Archive | 2022/05/25

Świat na wojnie ducha. Pozostał po niej wstyd, bo inteligentni ludzie wygadywali głupstwa z poczucia patriotyzmu

Pocztówka przedstawiająca niemieckiego i austriackiego żołnierza, którzy triumfują nad Serbią, Czarnogórą, Belgią, Francją, Rosją, Anglią i Japonią. Napis na dole głosi: ‘2 przeciwko 7, Hurra! Damy radę’ (Fot. AP)


Świat na wojnie ducha. Pozostał po niej wstyd, bo inteligentni ludzie wygadywali głupstwa z poczucia patriotyzmu

Maciej Górny


Gdy tuż po wybuchu I wojny światowej brytyjscy akademicy zarzucili Niemcom “charakterystyczne dla ich kultury okrucieństwo”, niemieccy profesorowie odpowiedzieli im oskarżeniem, że “judzą Mongołów i Murzynów przeciwko białej rasie”.

.

Znów mamy w Europe wojnę, w której po obu stronach frontu znalazły się nie tylko tysiące żołnierzy i miliony cywilów, ale i najważniejsze ośrodki naukowe i kulturalne kontynentu. Instytucje i towarzystwa naukowe wydają oświadczenia i wykluczają ze swojego grona tych członków, którzy wspierają wrogie państwo. Z afisza schodzą sztuki i opery autorów niewłaściwej narodowości, zwłaszcza te o patriotycznym wydźwięku. Pojawiają się także wiernopoddańcze adresy kierowane ze świata nauki do władzy.

Wszystko to przerabialiśmy na wielką skalę nieco ponad sto lat temu. Warto pamiętać o tamtych oburzonych intelektualistach choćby dlatego, że wielu z nich po latach ze wstydem wspominało swoje zaangażowanie w „wojnę ducha”, jak nazywano owo wzmożenie.

I wojna światowa. Hunowie u bram

Uderzenia w tej wojnie następowały jedno po drugim, w tym samym rytmie, co ofensywy i kontrofensywy na frontach. 8 sierpnia 1914 r., kiedy w Belgii toczyły się walki o Liege, francuski filozof Henri Bergson wygłosił mowę ujmującą wojnę jako starcie cywilizacji (reprezentowanej przez Francję i Anglię) z niemieckim barbarzyństwem. 2 września Niemcy mieli już na koncie kilka zwycięskich bitew z Belgami, Francuzami i Brytyjczykami i zbliżali się do Paryża. Za kilka dni miała rozpocząć się bitwa nad Marną.

Henri Bergson (1859-1941) - francuski filozofHenri Bergson (1859-1941) – francuski filozof Wikimedia Commons

W tej ciężkiej chwili w „Timesie” ukazał się patriotyczny wiersz Rudyarda Kiplinga „For all we have and are” („Za wszystko, co mamy i czym jesteśmy”). Zwłaszcza jeden wers tego utworu odcisnął piętno na języku, którym przez kolejne cztery lata będzie się pisać i mówić o Niemcach: „The Hun is at the gate!” („Hunowie u bram”).

We wrześniu na rynku księgarskim Francji i Wielkiej Brytanii sypnęło broszurkami, których autorzy tłumaczyli czytelnikom zawiłości geopolityki, a nade wszystko psychiki wroga.

Dołączały kolejne tuzy: Herbert George Wells, czyli ówczesny Francis Fukuyama, zapowiadał, że wojna przyniesie ostateczny triumf liberalizmu nad wszelkimi formami autorytaryzmu.

Jak zawsze z opóźnieniem fala oburzenia dotarła do Piotrogrodu i Moskwy. Na początku października, kiedy wykrwawione armie na zachodzie utknęły w okopach, rosyjski filozof i prawosławny teolog Władimir Ern wygłosił w Moskwie odczyt, niezwłocznie opublikowany przez wpływowe czasopismo kulturalne „Russkaja Mysl”. W głowie zdolnego, choć ekscentrycznego myśliciela swobodnie łączyły się postacie i idee, których przeciętny zjadacz chleba, nawet wykształcony, nigdy by ze sobą nie zestawił. Fenomenalizm to militaryzm, pouczał słuchaczy i czytelników, natomiast działa z fabryki Kruppa stanowią praktyczną realizację filozofii Kanta. A wszystko razem wynika z fatalnych wpływów teologii protestanckiej, oświecenia i – zwłaszcza – niemieckich uniwersytetów, tych bastionów cywilizacji śmierci.

Język niemiecki to dobro niezmierzone

Herbert George Wells (1866-1946) - brytyjski pisarzHerbert George Wells (1866-1946) – brytyjski pisarz National Portrait Gallery London – www.npg.org.uk / Wikimedia Commons

Potęga niemieckich uniwersytetów rzeczywiście dała o sobie znać od pierwszych dni wojny. Niemal każdy niemiecki profesor czuł się w obowiązku, by podzielić się ze społecznością uniwersytecką swoimi przemyśleniami na temat wpływu wojny na uprawianą przezeń naukę bądź też ogólnymi dotyczącymi charakteru konfliktu. Niektórzy czynili to wielokrotnie, wchodząc w polemiki z zagranicznymi autorami. Z reguły wykłady takie były następnie publikowane, niekiedy wielokrotnie, w postaci broszur albo w prasie.

Mało kto z liczących się niemieckich intelektualistów uniknął pokusy dołączenia do chóru oburzonych patriotów. Heinrich Mann zaliczał się do takich wyjątków, jego sławniejszy brat Thomas – nie. Przeciw Anglii wypowiadali się laureat Nagrody Nobla Rudolf Eucken, Friedrich Meinecke, Hermann Oncken, Ernst Troeltsch, Wilhelm Wundt czy Werner Sombart. Swoje trzy grosze dorzucił Gerhart Hauptmann. Patriotyczna publika, spragniona uznania w oczach cudzoziemców, zaczytywała się ponadto wojennymi artykułami Houstona Stewarta Chamberlaina, zięcia Richarda Wagnera. Brytyjski rasista i antysemita był Niemcem z wyboru i kadził swoim nowym rodakom bez opamiętania. „Obce narody będą się uczyć niemieckiego z zawiści, z zainteresowania, z obowiązku albo z ambicji. Zresztą ich motywacja jest mi obojętna. Język niemiecki to dobro tak niezmierzone, że nie ma sensu roztrząsać kwestii emocjonalnych”, pisał w wydanej w 1914 r. broszurze. Tego właśnie potrzebowali odbiorcy patriotycznej publicystyki z ambicjami: poniżenia przeciwnika i wywyższenia samych siebie, ale na odpowiednim poziomie.

Bój na odezwy

Heinrich Mann (1871-1950) - niemiecki pisarz, zdjęcie z 1906 r.Heinrich Mann (1871-1950) – niemiecki pisarz, zdjęcie z 1906 r. domena publiczna

W czasie, gdy Władimir Ern wygłaszał swoje mądrości, „wojna ducha” weszła już w kolejną fazę. W drugim miesiącu walk do pojedynczych harcowników dołączyły zwarte oddziały. 18 września „Times” opublikował pierwszą krytykującą Niemcy odezwę brytyjskich akademików i pisarzy. Pisali o okrucieństwie i agresji charakterystycznych jakoby dla kultury niemieckiej oraz o niemieckiej tendencji do samouwielbienia.

Na niemiecką odpowiedź na ten zmasowany atak nie trzeba było długo czekać. We wrześniu 1914 r. 93 profesorów podpisało „Odezwę do świata kulturalnego”. Nawet dziś, ponad sto lat po jej publikacji, jest to lektura żenująca i właśnie dlatego warta zapamiętania. W kolejnych paragrafach zaczynających się od frazy „Nie jest prawdą, jakoby…” niemieccy uczeni z oburzeniem odrzucali zarzuty wobec ich armii. Większość tych zarzutów była jednak prawdziwa. Pogwałcenie neutralności Belgii było faktem, podobnie jak zbrodnie wojenne popełnione na belgijskiej ludności cywilnej oraz spalenie Louvain. Na dokładkę autorzy odezwy dorzucili jeszcze szczyptę rasizmu, stwierdzając, że: „Najmniejsze prawo, by stroić się w szaty obrońcy europejskiej cywilizacji mają ci, którzy sprzymierzają się z Rosjanami i Serbami i serwują światu żenujący spektakl, judząc Mongołów i Murzynów przeciwko białej rasie”.

Kilka tygodni po „Odezwie do świata kulturalnego” 3 tys. niemieckich akademików podpisało jeszcze radykalniejsze „Stanowisko nauczycieli akademickich Rzeszy Niemieckiej”. Właściwie mówili to samo, co atakujący ich Rosjanie, Francuzi i Brytyjczycy. Różniła się tylko ocena faktów. Niemieccy profesorowie również uznawali, że „pruski militaryzm” to kwintesencja niemieckiej kultury, tyle że byli z tego dumni. W ich oczach Krupp nie kompromitował Kanta, lecz go nobilitował.

Niemiecka odezwa naturalnie wywołała kolejne reakcje. W listopadzie francuska Académie des Sciences ogłosiła dokument stwierdzający, że wszystkie wielkie odkrycia w matematyce i naukach przyrodniczych ostatnich trzech stuleci zostały dokonane przez francuskich i anglosaskich uczonych, Niemcom bowiem brak zdolności twórczych. W ślad za słowami poszły czyny. Francuzi zaczęli usuwać z grona Akademii tych niemieckich uczonych, którzy zabrali głos w czasie wojny. Académie des Inscriptions et Belles-Lettres postąpiła analogicznie, skreślając choćby popularnego wówczas kompozytora Engelberta Humperdincka. To z kolei uruchomiło reakcję łańcuchową w łonie kilku niemieckich akademii, także wycinających ze swych szeregów Francuzów, chociaż w mniejszej liczbie, bo też mimo francuskich uchwał zwłaszcza w naukach ścisłych i technicznych wyraźnie zaznaczała się niemiecka przewaga.

Bohaterowie i groszoroby

Czystki w towarzystwach naukowych nie były europejską regułą. Pojawiały się wyspowo i trudno wskazać w nich jakieś ogólne prawidłowości. Nie zawsze też stanowiły odbicie emocji uczonych. O usunięciu Niemców z Moskiewskiego Towarzystwa Psychologicznego zadecydował jednoosobowo minister oświaty, oszczędzając rosyjskim naukowcom rozterek.

Wymiana ognia między instytucjami nauki i kultury nie przerwała kanonady oskarżeń i impertynencji ze strony pojedynczych intelektualistów. Byli wśród nich liderzy opinii, ustanawiający ramy dyskursu oraz setki naśladowców. W grudniu 1914 roku Henri Bergson wygłosił kolejną mowę, nadającą ton późniejszym antyniemieckim wypowiedziom. Kiedyś – przyznawał – Niemcy kojarzyły się z poezją i metafizyką. Są to jednak dawne dzieje. Obecnie pruska dominacja narzuca kulturze narodowej szkodliwy charakter. Wprowadza zmechanicyzowaną, nieludzką organizację, całkiem podobną do tej, która panowała w niemieckiej armii. Pod wpływem tego drylu lub też – jak dodawał filozof – na skutek cech wrodzonych Prusakom „idea Prus zawsze ewokowała wizję brutalności, surowości, automatyzmu, tak jakby wszystko funkcjonowało tam jak w zegarku, poczynając od gestów władców, a kończąc na kroku marszowym żołnierzy”. Zbiorowe proklamacje niemieckich naukowców Bergson uznał za przejaw „naukowego barbarzyństwa”.

Zgodnie z logiką konfliktu w odpowiedzi na jego mowę posypały się ze strony pomniejszych niemieckich autorów najcięższe oskarżenia pod adresem Francji, Anglii, a w szczególności samego „bezmyślnego” Bergsona. Jakiż z niego zresztą filozof, skoro – jak dowodził jeden z oburzonych Niemców – Bergson to nikt więcej, tylko plagiator genialnego Schopenhauera.

Poważniejsza odpowiedź wyszła spod poważniejszego pióra. Werner Sombart, jeden z najwybitniejszych socjologów europejskich, opublikował na początku 1915 r. głośne dziełko „Händler und Helden” [Handlarze i bohaterowie]. Sombart podchwycił jeden z zarzutów Bergsona i uczynił z niego fundament własnej pozytywnej oceny niemieckiego charakteru narodowego. Militaryzm kojarzył się Bergsonowi z tępym okrucieństwem, pruskim drylem i niepotrzebną stratą najlepszych istnień. Sombart wszystkie te skojarzenia uznał za przejawy niskiego materializmu i merkantylizmu francuskich i brytyjskich kupczyków. Tylko w ramach prawdziwego (a więc niemieckiego) idealizmu można zrozumieć, że czasami warto walczyć i ginąć dla wyższego dobra, dla narodu, państwa i niemieckiego ducha. Niemcy to rozumieją, ich przeciwnicy nie. Dlatego ci pierwsi to urodzeni bohaterowie, nowoczesny naród wybrany, podczas gdy ci drudzy są tylko ograniczonymi i tchórzliwymi groszorobami.

Prostactwo pod warstwą erudycji

Energia i ochota do walki większości zachodnioeuropejskich intelektualistów wyczerpała się w ciągu pierwszych dwóch lat wojny, czyli mniej więcej wtedy, kiedy kobiety, wystające w kolejkach po chleb w Rosji, Austrii i Niemczech, przestały pokornie czekać na zmiłowanie i zaczęły siłą domagać się lepszego zaopatrzenia.

Wojna toczyła się jednak dalej i póki trwała, nie było mowy o odwołaniu wzajemnych obelg czy też o przywróceniu odebranych honorów.

Przyszedł na to czas w latach 20., w zupełnie nowym świecie, któremu zresztą świetlana przyszłość nie była pisana. „Wojna ducha” to w kontekście obu tych prawdziwych wojen zaledwie drobny epizod bez większego znaczenia.

Coś jednak po niej zostało. Po pierwsze, wstyd. Jeszcze w czasie wojny niektórzy z intelektualistów zaangażowanych zaczęli się dystansować od swoich wypowiedzi z lata i jesieni 1914 r. Kiedy oburzenie opadło, w całej okazałości ukazały się składniki tych narracji: bezsensowne używanie wielkich kwantyfikatorów, psychologiczne brednie o „duszy rosyjskiej”, „angielskim materializmie” albo „niemieckim militaryzmie” jak o cechach genetycznych całych zbiorowości, a także prostactwo ukryte pod warstwą erudycji.

Silnym bodźcem do rewizji wcześniejszego stanowiska okazała się także zmiana nastrojów społecznych w ostatnich latach wojny. W 1918 r. zwłaszcza w Rosji i w państwach centralnych ludzie już tak bardzo pragnęli pokoju, że podżeganie do walki z wrogiem straciło swój cały powab. Przestało przynosić uznanie i popularność, a z czasem nawet profit. Do głosu doszli za to pacyfiści, niektórzy obdarzeni wyjątkowo ostrym językiem. Karl Kraus wydał w 1918 r. „Ostatnie dni ludzkości”, niezwykłą, śmieszną i straszną sztukę złożoną w znaczniej mierze z autentycznych idiotyzmów czasu wojny. W takim lustrze mało kto z austriackich czy niemieckich intelektualistów pragnął się przeglądać.

Jak Rosja dogoniła przeszłość

Po 1918 r. uczonym i artystom z obu stron przyszło milczkiem wycofywać się z przedwczesnych decyzji o wykreśleniu z list członków akademii nauk i sztuk.

Pierwsze powojenne kongresy naukowe odbywały się jeszcze w warunkach praktycznego bojkotu Niemiec i ich dawnych sojuszników, ale wkrótce i z tego zrezygnowano.

Wyjątkowo długo utrzymywał się bojkot niemieckich geografów, przełamany dopiero przez polskich gospodarzy światowego kongresu w 1934 r. Zapewne niejednemu koryfeuszowi nauki przeszło przez myśl pytanie: po co było jeść tę żabę?

Wstyd z powodu motywowanych patriotyzmem głupstw, które w czasie wojny wygadywali skądinąd wybitnie inteligentni ludzie, odciska się wyraźnie na sposobie, w jaki temat ten traktowali późniejsi historycy i literaturoznawcy we Francji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. W ich oczach ta historia to przede wszystkim przestroga, wymowny przykład, że talent i wykształcenie nie są niezawodną ochroną przed zaczadzeniem nienawiścią i samouwielbieniem.

Gdzieniegdzie jednak zachowały się nisze, w których „wojna ducha” toczy się w najlepsze dalej. Kilka lat temu rosyjski literaturoznawca Ilia Kukulin przypomniał wojenny esej Władimira Erna o Kruppie i Kancie, zauważając, że idea prowadzenia wojny aż do zniszczenia zwyrodniałej niemieckiej kultury po niewielkim tuningu ma się znakomicie w publicystyce prokremlowskich ideologów. Amoralny, skażony homoseksualizmem i genderem Zachód zajął miejsce kajzerowskiej Rzeszy, ale tradycyjna i konserwatywna Rosja z wyobrażeń Erna doskonale współbrzmi z wizjami dzisiejszych rosyjskich nacjonalistów, uzasadniając ksenofobię i agresję. „Dziedzictwo tego dyskursu, choć niewidoczne, pozostaje żywe w rosyjskiej kulturze” – przestrzegał Kukulin w 2014 r. Cóż, chyba właśnie przestało być niewidoczne.

Prawdziwa historia nie powinna mieć morału, ta go jednak posiada. Doświadczenie „wojny ducha” uczy, że linia oddzielająca moralne wzburzenie od nienawiści jest cienka i w oparach oburzenia łatwo można ją przeoczyć. To szczęście, kiedy nie trzeba przyłączać się do chóru oburzonych. Cieszmy się, że nikt nas nie próbuje do tego zmusić. Nasza przyzwoitość nic nie kosztuje. Czasami jednak sprzeciw bywa kosztowny. Ilia Kukulin, autor artykułu o Ernie, na „operację specjalną” na Ukrainie zareagował opublikowaniem wraz z żoną, historyczką Marią Majofis, listu protestacyjnego. W odwecie zostali wyrzuceni z pracy w do niedawna elitarnej Wyższej Szkole Ekonomii w Moskwie. Na początku marca wraz z córką uciekli do Armenii, potem na Łotwę, szukając nowego miejsca do życia. Takich jak oni jest znacznie więcej. I oni także są Rosjanami.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


Over 20k immigrants to Israel since Ukraine war began; almost half from Russia

Over 20k immigrants to Israel since Ukraine war began; almost half from Russia

ZVIKA KLEIN


The war between Russia and Ukraine is sending out refugees from both sides

.
Ukrainian Jews return to Israel. /  (photo credit: MARC ISRAEL SELLEM)

Since the beginning of the Russian-Ukrainian war, more than twenty-one thousand Ukrainian, Russian and Belarusian individuals; eligible for the Israeli Law of Return have entered Israel and most of them are already Israeli citizens.

Expectations versus reality

Yet even though there were expectations of hundreds of thousands of immigrants from Ukraine – almost half of the immigrants are from Russia. 21,404 entitled to the Right of Return have arrived in Israel since the Russian-Ukraine broke out in February, most of them have already officially become Israeli citizens – according to data from the Ministry of Aliyah and Absorption on Tuesday.

According to the ministry, 1,153 of those who are entitled to make aliyah have still not finished their immigration process. 10,019 of the immigrants are from Ukraine, 9,777 are from Russia and 455 made aliyah from Belarus. On Monday, 211 new immigrants arrived in Israel from these countries.

REFUGEES FROM Ukraine and Russia board their aliyah flight at Chisinau Airport. (credit: BRIAN SCHRAUGER)

The Jerusalem Post spoke at the beginning of the week to about a dozen new immigrants from Russia who have arrived in Israel in the past few months and left for different reasons. Most of them have already returned to the Jewish state and most of the others intend to return in the near future.

“I don’t know any recent immigrants from Russia who have returned to Russia with no future plans to come back to Israel,” said Alex, a Russian Jew who made aliyah recently from Moscow. “Most of the people returned to Russia for some time because the decision to come to Israel was urgent and not well-prepared.”

These olim (new immigrants) feel the need to speak up as a result of public discussion in Israel after the Post’s inquiry a month ago claiming that some 1,800 of the Russian Jews who immigrated to Israel since the war began have returned to Russia with their new Israeli passports. Alex and the rest of the new immigrants who spoke to the Post have asked for their names not to be revealed because they are afraid of being threatened by the Russian regime.


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com


The Netherlands Searches Art Collection for Nazi-Looted Works in Government Buildings, Museums

The Netherlands Searches Art Collection for Nazi-Looted Works in Government Buildings, Museums

Shiryn Ghermezian


The Dutch parliament building. Photo: Michiel Jelijs/Flickr.

The Netherlands is probing whether there are any Nazi-looted artworks from World War II in its national holdings, including government buildings, according to a report Monday by the Dutch-language RTL News.

The Cultural Heritage Agency of the Netherlands will examine all the works in the Netherlands Art Property Collection that were returned to the country from Germany by Allied forces after World War II, including paintings that are currently in museums, the Senate, House of Representatives, embassies and other government buildings. A team has been set up to conduct the investigation, which is expected to take roughly four years.

The Dutch government began a similar investigation last year, and the present inquiry began after questions surfaced about the painting “Fishing boats off the coast” by Dutch painter Hendrik Willem Mesdag, which has hung in the Dutch parliament for decades.

Speaker of the Dutch House of Representatives Vera Bergkamp said as soon as she discovered concerns that the Nazis may have stolen the painting from a Jewish family during World War II, she had the artwork taken down. “When I read that, I immediately said it should be investigated as soon as possible. It is my moral responsibility to cooperate with this,” Bergkamp told RTL News.

The Netherlands Art Property Collection includes 3,500 works of art, Dolf Muller, of the Cultural Heritage Agency, told the Dutch broadcaster. He added, “If the researchers discover looted art in the Dutch collection, they’ll do everything they can to find the original owner.”

Since World War II, the Dutch government has returned nearly a thousand Nazi-looted artworks to their original owners, which are mostly Jewish families, according to RTL News. Last week, the Netherlands returned two paintings to a Jewish family that was discovered to have stolen by Nazi forces. Jacob Kohnstamm, who chairs the restitution committee that assesses claims about looted art, noted, “the price of the two works is less than 500 euros ($536), but the emotional value is indescribable.”


Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com