Rok 1961, Elżbieta II wizytuje Ghanę – na plakacie w towarzystwie przywódcy Ghany Kwame Nkrumaha (Fot. AP)
Imperium Elżbiety. Brytyjczycy wmówili światu, że rozstali się z koloniami jak na dżentelmenów przystało
Andrzej Brzeziecki
Wymagać od królowej brytyjskiej, by w połowie XX w. cieszyła się z upadku imperium, to tak jakby żądać od kogoś, by tańczył na własnym pogrzebie. A Elżbieta II zatańczyła.
Był 21 kwietnia 1947 r., Wielka Brytania wyszła z niedawnej wojny zwycięska, ale zrujnowana. Było jasne, że imperium chyli się ku upadkowi. Miliony jego mieszkańców, a wielu walczyło w imieniu króla na frontach, oczekiwało jakiegoś znaku nadziei. Słowa młodej Elżbiety odebrano jako zapowiedź walki o utrzymanie imperialnego statusu. Nie mogły one jednak zmienić biegu dziejów – dwa miesiące później Indie ogłosiły niepodległość. Jeszcze rodzice Elżbiety byli imperatorami Indii, którymi jako wicekról administrował spokrewniony z nią Louis Mountbatten.
Wyprawa rodziny królewskiej do Afryki Południowej miała ważny cel. Kraj targały konflikty – niderlandzcy Burowie kontra potomkowie Anglików, biali kontra czarni. Chodziło o utrzymanie kraju w powstającej na gruzach imperium Wspólnocie Brytyjskiej. Commonwealth pomyślany został jako handlowy, kulturowy i sportowy klub niepodległych państw. Pod światłym przewodnictwem Londynu oczywiście… Jego idei nikt się nie sprzeciwiał, bo nikt nie wiedział, czym organizacja, skupiająca dziś zarówno miliardowe Indie, atomową i gospodarczą potęgę, jak i maleńkie państwa na Pacyfiku i Karaibach, ma być. Według Winstona Churchilla miała być niczym poświata księżyca – nieokreślona, ale też niezłomna.
Królowa Elżbieta, córka swoich czasów
Podczas kolejnej wyprawy w 1952 r., tym razem do Kenii, brytyjskiej kolonii, Elżbieta dowiedziała się o śmierci ojca. Obejmując w 1953 r. tron stała się Elżbietą II, nawiązując do wielkiej imienniczki z XVI w., budowniczej imperium. Liczono, że młoda królowa stanie się uosobieniem odnowy imperium. Od roku Wielka Brytania miała broń atomową, co pozwalało sądzić, że wciąż będzie jednym z głównych rozgrywających w świecie.
Urodzona w 1926 r. Elżbieta dorastała wśród ludzi, którzy pamiętali królową Wiktorię i czasy, gdy rozrost imperium wydawał się nie mieć końca. Opowieści oficerów służących na krańcach świata w imieniu monarchii, skarby przywożone z kolonii – klejnoty, dywany czy choćby lwy do londyńskiego zoo – to formowało umysły klasy rządzącej. Tak jak twórczość Rudyarda Kiplinga opiewającego „brzemię białego człowieka”.
Elżbieta i Filip pozują do zdjęcia ślubnego, 1947 r.
Gdy obejmowała tron, premierem był sam Churchill, pogromca Hitlera, a wcześniej uczestnik wielu kolonialnych walk, m.in. bitwy pod Omdurmanem w 1898 r., w której pomszczono legendarnego generała Charlesa Gordona, poległego w walce z antybrytyjskim powstaniem Mahdiego.
Podczas koronacji Elżbiety II arcybiskup Canterbury tłumaczył jej w kazaniu, że sam Bóg ją wezwał, by prowadziła swych poddanych. Takie słowa wtedy traktowano serio.
Ten dzień był wolny od pracy i szkoły we wszystkich krajach Wspólnoty – od Karaibów po Australię.
I czy mogło być przypadkiem, że właśnie w dniu koronacji świat obiegła wiadomość o zdobyciu Mount Everest przez Nowozelandczyka Edmunda Hillary’ego, jej poddanego członka wyprawy organizowanej przez Brytyjczyków? Konserwatywne gazety wzywały Wielką Brytanię, by na powrót przewodziła światu.
Nazajutrz Churchill mówił wzruszony, że odśpiewanie znów hymnu „God Save the Queen” (zamiast „God Save the King”) przyprawiło go o dreszcz emocji i przypomniało blask ery wiktoriańskiej.
Wychowana w tradycyjnym środowisku Elżbieta II była córką swoich czasów i trudno oczekiwać, by w latach 50. i 60. XX w. miała świadomość dzisiejszych krytyków epoki kolonialnej. To tak, jakby od papieży tamtej epoki domagać się akceptacji dla antykoncepcji czy zniesienia celibatu.
Raczej należałoby docenić, że Elżbieta II zaakceptowała dekolonizację. Biali i kolorowi mieszkańcy kolonii byli dziedzictwem imperium, które nałożono na głowę Elżbiety wraz z koroną – była za to dziedzictwo odpowiedzialna, jak również cała rządząca Wielką Brytanią elita.
Królowa Elżbieta II w Queensland, Australia, 1970 r.
Zgodnie z brytyjskim ustrojem nie ona była głównym rozgrywającym, ale rodzina królewska asystowała przy narodzinach wielu państw – najczęściej przyglądając się ceremonii ściągania brytyjskiej flagi w ich stolicach. Oczywiście nie obyło się przy tym bez błędów. Z jednej strony królowa okazywała solidarność białym, którzy nie godzili się z tym, co nieuchronne, z drugiej – o czym zapomina się, krytykując zmarłą królową – bywała zbyt wyrozumiała dla afrykańskich krwawych dyktatorów. Przymykała oczy, byle tylko utrzymać ich przy Wspólnocie, która nadaje Wielkiej Brytanii międzynarodowe znaczenie.
Z terrorysty bojownik
Koronacja i zaraz potem podróż po koloniach i krajach Wspólnoty – w kilkunastu była królową – były fundamentem jej związków z krajami upadającego imperium. Witana entuzjastycznie przez tłumy zrozumiała, że jej misją jest przewodzenie państwom Commonwealthu.
Wiązało się to z wieloma wyzwaniami. Musiała lawirować między niepodległościowymi aspiracjami mieszkańców kolonii i nowych państw, interesami klasy rządzącej i brytyjskiego przemysłu, nastrojami na Wyspach i strategicznymi celami Londynu w czasie zimnej wojny.
Dekolonizacja była nieunikniona, a monarchii pozostało przyjmować ten proces z uśmiechem. Dwaj popularni komicy brytyjscy Peter Cook i Jonathan Miller trafnie oddawali paradoks epoki. W jednym ze skeczy książę Filip, mąż Elżbiety II, wraca do Londynu z uroczystości uzyskania przez Kenię niepodległości. Zapytany przez dziennikarza, co symbolizowała jego obecność, odpowiada: „Kapitulację”. Książę podkreśla wspaniałe przyjęcie, jakie mu zgotował przywódca byłej kolonii Mr Jomo Kenyatta. Dziennikarz docieka: „To ten sam, którego Brytyjczycy trzymali w więzieniu?”. Niezmieszany książę Edynburga mówi: „No tak, ale wtedy myśleliśmy, że jest terrorystą Mau Mau. Teraz, oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że był bojownikiem o wolność”.
Bojowników o wolność odwiedzali jednak nie tylko wysłańcy Windsoru, ale także przybysze z Moskwy, którzy wiele obiecywali i których egalitarna i antykolonialna retoryka była miła dla ucha. Królowa chcąca utrzymać Commonwealth musiała więc dbać o relacje z przywódcami byłych kolonii. W 1957 r. Ghana wybiła się na niepodległość, a jej przywódca Kwame Nkrumah wprowadził rządy dyktatorskie, wsadzając za kratki oponentów. Elżbieta II wybrała się jednak do Akry, gdzie nawet zatańczyła z Nkrumahem, a ten oczarowany nazwał ją najbardziej socjalistyczną monarchinią na świecie.
Królowa Elżbieta II tańczy z prezydentem Ghany Kwame Nkrumahem podczas wydanego na jej cześć balu w stolicy kraju Akrze. Królowa odwiedziła Ghanę w 1961 r.
Nie wszystkim taki pragmatyzm mógł się podobać – zwłaszcza obrońcom praw człowieka.
Szanujcie pana Smitha
Na drugim biegunie byli biali mieszkańcy kolonii, którym groziła utrata władzy i uprzywilejowanej pozycji. Należał do nich Ian Smith, lider białych Rodezyjczyków. Miał piękną wojenną przeszłość jako pilot Royal Air Force, był rojalistą, a jako uosobienie brytyjskości (wysportowany blondyn) cieszył się popularnością dominujących w pałacu Buckingham konserwatystów.
Wprawdzie sprzeciwiająca się demontażowi imperium radykalna Liga Imperialnych Lojalistów była organizacją małą, choć krzykliwą, ale w wyższych klasach nie brakowało ludzi uważających, że Londyn w wyniku dekolonizacji porzuca swych najlepszych synów.
Tyle że akurat rządziła Partia Pracy, a premier Harold Wilson słusznie rozumował, iż jego wyborcy – którzy nie byli beneficjentami kolonializmu – woleli świadczenia socjalne i opiekę medyczną niż poczucie, że ich kraj przewodzi światu.
W samej Wielkiej Brytanii, jak zauważył historyk Lawrence James, nazwy wielu kolonii były znane głównie zbieraczom znaczków pocztowych.
Premier Wielkiej Brytanii Harold Wilson i prezydent USA Lyndon B. Johnson, 29 lipca 1966 r.
Królowa nie mogła jednak lekceważyć ludzi takich jak Smith, którzy często przypominali, jak to przelewali krew za Wielką Brytanię. Darzyła go też sympatią i gdy premier zadbał, by nie zaproszono go na stypę po pogrzebie Churchilla, przyjęła go i przeprosiła za incydent.
Dekolonizacja zakładała, że w nowych państwach władzę przejmuje większość – tyle że większość była czarna i Smith władzy oddać nie chciał.
Ale Elżbieta II nie mogła jednak lekceważyć nastrojów czarnoskórych obywateli, których było znacznie więcej. Istna kwadratura koła.
Krwawi tyrani
Smith i jego poplecznicy poczuli się zdradzeni przez królową, w imieniu której ogłosili nawet niepodległość – choć ona nie przyjęła tytułu. Londyn musiał wysłać na miejsce Królewskie Siły Powietrzne, które miałyby walczyć z ludźmi deklarującymi fanatyczną wierność królowej… Przysłani oficerowie fraternizowali się z buntownikami.
Ostatecznie królowa odcięła się od Smitha prowadzącego partyzancką walkę z przejmującymi władzę czarnymi, na których czele stał Robert Mugabe, pojętny uczeń Nkrumaha. Mugabe najpierw spędził dziesięć lat w rodezyjskim więzieniu, by potem znaleźć azyl w… Londynie, następnie wrócić do Afryki i walczyć ze Smithem. Gdy stanął na czele Zimbabwe, z czasem z bojownika o wolność stał się tyranem.
Robert Mugabe (1924-2019) – premier Zimbabwe w latach 1980-1987, prezydent Zimbabwe w latach 1987-2017. Zdjęcie wykonane 19 października 1979 r.
Jeden z biografów królowej Elżbiety II, Andrew Marr, uważa, że pałac Buckingham w trosce o zachowanie swej pozycji jako podpory Wspólnoty Brytyjskiej bywa bezwzględny i pozbawiony sentymentów.
Tak było w przypadku reżimu Idi Amina w Ugandzie. Amin służył w oddziale Królewskich Strzelców Afryki, w którego szeregach dobrze walczył z kenijskimi powstańcami Mau Mau. Choć już wtedy znany był ze skłonności do tortur, Londyn miał o nim dobre zdanie. A gdy obalił rządzącego Ugandą Miltona Obote’a, zaproszono go nawet do Anglii i w lipcu 1971 r. spotkał się na lunchu z królową. Niektórzy już wtedy widzieli błysk szaleństwa w jego oczach. Reszta historii jest znana: rządy Amina, który ogłosił się także królem Szkocji, kosztowały życie około 100 tysięcy ludzi.
Niecna operacja „Windsor”
Wszystko to nie pozwala twierdzić, że Elżbieta II wspierała jedynie białych kolonistów. Przecież właśnie rządzona przez białą mniejszość Afryka Południowa wystąpiła ze Wspólnoty w 1960 r., nie godząc się na wielorasowy charakter tego klubu.
Konserwatywni krytycy dekolonizacji wskazują na gospodarczy upadek dawnych kolonii i krwawe rządy czarnych przywódców. Zapominają jednak, że ludzie pokroju Amina byli tworami tegoż kolonializmu – niejednokrotnie szkolonymi i kształconymi nad Tamizą.
Brytyjczycy wszak trenowali służby nowych państw Wspólnoty – miały one zwalczać terrorystów i komunistyczną partyzantkę, często jednak wykorzystywane były do zwalczania opozycji. Póki interesy Londynu nie były zagrożone, patrzono na to przez palce.
Wspólnota Brytyjska jest tworem dość nieokreślonym, nie bardzo ma jak karać wchodzące w jej skład niedemokratyczne reżimy. Elity kontrolujące brytyjską gospodarkę boją się, że państwa te, obsztorcowane przez Londyn, zaczną robić interesy z innymi.
Cynizm Brytyjczyków dał o sobie znać w Gujanie Brytyjskiej. W kwietniu 1953 r. wygrał tam wybory Cheddi Jagan – antykolonialny przywódca zainspirowany uzyskaniem niepodległości przez Indie. Cztery miesiące później, a dwa miesiące po koronacji Elżbiety II, premier Churchill zatwierdził operację obalenia Jagana przez brytyjskie służby. Miała ona kryptonim, nomen omen, „Windsor”.
Cheddi Jagan (1918-1997) – gujański polityk i działacz niepodległościowy, premier w 1953 r. i latach 1957-1963 oraz prezydent w latach 1992-1997, zdjęcie z 27 listopada 1962 r.
Premier Gujany, owszem, odwoływał się do socjalistycznych haseł, ale nie był radykalnym komunistą, na którego go kreowano. Historyk Calder Walton pisze, że biuro kolonialne posłużyło się po prostu komunizmem jako wymówką, bo „przyczyną zaniepokojenia Londynu były najprawdopodobniej niemałe bogactwa mineralne kolonii – znajdowały się tam ogromne złoża aluminium i boksytów”. Jagan zapowiadał nacjonalizację przedsiębiorstw wydobywających te dobra. Został obalony, a brytyjski gubernator uzyskał specjalne pełnomocnictwa. Kiedy po latach Jagan jeszcze raz wygrał wybory w niepodległej już od 1966 r. Gujanie, Brytyjczycy i Amerykanie doprowadzili do przejęcia rządów przez Forbesa Burnhama.
Walton przekonuje, że Londyn i Waszyngton, nie dopuszczając do władzy rzekomego marksistę, „stworzyły jednak potwora”. Skorumpowany Burnham doprowadził do wielu kryzysów społecznych i gospodarczych.
Neokolonialna awantura
Niemal w tym samym czasie, gdy przygotowywano operację „Windsor”, brytyjskie i amerykańskie służby doprowadziły do zamachu stanu w Iranie. W 1953 r. obalono rząd, który chciał znacjonalizować wydobycie ropy.
Czy Elżbieta II aprobowała te kroki? Można tylko spekulować – wszak jej spotkania z premierami nie były protokołowane, więc nie wiadomo, co jej mówili i jak reagowała. Wiadomo jednak, że Anthony Eden jako premier (latach 1955-57) był bardzo lubiany przez rodzinę Windsorów, zaś jego audiencje należały do najdłuższych.
W środku Anthony Eden (1897-1977) w Berlinie 15 lipca 1945 r. Eden był ministrem spraw zagranicznych (1936-1938, 1940-1945 i 1951-1955) i premierem Wielkiej Brytanii (1955-1957)
Tymczasem nowy rząd Egiptu kierowany przez Gamala Abdela Nasera postanowił znacjonalizować Kanał Sueski, kluczowy dla Brytyjczyków dukt wodny, którym transportowano ropę i który stanowił skrót do Indii i całej Azji Południowo-Wschodniej oraz Australii i Nowej Zelandii. W Londynie i Paryżu zrodził się pomysł, by wspólnie z Izraelem najechać Egipt. Zaatakować miał Izrael, a dawne kolonialne potęgi wkroczyłyby jako siły rozjemcze i przywróciły przy okazji kontrolę nad kanałem.
Są poszlaki mówiące, że królowa wiedziała o tajnej operacji. Akcja przeprowadzona jesienią 1956 r. zakończyła się fiaskiem i kompromitacją oraz spowodowała dymisję schorowanego Edena. Pałac Buckingham utrzymywał, że o niczym nie wiedział.
Jednocześnie królowa wyraziła głęboki żal z powodu odejścia Edena, a następnie przyjęła zaproszenie na prywatne z nim spotkanie. Czy traktowałaby w taki sposób premiera, który ładując się w neokolonialną awanturę, jednocześnie oszukał ją i wpakował w kłopoty?
Prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser machający do tłumów w Al-Mansura, 7 maja 1960 r.
Jesteśmy tu, bo wy byliście tam
Elżbieta II odziedziczyła upadające imperium dręczone zadawnionymi i świeżymi problemami. Próbowała je rozwiązać najlepiej, jak umiała. Imperium upadło, a zdaniem wielu największym osiągnięciem królowej było „zmiękczenie i uczłowieczenie tego procesu”.
Jednym z wyzwań, jakie stanęły przed Londynem w epoce dekolonizacji, był masowy przypływ emigrantów na Wyspy. Nacjonalistyczni przywódcy czarnej Afryki wyrzucali w latach 60. ze swych krajów dziesiątki tysięcy Hindusów oraz poddanych królowej z Karaibów do tej pory służących imperium. Przybywali oni do angielskich miast, zmieniając diametralnie strukturę społeczną kraju, co wywoływało wiele napięć. Przesłanie imigrantów do Brytyjczyków, zaniepokojonych kolejnymi falami przybyszy, było proste: „Jesteśmy tu, bo wy byliście tam”.
Jednocześnie Brytyjczycy mogli teraz eksportować swoje towary do nowych państw, co napędzało gospodarkę i tworzyło miejsca pracy.
Dbając o swe interesy, zdołali zarazem wmówić światu, że rozstali się z imperium elegancko, jak na dżentelmenów przystało.
Wszak upadek IV Republiki Francuskiej spowodowany awanturą w Algierii czy przelew krwi w koloniach Portugalii oraz Belgii pokazują, że mogło być gorzej. Postawę Brytyjczyków dawano także za wzór Rosjanom po 1991 r.
Tymczasem, gdy w 2011 r. odtajniono wiele dokumentów, okazało się, że to pożegnanie wcale nie było takie eleganckie. Walki w Palestynie, na Malajach, w Kenii, na Cyprze pochłonęły dziesiątki tysięcy ofiar. Dziś wiadomo, że także zakulisowe gry Londynu były bardzo brutalne i polegały głównie na zabezpieczaniu ekonomicznych interesów Wielkiej Brytanii w ramach Wspólnoty, której tak wdzięcznie przewodzi monarchia.
Opłakujcie królową, a nie imperium
„Być może nigdy się nie dowiemy, co królowa wiedziała, a czego nie wiedziała o zbrodniach popełnianych w jej imieniu” – napisała po śmierci Elżbiety II prof. Maya Jasanoff w „New York Timesie”, w tekście sugerującym, by opłakiwać królową jako osobę, ale w żadnym razie nie jej imperium, które powinno odejść w niebyt.
Listopad 1961 r., wizyta Elżbiety II w Ghanie. Królowa Wielkiej Brytanii i prezydent Kwame Nkrumah podczas uroczystości na stadionie w mieście Kumasi
Inne media publikowały wypowiedzi mieszkańców byłych kolonii, którzy wyrażali radość ze śmierci osoby symbolizującej tragiczne losy ich narodów. Krytycy kolonizacji potępiali królową za brytyjskie zbrodnie. Radości nie kryli irlandzcy kibice, którzy na wieść o śmierci Elżbiety II śpiewali „Lizzy’s in the box”. Bardziej poważni komentatorzy przypominali liczne okrucieństwa, jakich Anglicy dopuścili się na Irlandczykach
Irlandzcy kibice na wieść o śmierci Elżbiety II śpiewali „Lizzy’s in the box”
Kwestia Irlandii to jeden z największych i najbardziej skomplikowanych kolonialnych problemów Wielkiej Brytanii, o którym często się zapomina, bo jest tuż obok. Tu królowa ma jednak spore zasługi – w 2011 r. jako pierwsza koronowana głowa Zjednoczonego Królestwa odwiedziła Dublin po uzyskaniu przez Irlandię niepodległości dziewięć dekad wcześniej. Wzywała oba narody oraz republikanów i rojalistów do pojednania. Spotkała się nawet z dawnymi przywódcami IRA – organizacji, która przeprowadzała ataki także na członków rodziny królewskiej w celu oderwania Irlandii Północnej od Zjednoczonego Królestwa.
Elżbieta II, która odbyła ponad 250 oficjalnych podróży – w tym znakomitą część do byłych brytyjskich kolonii – podobno czuła wręcz intymną więź ze swymi dawnymi lub aktualnymi poddanymi, choć nie wiadomo, czy oni odwzajemniali te uczucia. Niemniej w kilkunastu krajach wciąż formalnie panuje rodzina Windsorów. Przy każdej wizycie Elżbiety II w stolicy odwiedzanego państwa zjawiał się wianuszek polityków, wojskowych i biznesmenów, by załatwiać swoje interesy. Wielka Brytania, zwłaszcza po brexicie, jest przekonana, że dawne kolonialne związki pozwolą jej wciąż odgrywać rolę jednego z największych światowych graczy.
Zarazem Jeremy Paxman opisujący brytyjski naród i jego tradycje w książce „Empire” zastanawia się, czy gdyby Charles de Gaulle nie sprzeciwił się pierwszym staraniom Wielkiej Brytanii o członkostwo w EWG, czyli jednoczącej się Europie, to Brytyjczycy, miast w Commonwealth, zaangażowaliby się w ten projekt z większym entuzjazmem i dziś wszyscy bylibyśmy w innym miejscu.
Korzystałem m.in. z: Lawrence James, „Rise & fall of the British Empire”, London 1999, Andrew Marr, „Prawdziwa królowa. Elżbieta II, jakiej nie znamy”, Warszawa 2012, Jeremy Paxman, „Empire. What Ruling the World did to the British”, London 2011, Calder Walton, „Imperium tajemnic. Brytyjski wywiad, zimna wojna i upadek imperium”, Wołowiec 2015
Zawartość publikowanych artykułów i materiałów nie reprezentuje poglądów ani opinii Reunion’68,
ani też webmastera Blogu Reunion’68, chyba ze jest to wyraźnie zaznaczone.
Twoje uwagi, linki, własne artykuły lub wiadomości prześlij na adres:
webmaster@reunion68.com