Prof. Kiwerska przewidziała wygraną Trumpa. “Euforia po wyborze Harris na kandydatkę była myląca”

Donald Trump (Donald Trump wygrał wybory. Wróżka mówi o kadencji / Fot. REUTERS/Callaghan O’Hare)


Prof. Kiwerska przewidziała wygraną Trumpa. “Euforia po wyborze Harris na kandydatkę była myląca”

Alicja Lehmann


Liczę, że Europa jednak się przestraszy i zadba o swoje bezpieczeństwo oraz o integrację. Łatwo nie będzie, bo mamy konie trojańskie w postaci choćby Victora Orbana – ocenia ekspertka.


Prof. dr hab. Jadwiga Kiwerska z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz Instytutu Zachodniego w Poznaniu specjalizuje się w stosunkach międzynarodowych, szczególnie w polityce zagranicznej USA. Autorka książki “Sojusz w kryzysie. Prezydentura Donalda Trumpa i relacje transatlantyckie”.

Alicja Lehmann: – We wtorek 5 listopada nie miała pani wątpliwości, kto wygra te wybory i bez wahania wskazała Donalda Trumpa. Ta pewność to nie tylko intuicja.

Prof. Jadwiga Kiwerska: – Były ku temu sygnały i to już od dawna.

– Jakie?

– Pierwszy w dniu, w którym Donald Trump opuszczał Biały Dom po wygranych przez Joe Bidena wyborach. Muszę tu dodać, że w amerykańskiej najnowszej historii, gdy prezydenci po skończonej prezydencji, nawet gdy przegrywali reelekcję jak Jimmy Carter, zaszywali się w swoich siedzibach, albo rozpoczynali taką działalność, która nie kolidowała z urzędującą administracją i jej polityką.

Natomiast Donald Trump ani na chwilę nie zaprzestał swojej działalności politycznej. Co więcej, prowadził ją nadal i zagrzewał do boju swoich zwolenników.

Pamiętam go na trawniku przed Białym Domem, gdy wsiadał do helikoptera. Był na wszystkich obrażony, czego najlepszym dowodem było to, że nie wziął udziału w zaprzysiężeniu Joe Bidena. Przed odlotem natomiast rzucił, że do Waszyngtonu wróci i z takim przekonaniem oraz zamiarem odleciał.

A potem nie dawał o sobie zapomnieć. Cały czas był aktywny i zapowiadał, że ponownie będzie ubiegał się o prezydenturę.

Wybory w USA. Ameryka mocno podzielona

– Podobno dzień ogłoszenia wyników wyborów w Ameryce jest pierwszym dniem następnej kampanii wyborczej.

– Trump dokładnie wtedy rozpoczął swoją trzecią kampanię wyborczą, którą właśnie wygrał. Choć był moment, w którym zwątpiłam, czy mu się to uda.

– Początkowo niepewna nominacja Republikanów?

– Nieco wcześniejsze wybory połówkowe w 2022 roku. Trump wspierał wtedy określonych senatorów czy ubiegających się o miejsca w Izbie Reprezentantów. W Partii Republikańskiej już wtedy istniał podział na trumpistów i jego przeciwników. Większość z tych, których poparł, nie weszła do Kongresu.

Trump jednak nie zaprzestał swojej działalności.

I jeszcze silniej zaczął wykorzystywać fakt, że Ameryka jest podzielona.

W końcu polaryzacja doprowadziła do sytuacji, w której albo było się z Trumpem, albo przeciwko niemu.

– Sam jednak tych wyborów nie wygrał.

– W tym, co wydarzyło się 5 listopada, nie bez znaczenia jest to, w jakim kierunku poszła Partia Republikańska. Obserwowałam losy tych Republikanów, którzy starali się odciąć od Trumpa i jego bardzo populistycznej i prawicowej narracji.

To były osoby, które właściwie przegrywały, jak na przykład córka wiceprezydenta Dicka Cheneya czy jeden z polityków, który razem z nią wszedł do słynnej komisji, mającej oceniać zachowanie Trumpa z 6 stycznia 2021 roku. Liz Cheney w wyborach połówkowych w 2022 roku nie została nawet wysunięta przez Partię Republikańską.

I choć z jednej strony popierani przez niego też przegrywali, z drugiej jego wpływy w partii nie malały, a wręcz rosły. Wszystkie fakty i podziały wykorzystywał, aby siebie popularyzować.

A dodatkowo Trump nie miał wyborców, a wyznawców. I praktycznie nie było nic, co spowodowałoby zmianę ich zdania.

W Ameryce wybory tak naprawdę odbywają się co dwa lata. Z taką częstotliwością wymieniana jest 1/3 Senatu, cała Izba Reprezentantów i z tymi wyborami wybiera się też część gubernatorów i prokuratorów stanowych. To są wszystko stanowiska wybierane. W 2022 r. Republikanie nie odbili Senatu, co należy uważać za sukces Partii Demokratycznej, a zwłaszcza urzędującej administracji Bidena, ale zdobyli większość w Izbie Reprezentantów, dość skutecznie blokując następnie niektóre ustawy administracji.

Wyniki wyborów w USA. Republikanie biorą wszystko

Partia Republikańska ma teraz wszystko, włącznie z prezydentem. Nie muszą się już dogadywać z Demokratami.

– A takie dogadywanie było wcześniej możliwe. Proszę pamiętać, że Partia Republikańska, to jest partia Ronalda Reagana, która miała bardzo prawicowy program gospodarczy, czyli jak najmniej państwa. To nie była jednak partia populistyczna, skrajnie prawicowa.

Za Ronalda Reagana, Busha seniora czy nawet Busha juniora na Kapitolu była możliwość dogadania się, negocjacji. Ten silny nacisk Trumpa i skręcenie w stronę trumpizmu spowodowało, że prawie zupełnie znikła możliwość porozumienia.

Przykładem jest choćby batalia o transze pomocy dla Ukrainy, gdzie Izba Reprezentantów albo nie poddawała wniosku pod głosowanie, albo przepadał on w głosowaniu. To trwało niemal sześć miesięcy. 61 miliardów dolarów, z którego się teraz korzysta, jest zapewne ostatnią pomocą finansową USA dla Ukrainy.

Joe Biden był bezsilny, a dla Trumpa było korzystne, jeśli mógł pokazać nieudolność administracji.

Dodatkowo odpowiadało to wielu Amerykanom zupełnie nie zainteresowanym wojną w Ukrainie, odległym kraju, którego najpewniej nie potrafią nawet wskazać na mapie.

Wybory w USA. Poparcie wśród kobiet dla Kamali Harris dużo niższe od spodziewanego

– Co w takim razie z pielęgnowanym przez Republikanów amerykańskim posłannictwem i misją w utrzymaniu demokracji?

– Mówił o tym Ronald Reagan, a dla Trumpa to nie nigdy nie miało znaczenia. I to jest przerażające.

George Bush już za pierwszej prezydentury Trumpa, podczas uroczystości upamiętniających kolejną rocznicę 11 września 2001 roku, w swoim przemówieniu pytał “Co się stało z Ameryką?”.

W tym samym czasie już widoczne były nastroje społeczne. Liberalne media, sporo naszych krajowych mediów również, wiele uwagi poświęcało wtedy słusznemu i szlachetnemu według mnie ruchowi Black Lives Matters czy kampanii Me Too.

Dla białego Amerykanina, mieszkającego gdzieś w pasie biblijnym czy na prowincji, którego żona nie pracuje i pół dnia chodzi w domu w wałkach na głowie, by być piękną, gdy mąż wróci na kolację, te sprawy nie mają znaczenia.

Nagle okazało się jednak, że kobiety chcą jakichś praw. Wielu białych mężczyzn tego się wystraszyło. A nam i liberalnym amerykańskim mediom, wydawało się bardzo naturalne, że kobiety walczą o swoje i pójdą zagłosować.

– Wyniki już pokazują, że nie poszły. Poparcie kobiet dla Kamali Harris jest dużo niższe od spodziewanego.

– Ale poszli ich mężowie i ojcowie. Ten trend też już był widoczny od dawna i dlatego z niemal całkowitą pewnością powiedziałam, że Trump jest na fali i zwycięży.

– Demokraci to wszystko przespali?

– Jestem całym sercem za Joe Bidenem i jestem pełna uznania dla niego i tego, co zrobił. To jest właśnie prezydent amerykański tradycyjnego stylu, z poczuciem posłannictwa misji dziejowej Ameryki, o której mówił choćby Ronald Reagan czy przede wszystkim Woodrow Wilson.

Jednak wystawienie Bidena do walki o drugą kadencję było wielkim błędem Demokratów.

Od momentu wejścia Bidena do Białego Domu w 2021 roku Demokraci powinni przygotowywać nowego kandydata.

To po prostu było niemożliwe, by 82-letni człowiek kolejne cztery lata mógł być prezydentem, a wcześniej przeprowadzić intensywną kampanię wyborczą.

Niewykluczone, że wpływ na takie decyzje miały wybory połówkowe. Zwykle jest tak, że przegrywa je partia urzędującego prezydenta. Tak było za Baracka Obamy czy Billa Clintona. A za Bidena Demokraci obronili Senat, a w Izbie Reprezentantów ta przewaga Republikanów była niewielka. I Partii Demokratycznej wydawało się, że było to zasługą Bidena i trzeba go wspierać. To był błąd.

Po drugie Ameryka poszła w prawą stronę. Głoszone przez Demokratów i ich kandydatkę hasła zaprzeczały tradycyjnemu pojmowaniu rodziny, a te wartości przejęli Republikanie i Trump. Do tego wszystkiego doszła gorsza sytuacja gospodarcza.

Pamiętajmy, że podczas gdy wskaźniki makro USA są dobre, a bezrobocie niskie, nie ma to przełożenia dla przeciętnego Amerykanina. Jemu żyje się gorzej, a obiecujący zadbać o gospodarkę i prezentujący się jako maczo Trump był wyborem, który gwarantował mu bezpieczeństwo.

– Kamala Harris miała jednak bardzo krótką kampanię. Musiała skupić się na czymś, a prawa kobiet wydawały się dobrym i ważnym pomysłem.

– Myląca była też chwilowa euforia, gdy została kandydatką. Ale dużo nie ugrała, bo nawet jeśli zdobyła kilka procent, to pokryło to straty Joe Bidena.

Wyniki wyborów w USA. Trump nie lubi Niemiec

– Co w takim razie wygrana Trumpa oznacza dla świata i Europy?

– Na pewno odejście od poczucia zobowiązania Ameryki wobec świata za bezpieczeństwo, za stabilizację. Zmieni się też traktowanie Unii Europejskiej z partnera czy sojusznika, na konkurenta w wymiarze gospodarczym. To znamy już z pierwszej prezydentury Trumpa – wojny handlowe, które rozpoczął nie tylko z Chinami, ale również z Europą.

Przykładem jest podniesienie ceł na stal i aluminium, a w odpowiedzi Europa podniosła cła na amerykańskie whisky i dżinsy.

Kolejną kwestią jest to, ile sojusznicy łożą na swoje bezpieczeństwo. Tutaj trzeba oddać, że Trump miał rację. Niemiecka gospodarka, najsilniejsza w Europie, na obronę przeznaczała niecałe 1,5 proc. swojego PKB, choć już w 2014 roku na szczycie w Newport, po pierwszej agresji Rosji na Ukrainę, państwa członkowskie NATO zobowiązały się do przeznaczania 2 proc. PKB na cele obronne do 2024 r. My nie mieliśmy z tym problemu, ale byliśmy wśród nielicznych.

Trump miał rację, ale robił to w bardzo konfrontacyjny sposób.

I nawet gdy Europejczycy zaczęli zwiększać swoje nakłady, włącznie z Niemcami, on ostro stawiał sprawę i straszył, że nie będzie bronić Europy. A przecież art. 5 traktatu waszyngtońskiego nie stawia żadnych warunków.

Dodatkowo Trump nie lubi Niemiec i uważa ten kraj za największego konkurenta USA. Mówił zresztą, że Unia Europejska istnieje po to, aby Niemcy czerpały z niej korzyści. I chciał Wspólnotę skłócić.

Donald Tusk napisał, że gdy jako przewodniczący Rady Europejskiej spotkał się z Trumpem, ten zapytał go, jakie będą następne exity. Zresztą gorąco wspierał brexit. To są europejskie doświadczenia z Trumpem, które mogą się powtórzyć.

– Teraz mamy jednak zupełnie inną sytuację. Wtedy nie było wojny w Ukrainie ani na Bliskim Wschodzie, a Korea Północna nie wysyłała żołnierzy Putinowi.

– Tu pojawia się bardzo ważna kwestia przyszłości Ukrainy. Trump nie ukrywa, że nie zamierza pomagać Ukrainie. O Zełenskim mówi, że zachowuje się jak handlowiec, który przyjeżdża i wyciąga rękę po pieniądze. Europy, nawet przy największych chęciach, nie stać na taką pomoc, jaka płynęła z USA. W dodatku nie ma też zgody co do chęci. Wygrana Trumpa dla Ukrainy oznacza dramat.

– Głosy pocieszenia mówią, że Trump myśli o tym, jak zostanie zapamiętany i na pewno nie chce być tym, który doprowadził do wojny światowej. Ponadto podczas pierwszej prezydentury miał ludzi, którzy go hamowali.

– Te głosy zapominają jednak, że w pierwszej prezydenturze Trump myślał o reelekcji i to go zapewne powstrzymywało. Teraz nie ma możliwości kolejnej kadencji, przynajmniej na razie.

Ponadto w jego ówczesnej administracji byli całkiem rozsądni politycy, jak np. generał James Mattis, który był sekretarzem obrony czy generał John Kelly, który był szefem administracji.

Wybory w USA. Skrajnie prawicowy Richard Grenell ma być sekretarzem stanu

– Jego byli wojskowi ostrzegali niedawno przed wygraną Trumpa, mówiąc, że jest bardzo niebezpieczny i wręcz nazywając go “faszystą do szpiku kości”.

– Otóż to, a generałowie odeszli już w trakcie prezydentury Trumpa, bo nie mogli z nim współpracować. Więc kto będzie teraz? Karierowicze albo tacy współpracownicy, którzy w 100 proc. podzielają jego punkt widzenia na prowadzenie polityki, na działanie, na administrowanie państwem. Wtedy Trump miał taki zespół ludzi, którzy próbowali mu się przeciwstawić czy pokazać jakiś inny kierunek.

A teraz proszę spojrzeć, kto jest szykowany na stanowisko sekretarza stanu. Według doniesień ma nim zostać Richard Grenell, który był ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Niemczech, wysłanym przez Trumpa.

Kiedy tam pojechał, zachowywał się, jakby Niemcy dalej były pod okupacją amerykańską. Był nawet pomysł, by Grenella uznać w Niemczech za persona non grata.

To człowiek o skrajnie prawicowych poglądach, który nie krył tego, że w Europie będzie budował front prawicowych, konserwatywnych sił politycznych.

Gdy rozpoczęła się kampania wyborcza przed wyborami w 2020 roku, Grenell wrócił do Stanów i wszedł w skład sztabu wyborczego Trumpa. Ale potem cały czas prowadził polityczną działalność, w której m.in. blisko współpracował z Victorem Orbanem. Taki człowiek na stanowisku sekretarza stanu będzie tragedią. To są zagrożenia, które wiążą się z Trumpem.

– Nie ma żadnego pozytywu?

– Jest jedno “ale”. I paradoksalnie jest nim nieprzewidywalność Donalda Trumpa. Cecha, która u przywódcy światowego mocarstwa jest cechą złą, bo sojusznicy nie wiedzą, na co mogą liczyć i czy ten lider jest wiarygodny. Trump wielokrotnie bowiem poddawał się emocjom i niechęciom, a w nocy pisał coś na twitterze, bo akurat miał przeświadczenie, że to ma znaczenie.

To jest jednak ta iskierka nadziei. Nieprzewidywalność polega na tym, że może to się zmieni i Trump nas pozytywnie zaskoczy. W tym sensie, że nie odejdzie od tych dotychczasowych kolein amerykańskiej polityki i odbudowy sojuszu z państwami europejskimi, wzmocnienia kondycji układu transatlantyckiego.

To jest jednak bardzo ważne, by nie spełniły się czarne scenariusze, w których Stany uznają, że NATO nie jest im do niczego potrzebne. Nie będzie łatwo wystąpić, ponieważ Kongres amerykański zabezpieczył się na taką ewentualność po poprzedniej prezydenturze Trumpa.

Podczas swojej prezydentury Trump groził, że Ameryka wystąpi z NATO. Wprowadzony bezpiecznik zakłada, że wyjście z NATO musi się odbyć za zgodą 2/3 Senatu. Jednak nawet jeśli USA, jako członek NATO, ograniczą finansowanie NATO, to też będzie osłabienie bezpieczeństwa Europy, a Europa nie obroni się sama.

Jest jeszcze iskierka nadziei. Może to wszystko tak zmobilizuje Europę, że zamieni ten amerykański parasol bezpieczeństwa na swoje własne zabezpieczenie.

Wybory w USA. Trump po raz drugi wygrywa z kobietą

– I w tym scenariuszu Polska może wykorzystać swoją pozycję, którą dyplomacja Donalda Tuska, z Radosławem Sikorskim buduje od grudnia 2023 roku.

– My cały czas działamy w kierunku europejskiej niezależności. Ponadto na szczęście obecna władza nie postawiła tylko na jednego kandydata, jak zrobił to poprzedni rząd PiS w 2020 roku. Pamiętamy wycieczkę Andrzeja Dudy i gratulacje dla Bidena jedynie za przeprowadzenie kampanii wyborczej oraz późne gratulacje za wygraną.

Obecny polski rząd od początku nie stawiał się po żadnej ze stron i utrzymywał kontakty oraz podtrzymywał chęć kontynuowania współpracy i z Donaldem Trumpem, i z Kamalą Harris.

Polska ma strategiczne położenie. Po lutym 2022 roku staliśmy się hubem przerzucania sprzętu.

Liczę więc na to, że Europa jednak się przestraszy i zadba o swoje bezpieczeństwo oraz o integrację.

W tym drugim aspekcie jednak łatwo nie będzie, bo mamy konie trojańskie w postaci choćby Victora Orbana.

– To była trzecia kampania i trzecie wybory Donalda Trumpa. W jednych jego kontrkandydatem był mężczyzna, w pozostałych kobiety. Przegrał tylko z mężczyzną. Widzi tu pani coś symbolicznego?

– [śmiech] Myślę, że to raczej przypadek, choć wcale nie wykluczone, że coś może być na rzeczy. Ci biali mężczyźni, w swojej pozycji może poczuli się zagrożeni przewijającymi się kampaniami Me Too, aborcją i takim właśnie docenieniem kobiet, więc z większą werwą poszli głosować na Trumpa.

Swoją drogą wybór Hillary Clinton w 2016 roku też nie był dobrym wyborem. To była wtedy bardzo mocno zgrana karta. I pewnie lepiej by było, gdyby ona wygrała, bo jej polityka była bardziej przewidywalna, jednak reprezentowała to „bagno waszyngtońskie”, które chciał osuszyć Trump.

– A Kamala Harris?

– Ona też była w tym establishmencie,

a w dodatku jest kolorową kobietą.

Jej kampania była jednak za krótka, więcej tam było euforii. Myślę też, że Amerykanie nie zwracają uwagi na to, ile razy Trump zbankrutował i ratowały go pieniądze taty. Widzą w nim natomiast biznesmena, a kto lepiej poprawi gospodarkę, jeśli nie wprawny i bogaty biznesmen. Ameryka znowu będzie silna, gdy będzie miała silnego przywódcę.

Kamala Harris takiego wizerunku nie miała i też nie zdążyła na niego zapracować.

red. Michał Olszewski


Prof. dr hab. Jadwiga Kiwerska Fot. UAM


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com