Archive | January 2021

Najwierniejsza przyjaciółka żydowskiego dziecka

Małe dzieci żebrzące na ulicy getta. Zdjęcie Willy’ego Georga, lato 1941 r. / Zbiory ŻIH


Najwierniejsza przyjaciółka żydowskiego dziecka

Anna Majchrowska


Roza Simchowicz była pedagogiem i działaczką społeczną. Całe swoje życie oddała dziecku żydowskiemu. W getcie warszawskim, gdzie zajmowała się dziećmi ulicy, dotarła do dna dziecięcej nędzy. Nie godząc się na ustawienie barierki oddzielającej ją od chorych, w końcu sama zaraziła się tyfusem. Nie chciała skorzystać z pomocy Jointu, uważając, że „są ważniejsi od niej, którzy mają więcej zasług dla społeczeństwa”. Zmarła pod koniec listopada 1941 r., została pochowana 2 grudnia na cmentarzu żydowsk.

georg_willy_dzieci_getto_w.jpg
Małe dzieci żebrzące na ulicy getta. Zdjęcie Willy’ego Georga, lato 1941 r.  /  Zbiory ŻIH

Emanuel Ringelblum w jednym z esejów nazwał ją aniołem na ziemikrystalicznie czystą postaciąuosobieniem dobroci, a Rachela Auerbach wspominała, że Roza była jedną z najjaśniejszych indywidualności getta warszawskiego, jednym z najpiękniejszych ludzi, jakich spotkała w swoim życiu. [1] Lea Rotkop nazwała ją natomiast najwierniejszą przyjaciółką żydowskiego dziecka, własny los mierzącą losem cierpiących i potrzebujących natychmiastowej pomocy najmłodszych mieszkańców getta. [2]

Kim była zatem Roza Simchowicz, która, mimo że skromna, cicha jak mysz i zamyślona, tak mocno zapisała się w sercach osób, które ją znały i z nią współpracowały? [3]

Roza Simchowicz (także Roza Symchowicz, Róża Simchowicz, Rozalia Simchowicz) urodziła się w 1887 r. w Słucku (Białoruś). Pochodziła ze znanej, bogatej żydowskiej rodziny z Rosji. Jej ojciec – rosyjski Żyd, uczony w piśmie i oświecony „maskil” – pisał artykuły o prawie żydowskim w rosyjskojęzycznych czasopismach. Matka pochodziła ze Lwowa, prowadziła dom na modłę szlacheckiego dworku. [4] Brat Rozy – Jakub Simchowicz – był historykiem i tłumaczem z jęz. hebrajskiego, uczył w gimnazjum hebrajskim w Łodzi. Zmarł w 1926 roku.

Po śmierci ojca rodzina przeprowadzili się w 1896 r. do Mińska. Tam Roza uczęszczała do szkoły, matka wysłała ją też na tzw. wyższe kursy do Petersburga. Mając 17 lat Roza przyłączyła się do ruchu socjalistycznego, wkrótce została aresztowana. W więzieniu, jak pisze jej przyjaciółka Lea Rotkop, nie chciała korzystać z żadnych przywilejów i troszczyła się o współtowarzyszki z celi. [5] Odzyskała wolność pod warunkiem wyjazdu za granicę, zatem udała się do Szwajcarii, gdzie zapisała się do Instytutu Pedagogicznego im. Jeana-Jacquesa Rousseau w Genewie. Jednocześnie podjęła naukę na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Genewskiego.

_en_Wszkolce.jpg
Lata I wojny światowej spędziła w Wiedniu, gdzie pracowała z dziećmi żydowskich uchodźców. W 1919 r. przeniosła się do Wilna. Tam prowadziła kursy organizowane m.in. przez Towarzystwo Ochrony Zdrowia Ludności Żydowskiej w Polsce i Krajowy Komitet Żydowski Pomocy Ofiarom Wojny w Wilnie.

Była współzałożycielką, a następnie kierowała Żydowskim Seminarium Nauczycielskim w Wilnie (1921 r.). Działała też w strukturach wileńskiego JIWO – odegrała znaczącą rolę w ruchu szkolnym propagującym nauczanie w języku jidysz.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości potrzeba utworzenia wyższej żydowskiej szkoły pedagogicznej stała się kwestią priorytetową. W działania te mocno zaangażowała się Roza, która bierze udział we wszystkich tych działaniach, bywa wszędzie, wszędzie występuje, wszędzie rozlega się jej głos, wszędzie słuchają jej ważkich słów. [6] Wzięła też udział w pierwszym zjeździe świeckich szkół żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej w 1921 r.

Była współredaktorką miesięcznika pedagogicznego Di naye shul (Nowa szkoła), w którym publikowała eseje o tematyce pedagogicznej, a także czasopisma dla dorosłych Shul un heym (Szkoła i dom). W 1923 r. z powodu swojej narodowości została zmuszona do opuszczenia Wilna. Przez pewien czas mieszkała w Wiedniu, później przeniosła się do Berlina. Po trzech latach wróciła do Polski, osiedliła się w Warszawie, gdzie rozpoczęła współpracę z CISZO (Centralną Żydowską Organizacją Szkolną), w ramach której kierowała szkolnictwem świeckim na terenie Polski. Nadal współpracowała z sekcją pedagogiczną JIWO w Wilnie. Angażowała się w liczne inicjatywy społeczne, m.in. kierowała zbiórką pieniędzy na rzecz wileńskiego zakładu dla osób specjalnej troski. [7]

Wspomina ją Emanuel Ringelblum: Wysoka, szczupła, o miłej i serdecznej, przyjaznej twarzy, z głową przyprószoną srebrem, lat około pięćdziesięciu. Dzięki swym zdolnościom pedagogicznym była przez długie lata inspektorką CISzO. Jeździła z miasta do miasta i uczyła nauczycieli żydowskich kochać dziecko żydowskie i wychowywać je w duchu świeckości i humanitaryzmu. Rozmiłowana w żydowskiej przeszłości, chciała powiązać przeszłość ze współczesnością. Skromna, cicha jak mysz, chodziła zamyślona, jak człowiek z innej planety. Niepodobna wprost opisać, jak wiele zawdzięcza jej świeckie szkolnictwo żydowskie w Polsce, zwłaszcza na prowincji, gdzie nauczyciele pełnymi garściami skorzystali z jej bogatego doświadczenia pedagogicznego, z jej wybitnej wiedzy w zakresie problemów wychowawczych, a przede wszystkim z bogatej intuicji tego urodzonego pedagoga. Mizerna, samotna, uosobienie dobroci, oddała się bez reszty światu dzieci. [8]

W 1937 r. reprezentowała CISZO na Światowym Zjeździe Nauczycieli w Paryżu; wygłosiła referat o żydowskim szkolnictwie w Polsce, który wzbudził entuzjazm wśród delegatów. W tym czasie aktywnie organizowała także pawilon żydowski na Światowych Targach w Paryżu.

_en_rotkop.jpg

Mimo wszystkich zasług i wielkiego doświadczenia, z powodu braku funduszy CISZO na utrzymanie specjalnej instruktorki, jeszcze przed wybuchem wojny musiała odejść ze szkolnictwa. Utrzymywała się z udzielania lekcji języków obcych. [9] Sytuacja życiowa Rozy Simchowicz pogorszyła się drastycznie po wybuchu wojny. Według relacji Poli wręcz żyła w wielkiej nędzy. [10] Została przesiedlona do getta, gdzie podjęła pracę w Centosie. Wybuchła II wojna światowa. Roza Symchowicz wraca do swej „pierwszej miłości”, do dziecka żydowskiego. Pracuje w Centosie. Wespół z wieloma żydowskimi aktorami usiłuje wprowadzić do zakładów Centosu naukę języka żydowskiego. [11]

Roza objęła nadzór nad prowadzonymi przez komitety domowe „kącikami dla dzieci”, gdzie najmłodsi otrzymywali posiłek i organizowano im zabawy. Kierowała kursem dla wychowawców kącików, prowadziła wykłady o wychowaniu w jęz. jidysz. Centos zlecił jej również przygotowanie materiałów dydaktycznych i lektur dla placówek opieki nad dziećmi. Nie ma ona na ten cel funduszy, pozyskuje jednak ludzi dzięki miłemu i przyjaznemu usposobieniu. Promienieje radością, gdy udaje jej się zdobyć odpowiednią książkę, czytankę, poszukiwany wierszyk. (…) Pragnie zaszczepić w sercach miłość do języka żydowskiego. (…) Wykonuje tę swoją pracę cicho, skromnie, bezgłośnie, bez szumu, hałasu i reklamy. [12]

Kierując referatem pracy kulturalnej w jidysz (w kierownictwie Centralnego Komitetu Imprez dla dzieci była odpowiedzialna za imprezy w jęz. żydowskim), prowadziła również centralną bibliotekę dla dzieci. Wraz z Barbarą Berman brała udział w akcji popularyzowania wśród dzieci książki żydowskiej. Z ramienia JIKOR (Żydowskiej Organizacji Kulturalnej) prowadziła kurs języka i literatury jidysz.

_en_Raport.jpg

W końcu, na zlecenie Centosu przejęła referat ds. dzieci ulicy i podjęła się największego i najtrudniejszego zadania: kwalifikowania dzieci do półinternatów.

W jednej z sal Centosu, przy jednym z biurek siedziała wysoka, smukła kobiet, siwowłosa, o ogromnych oczach, promieniejących dobrocią i serdecznością, i miłym, przyjaznym uśmiechu. (…) Szczęśliwy przypadek sprawił, że z powodu braku miejsca, biurko, przy którym pracowała, postawiono w poczekalni Centosu. Tu gromadzą się matki z dziećmi, zgłaszające się po pomoc, tu widzi ona własnymi oczami całe ubóstwo i nędzę żydowskiego dziecka. [13]

_en_dzieci-zydowskie-w-getcie.jpg

Ringelblum pisał: Towarzyszka Symchowicz kwalifikuje kandydatów, przyjmuje każde dziecko z osobna, wysłuchuje je, zapoznaje się z nim i wyznacza, do którego internatu należy dane dziecko kierować. Dzieci ulicy są brudne, zawszone, większość z nich jest zarażona tyfusem. [14] Lea Rotkop wpominała, że mimo dręczącego głodu oddawała dzieciom swoje śniadanie. Obdarza je szczególną miłością, rozmawia z nimi jak kochająca matka. [15] Roza, chcąc być jak najbliżej udręczonych dzieci, nie zgodziła się na ustawienie barierki oddzielającej ją od chorych na tyfus.

Urzędnicy (…) ustawiają w biurach barierki, żeby się bezpośrednio nie stykać z dziećmi ulicy i uniknąć groźnej, zarażonej wszy, głównej roznosicielki tyfusu. Wielka przyjaciółka dzieci, anioł na ziemi, współczująca i współcierpiąca z nimi Roza Symchowicz nie rozumie, jak można z ludzkiego i pedagogicznego punktu widzenia odsuwać się od dzieci, od biednych owieczek, które szukają pomocy w Centosie. Nie godzi się na umieszczenie przegrody między sobą a dziećmi ulicy. Gdy te załamane, nieszczęśliwe dzieci przychodziły do Rozy, ta głaskała je po główkach, pocieszała i pomagała, jak tylko potrafiła. [16]

W końcu i ona zaraziła się tyfusem. Nie chciała skorzystać z pomocy Jointu, uważając, że są ważniejsi od niej, którzy mają więcej zasług dla społeczeństwa. [17] Zmarła w listopadzie 1941 r. Nie znamy dokładnej daty jej śmierci. Została pochowana 2 grudnia 1941 r. Jak pisze Ringelblum, miała imponujący pogrzeb.

_en_Nekrolog.jpg

Setki przyjaciół i znajomych przyszły oddać jej ostatni hołd. Dziwne fatum chciało, że karawan z nieboszczką uciekł przed nami. Skromna Roza krępowała się wielkiego pogrzebu, jakiśmy jej urządzili, i uciekła przed nami. A stało się to tak: zebraliśmy się w „małym getcie” przed jej domem i szliśmy razem z karawanem. „Małe getto” miało dwa rodzaje połączenia z „dużym gettem”. Ciąg pieszy odbywał się przez drewniany most, nad ul. Chłodną, która była aryjską ulicą i oddzielała „małe getto” od dużego. Wozy zaś jechały stroną aryjską przez Chłodną. Umówiliśmy się z powożącym karawanem, żeby czekał na nas po drugiej stronie Chłodnej. Stało się jednak inaczej. Pojechał prosto na cmentarz, nie czekając na nas w umówionym miejscu. Pogrzeb Rozy był prawdopodobnie ostatnim pogrzebem, na którym przemawiano. Mała grupa przyjaciół przedostała się przez wachę przy cmentarzu, który znajdował się już po stronie aryjskiej. Stowarzyszenie JIKOR wydało hektografową publikację poświęconą Rozie. [18]

Od jesieni 1941 r. imię Rozy Simchowicz nadano dziecięcej bibliotece na ul. Leszno 67.

w sali, gdzie pracowała Roza Simchowicz, przez wiele dni po jej śmierci rozlegał się płacz. [19]


Przypisy:

[1] Warszewer cawoes. Bagegeniszn, aktiwitetn, gojroles 1933–1943, Tel Awiw 1974, s.254 [za:] Rachela Auerbach, Pisma z getta warszawskiego, przekł. Karolina Szymaniak, Anna Ciałowicz, Wyd. ŻIH, Warszawa 2015, s. 118.

[2] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, Archiwum Ringelbluma, tom 2, s. 240, s. 245.

[3] Jedyne zdjęcie, najprawdopodobniej przedstawiające Rozę Simchowicz, dostępne jest w internecie na stronie http://eng.thepartisan.org/document/68521,0,6795.aspx

[4] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, op. cit, str. 241.

[5] Ibidem, s. 242.

[6] Ibidem.

[7] W Lerer Yizker Bukh (Tom Pamięci dla nauczycieli) wydanym w Nowym Jorku w 1954 r. zachowało się kilka wypowiedzi uczniów na jej temat: To była piękna, czysta, religijna dusza, skromna i z głęboką inteligencją, z pięknym sercem i talentem do doceniania ludzi… Tylko niektóre osoby wiedziały, że jest głęboko religijna. W czasie Wielkiego Święta można ją było zobaczyć w synagodze z świątecznym modlitewnikiem w dłoniach i twarzą naświetloną świętością modlitwy. Nie wstydziła się modlić jak wszystkie żydowskie żony. Czyste dusze nie mają się czego wstydzić. (…) Spotkałem towarzyszkę Simchowicz po raz pierwszy w 1921 r., diedy przybyłem jako uczeń do wileńskiego seminarium dla nauczycieli żydowskich. Zauważyłem szczupłą, młodą kobietę o podłużnej twarzy, dumnej głowie, krótko przystrzyżonych włosach i parze płonących, dużych, mądrych oczu. Nigdy w życiu nie zapomniałem tych oczu… Za każdym razem, gdy wchodziłem do jej pokoju, moje serce biło ze szczególną porywczością. To nie był strach. To było poczucie czci, poczucie powagi, które przeżywałeś za każdym razem, gdy spotkałeś się oko w oko z Rozą Simchowicz. [za:] http://yleksikon.blogspot.com/2018/04/roze-simkhovitsh-roza-simchowicz.html

[8] Archiwum Ringelbluma, Pisma Emanuela Ringelbluma z bunkra, tom 29a, s. 231–233.

[9] Ibidem.

[10] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, op. cit, s. 243.

[11] Archiwum Ringelbluma, Pisma Emanuela Ringelbluma z bunkra, op. cit., s. 231–233.

[12] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, op. cit, s. 244.

[13] Ibidem, s. 240–243.

[14] Archiwum Ringelbluma, Pisma Emanuela Ringelbluma z bunkra, op. cit., s. 231–233.

[15] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, op. cit, s. 245.

[16] Archiwum Ringelbluma, Pisma Emanuela Ringelbluma z bunkra, op. cit., s. 231–233.

[17] Ibidem.

[18] Ibidem.

[19] Lea Rotkop, Roza Simchowicz, op. cit, s. 246.

Bibliografia:
Archiwum Ringelbluma, Dzieci – tajne nauczanie w getcie warszawskim, tom 2, opr. Ruta Sakowska, ŻIH, Warszawa 2000.
Archiwum Ringelbluma, Pisma Emanuela Ringelbluma z bunkra, tom 29a, opr. Joanna Nalewajko-Kulikov, ŻIH, Warszawa 2018.
Rachela Auerbach, Pisma z getta warszawskiego, przekł. Karolina Szymaniak, Anna Ciałowicz, Wyd. ŻIH, Warszawa 2015.
http://yleksikon.blogspot.com/2018/04/roze-simkhovitsh-roza-simchowicz.html


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Ancient marketplace in Tiberias may have been one of Islam’s first mosques

Ancient marketplace in Tiberias may have been one of Islam’s first mosques

SARAH BEN-NUN


The excavations estimate that what was unearthed underneath the structure — the outer layer of a mosque — might actually date back to 635 CE, constructed by a friend of the Prophet Muhammad.

Valeria Fenik works at a digging site in the Givati Parking Lot excavation grounds, at the City of David National Park, on July 22, 2019. The most recent digging site currently under work is attributed to the Muslim, Byzantine, and early Roman periods.  / (photo credit: HADAS PARUSH/FLASH90)

The outer layer of a mosque discovered in excavation in Tiberias, has been dated to the seventh century CE, according to a presentation last week of archaeological findings from the site. The dating of the layer may deem the mosque one of the first known mosques to have been built after the beginning of Islam.

Dr. Katia Cytryn-Silverman, who led the 11-year-long excavations at the site on the outskirts of Tiberias, is a senior lecturer at the Hebrew University of Jerusalem and presented the findings last week during an academic conference with Hebrew University and the Ben-Zvi Institute. The conference was organized in commemoration of Tiberias’s 2,000th anniversary, according to Haaretz.

Cytryn-Silverman, who specializes in Islamic archaeology, said that the early Islamic period layer could make the structure one of the first known mosques.

The excavations estimate that what was unearthed underneath the structure — the outer layer of a mosque — might actually date back to 635 CE, and potentially constructed by a friend of the Prophet Muhammad — Shurahbil ibn Hasana — when the Levant was conquered by his forces in the seventh century, noted Arab News.

Cytryn-Silverman said that they cannot be sure that ibn Hasana built the structure. “But,” she added, “we do have historic sources that say he established a mosque in Tiberias when he conquered it in 635,” Arab News reported.

Cytryn-Silverman explained that after the Arab conquest, Tiberias became a center of economic and political growth for the Arab world, Haaretz reported.

Arab News noted further that historians do know where a lot of the earliest mosques are, but cannot access them since contemporary mosques have been constructed over the original site.

For example, Haaretz noted, one of the oldest mosques in the world is in Fustat, Egypt. Fustat was Egypt’s first Muslim capital, established in the seventh century. The mosque, Mosque of Amr, was the first to be built in Egypt.

Jewish presence in Fustat is dated to the late seventh century, as they joined the various other groups in the developing city. Maimonides moved there in 1166, where he gained the title Ra’is al-Umma or al-Millah (Head of the Nation or of the Faith) for writing his Guide for the Perplexed, and was an acclaimed physician.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Nick Cannon’s Daytime Talk Show to Debut This Year Following Postponement Over Antisemitic Comments

Nick Cannon’s Daytime Talk Show to Debut This Year Following Postponement Over Antisemitic Comments

Shiryn Ghermezian


Nick Cannon during his interview on “Cannon Class” with Photo: Screenshot.

Nick Cannon’s daytime talk show will premiere later this year after initially being pushed off due to antisemitic comments he made in 2020, it was announced on Thursday.

Liongate’s Debmar-Mercury and Fox Television Stations said in a press release that a nationally syndicated daytime talk show hosted by the media personality will begin airing this fall.

The show was originally set to premiere in September 2020 but was postponed after he promoted antisemitic conspiracy theories on his podcast “Cannon’s Class” last summer, and slammed critics of Nation of Islam leader Louis Farrakhan, who has referred to Jews as “termites.” He initially refused to apologize for his remarks, but days later took to social media to voice regret for his “hurtful and divisive words.” At the time he also demanded an apology from ViacomCBS, the media giant that ended its partnership with Cannon because of his antisemitic statements.

Ira Bernstein and Mort Marcus, co-presidents of Debmar-Mercury, said about the new talk show, “We, along with our many other strong broadcast partners, are excited to be able to bring Nick’s unique, light-hearted and entertaining style to the daytime audience starting this fall.”

Cannon added, “It’s been a longtime dream of mine to host my own daytime talk show and that I’m able to do this in New York City, bringing daytime television back to the place that has fostered generations of talent, is very special to me. With this show, we’ll be uniting all aspects of entertainment in a unique way in the very place where a lot of what we know today as our culture started. I couldn’t ask for better partners than Debmar-Mercury and FOX and thank them for supporting me in this endeavor.”

Cannon, who hosts FOX‘s celebrity competition series “The Masked Singer,” will executive produce the New York-based show alongside his longtime manager, Michael Goldman and showrunners Katy Murphy Davis and Matt Strauss. Davis (“The Oprah Winfrey Show,” “Red Table Talk”) and Strauss (“The View,” “The Dr. Oz Show,” “Katie”) are both Daytime Emmy Award-winning producers.

Cannon will continue to host “The Masked Singer,” which will release two more installments this year. He hosted eight seasons of NBC’s talent competition series, “America’s Got Talent,” and is the host and producer of the nationally syndicated radio show “Nick Cannon Radio.” Cannon is also the creator, host, and executive producer of MTV‘s sketch comedy show “Wild ‘N Out,” which recently aired its 15th season.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


W obronie obiektywności i liberalizmu

Legendarny krytyk i wydawca Leon Wieseltier rozpoczął wydawanie nowego pisma poświęconego “rehabilitacji liberalizmu”


W obronie obiektywności i liberalizmu

Jeff Jackoby


Jednym z najbardziej deprymujących zjawisk ostatnich lat jest zanikanie obiektywizmu na wielu obszarach dziennikarstwa i nauki.

Zawsze pryncypialna zasada neutralności, przekonanie, że wierność faktom niezależnie od tego do jakich wniosków mogą prowadzić i niezależnie od tego, kogo wzmacniają w politycznych przepychankach, była raczej kwestią wartości niż rygorystycznie przestrzeganej zasady. Uczciwość była jednak traktowana jako ideał. Ten ideał był często naruszany, ale nawet jeśli naturalne ludzkie skłonności nazbyt często popychały reporterów, wydawców, profesorów i badaczy, do naginania badanych faktów do ich ideologicznych przekonań, przynajmniej w teorii panowała zgoda, że wierność prawdzie i bezstronność są samym fundamentem dziennikarstwa, nauczania i pracy badacza.

Tak już jednak nie jest. Obiektywność nie jest już tylko naruszana, jest wręcz pogardzana. Tę zmianę było widać od dawna, jednak w czasach Trumpa ta pogarda jest już otwarta i aprobowana.
“Od lat byłem w chórze dziennikarzy głównego nurtu, który wzywał naszą profesję do porzucenia pozorów obiektywności jako pożądanego standardu dziennikarstwa” -deklarował w czerwcu 2020 Wesley Lowery w obszernym eseju na łamach „New York Times”. Wzywał dziennikarzy “by koncentrowali się raczej na sprawiedliwości, mówiąc prawdę na ile to jest możliwe, w oparciu o kontekst i dostępne fakty” i przekonując, że dziennikarze nie powinni się zobowiązywać do wyłączenia osobistych poglądów ze swoich doniesień.

Pisał między innymi, że “moralna jasność żąda, by politycy, którzy posługują się rasistowskimi stereotypami i aluzjami, niezależnie jak zręcznie, byli nazywani jednoznacznym językiem i bez chowania dowodów. Rasizm, jak wiemy, to nie to, co kryje się w głębinach ludzkiego serca. To sprawa słów i czynów. Bardziej agresywne oddanie prawdzie ze strony prasy pozwoli naszej profesji, by wreszcie to przyznać.” Innymi słowy, nie wystarczy rzetelna prezentacja tego, co polityk powiedział i pozwolenie czytelnikom na wyciąganie własnych wniosków. Nielubiany polityk ma być dosłownie przedstawiony jako rasista, lub jako kłamca, tak by nie było żadnych wątpliwości na temat wniosków, jakie zdaniem redakcji czytelnicy mają wyciągać.

Lowery podkreśla, że nie jest to tylko jego pogląd, że “chór dziennikarzy głównego nurtu” głośno i wyraźnie odrzuca obiektywność.

Obiektywność jest martwa i mnie to nie przeszkadza” – pisał dziennikarz Lewis Wallace w eseju opublikowanym w Internecie na tydzień przed inauguracją Donalda Trumpa w 2017 roku. “Dla mnie neutralność jest niemożliwa i powinieneś przyznać, że jest niemożliwa również dla ciebie.” Odżegnując się od neutralnego informowania i bez opowiadania się po jednej stronie, Wallace nawołuje, by dziennikarze włączyli do informacji swoje przekonania polityczne:

„Będą nam zarzucali polityczną poprawność, nazwą nas liberałami i lewakami. Nie powinniśmy się tym przejmować, ani pracować tak, żeby tego uniknąć. Nie mamy na to czasu. Zamiast tego musimy trzymać się faktu, że aby móc opowiedzieć i promować głosy zmarginalizowanych i uciśnionych, nie można przyjmować neutralnego stanowiska  obserwatora stojącego z boku, ale musimy stanowić ważny front w gorącej bitwie przeciw, ciasnym umysłom, tyranii, instytucjonalnej opresji, które narażają na szwank wszystkie nasze wolności.”

Jeśli czytasz, którąś z głównych gazet lub śledzisz jedną z  głównych stacji telewizyjnych od wielu lat, to wszystko nie jest dla ciebie nowe. Podobnie jest, jeśli prenumerujesz od dłuższego czasu jakieś pismo popularnonaukowe, lub jeśli śledzisz, co dzieje się na uniwersyteckich kampusach. Odrzucenie obiektywności jako ideału w nauczaniu i badaniu faktów jest dziś dobrze okopaną częścią ideologii elit. Jest to szczególnie widoczne w sprawach takich jak tożsamość grupowa, dotyczących rasy, gender, przynależności etnicznej i klas społecznych. Przywołajmy tu tylko jeden absurdalny przykład, kiedy w jednym z muzeów Smithsonian Institution promowano ubiegłego lata dokument dowodzący, że “obiektywne, racjonalne linearne myślenie” jest jednym z “założeń białości i białej kultury.”

A jednak obiektywność nadal ma swoich obrońców I to nie tylko na prawicy.

eseju otwierającym Liberties, nowy kwartalnik poświęcony sztuce i polityce, znany krytyk i wydawca Leon Wieseltier broni z pasją sprawy “stabilności pośrodku turbulencji” i przekonuje, iż chociaż nasze subiektywne odczucia i rozumienie bólu innych jest istotne, nie może to prowadzić do usunięcia z pola widzenia faktów i trzeźwego rozważania. „Obiektywność – pisze Wieseltier – jest najmocniejszą podstawą sprawiedliwości, a ci, którzy pogardzają obiektywnością, igrają z ogniem.”

Uczucia są wrzaskliwą podstawą reform. Druga strona też ma uczucia – co zakończyło się pojawieniem się odrażającego narcyza w Gabinecie Owalnym. W demokratycznym społeczeństwie, reformy są wynikiem sporów i dyskusji, a uczucia niczego tu nie załatwią. Mogę nie mieć tych samych uczuć co ty. Do twoich racji nie przekona mnie twoje poczucie słuszności. Potrzebuję argumentów, żebym mógł się z tobą zgodzić; argumentów odwołujących się do zasad, do racjonalnego wyłożenia preferencji, do szerszych pojęć i wartości, które niezależnie od naszych uczuć możemy podzielać.

Bez obiektywności, bez próby osiągnięcia bezstronności, pozwalającej na prawdziwe rozważania sprawy, bez wyrwania się z naszości, sprawiedliwość w naszym społeczeństwie będzie oznaczać tylko to, co większość, uliczne masy, czy media (wszystkie nieprzewidywalnie kapryśne), będą chciały, żeby znaczyła… Nasz system swarów będzie się obsuwał coraz bardziej w system wzajemnych uraz, w którym odmienne opinie będą odrzucane jako z definicji fałszywe.  Empatia, tam gdzie ona istnieje, będzie bezlitośnie selektywna i ograniczona do kręgu swoich. Zastygniemy w naszej pobudliwości. Ale żadne z pytań, które stawiamy jako społeczeństwo, nie może zyskać odpowiedzi z powodu wycia i wrzasków.

Część z tego co tu piszę zachwyci progresistów, część zadowoli konserwatystów. Ja nazywam to liberalizmem.

Wieseltier, który w 2017 roku został zwolniony z „Atlantic” w związku z historiami ujawnionymi przez ruch #MeToo, przyznaje, że reakcje innych na nasze zachowania mogą nas wiele nauczyć. Był zawstydzony i być może skruszony po ujawnieniu jego obcesowych zachowań wobec kobiet. Nadal jednak stoi zdecydowanie na stanowisku, że opinie innych ludzi nie stają się prawdą wyłącznie z powodu cnoty przynależności do jakiejś grupy.
Oświecenie, które zyskujemy dzięki opiniom innych, zależy od dokładności i trafności tych opinii. A to z pewnością nie jest uzależnione od przekonania, że grupowa tożsamość, sytuacja społeczno-ekonomiczna, czy doświadczenie trudności jest źródłem absolutnego autorytetu, specjalnego przywiązania do prawdy, jakiegoś pontyfikalnego przywileju. Byłoby zbyt proste, gdyby sam ból był wystarczającym gwarantem wiarygodności. Nie jest. Zgoła odwrotnie. Ból jest krótkowzroczny i koncentruje się na samym sobie, ponieważ boli…  Nie jest tak, że całe klasy ludzi mają rację i nie jest tak, że całe klasy ludzi są w błędzie.

Erozja wartości konserwatywnych, obserwowana w ostatnich latach na prawicy, prowadziła z kolei do ksenofobii i izolacjonizmu, do utraty fiskalnej odpowiedzialności, do kultu jednostki. Towarzyszyła temu w równym stopniu cuchnąca erozja wartości liberalnych na lewicy. Kiedy liberalizm zaczął być wypierany przez  progresywizm, naród amerykański utracił silną tradycyjną zdolność obrony podstawowych amerykańskich zasad głoszących, że jednostka nie może być oceniana na przez pryzmat rasy, że USA winny promować w świecie demokrację i prawa człowieka, że trzeba bronić wolności słowa, przeciwstawiać się cenzurze i że odpowiednio kontrolowana gospodarka rynkowa ma być kultywowana, a nie zniszczona.

Celem nowego pisma Wieseltiera, jest, jak pisze “argumentowanie i dawanie przykładu, tak w polityce, jak i kulturze, na rzecz rehabilitacji liberalizmu.” To godny pochwały projekt, życzę powodzenia Wieseltierowi i jego sojusznikom. (Pierwszy numer Liberties zawiera informacje o poparciu między innymi ze strony takich postaci jak Michael Ignatieff, Helen Vendler, Sally Satel oraz David Grossman.)


Jeff Jacoby

Amerykański prawnik i dziennikarz, publicysta “Boston Globe” od 1994 roku.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Jewish Sculptor of the Confederacy

The Jewish Sculptor of the Confederacy

SAMANTHA BASKIND


The debate over Moses Jacob Ezekiel’s legacy comes to a head with the removal of his monumental sculpture of Stonewall Jackson from the grounds of the Virginia Military Institute

TABLET MAGAZINE; ORIGINAL PHOTOS: WIKIPEDIA; COURTESY THE AUTHOR

Over the past few months, the Virginia Military Institute (VMI) has been in the news, spurred by a Washington Post exposé of widespread racism at the institute and prompting Virginia’s governor to order an independent investigation of the allegations. In the short term, campus officials agreed to something of a Band-Aid to address the charges of bigotry leveled at the school—the removal of a large statue of Confederate Gen. Thomas J. “Stonewall” Jackson from the center of campus. Therein lies an intriguing tale of the monument’s history and making, and of the greatest Jewish artist of the Confederacy.

During VMI commencement exercises in June 1912, an 8-foot-tall, half-ton bronze statue of Stonewall Jackson was unveiled on the parade ground to great fanfare. A large crowd gathered, including Civil War veterans, Southern patriots, and VMI alumni, some of whom had fought alongside Jackson. It was a grand celebration of the general’s achievements—his strategical and tactical prowess on the battlefield, his service during the Mexican-American War and Civil War, and his teaching accomplishments as professor of physics and artillery tactics at the institute. Speeches lauded Jackson as the school’s “greatest hero.” The presiding reverend prayed “that the Corps of that day and for all time be influenced by the character and strength and truth of the man being honored.” Not touted at the unveiling were the facts that Jackson was an enslaver of six human beings and a supporter of a treasonous cause.

As Jackson’s widow and other family members stood proudly by, the general’s 22-month-old granddaughter ceremoniously pulled off the bunting as the sculpture was officially dedicated. The larger-than-life-size statue portrays Jackson in his Confederate uniform, jacket dramatically blown by the wind as if on the battlefield at Chancellorsville, where he was accidentally mortally wounded by his own men. Chin upturned and gazing determinedly into the distance, Jackson holds field glasses in his right hand and grips a sword in his left. His prominent sword belt buckle, emblazoned “C.S.A.,” marks the weapon as one in defense of the Confederate States of America. The nearly 10-foot-high inscribed pedestal on which the general stands reads:

Stonewall Jackson
The Virginia Military Institute will be heard from today
General Jackson at Chancellorsville
May 3, 1863

Barely mentioned in the controversy over the sculpture was the name of its creator, the artist Moses Jacob Ezekiel—a gifted artist whose connection to the work was deeply personal and visceral. Ezekiel was the first Jewish cadet to attend VMI and a Confederate veteran who fought as a teenager in the brutal Battle of New Market—the only time in U.S. history that a student body was deployed in pitched battle under their own command as a unit. The night before Jackson’s funeral, Ezekiel served as corporal of the guard, sitting up with the Confederate commander’s remains in the general’s old VMI classroom.

The Richmond-born Ezekiel spent most of the next 40 years serving his artistic muse while living as an expatriate in Italy, where he consorted with celebrities, royalty, and political dignitaries. He held court with Queen Margherita of Italy and Kaiser Wilhelm II of Germany, and welcomed American patriots into his studio in the Baths of Diocletian, including Ulysses S. Grant and Theodore Roosevelt. A eulogy by President Warren Harding, read at Ezekiel’s funeral in Arlington Cemetery, lauded him as “a great Virginian, a great artist, a great American, and a great citizen of world fame.”

Counted among Ezekiel’s less controversial sculptures is Religious Liberty, in front of the National Museum of American Jewish History in Philadelphia. The towering 24-foot, 13-ton marble was commissioned by the Jewish fraternal organization Independent Order of B’nai B’rith to be presented to the United States at the upcoming Centennial International Exhibition, the world’s fair in Philadelphia celebrating the 100th anniversary of the signing of the Declaration of Independence. He occasionally worked in other media as well. Ezekiel designed the first seal for the Jewish Publication Society of America, the foremost nonprofit, nondenominational American press to focus on Jewish books, founded in 1888, and still producing books.

Ezekiel executed three likenesses of Thomas Jefferson, a fellow Virginian and author of the Virginia Statute for Religious Freedom, for which the Jewish artist was particularly grateful. A commission from two Jewish philanthropist brothers resulted in a 10-foot-tall bronze statue of Jefferson standing atop a replica of the Liberty Bell, which was placed in front of the Jefferson County Courthouse in Louisville (1901). A second version, in front of Jefferson’s iconic Rotunda at the University of Virginia, was dedicated nine years later. Ezekiel’s marble bust of Jefferson for the Senate’s Vice-Presidential Bust Collection (1888) sits conspicuously above the speaker’s chair in the United States Senate Chamber on the gallery level, where it is visible to the wider American public at all televised Senate hearings.

A loyal American citizen, Ezekiel’s ties to the Old South and the battles in which he fought as a youth nonetheless remained an essential part of his personal and artistic consciousness. On the third anniversary of Jackson’s death, Ezekiel wrote to his cousin from VMI, where he had resumed his studies after the war: “Lexington has put on her mourning garb today, the school rooms are deserted, the stores are closed. … The Southern people need no flaring epitaphs inscribed on mammoth mausoleums to bid them remember and cherish the names and deeds of their fallen heroes.” Yet the sculptor would devote the last two decades of his life to exactly that work.

Stonewall Jackson is only one of several Confederate monuments that Ezekiel created in Rome and that were shipped by steamer across the Atlantic. Ezekiel also sculpted what is surely America’s most visible national monument to the Confederacy, at Arlington National Cemetery. Unveiled in 1914 and measuring 32 feet tall, the classically styled and highly allegorical bronze rests 400 yards away from the Tomb of the Unknown Solider.

Eager to have a sculpture of Jackson on the campus of his beloved alma mater, Ezekiel offered to waive his working fee and pay for some of the materials. Several dozen letters that Ezekiel sent across the ocean chronicle his suggestions for Jackson’s placement on campus; instructed dimensions for the foundation, pedestal, and plinth; shipping timetables and customs fees; and the nature of the inscription for the pedestal.

Ezekiel’s lifelong concern for historical accuracy was amplified by the importance he placed on the task of properly memorializing Jackson. He wrote to a fellow sculptor, Edward Valentine, requesting a copy of the life mask used to sculpt his own Stonewall Jackson monument, marking the Jackson family burial plot in Lexington, less than a mile from VMI. Valentine, a rival for Confederate commissions and jealous of Ezekiel, did not send the life mask. Ezekiel persisted, writing to an administrator at the Confederate Museum in Richmond for a copy of the mask, the loan of two Confederate buttons, a belt buckle, and a sword strap. Eventually, Ezekiel got his hands on some key objects to help him model what he hoped would be an authentic, well-received statue worthy of its subject. And worthy, he also hoped, of the artist, a proud Jewish son of the South.

Moses Jacob Ezekiel was an unrepentant rebel who otherwise lived a very cosmopolitan life in Europe as a friend of the elite, a feted sculptor, and a practicing Jew.

VMI’s Stonewall Jackson statue is, in fact, a replica of Ezekiel’s original Jackson on the grounds of the West Virginia Capitol building in Charleston (1909), the general’s hometown. That commission came from the local chapter of the United Daughters of the Confederacy. Ezekiel wrote to friends and family that he was overjoyed to make the work. At the Charleston unveiling of Jackson, exactly 75 current VMI cadets were detailed by the governor to attend the festivities—and Ezekiel made the last of many visits to the land of his birth for the Jackson dedication in Charleston.

The idea of removing Charleston’s even more public and prominent monument to the Confederate general, erected solely to promote Jackson’s commitment to the Lost Cause rather than in concert with his other military and teaching accomplishments, has also gained traction. Yet despite widespread support for the monument’s removal, a Capitol Building Commission meeting in December did not end with a decision on the monument’s fate.

Reverence for the historical figure of Jackson remains prevalent at VMI, America’s first state-sponsored military college. Cadets enter the barracks through the Jackson Arch, a different building bears the general’s name, and two oil portraits of Jackson were featured on campus until a few months ago. The VMI Museum displays the bullet-ridden raincoat Jackson was wearing when wounded at Chancellorsville as well as the hide of “Little Sorrel,” the general’s horse. An annual medal bestowed on the two most academically distinguished graduates is called the Jackson-Hope medal; a full-length representation of Jackson appears at center of the gold medallion. A monument near the parade ground reproduces that medal along with the names of over a century of recipients. Near the school, the only home Jackson ever owned is operated by VMI as a historic house museum. Until 10 years ago, cadets were required to salute Ezekiel’s Stonewall Jackson whenever they walked by him.

I visited VMI in March 2019 to conduct research for my current book project about Moses Jacob Ezekiel. When I wasn’t in the school’s archive reading Ezekiel’s cadet file, his 600-page memoir, and an impressive number of letters he wrote to superintendents and various officials about Stonewall Jackson and his other works on campus, I wandered the gorgeous parade ground, admired the artistry of Stonewall Jackson, and was impressed by the discipline of the cadets. I was invited to eat in the mess hall and there I spoke with a few cadets about why they chose to study at a military institute. One cadet told me about her desire to serve her country, another hoped for a leadership career, in the military or not, and a third honestly admitted that he needed the structure.

I left VMI intrigued by the materials I discovered and deeply conflicted about Ezekiel’s Confederate affiliations. He signed letters “yours faithfully in the cause” and “I am yours in the cause.” Throughout his life Ezekiel remained an unapologetic Confederate veteran, hanging the rebel flag in his studio in Rome for four decades and asserting in his memoir that he “had never fought for slavery, but for states’ rights and for free trade.” He saw it as a great honor to sculpt Confederate monuments.

Ezekiel did not view his Confederate service as a stain in his lifetime. He was an unrepentant rebel who otherwise lived a very cosmopolitan life in Europe as a friend of the elite, a feted sculptor, and a practicing Jew. I was forced to reconcile the complicated man—who was also generous to a fault, leaving him in poverty at different times in his life—with the sculptor and the legacy of art he left behind.

Yet the idea that a great artist, even a Jewish one, could also retain noxious political affiliations and fantasies from his youth should hardly come as surprise. The idea that artists are supposed to be moral and political exemplars is in fact quite strange, outside of the context of totalitarian ideologies. Edgar Degas was an anti-Semite and Paul Gauguin had sexual relations with young girls. Over the centuries, innumerable artists have objectified women and had affairs outside marriage—with members of the opposite sex and the same sex, back when such relationships were considered to be sinful. Yet we still teach and study their work.

While Ezekiel’s Confederate ties and monuments are only one aspect of his multidimensional life as an artist, they are tremendously relevant today as the country grapples with what to do with Confederate monuments. It seems fitting that VMI’s Stonewall Jackson was relocated to New Market Battlefield State Historical Park—the site of the battle where Ezekiel fought with his young comrades. Keith E. Gibson, a VMI graduate and executive director of the VMI Museum System, explains the logic thus: “Placing the Jackson statue at the Virginia Museum of the Civil War, New Market Battlefield State Historical Park, puts Jackson in the geographic center of the theater which brought his international acclaim, his famed 1862 Valley Campaign. We aren’t discarding Jackson’s lessons and legacy. We are placing him in a new location to put him in a position to help viewers understand the legacy of his military standing.” There, the commemorative sculpture that Ezekiel so passionately yet misguidedly crafted can be contextualized, studied, and even enjoyed, perhaps, as a work of art.


Samantha Baskind is Professor of Art History at Cleveland State University and the author of six books, most recently The Warsaw Ghetto in American Art and Culture. She is currently writing a book about Moses Jacob Ezekiel.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com