z radością i bez oporów, bo nam smakuje.

B.W.: Lechici, husaria, tzw. żołnierze wyklęci?

– Tak i to jest dziecinada, to nie wymaga żadnego wysiłku intelektualnego. Zobaczymy. Ja z reguły staram się być pesymistą w tych wszystkich sprawach, najwyżej potem się przyjemnie zdziwię, jeżeli się okaże, że nie miałem racji. Pewien czas temu czytałem w „Wyborczej” artykuł Adama Daniela Rotfelda, który zastanawiał się nad tym rzekomym przywiązaniem Polaków do demokracji. I mówił, że być może oddaliśmy się pewnej fikcji – uwierzyliśmy, że nam te demokratyczne struktury i ideały są bliskie, kiedy w rzeczywistości być może polskie społeczeństwo jest głęboko niedemokratyczne, raczej woli autorytarną formę władzy.

J.K.: Ale czy to jest polska specyfika? A co się stało w USA, gdzie rządził Trump? Co w Turcji, w Rosji?

B.W.: A co się może stać we Francji?

J.K.: A co się dzieje na Węgrzech? To nie jest polska specjalność ten populizm nacjonalistyczny.

– Nie powiedziałem, że to jest tylko polska specjalność. Chodzi o to, że amerykański przykład się tutaj nie nadaje. Jednak to, co się działo przez cztery lata tej szalonej jazdy, jaką była prezydentura Trumpa, to był też przykład mocy i potęgi systemu demokracji amerykańskiej. Gdyby amerykański polityk powiedział, że posiedzenie sędziów jest zebraniem kolesi, to następnego dnia by go nie było.

W Polsce nastąpiło zniszczenie systemu sprawiedliwości i nie widzę tłumów, były tłumy przez chwilę, ale nie jest to coś, co by Polaków powaliło na kolana. Ich świat się nie załamał.

Spójrzmy na polską historię w XX wieku: mieliśmy kilka lat na początku II RP, kiedy rozpaczliwie próbowano tę demokrację jakoś pozbierać z kawałków, co się zakończyło wraz z zamachem majowym. Potem mamy kolejny brak demokracji, kolejne okupacje itd. I potem mamy to zachłyśnięcie się, to nasze ćwierć wieku koegzystencji z demokracją. I być może patrzymy teraz na to jak na miły sen, który właśnie prysnął. Mam nadzieję, że nie mam racji.

J.K.: We wstępie do książki „Polacy, nic się nie stało!” mówi pan, że pisanie o trudnej historii polsko-żydowskiej przypomina bicie głową w mur. Nie znaczy to oczywiście, że nie warto bić, ale warto zdać sobie sprawę z kosztów tego rodzaju strategii. Jakie są koszty tej strategii, bo rozumiem, że pan od niej nie odstąpi?

– Kosztem jest coś, co komuś takiemu jak ja jest znane – samotność badacza. Druga rzecz to jest to, że obecne władze próbują przedstawić mnie jako ekstremistę. I dla ludzi, którzy nie chcą się zmusić do krytycznej refleksji nad historią własnego narodu, tego rodzaju kwalifikacja jest zdecydowanie wygodna. Ona stała się udziałem np. prof. Grossa. Ale historyk jest do samotności przyzwyczajony. Tak więc koszty są, ale nie mają większego znaczenia w porównaniu z wagą i pasją, z jaką można się oddawać temu zajęciu.

B.W.: Nasz minister edukacji i nauki, pan Czarnek, zapowiedział przegląd podręczników pod względem ich treści. Na pierwszy rzut idą treści historyczne. PiS prawdopodobnie będzie chciał wychować sobie pokolenie myślące właśnie kategoriami husarii i „żołnierzy wyklętych”. Czy trzeba będzie organizować tajne komplety dla naszych dzieci, żeby je uczyć historii?

– Mam nadzieję, że nie mam racji, ale tłoku by na tych kompletach nie było. Dla mnie przerażający jest stopień indoktrynacji, jaka uderza w młodzież, np. to, że powstał instytut Dmowskiego, w końcu jednak gorącego wielbiciela Hitlera, sztandarowego antysemity. I to się dzisiaj dzieje w szkołach pod skrzydłami państwa polskiego.

W związku z tym przytoczę zdanie mojego dobrego kolegi, profesora historii, także historii Polski, prof. Johna Connelly’ego z Berkeley, który kilka tygodni temu na seminarium powiedział coś, co mnie niesłychanie zaciekawiło: „Po II wojnie światowej niemieckie społeczeństwo poddane zostało denazyfikacji. Ja uważam, że polskie społeczeństwo, kiedy podźwignie się z obecnej katastrofy, powinno zostać poddane deendekizacji”. I tym cytatem z Johna Connelly’ego chciałbym zakończyć.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Did the destruction of this Middle Bronze Age city inspire the story of Sodom?

Did the destruction of this Middle Bronze Age city inspire the story of Sodom?

ARIELLA MARSDEN


Archaeologists investigated the destruction of Tall el-Hammam and discovered an event similar to the description of the destruction of Sodom and Gomorrah.

‘THE DESTRUCTION Of Sodom And Gomorrah,’ John Martin, 1852 / (photo credit: Wikimedia Commons)

Tell el-Hammam in the Jordan Valley might have inspired the story of the destruction of Sodom and Gomorrah, according to a new study that has spanned 15 years.

In the study, published in the journal Nature on Monday, archaeologists researched the remains of Tell el-Hammam in an attempt to discover what destroyed the ancient city during the Middle Bronze Age.

During the period, there were roughly 50,000 people living in the area of the Jordan Valley in three cities: Tell el-Hammam, Jericho, and Tell Nimrin, with Tell el-Hammam the biggest of the three, implying that until its destruction, it would have been the political center of the area.

Radiocarbon dating dates the destruction to within 50 years of 1650 BCE.
Examination of the remains revealed evidence of a destructive event that involved high temperatures, such as pottery pieces that were melted and boiled on the exterior, but normal on the inside.

The buildings of Tell el-Hammam were made of mud bricks, some five stories tall. In the upper part of the city, the destructive force demolished the buildings to the height of their foundations in the walls, and little mud-brick remained. Of the palace that was in this part of the city, the first floor walls and the upper stories are missing, and most of the mud-brick was pulverized.

In the lower part of the city, the buildings suffered more severe damage, and researchers found evidence of heat-fracturing in the remains.

The towers in the wall that surrounded the city were also destroyed, with mud-brick remains only existing at the height of the towers’ foundation.
.
An asteroid is seen falling to Earth, breaking apart in the atmosphere (illustrative). (credit: Wikimedia Commons)

To try to discover what could have caused this destruction, the researchers compiled a list of possible events and tested their probability relative to the evidence found at the site.

They initially examined the possibility of a fire, warfare, volcanic eruption, earthquake or lightning, but concluded that these events were unlikely to cause the kind of destruction that they found at the site, because none could have produced the intense heat required to cause the melting that they found.

Having dismissed these events, the researchers turned to two other possibilities: cosmic impact or a cosmic airburst.
The consequences of a crater-forming cosmic impact matched all the evidence found by the archaeologists, but it was dismissed as unlikely because no crater was found in the area.

The most likely cause of destruction was a cosmic airburst caused by a comet or meteorite. The consequences of such an event also match the evidence found by the researchers, and using an impact calculator, they were able to estimate the details of the event, which also involved the shock wave hitting Jericho that was burned to the ground.

It can be assumed that the event that destroyed Tell el-Hammam would have been witnessed and recounted through the generations until the time of the biblical Sodom, at which point the event would have been an inspiration for the story, which tells of stones and fire falling from the sky to destroy the city.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


“Back to Pre-9/11. But It’s Worse”


“Back to Pre-9/11. But It’s Worse”

Guy Millière


  • The election of President Joe Biden under extremely questionable conditions was hugely welcomed by many in America and Europe…. The leaders of countries that are the enemies of the United States seemed even more delighted. Iran’s then President Hassan Rouhani said on November 5, 2020: “The next US administration will surrender to the Iranian nation”. Communist China’s President Xi Jinping said nothing but instantly stepped up military provocations against Taiwan and Australia, India, the Philippines and Japan.
  • From the first days of its existence, the Biden administration spoke of terrorism, but seemingly to refer only to “white supremacy” and “domestic terrorism” — evidently meaning Republicans and other Americans who had voted for Trump. Concessions to Islamic terrorism quickly followed. On February 12, the Houthi militia was removed from the Department of State list of terrorist organizations and started to receive US humanitarian aid. A few weeks later, their attacks on Saudi Arabia resumed. On February 18, the UN sanctions on Iran reinstated by Trump were rescinded, and economic sanctions partially lifted. Iran could now deliver missiles to Hamas, which used them in May to launch a massive attack on Israel.
  • The Afghan disaster was put in place. The Biden administration, unlike the Trump administration, had shown the Taliban and al-Qaeda that they had nothing to fear. The American media and the rest of the Western world hardly commented on the deceitful, catastrophic and deadly way the United States surrendered Afghanistan.
  • An editorial of the French newspaper Le Monde spoke with joy of the “long list of humiliations suffered by the United States”. Several European leaders said they feared a return of Islamic terrorism to Europe, and started to react as most European leaders have reacted for decades: by trying to appease those who threaten their countries.
  • Meanwhile, the only person under investigation for the completely avoidable strategic failure of America’s surrender to the Taliban in Afghanistan is decorated US Marine officer, Lt. Col. Stuart Scheller. He is currently in pre-trial detention at the Marine Corps brig at Camp Lejeune, for violating a “gag order” to bar him from asking senior leaders for accountability.
  • “What do you call a party whose leaders require all of America’s soldiers to undergo indoctrination in an ideology that calls for the ‘dismantling’ of America and tells them that their oath to defend the Constitution is an oath to defend a document that codifies ‘white supremacy’?… You call it treason.” — David Horowitz, author and former Black Panther, Front Page Magazine, September 14, 2021.
The election of President Joe Biden under extremely questionable conditions was hugely welcomed by many in America and Europe…. The leaders of countries that are the enemies of the United States seemed even more delighted. Iran’s then President Hassan Rouhani said on November 5, 2020: “The next US administration will surrender to the Iranian nation”. (Photo by Anna Moneymaker/Getty Images)

September 11, 2001 was the first time the United States had been attacked on its mainland since 1812. Nearly 3,000 people were killed. Americans reacted with determination and dignity. American flags were soon everywhere. The idea that the attacks should not go unpunished seemed unanimous. It was promptly proven that the attack came from al-Qaeda; on October 7, the US military started to crush the rear bases of al-Qaeda in Afghanistan and the Taliban who housed them.

Twenty years later, the situation is on its head. Solemn commemorations were held in Washington, Shanksville and New York, but anxiety and anger pervaded the atmosphere of the country. US President Joe Biden attended the commemorations but did not speak. Instead, he released a videotaped speech in which he said he would hunt down “those seeking to do harm to America” ​​and make them pay. These words, to many people, seemed hopelessly out of touch. The United States had just surrendered Afghanistan without even an attempt at resistance in an atmosphere of chaos, duplicity and defeat. The Taliban are in power again, and al-Qaeda — intermarried and effectively interchangeable with them — at their side.

How an American administration could give the power back to the same enemy — offering victory to Islamic terrorism and inflicting on the United States an unprecedented humiliation — requires understanding what has happened in the US since 9/11: a relentless work of undermining the United States to erode and destroy its power, and its will to defend itself and victoriously fight its enemies.

President George W. Bush set his goals quickly after the 2001 attack. As early as September 14, he said: “Our responsibility to history is already clear: to answer these attacks and rid the world of evil.” Three days later, on September 17, he spoke of the terrorists:

“We have seen their kind before. They are the heirs of all the murderous ideologies of the 20th century…. [B]y abandoning every value except the will to power–they follow in the path of fascism, and Nazism, and totalitarianism… The advance of human freedom – the great achievement of our time, and the great hope of every time–now depends on us… We will rally the world to this cause by our efforts, by our courage. We will not tire, we will not falter, and we will not fail”.

Bush spoke of a “war on terror”: “Our war on terror begins with al Qaeda, but it does not end there.” “Every nation,” he added on September 20, “in every region, now has a decision to make. Either you are with us, or you are with the terrorists.”

Almost immediately, the unanimity that seemed to exist began to break down. On September 24, a liberal magazine, The New Yorker, published a series of reactions to the attack written by supposed intellectuals. Most expressed reservations about the reaction that had taken shape. A political activist, Susan Sontag, hinted that the attack was probably the fault of the United States: ” this was not a “cowardly” attack on “civilization” or “liberty” or “humanity” or “the free world” but an attack on the world’s self-proclaimed super-power, undertaken as a consequence of specific American alliances and actions”. Hostility to President Bush, to freedom, and to the will to wage war began to take shape. The rest of the Western world followed a similar path. The leaders of several countries in Europe said they supported the United States, but many seemed lacking in firmness.

On January 29, 2002, President Bush, in his State of the Union address, referred to an “axis of evil”, and cited three countries: North Korea, Iran and Iraq. On October 7, in a speech on Iraq, he explained in detail the many crimes committed by the Iraq’s president at the time, Saddam Hussein, and stated that the US was considering war if Saddam Hussein did not choose to declare and destroy “all of its weapons of mass destruction”, “end its support for terrorism”, and “cease the persecution of its civilian population”.

The notion of an “axis of evil” was swiftly declared “simplistic and dangerous” by various commentators; and throughout 2002, the hostility of many in America and abroad in the Western world towards Bush’s policy grew stronger. It became even more pronounced after President Bush’s speech on Iraq. Two European prime ministers continued firmly to support the United States: Britain’s Tony Blair and Spain’s Jose Maria Aznar, but French President Jacques Chirac, who had long term financial links with Saddam Hussein, opposed the war, tried to save the Iraqi dictatorship, and brought behind him Germany and most of the rest of Europe.

Saddam Hussein chose not to comply, and in 2003, in a matter of weeks, the war was over. Islamists, however, had come to Iraq from all over the Muslim world to fight “the infidels,” wage holy war, kill and die, and an insurgency started that lasted until a US troop surge in 2007. By 2008, Iraq was stabilized, but what the late journalist Charles Krauthammer called the “Bush derangement syndrome” — which he defined as “the acute onset of paranoia in otherwise normal people in reaction to the policies, the presidency — nay — the very existence of George W. Bush ” — began to emerge.

Relentless, frenzied protests swept across the United States and Western Europe. Protesters held up signs comparing Bush to Hitler and declaring him the worst terrorist on earth. Books were published accusing Bush of war crimes. A propaganda film by filmmaker Michael Moore, based entirely on conspiracy theories alleging Bush family ties to the Bin Ladens and Saudi royals, received the Cannes Film Festival’s 2004 Palme d’Or and enjoyed worldwide success. The film left out all the crimes committed by Saddam Hussein. That he had exterminated dozens of thousands of Kurds with chemical weapons a few years before 2001, and his other crimes against humanity, apparently did not matter, and Saddam Hussein was described as someone who had never possessed weapons of mass destruction. Although Bush said from the start that he was not waging war on Islam, he was accused of it anyhow. That Islamic terrorism was still a clear and present danger, and that eliminating terrorists could be a good thing, was ignored. Instead, Bush was accused of creating terrorists. During Bush’s presidency, no further terrorist attacks in the Western world took place — a situation that was also ignored. For millions of Americans and Europeans, from 2003 to 2008, the only monster on the planet, and the only danger to eliminate, was President George W. Bush.

This was the context for the election of Barack Obama to the presidency in 2008. Obama had described himself during the election campaign as a redeemer: the embodiment of “hope” and “change”. Three months before the election, in July 2008, he had visited Germany, where he promised to “finally bring this war to a close”. His past as a community organizer was considered by most journalists a positive quality. After a triumphant election, he at once asked his administration to stop speaking of the “war on terror”, and instead to use the watered-down expression, “overseas contingency operations“. He never spoke of “terrorists” and replaced the word with “violent extremists”.

On May 21, 2009, he rejected the entire foreign policy of the George W. Bush administration. “We went off course,” Obama said, and promised to take the country in another direction. On June 4, in Cairo, he delivered a speech praising to Islam and criticizing the United States.

Regarding Afghanistan, which he called “the good war,” as opposed to Iraq’s, Obama imposed the most restrictive rules of engagement on the US military, a decision that resulted in the deaths of many US soldiers. In 2011, Obama supported the seizure of power in Tunisia and Egypt by members of the Muslim Brotherhood, an organization defined even by some Muslim countries as terrorist. He withdrew America’s combat troops from Iraq, with the result that al-Qaeda, which had been destroyed under George W. Bush, was reborn under another name: Islamic State of Iraq and Syria (ISIS). ISIS proceeded to conquer a vast territory which, thirteen years after the destruction of Al-Qaeda’s bases in Afghanistan, became a new center for Islamic terrorism and a source of inspiration for Islamic terrorists worldwide. Islamic attacks, which had virtually disappeared during the presidency of George W. Bush, reappeared. The years 2015-2016 were marked by a grisly wave of them throughout Western Europe and the United States.

Obama developed and approved the signing in July 2015 of the Iran nuclear deal. Although it was sold to the public as preventing Iran from acquiring nuclear weapons, it in fact did just the opposite and did not prevent Iran from pursuing its quest for nuclear weapons. Iran also received from the Obama administration billions of dollars which the mullahs quickly used to fund various Islamic terrorist organizations, thereby making Iran the world’s leading financier of international Islamic terrorism. Although Obama did eliminate Osama bin Laden, the assassination did not curb the spread of Islamic terrorism taking place at the time.

The press and the public in the West treated Obama as if he were an idol. Although many bloody attacks took place in Western Europe during his presidency — and although Western Europe suffered heavily from the creation of ISIS and the disorders created throughout the Muslim world during his term (more than a million migrants burst into Europe in 2015-2016) — the leaders of Western Europe did not stop praising him.

For many in America and Western Europe, the election President Donald J. Trump came as a shock. Although Trump had defined the war in Iraq as a “terrible mistake” and had criticized George W. Bush, he was and still is subjected to continuous demonization from the press, the media, social media, the CIA, the FBI, the IRS, the Department of Justice even more hostile than that undergone by President George W. Bush.

Trump, during his campaign, used two expressions borrowed from Ronald Reagan: “Make America great again” and “Peace through strength” — revealing that the direction he intended to follow was not at all the same as Obama’s. It was clear that he would fight Islamic terrorism. Trump destroyed ISIS, eliminated its head, Abu Bakr al-Baghdadi, suffocated the Iranian regime economically to deprive it of being able to finance terrorism. He advanced peace in the Middle East spectacularly, as none of his predecessors had, with the Abraham Accords, signed at the White House on September 15, 2020. No major Islamic terrorist attack occurred under his presidency. Yet, to this day, many in America and the rest of the West continue to pour out intense hatred against him. Western European leaders continue to criticize him and portray him as uncouth.

The election of President Joe Biden under extremely questionable conditions was hugely welcomed by many in America and Europe. Biden was widely described as embodying the return to “professionalism” and “seriousness” after four supposedly horrible years. The leaders of countries that are the enemies of the United States seemed even more delighted. Iran’s then President Hassan Rouhani said on November 5, 2020: “The next US administration will surrender to the Iranian nation”. Communist China’s President Xi Jinping said nothing but instantly stepped up military provocations against Taiwan and AustraliaIndia, the Philippines and Japan.

From the first days of its existence, the Biden administration spoke of terrorism, but seemingly to refer only to “white supremacy” and “domestic terrorism” — evidently meaning Republicans and other Americans who had voted for Trump. Concessions to Islamic terrorism quickly followed. On February 12, the Houthi militia was removed from the Department of State list of terrorist organizations and started to receive US humanitarian aid. A few weeks later, their attacks on Saudi Arabia resumed. On February 18, the UN sanctions on Iran reinstated by Trump were rescinded, and economic sanctions partially lifted. Iran could now deliver missiles to Hamas, which used them in May to launch a massive attack on Israel.

The Afghan disaster was put in place. The Biden administration, unlike the Trump administration, had shown the Taliban and al-Qaeda that they had nothing to fear. The American media and the rest of the Western world hardly commented on the deceitful, catastrophic and deadly way the United States surrendered Afghanistan. A few former Obama officials criticized Biden. An editorial of the French newspaper Le Monde spoke with joy of the “long list of humiliations suffered by the United States”.

Several European leaders said they feared a return of Islamic terrorism to Europe, and started to react as most European leaders have reacted for decades: by trying to appease those who threaten their countries. On September 14, EU foreign policy chief Josep Borrell said, “to have any chance of influencing events, we have no other option but to engage with the Taliban.” The Biden administration appears to want to do the same. On September 3, it began funding “humanitarian aid programs” in Taliban-ruled Afghanistan. On September 9, White House press secretary Jen Psaki praised the Taliban as “businesslike and professional”.

Other members of Congress and political analysts hold a different view of the situation. “We’re going back to pre-9/11 right now,” Representative Michael McCaul, ranking member of the House Intelligence Committee said on September 12, “but it’s worse, it’s worse because now they’re [the Taliban] fully armed with our weapons, our helicopters and pallets of our cash”.

Former Director of National Intelligence John Ratcliffe said:

“I hope that it’s just something that has an impact for decades, I hope it’s not centuries; it’s the most profound loss for the United States, certainly in our lifetime… this most recent, most painful, colossal, epic failure in Afghanistan has literally breathed life into the radical Islamic terrorist movement, not just in Afghanistan, but around the world. “

Former President George W. Bush now speaks differently from how he spoke during his presidency. He is now using the same words as Obama to designate terrorists — “violent extremists” — and has been tracing an equivalence, no matter how false, between “violent extremists abroad and violent extremists at home”.

Meanwhile, the only person under investigation for the completely avoidable strategic failure of America’s surrender to the Taliban in Afghanistan is decorated US Marine officer, Lt. Col. Stuart Scheller, currently in the Marine Corps brig at Camp Lejeune, for violating a “gag order” to bar him from asking senior leaders for accountability.

The author and former Black Panther, David Horowitz, asked:

“What do you call a party that treats 81 million unvaccinated Americans as domestic enemies…. but allows hundreds of thousands of unvetted illegal migrants… to cross U.S. borders and be flown into the heartland by the United States Air Force? And once there – to get free medical care, welfare payments, and education?…

“What do you call a party whose leaders require all of America’s soldiers to undergo indoctrination in an ideology that calls for the ‘dismantling’ of America and tells them that their oath to defend the Constitution is an oath to defend a document that codifies ‘white supremacy’?…

“You call it treason.”


Dr. Guy Millière, a professor at the University of Paris, is the author of 27 books on France and Europe.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Bristol University professor fired for antisemitic comments

Bristol University professor fired for antisemitic comments

JERUSALEM POST STAFF


Sociology professor David Miller was fired after making controversial comments about Israel that many alleged were antisemitic.

.
Bristol University from Cabot Tower / (photo credit: Wikimedia Commons)

.
A professor of sociology at the University of Bristol in England was fired after making controversial comments about Israel that many alleged were antisemitic.

In 2019, Professor David Miller, who teaches about “how power self-perpetuates through lobbying and propaganda,” said in a lecture that the Zionist movement is one of five sources of Islamophobia, presenting a graphic associating Jewish charities with pro-Israel lobbying, The Guardian reported.

Miller has also stated that Israel is “the enemy of world peace” and that the Bristol Jewish Society, a campus Jewish organization, is an “Israel lobby group,” according to The Guardian.

Additionally, Miller said that Israel wants to “impose [its] will all over the world” and that Jewish students were being exploited as “political pawns by a violent, racist, foreign regime engaged in ethnic cleansing,” The Jewish Chronicle reported.

PROTESTING OUTSIDE a meeting of the British Labour Party’s National Executive, which was set to discuss the party’s definition of antisemitism, in London in September 2018 (credit: HENRY NICHOLLS/REUTERS)

Numerous politicians and Jewish groups raised concerns that the comments promoted the antisemitic conspiracy theory that Jews covertly control global politics, but the university initially defended Miller’s academic freedom. After holding a disciplinary hearing, however, the school concluded that Miller did not meet the behavioral standards expected from its faculty and that his “employment should be terminated with immediate effect,” according to the BBC.

The University of Bristol added that it takes “any risk to stifle [academic] freedom seriously,” the BBC noted.

This comes amid widespread fears of antisemitism at institutions of higher learning. 50% of Jewish university students have at one point concealed their Jewish identity and 65% have said they do not feel safe on campus, according to a survey conducted last April by the Cohen Research Group and the Louis D. Brandeis Center.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com