Archives

Gaza moja miłość

Ojciec palestyńskiego narodu, Jaser Arafat, (drugi z prawej).


Gaza moja miłość

Andrzej Koraszewski

Film „Hiroszima moja miłość” z 1959 roku był artystycznym zniekształceniem historii, podobnym do artystycznego zniekształcenia nauki przez Mary Shelley. Shelley usłyszała rozmowę kochanka z przyjacielem o martwej żabie reagującej na impuls elektryczny i napisała płomienny manifest przeciw żydowskiej nauce. Durna powieść sprzed ponad 200 lat miała mnóstwo wydań, robiono z niej filmy, a idioci protestujący dziś przeciw nauce nazywają żywność GMO „żywnością Frankensteina”. Tymczasem to defibrylatory powinniśmy nazywać aparatami Frankensteina, ale miłośnikom sztuki defibrylator, który uratował miliony ludzkich istnień, nijak się z postacią wyśnioną przez influencerkę sprzed 200 lat nie kojarzy.

Film o Hiroszimie był bardzo romantyczny, sentymentalny i antyamerykański, jednak w żaden sposób nie informował ani o tym, jak wiele istnień ludzkich te bomby uratowały, ani o tym, że Japończycy mogą być wdzięczni za to, że te bomby złamały i wykorzeniły japońską odmianę nazizmu. Wiele razy opowiadałem o szoku, jakim była dla mnie rozmowa z japońskim inżynierem, którego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zapytałem na przyjęciu w Londynie o tajemnicę japońskiego cudu gospodarczego, na co usłyszałem, że Japonia zawdzięcza wszystko tym dwóm bombom atomowym. Nadal szokuje fakt, że Japończycy są dziś jednym z najbardziej proamerykańskich narodów na świecie.

Tamtą rozmowę przypomniał mi artykuł Jasona Hilla o perspektywach moralnej rehabilitacji mieszkańców Gazy. Urodzony w 1965 roku Jason D. Hill jest amerykańskim profesorem filozofii. Zajmuje się etyką. Wychował się na Jamajce, do Stanów Zjednoczonych przyjechał mając 20 lat, jest, jak sam to określa, „rasy mieszanej”.

Strefa Gazy to skrawek ziemi wielkości powiatu grodziskiego (365 km2), wciśnięty między Izraelem a Egiptem, (z długą linią brzegową nad Morzem Śródziemnym), blokowany przez sąsiadów z powodu tego, że został zmieniony w bazę terrorystyczną. Gaza ma starożytną historię, istotna jest tu jednak tylko historia nowożytna.

Po powstaniu Izraela Gaza była częścią Egiptu, a znaczna część jej ludności czuła się Egipcjanami. Władze Egiptu wyznaczyły jej szczególną rolę w nieustającej wojnie z Izraelem (co oznaczało, że było tu więcej uzbrojonych islamskich grup terrorystycznych niż w reszcie kraju). W 1967 roku Gaza została zdobyta przez armię izraelską i przez 28 lat była przez nią okupowana.

Ta okupacja radykalnie zmieniła swoją formę w 1994 roku, kiedy do Gazy przyjechał wraz ze swoją armią Jaser Arafat.

Uznawany za ojca palestyńskiego narodu. Arafat miał już na swoim sumieniu dwie wojny domowe, (w Jordanii i Libanie), zamach na izraelskich sportowców w Monachium, długą historię międzynarodowego terroryzmu z porwaniami samolotów pasażerskich, okrętów i zamachów tak na Bliskim Wschodzie, jak i w krajach zachodnich. Do Gazy przyjechał legalnie z wsparciem USA oraz innych demokracji, jak również izraelskiej lewicy, która wzięła za dobrą monetę jego rzucone po angielsku słowa, że wyrzeka się terroru i zgadza na istnienie Izraela.

Fakt, że te słowa były świadomym i oczywistym kłamstwem, nie przekonywał bardziej radykalnych i aspirujących do zastąpienia go Palestyńczyków. Chwilowo jednak Gaza i nazwana przez Jordanię Zachodnim Brzegiem Judea i Samaria zostały wręczone we władanie słynnemu międzynarodowemu gangsterowi.

Ciąg dalszy był łatwy do przewidzenia. Autonomia Palestyńczyków zaczęła się od stworzenia własnych sił bezpieczeństwa, własnej prasy i sądów, a przede wszystkim własnego szkolnictwa, które z wsparciem Narodów Zjednoczonych miało przygotować kolejne pokolenia bojowników o pokój. W 2005 roku Izrael postanowił całkowicie wycofać się z Gazy, kończąc wszelkie współzarządzanie tym terytorium, likwidując działające tam przedsiębiorstwa izraelskie, wycofując izraelskich osadników i swoje siły zbrojne. Od tego momentu Gaza nie była w żaden sposób okupowana. W 2006 roku w Gazie wybory wygrał Hamas, którego radykalizm polegał na tym, że mówił głośno to, co Arafat mówił po cichu, że celem palestyńskiego ruchu nie jest własne państwo obok Izraela, a likwidacja Izraela i eksterminacja Żydów.

Ponieważ stojący na czele Autonomii Palestyńskiej Mahmoud Abbas nie był zadowolony z wyniku wyborów, Hamas w 2007 roku przejął władzę w Gazie siłą, mordując setki ludzi Abbasa i tworząc niezależną od Ramallah jednostkę polityczną, która dzięki wsparciu Turcji, Kataru, Iranu (i innych) szybko została zmieniona w bazę terrorystyczną, której jedynym celem była otwarcie deklarowana nieustanna wojna z Izraelem. Po dziesiątkach tysięcy rakiet, setkach zamachów, orgii podpaleń, bestialska napaść w dniu 7 października 2023 była jak dotąd punktem kulminacyjnym tej wojny. Zamiar ostatecznego zniszczenia Hamasu różni się od zamiaru zniszczenia Al-Kaidy czy ISIS tylko tym, że realizuje go żydowskie państwo. Czy to zniszczenie jest możliwe, a jeśli tak, to co dalej? To właśnie pytanie jest tematem artykułu amerykańskiego filozofa Jasona Hilla.

„W miarę jak trwa wojna między Izraelem a Gazą, należy postawić pewne nieuniknione pytania. Jeśli Hamas, niezaprzeczalnie bandycka organizacja rządząca tym skrawkiem ziemi, nie zostanie całkowicie unicestwiony (co poprzez sentymentalne wezwania do zawieszenia broni i przerw w bombardowaniach z powietrza i atakach lądowych ze strony Izraela wydaje się mało prawdopodobne), to czy Hamas może zostać zrehabilitowany politycznie? Jak taka rehabilitacja będzie wyglądać?”

Jason Hill pisze, że może to wymagać wykorzenienia dotychczasowej kultury politycznej, zniszczenia istniejących instytucji politycznych, zwyczajów i norm.

Autor zastanawia się, czy mamy w dotychczasowej historii przykłady skutecznego wymuszenia rozstania z barbarzyństwem i przymusowej asymilacji do bardziej cywilizowanych form życia społecznego. Proponuje, abyśmy w poszukiwaniu wskazówek politycznych i moralnych przyjrzeli się powojennej rehabilitacji Japonii i Niemiec w reżyserii Stanów Zjednoczonych. W obydwu przypadkach warunkiem przystąpienia do rehabilitacji było rzucenie na kolana bandyckiego państwa, bezwarunkowa kapitulacja i jednostronne narzucenie nowych form życia społecznego bez zwracania uwagi na protesty pokonanych.

W Japonii jednym z pierwszych działań było narzucenie nowej konstytucji mocą rozkazu dowódcy sił sprzymierzonych. Była to konstytucja zmuszająca do porzucenia wielu kulturowych i religijnych praktyk, wartości i tradycji sprzecznych z zasadami demokracji. Dziś żyjemy w czasach absolutnego potępienia wszelkich prób narzucania wartości kulturowych przez zwycięzców. Uważa się taki zamiar za całkowicie niemoralny i szkodliwy. Jednak celem wojny nie jest powrót do równowagi, a złamanie oporu wroga i zmuszenie go do bezwarunkowej kapitulacji.

Dopiero w następstwie bomb zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki Japończycy uznali swoją całkowitą porażkę i to umożliwiło przebudowę całej mentalności japońskiego społeczeństwa. Nie było tu miejsca na żadne negocjacje. We wszystkich sprawach decydowały władze okupacyjne.

„W momentach resocjalizacyjnych najważniejszą misją okupacji była całkowita likwidacja kultu cesarza i indoktrynacji religijno-politycznej. Aby to osiągnąć, wprowadzono dwie główne reformy: należało znieść, a następnie wykorzenić szintoizm jako kult państwowy; a szkoły trzeba było oczyścić z indoktrynacji, aby służyły wychowaniu obywatelskiemu.”

To był klucz do przekształcenia ram moralnych. Ludzie mogli swobodnie praktykować swoją religię, jednak ideologia militarystyczna i ultranacjonalistyczna była zabroniona i w szkołach, i w świątyniach.

Podręczniki zostały napisane na nowo. Uczono uczniów, jak ważne jest kwestionowanie dogmatów i formułowanie własnych sądów. Nawet tradycja kłaniania się pałacowi cesarskiemu i okrzyków „Niech żyje cesarz” została zabroniona przez władze okupacyjne, jak również wszelkie szkolenie wojskowe i paramilitarne w szkołach.

Japońscy nauczyciele szybko zrozumieli, że naruszanie narzuconych reguł drogo kosztuje, a z czasem to uczniowie zmuszali powracających do imperialnych nauk dyrektorów do rezygnacji.

Tam, gdzie Japończycy byli przyzwyczajeni do bezmyślnego posłuszeństwa, tam zostali ponownie uspołecznieni w kierunku racjonalnego myślenia, indywidualizmu i wiary w autonomiczne ja. Japończycy wyrzekli się wojny i odnaleźli radość życia w pracy, dobrobycie i współdziałaniu.

Czy podobna strategia mogłaby być skuteczna w odniesieniu do takiego społeczeństwa jak to ukształtowane przez Hamas w Gazie? Statut tej organizacji wzywa do unicestwienia nie tylko Izraela, ale Żydów na całym świecie, wzywa również do ustanowienia globalnego kalifatu, który doprowadziłby do zniewolenia wszystkich niemuzułmanów.

Jason Hill pisze, że zwycięstwo nad Hamasem może być osiągnięte tylko przez zniszczenie wszystkich jego atutów. Tu nie chodzi tylko o porażkę militarną, ale o zniszczenie woli okrucieństwa, chaosu i moralnej manipulacji antysemickiego świata.

Hamas – pisze Hill – nie dba o swoich obywateli. Natomiast bardzo dba o swoją zdolność wykorzystywania globalnej wyobraźni i zdobywania poparcia międzynarodowej opinii publicznej, przekonanej o jakimś ucisku palestyńskiego społeczeństwa. Ale sytuacja palestyńskiego społeczeństwa w Gazie jest nierozerwalnie związana z ideologią i polityką Hamasu.

„Izrael i moralna mniejszość muszą wykazać nieprzejednane odrzucenie i obojętność na międzynarodowy jad i histerię w związku z rzekomym uciskiem Palestyńczyków. Izrael musi toczyć swoją wojnę w sposób moralny i prawy, wiedząc doskonale, że setki tysięcy ludzi protestujących na ulicach Londynu, Paryża, Nowego Jorku i Chicago, na Bliskim Wschodzie – i na całym świecie – to nic innego jak bezwstydni żydożercy, którzy udają obrońców sprawiedliwości dla Palestyńczyków.”

Zdaniem Jasona Hilla Izrael musi myśleć o przyszłości Gazy w kategoriach przemyślanej okupacji wojskowej z jasno określonym celem przebudowy mentalności jej mieszkańców. W obecnych warunkach nie wchodzi w rachubę żadna forma autonomii lub suwerenności.

Władcy Gazy złamali wszystkie zasady umowy społecznej, na których opiera się cywilizacja. Podobnie jak dla Iranu, nie ma dla nich miejsca wśród cywilizowanych narodów. Jednak podjęcie strategii, jaką Amerykanie zastosowali w Japonii, wymagałoby przyznania przez Izrael, że jest sam przeciwko światu, który nienawidzi żydowskiego państwa i jego żydowskich obywateli.

„Niezależność i poczucie własnej wartości wymagają, aby naród izraelski odzwyczaił się od aprobaty globalnej społeczności zatłoczonej nihilistycznymi zwolennikami terrorystów i nienawidzącymi żydowskiej cywilizacji i jej narodu.”

Nie mogę wykluczyć, że izraelskie władze rozważają taką strategię. Słyszałem o mieszkańcach Gazy, którzy marzą o totalnej klęsce Hamasu i nie tęsknią również do tego, żeby dyktaturę Hamasu zastąpiła dyktatura Fatahu. Nie wiemy jak wielu wolałoby, żeby ich dzieci uczyły się raczej fizyki i chemii niż strzelania i obcinania głów.

Jednak ci, którzy życzą Gazie udanej i bezwzględnej okupacji, nie mogą liczyć na żadne poparcie ze strony nowego wspaniałego świata.

Wydaje się, że świat życzy Gazie tego i tylko tego:


Tymczasem wojna trwa, rozważania o strategii po zwycięstwie mogą wydawać się tylko interesującym ćwiczeniem akademickim. Z każdym dniem rośnie zagrożenie ze strony Hezbollahu, Iranu, Turcji i reszty muzułmańskiego świata.

A jednak mam wrażenie, że warto życzyć mieszkańcom Gazy szansy na nowy początek.


Andrzej Koraszewski

Publicysta i pisarz ekonomiczno-społeczny.

Ur. 26 marca 1940 w Szymbarku, były dziennikarz BBC, wiceszef polskiej sekcji BBC, i publicysta paryskiej „Kultury”. Więcej w Wikipedii. Facebook


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Embattled Penn president resigns, board chair follows ‘minutes’ later

Embattled Penn president resigns, board chair follows ‘minutes’ later

JNS.org


Liz Magill had testified before a House committee that it wouldn’t necessarily violate the Ivy League school’s policies to call for genocide against all Jews.

Liz Magill, president of University of Pennsylvania, testifies before a House committee on antisemitism on campus on Dec. 5, 2023. Source: C-SPAN.

The homepage of the University of Pennsylvania website on Saturday all but flew the Ive League school’s coat of arms upside down.

A dull-blue banner atop the page declared “Supporting our community in times of crisis” and linked to another page quoting Penn president Liz Magill: “We are all members of the Penn community, and we all deserve to be heard and respected. But hateful speech has no place at Penn.”

That page also included university messages, a fact sheet, frequently-asked questions about free speech, community resources and a large red box containing “Penn’s action plan to combat antisemitism.”

Beneath the banner on the university homepage, a news section contained “A message to the Penn community” dated Dec. 9 announcing, from Penn board of trustees chair Scott Bok, that Magill “has voluntarily tendered her resignation as president of the University of Pennsylvania,” where she will remain as a tenured law professor.

Beside that message on the Penn homepage, a “message from Penn’s board of trustees executive committee,” also dated Dec. 9, announced that Julie Platt, who was previously vice chair of the Penn board of trustees, has been named interim chair of the board. “Due to her current commitment as board chair of the Jewish Federations of North America, Julie will only serve until a successor is appointed,” it added.

“We share your commitment to this extraordinary university, and while this is a challenging time, the Penn community is strong and resilient, and together, we will move forward,” the executive committee of the board wrote.

The message didn’t specify why Platt received the temporary promotion, but the Daily Pennsylvanian, the university’s student paper, reported that Bok stepped down as board chair “minutes” after Magill resigned.

“The world should know that Liz Magill is a very good person and a talented leader who was beloved by her team. She is not the slightest bit antisemitic,” Bok wrote, per the Pennsylvanian. “Working with her was one of the great pleasures of my life. Worn down by months of relentless external attacks, she was not herself last Tuesday.”

He wrote that Magill was “over prepared and over lawyered given the hostile forum and high stakes” and “provided a legalistic answer to a moral question, and that was wrong,” per the student paper. “It made for a dreadful 30-second sound bite in what was more than five hours of testimony.”

The Pennsylvanian added that Magill’s resignation “comes after months of criticism of Magill and Bok over the university’s response to the Palestine Writes Literature Festival, the Israel-Hamas War and antisemitism on campus—along with Magill’s recent statements at the congressional hearing.”

Last week, Magill testified during a House committee hearing on antisemitism on campus alongside the presidents of Harvard University and Massachusetts Institute of Technology. In her testimony, the Penn president said that it wouldn’t necessarily violate Penn’s policies to call for genocide against all Jews. She subsequently sought to clarify her remarks, as did Harvard with its president’s testimony.

On Thursday, Claudine Gay, president of Harvard, apologized in an interview with the Crimson, the university’s student publication.

Last week, a donor said he would pull a $100 million donation from Penn, and he would only discuss the matter further after Magill was replaced.

A nearly 285-year-old institution, Penn ranks sixth overall in the most recent U.S. News & World Report rankings of national universities. Its business school, Wharton, is first overall in the U.S. News rankings. As of June 30, the Philadelphia-based university’s endowment is $21 billion.

‘One down, two to go’

Rep. Elise Stefanik (R-N.Y.), who asked the three university presidents during the House committee hearing about whether calling for genocide against Jews violated their school policies, wrote that the “forced resignation” of Magill is “the bare minimum of what is required.”

“One down. Two to go. This is only the very beginning of addressing the pervasive rot of antisemitism that has destroyed the most ‘prestigious’ higher education institutions in America,” Stefanik wrote.

“These universities can anticipate a robust and comprehensive congressional investigation of all facets of their institutions negligent perpetration of antisemitism including administrative, faculty and overall leadership and governance,” she added. “Harvard and MIT, do the right thing. The world is watching.”

Rep. Michelle Steel (R-Calif.) wrote that “no ‘context’ can justify calls for genocide.”

“Penn president Magill’s resignation is a good start, but Harvard president Gay and MIT president Kornbluth should also resign,” she wrote. “Antisemitism has no place in America.”

“Elizabeth Magill, the president of Penn, resigns after failing to denounce genocidal rhetoric against Jews as harassment. Good riddance,” wrote Rep. Ritchie Torres (D-N.Y.), a vocal advocate for Israel. “America urgently needs college and university presidents able and willing to take a morally clear stand against antisemitism.”

Rep. Carlos Giménez (R-Fla.) also welcomed the resignation. “Former president Magill should take Harvard’s Claudine Gay and MIT’s Sally Kornbluth along with her,” he wrote. “Their failure to condemn genocide is beyond disgraceful.”

Rep. Josh Gottheimer (D-N.J.) wrote that he is glad that Magill is resigning. “I’ve called for the presidents of Penn, Harvard and MIT to step aside. None of them answered if calling for the genocide of Jews violated their schools’ codes of conduct,” he said. “Penn president Magill has also allowed antisemites to speak at Penn.”

Road ahead

The American Jewish Committee stated that it “respects president Magill’s decision to step down from her role.”

“The road ahead for Penn will require a clear moral vision and plan of action for combating campus antisemitism that begins with saying ‘no’ to calls for normalizing violence and genocide against Jews,” the AJC stated. “As Tuesday’s congressional hearing made clear, far too many university administrators have failed their Jewish communities, as antisemitism has surged not just on college campuses but across the country and around the world.”

“Universities are spaces that require free speech, and in order to maintain their commitment to the pursuit of truth, university leaders must do more to cultivate real conversations and disrupt anti-Zionist echo chambers,” it added.

Phil McGraw, the television personality known as “Dr. Phil,” wrote that he is relieved that Magill resigned.

“This week, I viewed a highly restricted IDF video of the Oct. 7 Hamas massacre. I was sickened by video images I can never ‘unsee’ and appalled by university presidents, like Liz Magill, who are OK with calls for Jewish genocide on their campuses,” he wrote.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Harvard president ‘has to leave,’ Alan Dershowitz argues | Cuomo

Harvard president ‘has to leave,’ Alan Dershowitz argues | Cuomo


NewsNation


Leaders of elite universities are under fire over testimony they gave to Congress this week about antisemitism on college campuses. Marc Lamont Hill, a professor and host of “UpFront” on Al Jazeera, and Alan Dershowitz, a prominent attorney — and Harvard Law professor emeritus — join “CUOMO” to debate. Dershowitz says the president of Harvard “has to leave.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Jak ci popierający Hamas zachodni liberałowie śmią twierdzić, że przemawiają w moim imieniu, Araba, który cierpiał z powodu islamskiego terroru

Rada miasta Oakland debatowała nad rezolucją wzywającą do zawieszenia broni w Gazie, nie potępiając Hamasu. (Zrzut z ekranu)


Jak ci popierający Hamas zachodni liberałowie śmią twierdzić, że przemawiają w moim imieniu, Araba, który cierpiał z powodu islamskiego terroru

Hussain Abdul-Hussain
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Często ignoruję teorie spiskowe i ich dealerów, kierując się radą George’a Bernarda Shawa: „Nigdy nie mocuj się ze świnią. Oboje się ubrudzicie, ale świnia to lubi”.

Dlatego też, gdy oglądałem krótki klip przedstawiający Radę Miasta Oakland debatującą nad uchwałą wzywającą do zawieszenia broni w Gazie, bez potępienia Hamasu, nie przejmowałem się żadnym z ich całkowicie fałszywych stwierdzeń.

Niektórzy zaprzeczali, jakoby Hamas, którego terroryści sami nagrywali swoje okrucieństwa na wideo i rozpowszechniali je, faktycznie popełnił te zbrodnie.

Inny mówca powiedział, że to izraelska armia zabiła swoich własnych obywateli.

Ale potem komentarz mówcy pochodzenia azjatycko-amerykańskiego trafił w czuły punkt: „Popieram prawo Palestyńczyków do stawiania oporu okupacji, w tym za pośrednictwem Hamasu, zbrojnego skrzydła zjednoczonego palestyńskiego ruchu oporu”.

Miałem wiele szczęścia, że przeżyłem wojnę iracko-irańską, wojnę domową w Libanie i wiele rund wojen między Izraelem a różnymi palestyńskimi i libańskimi frakcjami zbrojnymi.

Wojny wielokrotnie wysiedlały moją rodzinę.

Traciliśmy jeden dom za drugim i uciekaliśmy.

Straciliśmy także nieruchomości w wyniku konfiskaty i fałszerstw.

Oszczędności rodzinne wielokrotnie traciły na wartości w wyniku hiperinflacji lub ulegały zniszczeniu w wyniku różnych załamań gospodarczych i w konsekwencji bankructw banków.

Za każdym razem zbieraliśmy kawałki i w milczeniu budowaliśmy życie od nowa.

Odkąd wiele dekad temu zacząłem działać politycznie na studiach, straciłem w wyniku zabójstw i wojen wielu członków rodziny i przyjaciół.

W 2019 roku jadłem śniadanie w Tunisie z moimi dwoma drogimi przyjaciółmi: Irakijczykiem Hiszamem Haszimim i Libańczykiem Lokmanem Slimem.

Proirańskie bojówki w Iraku zabiły Hiszama w lipcu 2020 r.

Hezbollah zabił Lokmana w lutym 2021 r.

Po zabójstwie Lokmana sekretarz stanu Anthony Blinken wydał oświadczenie, w którym stwierdził: „Wzywamy urzędników libańskich, w tym przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i przywódców politycznych, aby bezzwłocznie i bez wyjątku pociągnęli do odpowiedzialności tych, którzy dopuszczają się takich barbarzyńskich czynów”.

Lokman nie nazywał się Chaszugdżi ani Abu Akleh. Amerykańskie agencje rządowe nie zostały poinstruowane, że mają dochodzić sprawiedliwości lub poruszyć Niebo i Ziemię.

Waszyngton polegał na libańskim sądownictwie, (będącym pod kontrolą zabójców z Hezbollahu), że za zabójstwo Lokmana pociągną do odpowiedzialności jego zabójców z Hezbollahu.

Cicho płakałam.

Za każde nieszczęście, jakie spotkało moją rodzinę, przyjaciół i mnie, obwiniano Izrael.

Kiedy wyeliminujemy Izrael i wyzwolimy Palestynę, życie stanie się różowe.

To było usprawiedliwienie dla naszego cholernego świata, jeszcze zanim urodzili się moi rodzice.

To była wymówka w świecie arabskim, odkąd się urodziłem.

Odmawiam przekazania tej wymówki moim dzieciom.

Palestyński nonsens, ich nieustanne przedstawianie się jako ofiary i ich żądanie wyzwolenia muszą się skończyć i to teraz.

Nie będę siedzieć i patrzeć, jak Amerykanie, którzy ledwo potrafią wskazać Bliski Wschód na mapie, mówią mi, czym jest Hamas, a czym nie jest i co powinno się wydarzyć w Palestynie.

Jeśli jest to walka, którą miasto Oakland chce stoczyć, z przyjemnością pomogę tym „bojownikom o wolność” z Oakland zamienić się miejscami z setkami członków mojej rodziny i moich przyjaciół w Libanie i Iraku: zamieńcie się domami i kontami bankowymi.

Jeśli „bohaterowie z Oakland” chcą walczyć, mogą zamieszkać w Libanie lub Iraku i „wyzwalać Palestynę”, ile chcą.

W końcu o wiele łatwiej jest wyzwalać Palestynę bez kosztów, siedząc wygodnie na kanapach w Oakland, niż walczyć o podstawowe leki, wodę pitną i prąd w Bejrucie lub Bagdadzie.

Fajne i modne to jedno. Prawdziwe życie to co innego.

Niech „bohaterowie z Oakland” lepiej kształcą się w inny sposób niż oglądanie 30-sekundowych klipów.

„Zjednoczony palestyński ruch oporu” nie istnieje.

Tak naprawdę nie istnieje nic palestyńskiego, co jest „zjednoczone”.

Palestyńczycy są tak podzieleni jak zawsze byli.

Autonomia Palestyńska i jej wiodąca partia Fatah, która rządzi Zachodnim Brzegiem, nie rozmawiały z Hamasem od 2007 roku, kiedy Hamas w wyniku zamachu stanu przejął Strefę Gazy.

Kiedy Izrael wdał się w wojnę z Palestyńskim Islamskim Dżihadem w 2022 r., Hamas usiadł i z radością patrzył, jak Izrael dziesiątkuje przywództwo swojego rywala.

Jeśli w kilku akapitach mogę obalić główny temat prezentowany przez jednego z prohamasowskich „bohaterów z Oakland”, to wyobraźcie sobie, ile dezinformacji mógłbym skorygować, gdybyśmy przejrzeli wszystkie fałszywe twierdzenia przedstawione na posiedzeniu Rady Miasta Oakland.

Te kłamstwa to tylko wierzchołek góry lodowej błędnych informacji krążących wśród Amerykanów – którzy uważają się za odważnych i świadomych dysydentów, ponieważ są propalestyńczykami i zwolennikami ruchu oporu, ale nie wiedzą, że ich żądanie jest pretekstem do rzezi i odwrócenia uwagi od ucisku Arabów przez innych Arabów i przez wichrzycielski reżim irański.


Hussain Abdul-Hussain – Iracko-libański dziennikarz mieszkający w Waszyngtonie.  Pracuje jako analityk w instytucie Fundacji Defence of Democrecies. Wcześniej pracował w utworzonej przez amerykański Kongres Arabic TV, przed tym był reporterem w wychodzącej w Bejrucie The Daily Star. Jest absolwentem Amerykańskiego Uniwersytetu w Bejrucie, gdzie studiował historię Bliskiego Wschodu.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


“Hamas nie mówi w moim imieniu”. Dajmy Palestyńczykom głos

Palestyńczycy świętują Id al-Adha w obozie dla uchodźców Nusseirat w środkowej Strefie Gazy, 29 czerwca 2023 r. FOT. Fatima Shbair/ap (Fot. Fatima Shbair / AP Photo)


“Hamas nie mówi w moim imieniu”. Dajmy Palestyńczykom głos

Marta Urzędowska


By zasłużyć na współczucie dla zabitych, Palestyńczycy muszą najpierw udowodnić swoją niewinność.

Wielu popiera Hamas, inni go nienawidzą. Wszyscy czują się dziś jak podejrzani i wiedzą, że muszą udowadniać, iż zasługują na nasze współczucie.

.

„Hamasie, przestań deptać mi po włosach”.

Maysoon Zayid, palestyńsko-amerykańska aktorka, jedna z pierwszych muzułmańskich komiczek w USA.

„The Daily Beast”, kwiecień 2013 r.

Powiem to wprost: Nienawidzę Hamasu. Uosabia wszystko, z czym walczę: ucisk, rządy religijne i patriarchat. (…) Kiedy Hamas wygrał wybory w 2006 r., płakałam, jakby ktoś zadźgał mi kota.

Palestyńczycy popełnili fatalny błąd, bo jeśli raz dasz władzę partii religijnej, to koniec z demokracją. Robi mi się niedobrze, kiedy słyszę mantrę ignorantów: „Hamas został wybrany demokratycznie”. Ich kadencja trwa od lat i dziś już nie można mówić, że są demokratycznie wybrani. (…)

Palestyna, jaką znam, to miejsce, gdzie chrześcijanie i muzułmanie są równi. Moja mama, muzułmanka, dziewczyna z małej wioski, chodziła do katolickiej szkoły dla dziewcząt w Ramallah, a mój mąż, uchodźca, spędził drugą intifadę z chrześcijańskimi braćmi z Betlejem. Niektóre obszary są konserwatywne, inne nie. Mama nosiła sukienki mini w latach 60., ja biegałam po naszej dzielnicy w podkoszulkach. Palestyna jest świecka. Czy Hamasowi się to podoba czy nie, Karta Organizacji Wyzwolenia Palestyny tak właśnie stanowi.

Ich najnowszy pomysł to nakaz, by we wszystkich klasach w szkołach w Gazie oddzielić chłopców od dziewczynek od dziewiątego roku życia. Na początku myślałam, że to nic takiego, w końcu większość szkół na terenach palestyńskich, gdzie pracowałam, ma podział ze względu na płeć. To jednak poważna sprawa, bo 3,5 tys. uczniów uczęszczających dziś do szkół mieszanych, które Hamas chce zlikwidować, to chrześcijanie.

To tylko jedno z wielu praw, które Hamas narzuca 1,7 miliona uwięzionych w Strefie Gazy Palestyńczyków. Najpierw zabronili fryzjerom mężczyznom strzyżenia kobiet. Wielu mężczyzn na Bliskim Wschodzie robiło mi fryzury, a odmawianie kobietom prawa do wyglądania fantastycznie to zbrodnia przeciwko modzie. Następnie kazali prawniczkom nosić chusty – na szczęście prawniczki kazały im spadać i prawa nie udało się wyegzekwować.

Hamas nie pozwolił kobietom biec w maratonie organizowanym w Strefie Gazy, co zmusiło UNRWA do jego odwołania. Zakazał też zorganizowania konkursu „Arabski idol”, bo przecież każdy, kto kiedykolwiek obejrzał „Footloose”, wie, że muzyka to samo zło. Hamas twierdzi, że walczy o wolność, a jednocześnie powołuje się na prawa, które uciskają kobiety i mniejszości religijne. (…)

W 2006 r. nikt nie sądził, że Hamas wygra. Hamas nie sądził, że może wygrać. Większość ludzi, z którymi rozmawiałam, a którzy głosowali na Hamas, tak naprawdę głosowała przeciwko Fatahowi. Mieli dość rażącej korupcji i bezczynności Autonomii Palestyńskiej, chcieli dać im nauczkę. Gdy Fatah był oskarżany o okradanie ludzi, Hamas zapewniał pokrzywdzonym nienaganne usługi socjalne. (…)

Hamas ustanawia prawa, a Izrael chichocze. Bo to oni wzmacniają izraelską narrację, że to konflikt islamu z judaizmem, a nie – kolonialistów z rdzenną ludnością. A wystrzeliwując swoje żałosne rakiety w kierunku Izraela, dają mu zielone światło, by w imię bezpieczeństwa masakrował uwięzionych mieszkańców Gazy. (…)

Kogo niby reprezentuje Hamas? Ludzie w Gazie mają wszystkiego dość, są wyczerpani życiem w tym więzieniu pod gołym niebem. A Hamas jest zbyt zajęty uciskaniem Palestyńczyków, by zrobić cokolwiek produktywnego. Z kolei Fatah jest zbyt tchórzliwy, by interweniować. Izrael fizycznie podzielił nasz naród, a Hamas i Fatah wzmacniają ten podział swoim nieudolnym przywództwem.

Jasne jest, dlaczego Hamas uparcie odmawia przeprowadzenia wyborów. Wie, że przegra. Zresztą – jaki jest sens wyborów, jeśli i tak nie ma się prawa do samostanowienia? (…).

Chcę państwa nie muzułmańskiego, chrześcijańskiego, żydowskiego czy scjentologicznego, tylko państwa równości dla wszystkich, bez względu na płeć czy wyznanie. Hamas musi się dostosować albo zniknąć. Bo życie z jednym ciemiężcą to i tak już więcej, niż Palestyńczycy mogą znieść (…).

„Podczas gdy ciemności ogarniają Gazę, marzę, by świat zobaczył także nas”

Omar Ghraieb, Palestyńczyk, dziennikarz, pracownik humanitarny ze Strefy Gazy

CNN, 12 października

Ryk eksplozji wstrząsnął moim domem, a laptop wyleciał w powietrze i wylądował wśród rozbitego szkła i gruzu. Patrząc na migoczący ekran, wzdycham i przygotowuję się do ogłoszenia zgonu kolejnego komputera – i niniejszego eseju. Delikatnie podnoszę go z podłogi i przywracam do życia. Piszę dalej.

Zastanawiam się, czy powinienem milczeć, tak jak mnie nauczono. Zakopać swoje lęki i niepokój pod warstwami wewnętrznego i zewnętrznego ucisku, który narasta przecież przez całe moje życie i narastał przez dziesięciolecia przed nim.

Świat ignoruje naszą tragedię i zaprzecza naszemu człowieczeństwu. Powtarza, że sami jesteśmy sobie winni. Czuję się, jakbym był uwięziony w jakimś innym wymiarze, walczę, by zrozumieć to, co mnie otacza, by nie oszaleć i nie stracić własnej duszy.

Stronniczość i wybiórcze oburzenie zachodnich rządów nie są niczym nowym. Nigdy nie widziały ani nie obchodziło ich, że cierpimy z powodu izraelskiej okupacji, przemocy i dyskryminacji, rok po roku, dekada po dekadzie. (…)

Poruszając się po polu minowym autocenzury i zewnętrznych nacisków, zastanawiam się, ile są dziś warci Palestyńczycy potępiający przemoc i błagający o sprawiedliwy pokój. W świecie, który ignoruje nasze wołania, zastanawiam się, czy moje słowa w ogóle mogą się przebić. Wiem, że jeśli nie, to najpewniej dlatego, że jestem Palestyńczykiem.

Podczas każdej eskalacji przemocy amerykańskie media pokazują, jak bardzo są stronnicze na rzecz Izraela, w dużej mierze pomijając palestyńskie głosy. Choć dziś liczba ofiar ataku na Izrael przeraża, zachodni dziennikarze i politycy niepokoją się znacznie mniej, gdy to Izrael regularnie dopuszcza się masowej przemocy i gdy rośnie liczba ofiar wśród Palestyńczyków.

Marzę, by świat nas dostrzegł – usłyszał nas i uznał nasze prawo do wolności i bezpieczeństwa. Czy wśród rozmów o władzy i politycznych zwycięstwach naprawdę nie ma miejsca na zwykłe człowieczeństwo i odruchy serca? Gdyby było, już dawno bylibyśmy wolni.

Nieustanne, brutalne izraelskie ataki wojskowe i opresyjne warunki blokowania naszych granic nie sprawiły, że zobojętniałem. Nie da się zapomnieć, że dziesięciolecia izraelskiej okupacji wojskowej zabarwiają każdy aspekt naszej egzystencji, dzielą naszą ziemię i nasz naród.

Dla wielu z nas to nasza największa – choć ograniczona – siła: marzyć i odczuwać ból w świecie, który próbuje zatrzeć nasze kształty i przygasić nasze światła. Na razie nadal mówię, czytam, piszę. I ciągle jeszcze mam nadzieję

„Podwójne standardy dla Palestyny”

Hala Alyan, palestyńsko-amerykańska pisarka, profesor, psycholog kliniczna. Mieszka w Nowym Jorku

„New York Times”, październik 2023 r.

Odkąd się urodziłam, dwukrotnie przeprowadzałam się do USA. Raz jako dziecko, po inwazji Iraku na Kuwejt, potem ponownie – do szkoły. Miałam ten przywilej, że mogłam spędzić młodość w krajach, gdzie bycie Palestyńczykiem było czymś dość powszechnym. Owszem, to zawsze była tożsamość niełatwa, ale nie była kwestionowana. Nie musiałam uczyć się sposobów zdobywania szacunku niezbędnych, jeśli jest się dorosłym Palestyńczykiem. To szybko się zmieniło.

Palestyńczyk musi się wpasować albo zostaje potępiony. Musimy dobrze wypaść w kolejce po empatię i współczucie. Udowodnić, że na nie zasługujemy. Naprawdę na nie zasłużyć.

Dziś patrzę, jak palestyńscy aktywiści, prawnicy i profesorowie są nękani, przerywa im się na antenie, a nawet całkowicie ich ucisza. Muszą zasłużyć na czas antenowy i sprawiedliwą relację. Błagać dziennikarzy, by przyzwoicie wykonywali swoją robotę. (…)

Palestyńska rzeź jest zbyt często przedstawiana w oderwaniu od historii i realiów. Tak jakby stal, pociski, okupacja, polityka nie były prawdziwe. By zasłużyć na współczucie dla zabitych, Palestyńczycy muszą najpierw udowodnić swoją niewinność.  (…)

Czym jest słowo Palestyńczyka przeciwko potężnej machinie, która sama prowadzi śledztwa wobec własnych zbrodni i która sama z nich się rozgrzesza? Czym jest wobec rządu, którego przedstawiciele nazywają Palestyńczyków „ludzkimi zwierzętami” i „dzikimi bestiami”? Czym jest wobec ministra, który może wprost i bez skrępowania powiedzieć, że nie istnieje nic takiego jak palestyński naród?

To niezwykle skuteczna strategia. Rzeź nie jest rzezią, jeśli ci, którzy są zabijani, są winni, jeśli latami są po cichu, acz skutecznie odczłowieczani – w mediach i przez politykę. Jeśli nikt nie jest cywilem, nikt nie może być ofiarą.

W 2017 r. opublikowałam powieść o palestyńskiej rodzinie. Została wydana przez szanowanego wydawcę, otrzymała świetne recenzje. Przemawiałam na spotkaniach panelowych, w klubach książki, odpowiadałam na pytania po odczytach. Wciąż powracał pewien refren. Ludzie podkreślali, jak bardzo ludzka jest ta historia. “Uczłowieczyłaś konflikt – mówili. – To taka ludzka historia”.

(…) Za każdym razem, gdy słyszałam, jak to uczłowieczyłam Palestyńczyków, musiałam tłumić w sobie pytanie: Czym w takim razie byli wcześniej?

Kilka tygodni temu w przestrzeni zawodowej ktoś wprost wspomniał o Palestyńczykach i mówił o siedmiu dekadach ich udręki. Siedziałam wśród dziesiątek współpracowników i nagle zdałam sobie sprawę, że drżą mi wargi. Rozpłakałam się, zanim zrozumiałam, co się dzieje. Uciekłam z tej sali i dopiero po dziesięciu minutach przestałam szlochać.

Nie od razu zrozumiałam swoją reakcję. Przez lata uczestniczyłam w spotkaniach, siedziałam w salach wykładowych i w instytucjach, gdzie nikt nie wspominał o Palestyńczykach, chyba że mówiąc o terrorystach. Dorosłam i zaczęłam pracę w kraju, gdzie ludzie tracili różne rzeczy za samo mówienie o Palestynie: pozycję społeczną, posadę na uczelni czy w mediach. Ale to, co ostatecznie mnie dobiło, to nie milczenie czy wymazywanie, ale empatia. Proste, zwyczajne nazwanie mojego narodu. Uznanie, że wyzwolenie jest kluczem. Danie przestrzeni palestyńsko-żydowskiej solidarności. Wreszcie to, co dziś stało się tak kontrowersyjne: zwykłe mówienie na głos o palestyńskim cierpieniu.

(…) Liczba zabitych, wśród nich dzieci, jest niewyobrażalna i wciąż rośnie. Nie śpimy w nocy, przesuwając migoczące obrazki na naszych telefonach, próbując znaleźć metaforę, klip, zdjęcie, by udowodnić, że dziecko jest dzieckiem. To trudne zadanie. Pytamy: Czy to będzie to zdjęcie, któremu się uda? Połowa dziecka na dachu? Nagranie, na którym zrozpaczona dziewczynka rozpoznaje ciało swojej matki, krzycząc: „To ona, to ona! Przysięgam, że to ona! Poznałam ją po włosach”?

Uwierz pisarce: Nie ma nic bardziej męczącego niż szukanie analogii. Jest coś upokarzającego w tych próbach zasłużenia na solidarność. Ciągle widzę infografiki desperacko próbujące przemówić do amerykańskiej publiczności. „Wyobraź sobie, że większość mieszkańców Manhattanu ma się ewakuować w ciągu 24 godzin”. „Spójrz! Oto pas na skraju Morza Śródziemnego. To Gaza, jest wielkości Filadelfii”. Albo: „Pomnóż populację Las Vegas przez trzy”.

To bardzo demoralizujące, ciągle używać języka tragedii i okrucieństw, mówić: Patrz, patrz. Pamiętasz? Pozwól mi zasłużyć na twoje oburzenie. A jeśli nie, pozwól mi chociaż zasłużyć na twoją pamięć.

Nie waham się ani chwili, by potępić zabicie jakiegokolwiek dziecka, każdą masakrę ludności cywilnej – dotyczy to oczywiście także Żydów. To najłatwiejsze zadanie na świecie. (…) Potępiajcie morderstwa,  przemoc, więzienie, wszelkie formy ucisku. Ale co, jeśli wasz szok i niepokój pojawiają się tylko na widok niektórych zbrutalizowanych ciał? Jeśli zabieracie głos, ale nie wtedy, gdy to Palestyńczycy są oblegani i mordowani, porywani i więzieni? (…) Nazwij tę rozbieżność i przyznaj się, że istnieje. Jeśli nie możesz być sprawiedliwy, bądź chociaż uczciwy. Nie ma nic skomplikowanego w domaganiu się wolności. Palestyńczycy zasługują na równe prawa, równy dostęp do zasobów, równy dostęp do uczciwych wyborów. Jeśli to ci nie pasuje, musisz zadać sobie pytanie dlaczego.

Oto prawda o Palestyńczykach żyjących w diasporze: Oni nie stali się diasporą ot tak, magicznie. To bezpośredni wynik często brutalnego, celowego i nielegalnego wywłaszczenia. Jednego dnia dom należy do ciebie, drugiego już nie. Jednego dnia to twoja dzielnica, innego nie. Jednego dnia to twoje terytorium, kolejnego już nie. (…)

Bycie Palestyńczykiem w tym kraju – w wielu krajach – to nieustanne ćwiczenie w ocenianiu, gdzie są strefy bezpieczeństwa, badaniu, którzy przyjaciele, współpracownicy czy znajomi okażą się sojusznikami. Kto będzie milczał, a kto się odezwie. (…)

Bycie Palestyńczykiem to zakłócenie. Istniejemy, co stanowi egzystencjalny afront. Bo istniejąc, podważamy kilka kłamstw, z których wcale nie najmniej ważne jest to, że dla niektórych w ogóle nigdy nie istnieliśmy. (…)

Palestyńczycy nadal są traktowani w sposób paradoksalny – to nie tylko niewidzialni ludzie, ale i terroryści, nie tylko ludzie, którzy nigdy nie istnieli, ale i ci, którzy nie mogą powrócić.

„Wielu Palestyńczyków w Gazie nienawidzi Hamasu. Na pewno nienawidził go mój tata”

Yasmine Mohammed, Palestynka z pochodzenia, urodzona i mieszkająca w Kanadzie. Szefowa organizacji pozarządowej Free Hearts Free Minds

CNN, 19 października 2023 r.

Kiedy mój ojciec, który urodził się i wychował w Gazie, nadal żył, często nazywał Hamas „brzydką twarzą palestyńskiej walki”. Od ataku na Izrael, kiedy w mediach społecznościowych czytam post za postem opisujące Hamas jako bojowników o wolność, jako grupę oporu przeciw kolonializmowi, uderza mnie, jak niszczące dla nas jest to kłamstwo. To obraza dla Palestyńczyków mówić o tych terrorystach jak o ludziach walczących o wolność.

To z rąk Hamasu naród żydowski doświadczył okropności niespotykanych od czasów Holokaustu. Podobnie jak naziści, Hamas nie postrzega Żydów jako ludzi. Dla nich każdy Żyd musi zostać wyeliminowany. Celem Hamasu jest ludobójstwo nie na Żydach w Izraelu, tylko ludobójstwo na wszystkich Żydach na Ziemi.

Mój ojciec nie mógł znieść, że Hamas zdominował dyskurs i stał się twarzą Gazy w świecie. (…) Niczego nie nienawidził bardziej. „Niech Bóg przeklnie Bractwo Muzułmańskie i Hamas. Jedyne, co dali arabskim społeczeństwom, to zacofanie” – pisał w mediach społecznościowych.

Nie zdziwiłby się, patrząc dziś na masakrę rodzin, niemowląt i osób starszych dokonaną przez Hamas, bo zawsze wiedział, jak bardzo jest brutalny. Jak wielu mieszkańców Gazy wiedział też, że jeśli sprzeciwisz się tym despotycznym ciemiężcom, szybko rozprawią się z tobą i twoją rodziną. Bo Hamas zawsze chętnie sięgał po przemoc.

Wrzucanie mieszkańców Strefy Gazy do jednego worka z Hamasem to zniewaga, której dopuszczają się ludzie po obu stronach politycznego spektrum.

Wiele osób z lewicy utożsamia Hamas ze wszystkimi Palestyńczykami i uważa ich wszystkich za oblężone ofiary. Hamasowi pasuje ta retoryka, bo pozwala usprawiedliwić przemoc. Przyjemniej być postrzeganym jako bojownik o wolność niż jako terrorysta.

Z kolei twarda prawica odwrotnie – utożsamia Palestyńczyków z Hamasem, by usprawiedliwić zrównanie Strefy Gazy z ziemią. Zgodnie z tym tokiem myślenia, choć odcięcie prądu i wody cywilom naruszałoby prawo międzynarodowe, to już odcięcie ich terrorystom jest uzasadnione.

Hamas to nie Gaza, Gaza to nie Hamas. Mieszkańcy Gazy starają się przetrwać w fatalnych warunkach. To zwykli ludzie jak ich izraelscy sąsiedzi. Chcą żyć w spokoju, nie martwić się o bezpieczeństwo dzieci. Choć wielu Gazańczyków twierdzi, że popiera Hamas, sondaże pokazują, że połowa uważa, że „Hamas powinien przestać wzywać do zniszczenia Izraela i zaakceptować utworzenie dwóch państw”.

Jeśli chodzi o ataki terrorystyczne na cywilów, Hamas stoi ramię w ramię z Al-Kaidą i ISIS. Izrael ma prawo chronić swój naród przed tą okrutną, brutalną, paskudną grupą terrorystyczną. (…)

Hamas niestety będzie kontynuował swoje dzieło zniszczenia, nawet choćby musiał zmienić nazwę. Jak mitycznej Hydrze po odcięciu jednej głowy wyrosną mu dwie kolejne. (…) Obawiam się, że nikt z nas nigdy nie zobaczy Gazy jako niezależnego państwa uwolnionego ze szponów terrorystów.

Nie musiało tak być. To ignorancja i fanatyzm odebrały Gazie szansę. Cieszę się, że mój tata zmarł, wierząc, że kiedyś spełni się jego marzenie o ojczyźnie wolnej od Hamasu. Nie musi cierpieć, patrząc na to, co dzieje się dziś. (…)

„Jestem palestyńską obywatelką Izraela. Dziś nie ma chyba nic trudniejszego”

Maria Rashed, Palestynka z Izraela

„Guardian”, 22 października 2023 r.

Postawmy sprawę jasno: Można wspierać prawo Palestyńczyków do oporu i zakończenia okupacji bez wspierania Hamasu. (…)

Bycie obywatelem palestyńskim w Izraelu jest wyjątkowo trudne – szczególnie dziś, gdy ludzie oczekują zajęcia wyraźnego stanowiska. Muszę nieustannie zastanawiać się, gdzie jest moje miejsce, czuję, że jestem jednocześnie zewsząd i znikąd.

Urodziłam się i wychowałam w Nazarecie w chrześcijańskiej rodzinie. Później przeniosłam się do Tel Awiwu, gdzie żyję w zróżnicowanej społeczności – z Arabami i Żydami. Chociaż urodziłam się w Izraelu, trudno mi w pełni identyfikować się z państwem, który postrzega mnie jako obywatelkę drugiej kategorii, publicznie wypowiada się przeciwko Arabom, uciska Palestyńczyków. (…)

Nie godzę się na przemoc w imię religii. Nie popieram ataku Hamasu na niewinnych cywilów ani nie identyfikuję się z nim. Choć jestem dumną Palestynką, która występuje przeciwko izraelskiej okupacji i kolonializmowi, atak na Izraelczyków jest sprzeczny z moimi przekonaniami – potępiam zabijanie cywilów i głęboko opłakuję ofiary śmiertelne po obu stronach.

Zajęcie stanowiska przez Palestyńczyka może się wydawać niełatwe, ale jedno jest pewne: Hamas nie przemawia w moim imieniu. Hamas nie reprezentuje Palestyńczyków w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i na całym świecie. Choć świat lubi przedstawiać ten konflikt jako Izrael kontra Palestyna lub judaizm kontra islam, rzeczywistość jest bardziej złożona. Chodzi o ludzi, a nie o przywódców, których nie obchodzą cywile. Można wspierać prawo Palestyńczyków do oporu i zakończenia okupacji bez wspierania Hamasu.

Wielu moich izraelskich przyjaciół zostało dotkniętych ostatnim atakiem, a to, że przyjaciele przyjaciół wciąż są zaginieni lub martwi, łamie mi serce. Podobny atak na imprezie czy w domu jest czymś niewyobrażalnym. Sytuacja staje się jeszcze bardziej druzgocąca, gdy weźmiemy pod uwagę obecną tragedię w Gazie, gdzie prawie połowa populacji to dzieci. (…)

Idea, że ktokolwiek mógłby się cieszyć ze śmierci niewinnych ludzi –  Izraelczyków czy Gazańczyków – wydaje mi się niewiarygodna. Przecież nienawiść prowadzi do większej nienawiści, powodując dalsze cierpienie. Niestety, przywódcy wszystkich stron, w tym Hamasu, Izraela i Autonomii Palestyńskiej, za nic mają swoich obywateli. (…)

Wspieranie Palestyny nie jest równoznaczne z antysemityzmem – opowiadanie się za zakończeniem izraelskiej agresji przeciwko Palestynie nie oznacza zapominania o historycznych doświadczeniach i bólu narodu żydowskiego. Jednak dziś cele syjonizmu osiągane są kosztem życia Arabów, co sprawia, że czujemy się niepewnie, boimy się wyrażać swoje opinie i wahamy się, czy współczuć naszemu cierpiącemu narodowi. (…)

Bycie Arabem w Izraelu wymaga zrozumienia języka i historii drugiej strony. Sformułowanie to podkreśla dynamikę uciskającego i uciskanego, gdzie jedna strona ma jedną z najpotężniejszych armii świata, a druga jest mniejszością. Dlatego omawiając ostatnie wydarzenia, nie możemy ignorować lat okupacji i inwazji oraz tego, jak Izrael traktuje Arabów. Nie chodzi o usprawiedliwienie działań Hamasu, ale zapewnienie kontekstu dla bólu i cierpienia Palestyńczyków. (…)

„Uznanie jednego horroru nie musi oznaczać minimalizowania innego” 

Karim Kattan, palestyński pisarz urodzony w Jerozolimie. Mieszka we Francji

„Le Monde”, 11 października 2023 r.

Zabieranie głosu jako Palestyńczyk we Francji to dziś ryzykowne zadanie. Nastroje są gorące, a dyskurs medialny i polityczny utknął w martwym punkcie. Czy można zatem w ogóle zostać usłyszanym? Pisząc, boję się narazić na niezrozumienie, nienawiść, oskarżenia o okrucieństwo. A jednak musimy pisać, bo media są dziś pełne wszystkich głosów, prócz naszego.

Mówię „głos”, ale dziś jesteśmy go pozbawieni. Uczucia, które dziś nas poruszają, są intensywne, trudne i sprzeczne. Wymykają się naszym własnym określeniom, bo nie pojawiły się znienacka, ale dojrzewały w długim, powolnym paśmie strachu, oczekiwania i tego, co niewypowiedziane. To wstrząsy, które są nam dobrze znane, ale które dziś przybierają nowe, nieznane formy. (…)

Nawet kiedy uwaga świata, ta kapryśna bogini, zwróci się gdzie indziej, okaleczeni pozostaną okaleczeni, a martwi pozostaną martwi. Skutki przemocy, które dziś tak nas poruszyły, będą trwać, gdy świat już nasyci się naszym wspólnym cierpieniem i znowu nie będzie chciał patrzeć nam w twarz.

Mógłbym porównać liczby po obu stronach, by dowodzić, że po każdej eskalacji przemocy liczba ofiar palestyńskich okazuje się nieproporcjonalna do liczby ofiar izraelskich. Jednak to gra, która budzi mój niesmak. (…)

Jeśli chcemy zrozumieć, co się dziś z nami dzieje, musimy zrozumieć, jak na Palestyńczyka wpływa obraz buldożera burzącego kawałek muru apartheidu czy widok przewróconego czołgu. Zrozumienie tego wcale nie znaczy, że cieszymy się ze zbrodni Hamasu, których wszyscy jesteśmy ofiarą. (…)

Żałoba nie dzieli się na tych, którzy na nią zasługują, i tych, którzy nie zasługują. Możemy mówić: masakry takie, jak te popełnione w Izraelu, to godny potępienia koszmar. Możemy też powiedzieć: Izrael to okrutna kolonialna potęga. (…) Uznanie jednego horroru nie oznacza minimalizowania drugiego. Los mojego kraju i mojego narodu to nie jest gra o sumie zerowej.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com