Archive | 2024/06/02

Syjoniści kontra Żydzi polscy

Syjoniści kontra Żydzi polscy

Michał Sobelman [Czerwiec 2014]


Pamięci prof. Chone Szmeruka.

Na początku lat 60. ulica Allenby, główna arteria handlowa Tel Awiwu, była polska. Znajdowały się tam wszystkie oficjalne instytucje, takie jak ambasada Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, gdzie urzędował poseł Antoni Bida i przed którą gromadziły się zawsze rzesze nieszczęśników, tęskniących do komunistycznego raju w myśl zmodyfikowanego powiedzenia: „Jak bida, to do Żyda”. Były tam biura Orbisu, filia banku PKO i aż trzy polskie księgarnie, z których każda mogłaby uchodzić za najlepszą w dowolnym polskim mieście, z Warszawą na czele. Po wojnie sześciodniowej w czerwcu 1967 r. znikły ambasada i Orbis. Natomiast rok później po pamiętnych wydarzeniach marcowych na ulicy Allenby pojawili się nowi emigranci z Polski. Gdyby wówczas ogłosić listę najlepiej sprzedających się książek w tych księgarniach, to nie mam wątpliwości, że oprócz izraelskich opowiadań Marka Hłaski na czołowych miejscach znalazłyby się Tuwim dzieciom, Jarmark rymów i przede wszystkim Kwiaty polskie.

Manifest żydowskości

Szczególnie dobrze pamiętam księgarnię Edmunda Neusteina w podziemnym pasażu na Allenby 97, gdzie wciąż między półkami unosił się duch zmarłego kilka miesięcy wcześniej Marka Hłaski. Utkwiło mi w pamięci pewne piątkowe przedpołudnie wiosną 1970 r., kiedy z głośnika adaptera Bambino dobiegał głos Ewy Demarczyk, śpiewającej Tomaszów i Grande Valse Brillante, a zaraz potem poeta Stanisław Wygodzki, znajomy mojego ojca z przedwojennego Będzina, z patosem recytował początek modlitwy z Kwiatów polskich:

Chmury nad nami rozpal w łunę

Uderz nam w serca złotu dzwonem,

Otwórz nam Polską jak piorunem

Otwierasz niebo zachmurzone.

Spośród marcowych emigrantów Wygodzki zapewne należał do nielicznych, którzy pamiętali kiedyś bardzo znany, wstrząsający lament i manifest Tuwima My Żydzi polscy…, który powstał w Nowym Jorku ćwierć wieku wcześniej, zapewne w pierwszą rocznicę powstania w getcie warszawskim, i który po raz pierwszy ukazał się w Londynie w sierpniu 1944 r. w miesięczniku „Nowa Polska” redagowanym przez Antoniego Słonimskiego. Niebawem został on przełożony zresztą na szereg języków, w tym na hebrajski, żydowski, rosyjski, angielski, francuski, niemiecki, włoski i czeski, docierając przede wszystkim do miejsc, gdzie przebywali dopiero co ocaleni z Zagłady Żydzi. Piotr Matywiecki w Twarzy Tuwima pisze: „Orędzie to miało ogromne znaczenie moralne dla tysięcy żydowskich pogromców”1.

Stanisław Wygodzki był jednym z nich: „Pierwsze echo o Tuwimie doszło mnie późnym latem 1945 r., w małej miejscowości pod Monachium, gdzie leczyłem gruźlicę po opuszczeniu obozu w Dachau… Przybył do naszego szpitala mały chuderlawy chłopiec z Ozorkowa… Ten piętnastoletni chłopiec poza niewielkim tobołkiem z bielizną miał przy sobie zmiętą kartkę zapełnioną maszynowym pismem. Była to kopia tekstu Tuwima, odpis słynnego listu, skierowanego z Nowego Jorku do Polski jeszcze w 1944 r. Bolesny list, rozdzierający na nowo rany godził w faszyzm, w okrucieństwo, w bezmyślność… List ten wieziony przez małego chłopca, unoszony przez liczne kraje Europy był jego legitymacją i świadectwem, jego dowodem osobistym. Chłopiec był uczestnikiem tej samej tragedii i miał prawo do tych samych słów, jakich nikt do tej pory nie wymówił po polsku”2.

W tym samym czasie w zburzonej Warszawie szesnastoletnia Halina Birenbaum próbowała otrząsnąć się ze wspomnień z warszawskiego getta, z koszmarnych miesięcy i lat spędzonych na Majdanku, w Birkenau, Ravensbrück i Neustadt-Glewe. Z całej jej rodziny ocalał jedynie brat i dzięki jego namowom postanowiła wrócić do szkoły. W rozmowie z izraelską nauczycielką wspomina, że szkoła była polska i każdego ranka lekcje zaczynały się modlitwą. Z czasem zaczęła się żegnać i ona, co było przyczyną nieustających kłótni z bratem. Pewnego dnia na stoliku przy łóżku znalazła broszurę Tuwima. Przeczytała ją ze wzruszeniem, czując, jak przeszywają ją dreszcze, zrozumiała, iż jest Żydówką i nie ma ucieczki od tego losu. Dwa lata później wyemigrowała do Palestyny3.

Manifest Tuwima jeszcze w trakcie wojny dotarł do Moskwy, gdzie został opublikowany w organie prasowym Związku Patriotów Polskich, trafiając do tysięcy Polaków i Żydów.

Prof. Chone Szmeruk, który przebywał w tym czasie w Związku Radzieckim, twierdził, iż „do owej chwili nie ukazał się w tym kraju – w żadnym języku – dokument, który z tak wielką siłą wyrażałby cierpienia Żydów”4. Choć lament Tuwima nie ukazał się drukiem w języku rosyjskim, to jak pisał Ilja Erenburg: „słowa Tuwima pisane krwią” przepisano w tysiącach egzemplarzy5.

Polemika z Tuwimem w Palestynie W Palestynie jednak sytuacja była diametralnie inna. Pierwsze informacje o położeniu Żydów w okupowanej Polsce zaczęły napływać już w 1939 r. Na początku 1940 r. została opublikowana w Jerozolimie broszura Zagłada polskich Żydów. Jednym z jej redaktorów był późniejszy adwersarz Tuwima, w latach 1919–1930 poseł na Sejm, Apolinary Hartglas, który pisał: „Jeśli nie wydarzy się jakiś cud, to na ziemi polskiej pozostanie tylko wielki cmentarz narodu żydowskiego”. Był to jednak pojedynczy głos, bo w tym okresie niespełna półmilionowa żydowska społeczność Palestyny borykała się jednak z zupełnie innymi problemami, snując marzenia o utworzeniu niepodległego państwa.

Izraelski historyk Tom Segev, autor książki o stosunku żydowskiej społeczności Palestyny, a następnie Izraela do ocalałych z Zagłady, pisze w swej monografii Siódmy milion, jak hebrajskie gazety wielokrotnie oskarżały się o przesadę w dramatycznych doniesieniach na temat sytuacji ludności żydowskiej w okupowanej Europie. Krytykowały konkurencyjne tytuły, twierdząc, iż drukowanie informacji o nieprawdziwych okropieństwach jest nie na miejscu, „Bo czyż Żydzi nie mają dość własnych problemów”6.

Tym niemniej manifest Tuwima dość szybko dotarł do Palestyny, gdzie wciąż stacjonowała Armia Andersa, istniały polskie szkoły, działały wydawnictwa, wychodziły gazety, a Władysław Broniewski tworzył wstrząsające wiersze poświęcone pamięci pomordowanych polskich Żydów. Kilka tygodni później znany tłumacz i publicysta Nechemia Raban przełożył ten tekst na język hebrajski, a 27 października 1944 r. ukazał się w jerozolimskim tygodniku „Hed Jeruszalim” (Echo Jerozolimy), wywołując duże zainteresowanie. W ciągu kilku następnych miesięcy polemiki palestyńskich twórców z manifestem Juliana Tuwima ukazały się w najważniejszych hebrajskojęzycznych czasopismach mandatowej Palestyny. Adwersarze Tuwima wywodzili się z bardzo różnych środowisk. Byli wśród nich zarówno zagorzali syjoniści, niemający styczności z polskim słowem pisanym, którzy spędzili w Erec Israel już dziesiątki lat, jak i całkiem nowi przybysze z przedwojennej Polski, a nawet i tacy, którzy dotarli do Palestyny już po wybuchu wojny. Wbrew temu, co pisze Ryszard Lōw w swej pionierskiej publikacji Hebrajska obecność Juliana Tuwima, iż „hebrajscy polemiści wywodzili się spoza kręgów publicystów lub nawet spoza kręgu ludzi pióra”7, to kilku z nich śmiało można zaliczyć do grona najwybitniejszych twórców języka hebrajskiego. Był nim niewątpliwie Gerszon Szofman (1880–1972) uznany za mistrza noweli i krótkich opowiadań, który w 1957 r. otrzymał Izraelską Nagrodę Literacką. Szofman był również znanym tłumaczem na język hebrajski, szczególnie literatury niemieckiej i rosyjskiej, oraz wziętym publicystą w periodykach polskich, niemieckich, rosyjskich, nawet angielskich. Na początku XX w. kilka lat spędził w Warszawie i choć prawdopodobnie nie zetknął się nigdy z Tuwimem osobiście, doskonale znał jego twórczość. Krótki artykuł Szofmana, który ukazał się w tym samym numerze jerozolimskiego tygodnika co manifest Tuwima, 27 października 1944 r., można poniekąd potraktować jako wprowadzenie i swoisty komentarz8. Szofman, porównując sytuację Tuwima do sytuacji innych wybitnych twórców żydowskich, jak Franc Werfel czy Szalom Asz, będących w pewnym momencie swojego życiorysu w zawieszeniu między żydostwem a chrześcijaństwem, pisze o głębokim rozdarciu i tragizmie polskiego poety o żydowskich korzeniach. „Stoi tu przed nami polski zasymilowany poeta nielubiący swoich korzeni, a jednocześnie dumny Żyd, u którego zagłada własnego narodu wywołała wstrząs graniczący wręcz z histerią”9.

Kolejne artykuły miały jednak dużo bardziej ostrzejszy wydźwięk. 27 listopada 1944 r. dziennik „Hacofe”, organ narodowo-religijnej partii Mizrahi, opublikował artykuł swojego czołowego dziennikarza Ben Ziona Zanga, „My Żydzi polscy – spowiedź Juliana Tuwima”10. Zang od wielu już lat osiadły w Palestynie wspomina swoje prywatne spotkanie z Tuwimem w Krynicy w 1936 r. Hebrajskiemu czytelnikowi w Palestynie wyjaśnia, iż Tuwim pochodzi z rodziny zasymilowanej i wielokrotnie atakowany był za swe żydostwo, lecz nigdy nie odpowiadał na obelgi. W trakcie rozmowy z Zangiem w Krynicy Tuwim mówił o swojej prywatnej tragedii: „Polacy biorą go za Żyda, a Żydzi za Polaka. On sam uważa się jednak za Żyda. Twierdzi, że zamierza wyjechać do Palestyny i spędzić trochę czasu w jakimś kibucu. Choć nie zna języka zamierza wydać w Polsce antologię młodej poezji hebrajskiej”11. Następnie Zang opisuje losy poety, podkreślając, że po wybuchu wojny, gdy był we Francji, chciał wyemigrować do Palestyny, nie otrzymał jednak certyfikatu. W swym manifeście Tuwim potwierdza swoje żydostwo, choć w jego wypowiedzi jest coś wstrząsającego, czego dziennikarz hebrajskiej gazety nie jest w stanie pojąć i dochodzi do przedziwnej konkluzji: „otóż Tuwim identyfikuje się z żydostwem polskim, którego już prawie nie ma, a zapomina o żydostwie wciąż istniejącym w Erec Israel”12.

Kilka dni później w „Hed Jeruszalim” ukazał się artykuł Zusmanna Segałowicza (1884–1949), jednego z najbardziej znanych twórców języka jidysz w międzywojennej Polsce. Segałowicz, który swą karierę literacką rozpoczynał w Łodzi i Odessie od wierszy i poematów, a w latach 20. stał się w Warszawie dość poczytnym prozaikiem, opuszczał Polskę we wrześniu 1939 r., podobnie jak Julian Tuwim. Segałowicz zapewne miał za złe Tuwimowi, iż zaprzedał swoje żydostwo, zaprzyjaźnił się z polską elitą i nade wszystko pisał wiersze po polsku, stając się najwybitniejszym polskim poetą okresu międzywojennego. Sfrustrowany żydowski twórca wyraził to dobitnie w dość zjadliwym tekście pod wieloznacznym tytułem Julianie Tuwimie, gdzie byłeś przedtem13.

Kilka dni później w tygodniku „Hapoel Hacair” (gazecie poświęconej literaturze hebrajskiej wychodzącej od 1907 r., która począwszy od roku 1930, stała się właściwie organem partii MAPAJ – Miflrget Poalej Eretz Izraeal, czyli Robotniczej Partii Ziemi Izraela) ukazał się ciekawy tekst Daniela Tenenbauma „Braterstwo przelanej krwi”14. Autor oskarża poetę, że nie wysnuł odpowiednich wniosków z wojny, która wszakże jeszcze się nie zakończyła: „Ta okrutna wojna poczyniła wielkie spustoszenie materialne jak i duchowe, wywołując w dodatku wiele wstrząsów osobistych. Ale pomimo wielkiej tragedii pewna grupa Żydów pozostała wciąż wierna swoim dawnym korzeniom… Dotychczas Tuwim odnosił się z wyobcowaniem do swojego żydowskiego pochodzenia. Również tragedia ta niewiele zmieniła, bo Tuwim twierdzi »Jestem Polakiem i wrócę do Polski«”15. Tenenbaum, mający pewną wiedzę z zakresu historii polskiej literatury, nie do końca prześledził wojenne losy Juliana Tuwima, przypisując mu „krótki pobyt w Palestynie, skąd dość szybko przeniósł się do Argentyny [sic!]”. Nade wszystko bulwersuje go fakt, że poeta ogłasza swą spowiedź właśnie w Palestynie, z czego można by wysnuć przypuszczenie, że „Tuwim nie tylko przemawia do Żydów, ale również wypowiada się w ich imieniu”16.

W dość podobnym tonie i duchu pisze znany pisarz i tłumacz z języka angielskiego, francuskiego i rosyjskiego Aharon Reuveni w Roczniku Związku Pisarzy Hebrajskich „Moznaim”17. Reuveni (1886–1971), młodszy brat drugiego prezydenta Państwa Izrael Icchaka Ben Zvi, urodził się na Ukrainie. Do Palestyny przybył już w roku 1910. Był jednym z najbardziej zaangażowanych hebrajskich pisarzy w okresie przed powstaniem państwa. Reuveni w pełni docenia literacki talent Tuwima, twierdząc, że My Żydzi polscy to piękny poemat pisany prozą, jest nawet w stanie zrozumieć jego decyzję bycia polskim poetą, ale nie akceptuje pragnienia poety, by stać się „Żydem honorowym”. Należy sobie zasłużyć na otrzymanie tytułu „Żyda Doloris Causa”, a Tuwim sam przyznaje, że właściwie nie uczynił nic18.

Całkowicie odmienny charakter ma otwarty list Azriela Omera-Lemera, który ukazał się w znanym miesięczniku „Gazit” w kwietniu 1945 r.19 Omer-Lemer przedstawia się jako prosty Żyd z Józefowa nieopodal Zamościa, który jeszcze w latach 20. wyemigrował do Palestyny. W rzeczywistości był dość płodnym prozaikiem hebrajskim i dramaturgiem, znakomicie znającym również literaturę polską. Omer-Lemer, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, nie krytykuje zbytnio Tuwima ani nie oskarża go o hipokryzję. W zamian udziela kilka przyjaznych rad. Podobnie jak Tuwim, i on tęskni do swojego miasteczka i młodości spędzonej nad brzegiem urokliwej rzeczki Niepryszki. Dodaje jednak, że dzieje Żydów w Polsce zakończyły się tragicznie i nie jest bynajmniej kwestią przypadku, iż Niemcy właśnie tam stworzyli swoje obozy śmierci. Następnie wspomina dezercję żydowskich żołnierzy z Armii Andersa, której powodem był antysemityzm polskich kolegów. Absolutnie nie wierzy w nową, demokratyczną i przyjazną Żydom Polskę i w końcu apeluje, by Tuwim zrezygnował z naiwnych mrzonek, przyjechał do Palestyny, gdzie „wraz z innymi stworzą na pustyni ojczyznę dla naszego wymęczonego narodu”20.

Polak albo Żyd

Najostrzejsza, a zarazem najmniej spodziewana krytyka tekstu Tuwima nastąpiła ze strony Maurycego Apolinarego Hartglasa. Był on jednym z najwybitniejszych żydowskich polityków okresu międzywojennego. Urodził się w 1883 r. w Białej Podlaskiej w zasymilowanej rodzinie żydowskiej, która niewiele różniła się od łódzkiej rodziny Tuwimów. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, a następnie rozpoczął praktykę adwokacką w Siedlcach i Warszawie. Stosunkowo wcześnie zetknął się ze studenckim ruchem syjonistycznym, gdzie poznał Icchaka Grünabauma, późniejszego przewodniczącego partii Ogólnych Syjonistów i pierwszego ministra spraw wewnętrznych Izraela, którego stał się przyjacielem i najbliższym współpracownikiem. Przez 11 lat, w latach 1919–1930, był posłem na Sejm, a w latach 1925–1927 prezesem sejmowego Koła Żydowskiego. Był również członkiem tzw. pierwszego Judenratu w warszawskim getcie, skąd udało mu się wymknąć i wyjechać przez faszystowskie Włochy do Palestyny pod koniec grudnia 1939 r. W okresie II wojny światowej Hartglas był aktywnym działaczem Agencji Żydowskiej, sekretarzem Komitetu Ocalania Europejskich Żydów oraz autorem broszury Zagłada polskich Żydów, która ukazała się w Jerozolimie już na początku 1940 r. Po powstaniu Państwa Izrael Hartglas sprawował urząd dyrektora generalnego ministerstwa spraw wewnętrznych, któremu szefował jego przyjaciel Icchak Grünbaum. Zmarł w Jerozolimie w 1953 r., kilka miesięcy przed śmiercią Tuwima. Pomimo głębokiego zaangażowania w działalność ruchu syjonistycznego w Polsce Hartglas był żarliwym polskim patriotą, o czym może świadczyć, że w 1920 r. walczył jako ochotnik w wojnie polsko-sowieckiej. Na trzy lata przed śmiercią spisał swoje wspomnienia w języku polskim, które ukazały się drukiem dopiero w 1996 r.21 Nie wzmiankuje w nich nawet słowem swojej, głośnej w swoim czasie, miażdżącej krytyki manifestu Juliana Tuwima, która ukazała się niemal 7 lat wcześniej u schyłku wojny22. We wstępie do wspomnień Hartglas pisze o swoich związkach z Polską i polskością: „Nazwałem swe pamiętniki Na pograniczu dwóch światów nie dlatego, że miałem na myśli świat naszego doczesnego życia obok świata wieczności, jeno dla bardziej skromnego powodu, że ja sam, osobiście, znalazłem się jako człowiek na pograniczu dwóch światów: żydowskiego i polskiego. Wyjaśnię to dalej, jak przez całe prawie me życie ścierały się we mnie dwa czynniki trudne do pogodzenia: wychowanie i dzieciństwo polskie, przywiązanie do narodu polskiego, jego kultury i jego ziemi z samorzutnie powstałą miłością dla mego umęczonego narodu żydowskiego, dla jego cierpień i jego odrodzenia we własnej Ojczyźnie. Całe życie cierpiałem na kompleks rozdwojenia z tego powodu, gdyż nie ma siły, która by potrafiła stopić te dwie odmienne dusze. Kochałem jednocześnie oba narody jako ja, jako człowiek, i odnosiłem się krytycznie i z gniewem do obu: jako Żyd – nie mogłem zapomnieć krzywd, jakich doznał mój naród w Polsce (ja osobiście ich nie doznałem), a jako zasymilowany z polskością – musiałem podzielać wiele żalów do Żydów, jakie żywią najlepsi nawet Polacy”23.

Wcześniejszy artykuł Hartglasa, opublikowany w jednym z dwóch najważniejszych hebrajskojęzycznych dzienników, nie przypomina w niczym jego wstępu do wspomnień24. W gruncie rzeczy jest podobny do wcześniejszej krytyki manifestu Tuwima, a nawet dużo ostrzejszy. Autor oskarża poetę, wspominając jego znany satyryczny wiersz Żydzi, że przed wojną służył faszystom i antysemitom25. „Tuwim przez całe swoje życie komuś służył, a teraz również zamierza. Ja sam nie jestem Polakiem, nie ma to nawet związku z tym, czy chcę nim być, no przynależność narodowa niezależna jest od woli i chęci. Nie można jednocześnie być polskim Żydem i polskim Polakiem. Ja sam nie jestem Polakiem, choć urodziłem się w Polsce i tam się wychowałem, choć byłem tam szczęśliwy i jeszcze częściej nieszczęśliwy. Nie jestem również Polakiem, choć polski był moim pierwszym językiem i za polskość byłem w więzieniu niemieckim. Narodowość nie jest bynajmniej kwestią wyboru”26.

Ostatnia część artykułu Hartglasa poświęcona jest pragnieniu Tuwima, by przyjąć go do grona „wspólnoty Niewinnie Przelanej Krwi i otrzymania rangi Żyda Doloris Causa”. W przypadku tym osąd Hartglasa brzmi niezwykle kategorycznie: „Człowiek niełatwo przyjmuje na siebie tytuł Żyda przez cierpienia, nie jest to również moralne, tym bardziej że sam tego nie przeżył, a inni. Żydzi posiadający różne obywatelstwa, nie tylko polskie, zasłużyli swoimi cierpieniami, krwią, pobytem w gettach na order żółtej łaty, a co czyni Tuwim, to przywłaszczenie sobie czegoś, do czego nie ma prawa, można ewentualnie nazwać to wykorzystaniem. Jeśli polski Żyd pragnie wstąpić w poczet narodu żydowskiego – może to uczynić, ale najpierw niech sam zrobi coś dla Żydów. Niech cierpi wraz z nimi”27.

Jak już wspominałem, zainteresowanie manifestem Tuwima w Palestynie trwało zaledwie kilka miesięcy. Wojna zbliżała się ku końcowi, 27 stycznia 1945 r. został wyzwolony obóz śmierci Auschwitz-Birkenau, 10 dni wcześniej przeszło 50 tys. ostatnich żydowskich więźniów wyprowadzono z obozu na marsz śmierci. Wiosną 1945 r. zostały wyzwolone ostatnie obozy koncentracyjne na terenie Niemiec, 2 maja padł Berlin, a tydzień później hitlerowskie Niemcy ogłosiły swą kapitulację. Tysiące ocalałych Żydów pojawiło się na drogach wyzwolonej Europy, wielu spośród nich kierowało swe myśli i marzenia w stronę żydowskiego państwa, które miało powstać dopiero po upływie trzech lat i gdzie przez kilkanaście kolejnych na temat związany z Zagładą zarzucono zasłonę milczenia. Dramatyczny lament i manifest Tuwima został szybko zapomniany, a jeśli nadal żył, to głównie w pamięci i sercach żydowskich rozbitków ocalałych z Zagłady, którzy poznali go w języku polskim i dla których Tuwim nadal pozostał ulubionym poetą okresu młodości.

Dziś, z perspektywy minionych 70 lat, trudno nam zrozumieć wrogość hebrajskich publicystów do polsko- -żydowskiego poety. W przeciwieństwie do syjonistycznych przywódców, skoncentrowanych wyłącznie na walce o stworzenie żydowskiej ojczyzny, tragedia europejskich Żydów dotknęła wielu z nich osobiście.

Tym bardziej zaskakuje brutalny atak na poruszonego rozmiarami Zagłady, pogrążonego w żałobie po tragicznej śmierci matki w okupowanej Polsce i przekonanego, iż nie ma ucieczki od żydowskiego losu, poetę. Należy wątpić, czy Tuwim świadomy był tej nagonki, która toczyła się przeciw niemu w mandatorskiej Palestynie, w każdym razie nie wpłynęła ona na jego zaangażowanie w sprawy żydowskie i izraelskie. Świadczy o tym fakt, że lutym 1948 r. stanął na czele Towarzystwa Przyjaciół Uniwersytetu Hebrajskiego, które wznowiło działalność w odnowionej Polsce.

40 lat później prof. Chone Szmeruk z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie wydał nakładem wydawnictwa swojej macierzystej uczelni manifest Tuwima w oryginale polskim i w przekładach na język angielski, hebrajski i jidysz. Temat ten na krótko odżył na łamach prasy izraelskiej. Prestiżowy dziennik „Haaretz” opublikował recenzję znanego krytyka literackiego i tłumacza Jorama Bronowskiego28. Jego zdaniem jest to zapewne jeden z najważniejszych tego typu dokumentów w ostatnich 200 latach. „Manifest ten został napisany przez człowieka, symbolizującego w sposób najpełniejszy, czym jest żydowski los”29.

Echa inicjatywy Szmeruka można również odnaleźć we współczesnej literaturze hebrajskiej ostatnich lat, gdzie postać Juliana Tuwima rysuje się całkowicie w odmiennych barwach. Miriam Romm, autorka autobiograficznej powieści, przybywa do Krakowa w poszukiwaniu śladów swojego zaginionego w 1944 r. ojca. Spotyka w mieście przystojnego osiemdziesięciolatka, który w wyniku wojennej rany utracił pamięć, wyobraża sobie, że spotkany mężczyzna może być jej poszukiwanym ojcem. Opisywana w książce rozmowa poświęcona jest Tuwimowi i napisanemu przez niego manifestowi My Żydzi polscy…:

„Tego ranka spacerowałam po ulicach wychodzących z Rynku. Ku własnemu zaskoczeniu odkryłam na witrynie jednej z księgarni wielkie plakaty z Julianem Tuwimem. Były to urodziny tego wielkiego polsko-żydowskiego poety, jak przedstawiał się przez całe życie. Natychmiast kupiłam kilka jego książek i z jedną z nich pod pachą poszłam spotkać »człowieka z Plant«.

– To… To książka Juliana Tuwima, na pewno pan o nim słyszał?

– Oczywiście, on jest uznawany za jednego z naszych najwybitniejszych pisarzy.

– Waszych? To przecież żydowski pisarz. Słyszał pan o »manifeście żydowskim«”, który napisał w Nowym Jorku?

– Ma pani rację. Bardzo panią przepraszam, ale kiedy manifest ten został opublikowany, byłem w ciężkim stanie psychicznym i fizycznym. Dopiero wiele lat później usłyszałem o nim i zrozumiałem, że wielu Polaków wstrząśniętych było jego treścią. Było to po raz pierwszy, kiedy Żyd, a w dodatku jeszcze wybitny pisarz, rzucił nam prawdę w twarz.

– Tak, nie chcę być bezczelna, ale on u was miodu nie spijał. Musiał uciekać w czasie wojny, był prześladowany za pochodzenie, a po powrocie z Ameryki komuniści uprzykrzyli mu życie.

– Niełatwo żyć z podwójną tożsamością. Ale on sam określał siebie przede wszystkim jako Polaka, a dopiero później jako Żyda. Faktem jest, że po wojnie wrócił do Polski.

– Z drugiej strony, nie zaprzeczał nigdy swojemu żydostwu. Cierpiał przez antysemityzm. Krytycy i poeci nie chcieli uznać żydowskich elementów jego twórczości, choć niewiele o tym pisał. Oprócz wiersza Żydek, będącego pełnym bólu manifestem i artykułów opisujących ogrom Zagłady, nie przedstawiał żydostwa w swoich książkach.

– Jestem zdumiony pani wiedzą, skąd pani o tym wie?

– Ta tragiczna postać przyciągała mnie. Gdy czytałam ten jego manifest, prześladowało mnie jedno zdanie o krwi lejącej się z ciała. Ogólnie rzecz biorąc, Tuwim był krytyczny wobec Polski i podobnie jak wielu polskich Żydów, rozczarowany był Polakami, jednocześnie nie mogąc bez nich żyć. Jest to tragedia dwóch ojczyzn, tak że nawet ja zaczynam ją odczuwać”30.


  • 1 P. Matywiecki, Twarz Tuwima, Warszawa 2007, s. 324.
  • 2 S. Wygodzki, Będzin!, w: Wspomnienie o Julianie Tuwimie, s. 170‒171, zob. P. Matywiecki, Twarz Tuwima, dz. cyt., s. 324.
  • 3 Y. Zahavi, materiały edukacyjne w języku hebrajskim.
  • 4 Ch. Szmeruk, Wstęp, w: J. Tuwim, My Żydzi polscy… , Warszawa 1993, s. 8.
  • 5 Tamże.
  • 6 Tamże.
  • 7 R. Lōw, Hebrajska obecność Juliana Tuwima, Łódź 1996.
  • 8 Dwasz ve-okec Julian Tuwim („Miód i żądło” Juliana Tuwima), „Hed Jeruszalaim” (Echo Jerozolimy), 27 października 1944 r.
  • 9 Tamże.
  • 10 B. Zion Zang, Anu jehudej Polin („My Żydzi polscy”), „Hacofe”, 27 listopada 1944 r. Dziennik „Hacofe” (Obserwator) ukazywał się w Palestynie, a następnie w Izraelu w latach 1937‒2008. Organizacja Syjonistów-Ortodoksów Mizrachi powstała w Wilnie w 1902. W 1957 r. w niepodległym Izraelu organizacja zmieniała nazwę na Narodowo-Religijna Partia Mizrachi.
  • 11 Tamże.
  • 12 Tamże.
  • 13 Z. Segałowicz, Julian Tuwim, Heichan haita kodem, (Julianie Tuwimie, gdzie byłeś przedtem) „Hed Jeruszalim”, 27 listopada 1944 r.
  • 14 D. Tenenbaum, Achwat hadam haszafuch („Braterstwo przelanej krwi”), „Hapoel Hacair”, 3 grudnia 1944 r.
  • 15 Tamże.
  • 16 Tamże.
  • 17 A. Reuveni, Polaniuto we jehadutu szel Julian Tuwim („Polskość i żydowskość Juliana Tuwima”), „Moznaim” 1945
  • 18 Tamże.
  • 19 A. Omer-Lemer, Anu Jehudej Polin… („My Żydzi Polscy…” Odpowiedź Julianowi Tuwimowi), „Gazit”, kwiecień 1945 r. Miesięcznik „Gazit” ukazywał się w latach 1931‒1982, poświęcony był sztukom plastycznym i literaturze pięknej.
  • 20 Tamże, s. 55‒57.
  • 21 A. Hartglas, Na pograniczu dwóch światów, Warszawa 1996.
  • 22 A. Hartglas, Anu jehudej Polin, („My Żydzi polscy”), „Davar”, 8 grudnia 1944 r. Dziennik ukazywał się w latach 1925‒1996.
  • 23 A. Hartglas, Na pograniczu dwóch światów, dz. cyt., s. 18.
  • 24 A. Hartglas, Anu jehudej Polin, dz. cyt.
  • 25 Tamże.
  • 26 Tamże.
  • 27 Tamże.
  • 28 J. Bronowski, Jehudi Dolores Causa („Żyd Dolores Causa”), „Haaretz”, 13 lipca 1984 r.
  • 29 Tamże.
  • 30 M. Romm, Nocot Jaen („Strusie pióra”), Tel Aviv 2007, s. 69.

twoje uwagi, linki, wlasne artykuly, lub wiadomosci przeslij do: webmaster@reunion68.com


Subverting democracy and the fate of the Jews

Subverting democracy and the fate of the Jews

JONATHAN S. TOBIN


Former President Donald Trump speaks to press before the start of a civil fraud trial brought by New York State Attorney General Letitia James in New York on Oct. 2, 2023. Credit: Lev Radin/Shutterstock.

The last eight months have shaken the faith of many American Jews in the future of their community. The surge in antisemitism, especially on college campuses, has shattered any illusions we might have had about ensuring that Jew-hatred would be confined to the fever swamps of the far right and left in U.S. society. But as grievous as that threat to their safety may be—and the gravity of that peril cannot be overestimated—the Jewish community should also be pondering just how secure they can be in an America whose democratic norms and the rule of law can no longer be relied upon.

The prosecution and now the conviction of former President Donald Trump in a New York City courtroom on dubious charges and via a judicial process that is, at best, questionable, forces us to ask that question.

Breaking norms and precedents

To broach this topic and consider the consequences of a partisan prosecution of both a former president and the choice of the Republican Party for the 2024 election, one needn’t be an admirer of Trump or even be planning to vote for him in November. Trump is a singular figure in American political history and has broken all sorts of precedents with his behavior and speech—before, during and after his presidency. But at this point, the same can be said of his opponents, who seem to believe that his allegedly unique awfulness not merely permits but obligates them to break rules and precedents in their efforts to stop him from governing while he was president, to prevent his re-election, and now, to thwart him from gaining a second term in 2024.

Any discussion of which side is worse in this debate can be attributed to the type of “whataboutism” that involves justifying things that shouldn’t be justified. But suffice it to say that when he took office in 2017, he rejected the idea of having his administration pursue criminal charges against his opponents, in particular, his 2016 Democratic opponent Hillary Clinton. In what for him was a relatively rare instance of rising above feuds, Trump rightly understood that following up on the irresponsible rhetoric about “locking her up” that was heard at his campaign rallies was the last thing the country needed, regardless of whether a partisan prosecutor could have resurrected charges about her violating the rules about the handling of classified information.

But his opponents, outraged at the thought of Trump sitting in the White House, did not reciprocate. They promoted the Russia collusion hoax—a conspiracy theory about Trump being a Russian agent for whom Moscow supposedly stole an election—for years and then impeached him on a partisan charge of withholding foreign aid to Ukraine. Silicon Valley oligarchs that control the virtual public square and major media outlets then conspired to suppress stories about corruption charges against the family of his 2020 opponent.

All of this was done because of the conviction that Trump was an opponent of democracy, though there was no evidence of any efforts on his part to behave in this manner while president. But his reaction to the 2020 vote seemed at least in part to confirm the claims that he was not prepared to accept an election loss. While he can be blamed for the events that led to the disgraceful Capitol Riot on Jan. 6, 2021, it was no insurrection, and, though he behaved recklessly and without grace, he peacefully left office that month.

It is possible that the Republican Party might have been prepared to choose an alternative to Trump in 2024, but once Democrats began efforts to confiscate his income, throw him off the ballot and then jail him on a raft of charges that were not just flimsy but politically motivated, the chances of the GOP moving on from him were over. Convinced—and not without reason—that what was going on was a campaign of lawfare, akin to the sorts of bills of attainder (in which the British parliament and crown had historically legislated against specific individuals) specifically prohibited by the U.S. Constitution, his party rallied around him.

Burning down democracy to save it

Undaunted by the idea that they were essentially burning down democracy to supposedly save it, Democratic prosecutors, cheered on by their party base, moved ahead. The most dubious of those charges was the case brought against him in a New York state court. In this instance, a prosecutor who had gained election by promising to jail Trump conjured up an unprecedented indictment involving not only murky legal theories but also a state trial on federal election law. It did involve a disgraceful (though not necessarily illegal) hush money payment by Trump to a former porn star. While designed to humiliate the ex-president, it was also conducted in such a blatantly unfair manner that it did nothing to undermine support for him. The pre-ordained guilty verdict is unlikely to be sustained in the appellate courts but, like the trial, it constitutes a form of election interference that both parties would denounce as the stuff of banana republics or President Vladimir Putin’s Russian regime if it were happening elsewhere.

None of this represents a reason to vote for Trump or President Joe Biden. Still, the effort to imprison an American political leader, no matter how controversial, in this manner is a crossing of the Rubicon that could have devastating consequences going forward. At this point, it no longer matters who did what to whom first. The only thing to be considered is that Democrats are trying to imprison the leader of the GOP and that it is unlikely that Republicans will refrain from playing the same game in the future, especially if, as the polls currently indicate, they return to power in January 2025.

What does this have to do with the fate of American Jewry?

Like all Americans, Jews have a stake in the preservation of their country’s democratic form of government. What made the United States a haven in the history of the Diaspora was its particular brand of constitutional democracy based on the ideal of equal justice under the law. That allowed Jews to ascend to leadership positions in virtually every sector of American society, secure in the belief that there were no religious tests to constrain them and that the rule of law protected them in a way it had never consistently done elsewhere. America wasn’t a Jewish utopia, but it did provide an opportunity for freedom without requiring Jews to give up their identity, faith or interests.

On the surface, the Trump drama and the backlash it is causing may not seem to have anything to do with the Jews. But if the United States is, as it might be, on the verge of no longer being a place where we can count on the rule of law as well as one with a political culture in which the major parties will seek to jail each other’s leaders, then even a cursory knowledge of Jewish history, would teach us that Jews will no longer be safe from persecution.

A surge in antisemitism

The post-Oct. 7 surge in antisemitism has already shaken confidence in the Jewish future. A form of left-wing Jew-hatred—rooted in toxic ideas like critical race theory and intersectionality—has created a new orthodoxy in academia by which Jews and Israel could be smeared and delegitimized as “white” oppressors and undeserving of rights. The willingness of mainstream corporate media outlets to normalize this new antisemitism remains deeply troubling. Their willingness to treat prejudicial canards about Zionism being a form of racism—a blatant lie that has its roots in Marxist and Soviet propaganda of the past—as something that decent people should agree to disagree about has resulted in Jews being marginalized, shunned and endangered.

If you add this factor of newly fashionable antisemitism to a toxic brew of political instability caused by the anti-Trump lawfare campaign, it’s possible to imagine a scenario where the sort of Jew-hatred on college campuses spreads with unimaginable consequences. The strife at academic institutions, which is part of a broader battle over the future of America and the West, again illustrates that the Jews are always the canaries in the coal mine. We can’t know where all this will end, but in an atmosphere of this sort of political strife, it isn’t unreasonable to wonder about scenarios in which American Jews will be targeted in ways that seemed unimaginable not that long ago.

The only reason I can give for optimism is that I’m reasonably sure that the vast majority of Americans don’t want any of this. They may be bifurcated in their politics and distrust people on the other side of the political aisle. But if there is anything that I’ve learned in my travels around the country in the last eight years, it is that most Americans don’t want their politicians to be at each other’s throats and oppose extremism of all kinds. The talk of “civil war,” which was given full expression in a recent dystopian film of the same name, seems easy to imagine among the chattering and governing classes yet abhorrent to the overwhelming majority of people they hope to influence and rule.

The conviction of Trump on the most unreasonable and openly partisan charges against him may mean that there is no turning back. In spite of that, reasonable people must urge their political leaders to step back from the abyss. The surge in antisemitism is a warning to Jews and non-Jews alike that ideas essentially at war with American exceptionalism pose an immediate danger to our society. If we are now to add a new political norm whereby those who lose elections must fear prosecution, regardless of their actions, then it is entirely possible that the era when Jews could regard America as a safe place could well be over.


JONATHAN S. TOBIN – 
Jonathan S. Tobin is editor-in-chief of JNS (Jewish News Syndicate). Follow him @jonathans_tobin.

Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Israel’s Comprehensive Proposal for Gaza Hostage Release Revealed

Israel’s Comprehensive Proposal for Gaza Hostage Release Revealed

i24 News


People walk past images of hostages kidnapped in the deadly Oct. 7 attack on Israel by Hamas from Gaza, in Tel Aviv, Israel, April 11, 2024. Photo: REUTERS/Hannah McKay

A London newspaper, “Al-Majlah,” has obtained and published the entire text of Israel’s proposal for the release of hostages in Gaza.

The agreement, forwarded to mediators from Egypt and Qatar and endorsed by President Biden, showcases substantial changes and adaptability, notably concerning the number of hostages to be released in the initial phase.

Outlined within the proposal are three consecutive stages aimed at securing the release of all Israeli abductees held in Gaza, spanning civilians and soldiers, in exchange for prisoners from Israeli penitentiaries and the establishment of enduring peace.

In the initial phase, spanning 42 days, various measures are outlined, including a temporary cessation of military activities between the conflicting parties, withdrawal of Israeli forces to designated areas away from densely populated regions in Gaza, and a cessation of military flights and patrols for specified periods. Furthermore, provisions are made for the daily entry of humanitarian aid trucks into Gaza, along with the release of 33 abducted civilians by Hamas, matched by corresponding prisoner releases by Israel. Additionally, plans are outlined for the gradual withdrawal of Israeli forces from certain areas in Gaza, accompanied by provisions for refugee return and humanitarian aid.

The subsequent stage, also lasting 42 days, involves the announcement of permanent peace and cessation of military activities, alongside continued prisoner releases and the complete withdrawal of Israeli forces from Gaza.

The final phase, spanning another 42 days, involves the transfer of bodies and remains between the parties, implementation of a comprehensive reconstruction plan for Gaza under international supervision, and the cessation of the siege on Gaza.

The agreement enjoys guarantees from Qatar, Egypt, the USA, and the UN, reflecting a collective endeavor to attain peace and stability in the region.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com