Czy sa to wspomnienia?

Do zobaczenia w Aszkelonie

WPROST Numer: 29 / 2005 (1181)

Autor:
Henryk Szafir


Przez siedem dni w izraelskim miasteczku nad Morzem Śródziemnym królowała polska piosenka Gdy sekretarz stanu USA William Rogers zmuszał Żydów w latach 70. do oddania Arabom wszystkich terenów zdobytych w wojnie sześciodniowej, Andrzej K., wygnany z Polski podczas antysemickiej nagonki w marcu 1968 r., podjął z kilkoma kolegami próbę porwania amerykańskiego samolotu. W ostatniej chwili został aresztowany przez Szin-Bet.  Na odwrocie zdjęcia z Góry Oliwnej, na którym widzimy Andrzeja K. w panterce z naszywkami sierżanta, jest data: 30 grudnia 1970 r. Następnego dnia studenci z Polski urządzili sylwestra na wzgórzu Har Hacofim. – To było największe pijaństwo w dziejach nowożytnej Jerozolimy – przypomina sobie Natan Erdberg, znany dzisiaj gracz w golfa z USA.

 Bliżej Polski

Były Andrzej K. (dziś nazywa się inaczej, nie chce ujawniać nazwiska) i jeszcze 461 byłych studentów żydowskich z Polski spotkało się w tych dniach w Aszkelonie na piątym już międzynarodowym zlocie Reunion ’68. Nie wszyscy wiedzą, że znakomita większość marcowych żaków nie przyjechała do Izraela. Najpopularniejszym celem emigracji była Skandynawia. – Żeby być bliżej Polski – jak tłumaczyli wtedy ci, którym Dworzec Gdański w Warszawie nie był po drodze. Wielu wyjechało do USA: “Tam nie ma wojny, a poza tym mam wujka na Broadwayu”. Najbardziej gościnna okazała się Australia: “Masz tu 500 hektarów lasu, rób z tym, co chcesz”.

Mimo że wszyscy rozbiegli się po świecie, losy przedstawicieli pokolenia ’68 są do siebie różno-podobne. Przez wiele lat wydawało im się, że Marzec był najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości i dopiero od niedawna przestało im pukać w sercu od płaczących wierzb. Związki z Polską są nadal silne, czasami ambiwalentne, ale już nie dominujące. – Wolę lasy pod Sztokholmem niż lasy pod Augustowem – mówi Wiesiek Kochański, redaktor polskojęzycznej gazety internetowej w Szwecji.
W ciągu siedmiu dni Reunion w izraelskim miasteczku nad Morzem Śródziemnym królowała polska piosenka. Śpiewał nawet Szewach Weiss, którego spotkanie z uczestnikami zlotu okazało się najbardziej pasjonującym punktem programu.
– Ile Żydów jest dzisiaj w Polsce? – zapytał ktoś byłego ambasadora nie najpiękniejszą polszczyzną. – Ile chcesz – zaśmiał się Weiss, mając być może na myśli “nowych” nadwiślańskich Żydów, którzy wyrastają jak grzyby po deszczu.

czytaj wiecej tu … Wprost 2005