Nie jest tak, że w ocenie historyków ludzie ci nie mieli żadnych zasług. Zubok uważa, że po inwazji na Czechosłowację właśnie oni zrozumieli, iż możliwości imperium są ograniczone. „Pomimo grożącego »starej gwardii« starczego uwiądu, zdołała ona dokładnie zweryfikować radzieckie interesy i cele polityki zagranicznej. Jednak dokonawszy tego, dalej już nie była w stanie pójść. W poszukiwaniu wyjścia z sytuacji starzejący się liderzy ZSRR wciąż patrzyli wstecz, a nie do przodu i wyjścia nie dostrzegli”.
Strach przed Reaganem
Nie widział go też Andropow, który od 12 listopada 1982 r. oficjalnie przejął stery w partii i w państwie. Ten wieloletni szef KGB stał się symbolem wszechmocy służb. Co prawda, nie stosował już masowych represji i rozstrzeliwań, ale cofnął zmiany, które dokonały się za Chruszczowa. W pełnej inwigilacji społeczeństwa pomagała mu technika, której Beria nie miał. Ponoć wpadł na pomysł, by podsłuchiwać wszystkie telefoniczne rozmowy w Moskwie. Specjaliście mieli jednak mu powiedzieć, że choć technicznie to byłoby wykonalne, to jednak na spisywanie tych rozmów z taśm potrzebny byłby personel większy, niż KGB ma w całym kraju.
Andropow największe zagrożenie widział w Ronaldzie Reaganie i jego antykomunistycznej retoryce. To właśnie wtedy prezydent USA nazwał Związek Radziecki „imperium zła” i ogłosił nowy wyścig zbrojeń. Waszyngton po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce wprowadził sankcje wobec Związku Radzieckiego i namawiał do nich kraje Europy Zachodniej. To zagrażało budowie rurociągów, a więc bezpośrednio finansom Kremla.
W Moskwie bano się Reagana – Andropow widział w nim zwolennika nowej krucjaty Zachodu. Już Breżniew i Ustinow w 1982 r. publicznie zapewniali, że nie zamierzają pierwsi użyć broni jądrowej, a Amerykanie, ignorując to, szykowali się do wojny. Nie była to prawda – Reagan wysyłał pokojowe sygnały, ale zaślepiony Andropow ignorował je. Sytuację pogorszyło zestrzelenie 1 września 1983 r. południowokoreańskiego samolotu pasażerskiego, który obrona radziecka wzięła za amerykański samolot szpiegowski. Zginęło wówczas 269 pasażerów.
Andropow początkowo chciał sprawę wyjaśnić. Był wściekły na tępych wojskowych, którzy spowodowali tragedię, ale Ustinow miał go przekonać, że nikomu nie uda się dojść prawdziwych przyczyn katastrofy. Cały Zachód jednak obwiniał Moskwę za śmierć niewinnych ludzi. Ameryka przodowała w moralnym potępianiu „imperium zła”. W odpowiedzi Andropow – niewychodzący właściwie już ze szpitala i szykujący się na tamten świat – pod koniec września 1983 r. opublikował w „Prawdzie” tekst, w którym oskarżył USA o pozbawioną wszelkich hamulców politykę imperialną, która lada chwila może przekroczyć granicę i przed którą powinien zatrzymać się każdy myślący człowiek.
„Było to uznanie przez Biuro Polityczne i Andropowa, że obecny kryzys w relacjach radziecko-amerykańskich jest największym od czasów kryzysu kubańskiego” – ocenia Zubok.
I choć Reagan wysyłał pojednawcze sygnały, na Kremlu wciąż uważano, że ten prowadzi przeciw Związkowi Radzieckiemu krucjatę. Już po śmierci Andropowa Andriej Gromyko, który spotkał się z prezydentem USA, twierdził, że „faszyzm podnosi głowę w Ameryce”, a Reagan chce zniszczyć obóz socjalistyczny. Wytworzyła się poniekąd śmieszna sytuacja, w której obie strony chciały złagodzenia napięć, ale do tego stopnia nie ufały sobie nawzajem, że tylko eskalowały konflikt.
Andriej Gromyko przemawia w Sztokholmie na konferencji na temat środków budowy zaufania, bezpieczeństwa i rozbrojenia w Europie, 1984 r. RIA Novosti archive, image #404643 / Sizov / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0
Amerykański program zbrojeń wyglądał efektownie w zapowiedziach. W rzeczywistości „gwiezdne wojny” pozostawały kwestią przyszłości. Tego jednak radzieccy przywódcy nie wiedzieli. Wiedzieli natomiast, że nie mają już środków, by odpowiedzieć adekwatnie.
To idzie młodość
Andropow wiedział, że gospodarka ledwo zipie. Jego pomysły czasem przełamywały ideologiczne ramy narzucone przez ludzi takich jak Susłow. Na początku urzędowania ogłosił kilka kampanii społecznych mających na celu zwiększenie dyscypliny w pracy, zwalczanie korupcji i ogólne patriotyczne wzmożenie. Poniósł jednak porażkę, bo nowe pokolenia obywateli radzieckich już nie traktowały serio partyjnych haseł i wezwań. Nawet jego image srogiego kagiebisty nie sprawił, by obywateli ogarnął zapał. Bardziej zajmowały ich kłopoty z zaopatrzeniem.
Andropow nie zreformował Związku Radzieckiego, za to przeszedł do historii jako ten, który namaścił Michaiła Gorbaczowa na przywódcę ZSRR. Znał młodszego towarzysza od dawna i poniekąd przyuczał go do wielkiej polityki. Wiosną 1983 r. wskazał młodego sekretarza ze Stawropolu jako mówcę podczas kolejnej rocznicy Lenina. Ale przyszły twórca pierestrojki nie był jedynym. „Nie można zaprzeczyć, że główną zasługą krótkich rządów Jurija Władimirowicza było pozyskanie dla kierownictwa kraju nowego pokolenia” – uważa Andriej Graczow. Ludzie ci „byli gotowi zerwać z breżniewizmem” i posunąć się dalej niż sam Andropow obarczony brzemieniem dawnych czasów.
Czas młodego pokolenia nie przyszedł od razu – na następcę Andropowa wybrano 70-letniego Konstantina Czernienkę. Dopiero jego śmierć sprawiła, że aparat partyjny dojrzał do pokoleniowej zmiany.
Andropow po śmierci miał więcej szczęścia od swego poprzednika, a także następcy. Jeszcze w 1982 r. imieniem Breżniewa nazwano miasto Nabierieżnyje Czełny, w którym produkowano słynne Kamazy, oraz wiele różnych fabryk. Jednak jeszcze w czasach pierestrojki przywrócono starą nazwę, zaś samego Breżniewa pozbawiono pośmiertnie wielu odznaczeń. Podobnie było z Czernienką. Po śmierci Andropowa przemianowano na jego cześć miasto Rybinsk i choć wkrótce przywrócono starą nazwę, to były szef KGB dalej jednak ma swoje ulice w miastach Rosji z Moskwą na czele. „Za Gorbaczowa i Jelcyna z Jurija Władimirowicza robiono reformatora, za Putina zaś zaczęto podkreślać obraz Andropowa jako władcy z silną ręką. Za każdym razem przeciwstawiano go Breżniewowi, choć przecież należał do jego ekipy, a gdy został gensekiem, był tak samo schorowany jak Breżniew” – pisał z goryczą Sokołow.
Sokołow, pisząc swą książkę 20 lat temu, nie mógł zrozumieć, dlaczego w demokratycznej Rosji czczono człowieka, który prześladował dysydentów i zaostrzał cenzurę. Dziś by się temu już nie dziwił.
Korzystałem m.in. Andrzej Graczow, “Gorbaczow: (Warszawa 2001), Borys Sokołow, “Leonid Breżniew. Zołotaja epocha” (Moskwa 2004), Władisław Zubok, Nieudawszajsja Imperja. Sowietskij Sojuz w chołodnoj wojnie ot Stalina do Gorbaczewa (Moskwa 2011).