Tam, gdzie Polacy ratowali Żydów, upamiętniajmy też Żydów, którzy zostali tam przez Polaków zamordowani

Tam, gdzie Polacy ratowali Żydów, upamiętniajmy też Żydów, którzy zostali tam przez Polaków zamordowani

Jan Grabowski


Profesor Andrzej Nowak (Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta)

Prof. Andrzej Nowak, zabierając głos na łamach prawicowych mediów, oskarża historyków Zagłady o nienawiść, a “Gazetę Wyborczą” zestawia z propagandą hitlerowską. Za to gdy pisze dla “Gazety Wyborczej”, łagodnym tonem postuluje tolerancję, różnorodność i cieszy się z badań nad mordowaniem Żydów przez Polaków. Czy to jest ten sam prof. Nowak?

Z pewnym zdumieniem przeczytałem w tygodniku „Ale Historia” tekst prof. Andrzeja Nowaka z UJ „Jakiej historii Polacy dziś potrzebują?”, który – na prośbę redakcji – wyłożył swoje poglądy na polską historię i historiografię. Dlaczego zdumienie? Bo nie dawno, tuż przed ostatnimi wyborami, „Gazeta Wyborcza” ogłosiła na swoich łamach dramatyczny apel o zagrożeniu demokracji, jakim mogłoby stać się dojście PiS do władzy. Był to – jak dziś wiemy – proroczy (niestety) artykuł. Nie dla wszystkich jednak. Prof. Nowak był odmiennego zdania i określił tekst w następujących słowach: histeria nienawiści godna hitlerowskiego Stürmera”.

Śpieszę wyjaśnić, że „Der Stürmer” to jeden z najważniejszych tytułów propagandy hitlerowskiej, pismo znane z obrzydliwego, prymitywnego antysemityzmu. Jeśli później prof. Nowak przeprosił za wypisywane bzdury, to uszło to mojej uwadze. Tak czy inaczej, zdziwiłem się, że prof. Nowak chciał zabrać głos na łamach „hitlerowskiego Stürmera” i że „hitlerowski Stürmer” uznał za stosowne pytać o polską historię właśnie krakowskiego historyka. To był powód mojego pierwszego zdziwienia.

Jak zrozumieć prof. Andrzeja Nowaka?

Drugie wiązało się już z lekturą wywodów prof. Nowaka. Odpowiadając na pytanie redakcji: „Jakiej historii Polacy dziś potrzebują”, które było jednym z tematów XX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich autor wypowiedział się w duchu koncyliacyjnym, wręcz ekumenicznym. Potrzebujemy historii różnej, czyli różnorodnej, pomagającej nam spojrzeć na siebie z rozmaitych punktów widzenia – napisał. Któż mógłby się z taką tezą nie zgodzić? Nieco dalej czytamy: sprawdzianem [dla historyka] jest i chyba powinno być rzetelne dążenie do prawdy.

I tutaj tkwi przyczyna mojego zdumienia: czy to ten sam prof. Nowak, który kilka miesięcy temu na łamach prawicowego portalu „wPolityce” tak w ten sposób określił metodologię badawczą grupy polskich uczonych (do których należę) zajmujących się historią Zagłady: Nowa Szkoła Holokaustu” jest motywowana nienawiścią do polskiej wspólnoty narodowej.

Jak widać prof. Nowak, zabierając głos na łamach prawicowych mediów, lubi oskarżać adwersarzy o nienawiść. „Gazeta Wyborcza” wszczyna „histerię nienawiści”. Polscy badacze „są motywowani nienawiścią do polskiej wspólnoty narodowej”.

Nie będę się nawet starał zrozumieć jak profesor Nowak definiuje pojęcie „Volksgemeinschaft”, ale z całą pewnością nie widzę w tych wypowiedziach postulatów inkluzywności, tolerancji oraz otwarcia na „historię różnorodną, pomagającą nam spojrzeć na siebie z rozmaitych punktów widzenia” – o której tak ładnie ten sam autor pisze na łamach „GW”.

Czyżby wobec jej czytelników krakowski historyk używał tonu łagodnego, salonowego i wyrozumiałego, brutalną szczerość i rewolucyjną czujność rezerwując dla „swoich”?

Nie wiem i nie będę w to wnikał. W języku angielskim jest taki idiom: „to talk out of both sides of one’s mouth”, co dosłownie znaczy, że ktoś mówi co innego po przeciwnej stronie ust. Tego rodzaju refleksja nasunęła mi się podczas lektury tekstu prof. Nowaka. Ale na tym nie koniec.

Fałsz stracha na wróble

Porusza bowiem kilkakrotnie bliski mi wątek historii stosunków polsko-żydowskich. Czytamy w nim: Cieszę się, kiedy coraz dokładniej badany jest np. problem udziału poszczególnych Polaków w zbrodniach dokonywanych na Żydach podczas II wojny światowej i po niej. To bardzo ważny temat. Ale martwię się, kiedy badający ten watek oburzają się, ze ktoś inny chce studiować historie Polaków ratujących Żydów. Nie wykluczajmy się nawzajem. Powinno być miejsce dla każdego rzetelnego badacza – i na przyjmowanie wzajemnej krytyki. Chodzi mi także o to, że jeśli zgodzimy się na różnorodność historii, to unikniemy nudy. 

Przyjrzyjmy się tym przemyśleniom z bliska.

Prof. Nowak cieszy się, jak zapewnia, z badań nad udziałem poszczególnych Polaków w zbrodniach dokonywanych na Żydach podczas II wojny światowej.

To dobrze, bo tą tematyką zajmuję się od dawna i miło słyszeć, że badania tego rodzaju spotykają się z uznaniem wśród polskich konserwatystów.

Powiem więcej (być może przyczyniając się do zwiększenia satysfakcji prof. Nowaka), że w badaniach tych jest mowa nie tylko o „poszczególnych Polakach”, ale wręcz o ich szerokich rzeszach, nieraz biorących udział w zbrodniach na Żydach w sposób zorganizowany, masowy.

Natomiast druga część wypowiedzi jest dla mnie niejasna. Radość prof. Nowaka mąci fakt, kiedy badający ten wątek oburzają się, że ktoś inny chce studiować historię Polaków ratujących Żydów. Raz jeszcze odwołam się tu do pojęcia stosowanego w języku angielskim: „straw man fallacy” – czyli „fałsz stracha na wróble”. „Straw man fallacy” to mało wyrafinowana figura retoryczna, oparta na zbijaniu nieistniejącego argumentu rzeczywistego przeciwnika. Gdyż jako żywo nikt nie stawiał postulatu wstrzymania badań nad ratowaniem Żydów przez Polaków. W moich badaniach, tak jak w pracach wszystkich znanych mi przedstawicieli „Nowej Szkoły Holokaustu”, badanie zjawiska ratowania jest rzeczą zupełnie fundamentalnej wagi. Natomiast dla historyków Zagłady nie ulega wątpliwości, że zajmowanie się wyłącznie ratowaniem nie ma sensu, gdyż ratowanie było częścią bardziej skomplikowanej okupacyjnej rzeczywistości, której tłem i kontekstem było mordowanie i wydawanie Żydów. Strach ratujących wiązał się przecież przede wszystkim z nastawieniem sąsiadów, z wrogością otoczenia, z groźbą denuncjacji.

A wszyscy badacze są świadomi ewolucji postaw Polaków, którzy ratując np. znanych osobiście Żydów, potrafili przyłożyć rękę do wymordowania innych ofiar Zagłady.

Pisałem o tym w „Gazecie” wiele razy. Ważne jest to, że badanie zjawiska ratowania Żydów przez Polaków (o czym pisze prof. Nowak) w oderwaniu od zjawiska denuncjacji i mordów jest zajęciem w sam raz dla urzędników od historii zatrudnionych w IPN, ale na pewno nie jest czymś, co można zalecać historykom prowadzącym własne badania.

Polacy ratujący Żydów nie byli zjawiskiem powszechnym

O ile więc nikt nie wzywa do zaniechania badań nad ratowaniem Żydów przez Polaków, o tyle jestem gorącym (choć chyba jedynym) zwolennikiem moratorium na upamiętnianie tego zjawiska. Bo celem tego jest ugruntowanie w polskim społeczeństwie przekonania, że podczas okupacji ratowanie Żydów było zjawiskiem powszechnym i społecznie akceptowanym. Co jest po prostu kłamstwem. Zaczynając od „Dnia Polaków Ratujących Żydów”, który obchodzimy 24 marca, przez niezliczone wystawy, pomniki, monety, znaczki i filmy – bombardowani jesteśmy opowieściami o polskim altruizmie i bohaterstwie, o polskiej solidarności z ginącymi Żydami.

22 września minęła 77. rocznica likwidacji gett w Węgrowie, Stoczku, Sokołowie oraz w okolicy. Instytut Pileckiego – jedna z wielu instytucji realizujących politykę historyczną państwa – właśnie w tym dniu (jak można się domyślać nie przypadkiem), w pobliskiej miejscowości Nur, odsłonił pomnik Polaka, który został zabity za niesienie pomocy Żydom. Lecz właśnie ten dzień, w tej okolicy, jest tym jedynym dniem, który nie powinien być poświęcony upamiętnieniu polskiego bohaterstwa, lecz refleksji nad żydowską tragedią.

To nie jest kwestia debaty, to wyłącznie kwestia dobrego smaku oraz odrobiny wstydu.

Proponowałbym w tym miejscu moratorium na upamiętnianie – aż do czasu kiedy polskie społeczeństwo będzie w stanie otwarcie rozliczyć się z własną przeszłością. Do chwili kiedy będziemy w stanie przyjąć do wiadomości, że – jak pisał w swoim raporcie Jan Karski – Naród polski nienawidzi swego śmiertelnego wroga – ale ta kwestia [żydowska- JG] stwarza jednak coś w rodzaju wąskiej kładki, na której przecież spotykają się zgodnie Niemcy i duża część polskiego społeczeństwa.

Jeżeli jednak nikt nie jest w stanie powstrzymać napędzanej i finansowanej przez państwo maszyny do upamiętniania własnego bohaterstwa, to warto pomyśleć o wzbogaceniu narracji. Idąc tropem sugestii prof. Nowaka o potrzebie „różnorodnej historii” proponuję żeby w każdym miejscu, gdzie odsłaniany jest pomnik, lub pojawia się plakietka czy nazwa ulicy, poświęcona Polakom ratującym podczas wojny Żydów, równocześnie upamiętnić Żydów, którzy w tym miejscu, w tej miejscowości, przy tej ulicy, zostali zamordowani bądź też wydani Niemcom przez Polaków. Zapewniam, że znalezienie tego rodzaju informacji nie będzie wielkim wyzwaniem. W razie czego służę pomocą.


Prof. Jan Grabowski – pracuje na uniwersytecie w Ottawie, autor i współautor wielu publikacji na temat Holokaustu, m.in. wydanej w ub. roku monografii „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com