“Skupiska żydowskie przepędzi się…”. Napady w Rabce na dzieci ocalałe z Holokaustu
Bartłomiej Kuraś
W 1945 r. uczniowie i nauczyciele gimnazjum w Rabce trzykrotnie organizowali zbrojne napady na sierociniec żydowski, w którym przebywały dzieci ocalałe z Holokaustu. “Nie szkodzi, jeżeli skupiska żydowskie przepędzi się, byleby wypadków nie było” – tłumaczył ksiądz Józef Hojoł, jeden z inspiratorów ataków.
O napadach na sierociniec w Rabce od czasów wojny na Podhalu krążyły legendy. Jedni twierdzili, że oddział “Ognia” wymordował żydowskie dzieci. Inni mówili, że to wymysł komunistycznej propagandy. A jeśli nawet partyzanci strzelali, to nie do dzieci, lecz do funkcjonariuszy UB i MO.
70 lat po tamtych zdarzeniach przebieg napadów na sierociniec odtworzyła Karolina Panz, przygotowująca w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego doktorat na temat ludności żydowskiej Podhala. Jej ustalenia opublikowało już Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN w pracy “Dlaczego oni, którzy tyle przecierpieli i przetrzymali, musieli zginąć. Żydowskie ofiary zbrojnej przemocy na Podhalu w latach 1945-1947”.
Traumatyczne przeżycia dzieci
W 1945 r. Tymczasowy Komitet Pomocy dla Ludności Żydowskiej w Krakowie, mieszczący się przy ulicy Długiej 38, szukał spokojnego miejsca dla dzieci ocalałych z Holokaustu. W krakowskiej kamienicy opiekunowie nie potrafili zapewnić im godnych warunków. Oprócz setki najmłodszych schronienie znalazło tam także 250 dorosłych. Wszyscy niedożywieni i schorowani. Brakowało miejsca. W tym samym budynku urządzono też biura administracyjne z punktem rejestracyjnym, kuchnię, ośrodek lekarski i izbę chorych. Ludzie spali pokotem na podłodze, nawet bez sienników.
Dzieci postanowiono przenieść do Rabki, która już przed wojną była znanym uzdrowiskiem. Na przełomie czerwca i lipca 1945 r. około setki młodych pensjonariuszy, pochodzących m.in. z Krakowa, Warszawy, Łodzi, trafiło do trzech willi: Stasin, Niemen i Juras. Nieco dalej znajdował się Urząd Bezpieczeństwa i stacjonował oddział Armii Czerwonej. Bliżej stał budynek, w którym jeszcze kilka miesięcy wcześniej Niemcy prowadzili Szkołę Policji SS.
Dzieci miały za sobą traumatyczne przeżycia. Niektórym udało się przetrwać okupację z rodzicami, ale nie wszystkie miały tyle szczęścia. Na oczach ośmioletniego Benka Brandera umarła mama, gdy całą rodziną próbowali przetrwać wojnę w piwnicach w Przemyślu. Rodzice dwa lata starszego Ludwika Rympela w skrajnej rozpaczy postanowili odebrać życie sobie i synowi. Ocaliło go tylko to, że z naciętych żył chłopca nie wypływała krew.
Ciężko chory siedmioletni Jerzy Cyns przeszedł przez niemieckie obozy w Płaszowie, Gross-Rosen i Auschwitz, gdzie poddawano go eksperymentom medycznym i trzykrotnie tatuowano. Aleksander Bober po ucieczce z getta warszawskiego tułał się po ulicach i spał w zajezdniach tramwajowych.
Nachum Bogner, którego rodzice zginęli w 1943 r., chował się w leśnych bunkrach w okolicy Przemyślan pod Lwowem.
Dziesięcioletnią Mirę Bram, gdy Niemcy zabili jej mamę i ojca, ukrywali volksdeutsche. Takich ponurych historii było bardzo wiele. W górskim uzdrowisku dzieci miały zapomnieć o wojnie.
Granat w sierocińcu
Gdy dzieci przyjechały do Rabki, ze względów bezpieczeństwa wiezione na ciężarówce przykrytej brezentem, z początku myślały, że trafiły prawie do raju. Róża Silberberg, urodzona w 1935 r., opowiadała po latach: “Zaskoczyła mnie duża ilość jedzenia i to, że można było brać dokładki. Nareszcie mieliśmy własne ubrania z darów. Mi podarowano sukienkę i buty. Czułam się rozpieszczana”.
Ale czasy były ciągle niespokojne i raj nie trwał długo, bo do drugiej połowy lata. 11 sierpnia doszło do pogromu Żydów w Krakowie. Dzień później, w niedzielę, zaatakowano sierociniec w Rabce. Do willi Niemen przez okno wrzucono granat, który eksplodował. Ofiar nie było. Trzynastoletnia chora dziewczynka, przy której łóżku w izolatce wybuchł ładunek, upadła na podłogę, ale nie odniosła większych obrażeń.
Nazajutrz Anna Górska, Polka pracująca jako pomoc kuchenna w sierocińcu, relacjonowała w Wojewódzkim Komitecie Żydowskim w Krakowie: “W podłodze była dziura średnicy około 10 do 15 cm, szyby były wybite, ściany uszkodzone, przyrządy lekarskie rozbite, kozetka w pokoju wywrócona do góry nogami, a bielizna leżąca na kozetce rozrzucona po pokoju. Wśród dzieci panuje słuszny popłoch. Milicji ani żadnej władzy nie było na miejscu”.
Halina Landsberg, kierowniczka sierocińca, prosiła o pomoc, oceniając, że tamtejsze władze wydają się całkowicie bezradne i nie dają gwarancji, że ataki się nie powtórzą.
– Na sierociniec w Rabce napadano trzykrotnie. Nie atakował oddział “Ognia”, choć ta partyzancka grupa ma na sumieniu inne zbrodnie na Żydach i niektórzy z uczestników napadów w Rabce później zostali jego podkomendnymi – mówi Karolina Panz.
Ks. Hojoł: W Polsce rządzą sami Żydzi
Polskiemu personelowi placówki i dostawcom żywności do sierocińca grożono ogoleniem głów, jeśli dalej będą pracować dla Żydów. Niektóre dzieci pisały do rodziców, że chcą jak najszybciej wyjechać z Rabki: “Tutaj dłuższy pobyt jest niemożliwy. Ci, którzy dziś napadli, grożą dalszymi napadami. W tę całą grę wciągnięta jest milicja. Kto może, ten ucieka z zakładu, wychowawczynie, pielęgniarki, dzieci. Pierwszą okazją jadą zaraz do Krakowa, bo tu jest b. niebezpiecznie”.
– Z dokumentów wynika, że atak zorganizowali uczniowie i nauczyciele Prywatnego Gimnazjum Sanatoryjnego Męskiego doktora Jana Wieczorkowskiego – mówi Panz. – Zaraz po wznowieniu działalności szkoły, w lutym 1945 r., zaczęła w niej działać komórka Ruchu Oporu Armii Krajowej, której dowódcą był Jan Stachura “Adam”. Uczniowie gimnazjum należący do tej organizacji skupieni byli w kilkunastoosobowej drużynie harcerskiej. Ich duchowym i faktycznym przywódcą był ksiądz Józef Hojoł, wspierany przez profesora Edmunda Chodaka, polonistę, autora przedwojennego elementarza.
Anna Bala, mieszkanka Rabki, zeznała w 1950 r.: “Ks. Hojoł Józef na terenie Rabki był bożyszczem, miał duże zaufanie wśród ludności z terenu Rabki oraz był bardzo poważany na terenie gimnazjum. Prowadził stowarzyszenia katolickie oraz hufiec harcerski”.
Jak wynika z zeznań przesłuchiwanych w śledztwie, ksiądz Hojoł o wprowadzonym w 1945 r. w Polsce ustroju miał mówić, że prześladuje religię i nie daje swobody wyznania, a “w Polsce rządzą sami Żydzi”. To on miał być autorem listów z pogróżkami, które Mieczysław Klempka “Kot”, przywódca harcerskiej konspiracji w gimnazjum Wieczorkowskiego, podrzucał do sierocińca. Napisano w nich, że jeśli dzieci nie opuszczą Rabki, będą zastosowane wobec nich represje. “Groźba ta została wykonana, gdyż ks. Hojoł dał rozkaz członkom nielegalnej organizacji z terenu gimnazjum Wieczorkowskiego” – powiedziała śledczym Bala.
Żołnierze pilnują sierocińca
Osiemnastoletni Stanisław Wróbel “Bimber” zeznał, że o planowanym napadzie dowiedział się od Mieczysława Klempki i jego zastępcy Władysława Śmietany podczas szkolnej przerwy. Atak miał nastąpić w niedzielę 12 sierpnia około godziny 23. Zaplanowali zbiórkę godzinę wcześniej pod skocznią narciarską na Górze Grzebień. Wróbel i jego towarzysz czekali około trzech godzin, ale nikt nie przyszedł. Okazało się, że źle umówiono miejsce spotkania. W napadzie więc nie uczestniczyli, słyszeli jedynie pojedyncze wystrzały i huk wybuchającego granatu.
“Bimber” zeznał: “Na drugi dzień w szkole Klempka opowiadał do nas, że w drodze powrotnej do domu koło sierocińca żydowskiego wystrzelił z pistoletu w okno sierocińca i wrzucił przez okno do sierocińca granat, nie wiedząc, jakie powstały skutki”.
Dzień po ataku krakowski Komitet Żydowski zorganizował ochronę sierocińca z dziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Do pilnowania zgłosiło się też czterech żołnierzy pochodzenia żydowskiego ze stacjonującej nieopodal jednostki Armii Czerwonej.
“Nie szkodzi, jeżeli skupiska żydowskie przepędzi się”
Drugi napad zorganizowano w kolejną niedzielę – 19 sierpnia. Tym razem wszystkie budynki ostrzelano z broni ręcznej i automatycznej, rzucano też granaty.
Ks. Hojoł tak opisał spotkanie po napadzie: „Klempka Mieczysław ps. »Kot « ( ), uczeń gimnazjalny, syn Klempki Władysława, ( ) bezpośrednio po napadzie referował cały przebieg ( ), jak wykonali ten napad ( ): obrzucili granatami, jak światło elektryczne zostało uszkodzone, straszny krzyk dzieci, pielęgniarki latały ze świecami, po czym wycofaliśmy się, gdyż żołnierze Armii Radzieckiej następowali na nas, Klempka Władysław [ ] skrytykował działalność swego syna ( ), na co ja ( ) zareagowałem ( ) i powiedziałem, że nie szkodzi, jeżeli skupiska żydowskie przepędzi się, byleby wypadków nie było ( ), ja pochwalałem te czyny ( ). Następnie podzieliłem się wiadomościami z profesorem Chodakiem ( ). Ja, Hojoł Józef, z mojego osobistego poglądu aprobowałem organizowany napad na sierociniec żydowski, jak i za aprobatą profesora Chodaka”.
Dzień po tym ataku do ochrony sierocińca przysłano jedenastoosobowy oddział wydelegowany przez Powiatową Komendę Milicji Obywatelskiej w Nowym Targu. Jeden z milicjantów, Józef Jama z Krościenka, wspominał po latach: “Dzieci wychodziły na spacer pod naszym ubezpieczeniem. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo, kiedy na spacerze uzbierały trochę polnych kwiatów, wręczały nam tak po dziecinnemu jedno przez drugie, były to chwile bardzo radosne , prawie codziennie przychodziły do nas i dzieliły się swoimi wrażeniami i zmartwieniami. Opowiadania te, wyrażone w dziecinnych słowach i wyobraźniach, były tego rodzaju, że trzeba było nieraz silnie zaciskać zęby, żeby nie rozpłakać się nad ich dolą. Wdzięczność tych małych istot była wielka , wzruszała nas ogromnie”.
Dzieci myślały, że to strzelali Niemcy
Minął tydzień i znów kolejny atak – w nocy z niedzieli na poniedziałek.
Klempka wystąpił do dowódcy rabczańskiego ROAK Józefa Makuły “Tygrysa” o wsparcie jego ludzi oraz o pozwolenie na użycie oddziałowej broni i amunicji. Wzięli ze sobą dwa rkm-y, jeden granatnik przeciwpancerny (pancerfaust), 15 karabinów, dwa karabiny dziesięciostrzałowe, pięć pistoletów maszynowych PPSz, cztery pistolety zwykłe, jedną paczkę granatów i jedną skrzynię amunicji.
Makuła początkowo nie chciał się zgodzić na taką pomoc. Zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że pomysłodawcą ataków jest ks. Hojoł. Według zeznań Stanisława Wróbla swej zgody udzielił także dowódca ROAK na rejon nowotarski i limanowski kpt. Jan Stachura “Adam”. W napadzie wzięły udział 32 osoby.
polecił:
Leon Rozenbaum
Jak zeznał Andrzej Palarczyk, ich celem było “wystraszenie dzieci żydowskich w Rabce”. Dowództwo nad wszystkimi, po otrzymaniu wskazówek od ks. Hojoła, objął Klempka. Dał znak do ostrzału budynków sierocińca wystrzałem z pancerfausta. Stanisław Wróbel zużył trzysta naboi z karabinu maszynowego. Stanisław Pyka strzelał z karabinu do willi Stasin.
Jerzy Łączyński celował w willę Juras: “Strzelałem do okien z karabinu, wiedząc, że mogę spowodować zabójstwo, gdyż kule wpadały do środka willi, ale jednak na to nie patrzyłem, tylko oddawałem strzały”.
Ostrzał trwał dwie godziny.
Dzieci w Rabce pod wpływem ciągłego strachu straciły na wadze i jeszcze bardziej podupadły na zdrowiu. Niektóre z nich myślały, że ciągle trwa wojna i to Niemcy ich atakują.
“W Rabce ciągle strzelali”
Oleś Aronowicz miał wtedy siedem lat. Tak opisał tamte wydarzenia: „W Rabce ciągle strzelali. Siostra Gusta zawsze nas posyłała pod łóżko i pod łóżko, a myśmy nie chcieli. Jednej nocy wystrzelali oni z 2400 kul. Jeden sierżant, który nas bronił, opowiadał mi o tym. Pewnego razu Niemcy [właśnie tak postrzegał atakujących – red.] wrzucili granat do jednego pokoju, gdzie spała chora dziewczynka, i łóżko się znalazło gdzieś za oknem, a ona na szafie. W Rabce były ze trzy napady. Pamiętam drugi. Jak rzucili na nasze wille »Stasia” i »Niemno” granaty, to zrobili wielkie dziury w ścianie. Potem wille te dostały do obrony karabiny maszynowe. Później zlikwidowano nasz dom w Rabce i pojechaliśmy do Zakopanego. Jeden ze znajomych żołnierzy powiedział mi, że wyjeżdżamy dlatego, że Polacy zajmują całą Rabkę. W Zakopanem było dużo lepiej, było naj-, najlepiej. Bo w Rabce, jak się poszło do lasku na chwileczkę, pobawić się, to zaraz ktoś mówił: »O, ja ci tu dam! Chcesz, żeby ci łeb rozwalić? «. Nie było swobody w Rabce ”.
Rabczański sierociniec zlikwidowano 28 sierpnia 1945 r. Niektórzy z podopiecznych wrócili do swych rodziców, część dzieci wysłano do domów dziecka w Otwocku i Bielsku. Te najbardziej chore i bez opiekunów trafiły do sierocińca w Zakopanem.
Pamiątkowa tablica poświęcona ks. Hojołowi
W akcie oskarżenia przeciwko ks. Hojołowi i prof. Chodakowi prokurator napisał, że pod wpływem duchownego i za aprobatą swego nauczyciela uczniowie dokonali trzykrotnie napadów na kolonie dzieci żydowskich w Rabce. Ale w wyroku nie uwzględniono tego zarzutu.
Jeden z punktów innego aktu oskarżenia, sporządzonego w 1950 r. przeciwko Palarczykowi, Łączyńskiemu i Pyce, brzmiał: “W miesiącu sierpniu 1945 r. w miejscowości Rabka wspólnie z innymi członkami bandy w liczbie około 30 osób, przy użyciu broni, dopuścił się gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy UB i MO, którzy ochraniali kolonie dzieci żydowskich”.
– Taka perspektywa, sformułowana po raz pierwszy przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie, negująca to, że faktycznym celem ataków były żydowskie dzieci, dominuje do dzisiaj – mówi Karolina Panz. – Tak naprawdę zarówno funkcjonariusze rabczańskiego UB, jak i MO nie brali udziału w obronie sierocińca. Władze uznały to za podejrzane i nawet wszczęły w tej sprawie śledztwo.
W trakcie trzech napadów żadne z dzieci nie zginęło. W jakim stopniu zawdzięczać to można szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, a w jakim ograniczonemu charakterowi zbrojnej akcji – trudno dziś do końca rozstrzygnąć. Ks. Józef Hojoł, który inspirował napastników i zarazem nie chciał, by doszło do “wypadków”, ostatecznie spędził w więzieniu cztery lata z paragrafu “za działalność antypaństwową”. Nauczyciela Edmunda Chodaka sąd skazał na pięć lat, ale dzięki amnestii pozostał na wolności.
W 2011 r. w rabczańskim kościele św. Marii Magdaleny umieszczono tablicę upamiętniającą antykomunistyczną działalność ks. Hojoła. O jego współudziale w organizowaniu ataków na żydowskie dzieci nie wspomniano.
* Cytaty pochodzą m.in. z akt śledztwa i procesu sądowego z przełomu lat 40. i 50. oraz ze wspomnień uczestników zdarzeń zebranych przez Karolinę Panz.
twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com