Archive | 2024/06/16

Zbiorowe traumy, prywatne obowiązki

Joanna Tokarska-Bakir


Zbiorowe traumy, prywatne obowiązki

Joanna Tokarska-Bakir


Proponowane przez Bienenstock etyczno-polityczne umocowanie obowiązku pamięci koncentruje się na tym, co bolesne i dlatego wypierane. W pierwszym rzędzie uwzględnia się tu krzywdę zadaną przez państwo własnym obywatelom.

W roku 2000 Paul Ricoeur wypowiedział wątpliwość nienową, ale nigdy dotąd tak systematycznie niewyartykułowaną: czy rzeczywiście istnieje obowiązek pamiętania?, czego dotyczy?, czyj to obowiązek?, kto i komu może go narzucić? Ricoeurowska odpowiedź na te pytania wywołała kontrowersje, które odbiły się echem także w Polsce2, choć wówczas nikt nie rozumiał jej kontekstu. Interpretowano ją – wbrew autorowi – jako głos przeciwko „kultowi Auschwitz”, przeciwko tym, którzy „wciąż piszą i mówią o Szoa”3. Wpisywano ją zarówno w narastające radykalizmy, jak i w rozsądne próby poszerzenia dyskursu traumy tak, by objąć nim nie tylko Zagładę, ale także doświadczenia innych ludobójstw4. W niniejszym artykule, pisanym z intencją krytyczną wobec instrumentalizowania traum zbiorowych, chciałabym przypomnieć argumenty Ricoeura, a także głos jego krytyków – przede wszystkim Jacques’a Le Goffa zaniepokojonego możliwością przechwycenia debaty przez rewizjonistów i negacjonistów5. Mam nadzieję, że porównanie francuskiej dyskusji o sposobie upamiętniania traum zbiorowych z polskimi doświadczeniami polityki historycznej ostatniej dekady uwydatni te elementy sporu o pamięć, w Polsce wciąż niewystarczająco widoczne.

Ricoeur rozpoczął od wskazania, że nakaz: „Będziesz pamiętał”, naśladujący żydowskie przykazanie pamięci zahor, stanowi formę czasu przyszłego, choć samo pamiętanie dotyczy przeszłości. Czy można nakazać przypominanie sobie, które – podobnie jak związany z nim patos doświadczenia – jest ze swojej natury spontaniczne? Wezwanie do pamiętania może maskować pokusę, by pamięć budowana ideologicznie, czyli „od góry”, wyręczyła historyków mozolących się nad jej rekonstrukcją „od dołu”, czyli od strony prawdy („une revindication de la mémoire contre l’histoire”6). Poza tym nakaz: „Będziesz pamiętał”, oznacza też: „Nie zapomnisz”, co w Nietzscheańskiej krytyce historyzmu – przestrzegającej zasady, że wschodzi tylko to ziarno, które wcześniej obumrze – stanowi formę ostrzeżenia przed zbyt płytką asymilacją przeszłości7. W konkluzji Ricoeur proponuje zmianę języka: zamiast devoir powinniśmy propagować travail de mémoir, zastępując „obowiązek” swobodniejszą „pracą pamięci”8.

Jedna z ważnych krytyczek Ricoeura, filozofka Myriam Bienenstock, uważa propozycję travail zamiast devoir de mémoir za niesatysfakcjonującą. Jej zdaniem Ricoeur, bardzo popularny zarówno we Francji, jak i poza nią, co wyraża się w fakcie, że jego konkluzja bywa dziś przywoływana w niemal każdej dyskusji na temat obowiązku pamiętania, za jej pomocą mimowolnie dokonał legitymizacji postaw niemających z obowiązkiem nic wspólnego. „Czy książka Ricoeura przynajmniej częściowo nie ponosi odpowiedzialności za niechęć, z jaką większość intelektualistów odnosi się [dziś] do wyrażenia devoir de mémoire?”9 – pyta. Ricoeur:

Większość była gapiami

Budując obraz poglądów filozofa, dość jednostronnie referowanych przez Bienenstock, polski czytelnik winien uwzględnić obszerny autokomentarz w wywiadzie, którego Paul Ricoeur udzielił Jackowi Żakowskiemu w roku 200110. Rozpoczyna się on od ostrego potępienia manipulacji pamięcią, „złego używania przeszłości” pod rządami nazimu i bolszewizmu: Naziści i bolszewicy zmuszali do »zapomnienia«. Zakazując pamiętania prawdy o innej rzeczywistości i wymuszając zachowania, które ludzie sami chcą jak najszybciej zapomnieć. Nie chcemy pamiętać swoich złych zachowań. Nie chcemy pamiętać, że nie reagowaliśmy, że nie mówiliśmy prawdy, że nie pomogliśmy współobywatelom, których prześladowano, że nie zachowaliśmy się szlachetnie. Usuwamy z pamięci wszystkie zdarzenia, w których udziału moglibyśmy się wstydzić. (…) A to oznacza, że z najbardziej wstydliwych doświadczeń mogłaby nie płynąć żadna nauka na przyszłość. Dlatego z takim naciskiem mówię o obowiązku pamięci.

Ważna jest edukacja ukazująca również racje, motywy, pamięć innych uczestników konfliktu. A poza edukacją potrzebna jest publiczna dyskusja – zbiorowe rozważanie alternatywnych scenariuszy historii, konfrontowanie pamięci różnych stron konfliktu, upamiętnianie tragicznych wydarzeń. I ważna jest żałoba. Nie tylko bierny żal, ale aktywna żałoba po tych, których straciliśmy, po tych, których wykluczyliśmy, i po tym, co bezpowrotnie zostało stracone. To wszystko razem buduje pojednanie i chroni przed recydywą.

W Ricoeurowskiej wykładni „historii jako nauczycielki życia” pamięć stanowi zatem profilaktykę przeciw powtarzaniu starych błędów. Zapobiega ona powstaniu „pamięci zakłamanej, instrumentalnej, posługującej się zapomnieniem, żeby uniknąć wstydu”. Na krótką metę przynosi ono być może ulgę, ale na dłuższą – „boli i jątrzy”. Dzieje się tak, ponieważ wypieranie aktywizuje „duchy przeszłości”: Duch to taka istota, która nie ma swojego miejsca w przestrzeni ani w czasie. Duchy krążą wokół nas, ale nasza pamięć może je ulokować w czasie, może je zepchnąć w przeszłość. A jeżeli nie damy im miejsca w przeszłości, objawią się w przyszłości. Dlatego musimy przywrócić przeszłości jej miejsce.

„Przywrócenie miejsca” nie oznacza „szybkich publicznych sądów nad historią”; Ricoeur dystansuje się tu zarówno od pośpiechu, jak i od medialnego zgiełku. Chodzi o głębokie zrozumienie, dlaczego zaszło to, co nas spotkało. Dlaczego tak się zachowywaliśmy? Jak zdołaliśmy przetrwać? Trzeba to zrozumieć. Nie chodzi o zatruwanie przyszłości poszukiwaniem winnych. Oczywiście zbrodniarze muszą być ukarani, ale sprawców – podobnie jak ofiar – było stosunkowo niewielu. Większość z nas była tylko gapiami. (…) Rola gapiów nie jest jednak obojętna. Każdy z nich jest jakoś zaangażowany w to, czemu się przygląda. Nawet najbierniejsi świadkowie mają swój udział w zdarzeniu.

Ricoeur protestuje jednak przeciwko konkretyzacji tej odpowiedzialności:
[pytanie Jacka Żakowskiego] –A czuje się Pan odpowiedzialny za to, co się działo we Francji i w Europie w ostatnim stuleciu?
[Paul Ricoeur] W coraz mniejszym stopniu.
Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że w dużej mierze odrzucam tę kulturę winy, to targowisko win, które teraz tak gwałtownie rośnie. Nie podoba mi się moda na poczucie winy, która narasta w zachodniej kulturze. Jest w tym coś niepokojącego. (…) niech mi pan teraz pozwoli wrócić do pańskiego pytania, co my, chrześcijanie i Europejczycy, powinniśmy robić, dostając taki spadek. Myślę, że przede wszystkim nie wolno go ukrywać. Wszystko musi być jasno nazwane i wypowiedziane. Ale też nie powinniśmy się wciąż samooskarżać. To nas zaprowadzi donikąd. Państwa, instytucje i pojedynczy ludzie mogą przyjmować na siebie winy, przepraszać się nawzajem, wypłacać sobie odszkodowania za wyrządzone krzywdy. Społeczeństwa potrzebują tylko prawdy i czasu. Bardzo dużo czasu i dużo cierpliwości, bo nienawiść narodów trwa dużo dłużej niż nienawiść pojedynczych ludzi.

W powyższych wypowiedziach rysuje się więc niejednolite stanowisko filozoficzne, zgodnie z którym manipulacje pamięcią przypisane są głównie reżimom totalitarnym („nazizm i bolszewizm”) oraz nieprzezwyciężonym ludzkim skłonnościom (wypieranie zdarzeń wstydliwych). Na temat politycznych nadużyć pamięci dokonywanych przez państwa demokratyczne i w ich w obrębie filozof nie wypowiada się inaczej, niż krytykując współczesną zachodnią „kulturę winy”11. Jako lekarstwo na możliwość recydywy przeszłości Ricoeur zaleca edukację, ale nie wiadomo, kto miałby decydować o jej profilu, skoro wykluczone zostaje „dekretowanie” obowiązku pamięci przez historyków: praca naukowa nie może być podporządkowana konieczności tworzenia autorytatywnych konkluzji. Zadaniem prawdziwej nauki jest poszukiwanie prawdy, a nie jej dekretowanie. (…) historyk wie, że żadne polityczne działanie nie odbywa się w próżni. Każdy polityczny zbrodniarz dzieli odpowiedzialność nie tylko z innymi sprawcami, ale też z tymi, którzy się przyglądali – życzliwie, strachliwie albo obojętnie – i nie sposób jest definitywnie tę odpowiedzialność podzielić. Opierając się na swoich standardach zawodowych, mogą tę winę podzielić sędziowie, prokuratorzy, nawet dziennikarze. Natomiast nie można tego zrobić w zgodzie z akademickimi standardami nauk historycznych.

O genealogii powinności

Zgadzając się z filozofem w wielu punktach, w innych Myriam Bienenstock pozostaje wobec niego krytyczna. Analizując źródłosłów devoir de mémoire, zwraca uwagę na bliskość francuskiego dette z łacińskim czasownikiem debere (od de-habere: debito, debitum, „powinność” lub „dług”). Obowiązek pamięci można by więc przekładać jako swoiste zadłużenie wobec przeszłości. Byłoby to zgodne z sugestią Fryderyka Nietzschego wyrażoną w Z genealogii moralności, że Schuld – wina / powinność – pochodzi od długu (Schulden)12. Ricoeur, dla którego inspiracja Nietzscheańska była niezmiernie ważna, podkreśla, że idea Schuld jako Schulden, powinności jako długu, nie ogranicza się do winy, lecz przede wszystkim wiąże się z dziedzictwem. Bienenstock rekapituluje to następująco: „jesteśmy zadłużeni u naszych poprzedników, bowiem zawdzięczamy im dużą część naszej tożsamości. Zawdzięczamy im to, co posiadamy. A zatem obowiązek lub dług pamięci nie tylko zobowiązuje nas do chronienia materialnych, zapisanych śladów przeszłości. Nakazuje nam także (…) utrzymywać żywą świadomość naszego zadłużenia”13. Pod tym warunkiem jesteśmy sami usprawiedliwieni, możemy sami być sprawiedliwi i uczestniczyć w wymierzaniu sprawiedliwości: osądzać i karać niesprawiedliwych.

Wśród ważnych interlokutorów Ricoeura, których wskazuje Bienenstock, pierwszym jest Vladimir Jankelevitch, autor słynnego studium Pardonner? z roku 197114. Jego głos często pojawia się w kontekście pytania o to, czy istnieją zbrodnie niewybaczalne. Niekiedy wiąże się to z deformacją jego stanowiska, Jankelevitch bowiem wypowiadał się nie tyle na temat porównywalności zbrodni (co sugerowali dyskutanci), ile na temat wstępnych warunków przebaczenia. Le pardon? Mais nous ont-ils jamais demandé pardon? (Przebaczenie? Czy kiedykolwiek ktoś nas o nie poprosił?)15. Paul Ricoeur, zachowujący dystans wobec Jankelevitcha, a nawet – w duchu apologii powszechnego przebaczenia – oskarżający go o „niezdolność do miłości absolutnej” (notre incapacité à aimer absolument)16 niewiele poświęca uwagi temu dość zasadniczemu zastrzeżeniu. U Ricoeura akt wybaczenia działa na podobieństwo opus operatum uruchamianego mocą samej tylko skruchy sprawcy, z pominięciem zarówno osoby skrzywdzonej, jak i ewentualnego zadośćuczynienia. Niejasna jest też osoba szafarza przebaczenia. Jak pisze polski krytyk Ricoeura, metafizyka do tego stopnia podporządkowuje tu sobie dyskurs filozoficzny, że ulegają zatarciu różnice pomiędzy skrzywdzonym i krzywdzicielem: Wyznanie win oznacza zstąpienie w samą głębię własnej tożsamości oraz uznanie się za faktycznego sprawcę swoich czynów gotowego wziąć za nie odpowiedzialność. W odpowiedzi napotyka ono uroczyste, rozbrzmiewające z wyżyn stwierdzenie: »istnieje wybaczenie«, które ma moc odwracania tego, co wydaje się nieodwracalne. Łatwo zauważyć, że wybaczenie jest traktowane przez Ricoeura jako swego rodzaju oderwana i niezależna od stron wymiany siła o pochodzeniu – chciałoby się rzec – nie z tego świata, która w jakiś sposób udziela się dającym i otrzymującym je osobom. Albowiem hymn nie musi mówić, kto i komu wybacza17.

Perspektywa pamięci i jej uchylenie przez Nietzschego

Ricoeur zarysowuje perspektywę „pamięci chorej” (une mémoire malade), która przez „pracę historii” (le travail d’histoire) zostaje uleczona, stając się pamięcią wolną od dolegliwości, szczęśliwą (mémoire hereuse)18. W tym obrazie znów powraca pastoralna metafora Nietzschego: Popatrz na stado, które pasie się opodal: nie zna ono wczoraj ani dzisiaj, hasa, żre, odpoczywa, trawi, znowu hasa, i tak od rana do nocy i dzień po dniu, z zachciankami i niechęciami krótko uwiązanymi u kołka chwili, i dlatego wolne od melancholii i znużenia. Człowiekowi ciężko na to patrzeć, gdyż pyszni się przed zwierzętami swym człowieczeństwem, a zarazem zazdrości im szczęścia – jedynym jego pragnieniem bowiem jest na wzór zwierzęcia nie zaznawać przesytu ani cierpień, a przecież daremne to pragnienie, bo zarazem człowiek nie chce być jak zwierzę. Zwraca się do zwierzęcia z pytaniem: Dlaczego nie mówisz mi o swym szczęściu i tylko na mnie patrzysz? Zwierzę chciałoby odpowiedzieć i rzec: Bierze się to stąd, że zawsze zapominam, co chcę powiedzieć – ale tymczasem zapomniało już odpowiedzi i milczy, a człowiek się dziwi. Dziwi się także samemu sobie, że nie umie nauczyć się zapominania i wciąż ogląda się na przeszłość (…)19.

Zdaniem Bienenstock Ricoeurowska lektura Nietzschego rzekomo zrównującego szczęście z zapomnieniem jest błędna, bowiem obraz pasącego się stada stanowi zaledwie punkt wyjścia rozważań filozofa. Stado podlega procesowi przeobrażającemu je w odpopoliwiedzialne ludzkie istoty, procesowi, w którym pamięć odgrywa równie ważną rolę jak zapomnienie. Tekst, pełen retorycznej przesady, graniczącej z zakwestionowaniem pracy historycznej w ogóle, skierowany był przeciwko „gwałtownej gorączce historycznej”, która w tym okresie trawiła Niemcy, a która w filozoficznej perspektywie wiązała się z działalnością Eduarda von Hartmanna i Heglowską filozofią historii. Nietzsche zarzucał im produkowanie wyrażającej się w rozwiniętym zmyśle historycznym specyficznej „hipertrofii cnoty”, która w równym stopniu jak „hipertrofia występku” może poprowadzić wspólnotę na manowce.

W swojej krytyce Nietzschego Ricoeur posługiwał się trzema kategoriami analitycznymi: pamięci zablokowanej, pamięci zmanipulowanej i pamięci zobligowanej (mémoire empêchée, manipulée, obligée), w której podwaja się skorelowane z nią zapomnienie. Jego kulminację stanowi „amnezja na zamówienie”20. Mimo że filozof akcentuje różnicę pamięci i historii, sugeruje też niejasno, że historia rodzi się w łonie pamięci (la matrice de l’histoire)21. Właśnie tę tezę zarówno Bienenstock, jak i historycy spod znaku Faire de l‘histoire22 uznali za „potencjalnie ryzykowną”23.

Sprzeciw Le Goffa

Największy ich sprzeciw wywołało jednak częste u Ricoeura utożsamianie kategorii indywidualnych i zbiorowych. Aby ten rozległy temat ograniczyć do jednej autorytatywnej wypowiedzi, filozofka oddaje tu głos historykowi Jacques’owi Le Goffowi. W głośnym wywiadzie dla „Le Point”, ogłoszonym krótko po publikacji książki Ricoeura, wybitny mediewista zwracał uwagę, że to, co jest prawdziwe na poziomie indywidualnym, niekoniecznie musi być takie na poziomie zbiorowym24. W swojej pracy historyk często spotyka się z „traumatyzmami” (traumatismes) i właśnie przy tej okazji musi szczególnie uważać, by nie pomylić historii z pamięcią: Ta druga jest funkcją indywidualną, podczas gdy historia oznacza pracę naukową. Historyk powinien oddzielić się od namiętności związanych z pamięcią, która skądinąd jest konieczna, bo amnezja rodzi patologie. Mediewista nie miewa tego typu problemów. Para pamięć-historia należy do naszej teraźniejszości i jej pojawienie się natychmiast wywołuje na wokandę pojęcie prawdy25.

Ubolewam – pisze dalej historyk, rozwijając ów wątek prawdy – że pewne postawy, mniej lub bardziej filozoficzne, wymazują to pojęcie z historycznego fachu. (…) Niewątpliwie historiografia składa się z interpretacji, dopuszczając, by tak rzec, wielość prawd. Gdyby jednak historyk nie aspirował do prawdy, która stanowi horyzont jego badania i [przyświecającą mu] cnotę moralną, otworzyłby wrota wszelkiemu wyobrażalnemu ekscesowi. Na prawdę składa się w istocie przeciwdziałanie zapomnieniu, które jest zasadniczo selektywne. Dlatego też obowiązek pamiętania dotyczy szczególnie tego, co bolesne.

Bienenstock zwraca uwagę, że Le Goff, sam niepraktykujący katolik, odwołuje się tu do inspiracji religijnej: „Jestem zwolennikiem skruchy, po której następuje przebaczenie”. I aby nie było niedomówień: „W tej kwestii niezupełnie zgadzam się z tym, co Paul Ricouer zaproponował w swojej ostatniej książce”. Nie chcąc zaostrzać polemiki, Le Goff różnicę zdań przypisuje własnemu wychowaniu katolickiemu, tudzież protestanckiej formacji Ricoeura. Dodaje jednak stanowczo: Uważam za pozytywne, że pewne osoby i instytucje wyraziły skruchę: czy jakieś 20 lat temu byłoby wyobrażalne, aby Kościół prosił o przebaczenie za Inkwizycję, za antysemityzm, a nawet, ku mojej radości, za krucjaty, które w mojej opinii były błędem, nawet zbrodnią? (…) Ścieżki historii pełne są strasznych epizodów. Kaci nazistowscy, tortury w Algierii, Pinochet, to wszystko pojawia się w świadomości. Dzięki uczciwej i odważnej kulturze pamięci musimy to wszystko wyjaśnić i wyciągnąć konsekwencje. Tak więc jestem optymistą. Są rzeczy, ktorych dziś już nie można więcej zrobić lub powiedzieć. Wierzę w XXI w.

Zobowiązanie pamięci: polityczne zamiast religijnego

Myriam Bienenstock – patrząca z perpektywy dekady, która upłynęła od chwili, gdy Jacques Le Goff napisał te słowa – znajduje znacznie mniej powodów do optymizmu. W kwestii obowiązku pamięci sympatyzująca z Le Goffem filozofka przeciwna jest ograniczaniu go do religijnej sekwencji „skrucha – spowiedź – przebaczenie”. Nie chodzi jej o to, że obowiązki religijne są pozbawione znaczenia, lecz że nie obejmują wszystkich Francuzów (studium ogranicza się do Francji). Podobny kłopot dotyczy w jej przekonaniu moralnego, zbyt mało uniwersalnego ujęcia obowiązku pamięci26.

Dlatego też, zamiast wzorem Ricoeura szukać uzasadnienia dla obowiązku pamięci w czysto Kantowskich kategoriach indywidualno-moralnych, Bienenstock odnajduje je w tym, co za Heglem definiuje jako obowiązek obywatelski, obowiązek par excellence polityczny tyczny. Sytuuje go w wymiarze etycznym, w Heglowskiej wspólnotowej Sittlichkeit, czyli zbiorowej etyczności odróżnianej od indywidualnej Moralität27. Jej zdaniem to właśnie Hegel (w Zasadach filozofii prawa i Wykładach z filozofii dziejów) najbardziej przekonująco związał to, co etyczne, z tym, co historyczne. Uczynił to za pośrednictwem zobowiązania politycznego, obejmującego wszystkich obywateli. „Obowiązek pamiętania (…) różni się w zależności od kraju / państwa, którego dotyczy. Prowadzi on do różnych zobowiązań”28.

I tak np. we Francji jeśli chodzi o II wojnę światową, powinno się, zdaniem Bienenstock, pielęgnować przede wszystkim pamięć o tych, którzy zostali wykluczeni lub zdradzeni przez swoje własne państwo. Dlatego autorka pochwala nie tylko francuskie śledztwo w sprawie Maurice’a Papona, francuskiego kolaboranta w czasach nazistowskich, ale także ceremonie upamiętniające rafle du Vel’d’Hiv’– masowe aresztowania 16 i 17 lipca 1942 r. zakończone deportacją wielu tysięcy francuskich Żydów. W odróżnieniu od Ricoeura, który nie doceniał gestu politycznych przeprosin, uważa je ona za ważne i pełne znaczenia znaki pamięci. W podobnym sformułowaniu można się zresztą dopatrzyć nawiązań do lieu de memoire – miejsca pamięci Pierre’a Nory, definiowanego jako punkt przejścia pomiędzy „wiekiem pamięci a wiekiem historii, pomiędzy historią totemiczną a historią krytyczną”29.

Inna polityczność, inny obowiązek

Proponowane przez Bienenstock etyczno-polityczne umocowanie obowiązku pamięci koncentruje się na tym, co bolesne i dlatego wypierane. W pierwszym rzędzie uwzględnia się tu krzywdę zadaną przez państwo własnym obywatelom. Rozszerzając proponowane przez Le Goffa ujęcie religijne, filozofka starała się nadać nakazowi maksymalnie uniwersalny, nikogo niewykluczający charakter. Jak się jednak okazuje, samo ograniczenie wymiaru religijnego i zakotwiczenie obowiązku pamięci w uniwersalnej kategorii polityczności nie gwarantuje rozwiązania problemu. Impet polskiej polityki historycznej, czyli lokalnego wariantu devoir de mémoire, zwrócił się właśnie przeciwko postulowanemu przez Bienienstock efektowi bolesnej anamnezy. Po dekadzie, która upłynęła od publikacji dokumentu programowego tej polityki30, widać wyraźnie, że wiąże się ona zarówno z innym, nieobywatelskim rozumieniem polityczności jak i z odmienną aksjologią projektowanej przez nią wspólnoty.

W przywoływanym w kontekście Ricoeura eseju Krytyczny patriotyzm – próba bilansu31 Dariusz Gawin polemizuje z Janem Józefem Lipskim i jego koncepcją krytycznego patriotyzmu. Ten ostatni rozwinął ją w pochodzącym z lat 80. XX w. eseju Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy. Uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków32. Wyprzedzając wywód Le Goffa o devoir de mémoire, Lipski formułował w nim obowiązek „trudnej” pamięci jako mechanizmu dojrzewania tożsamości zbiorowej. Chodziło o „rozrywanie ran polskich, żeby się nie zabliźniły błoną podłości”33. Na liście znajdowały się zbrodnie przeciw Żydom, Niemcom, Ukraińcom; ksenofobia i pogarda. Autor ostrzegał też przed zawsze popularnym w Polsce patriotycznym kostiumem i jego zgubną rolą w dziejach krajowej propagandy: Strzeżmy się i podejrzliwie patrzmy na każdą nową kampanię »patriotyzmu«– jeśli jest bezkrytycznym powielaniem ulubionych sloganów megalomanii narodowej. Za frazeologią i rekwizytornią miłą przeważnie Polakowi – czają się najczęściej cyniczni socjotechnicy, którzy patrzą, czy ryba bierze – na ułańskie czako, na husarskie skrzydło, na powstańczą panterkę.

Swój wywód Lipski uzasadniał przede wszystkim argumentami epistemologiczno-formacyjnymi: Patriotyzm to nie tylko miłość i szacunek dla tradycji, lecz również nieubłagana selekcja elementów tej tradycji, obowiązek intelektualnego wysiłku. Wina za fałszywą ocenę przeszłości, za utrwalanie fałszywych moralnie mitów narodowych, za służące megalomanii narodowej przemilczanie ciemnych plam własnej historii jest zapewne mniejsza z moralnego punktu widzenia niż wyrządzanie zła bliźnim, lecz przecież jest źródłem dzisiejszego zła i zła przyszłego34.

Lipski powoływał się przy tym na specyficzną polską kulturę aksjologiczną wywodzącą się z chrześcijaństwa. Oddziałuje ona na pojęcie patriotyzmu, wspomagając jego zdolność krytyczną, eliminując przejawy „patriotycznej głupoty”, bezwarunkowunkowej miłości wszystkiego, co polskie: Bo »polski« był przecież i ONR, i pogromy we Lwowie, Przytyku i Kielcach, i getto ławkowe, i pacyfikacje wsi ukraińskich, i Brześć, i Bereza, i obóz w Jabłonnie w 1920 r. – by poprzestać na 20 zaledwie latach naszej historii. (…) Świat wartości, z którego perspektywy trzeba spojrzeć na zagadnienie ojczyzny, to przede wszystkim, choć nie wyłącznie, świat wartości moralnych. Pojęcia etyczne naszego kręgu kulturowego zostały ukształtowane głównie przez chrześcijaństwo. Wierzących i niewierzących – uformował nas nakaz miłości bliźniego, podstawowy drogowskaz moralny naszej kultury. (…) Myśliciele naszego kręgu kulturowego, reprezentujący nurt areligijny, laicki, również wzbogacili naszą refleksję etyczną i świadomość. Niemniej jednak wychowało nas przede wszystkim chrześcijaństwo – i przy podstawowych ideach tej etyki chcemy pozostać. Sądzę, że szowinizm, megalomania narodowa, ksenofobia, czyli nienawiść do wszystkiego, co obce, egoizm narodowy – nie dadzą się pogodzić z chrześcijańskim nakazem miłości bliźniego. W przypadku patriotyzmu natomiast jest to możliwe. Tak jak szczególna miłość w rodzinie nie musi i nie powinna przeszkadzać miłości bliźniego, tak i umiłowanie wspólnoty narodowej winno być podporządkowane tej samej nadrzędnej normie moralnej. Patriotyzm jest z miłości – i do miłości ma prowadzić, jakakolwiek inna jego forma jest deformacją etyczną.

Poglądy Lipskiego trudno pogodzić z założeniami najnowszej polskiej polityki historycznej. Nic dziwnego, że w swojej polemice z „patriotyzmem krytycznym” Dariusz Gawin usiłuje zakwestionować opisany wyżej obowiązek „trudnej pamięci” jako oparty na pomyłce kategorialnej: W tak zdefiniowanym patriotyzmie [Lipskiego] łączy się w jedno cnoty pochodzące z dwóch różnych porządków. Miłość, czy też miłosierdzie – chrześcijańska caritas, to cnota ewangeliczna, cnota wyrastająca z porządku wiary, porządku religii. Patriotyzm natomiast – nawet wtedy, gdy wyraźnie odgraniczymy go od szowinizmu czy ksenofobii – to cnota pochodząca z zupełnie innego porządku: porządku tego, co polityczne.

Zakaz uciekania się do przemocy i zakaz odczuwania nienawiści nie jest jednak jednoznaczny z nakazem miłości. Właśnie pomiędzy zakazem nienawiści (bowiem otwarta, jawna nienawiść jest już wojną rujnującą porządek) a nakazem miłości (bowiem bezwarunkowa gotowość do miłości jest świętością znoszącą wszelki ludzki porządek jako zbędny) rozpościera się przestrzeń tego, co polityczne35.

W ujęciu Carla Schmitta36, do którego prac z reguły nawiązują publicyści z Ośrodka Myśli Politycznej, chrześcijańska aksjologia istotnie znajduje się na antypodach tego, co polityczne. U Schmitta porządek ten zostaje ukonstytuowany przez figurę wroga, a zasada caritas, u Lipskiego nadrzędna, zostaje podporządkowana lojalności wobec wspólnoty pochodzenia. Nietrudno zgadnąć, że wynikające z tak odmiennych aksjologii projekty devoir de mémoire muszą się też zasadniczo różnić.

Propozycja Lipskiego, mimo wszystkich różnic dziwnie bliska postulatom Ricoeura, Le Goffa i Bienenstock, obejmuje nie tylko chwalebną pamięć wspólnoty, ale też historyczny cień jej błędów i zbrodni. W tę formułę, dzięki jej zakorzenieniu w chrześcijańskim systemie wartości, wbudowany zostaje mechanizm korygujący, bliski zaproponowanej przez Le Goffa formule „skrucha – spowiedź – przebaczenie”. Nie dysponuje nim pamięć czysto polityczna w sensie definiowanym przez Schmitta. Wypada zgodzić się z Ricoeurem: o ile jednostki i wspólnoty wartości mogą odczuwać skruchę, „państwa nie mają sumień”37, jedynie interesy.

Tym, co ostatecznie różni porównywane tu koncepcje, jest wizja projektowanego przez nie społeczeństwa. Ricoeurowi, Le Goffowi, Bienenstock i Lipskiemu chodzi o samodoskonalącą się wspólnotę obywateli, która dzięki krytycznej pamięci zapobiega nawrotowi wykluczeń. Z punktu widzenia polityki historycznej i Schmittowskiej polityczności jest to idea niepoprawna, naiwna i niepraktyczna. Ciekawe, że jej unikalność, dobroczynność i kruchość zaczynamy doceniać dopiero w zderzeniu z antagonistycznym projektem, zgoła pozbawionym takich aspiracji.


1 M. Janion, K. Szczuka, Janion: transe-traumy-trasgresje. 2: Prof. Misia, Warszawa 2014, s. 85.
2 P. Ricoeur, La mémoire, histoire, l’oubli, Paryż 2000; wyd. pol. Pamięć, historia, zapomnienie, tłum. J. Margański, Kraków 2012.
3 Z Paulem Ricoeurem rozmawia Jacek Żakowski: Większość była gapiami, „Gazeta Wyborcza”, 23 czerwca 2001 r.
4 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory? Reflections on a French Debate, „Modern Judaism: A Journal of Jewish Ideas & Experience” 2010, nr 30 (3). Przywołany artykuł, a także oryginał książki Ricoeura stanowią podstawę, do której odwołuję się w moim omówieniu dyskusji francuskiej.
5 Por. M. Rothberg, Multidirectional Memory. Remembering the Holocaust in the Age of Decolonization, Stanford 2009.
6 Wypowiedź w „Le Point”, 2 grudnia 2001 r.
7 P. Ricoeur, La mémoire, histoire, l’oubli, dz. cyt. s. 106, cyt. za: M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 332.
8 F. Nietzsche, O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, w: tenże, Niewczesne rozważania, tłum. M. Łukasiewicz, Kraków 1996.
9 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 332.
10 Tamże s. 336.
11 Z Paulem Ricoeurem…, dz. cyt.
12 Por. J.K. Olick, Politics of Regret. On Collective Memory and Historical Responsibility, Nowy Jork, Londyn 2007.
13 „Główne pojęcie moralne, pojęcie winy (Schuld) wywodzi się z nader materialnego pojęcia »bycia winnym jakiegoś długu« (Schulden)”, F. Nietzsche, Z genealogii moralności, tłum. G. Sowiński, Kraków 1997, s. 68–69.
14 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 338.
15 Przedruk w: V. Jankelevitch, L’Impresciptible, Paryż 1986, cyt. za: M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt, s. 345.
16 Tamże, s. 338.
17 P. Ricoeur, La mémoire, histoire, l’oubli, dz. cyt. s. 473, cyt. za: M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, s. 338.
18 M. Kaplita, Paula Ricoeura teoria wybaczania a problemy winy, kary i tożsamości osobowej, „Logos i Ethos” 2012, nr 2 (33), s. 109–122; http://czasopisma.upjp2.edu.pl/logosiethos/article/ view/185 (dostęp: 4 stycznia 2015).
19 P. Ricoeur, La mémoire, histoire, l’oubli, dz. cyt. s. 643, cyt. za M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 339. Por. też P. Ricoeur, La mémoire heureuse, „Notre histoire” 2000, nr 180, s. 6–12
20 F. Nietzsche, O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, tłum. L. Staff, http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4499 (dostęp: 4 stycznia2015).
21 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 340.
22 P. Ricoeur, La mémoire, histoire, l’oubli, dz. cyt., s. 337, cyt. za: M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt.
23 Faire de l’histoire, red. J. Le Goff, P. Nora, Paryż 1974; J. Le Goff, Histoire et mémoire, Paryż 1988; M. de Certeau, L’écriture de l’histoire, Paryż 1975.
24 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 340.
25 Tamże, s. 341.
26 Tamże. Kolejne cytaty z Le Goffa z tej samej strony.
27 Tamże, s. 343: „Moralne obowiązki powinny być respektowane przez wszystkich, także przez tych, którzy nie wyznają żadnej religii, przez ludzi jako takich. Gdy jednak przekształcamy obowiązek pamięci w powinność czysto moralną, w zestawieniu w obejmującym cały ludzki gatunek imperatywem kategorycznym, takim jak »nie zabijaj«, wymagamy jednocześnie zbyt wiele, i zbyt mało, bowiem obowiązek ten jest prezentowany jako obowiązujący uniwersalnie, co nie jest prawdą, a zarazem pozbawiony konkretnego, historycznego znaczenia. (…) Obowiązek pamięci nie ma statusu porównywalnego z obowiązkiem mówienia prawdy czy nieodbierania życia”.
28 Tamże, s. 337. Przez moralność Hegel rozumie wyłącznie moralność indywidualną, podczas gdy przez etykę (Sittlichkeit) – moralność zbiorową. Obszerniej w tej sprawie zob. K. Bal, Moralność indywidualna i moralność społeczna wedlug Hegla, „Acta Universitatis Vratislaviensis”, Prace Filozoficzne II, Wrocław 1964, zob. http:// etyka.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2014/07/Etyka8_K_Bal.pdf (dostęp: 3 stycznia 2015).
29 M. Bienenstock, Is There a Duty of Memory?, dz. cyt., s. 337.
30 Wstęp P. Nory do dzieła zbiorowego o pamięci zbiorowej we Francji, Les lieux de mémoire, t. 1: La République, red. P. Nora, Paryż 1984.
31 Pamięć i odpowiedzialność, red. R. Kostro, T. Merta, Warszawa 2005.
32 D. Gawin, Krytyczny patriotyzm – próba bilansu, w: tenże, Blask i gorycz wolności, Kraków 2006.
33 J.J. Lipski, Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy (uwagi o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków), http://otwarta.org/wp-content/ uploads/2011/11/J-Lipski-Dwie-ojczyzny-dwa-patriotyzmy-lekkie3. pdf, (dostęp: 20 stycznia2015).
34 Cytat z dramatu Stefana Żeromskiego, Sułkowski, akt III.
35 J. Lipski, Dwie ojczyzny…, dz. cyt.
36 D. Gawin, Krytyczny…, dz.cyt., s. 190, 191.
37 Por. np. H. Jędrzejczak, Teologia polityczna i etyka. Próba ujęcia tematu na przykładzie „Etyki” Dietricha Bonhoeffera, „Teologii politycznej” Carla Schmitta i „Teologii politycznej” Johanna Baptisty Metza, „Półrocznik Nauka i Szkolnictwo Wyższe” 2013, nr 1/41.
38 P. Ricoeur, Pamięć, historia…, dz. cyt., s. 622.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com

 


Harvard’s Golden Age Turns to Mud

Harvard’s Golden Age Turns to Mud

SHABBOS KESTENBAUM


Being a Jew at Harvard is way worse than you think

.
CRAIG F. WALKER/THE BOSTON GLOBE VIA GETTY IMAGES

“I was called antisemitic by power and money because they want power and money.”

Thus said Harvard’s 2024 commencement speaker, Maria Ressa. Fittingly, her deployment of antisemitic tropes in front of tens of thousands of students, professors, and families at graduation last week encapsulated the absolute chaos that has engulfed Harvard University for the last year.

Even as I took my seat at commencement, I was handed a newspaper, The Harvard Crimeson (a pun on the country’s oldest newspaper, The Harvard Crimson) which accused Jews of racism for arguing that calls for an intifada are a direct call for violence. The 10-page paper went on to defend chants of “from water to water Palestine is Arab,” “from the river to the sea,” and “globalize the intifada.”

I shouldn’t have been surprised. After all, just the week prior, dozens of students and faculty gathered by the gates of Harvard to gleefully exclaim “intifada, intifada, coming to America.”

This of course followed an almost monthlong illegal encampment of students and professors in the center of Harvard Yard demanding a complete and total divestment from “the Zionist entity.” Although the participants used bolt cutters in an attempt to break open Harvard’s gates, depicted our Jewish President as a devil replete with horns and a tail, violated all time, place, and manner restrictions, called for the violent destruction of the Jewish state, and established a self-appointed security system that monitored and recorded Jews like me on our way to class, they were handsomely rewarded.

In exchange for packing up their foul-smelling tents and open-air laundry, all graduate and almost all undergraduate students had their suspensions revoked. The encampment leaders will meet with senior university officials to discuss a Palestinian studies department, and the Harvard Management Corporation, which oversees Harvard’s $50 billion endowment, will invite them for a seat at the table to discuss divestment, and President Garber personally asked for reinstatements and an expeditious disciplinary process.

Banner depicting Alan Garber as a demonic creature / COURTESY THE AUTHOR

That same week, the Harvard antisemitism task force, led by a professor who has repeatedly labeled antisemitism at Harvard as “exaggerated,” quietly updated their timeline. Rather than submit recommendations to combat Jew-hatred during the spring semester as promised, the task force now has a revised date of fall 2024.

Although both the Harvard Jewish Alumni Alliance (HJAA) and the House Committee on Education and the Workforce released damning reports pertaining to the systematic silencing of Jewish and Israeli voices on campus, the university has yet to announce or implement a single policy in response.

In fact, although the reports found that a Jewish student was spat on, an Israeli student was asked to leave class as her nationality made classmates “uncomfortable,” another Israeli was assaulted at the business school, a staff member taunted me with a machete and challenged me to debate the Jewish involvement in the 9/11 terrorist attacks, Harvard didn’t acknowledge these incidents publicly or failed to address them for months.

On the contrary, Harvard recently announced its policy of neutrality, refraining from issuing statements pertaining to public policy or affairs. Just the day before this announcement, the Harvard Palestine Solidarity Committee, which in late April was told to “cease all organizational activities for the remainder of the Spring 2024 term,” called for escalating protests to an “open intifada in every capital and city.” Although this university has made it its business to opine on all societal issues from George Floyd to Ukraine, open threats against Jewish students will no longer be denounced.

Paradoxically, this comes as Harvard is fighting in court to dismiss, with prejudice, our lawsuit that alleges pervasive and systemic antisemitism. Their argument? “Harvard is committed to combating antisemitism and ensuring that our Jewish students, faculty, staff, and alumni know they are safe, valued, and embraced in our community.” Reality tells a different story.

Despite countless op-eds and interviews, seldom are the personal experiences and stories of the students themselves highlighted. As a result, too often Harvard professors themselves belittle the plight of Jewish students and publicly denounce not the antisemitism, but the mere accusations of antisemitism, on campus.

As a Jewish student at Harvard University, I have had my learning interrupted by students calling for the globalization of the intifada, sat directly next to classmates who praised the terrorist groups Hamas, Hezbollah, and the Houthis, listened to 34 student groups blame the largest massacre of Jews since the Holocaust on Jews themselves, been exposed to countless death threats, and perhaps most infamously, had a university president who described calls for Jewish genocide to be “context-dependent.”

According to Hillel International, in the 1970s, Jews accounted for roughly 25% of Harvard’s student population. In 2023, that number is estimated to be lower than 5%. For Ivy League institutions across America, the percentage plummets are relatively equivalent. Even President Gay’s historic inauguration ceremony, which I proudly attended and which was centered around the causes of “courage” and “diversity,” had no kosher food.

While Harvard took the extraordinary step to raise the Ukrainian flag on its campus following Russia’s illegal invasion of the country, we were told a similar display of solidarity would not be permitted, and the request to fly the Israeli flag after the Hamas attacks was denied. Although Claudine Gay, as dean of the Faculty of Arts and Sciences, immediately sent out an email forcefully condemning the murder of George Floyd and the racial undertones that allowed for it to happen, no equivalent response, certainly not one with such moral clarity, has been issued to Jewish students.

Indeed, the antisemitism and Hamas sympathies are not confined to Harvard students. They extend to, and are promoted by, Harvard faculty.

Earlier in the year, close to 100 Harvard faculty and staff published a cartoon depicting the hand of a Jew, imprinted with the Star of David and the dollar sign, holding nooses around the necks of an Arab and a Black man.

To this day, these faculty have not been disciplined in any way. They continue to teach and spread their poison with impunity. In many cases I have been a student in their classroom, pass them in the hallways, and see their names featured prominently on lectures.

Only days later, Harvard proudly hosted antisemite Noura Erakat, who participated on a panel with internationally designated terrorist and senior Hamas official Ghazi Hamad who has promised to repeat Oct. 7 “again and again … October 7, October 10, October one-millionth.”

In early April, Harvard deployed 24/7 private security to stand guard in front of the Palestine Solidarity Committee’s “Apartheid Wall.” The wall was replete with offensive Holocaust imagery and a quote from the U.S.-designated terrorist group Popular Front for the Liberation of Palestine. However, when it came to Chabad installing a menorah during Chanukah, not only did Harvard not provide any security, but also instructed that it be removed each night.

But back to commencement.

While I resigned myself to the hourslong spectacle of each successive speaker lambasting the “genocide in Gaza” and “complicity of the [Harvard] administration,” I was shocked, but not surprised, to see close to 1,000 students, faculty, and supporters interrupt the commencement and stage a mass walkout. While yelling about divestment and the supposedly draconian measures of temporarily suspending a handful of antisemitic students, the group demonstrated their hallmark tactic: making the narrative about themselves while ruining a public event for everyone else.

Conveniently, Harvard will no longer have to comment on, let alone denounce, the disaster that was commencement.

While I can provide countless more examples and infuriating testimony, I will conclude with these words: I have seldom experienced such disdain and contempt for a minority group as the way in which Harvard treats its Jewish student population.

This is the reality of being a Jew at Harvard in 2024.


Shabbos Kestenbaum is a graduate student at Harvard University, researching the intersections between between public policy and contemporary Jewish life in the United States. He has testified before Congress and is the lead plaintiff against Harvard University alleging pervasive and systemic antisemitism


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Eight IDF soldiers killed in Rafah blast

Eight IDF soldiers killed in Rafah blast

UPDATE DESK | Israel At War


The deadly explosion was apparently caused by an improvised explosive device or an anti-tank missile.

.
An IDF “Namer” armored personnel carrier. Credit: Rafael.

Eight Israel Defense Forces soldiers were killed early Saturday morning, during an operation in Tel Sultan in Rafah. Details were announced by the IDF late Saturday, after families of the deceased were notified.

The only one of the fallen whose name has been released thus far is Cpt. Wassem Mahmoud. The 23-year-old deputy company commander in the Combat Engineering Corps’ 601st Battalion was from the Druze town of Beit Hann in northern Israel.

According to IDF Spokesman Daniel Hagari, the incident occurred when one of the vehicles of a convoy exploded, killing Mahmoud and the other seven soldiers in the “Namer” armored personnel carrier.

The deadly blast, which Hagari said is under investigation, was apparently caused by an improvised explosive device or by an anti-tank missile.

Prime Minister Benjamin Netanyahu released a statement Saturday night following the incident: “Citizens of Israel, today we paid a heart-rending price in our just war in defense of our homeland,” adding that, “our hearts are shattered before this terrible loss. The entire people of Israel embraces the dear families in their most difficult hour of grief.” I stand by our brave fighters and commanders, who are imbued with the sacred mission to defeat our enemies and return our hostages.”

Netanyahu stated that, “despite the heavy and unsettling price, we must cling to the goals of the war: The destruction of Hamas’s military and governing capabilities, the return of all of our hostages, making certain that Gaza will never again constitute a threat to Israel and the return of our residents securely to their homes in both the north and the south.

“We are in the midst of a very difficult war. The war is being conducted on several fronts, including the international front. We are ready for many additional challenges. It is at this time that we must show our people’s strength of spirit, thanks to which we have overcome all of our enemies. So it will be this time as well.”

Defense Minister Yoav Gallant similarly released a statement adding: “The pain that comes with such loss is immense. My heart and my thoughts are with the families and loved ones of the fallen. I stand with the entire nation of Israel in remembering and honoring the heroes who fell while defending their people and their homeland.”


This is a developing story.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com