Archive | 2025/05/11

Amerykańska administracja w Strefie Gazy? USA i Izrael omawiały taką opcję

Ambasador USA w Izraelu Mike Huckabee trzyma kartkę, która według niego pochodzi od prezydenta USA Donalda Trumpa, podczas wizyty przy Ścianie Płaczu, najświętszym miejscu modlitwy judaizmu, na Starym Mieście w Jerozolimie, 18 kwietnia 2025 r. (Fot. REUTERS/Ronen Zvulun)


Amerykańska administracja w Strefie Gazy? USA i Izrael omawiały taką opcję

Robert Stefanicki


Według źródeł agencji Reuters, Stany Zjednoczone i Izrael dyskutowały nad możliwością, aby Amerykanie przewodzili tymczasowej powojennej administracji Strefy Gazy – jak w Iraku po obaleniu Saddama Husajna.

Wstępne konsultacje na wysokim szczeblu dotyczyły powołania rządu przejściowego kierowanego przez urzędnika USA, który nadzorowałby Gazę do czasu jej zdemilitaryzowania i ustabilizowania oraz “wyłonienia się realnej administracji palestyńskiej”.

To rozwiązanie nie miałoby ram czasowych, wszystko zależałoby od rozwoju sytuacji – powiedziało Reutersowi pięciu informatorów, którzy wypowiadali się pod warunkiem zachowania anonimowości.

Administracja miałaby korzystać z palestyńskich technokratów, ale wykluczony byłby udział Hamasu, który rządził w Gazie przez prawie dwie dekady, mimo ponawianych przez Izrael prób jego zniszczenia. Do zarządu Gazy nie zostałaby również wciągnięta Autonomia Palestyńska, dysponująca ograniczoną władzą na okupowanym Zachodnim Brzegu.

Przyszłość Strefy Gazy. Izrael zakłada okres przejściowy po wojnie

Do wzięcia współodpowiedzialności miałyby zostać zaproszone niesprecyzowane inne kraje. Jednak według źródeł, “dyskusje nie posunęły się do punktu, w którym rozważano by, kto mógłby przejąć główne role”. I w ogóle nie jest jasne, czy uda się osiągnąć jakiekolwiek porozumienie.

W wywiadzie dla kanału Sky News Arabia w kwietniu izraelski minister spraw zagranicznych Gideon Saar powiedział, że wierzy, iż po wojnie nastąpi okres przejściowy, w którym międzynarodowa rada powiernicza, w tym „umiarkowane kraje arabskie”, będzie nadzorować Strefę Gazy, a Palestyńczycy będą działać pod ich kierownictwem.

– Nie chcemy kontrolować życia cywilnego mieszkańców Gazy. Naszym jedynym interesem w Strefie Gazy jest bezpieczeństwo

– powiedział Saar.

Amerykański zarząd Gazy nasuwa skojarzenie z Tymczasową Władzą Koalicyjną w Iraku, ustanowioną przez Waszyngton w 2003 r. po inwazji, która obaliła Saddama Husajna. Pozostawienie na lodzie oficerów armii irackiej, urzędników i miliona członków saddamowskiej Partii Baas było drugim katastrofalnym błędem administracji George’a W. Busha (pierwszy to zmyślenie fałszywego pretekstu do inwazji), który doprowadził do skonsolidowania ruchu oporu przeciwko okupantowi, a w dalszej perspektywie do powstania terrorystycznego ISIS. W 2004 r. Amerykanie, nie potrafiąc powstrzymać rebelii, przekazali władzę tymczasowemu rządowi irackiemu.

Konflikt w Strefie Gazy. Nie ma mowy o suwerenności Palestyny

Gabinet Benjamina Netanjahu zdecydował w niedzielę o rozszerzeniu inwazji na Strefę Gazy, ale ma to nastąpić dopiero po wizycie Donalda Trumpa w regionie w połowie maja. Netanjahu zapowiedział w poniedziałek dalsze masowe przemieszczenia ludności palestyńskiej.

Niektórzy członkowie jego prawicowej koalicji publicznie wzywają do „dobrowolnej” masowej emigracji Palestyńczyków do państw arabskich i budowę osiedli żydowskich w Strefie Gazy. Trump sprzyja temu pomysłowi – w jego wizji nadmorska enklawa po usunięciu ludności palestyńskiej stałaby się turystyczną “riwierą”.

Za zamkniętymi drzwiami izraelscy urzędnicy rozważają też bardziej realistyczne propozycje.

Wśród nich podział terytorium, utworzenie stałych baz wojskowych i ograniczenie odbudowy do wyznaczonych stref bezpieczeństwa

– powiedziały Reutersowi cztery źródła. Nie ma mowy o suwerenności Palestyny i o jakiejkolwiek roli w Strefie Gazy nie tylko dla Hamasu, ale i dla Autonomii Palestyńskiej.

Dramat mieszkańców Strefy Gazy trwa. Kryzys humanitarny w rejonie i brak pomocy

W środę w wyniku izraelskich ataków na Gazę zginęło co najmniej 61 osób. Uwagę zwrócił zwłaszcza ostrzał restauracji przy ulicy Al-Wehda w mieście Gaza, który kosztował życie co najmniej 17 osób.

Prezydent USA Donald Trump rozmawia z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu podczas spotkania, na którym Trump ogłosił rozmowy nuklearne z Iranem, Waszyngton, USA, 7 kwietnia 2025 r. Fot. REUTERS/Kevin Mohatt

– Stoły i krzesła są porozrzucane, a na ziemi widać plamy krwi – relacjonował korespondent Al-Dżaziry. – Na pobliskim skrzyżowaniu ludzie leżeli na ziemi przesiąknięci krwią i poszarpani na strzępy.

Kolejny atak w mieście Gaza zabił 13 osób w szkole Al-Karama w dzielnicy Tuffah. Do tragicznego bilansu doliczono też cztery osoby, których ciała wydobyto spod gruzów zaatakowanej na początku tego tygodnia szkoły, gdzie schronili się przesiedleńcy z obozu dla uchodźców Bureij w centralnej części Gazy. Palestyńska agencja Obrony Cywilnej poinformowała we wtorek, że zginęło tam ponad 30 osób, a dziesiątki zostało rannych.

Komunikat Lekarzy bez Granic podsumowujący bilans nalotów na miasto Gaza z 7 maja mówi o 33 zabitych oraz ponad 170 rannych przywiezionych do szpitali i klinik, w których pracuje ta organizacja.

Dramat mieszkańców Strefy Gazy potęguje izraelska blokada dostaw trwająca od 2 marca. W enklawie nie ma paliwa i żywności.

„Po wydaniu ponad 130 milionów posiłków i wypieku 26 milionów bochenków chleba w ciągu ostatnich 18 miesięcy,

World Central Kitchen nie ma już zapasów do przygotowywania posiłków ani pieczenia chleba w Strefie Gazy”

– poinformowała organizacja w środę w poście na X.

Wojna w Strefie Gazy trwa od października 2023 r., kiedy to Hamas dokonał jednodniowej inwazji na południowy Izrael, zabijając około 1,2 tys. osób, głównie cywilów, i biorąc do niewoli kolejne 251. Izrael nadal nie odzyskał 59 zakładników. Według danych ministerstwa zdrowia Strefy Gazy, w wyniku izraelskiej ofensywy zginęło dotychczas ponad 52 tys. Palestyńczyków.


Red. Alicja Lehmann


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Kanada cuchnąca miłością

Kanada cuchnąca miłością


Andrzej Koraszewski


Kanadyjskie pro-hamasowskie demonstracje (Zrzut z ekranu)

Gdzie jesteśmy? Dokąd idziemy? Instytut MEMRI zajmuje się śledzeniem mediów głównie w muzułmańskich krajach. Niedawno sporządził raport na temat reakcji arabskich publicystów na wprowadzony w Jordanii zakaz działalności Bractwa Muzułmańskiego. Wyłącznie głosy dysydentów gorąco popierających ten krok. Trudno powiedzieć, czy słowo „dysydenci” jest w tym przypadku właściwe. Naczelnego dyrektora saudyjskich kanałów telewizyjnych Al-Arabiya i Al-Hadath trudno nazwać dysydentem, chociaż większość arabskich mediów zdecydowanie nie podziela jego opinii. Mamdouh Al-Muhaini pisze, że Bractwo trzeba wyeliminować tak, jak wyeliminowano nazizm i faszyzm. Ta założona sto lat temu (dokładniej w 1928 roku) ponadnarodowa organizacja, która wykorzystuje religię do szerzenia ekstremistycznych idei i zmierzająca do obalenia władz państwowych w celu ustanowienia kalifatu, ma bardzo wiele cech nazizmu i wyrastała w ścisłej symbiozie z niemieckim nazizmem.

Arabski dziennikarz zastanawia się jakim cudem ta organizacja przetrwała. Rządy arabskich krajów obawiały się konfrontacji i próbowały Bractwo dla różnych celów wykorzystywać.

„Pozwolenie Bractwu Muzułmańskiemu i jego ideologii, członkom i działaniom na niekontrolowany rozkwit od długiego czasu zasadniczo zatruwa społeczeństwo od wewnątrz, podkładając miny ekstremizmu. To niebezpieczna gra. Pobłażliwość wobec grup ekstremistycznych, zawieranie z nimi kompromisów lub próba ich powstrzymania jest jak przebywanie w towarzystwie jadowitego węża. Historia uczy nas, że Bractwo Muzułmańskie często odwracało się od swoich sponsorów w krytycznych, kluczowych momentach…”

Korupcja, klanowość, klasowa pogarda i wyzysk, świadomość pogłębiającego się zacofania to wszystko wzmacniało islamonazistowską ideologię obiecującą rewolucyjną odnowę i podbój świata. Na domiar złego, Bractwo w bardzo wielu krajach arabskich całkowicie zdominowało systemy oświatowe, od przedszkoli do uniwersytetów. Niemal pełna monopolizacja oświaty i silne wpływy w mediach pozwalały na indoktrynowanie społeczeństw muzułmańskich przez pokolenia. To w jednych krajach prowadziło do przejęcia struktur państwowych, a w innych groziło ich obaleniem.

Dziś Bractwo Muzułmańskie jest zakazane w Jordanii, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Egipcie, w Arabii Saudyjskiej, ma natomiast pełną swobodę działania w Turcji i Katarze, w wielu krajach arabskich ma praktycznie monopol na nauczanie. Na Zachodzie najpotężniejsze medium Bractwa Muzułmańskiego, nadająca ze stolicy Kataru Al Dżazira, traktowane jest często jako kompetentne i wiarogodne źródło informacji.    

Credo Bractwa, które widnieje na jego sztandarze brzmi: “Allah jest naszym ideałem, Prorok jest naszym przywódcą, Koran jest naszą konstytucją”. Ci arabscy dziennikarze, którzy zareagowali radością na decyzję jordańskiego rządu, doskonale wiedzą, że ideologia Bractwa odrzuca koncepcję państw narodowych, instytucji demokratycznych, że promuje walkę o podbój świata przez islam. Wiele wskazuje na to, że arabska sekcja BBC jest całkowicie pod wpływem ideologii Bractwa Muzułmańskiego, zaś BBC jako całość nie tylko nie protestuje, ale zaledwie listkami figowymi maskuje fakt, że te idee przeniknęły do całej korporacji. (Doskonałą ilustracją ideologii propagowanej przez arabską sekcję BBC był ich wywiad, a raczej desperacka próba zamknięcia ust zaproszonej tam izraelskiej badaczce Idid Bar: https://www.youtube.com/watch?v=9CmQiGx_6HE.)

Czy nazistowskie idee Bractwa Muzułmańskiego mogły przeniknąć do zachodnich uniwersytetów? Podobnie jak w niemieckim nazizmie antysemityzm był centralnym filarem walki z demokracją, tak samo jest najważniejszym narzędziem walki islamskiego fundamentalizmu z niewiernymi i z  ich „zachodnim zepsuciem”.

Izraelska blogerka Judean Rose pisze o przerażających podobieństwach dzisiejszego uniwersyteckiego motłochu w USA do tego europejskiego w latach mobilizacji morderczego, nazistowskiego barbarzyństwa:

„W 1938 roku Eva G., żydowska studentka Uniwersytetu Wiedeńskiego, wsunęła naszyjnik z Gwiazdą Dawida pod bluzkę, zanim weszła na salę wykładową. Przywitały ją swastyki nabazgrane na ścianach i szepty „Juden raus”. Osiemdziesiąt sześć lat później, w 2024 roku, żydowski student Uniwersytetu Columbia naciąga kaptur na jarmułkę, by przejść obok demonstrantów skandujących ‘Wracajcie do Polski’”.

Judean Rose zauważa coś, na co już wielu innych zwróciło uwagę, że bestialstwo Hamasu 7 października 2023 roku wyzwoliło globalny zachwyt dla morderczego barbarzyństwa. Ten zachwyt przybiera formę antysemityzmu ubranego w pozę morderczej szlachetności, która dostarcza radości zbiorowej nienawiści. Jak przypomina Judean Rose, od tamtej pamiętnej daty w USA, „liczba antysemickich incydentów na amerykańskich kampusach uniwersyteckich wzrosła o 477%. Już sama ta liczba wymaga uwagi. Ale to atmosfera — pełne nienawiści okrzyki i symbole w połączeniu z administracyjną ciszą — sprawia, że przeszłość wydaje się niebezpiecznie bliska.”

Czy może być dla jeszcze trzeźwych Amerykanów pociechą fakt, że w sąsiedniej Kanadzie jest znacznie gorzej? Izraelskie Ministerstwo do Spraw Diaspory opublikowało 6 maja 2025 raport o antysemityzmie, w którym znajdujemy informację, że w Kanadzie liczba zarejestrowanych antyżydowskich incydentów w okresie od 7 października 2023 do końca grudnia 2024 r. wzrosła o 670 procent. W samym Toronto w ciągu roku po 7 października było ponad 1500  propalestyńskich wieców. 

Z pewnym zdumieniem i niedowierzaniem przeczytałem na stronie „Jihad Watch” informację, że lewicowy rząd kanadyjski zapłacił zewnętrznej firmie 128 tysięcy dolarów za monitorowanie kont w mediach społecznościowych pro-izraelskich Kanadyjczyków. Wikipedia i META uważają, że „Jihad Watch” to niewiarygodne źródło. Wikipedia deklaruje to wprost, META pośrednio, utrudniając przekazywanie ich treści. Robert Spencer, założyciel i dyrektor „Jihad Watch”, to obywatel amerykański, chrześcijanin pochodzący z Libanu, doskonale znający historię islamu oraz ideologię i praktyki islamskich fundamentalistów. Jego stosunek do islamskiego ekstremizmu jest jednoznacznie wrogi, zachowuje jednak dziennikarską rzetelność i starannie sprawdza fakty, które są przekazywane przez jego portal. W tym konkretnym przypadku źródłowy link prowadził do strony „Rebel News”, co natychmiast wzbudziło moje podejrzenia. Oni sami przedstawiają się jako kanadyjska grupa, która przeciwstawia się radykalnym pro-hamasowskim zamieszkom i wysyła swoich reporterów na demonstracje w całej Kanadzie. 

Brzmi dobrze, ale jeszcze nie znaczy, że są rzetelni, że w ferworze walki nie ulegają pokusie drobnych przeinaczeń. Piszą i dokumentują, że kanadyjski Departament Dziedzictwa Narodowego zatrudnił człowieka fanatycznie oddanego „palestyńskiej sprawie”, który o Żydach powiedział, że to „rozwrzeszczane worki gówna”. Rządowe zlecenie dla brytyjskiej firmy dotyczyło monitorowania  “prawicowych reakcji na konflikt”. Zleceniobiorca miał dostarczać raportów na temat „ekstremizmu, nienawiści i dezinformacji”. „Rebel News” twierdzi, że ich reporter zdobył dostęp to tych raportów i opisują, że znaleźli tam koncentrację uwagi na organizacjach żydowskich, na influencerach, którzy kwestionowali politykę kanadyjskiego rządu i pisali krytycznie o antysemickich marszach.

Nie mogę tego wszystkiego sprawdzić, ale zarzut, że rząd zatrudnia agentów Hamasu, nie reaguje na skrajnie prawicową islamską propagandę i używa pieniędzy podatników na śledzenie aktywności krytykujących rząd pod paranoicznym pretekstem, że jest to skrajna prawica, brzmi prawdopodobnie i znajomo.    

The Free Press publikuje esej kanadyjskiego naukowca Casey’a Babba, który pisze, że Kanada stała się jednym z najbardziej antysemickich krajów świata zachodniego.

„Podczas gdy wybuch antysemityzmu na Zachodzie obserwowany jest  praktycznie we wszystkich krajach, to w Kanadzie, przemoc i ekstremizm nienawiści do Żydów osiągnęły poziom, jakiego nie doświadczyło wiele innych miejsc na Ziemi.”

Autor eseju przedstawia garść przykładów. Wielbiciele Hamasu pojawili się pod żydowskim domem starców w Ottawie wznosząc po angielsku okrzyki „wracajcie do Europy”, a po arabsku „Chcemy kul i pocisków”. Wielokrotnie zdarzało się, że w dzielnicach zamieszkanych głównie przez Żydów protestujący przebierali się za palestyńskich terrorystów, w tym za Jahję Sinwara, pomysłodawcę zamachów z 7 października. W marcu 2024 r. setki pro-palestyńskich protestujących otoczyło Muzeum Holokaustu w Montrealu, gdzie krzyczeli: „Śmierć Izraelowi” i „Śmierć ŻydomW kwietniu w Winnipeg odbył się wiec popierający Hamas, zaledwie kilka kroków od żydowskiego ośrodka, w którym dzieci uczęszczają do szkoły i żłobka.Na początku tego miesiąca w Montrealu protestujący zostali sfilmowani, jak skandują przez megafony hasło „Wszyscy syjoniści to rasiści” przed szkołą dla uczniów w wieku od 4 do 16 lat z niepełnosprawnością intelektualną i zaburzeniami ze spektrum autyzmu.


Casey Babb przytacza tych przykładów znacznie więcej, pisze, że to nie są protesty, to nie jest krytyka polityki Izraela, „są to wojenne akty agresji mające na celu zastraszenie kanadyjskiej społeczności żydowskiej, zmuszenie jej do milczenia i ostatecznie stłumienie jej obecności publicznej.”

Czasem próbują ukryć kto jest obiektem ich niekłamanej miłości, czasem nie widzą powodów, by to ukrywać.

„W Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej protestujący zebrali się w pierwszą rocznicę masakry z 7 października 2023 r. i zadeklarowali: „Jesteśmy Hezbollahem i jesteśmy Hamasem”, paląc jednocześnie kanadyjską flagę.”

Kanadyjskie władze nie reagują na otwarte poparcie terroryzmu, ani na wrogość do kanadyjskiego państwa, ani wreszcie na wandalizm i jawną przemoc. Zastanawiam się czy autor poprawnie ocenia rozmiary tych demonstracji? Pisze, powołując się na źródła, że w listopadzie 2024 r. około 50 000 studentów i wykładowców z wielu uniwersytetów demonstrowało na terenach swoich uczelni i na ulicach miast, niszczyli mienie, wandalizowali budynki, wznosili hasła „Niech żyje intifada”, jeden z tych demonstrantów powiedział wprost do mikrofonu: „ostateczne rozwiązanie nadchodzi”.

To nie były tylko słowa. Policja udaremniła kilka planowanych zamachów, ale żydowska szkoła w Toront została ostrzelana trzykrotnie,  było kilka strzelanin w żydowskiej szkole w Montrealupodpalono synagogę w Montrealupodpalono inną synagogę  nieopodal tego miasta, swastyki malowane na żydowskich domach, palenie izraelskich flag, niszczenie afiszy wyborczych podejrzanych o żydowskość kandydatów. 

Autor pisze, że to, co dzieje się w Kanadzie, nie jest oddolnym, spontanicznym wyrazem solidarności z Palestyńczykami, chociaż tak przedstawia to prasa.

„To zorganizowany wysiłek, aby znormalizować podżeganie antysemickie pod przykrywką aktywizmu politycznego. Co więcej zmierza to wyraźnie do pogromów, które zazwyczaj zaczynały się od „tolerowanego podżegania, bezkarności tłumów i niechęci władz do zdecydowanych działań z obawy przed politycznymi reperkusjami”.

Palestyńskie kefije stały się modne, są wszechobecne, informują o narastającej zbiorowej miłości do barbarzyństwa i nazistowskiej ideologii, miłości skrywanej pod płaszczykiem ociekającego fałszem współczucia.  

Czy władze są zastraszone, czy podzielają te nowe namiętności? Do politycznego establishmentu przeniknęło wielu zwolenników tej ideologii, inni są tylko postępowi, a jeszcze inni tylko zastraszeni i niezdecydowani.   

Wątpliwe, czy w Kanadzie istnieje jeszcze jakaś siła zdolna to zatrzymać. 

Polska jest dziś spokojna jak lej po bombie, chociaż mamy już na uniwersytetach nauczycieli przekazujących studentom miłość do ideologii Bractwa Muzułmańskiego, wspierających się autorytetami ONZ i jego trybunałów, nasze media ochoczo powielają propagandę Hamasu i Al Dżaziry, ale nadal jesteśmy daleko w tyle. Inne kraje europejskie wydają się iść śladami Kanady. Informacji o stosunku arabskich dysydentów do ideologii Bractwa Muzułmańskiego w polskich mediach nie zauważyłem. Kanada cuchnie miłością do tej ideologii, u nas czuć dopiero paskudny smrodek.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The BBC Documentary That Paints Every Israeli as an Extremist

The BBC Documentary That Paints Every Israeli as an Extremist

Rachel O’Donoghue


The Jewish community of Beit El in Judea and Samaria. Photo: Yaakov via Wikimedia Commons.

Louis Theroux first visited the West Bank in 2011 to film a documentary titled Louis and the Ultra-Zionists, part of his long-running series for the BBC. Back then, he at least seemed to possess a trace of journalistic curiosity. Even the title signaled a degree of editorial caution — framing his subjects as a small, ideological fringe rather than representative of Israeli society as a whole.

At the time, Theroux made an effort to clarify that he was profiling a narrow segment of Israelis. He showed legally purchased Jewish homes (sold by Arab landowners, no less) and acknowledged the regular — and at times deadly — terror attacks faced by Israeli civilians living in the area, often requiring military protection. There was condescension, certainly. But there was also context.

Fast-forward to 2024, and the curiosity is gone — though the bemused, slightly smug expression remains. His new BBC documentary, Louis and the Settlers, drops even the soft qualifiers. No “ultra.” No nuance. Just “settlers.” And with that, Theroux makes it clear: half a million Israelis living in the West Bank are one and the same — extremists who, we’re told, want every last Palestinian removed from the land.

This time, the documentary doesn’t begin with questions. It begins with conclusions. And Theroux uses a brief, unrepresentative snapshot of life in the West Bank to draw sweeping indictments of the entire Israeli state.

The message is unmistakable: Israel is the problem. Settlers are the villains. And Palestinians are passive, blameless victims of a colonial project.

Within the opening minutes, Theroux plants his ideological flag. He refers to the West Bank as “Palestinian territory” and describes every Israeli community within it as illegal under international law — a sharp departure from his more qualified approach 14 years earlier.

And while his personal views seep in throughout the film, they become crystal clear during one exchange at a checkpoint, where an Israeli soldier casually refers to their location as “Israel.” Theroux shoots back: “We’re not in Israel, are we?”

And just like that, the BBC and Louis Theroux have redrawn Israel’s borders. No Knesset debate needed. 

Erasing History to Blame the Massacre

The timing of this return trip is no accident. The film comes in the shadow of the October 7 Hamas massacres — the day 1,200 Israelis were slaughtered, families were burned alive in their homes, and children were dragged into Gaza. And yet, Theroux barely mentions it.

The few passing references to October 7 serve not to inform the audience — but to imply that Israel may be exploiting its own dead to justify further expansion. It’s not an investigation. It’s an accusation. And it allows him to skip over thousands of years of Jewish history in order to frame the current war in Gaza as a convenient cover story for Israeli “aggression.”

Take Hebron, for example. Theroux tells viewers that “in 1968, the year after [the West Bank] was occupied by Israel, a community of Jewish settlers moved in illegally. They now number some 700.” He fails to mention that in 1895 — decades before the modern state of Israel existed — Hebron had a Jewish population of 1,429.

Jews have lived in Hebron since antiquity — it’s where, according to Jewish tradition, Abraham purchased the Cave of the Patriarchs. Modern records date the community back centuries, despite discrimination under Ottoman rule and bans on Jewish prayer at holy sites. In 1929, Arab rioters carried out a massacre, wiping out Hebron’s Jewish population. Dozens were murdered; the rest were expelled. Under Jordanian rule from 1948 to 1967, Jews were banned from the city entirely. When they returned after the Six-Day War — not as colonists, but as a displaced community coming home — Theroux picks up the story there and calls it “illegal.”

On the Six-Day War itself, Theroux offers no context. No mention of the Arab armies preparing to destroy Israel. No mention of Israel’s preemptive strike against an existential threat.

According to The Settlers, Israel simply “occupied” — full stop.

Palestinian Terrorism? Not Even a Footnote.

Theroux visits Evyatar, a small Jewish community near the Palestinian town of Beita, and uses it as a stand-in for the entire West Bank. Beita is depicted as a symbol of peaceful resistance: a proud, ancient Palestinian village standing firm against violent settlers backed by IDF soldiers.

It’s a neat story. Too neat. Because missing from the story are years of organized, violent riots from Beita — complete with Molotov cocktails, burning Stars of David, and Nazi swastikas. All carefully omitted to preserve the narrative: Palestinians peaceful, settlers aggressive. Facts that don’t fit? Left on the cutting room floor.

Meanwhile, Israeli nationalism is treated as something sinister and unsettling — a moral aberration to be examined. The notion that Jews might want sovereignty or security is met with thinly veiled suspicion. Yet Hamas’ goal of a Jew-free Palestine, explicitly laid out in its charter, is never mentioned. Nor is the Palestinian Authority’s “pay-for-slay” policy, which literally incentivizes terrorism by rewarding those who murder Israelis — including women and children.

These aren’t fringe details. They’re central to understanding the region. And Theroux knows it. He just doesn’t care.

The BBC’s Complicity

That The Settlers aired on the BBC — a publicly funded broadcaster once seen as a gold standard of global journalism — says plenty. Not just about Louis Theroux’s agenda, but about the institutional direction of the BBC itself. This wasn’t a rogue filmmaker sneaking bias past the editors. This was bias built into the foundation — signed off, packaged, and broadcast under the banner of credibility.

There is, of course, no problem with scrutinizing Israeli policy, and no issue with questioning the settlement enterprise or highlighting the tensions in the West Bank. But journalism — real journalism — demands context. It demands precision. It demands at least a passing familiarity with the full scope of the story.

Theroux offers none of that. He arrives with a predetermined script and casts his roles accordingly: Hero. Villain. Victim. Oppressor. And when reality refuses to cooperate? It’s left out.

Louis Theroux didn’t return to Israel to understand it. He returned to flatten it. To reduce its complexity to a morality play — and to ensure everyone knows the antagonist is.


The Settlers isn’t a documentary. It’s a hit piece. And the BBC handed him the camera — then applauded the performance.


The author is a contributor to HonestReporting, a Jerusalem-based media watchdog with a focus on antisemitism and anti-Israel bias — where a version of this article first appeared.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com