Wróćmy do wiosny i lata 1939 r. Afera Sosnowskiego pociągnęła za sobą poważne zmiany personalne w Oddziale II. To nie mogło pomóc pracy wywiadu.
– Rzeczywiście. Stanowiska straciło 12 oficerów, m.in. szef Oddziału II SG płk dypl. Tadeusz Pełczyński, szef Wydziału IIa Stefan Mayer, kierownik Referatu „Zachód” mjr dr Adam Świtkowski. Było to wynikiem raportu komisji gen. Tadeusza Kutrzeby.
Niektórzy historycy wątpią w jego istnienie.
– Nie ma go w archiwach, ale generalny inspektor nie mógł podjąć takich decyzji personalnych na podstawie ustnej rekomendacji. Zaczęło się od grypsu mjr. Sosnowskiego, którego kontrwywiad nielegalnie przetrzymywał, po tym jak Niemcy go wymienili na swoich szpiegów. Dotarł on do marszałka Śmigłego, który nakazał zbadanie sprawy i wymógł proces majora. W pierwszej instancji wyrok był skazujący, oficer się odwoływał. Tymczasem wywiad przejął płk dypl. Marian Smoleński. Jednak Stefan Mayer dalej doradzał swemu następcy, pułkownikowi Wilhelmowi Heinrichowi.
Następca Świtkowskiego, major Tadeusz Szumowski, zaczął od objazdowego przejęcia placówek w Europie. Na początku marca 1939 r. w wagonie restauracyjnym z Wiednia do Lipska podsłuchał rozmowę oficerów SS, którzy wspomnieli, że 15 marca Wehrmacht wkroczy do Pragi. Natychmiast wysłał depeszę, którą oceniono jako przejaw panikarstwa. Po potwierdzeniu Sztab Główny był w szoku, ale Oddział II SG teraz otrzymał niemal nieograniczone fundusze na prowadzenie wywiadu. Pośpiesznie opracowano wytyczne do organizacji sieci strategicznej i operacyjnej. Dobrym pomysłem, jeszcze mjr. Świtkowskiego, było utworzenie szeregu placówek limitrofowych w państwach sąsiadujących z III Rzeszą.
Polacy dokładnie rozpoznali niemieckie przygotowania do wojny?
– Tak, wystarczająco dokładnie. Wywiad meldował od lata 1939 r. o wzmożonych ruchach jednostek Wehrmachtu wzdłuż polskich granic. Referat „Zachód” po 1934 r. zbierał informacje na podstawie osobistych obserwacji oficerów i wielu innych źródeł. Taka praca wykluczała pomyłki dyslokacyjne. Oficerowie znali język, kończyli niemieckie lub austriackie szkoły, walczyli na frontach Wielkiej Wojny. Na przykład Szczęsny-Choynacki śledził kolumny pancerne i zmotoryzowane, notował ich numery i znaki taktyczne.
Zewsząd do zachodniej centrali wywiadu napływały informacje o koncentracji nad polską granicą jednostek taktycznych różnych rodzajów wojsk.
25 sierpnia otrzymano meldunek, że dywizje pancerne dostały wojenne kody i pasma radiowe. Agresję zwiastowały pozyskane karty mobilizacyjne z miejscem stawiennictwa, np. Poznań. Świadczyło to o pewności zwycięstwa. Dynamiczny por. Marian Długołęcki z placówki wywiadu w Breslau (Wrocław) urwał się obserwacji Gestapo, dotarł do Berlina i przekazał ppłk. Szymańskiemu informację o koncentracji oddziałów pancernych w rejonie Kreuzburga (Kluczborka) i transportach nowych czołgów przez Oppeln (Opole) do granicy państwowej. Ten i wiele innych meldunków składało się na w miarę dokładny obraz niemieckiej koncentracji.
Niemcy pod koniec sierpnia 1939 r. nie kryli się z maskowaniem jednostek taktycznych. Mieli przewagę materiałowo-sprzętową. Na Pomorzu koncentrację do agresji, zamiast agentów Ekspozytury 3, obserwowali ppłk A. Szymański i radca Stefan Lubomirski. Służba w wywiadzie w tamtym czasie obfitowała w dramatyczne przypadki. W pobliżu Berlina na samochód polskiego oficera najechał wóz obserwacyjny Gestapo. W Breslau porucznik Długołęcki uskoczył przed uderzeniem.
Rozpoznanie było dobre, ale według pana jeszcze w sierpniu 1939 r. marszałek Rydz -Śmigły nawet nie wyobrażał sobie rozwoju przyszłej sytuacji wojennej.
– Musiał mieć wyobrażenie! Zaakceptował jednak liniowe dyslokowanie armii wzdłuż granic z III Rzeszą. Płytka obrona była łatwa do przełamania. To najlepszy dowód, że zignorował informacje Referatu „Zachód” zwiastujące kierunki uderzeń. Jeszcze w maju 1939 r. wyraził zgodę na brak ograniczonej „szczerości” w rozmowach negocjacyjnych z delegacją brytyjską. Błędna była decyzja dyslokacji Korpusu Interwencyjnego do „szachowania” Wolnego Miasta Gdańska. Generalny inspektor nie słuchał sugestii gen. Tadeusza Kutrzeby w kwestiach operacyjnych i łączności w WP. To nie jest tak, że z perspektywy czasu łatwo krytykować przywódców II RP. Beck miał dostęp do informacji, a marsz. Rydz -Śmigły znał potęgę niemiecką, wyposażenie Wehrmachtu, doktrynę użycia, kierunki natarć. Nie wyzyskał wiedzy, którą dostarczył wywiad. Wygrać wojny nie mieliśmy szans, mogliśmy ją sensowniej rozegrać.
A co mógł właściwie zrobić? Przecież III Rzesza była potęgą gospodarczą, a Polska była biedna.
– Latem 1939 r. już nic nie można było zrobić. Obowiązywał plan „Zachód”. Od 1936 r. kierownictwo wojska uczyniło dużo, by modernizować armię. Jednak wciąż opierano się na piechocie i kawalerii. Istniało silne lobby dla 11 brygad kawalerii, która była niezwykle kosztowną bronią. Zacofanie armii wynikało z ubóstwa państwa. Wojsko Polskie stać było na sformowanie jednej brygady motorowo-pancernej. Druga była tworzona w czerwcu, jej dowódca płk Stefan Rowecki nie miał prawa jazdy… Niemiecki gen. Wilhelm Adam, patrząc na mapę, powiedział wprost sojuszniczemu dyplomacie w Berlinie, że na miejscu polskiego szefa Sztabu Generalnego nie przespałby spokojnie ani jednej nocy. Czechy nie istniały od połowy marca, a Słowacja była od Niemiec uzależniona. Generalny inspektor czekał trzy miesiące i dopiero w lipcu nakazał sformować Armię „Karpaty”. Oddział II sztabu Armii „Kraków” meldował systematycznie, że na Słowacji oddziały robocze Wehrmachtu budują drogi dofrontowe do granicy z Polską. Inna sprawa, że obszar Słowacji niemal do ostatnich dni podlegał Referatowi „Wschód”, który nie informował o zagrożeniu z południa. Oficerowie referatu nie znali języka niemieckiego, struktury, oznaczeń taktycznych itp.
Mapa Europy w 1939 r. przed niemiecką napaścią na Polskę Various, Public domain
Za to Referat „Wschód” lokował XIX Korpus Pancerny słynnego potem gen. Heinza Guderiana na Morawach.
– To jedna z większych kompromitacji referatu wschodniego. Kierownik Referatu „Zachód” mjr T. Szumowski twierdził już wówczas, że był to błąd dyslokacyjny, gdyż miał informacje, iż oficerowie 3. Dywizji Pancernej mają stawić się na sztabowe ćwiczenia aplikacyjne w Prusach Wschodnich. Szef sztabu gen. Wacław Stachiewicz nie przyjmował do końca tej informacji do wiadomości. XIX Korpus Pancerny rozbił we wrześniu 1939 r. Armię „Pomorze”.
Jan Henryk Żychoń też nie wiedział o tym korpusie, choć koncentrował się on na terenie, który miała obserwować ekspozytura w Bydgoszczy.
– To jeden z większych jego błędów operacyjnych. Podobnie jak niedostrzeżenie przygotowań do akcji dywersyjnej w Bydgoszczy, chociaż za kontrwywiadowcze rozpoznanie obszaru odpowiadał SRI w Toruniu. Żychoń, świetny oficer wywiadu, działał zdecydowanie ofensywnie, miał agentów w niektórych centralnych urzędach wojskowych III Rzeszy i odnosił sukcesy. Jednak zaniedbał przedpole operacyjne. Major Szumowski i referat studyjny z jego sprawozdań i meldunków nie wychwycili informacji, że na Pomorzu Zachodnim koncentrował się XIX Korpus Pancerny. Dowódca Armii „Pomorze” generał Władysław Borntowski był skazany na Ekspozyturę 3. Mógł stawiać jej pytania w kontekście koncentracji jednostek Wehrmachtu przed agresją.
A co Niemcy wiedzieli o polskim wojsku?
– Rozpoznanie jednostek polskich było znacznie słabsze. Potwierdza to mapa operacyjna OKH z 31 sierpnia 1939 r. Abwehra miała nieograniczone fundusze, pozyskiwała informatorów m.in. wśród mniejszości niemieckiej. Słabsze rozpoznanie nie miało jednak większego znaczenia w związku z olbrzymią przewagą sprzętowo-materiałową Wehrmachtu. Nie wpłynęło na przebieg wojny we wrześniu 1939 r. Z dokumentów agencyjnych wiadomo, że niemieccy oficerowie rezerwy w czasie odczytów uniwersyteckich oceniali żołnierza polskiego wysoko ze względu na wytrzymałość fizyczną. Podkreślano dobre wyszkolenie taktyczne oddziałów, ale słabą techniczną liniową i zaopatrzeniową mobilność.
Uzbrojenie armii polskiej było prymitywniejsze od czeskiej.
Ogólna ocena: „Polska w stosunku do Niemiec jest prawie bezbronna. Polak mógłby wprawdzie zasłonić Niemcy przed rosyjską inwazją”.
Dr hab. prof. nadzw. Aleksander Woźny – jest historykiem i politologiem. Wykładał na Uniwersytecie Opolskim i Pedagogicznym w Krakowie. Specjalizuje się w historii najnowszej i wojskowości (w tym wywiadu wojskowego). Wcześniej kierował Muzeum Czynu Powstańczego (Góra Świętej Anny). Wydał m.in. “Niemieckie przygotowania do wojny z Polską w ocenach polskich naczelnych władz wojskowych w latach 1933-1939” (Warszawa 2000)