Fałszywe dzieci Holocaustu zbijały fortuny na fantazjach o swych krzywdach
Piotr Głuchowski
‘Misha i wilki’, Netflix. Misha Defonseca (z lewej) i pisarka Vera Lee, która pomogła jej pisać rzekomą autobiografię. Misha Defonseca twierdziła, że jako siedmiolatka ocalona z Holocaustu przeszła pół Europy jedynie z kompasem, chlebem i nożem w kieszeni. (Fot. John Blanding / AP Photo)
Misha Defonseca twierdziła, że jako siedmiolatka ocalona z Holocaustu przeszła pół Europy jedynie z kompasem, chlebem i nożem w kieszeni. A w gęstych lasach przewodziła watasze wilków. Na swej historii nieźle zarobiła. Tyle że wszystko zmyśliła. “Misha i wilki”, Netflix.
.
Najbardziej znanym z mistyfikatorów był Bruno Dössekker, czyli fałszywy Binjamin Wilkomirski. Urodził się w 1941 r. w niemieckojęzycznej części Szwajcarii, w Biel. Nie był Żydem, ale rodowitym Szwajcarem, nieślubnym dzieckiem Yvone Grosjean, która oddała go do sierocińca. W 1957 r. chłopca przygarnęła rodzina adopcyjna z Zurychu – państwo Dössekker. Po technikum Bruno zajął się muzykowaniem i produkcją instrumentów – głównie klarnetów. Świat usłyszał o nim w 1995 r., gdy jako Wilkomirski opublikował swe rzekome przeżycia pod tytułem „Fragmenty. Wspomnienia o wojennym dzieciństwie”. Książkę wydała frankfurcka oficyna Suhrkamp. W ciągu kolejnych trzech lat praca została przetłumaczona na 13 języków i sprzedana w półmilionowym nakładzie – od USA, przez Wielką Brytanię, po Australię.
W autobiografii narrator jest żydowskim dzieckiem mieszkającym z rodzicami na Łotwie. W 1942 r. ojciec ginie na jego oczach, a kilkuletniego synka wraz z matką i bratem hitlerowcy wywożą do Majdanka, potem do Auschwitz-Birkenau. Tam eksperymenty na chłopcu przeprowadza sam doktor Mengele.
Po wojnie Binjamin męczy się w krakowskim sierocińcu i cudem przeżywa napad „polskich szowinistów”. Polacy są w książce wyłącznie antysemitami, bandytami albo jednym i drugim. W kolejnych latach bohater błąka się po Europie, usiłuje opowiedzieć o swoich losach, ale nikt go nie słucha, dlatego pisze autobiografię.
Gdy „Fragmenty” otrzymały superprestiżową Jewish Book Award oraz brytyjską Jewish Quarterly Literary Prize – a zatem i stempel autentyzmu – Dössekker/Wilkomirski stał się globalną gwiazdą. Kręcono o nim dokumenty, brylował na debatach i seminariach o Holocauście w Europie, USA i Japonii. Amerykanin Daniel Goldhagen, badacz Zagłady, uznał jego memuary za „arcydzieło”. „Fragmenty” promowano – z udziałem autora – w waszyngtońskim Holocaust Memorial Museum. Oszust wystąpił w talk-show Oprah Winfrey, gdzie inna autorka książek o Zagładzie, Laura Grabowski, „przypomniała sobie”, jak „widziała” małego Binjamina w Auschwitz.
W sierpniu 1998 r. Dössekkera/Wilkomirskiego odwiedził dziennikarz Daniel Ganzfried z zuryskiego „Weltwoche” – Żyd, syn więźnia Auschwitz, znawca niemieckiej okupacji Europy Wschodniej. Szybko się zorientował, że – jak to ujął na łamach tygodnika – „Wilkomirski widział obozy koncentracyjne tylko jako turysta”. Jeszcze w tym samym roku na rynek weszła demaskatorska książka Ganzfrieda „Alias Wilkomirski. Die Holocaust-Travestie” („…Parodia Holocaustu”). Nie osiągnęła nawet jednej dziesiątej nakładu, w jakim sprzedały się „Fragmenty”.
Z Łodzi do wieczności
Polski odpowiednik Wilkomirskiego to oczywiście Jerzy Kosiński, autor „Malowanego ptaka”. Urodzony w łódzkiej rodzinie żydowskiej Lewinkopfów okupację spędził z rodzicami u Polaków ze wsi Dąbrowa Rzeczycka na Podkarpaciu. Po wojnie był m.in. instruktorem narciarskim i asystentem w Instytucie Historii PAN. W 1957 r. wyemigrował do USA, gdzie osiem lat później wydał rzekomą autobiografię – zapis potwornych krzywd, jakie spotkały go, gdy tułał się bez rodziców po okupowanej Polsce.
Janusz Rudnicki w tekście „Największe oszustwo w historii literatury” („Wyborcza”, 11.10.2019 r.) pisze, że laureat pokojowego Nobla Elie Wiesel „miał już gotową [krytyczną] recenzję książki do »New York Timesa«, bo myślał, że to fikcja, ale potargał ją i napisał pean, [gdy] mu ten oszust wcisnął kit”, że to jednak biografia. „Malowany ptak” stał się z miejsca i arcydziełem, i bestsellerem. Nakład (w kilkunastu językach) przekroczył 2 mln, autor otrzymał stypendia Guggenheima, Forda i American Academy. W 1973 r. został prezesem amerykańskiego PEN Clubu.
Inna jego książka – „Wystarczy być” – została kupiona i sfilmowana przez Hollywood. Jeden z aktorów dostał za film Oscara. W 1982 r. Kosiński – jako megagwiazda – sam wręczał statuetkę w kategorii najlepszy scenariusz. Grał w filmach Warrena Beatty i Johna Schlesingera. Gościł w „Late Night Show” Davida Lettermana i u Johnny’ego Carsona w „The Tonight Show”. Słynna fotografka Annie Leibovitz wykonała mu artystyczne zdjęcia do „New York Timesa”, przez co stanął w jednym rzędzie z Marilyn Monroe, Andy Warholem i Kurtem Vonnegutem.
Reporter „The Village Voice” udowodnił jednak, że „Wystarczy być” jest kopią nieznanej zachodniemu czytelnikowi „Kariery Nikodema Dyzmy”, a „Malowanego ptaka” napisali ghostwritterzy. Jeden z nich, George Reavey, przyznał się do autorstwa większej części książki.
W 1989 r. zagrożony już w USA totalną demaskacją Kosiński przyjechał do Polski. Na wieczorze autorskim w Warszawie w kolejce po autograf stanęli leciwi mieszkańcy Dąbrowy, którzy chowali u siebie Lewinkopfów. Na ich widok pisarz przerwał spotkanie i wyszedł. Dwa lata później zginął śmiercią samobójczą w Nowym Jorku. Zostawił pożegnalną notatkę: „Kładę się teraz do snu, na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością”.
Ostatecznie „Malowany ptak” obronił się również jako fikcja. Po śmierci Kosińskiego powieść wznowiono kilka razy, a w 2019 r. czeski reżyser Václav Marhoul nakręcił na jej podstawie film, który z powodu ekstremalnego okrucieństwa nie wszedł do dystrybucji w kinach.
Zatrute jabłka Hermana
Herman Rosenblat urodził się ok. 1930 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Ojciec zmarł na tyfus w tamtejszym getcie, mamę wywieziono do Treblinki. Syn wylądował w obozie pracy w Schlieben (podobóz Buchenwaldu). Po wojnie wyemigrował do USA, by otworzyć na Brooklynie zakład naprawy telewizorów. W 1957 r. ożenił się z Romą Radzicky.
W 1992 r. oboje padli ofiarą napadu, w wyniku którego ich syn został inwalidą, a Herman (również ranny) wymagał kosztownej i długiej rehabilitacji. Jego zakład upadł, lecz rekonwalescent – poważnie zadłużony – wymyślił inny sposób zarobienia kasy. Napisał książkę „Angel at the Fence: The True Story of a Love That Survived” („Anioł przy ogrodzeniu: Prawdziwa historia o miłości, która ocalała”). Wedle opowieści Roma Radzicky ukrywała się jako chrześcijańskie dziecko u bauera w Schlieben i całą zimę 1944-45 przerzucała przez ogrodzenie obozu jabłka, którymi żywił się mały Herman. Po latach spotkali się na Coney Island i dalej już zgodnie z prawdą.
Na prawa do ekranizacji przełożonej na wiele języków książki wytwórnia Atlantic Overseas Pictures wyłożyła 25 mln dol. A Oprah Winfrey w 1996 r. oceniła „Anioła…” jako „najważniejszą opowieść miłosną w 22-letniej historii jej programu”.
Demaskatorem okazał się Dany Bloom, amerykański Żyd i bloger, który podzielił się wątpliwościami z historykiem Holocaustu Kennethem Waltzerem. Ten ustalił, że więźniom Schlieben – podobnie jak osobom z zewnątrz – nie wolno było zbliżać się do elektrycznego ogrodzenia obozu. Każdy, kto łamał zakaz, był zabijany. A Roma jako dziewczynka nie pracowała w gospodarstwie rolnym obok tego obozu, ale pod Wrocławiem.
Wydawcy książki i producenci planowanego filmu kilka lat próbowali procesować się z Bloomem i Waltzerem, ale złożyli broń, kiedy demaskację potwierdziła słynna badaczka Zagłady, prof. Deborah Esther Lipstadt, obecnie doradczyni prezydenta Bidena ds. zwalczania antysemityzmu. W 2008 r. Rosenblat przyznał się do zmyśleń.
Parada oszustów
Zapotrzebowanie na prawdziwe historie z czasów Zagłady spowodowało wysyp oszustw podobnych do mistyfikacji Wilkomirskiego, Kosińskiego i Rosenblata.
* Pochodzący z Warszawy Żyd, Mieczysław Grajewski, pisał holocaustowe memuary-bestsellery pod pseudonimem „Martin Gray”. W okupowanej Polsce miał rozbijać wraz z cichociemnymi niemieckie więzienia, potem rzekomo uciekł z Treblinki. Wszystko okazało się fikcją.
* Historyczka z Niemiec Marie Sophie Hingst latami pisywała do gazet i gościła w radiowo-telewizyjnych audycjach o Holocauście, dzieląc się wymyśloną historią swojej rodziny, która miała zostać zamordowana w Auschwitz-Birkenau.
* Niejaki Enrico Marco, występując w hiszpańskiej telewizji, dzielił się zmyślonymi przeżyciami z lagru Flossenbürg, podrobił nawet obozowy tatuaż.
Znaleźli się i tacy, którzy masowo fałszowali świadectwa Ocalonych dla kasy.
Claims Conference, żydowska organizacja zajmująca się pozyskiwaniem niemieckich odszkodowań dla ofiar Holocaustu, wyłudziła 42,5 mln dolarów dzięki sfabrykowaniu ponad 5 tys. losów rzekomych więźniów obozów.
Wszystkie wymysły CC i wymienionych wcześniej hochsztaplerów przebiła jednak fantazją Misha Defonseca, autorka wydanych w 1997 r. wspomnień „Misha: A Memoire of the Holocaust Years”, które zostały przetłumaczone na ponad 20 języków i sfilmowane przez Francuzów pod tytułem „Przeżyć z wilkami”. Film wszedł na ekrany w 2007 r., jego rating w Internet Movie Database to 6,7 na 10. Teraz Netflix oferuje tę samą historię – tyle że już prawdziwą. Tytuł: „Misha i wilki”.
„Misha i wilki” – zwiastun
.
Tańcząca z wilkami
Pochodząca z Belgii Defonseca mieszkała w latach 80. XX w. w Mills w stanie Massachusetts. Miała kilkanaście kotów i psów, uchodziła za dziwaczkę. Swą holocaustową historię pierwszy raz opowiedziała sąsiadce, potem powtórzyła ją w lokalnej synagodze, a wreszcie w stanowym Radio Magic. Jej żydowscy rodzice – Gerusza i Reuwen – na początku lat 40. mieli zostać wywiezieni do obozu w Generalnej Guberni, ona sama oddana na wychowanie Belgom – katolikom nazwiskiem de Wael, którzy dali jej imię Monika. Czując się „niekochaną i bezwartościową”, uciekła od opiekunów, by odnaleźć tatę i mamę na okupowanym przez hitlerowców Wschodzie. Jako siedmiolatka przeszła ponad 1000 km. Miała ze sobą kompas, chleb i nóż do obrony.
– Po drodze widziałam zniszczenia i zabijanych ludzi – opowiadała w radiu. – Sama też jednego zabiłam.
Rodziców nie znalazła, ale w lasach zaprzyjaźniła się z wilkami, które „żyły w zgodzie z naturą i nie zabijały więcej, niż musiały”.
Została przywódczynią watahy. Wilki zdobywały dla niej jedzenie i broniły w trudnych sytuacjach.
Doczekawszy w lesie wyzwolenia, porzuciła tożsamość Moniki de Wael i wróciła do żydostwa jako Misha Defonseca.
22,5 miliona dolarów
W połowie lat 90. historią Mishy zainteresowała się amerykańska wydawczyni Jane Daniel. Książka powstała w ciągu kilkunastu miesięcy i od razu została zakontraktowana przez wydawców w USA, Kanadzie, Europie, Australii i Japonii. Prawa autorskie chciał kupić Disney. W ramach przygotowań do występu u Oprah Winfrey producenci talk-show wpuścili Mishę do zagrody z dzikimi wilkami pod Bostonem. Defonseca dała sobie radę, co uwiarygodniło jej opowieść. Akcja rozwijała się doskonale, póki obie panie – wydawczyni i autorka – nie pokłóciły się o przyszłe zyski.
Misha odmówiła podróży do Nowego Jorku i wejścia do studia z Oprah, ponieważ rzekomo nie mogła zostawić swoich zwierząt nawet na jeden dzień. Bez promocji Winfrey książka „Misha: A Memoire…” sprzedała się poniżej oczekiwań – w Stanach Zjednoczonych jedynie pięć tysięcy, w pozostałych krajach – jeszcze mniej. Konflikt między pisarką i edytorką narastał, aż wreszcie Misha najęła prawniczkę, a ta złożyła przeciw wydawczyni pozew o zwrot praw autorskich i wypłatę obiecanych zysków.
Mecenas Ramona Hamblin argumentowała w pozwie, że Jane Daniel uczyniła z Ocalonej źródło pieniędzy, którymi nie podzieliła się jak należy. W 2001 r. wzruszony wojenną opowieścią sąd w Middlesex uznał, że edytorka ukryła część wpływów z książki i winna zapłacić Defonsece 22,5 mln dolarów.
Ani śladu Mishy w księgach
Amerykańska wydawczyni podejrzewała już w tym czasie, że opowieść Mishy nie jest całkiem prawdziwa. Jeszcze w 1996 r. wysłała tekst uznanej żydowskiej historyczce Holocaustu Debórah Dwork. Ta poradziła, aby nie wydawać książki, ponieważ ta opowieść nie mogła się wydarzyć. Zaślepiona przyszłymi zyskami Daniel zlekceważyła jednak ostrzeżenie. Dopiero po wyroku w Middlesex chwyciła się opinii Dwork. Ustaliła w amerykańskim urzędzie imigracyjnym, że Defonseca urodziła się 5 grudnia 1937 r. w Etterbeek w Belgii, a jej biologiczna matka nazywała się Donville albo Donvil. Następnie skontaktowała się z belgijską genealożką, autentyczną Ocaloną, Evelyne Haendel, która przejrzała listy deportowanych Żydów.
Holocaust w Belgii został przeprowadzony precyzyjnie – 25 tys. nazwisk Żydów zakwalifikowanych do Auschwitz i innych fabryk śmierci spisano w kilku księgach, które znalazły się w zbiorach archiwum Biblioteki Królewskiej. W żadnej z nich nie figurowali małżonkowie Gerusza i Reuwen Donville/Donvil ani dziecko imieniem Misha.
Wilki widziała w kinie i w zoo
W 2003 r. Defonseca sprzedała prawa do książki francuskiemu wydawcy, który wypuścił ją na europejskie rynki w 18 językach. 70 tys. egzemplarzy „Przeżyć z wilkami” zeszło w samych Włoszech i Francji. Misha rozpoczęła triumfalne tournée po Europie. Odczyty w szkołach i na uczelniach, konferencje naukowe z innymi Ocalonymi, spotkania z czytelnikami, wywiady w telewizjach itd.
Tymczasem Evelyne Haendel, która nie znalazła niczego w źródłach nazistowskich i żydowskich, zabrała się do wertowania katolickich. W księdze parafialnej z Etterbeek (obecnie dzielnica Brukseli) odnalazła urodzoną w 1937 r. Monikę Ernestynę de Wael, córkę Roberta de Waela i Józefiny z domu Donvil. Co oznaczało, że Misha nie była adoptowanym, tylko naturalnym (i ochrzczonym) dzieckiem dwojga katolików. Ostatecznym dowodem okazała się księga uczniów z przedwojennej podstawówki (Eccole Communale). W latach, kiedy Misha, córka Geruszy i Reuwena Donvilów, miała się błąkać po lasach III Rzeszy i Generalnej Guberni, Monika, córka Roberta i Józefiny de Wael, chodziła do belgijskiej szkoły, a wilki mogła widzieć jedynie w brukselskim zoo.
W 2007 r., gdy edytorka Daniel i genealożka Haendel miały dowody w rękach, na ekrany francuskich kin wszedł film Very’ego Belmonta „Przeżyć z wilkami” („Survivre avec les loups”). Nie warto go oglądać: jest sztampowy, naiwny, tam gdzie ma wzruszać – śmieszy.
Dziewięcioletnia aktorka grająca Mishę – Mathilde Goffart – biega po śniegu w stroju z bajki Andersena, ucieka przed złymi, ale fajtłapowatymi Niemcami, sypia w jaskiniach i zabija nożem marudera, który gwałci w lesie inne dziecko.
Oswaja groźne wadery, które przynoszą jej upolowane przez siebie łasice. Matkuje małym wilczkom. W promującym film programie obwieszona biżuterią rzekoma Misha, czyli Monika de Wael, wystąpiła z wizerunkiem wilka na piersi u boku małej aktorki, mówiąc o swoim wzruszeniu po obejrzeniu premiery i o tym, że Matylda świetnie oddała realia jej wojennej wędrówki na Wschód.
„Przeżyć z wilkami” („Survivre avec les loups”) – zwiastun
.
W tym samym czasie Daniel i Haendel opublikowały w sieci wyniki swego dochodzenia. We Francji i w Belgii wybuchł skandal, który stał się inspiracją dla kolejnego śledztwa, tym razem dziennikarskiego.
Proszę o wybaczenie
Belgijski reporter Marc Metdepenningen (wsławiony rozszyfrowaniem afery pedofila Marca Dutroux) zadał proste pytanie: skoro biografia fałszywej Mishy Defonseki to wymysł, jaka jest prawdziwa biografia Moniki de Wael? Okazało się, że nie mniej ciekawa.
Metdepenningen odnalazł Emmę de Wael, ciotkę Moniki, a ta zdradziła, że po wojnie dziewczynkę wychowywali dziadkowie, ponieważ jej rodzice rzeczywiście zostali wywiezieni do Generalnej Guberni. Nie dlatego jednak, że byli Żydami.
Ojciec Moniki, zawodowy wojskowy Robert de Wael, po niemieckim najeździe współorganizował ruch oporu. Został wykryty przez Gestapo i zabrany do aresztu przy więzieniu Brauweiler w Kolonii. Tam, prawdopodobnie po torturach, wydał konspiracyjnych towarzyszy w zamian za ocalenie dziecka. Hitlerowcy dotrzymali słowa: pozostawili Monikę przy życiu, ale jej rodziców, Roberta i Józefinę, wysłali do Auschwitz. Dziewczynka musiała się odtąd chować z piętnem córki zdrajcy.
Artykuł Metdepenningena ukazał się w lutym 2008 na pierwszej stronie „Le Soir”. Przedrukowały go wszystkie francuskie i belgijskie dzienniki, a telewizje poświęciły tematowi programy publicystyczne. Fałszywa Misha odpowiedziała oświadczeniem: „Nazywano mnie córką zdrajcy, bo podejrzewano, że mój ojciec załamał się w czasie tortur. »Przeżyć z wilkami« to moja książka i moja historia. Nie jest prawdziwa, ale dla mnie taka była. Dzięki niej przetrwałam. Proszę o wybaczenie”.
W 2014 r. sąd stanowy Massachusetts nakazał Defonsece de Wael zwrócić zasądzone wcześniej 22,5 min dol. na konto wydawczyni.
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com