Pogrom kielecki na deskach teatru, czyli o spektaklu „1946”

Pogrom kielecki na deskach teatru, czyli o spektaklu „1946”

Jakub Korus


Jakub Korus

– Pogrom kielecki? Wszyscy myślą, że to nie jest o nas. I ta zakłamana pamięć wraca do nas w postaci młodych chłopaków z ogolonymi głowami – mówią aktorzy Teatru Żeromskiego w Kielcach w przejmującym spektaklu „1946”. Sztuka poświęcona tragicznym wydarzeniom na Plantach była jednym z najpopularniejszych spektakli sezonu w teatrze, który przed wojną sam był miejscem antyżydowskich ekscesów.

Zdjęcie z poświęconego pogromowi kieleckiemu spektaklu “1946” w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach / fot. Materiały prasowe

Poświęcony pogromowi kieleckiemu spektakl „1946” stawia niewygodne pytanie o to, na ile skłonni bylibyśmy dziś do podobnej zbrodni. Trzeba dużej odwagi, aby zadać je w gmachu stojącym o kilkaset metrów od byłej żydowskiej kamienicy Planty 7/9 i miejscu, które samo było scenerią antyżydowskich ekscesów.

Pierwszy pogrom

Kielce, 11 listopada 1918 roku. W wybudowanym przez miejscowego żyda Ludwika Stumpfa gmachu teatru Ludwików zbierają się Żydzi. Trwa ożywiona dyskusja – Polska jest nareszcie niepodległa, czy znajdzie się w niej miejsce również i dla Żydów? Jeśli tak, to na jakich zasadach? Obrady toczą się w jidysz – uczestnicy odmawiają przejścia na język polski.

To wystarcza. W tłumie zebranym pod teatrem rozchodzi się wieść, że Żydzi „nie chcą Polski”. Szybko rozprzestrzenia się też plotka, że ofiarą Żydów padł polski legionista. Tego jest już dla zgromadzonych zbyt wiele – rozpoczyna się pierwszy w historii miasta pogrom. Choć część lokalnych historyków woli go nazywać „zamieszkami”, w rozruchach giną cztery osoby, około 100 zostaje rannych. Zostają zrujnowane żydowskie kramy i sklepy.

Po stu latach, w tym samym gmachu, aktorzy teatru imienia Stefana Żeromskiego przypominają tę historię i mierzą się z kolejną.Tą, którą uznaje się dziś za krwawy początek exodusu Żydów z całej Europy Środkowej. Powojenny teatralny pogrom zostaje więc odegrany w miejscu rzeczywistego przedwojennego linczu.

 

Trudna rzeczywistość

Prace nad sztuką, która miała swą premierę w grudniu, trwały ponad dwa lata. Pierwsza próba – na prośbę reżysera Remigiusza Brzyka, ucznia Krystiana Lupy – odbyła się w byłej żydowskiej kamienicy Planty 7/9, gdzie 4 lipca 1946 roku zamordowano 40 osób. – Ta klatka schodowa, z tą przestrzenią wewnętrznej ulicy od strony parkingu działa na mnie najbardziej dołująco, przejmująco. Bo to dowód na wyparcie. Na to, że państwo w środku Europy zapomniało tę przestrzeń. A wiadomo, że jak się czegoś nie pamięta, to w jakiejś formie ten potwór wraca – mówił, uzasadniając, dlaczego aktorzy spotykają się właśnie w tym miejscu.

Kto zna Kielce, ten wie, że do miasta potwór nieprzepracowanej pamięci wracał przez lata. Kiedyś w krążącym po mieście micie, według którego ocalały z lipcowego pogromu rabin Dawid Kahane, przeklął Kielce na wieki (miały się z tego powodu nie rozwijać do lat 70. – bajkę sprytnie wykorzystała marcowa propaganda). Dziś pod postacią słanych od dwóch lat do teatru i autora scenariusza Tomasza Śpiewaka maili sugerujących, aby nie zajmować się tą sprawą. Zrobić zamiast niej sztukę, która lepiej przysłuży się miastu.

Spektakl

Dla zespołu od niejasnych nacisków trudniejsze okazało się jednak zderzenie z samym tematem pogromu. – Odkąd zaczęliśmy pracować nad tekstem, miałam koszmary. Od czasu kiedy zaczęliśmy próbować, mam w nocy włączone światło – mówiła po premierze Anna Antoniewicz grająca 16-letnią Bajlę Gartner (ocalałą z Holokaustu dziewczynę zabito wyrzucając ją z drugiego piętra). Jako że teatr i byłą żydowską kamienicę dzieli odległość kilkuset metrów, podczas prac nad spektaklem aktorzy sami zaczęli chodzić na Planty. – Świadomość, że to miejsce znajduje się za rogiem, wprowadziła intensywność – mówiła Dagna Dywicka grająca Elżbietę Kowalewską, mamę znanego aktora Krzysztofa Kowalewskiego.

Zamysł, który przyświecał Śpiewakowi, był od początku jasny. Nie relatywizować zbrodni, ale też nie antagonizować. Mówić o faktach, ale w antropologiczny, a nie historiograficzny sposób. Publicystykę i historię zostawić specjalistom, na scenie zmierzyć się z mechanizmem przemocy i faszystowską mową. Po zobaczeniu spektaklu na własne oczy można zawierzyć autorowi, kiedy przekonuje, że w sprawie pogromu nie interesował go gest konfrontacji. – Bliższy jest mi raczej gest zaproszenia do rozmowy. I myślę, że proponuję ludziom coś innego niż to, co myślą, że im zaproponują – mówił dziennikarzom.

Co zaproponował? Wstrząsający i mądry teatralny esej. Mieszający plany i miejsca, historię ze współczesnością. Jak choćby w scenie, gdzie pomieszczenie żydowskiej kamienicy jest jednocześnie salonem sukni ślubnych (który faktycznie się tam mieścił) i szkolną salką, w której ocaleli z Holokaustu uczą się hebrajskiego przed wyjazdem do Palestyny. Być może dlatego przedstawiciele kieleckiego IPN mają sztukę za zbyt mało kronikarską, za bardzo „publicystyczną”.

/>Zdjęcie z poświęconego pogromowi kieleckiemu spektaklu “1946” w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach / Materiały prasowe

Miejsce kaźni

W przedstawieniu kluczową rolę odgrywa topografia zbrodni – miejsce morderstwa i miejsce zapominania. Jej znaczenie zostaje zaakcentowane już na samym początku spektaklu, kiedy aktorzy odgrywają scenę wspomnianej wizyty z Brzykiem na Plantach. Przewodnik niemal komicznie pokazuje im każdy detal kamienicy, w której doszło do zbrodni. Tutaj był kibuc, tutaj stróżówka. Tam kuchnia, dalej klatka schodowa. Pozornie nic nieznaczące detale dopiero z czasem nabierają makabrycznego znaczenia – kiedy widz zda sobie sprawę, że pomieszczenie do handlu mięsem miało kratki, którymi po pogromie mogła ściekać ludzka krew. A z rozległego korytarza wejściowego widać było, jak tłum maltretuje ciała w płynącej przed kamienicą Silnicy.

W kolejnych scenach „1946” mocno dyskutuje z tezą o komunistycznej prowokacji. Antysemityzm był w Kielcach powszechny zarówno przed wojną, jak i po niej – udowadniają twórcy spektaklu. W połączeniu z tragicznym doświadczeniem wojny i powojenną beznadzieją dał mieszankę piorunującą. Kiedy jedna z bohaterek sztuki, Antonina, wzywa ze sceny mieszkańców miasta na rozprawę z Żydami jest gotowa oskarżyć ich o wszystko: głód, frunące w górę ceny sienników czy dziurawe drogi. – Ludwików! Godzina dwunasta wybiła, rzucajcie wszystko! Bierzcie łomy, pręty, żeberka od kaloryfera, idziemy na Planty! – wrzeszczy. Historia Henia Błaszczyka, który skłamał, że przez trzy dni przetrzymywali go w piwnicy Żydzi, padła po prostu na podatny grunt. Kiedy tłum podszedł pod żydowską kamienicę, mało kto uwierzył stojącemu w drzwiach stróżowi, że piwnic w ogóle w niej nie ma.

Wstrząsająca scena ataku na kamienicę (dziejąca się przy akompaniamencie piosenki „Perfect Day” Lou Reeda) jest też dla twórców spektaklu okazją do zadania pytania, jak dzisiaj zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji. I trudno o optymistyczną odpowiedź, kiedy na moment przed pogromem, na jedno proste polecenie aktorów widzowie bezmyślnie podają na scenę wędrujące z rąk do rąk imitacje żeberek kaloryfera. Dokładnie takich samych, jakimi „bić Żydów” ruszyli na Planty 7/9 robotnicy Huty Ludwików. – Bo czy kaloryfer może się sam poruszać? – pyta naiwnie ze sceny wspominana już 16 letnia Bajle Gartner. Nie może. Tak jak nie mogły kamienie, metalowe rury, kije i reszta narzędzi, które w to lipcowe popołudnie poszły w Kielcach w ruch. Ktoś je musi poruszyć.

Rozliczenia

Choć zbrodnia nazwana jest po imieniu, a aktorzy wciągają w nią nieświadomą niczego publiczność, spektakl nie ma w sobie nic z moralizatorstwa. Nim opada kurtyna, bohaterowie spektaklu są pierwszymi, którzy biją się w piersi. Za co?

Za przejawy antysemityzmu, które miały miejsce w samym teatrze. Jedną z bohaterek spektaklu jest bowiem aktorka Elżbieta Kowalewska, matka dobrze znanego Krzysztofa Kowalewskiego, którą antysemityzm zmusił do ucieczki z powojennych Kielc. Na scenie pojawia się 6 lipca 1946 roku, w dwa dni po pogromie, kiedy do ZASP-u dociera jej napisany odręcznie list. W mieście – informuje w nim – nie było dla niej miejsca.

„Zmuszona byłam uciec. Zaczepiano mnie i prowokowano. Na poczekalni teatru. Przed kasą. Na ulicach. W kawiarni. Na wszystko reagowałam milczeniem” – pisze Kowalewska.
– Ten list to przecież coś, co nie miało prawa istnieć, nawet Krzysztof Kowalewski o nim nie wiedział – zachwycał się Tomasz Śpiewak. – Ktoś odnalazł go podczas pracy w archiwach ZASP i przesłał na moją skrzynkę mailową – opowiadał autor „1946”.

Intencją autora było więc to, aby Elżbieta Kowalewska po latach wróciła na kielecką scenę (przejmująco odgrywa ją Dagna Dybicka). W spektaklu pojawia się również jej syn – Krzysztof Kowalewski czyta legendę o Szymonie z Trydentu w przekładzie Piotra Skargi. Tekst, który dał podłoże mitowi o żydowskim mordzie rytualnym i pośrednio wypędził jego matkę z Kielc, dziś pozwala im wrócić na nowo na deski kieleckiego teatru.

Zdjęcie z poświęconego pogromowi kieleckiemu spektaklu “1946” w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach / Materiały prasowe

Przestroga

Wspominając własną trudną historię, sztuka w teatrze imienia Stefana Żeromskiego stawia też pytanie o to, czy takie wydarzenia mogłyby powtórzyć się dzisiaj. I artyści zdają się nie mieć złudzeń – mogłaby. Choć prace nad sztuką trwały dwa lata, rzeczywistość dopisała przecież do spektaklu upiorny, antysemicki rozdział w postaci walki o nowelizację ustawy o IPN.

rekomendował: Leon Rozenbaum

– Wszyscy myślą, że to nie jest o nas. Że to studia etniczne na temat plemienia, które wyginęło – przestrzega ze sceny Joanna Kasperek, jedyna rodowita Kielczanka w zespole. – Ale Pamięć zakłamana wraca do nas w postaci młodych chłopaków z ogolonymi głowami. Walking Dead to wysłannicy faszystowskiej mowy – deklamuje, gdy za jej plecami pojawiają się żywe trupy.

„Mowa faszystowska dlatego jest groźna, bo odwrót od rzeczywistości można ogłosić w każdym czasie i w każdym miejscu” – głosi napis rzucony na kurtynę, kiedy spektakl dobiega końca.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com